"Wyczha! puściliśmy razem Ja i Asesor, razem, jakoby dwa kurki Jednym palcem spuszczone u jednej dwururki; Wyczha! poszli, a zając jak struna smyk w pole" Nie pamiętam w żadnej powieści Austen takiego konkretnego opisu sportu. Szukam w pamięci, ale chyba mam luki. Emma? Zbieranie truskawek dla zabawy i układanie szarad. Rozważna i romantyczna? Jeden z bohaterów był myśliwym. Mansfield Park? Nic, oprócz zabawy w teatr. Duma i uprzedzenie? Spacery piesze i wycieczki krajoznawcze. Perswazje? Wycieczki po okolicy i podróże do wód. Nie wiem, czy przejażdżki konno uprawiane przez młode damy dla zdrowia można zrównać z Zosinymi zabawami w ogródek? Sam ostatni zajazd na Litwie - poprzedzony wachlowaniem się ławkami w zamku - też przecież miał charakter jakby sportowej rywalizacji. Nie chodziło o spalenie żywcem mieszkańców Soplicowa, bo celem ataku były głównie kurnik, piwniczka itd. Konwenanse - są, hierarchia - jest, rywalizacja - owszem. Jedyne, czego brak, to że damy (Zosia, Telimena) nie grają na klawikordzie/fortepianie. Bo u Austen panie, a szczególnie panny uważały grę za swój obowiązek, w tym też rywalizowały, z różnymi efektami. Czyżby angielskie i polskie średnie i wyższe warstwy około 1800 roku niczym się specjalnie nie różniły?
Asesor i Rejent to rywalizacja osób - stała i na wszystkich polach, a nie sport. Sport to chwilowa (a nie stała) rywalizacja według ustalonych reguł z kimś, kto akurat między 15:00 a 16:30 jest w przeciwnej drużynie. Może być to nieznajomy, może być to najlepszy przyjaciel. W rywalizacji sportowej nie ma nic osobistego, to jest podciąganie siebie względem tego drugiego. Zaraz padnie moje ulubione słowo - formacja. Kiedyś się zastanawiałem jak się ma sport do chrześcijaństwa. Czy chrześcijanin powinien rywalizować? Tak! Dlatego, że rywalizacja jest formacją, dlatego, że wyciska z człowieka siódme poty. Dobrze robi człowiekowi wyciskanie siódmych potów a Polakom jest to potrzebne bardziej niż innym. Księga ostatnia w hipotetycznym eposie Mr Thaddeus miałaby tytuł "Scigajmy się!" The author has edited this post (w 16.01.2014) Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
Nie do końca się zgadzam z tym tekstem. To nie chodzi kryzys ekonomiczny. Wg mnie po pierwsze to jest moda. Ale drugim, istotnym czyniikiem jest kwestia ucieczki od świata, którego ludzie nie rozumieją. Sport jest prosty. Sport to wysiłek, w zależności od dyscypliny pokonywanie własnych ograniczeń, albo rywalizacja z innymi. Ale rywalizacja oparta na jasnych i zrozumiałych zasadach. Zasadach bezwględnie przestrzeganych przez wszystkich uczestników (bo inaczej nikt z nimi nie będzie chciał się bawić). Jest to masaż mózgu po walce w pokrętnym realu. Tak, jest to ucieczka, ale wg mnie nie przed biedą. JORGE> The author has edited this post (w 16.01.2014)
JORGE Ale po co to piszę. Wbrew pozorom dużo jest ludzi z takim nastawieniem jak opisałem na swoim przykładzie. Natomiast zauważyłem ostatnimi laty, że ludziom przestało się chcieć chcieć. Oczywiście, przynajmniej w przypadku mojego towrzystwa, dogoniła proza życia, poważne problemy, brak czasu itd. Ale z drugiej strony na sporty tzw. egoistyczne, dla siebie, czas znajdują. Cóż, faktycznie to bardzo źle, bo gierki są potrzebne, w każdym wieku to nie jest infantylizm. JORGE>
Cholernie błyskotliwa obserwacja. Korzystając z okazji się podepnę i też opiszę. Może jestem ułomek, ale uwielbiam charatać w gałę. Gram ze znajomymi, raczej dalszymi niż bliższymi, od paru lat w amatorskiej lidze. Na początku strasznie mnie wkurzało, jak nie wyrabiałem kondycyjnie i po 15 min.oddychałem rękawami, a objeżdżali mnie siwi z brzuszkami. Zacząłem biegać, ale nie taki dżoging po pedalsku, z ajcośtam w uszach, ale chamską interwałówkę na sprinty. Udawało mi się raz w tygodniu najwyżej. Zmobilizowałem się do regularnego grania, podpatrzyłem, co taktycznie mogę poprawić w swojej grze. No i tak patrzę na tą drużynę, jestem najstarszy, mam największe obowiązki rodzinne a... jestem na meczach regularnie, mam najlepszą kondycję, a kulturą i organizacją gry jestem na zupełnie innym poziomie. Kolesie w ogóle nie mają ochoty grać sprawnie, mieć podstawową organizację na boisku, jak stracą piłkę to stają jak jakieś cioty, zamiast sobie krzyknąć "straciłem piłkę, to teraz wyszarpię ją spowrotem". Mam wrażenie, że ja przychodzę pograć, żeby zagrać jak najlepiej, jak najładniej, a wielu... ot tak. Przyjść, cośtam pokopać, nie przejąć się tym, że dają ciała totalnie i to tak, że aż wstyd (ja rozumiem, że można nie mieć kondycji, ale jak się nie ma siły to są zmiany z rezerowymi, a nie dreptanie i udawanie playmekera). Im się nie chce być lepszymi- to jedno. A drugie- jeszcze gorsze- uważają, że są naprawdę dobrzy (a mylą się okrutnie). Mam wrażenie, że to jest w ogóle zbiorowa choroba duszy. A trzecie, równie groźne- wszyscy są ekspertami. Każdy nowy zawodnik, a schemat ten sam- zagrał drugi mecz, ale już doskonale wszystko wie, trzeba takim ustawieniem, rogi i wolne on będzie wybijał bo ma pomysł itd. Żadnej pokory, skromności.
Powiem tak: W naszym pięknym kraju rośnie popularność WYŁĄCZNIE aktywności sportowej łączącej się z poprawą ATRAKCYJNOŚCI sylwetki. Czyli wyszczuplające biegi, fitness, ograniczona siłownia itp. To ma niewiele wspólnego ze sportem rozumianym jako GRUPOWA rywalizacja, a tylko taka przygotowuje do starcia z realnym przeciwnikiem.
JORGE Tak, jest to ucieczka, ale wg mnie nie przed biedą.
A może jednak? W sposób taki że się wzmacniam, sprawdzam, na ile mnie stać, muszę być silniejszy na wszelki wypadek. To dość naturalna reakcja skoro żyjemy w stanie permanentnej wojny, a taki obraz płynie z mediów. Nie wiem na ile świadomie ludzie tak kombinują ale wyższa sprawność fizyczna to też mniejsza szansa na zachorowanie czy kontuzję.
Alez jest w Polsce rywalizacja. Kto ma wiekszy telewizor, lepsze mieszkanie, kto wyjechal w bardziej atrakcyjne miejsce. To nie jest rywalizacja? Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity.
CobraVerde Nie wszystko stracone. Jest gość, co regularnie stawiając się na boisku, daje przykład całemu narodowi.
Niemiec. Wszystko się zgadza. Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
los Kiedyś się zastanawiałem jak się ma sport do chrześcijaństwa. Czy chrześcijanin powinien rywalizować? Tak! Dlatego, że rywalizacja jest formacją, dlatego, że wyciska z człowieka siódme poty.
Kurcze, wątek poruszył mi w głowie kilka myśli, a nie mam dużo czasu, więc postaram się je bardzo skrótowo przedstawić: 1. Przemko wrzucił juz jeden link do rebelki, ja podam drugi: http://rebelya.pl/post/5223/joanna-duda-gwiazda-o-zapomnianym-obliczu-stanu PRL w wielu sprawach doskonale wiedział, jak postępować z ludźmi. Ekstremalni podróżnicy, pomimo żelaznej woli i kilku innych imponujących cech, nie byli nigdy moimi idolami. Mogli być elitą, autorytetami, ale woleli zamknąć się w swoim świecie za konfitury od władzuni (jest to bardzo duża generalizacja, więc proszę nie podawać kontrprzykładów, wiem, że takie istnieją). 2. Co do MWzWMów i lemingów, to faktycznie widzę po znajomych, że jest pęd na sporty indywidualne, ale podobnie jak w przypadku podróżników chodzi tu głównie o oderwanie się od świata (od razu kontrprzykład - kolega maratończyk, który organizuje lokalny bieg 11.11 i generalnie jest dobrym patriotą). 3.Dobra, lemingi biegajo, a co z reszto? Dzieje się dużo. Zobaczcie jak to się robi w Warszawie (jak komuś nie podoba się muzyka niech sobie przyciszy, chodzi o obrazy): http://www.youtube.com/watch Jeśli dobrze się rozumiemy, macie to dokładnie to o czym piszecie - rywalizacja, braterstwo, też przygotowanie do walki z wrogiem niekoniecznie wewnętrznym;-) Na swoim podwórku widze podobny trend: kibice zorganizowali treningi boksu, jest drużyna piłkarska, rugby, także grupa biegaczy. Na własną rękę ludzie też zapisują się na Krav Magę, tajski boks i podobne. W ogóle nie wiem czy wiecie, ale Wiara Lecha ostatecznie się nie rozwiązała. 30 grudnia odwołano poprzednią uchwałę i zmieniono profil z kibicowskiego na promujący sport i turystykę. Normalnie jak Sokoły, brakuje tylko treningów strzeleckich:-) 4. Wniosek nasuwa mi się następujący - w kilku obszarach widać, że po latach zniewolenia kształtuje się na nam lud jak w każdym zdrowym narodzie. Mohery, pisiory, kibole (choć bardziej pasowałoby mi tu określenie dziś już trochę nieaktualne - młodzież z klasy robotniczej). Czego brakuje? Elit! Są pojedyńcze osoby, ale nie widać, by chciały tworzyć wspólny front. Doskonale pokazuje to historia z "Resortowymi dziećmi". Panie i panowie "ą", "ę" bułkę przez bibułkę boją się wziąć odpowiedzialność za kraj.
Rosnące zainteresowanie sportami indywidualnymi widać najlepiej w dużych miastach. Może to reakcja na g-wniany tryb życia, w którym niezależnie czy w pracy czy w domu najłatwiej dorobić się odcisków na tyłku? Inny możliwy powód - z własnej obserwacji: umówienie się na grę zespołową - dawniej sprawa naturalna - urasta dziś do jakiejś niemożliwości. Sport indywidualny to łatwiejszy zamiennik. Na tym przykładzie dobrze widać jak wiele się zmieniło w krótkim czasie w Tymkraju. Tzw. "brak czasu" na cokolwiek, atomizacja, słabnące więzi, itd. The author has edited this post (w 17.01.2014)
Baudzo dobry wątek! Anglik mieszkający w Polsce z którym się tak trochę zakumplowałem dokładnie na to samo zwrócił uwagę. Że w UK sport jest bardzo bardzo istotną częścią kultury, i to nie byle jaki ale taki gdzie można przegrać. A tu to mają wszyscy w nosie. Nie rozumiał też uwag odnośnie braku czasu, obowiązków itp. Where there's a will there's a way, i nie da się nie zgodzić. Ja natomiast współzawodnictwa nie lubiłem od dziecka i starałem się zawsze go unikać. Beło to jednak zjawiskiem nienazwanym i nieopisanym, dopiero w ostatnich latach staram się to świadomie zmienić. The author has edited this post (w 17.01.2014)
Dzięki polmisiek, chodził za mną od jakiegoś czasu wątek o przyczynach powstawania ruchu kibicowskiego i nie wiedziałem z czym to połączyć. Najpierw należałoby obejrzeć to, od 8:48 zaczyna się tłumaczenie skąd wzięli się kibole w Anglii: http://www.youtube.com/watch W Anglii wyrosły one w latach 60-tych. Nie sądzicie że to nie przypadek że właśnie wtedy? Również nie wydaje mi się przypadkiem że w III RP, ze szczególnym naciskiem na ostatnią dekadę kiedy ruch stał się bardziej masowy i jednocześnie coraz bardziej świadomy. Natury nie oszukasz.
Cóż, być może AD 2014 rzeczywiście różne jest podejście do sportu między nacją anglosaską i Polakami. A przyczyny szukałabym raczej w tym, że nie mieliśmy takiego Churchilla, który wystawiłby W. Brytanię Hitlerowi w 1939, ichniejszego premiera spuścił do Gibraltaru, a potem podarowałby zbombardowany i zrównany z ziemią Londyn z przyległościami Stalinowi. Kto walczy o życie i stoi na barykadzie, ten nie ma czasu na zabawę w rzucanie piłeczkami do dziurek. Natomiast śmiem twierdzić, że około roku 1800 mimo różnej sytuacji politycznej nie było jeszcze pod tym względem większych różnic między szlachtą polską i angielską (jeszcze raz odwołam się do opisów Austen) i nie było ich w latach 1919-1939 (wspomnienia rodzinne chociażby). Wręcz przeciwnie - zmysł sportowej rywalizacji to ważna część polskiej duszy, Polacy niegdyś w tym przodowali. Tylko że jest tu jeden warunek - potrzeba odrobiny wolności, minimum poczucia bezpieczeństwa i stabilności życia. Może nie wszyscy są tego świadomi, ale piewszy na świecie konkurs muzyczny odbył się w Warszawie. Był to Konkurs Chopinowski. I właśnie Polak, prof. Jerzy Żurawlew, jest autorem idei współzawodnictwa quasisportowego wśród młodzieży muzycznej. Jako Polka nie mam kompleksów.
A tak z innej beczki to kompletnie wolnym od w/w mankamentu wydaje się być Robert Kubica. Cheba go w tych Włoszech solidnie wyegzorycyzmowali z tego Belfegora. The author has edited this post (w 17.01.2014)
Tak przy okazji, ma ktoś przedostatni nume Flądry? Jest tam wywiad z Cassem Pennantem, byłym szefem bojówki WHU. W Ępiq przeczytałem tylko fragment o tym, że kibolstwo to była tam walka klas jaką chłopacy z robotniczych osiedli wypowiedzieli Thatcher.
kania.zu.kurz Kto walczy o życie i stoi na barykadzie, ten nie ma czasu na zabawę w rzucanie piłeczkami do dziurek.
Gdy się walczy o życie na barykadzie oznacza to że już pewna walka została przegrana. Jest takie powiedzenie, że im więcej potu na treningu tym mniej krwi na polu walki. Anglicy zdaje się opanowali tę zasadę do perfekcji, ostatni raz wojnę na swoim terenie mieli w XI wieku i, co ciekawe, była to wojna która ich stworzyła. Zauważyliście jak łatwo Wilhelm Bękart stał się Wilhelmem Zdobywcą?
balwan.ze.zbrucza Dyplomatyka i instrumenty pochodne.
To tez sie z tomatem wiaze - poniewaz nie rozumieja Anglosasow, Polacy tez nie rozumieja Wall Street. Polskie wyobrazenie Wall Street jest takie: sa zli bogacze, ktorzy zabieraja pieniadze dobrym biedakom. Wiecej szczegolow wizji sie nie podaje, bo trzeba by odpowiedziec na kilka pytan: gdzie sa ci biedacy na Wall Street i jak to mozliwe, ze przez 200 lat dobrowolnie oddaja kase bogaczom i ciagle jeszcze sa biedacy z kasa (oksymoron!) chetni do tego oddawania. A wtedy bylyby problemy ze spojnoscia logiczna i zgodnoscia z faktami oraz prawami rzadzacymi ludzmi. A rzecz jest bardzo prosta - Wall Street to jedna wielka gra. Sektor finansowy zyje z (niewielkiej) marzy jaka pobiera od innych galezi gospodarki a rozdzielana jest ona w trakcie partii pokera. Lepsi gracze dostana wiecej, gorsi mniej ale nikt pretensji nie ma. Zdarzaja sie oszusci ale caly system jest w zasadzie uczciwy - bo trwajaca dwiescie lat partia pokera nie moze byc oparta na oszustwie. Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
kania.zu.kurz wynik bitwy o Anglię nie był taki oczywisty Anglicy mają niespłacony dług wobec polskich lotników choć może ktoś uzna, że bombardowanie miast nie było przejawem wojny na własnym terenie, musiała być ta symboliczna stopa wroga
W ogóle wobec Polski mają niespłacony dług ale on nie zostanie nigdy nawet uznany, takie są zasady między imperiami. Pewnego rodzaju stopą wroga na ich terenie były rakiety V2, latały szybciej od dźwięku więc nie można było usłyszeć że nadlatują. To dość przerażająca perspektywa.
o właśnie, rozpracowanie V2, kolejny dług wobec Polaków
nigdy nie mów nigdy, to raz, a dwa, kto powiedział, że Polska nie może w nawet niedługim czasie odrodzić się jako imperium - i wyznaczać reguły uznawalności zadłużenia (istnieją nawet nieestetyczne podejrzenia, że to dlatego rząd Kaczyńskiego musiał upaść - zbyt szybko Polska rosła w siłę i ktoś się mocno wystraszył starych weksli)
nawet jeśli dłużnik nie chce uznać długu, a wierzyciel nie ma chwilowo możliwości jego wyegzekwowania, to wcale nie oznacza, że dług nie istnieje
Racja. V2, Wał Atlantycki, Enigma, Auschwitz... już samo odkłamanie historii postawi anglosasów w takim położeniu że tylko sobie strzelić w łeb. A jeszcze nie przeszliśmy do kwestii pieniędzy, no i gdzie jest złoto?
polmisiek A tu to mają wszyscy w nosie. Nie rozumiał też uwag odnośnie braku czasu, obowiązków itp. Where there's a will there's a way, i nie da się nie zgodzić. Ja natomiast współzawodnictwa nie lubiłem od dziecka i starałem się zawsze go unikać. Beło to jednak zjawiskiem nienazwanym i nieopisanym, dopiero w ostatnich latach staram się to świadomie zmienić.
I tu też nie można popełnić błędu. To wcale nie jest tak, że każdy musi brać udział we współzawodnictwie. Są dusze artystyczne czy spokojne, czerpiące radość ze ułożonej, perfekcyjnej pracy, cieszące się wielma różnymi sprawami. Pomajsterkować coś, zbudować, stworzyć, niekoniecznie to wszystko musi być okraszone wspołzawodnictwem. Natomiast chyba istotnie tak jest, że jakaś cześć społeczeństwa, może i nawet ta większa powinna mieć jednak żyłkę rywalizacji, wyjechane ambicje i lubić grę. Tylko też, np. w takiej Ameryce dochodzi do patologicznych przegięć. Zwycięzca bierze wszystko, liczy się tylko wygrany, numer 1. Tam w sporcie drugie, trzecie miejsce to porażka. A jak kopią słabeuszy, przegranych, ostatnich !!! Pamiętam kiedy zacząłem interesować się NBA zespołem najlepszym było Los Angeles Lakers, jak się wszyscy rozpływali show-time, piękny styl, wygrywali. Ale w Los Angeles był też drugi zespół, Clippers, outsider, po którym jechano jak po łysej kobyle w całych Stanach. Szydera okrutna, frajerzy, śmiech na cały krej, ba świat. I w tym tonie były artykuły nawet w poważnych pismach zajmujących się NBA. Nie rozumiałem wtedy o co chodzi, dopiero później zauważyłem, że to typowo amerykańskie. Durne, prymitywne i bezduszne. A prawda była taka, że właściciel Clippers chciał rónoważyć budżet i nie szaleć. Z ogromnym rozbawieniem obserwuje jednak to co się dzisiaj dzieje, bo właściciel Clippersów się wkurwił i sypnął kaską. Ale rozsądnie, bo zbudował zespoł, który ma szanse na mistrzostwo NBA, grają piękną koszykówkę, i łoją tych plastikowych (pogrążonych w kryzysie) Lakersów jak chcą w derbach. Uwielbiam takie sytuacje, kiedy tym buraczanym szydercom dawny outsider pokaże swoją wielkość i jeszcze na łeb nasika. W każdym razie nie uznaje takiej zasady, całuj dupę zwycięzcom, kop przegranych, a ludziom, narodom i społeczeństwom, które jednak tak uważają (i robią) wojna po wsze czasy. JORGE>
Podczas czytania tytułu wątku pomyślałam, że oto idea XIV Księgi się wyłania
20+ lat temu Polacy wykazali iż są narodem przedsiębiorczym, tacy Słowacy nadal uważają nas za rekinów biznesu. Potem nadeszła semimafijna rzeczywistość czyli dokręcanie śruby i obecnie potrafię policzyć może pięciu właścicieli firm, którzy są w miarę uczciwi, reszta uczciwych nieprzeżyła. A ci uczciwi zarabiają prawie tyle samo co ich pracownicy. A do jukeja pojechało sporo naiwnych Wacków, którzy "pomyśleli" byli, że tam raj i teraz siedzą bez ubezpieczenia (!) i psują opinię. Ponadto działasz Losie w branży, w której o ile wiem nie potrzebujesz jakiś zaświadczeń, ot jesteś weltberühmte Spezialist; paradoksalnie jakbyś był wykwalifikowaną polską pielęgniarką to byś musiał trzy latka tyrać jako salowa i robić w międzyczasie pierdylion kursów doszkalających, a potem i tak nie pozwolą ci wsadzić welflonu, bo to działka lekarza. Brytole chronią swoje interesy i tyla.
1. polowanie było taką konkurencją. I pojedynki, ale polowanie przede wszystkim. 2. mieszkam w blokowisku, wielkim - 70 tys. ludzi. Wszystkie dostępne w okolicach sale gimnastyczne są pozajmowane w całości, często właśnie na gry zespołowe - piłka nożna, koszywków, piłka ręczna w gronach zawodowych albo znajomych. Przed moim domem jest boisko koszykówki zajęte do późnego wieczora, wieczorami nie przez dzieci. Znam też sporo ludzi grających stale w karty, nawet jest w pobliżu klub brydżowy. Ludzie lubią konkurować w cywilizowany sposób. W biznesie u nas nie ma konkurencji bo jest walka o życie + gra znaczonymi kartami i z nożem wbitym w blat.
Komentarz
A co powiecie na taką diagnozę?
http://rebelya.pl/post/4321/1500-znakow-sport-ucieczka-polakow-przed-kryzys
Nie pamiętam w żadnej powieści Austen takiego konkretnego opisu sportu. Szukam w pamięci, ale chyba mam luki. Emma? Zbieranie truskawek dla zabawy i układanie szarad. Rozważna i romantyczna? Jeden z bohaterów był myśliwym. Mansfield Park? Nic, oprócz zabawy w teatr. Duma i uprzedzenie? Spacery piesze i wycieczki krajoznawcze. Perswazje? Wycieczki po okolicy i podróże do wód.
Nie wiem, czy przejażdżki konno uprawiane przez młode damy dla zdrowia można zrównać z Zosinymi zabawami w ogródek?
Sam ostatni zajazd na Litwie - poprzedzony wachlowaniem się ławkami w zamku - też przecież miał charakter jakby sportowej rywalizacji. Nie chodziło o spalenie żywcem mieszkańców Soplicowa, bo celem ataku były głównie kurnik, piwniczka itd.
Konwenanse - są, hierarchia - jest, rywalizacja - owszem. Jedyne, czego brak, to że damy (Zosia, Telimena) nie grają na klawikordzie/fortepianie. Bo u Austen panie, a szczególnie panny uważały grę za swój obowiązek, w tym też rywalizowały, z różnymi efektami.
Czyżby angielskie i polskie średnie i wyższe warstwy około 1800 roku niczym się specjalnie nie różniły?
Kiedyś się zastanawiałem jak się ma sport do chrześcijaństwa. Czy chrześcijanin powinien rywalizować? Tak! Dlatego, że rywalizacja jest formacją, dlatego, że wyciska z człowieka siódme poty. Dobrze robi człowiekowi wyciskanie siódmych potów a Polakom jest to potrzebne bardziej niż innym.
Księga ostatnia w hipotetycznym eposie Mr Thaddeus miałaby tytuł "Scigajmy się!"
The author has edited this post (w 16.01.2014)
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
JORGE>
JORGE>
The author has edited this post (w 16.01.2014)
Korzystając z okazji się podepnę i też opiszę. Może jestem ułomek, ale uwielbiam charatać w gałę. Gram ze znajomymi, raczej dalszymi niż bliższymi, od paru lat w amatorskiej lidze. Na początku strasznie mnie wkurzało, jak nie wyrabiałem kondycyjnie i po 15 min.oddychałem rękawami, a objeżdżali mnie siwi z brzuszkami. Zacząłem biegać, ale nie taki dżoging po pedalsku, z ajcośtam w uszach, ale chamską interwałówkę na sprinty. Udawało mi się raz w tygodniu najwyżej. Zmobilizowałem się do regularnego grania, podpatrzyłem, co taktycznie mogę poprawić w swojej grze. No i tak patrzę na tą drużynę, jestem najstarszy, mam największe obowiązki rodzinne a... jestem na meczach regularnie, mam najlepszą kondycję, a kulturą i organizacją gry jestem na zupełnie innym poziomie. Kolesie w ogóle nie mają ochoty grać sprawnie, mieć podstawową organizację na boisku, jak stracą piłkę to stają jak jakieś cioty, zamiast sobie krzyknąć "straciłem piłkę, to teraz wyszarpię ją spowrotem". Mam wrażenie, że ja przychodzę pograć, żeby zagrać jak najlepiej, jak najładniej, a wielu... ot tak. Przyjść, cośtam pokopać, nie przejąć się tym, że dają ciała totalnie i to tak, że aż wstyd (ja rozumiem, że można nie mieć kondycji, ale jak się nie ma siły to są zmiany z rezerowymi, a nie dreptanie i udawanie playmekera).
Im się nie chce być lepszymi- to jedno. A drugie- jeszcze gorsze- uważają, że są naprawdę dobrzy
(a mylą się okrutnie). Mam wrażenie, że to jest w ogóle zbiorowa choroba duszy. A trzecie, równie groźne- wszyscy są ekspertami. Każdy nowy zawodnik, a schemat ten sam- zagrał drugi mecz, ale już doskonale wszystko wie, trzeba takim ustawieniem, rogi i wolne on będzie wybijał bo ma pomysł itd. Żadnej pokory, skromności.
W naszym pięknym kraju rośnie popularność WYŁĄCZNIE aktywności sportowej łączącej się z poprawą ATRAKCYJNOŚCI sylwetki.
Czyli wyszczuplające biegi, fitness, ograniczona siłownia itp.
To ma niewiele wspólnego ze sportem rozumianym jako GRUPOWA rywalizacja, a tylko taka przygotowuje do starcia z realnym przeciwnikiem.
Oni to wszystko wiedzieli, ponad dwa tysiące lat temu.
JORGE>
Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity.
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
1. Przemko wrzucił juz jeden link do rebelki, ja podam drugi:
http://rebelya.pl/post/5223/joanna-duda-gwiazda-o-zapomnianym-obliczu-stanu
PRL w wielu sprawach doskonale wiedział, jak postępować z ludźmi. Ekstremalni podróżnicy, pomimo żelaznej woli i kilku innych imponujących cech, nie byli nigdy moimi idolami. Mogli być elitą, autorytetami, ale woleli zamknąć się w swoim świecie za konfitury od władzuni (jest to bardzo duża generalizacja, więc proszę nie podawać kontrprzykładów, wiem, że takie istnieją).
2. Co do MWzWMów i lemingów, to faktycznie widzę po znajomych, że jest pęd na sporty indywidualne, ale podobnie jak w przypadku podróżników chodzi tu głównie o oderwanie się od świata (od razu kontrprzykład - kolega maratończyk, który organizuje lokalny bieg 11.11 i generalnie jest dobrym patriotą).
3.Dobra, lemingi biegajo, a co z reszto? Dzieje się dużo. Zobaczcie jak to się robi w Warszawie (jak komuś nie podoba się muzyka niech sobie przyciszy, chodzi o obrazy):
http://www.youtube.com/watch
Jeśli dobrze się rozumiemy, macie to dokładnie to o czym piszecie - rywalizacja, braterstwo, też przygotowanie do walki z wrogiem niekoniecznie wewnętrznym;-) Na swoim podwórku widze podobny trend: kibice zorganizowali treningi boksu, jest drużyna piłkarska, rugby, także grupa biegaczy. Na własną rękę ludzie też zapisują się na Krav Magę, tajski boks i podobne. W ogóle nie wiem czy wiecie, ale Wiara Lecha ostatecznie się nie rozwiązała. 30 grudnia odwołano poprzednią uchwałę i zmieniono profil z kibicowskiego na promujący sport i turystykę. Normalnie jak Sokoły, brakuje tylko treningów strzeleckich:-)
4. Wniosek nasuwa mi się następujący - w kilku obszarach widać, że po latach zniewolenia kształtuje się na nam lud jak w każdym zdrowym narodzie. Mohery, pisiory, kibole (choć bardziej pasowałoby mi tu określenie dziś już trochę nieaktualne - młodzież z klasy robotniczej). Czego brakuje? Elit! Są pojedyńcze osoby, ale nie widać, by chciały tworzyć wspólny front. Doskonale pokazuje to historia z "Resortowymi dziećmi". Panie i panowie "ą", "ę" bułkę przez bibułkę boją się wziąć odpowiedzialność za kraj.
Inny możliwy powód - z własnej obserwacji: umówienie się na grę zespołową - dawniej sprawa naturalna - urasta dziś do jakiejś niemożliwości. Sport indywidualny to łatwiejszy zamiennik.
Na tym przykładzie dobrze widać jak wiele się zmieniło w krótkim czasie w Tymkraju. Tzw. "brak czasu" na cokolwiek, atomizacja, słabnące więzi, itd.
The author has edited this post (w 17.01.2014)
Anglik mieszkający w Polsce z którym się tak trochę zakumplowałem dokładnie na to samo zwrócił uwagę. Że w UK sport jest bardzo bardzo istotną częścią kultury, i to nie byle jaki ale taki gdzie można przegrać. A tu to mają wszyscy w nosie. Nie rozumiał też uwag odnośnie braku czasu, obowiązków itp. Where there's a will there's a way, i nie da się nie zgodzić.
Ja natomiast współzawodnictwa nie lubiłem od dziecka i starałem się zawsze go unikać. Beło to jednak zjawiskiem nienazwanym i nieopisanym, dopiero w ostatnich latach staram się to świadomie zmienić.
The author has edited this post (w 17.01.2014)
Najpierw należałoby obejrzeć to, od 8:48 zaczyna się tłumaczenie skąd wzięli się kibole w Anglii:
http://www.youtube.com/watch
W Anglii wyrosły one w latach 60-tych. Nie sądzicie że to nie przypadek że właśnie wtedy? Również nie wydaje mi się przypadkiem że w III RP, ze szczególnym naciskiem na ostatnią dekadę kiedy ruch stał się bardziej masowy i jednocześnie coraz bardziej świadomy. Natury nie oszukasz.
Kto walczy o życie i stoi na barykadzie, ten nie ma czasu na zabawę w rzucanie piłeczkami do dziurek.
Natomiast śmiem twierdzić, że około roku 1800 mimo różnej sytuacji politycznej nie było jeszcze pod tym względem większych różnic między szlachtą polską i angielską (jeszcze raz odwołam się do opisów Austen) i nie było ich w latach 1919-1939 (wspomnienia rodzinne chociażby).
Wręcz przeciwnie - zmysł sportowej rywalizacji to ważna część polskiej duszy, Polacy niegdyś w tym przodowali. Tylko że jest tu jeden warunek - potrzeba odrobiny wolności, minimum poczucia bezpieczeństwa i stabilności życia.
Może nie wszyscy są tego świadomi, ale piewszy na świecie konkurs muzyczny odbył się w Warszawie. Był to Konkurs Chopinowski. I właśnie Polak, prof. Jerzy Żurawlew, jest autorem idei współzawodnictwa quasisportowego wśród młodzieży muzycznej.
Jako Polka nie mam kompleksów.
The author has edited this post (w 17.01.2014)
Anglicy mają niespłacony dług wobec polskich lotników
choć może ktoś uzna, że bombardowanie miast nie było przejawem wojny na własnym terenie, musiała być ta symboliczna stopa wroga
A rzecz jest bardzo prosta - Wall Street to jedna wielka gra. Sektor finansowy zyje z (niewielkiej) marzy jaka pobiera od innych galezi gospodarki a rozdzielana jest ona w trakcie partii pokera. Lepsi gracze dostana wiecej, gorsi mniej ale nikt pretensji nie ma. Zdarzaja sie oszusci ale caly system jest w zasadzie uczciwy - bo trwajaca dwiescie lat partia pokera nie moze byc oparta na oszustwie.
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
nigdy nie mów nigdy, to raz, a dwa, kto powiedział, że Polska nie może w nawet niedługim czasie odrodzić się jako imperium - i wyznaczać reguły uznawalności zadłużenia (istnieją nawet nieestetyczne podejrzenia, że to dlatego rząd Kaczyńskiego musiał upaść - zbyt szybko Polska rosła w siłę i ktoś się mocno wystraszył starych weksli)
nawet jeśli dłużnik nie chce uznać długu, a wierzyciel nie ma chwilowo możliwości jego wyegzekwowania, to wcale nie oznacza, że dług nie istnieje
JORGE>
20+ lat temu Polacy wykazali iż są narodem przedsiębiorczym, tacy Słowacy nadal uważają nas za rekinów biznesu. Potem nadeszła semimafijna rzeczywistość czyli dokręcanie śruby i obecnie potrafię policzyć może pięciu właścicieli firm, którzy są w miarę uczciwi, reszta uczciwych nieprzeżyła. A ci uczciwi zarabiają prawie tyle samo co ich pracownicy. A do jukeja pojechało sporo naiwnych Wacków, którzy "pomyśleli" byli, że tam raj i teraz siedzą bez ubezpieczenia (!) i psują opinię.
Ponadto działasz Losie w branży, w której o ile wiem nie potrzebujesz jakiś zaświadczeń, ot jesteś weltberühmte Spezialist; paradoksalnie jakbyś był wykwalifikowaną polską pielęgniarką to byś musiał trzy latka tyrać jako salowa i robić w międzyczasie pierdylion kursów doszkalających, a potem i tak nie pozwolą ci wsadzić welflonu, bo to działka lekarza. Brytole chronią swoje interesy i tyla.
2. mieszkam w blokowisku, wielkim - 70 tys. ludzi. Wszystkie dostępne w okolicach sale gimnastyczne są pozajmowane w całości, często właśnie na gry zespołowe - piłka nożna, koszywków, piłka ręczna w gronach zawodowych albo znajomych. Przed moim domem jest boisko koszykówki zajęte do późnego wieczora, wieczorami nie przez dzieci. Znam też sporo ludzi grających stale w karty, nawet jest w pobliżu klub brydżowy. Ludzie lubią konkurować w cywilizowany sposób. W biznesie u nas nie ma konkurencji bo jest walka o życie + gra znaczonymi kartami i z nożem wbitym w blat.