Historia pewnego sklepiku
Oisiedlowy, malutki sklepik w bloku. Na raczej średnio zamożnym osiedlu, ale po drugiej stronie wewnętrznej uliczki szkoła. Obserwuję jego historię od ponad 8 lat. Właśnie parę dni temu sklepik przejał kolejny, piaty już właściciel. Jak w jakimś koszmarnym śnie, wszystko zaczyna i kończy się tak samo. Jakby czas się zapętlił, tylko bohaterzy inni ...
Kiedy pierwszy raz tam zaszedłem (2005 rok), półki się uginały, sprzedawcy sympatyczni, jeżeli czegoś nie było, to wiadomo było że na następny dzień zamówia. Produkty całkiem niezłe, no idealne miejsce na dokupienie czegoś o czym się zapomniało podczas dużych zakupów, albo zabrakło. Otwarty dzień w dzień od 6 do 22. Piwo też było, pełny wybór papierosów. Ale coś zaczęło się sypać. Coraz więcej braków, coraz mniej sympatyczni sprzedawcy, skracane godziny pracy. No to pogadałem, właścicel powiedział, a daj pan spokój, interes nie idzie, dzieciaki ze szkoły słabo przychodza, sasiedzi słabo kupuja, no i też większy sklep non-stop (odległy o 300 m) swoje robi. Oczywiście im gorzej zaopatrzenie wygladało tym mniej ludzi przychodziło, no i się zapętliło. Któregoś dnia pocałowałem w klamkę. Ale dwa dni później rozpoczał się remont ...
Nowy właściel. Rozmach podobny jak na pocztku poprzedników. Ale sytuacja zaczęła mnie intersować, więc się zapytałem jak interes widzi i dlaczego sklep odkupił. No bo znakomite miejsce, no bo szkoła, no bo tyle bloków, no bo poza obleśnym (fakt) non-stopem nic nie ma, no bo poprzedni właściel mówił że obroty całkiem spoko. Ok, pomyślałem, zobaczymy. Historia identycznie się potoczyła, tyle że dłużej pękali. Ale znowu, coraz mniej towarów, coraz krócej, coraz mniej sympatyczni pracownicy.
Trzecia to była idiotka. Klasyczna, wytrzymała pół roku, z czego przez 3-mce nie mogła koncesji na piwo załatwić. Do niej nawet ludzie na starcie nie przychodzili, bo baba nie miała pojęcia o interesie, ani chęci żeby coś zrobić dobrze. Żenujace było to co powiedziała na odchodne, no cóż, jak nie to co innego, pewnie będzie próbowała do końca życia.
Czwarci byli fajni, nawet klimę założyli, mieli pomysł, szczególnie że poprzednia właścicielka odstapiła im interes z łaska, bo ponoć bardzo dobrze szedł. Napalili się. Pod koniec ich kariery deweloper nawet non-stopa zburzył, ale oni już byli tak zniechęceni i wypaleni, że nie byli w stanie odpowiednio zareagować i znowu dwa tygodnie temu zaczał się remont ...
Prawdę powiedziawszy to myślałem, że historia się zakończyła, kiedy znowu pocałowałem klamkę. Ale nie nie, sklep jest otwarty egejn. Trochę to potrwało, ale to co zobaczyłem przeszło moje oczekiwania. Kupili koncesję na mocne alkohole nawet, wybór jest naprawdę duży. Towarów i różności jest mnóstwo, nawet takie które zbyt szybko nie zejda. Jak czegoś nie ma to pani mówi - ale jutro już będzie, zapraszam. Można płacić karta, wystrój zmieniony totalnie, dwie osoby na zmianie, znowu 6-22. Kiedy mnie będa rozpoznawać podpytam się o ich plany, nadzieje i dlaczego akurat w to weszli.
Morał.
Do końca nie wiem dlaczego, ale sprawa tego sklepiku mnie bardzo mocno zaintersowała, aż tak, że postanowiłem zanudzić ja was. Na całe zagadnienie można spojrzeć wielowymiarowo.
Z wyjatkiem pierwszego właściciela wszyscy następni to ludzi młodzi. Tacy przed, albo około 30. Z ogromnym parciem na własny interes, jako jedynym sensem zaistnienia w obecych realiach (będziem biznesy kręcić). No przecież ludzie musza żreć, chlać i mieć wszystko blisko, to nie może się nie udać !!! ... Spożywka ? Czy jest gorszy interes w obecnych czasach ?
Dlaczego ktoś sprzedaje kręcacy się interes ? Mam wrażenie, że nikomu z nowych właścicieli nie chciało się poważnie nad tym zastanowić. Inna sprawa, że odchodziło prawdopodbnie łgarstwo za każdym razem, ale mam wrażenie, że nawet ci którzy czuli, że coś było nie tak w przypadku porzednika to zakładali, że po prostu był słaby i się nadawał. Nie to co my ...
Konsekwencja. I to mnie chyba kręci najbardziej. Gdzieś tak mi z tyłu głowy siedzi, że gdyby ktoś przetrzymał okres entuzjazmu i rozczarowania założeniami a tym co jest i by utrzymał odpowiedni poziom zaopatrzenia i obsługi to by to się zaczęło kręcić. Na średnim poziomie (bo miejsce wcale nie takie kolorowe), ale by się dało z tego żyć. Nie wiem, nie znam się na spożywce, ale oceniajac chociażby swoje zachowanie, gdybym miał pewność, że zawsze będzie to i to, to bym się przyzwyczaił i regularnie pewne produkty tam kupował. No cóż, obecni właściciele rokuja najlepiej, tyle że znowu, to jest ich pierwszy interes, przynajmniej tego typu (widzę pewna nieporadność w nabijaniu na kasę, zupełnie cen nie znaja), ale rozmach mnie rozczulił.
Sumujac, polskie piekiełko ma różne oblicza. Ja teraz się mogę pomadrzyć, bo już na pewne sprawy patrzę inaczej. Tyle, że jak byłem głupi to i głupi zostanę. Bo ktoś mi kiedyś wmówił, że dam radę. Oni ida ta sama droga ...
JORGE>
Kiedy pierwszy raz tam zaszedłem (2005 rok), półki się uginały, sprzedawcy sympatyczni, jeżeli czegoś nie było, to wiadomo było że na następny dzień zamówia. Produkty całkiem niezłe, no idealne miejsce na dokupienie czegoś o czym się zapomniało podczas dużych zakupów, albo zabrakło. Otwarty dzień w dzień od 6 do 22. Piwo też było, pełny wybór papierosów. Ale coś zaczęło się sypać. Coraz więcej braków, coraz mniej sympatyczni sprzedawcy, skracane godziny pracy. No to pogadałem, właścicel powiedział, a daj pan spokój, interes nie idzie, dzieciaki ze szkoły słabo przychodza, sasiedzi słabo kupuja, no i też większy sklep non-stop (odległy o 300 m) swoje robi. Oczywiście im gorzej zaopatrzenie wygladało tym mniej ludzi przychodziło, no i się zapętliło. Któregoś dnia pocałowałem w klamkę. Ale dwa dni później rozpoczał się remont ...
Nowy właściel. Rozmach podobny jak na pocztku poprzedników. Ale sytuacja zaczęła mnie intersować, więc się zapytałem jak interes widzi i dlaczego sklep odkupił. No bo znakomite miejsce, no bo szkoła, no bo tyle bloków, no bo poza obleśnym (fakt) non-stopem nic nie ma, no bo poprzedni właściel mówił że obroty całkiem spoko. Ok, pomyślałem, zobaczymy. Historia identycznie się potoczyła, tyle że dłużej pękali. Ale znowu, coraz mniej towarów, coraz krócej, coraz mniej sympatyczni pracownicy.
Trzecia to była idiotka. Klasyczna, wytrzymała pół roku, z czego przez 3-mce nie mogła koncesji na piwo załatwić. Do niej nawet ludzie na starcie nie przychodzili, bo baba nie miała pojęcia o interesie, ani chęci żeby coś zrobić dobrze. Żenujace było to co powiedziała na odchodne, no cóż, jak nie to co innego, pewnie będzie próbowała do końca życia.
Czwarci byli fajni, nawet klimę założyli, mieli pomysł, szczególnie że poprzednia właścicielka odstapiła im interes z łaska, bo ponoć bardzo dobrze szedł. Napalili się. Pod koniec ich kariery deweloper nawet non-stopa zburzył, ale oni już byli tak zniechęceni i wypaleni, że nie byli w stanie odpowiednio zareagować i znowu dwa tygodnie temu zaczał się remont ...
Prawdę powiedziawszy to myślałem, że historia się zakończyła, kiedy znowu pocałowałem klamkę. Ale nie nie, sklep jest otwarty egejn. Trochę to potrwało, ale to co zobaczyłem przeszło moje oczekiwania. Kupili koncesję na mocne alkohole nawet, wybór jest naprawdę duży. Towarów i różności jest mnóstwo, nawet takie które zbyt szybko nie zejda. Jak czegoś nie ma to pani mówi - ale jutro już będzie, zapraszam. Można płacić karta, wystrój zmieniony totalnie, dwie osoby na zmianie, znowu 6-22. Kiedy mnie będa rozpoznawać podpytam się o ich plany, nadzieje i dlaczego akurat w to weszli.
Morał.
Do końca nie wiem dlaczego, ale sprawa tego sklepiku mnie bardzo mocno zaintersowała, aż tak, że postanowiłem zanudzić ja was. Na całe zagadnienie można spojrzeć wielowymiarowo.
Z wyjatkiem pierwszego właściciela wszyscy następni to ludzi młodzi. Tacy przed, albo około 30. Z ogromnym parciem na własny interes, jako jedynym sensem zaistnienia w obecych realiach (będziem biznesy kręcić). No przecież ludzie musza żreć, chlać i mieć wszystko blisko, to nie może się nie udać !!! ... Spożywka ? Czy jest gorszy interes w obecnych czasach ?
Dlaczego ktoś sprzedaje kręcacy się interes ? Mam wrażenie, że nikomu z nowych właścicieli nie chciało się poważnie nad tym zastanowić. Inna sprawa, że odchodziło prawdopodbnie łgarstwo za każdym razem, ale mam wrażenie, że nawet ci którzy czuli, że coś było nie tak w przypadku porzednika to zakładali, że po prostu był słaby i się nadawał. Nie to co my ...
Konsekwencja. I to mnie chyba kręci najbardziej. Gdzieś tak mi z tyłu głowy siedzi, że gdyby ktoś przetrzymał okres entuzjazmu i rozczarowania założeniami a tym co jest i by utrzymał odpowiedni poziom zaopatrzenia i obsługi to by to się zaczęło kręcić. Na średnim poziomie (bo miejsce wcale nie takie kolorowe), ale by się dało z tego żyć. Nie wiem, nie znam się na spożywce, ale oceniajac chociażby swoje zachowanie, gdybym miał pewność, że zawsze będzie to i to, to bym się przyzwyczaił i regularnie pewne produkty tam kupował. No cóż, obecni właściciele rokuja najlepiej, tyle że znowu, to jest ich pierwszy interes, przynajmniej tego typu (widzę pewna nieporadność w nabijaniu na kasę, zupełnie cen nie znaja), ale rozmach mnie rozczulił.
Sumujac, polskie piekiełko ma różne oblicza. Ja teraz się mogę pomadrzyć, bo już na pewne sprawy patrzę inaczej. Tyle, że jak byłem głupi to i głupi zostanę. Bo ktoś mi kiedyś wmówił, że dam radę. Oni ida ta sama droga ...
JORGE>
0
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.
Komentarz
Czy ci ludzie gazet nie czytają, nie wiedzą, że Teutoński Oprawca y Biedrona z Portugalii zżerają wszystko, i że drobi kupcy jęczą i płaczą na tym łez padole?
Nie bardzo nawet rozumiem, jak poprzedni właściciel mógł oszukać nabywców co do obrotów: "Pokaż pan PIT, jak tam szło!" - i by było jasne.
Mam niejasne przekonanie, że ludzie to chcą, żeby było jak w XIX w., że za rzetelną pracę są normalne pieniądze. Że można mieć sklep i się z niego godnie utrzymać, a nawet zarobić na wygodny apartament i dom na wsi. Tak można było żyć w latach 50.-60., w Europie Zachodniej. Wiem co mówię, bo byłem u ludzi, którzy z jednego sklepu zabawkarskiego w Walencji doszli do zamożności.
Dziś? Dziś jest SMYK, a właśnie wchodzi TOYS'R'US, który go zeżre, a jak nie to podzielą rynek na pół, i szlus.
Jest XXI w., problem dystrybucji żywności został rozwiązany przez wielkie sieci. Jedno co można zrobić, to wymyślić jakiś Blue Ocean albo szukać niszy dla garstki świrów, wzmacnianej Allegro.
Tak to widzę - u mnie na osiedlu jest sklep z żarówkami LED i sklep dla modelarzy samochodowych, a niedaleko - dla modelarzy samolotowych. Wszystkie opierają się na niszy, na ludziach dojeżdżających z dużego obszaru, a większość sprzedaży mają przez Allegro.
To tu, to tam istnieją (wegetują?) też sklepiki osiedlowe, więc się da. Pytanie, ile się z tego wyciąga.
The author has edited this post (w 03.04.2014)
Wpis z 2 marca. Na zachete:
Kiedy obserwuję lokalny rynek w naszym mieście to można to uprościć w ten sposób że trafia do nas kilkanaście zainteresowanych osób, dla których Bio ma jakieś znaczenie. Ale i tak większość wyszukuje bio produkty pokazujące się w marketach żeby kupić jak najtaniej.
Nie wiem czy ktoś ma świadomość tego że handlowcy w sklepach ekologicznych robią wszystko dla klientów a nie dla siebie. Sklepy ekolog
...
iczne nie przynoszą żadnych znaczących dochodów, najczęściej straty i każdy ciągnie ile się da i zamyka po kilku miesiącach czy roku. Finansowo najlepiej było by sprzedawać coca cole , chipsy, papierosy, alkohol, napoje gazowane. Tego sprzedawało się najwięcej. Sklepy ekologiczne nie sprzedają tego rodzaju produktów z powodu troski o swoich klientów właśnie. Markety natomiast ślepe nie są i znowu powoli w każdym z nich pojawiają się półki z żywnością ekologiczną i znowu wszystkie małe bio sklepiki przestaną istnieć.
Klient tzw świadomy bio znowu szuka cen z lidla. Czy nie dostrzegamy manipulacji nami w tym zakresie ? przecież w biedronce chleb nie jest po 1,50 po to żeby ktoś wszedł kupił chleb i wyszedł tylko z chlebem. Tam nikt nie oczekuje takiego klienta. Ma kupić chleb +to+to+to i + pełno innych nikomu nie potrzebnych rzeczy. Większość sklepów małych bio to ludzie z pasją a nie ludzie nastawieni na zysk. Znam taki fajny sklep w Głubczycach "Eko Planeta" fajne młode małżeństwo pełni pasji i zaangażowania ale jak mają przetrwać na rynku biedronkowo lidlowym. Myślicie że chcą się bogacić ? wiem że nie, chcą przetrwać i robią wszystko żeby zadbać o swoich klientów a ludzie szukają jeszcze czegoś bio byle w markecie. Żeby nie dać 70 gr więcej za produkt w małym sklepie. Jak dla mnie to najgorsza odmiana egoizmu konsumenckiego i nie ma to nic wspólnego ze świadomymi wyborami bo musimy pamiętać że nie żyjemy tylko dla siebie i w oderwaniu od innych. Nauczmy się afirmacji, wspierajmy jeden drugiego, podnośmy się , zachęcajmy się nawzajem, troszczmy się o siebie. Jeśli ktoś świadomie kupił w markecie 45 groszy taniej tylko po to żeby nie kupić w małym sklepie to nie ma powodów do dumy. Pokazał tylko jak wielkim jest egoistą.
Wielka część pieniędzy każdego dnia emigruje z naszego kraju do portugalii, niemiec, francjii, anglii i gdzie bądź za naszym radosnym przyzwoleniem. Wywłaszczamy się usilnie na własne życzenie. Czy tak trudno jest po kojarzyć te fakty narzekając na wszystko wokół ? Naprawdę nikomu to nie przeszkadza ? czy tylko ja tak mam ?
pozdrawiam
piekarz
https://www.facebook.com/PiekarniaSmolorz
"- Przyszedł czas, by powiedzieć Polakom, że muszą się wyrzec swojej polskości" Janusz Palikot, konwersatorium "Dialog i Przyszłość", 10 lutego 2012, Warszawa
Na prowincji też się dziwne rzeczy dzieją - jeszcze 15 lat temu wszystko tu było tańsze, no bo ludzie biedni, nie? A teraz jest odwrotnie, w sklepie żelaznym w 30-tysięcznym mieście 20 km stąd kilo śrub 10 złotych, a u nas złotówka za sztukę. I tak na wszystkim, nie mniej niż 20-30% więcej niż w mieście, na wszystkim.
The author has edited this post (w 03.04.2014)
masz hipopotezę?
Do zakładki, bo mnie temat interesuje.
Ale że nie mam teraz czasu na nic, prócz przejrzenia nagłówków i kilku wpisów, .......
The author has edited this post (w 03.04.2014)
Natomiast choć ceny towarów poszły w górę to - potwierdź Przemko - ceny usług są nadal niższe niż w mieście.
Ostatnio pewien Belg, prezes polskiego oddziału potężnego japońskiego producenta (w mojej branży) powiedział wprost. To co się obecnie dzieje na polskim rynku budowlanym to jest ewenwment na skalę światową. Właściwie ten sektor można skwitować jednym słowem - no biznes. Praktycznie nic nie działa normalnie, nawet niebardzo wiedzą jaką strategię przyjąć, bo na takie coś nie ma odpowiedzi. Wszystkie żelazne zasady i schematy biznesowe się łamią, jakbyśmy żyli w świecie osobliwości, gdzie prawa fizyki się wyginają ...
JORGE>
The author has edited this post (w 03.04.2014)
A dlaczego opanowali ? Bo jest ich więcej, dużo więcej. Mam bardzo złe zdanie o nas Polakach jako całości. Myśmy skarleli dramatycznie i wcale nie w ostatnich dwudziestu latach, bo to jest po prostu niemożlwe. To musiało się zacząć długo, długo wcześniej.
JORGE>
The author has edited this post (w 03.04.2014)
Może o to chodzi?
The author has edited this post (w 04.04.2014)
1989 – 1,5 mln
Jaka Solidarność? To trwało rok.
JORGE>
The author has edited this post (w 03.04.2014)
Upadek narodu polskiego to po prostu efekt sowietyzacji oraz selekcji negatywnej przez wypychanie na emigrację jednostek aktywnych i odpornych na systemowe podlenie. Cała dekada rządów sowieckiego generała-matrioszki i jego oficera prowadzącego sprowadzała się nie do ratowania gospodarki tylko do niszczenie oistatnich punktów oporu społecznego, odbierania nadziei i hodowania sowieckiej patologii w każdej sferze aktywności ludzkiej.
Hodowla całego tego plugastwa jakie mamy dzisiaj na widoku została z sukcesem rozpoczeta 13.12.1981 To co tworzyło załgane media stanu wojennego jest beneficjentem mediów dzisiaj. Agentura MSW, IW, STASI, GRU, KGB posiana ówcześnie wśród studentów i członków Solidarności, dzisiaj sprawuje rząd dusz na Wiejskiej, w KPRM, Belwederze. Pomniejszy płaz na tej samej zasadzie rządzi regionalnie i lokalnie.
Polskojęzyczni obywatele sowieccy - wyedukowani zomowską pałą, przydziałami na mieszkanie i talonami na malucha - akceptują tę ciagłość. Ich dzieci, urodzone na przełomie 1980/90 i później, dostrzegają fasadowość kraju w którym żyją, ale nie potrafią samodzielnie wydedukować dlaczego tak się dzieje i co nalezy zrobić żeby to zmienić. Sowieckość rozumianą jako zespół charakterystycznych zachowań, przenosi się w genach. Tego się nie da wytrzebić inaczej jak przez wychowaie, a kto ma wychowywać skoro rodzice są siewcami patologii, system edukacyjny zniszczony, a w jego ruinach pęta się bez celu i pomysłu stado zsowietyzowanych nauczycieli.
Współcześni polskojęzyczni są łudząco podobni do postaci sowietów oraz sowietek naszkicowanych w powieściach i reportaży Mackiewicza. Zmienił się tylko gatunek durnot, którym hołdują.
Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity.
Dla mnie wazniejsza przyczyna upadku Polakow jest piramida zdrady - a to zdarzylo sie po roku 1989. Polacy przez lata 80-te zaufali pewnym ludziom. Pierwszy zdradzil Gueremeque slynnym “pacta sunt conventa”, na co oburzeniem zareagowal Schechter, ktory… chwile pozniej tez zdradzil, co wzburzylo Mazowera, ktory… wiadomo. Sprzeciwil sie temu Bolek I chwile pozniej dolaczyl do reszty. Najdluzej trzymal sie hrabia Bul de Ruska Buda, znalazl sie dopiero na widelcu, kiedy WSI pomoglo mu odzyskac pieniadze, ktore ukradl Solidarnosci. Symboliczna pieczecia, istna orgia zdrady bylo nocne odwolanie rzadu Olsza. Polacy przestali wierzyc w Boga (choc do Kosciola z przyzwyczajenia chodzili) I uznali, ze na swiecie jest tylko zlo.
Bo zdrada jest najwiekszym zlem, dla zdrajcow Dante zarezerwowal ostatni krag Piekiel.
Nie bylo strzalow, nawet malo kto podniosl glos a milionom ludzi wytarto dusze.
The author has edited this post (w 04.04.2014)
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
I jeszcze mowi sie: prosze, popatrzcie to dziala, powstaja nowe drogi a ludziom zyje sie dostatnie.
Bojac sie tego co zabija cialo zapomnielismy, ze gorzej jest stracic ducha.
Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity.
tę część księży/biskupów/dziś biskupów, którzy -
jak owieczki(!)
- poszli za wyżej wymienionymi.
Zgadzam się z tezą, że czystym materializmem nie da się wszystkiego wytłumaczyć,
ot, wycinki, np. siłę prądu czy przyspieszenie stałe - tam "pana Boga nie trzeba wkładać do równań".
Wolę dobrych Polaków ZŁAMANO duchem, a nie brakiem dóbr na półkach (kiedyś), nadmiarem dóbr na półach (dziś).
=
@randolph
Pierwsza emigracja to ludzie również zdesperowni (i Tam wychodzący na plus lub na... minus człowieczeństwa) oraz szumowiny.
Poprzez wszystkie teraźniejsze zmiany w piekarni i w sklepach chcemy rzucić wyzwanie obecnemu stanowi rzeczy jaki otacza nas zewsząd w produkcji i w handlu.
Wierzymy że każdy człowiek ma prawo do zdrowego jedzenia że każdy ma prawo zadbać o swoją rodzinę a szczególnie swoje dzieci.
Wierzymy że otaczająca nas pospolitość, wszechobecne reklamy , które komunikują nam jakich mamy dokonywać zachowań jest zwrócona przeciwko nam. Wierzymy że konsumpcja i pęd do niej nie jest nakierowany na nasze dobro i z troski o nas.
Wierzymy że można to zmienić dlatego pieczemy zdrowy chleb sprowadzamy zdrowe produkty i surowce i zależy nam żeby nasz wyrób był etyczny. Nie chcemy go rozreklamować ale chcemy ogłosić przesłanie że wierzymy w możliwość dostępu do zdrowego, prawdziwego nie przetworzonego jedzenia.
Wierzymy że są osoby, które podzielają tą potrzebę i są gotowe przyłączyć się do nas w tej ekscytującej podróży. Zapraszamy , przyłącz się do nas.
Wierzymy że dobry chleb to rzemiosło, nie fabryka. Wierzymy że dobre warzywa to małe rolnicze gospodarstwo nie kombinat z monokulturami. Wierzymy że wysoka technologia zniszczyła to czym karmili się nasi dziadkowie i czasem rodzice.
Zostało nam wspomnienie z przeszłości. Obecne nazwanie produktu „dziadunia“ lub „babuni“ nie zaklina rzeczywistości i takim się nie staje niestety.
Wierzymy że możemy krok po kroku zmieniać nasze zakupowe przyzwyczajenia i inspirować się wzajemnie do zrównoważonych zachowań w stylu naszego odżywiania. Często również przez powrót do wspólnych posiłków przy jednym stole o tym samym czasie we wspólnym gronie.
To buduje relacje, a co mamy ważniejszego ?
Kiedy siadam z rodziną przy stole i mogę zidentyfikować każdy produkt, który na nim leży jako zdrowy wiem że to niezwykły przywilej. I siedząc przy stole, kiedy z wdzięczności modlę się do mojego Zbawiciela dziękując mu za jedzenie na moim stole, za Jego łaskę że doprowadził mnie do miejsca w którym dzisiaj jestem , dziękując za wszystkie rzeczy, których się zwyczajowo nie zauważa, za możliwość pracy i pokonywania każdego dnia mimo wielu kłopotów i trosk to wiem że ktoś się o mnie troszczy i przeprowadzi mnie przez wszystko.
Cieszę się że Mu zaufałem.
piekarz
"- Przyszedł czas, by powiedzieć Polakom, że muszą się wyrzec swojej polskości" Janusz Palikot, konwersatorium "Dialog i Przyszłość", 10 lutego 2012, Warszawa
Ja nazywam to odwroceniem Dziela Stworzenia: projektem postulujacym upodobnienie czlowieka do materialu z ktorego powstal - gliny. Glina nie krzyczy, niczego sie nie domaga, posci doskonale, bo nic nie je, i doskonale daje sie kazdemu ugniatac. Zdaniem niektorych duchownych im czlowiek do gliny bardziej podobny, tym lepszym chrzescijaninem jest. Az Bogu sie dziwia, ze tak nierozsadnie postapil.
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
Jest wojna. Do biesiady ze zdrowym chlebem i swietymi warzywami zasiadziemy, jak ja wygramy. Nie za pomoca lukow.
A jak przegramy, to zryc bedziemy, co nam do koryta rzuca, a nie co wybralismy.
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
Ja wyszedlem z Play i mam siec w Naszej Rodzinie. Bangla nawet za granica.
Jak psa mialem kupic to znalazlem hodowle w powiecie bochenskim gdzie ponad 80% glosow w 2010 padlo na JarKacza, wyguglowalem sobie wlascicieli i zarydzykowalem. Osobisty kontakt potwierdzil ze pieniadze poszly z PiSu do PiSu. A moglem psa kupic o 400 km blizej.
Przynajmniej wiem ze moja suka jest pisoska.
I tak za kazdym razem. Jak producenci "Demona" (i sokow ktore pijam) zaangazowalio nergala do reklamy , to wzialem udzial w bombardacji ich dzialu marketingu. Reklamy z nergalem poza internet nie wyszly.
I tak , krok po kroku. Trzeba robic swoje.
"- Przyszedł czas, by powiedzieć Polakom, że muszą się wyrzec swojej polskości" Janusz Palikot, konwersatorium "Dialog i Przyszłość", 10 lutego 2012, Warszawa
Jak na razie
sprowadza sie ona do wypieku chleba.
Moze sie do nich zglosze ale dopiero, kiedy dojda do technik cerowania skarpetek. Przepraszam za malo wyrafinowany dowcip ale IQ od takich akcji tez mi opada.
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
A proszę rzucić okiem na taką wymianę zdań:
http://rebelya.pl/forum/watek/72683/
Jak z czymś takim dyskutować? Nie mówię że akurat z nimi.
The author has edited this post (w 04.04.2014)