Skip to content

A właściwie co jest nagannego w obsadzaniu stanowisk kumplami ze swojej ...

edytowano March 2015 w Forum ogólne
czy to przestępstwo?

Komentarz

  • Nie. To zwykłe, niczym nie zmącone s-syństwo ale tylko wtedy gdy w/w nie mają jakichkolwiek kwalifikacji do objęcia stanowiska.

    “It is not necessary to understand things in order to argue about them.”

    “I quickly laugh at everything for fear of having to cry.”
  • był taki czas, kiedy ludzie wstępowali do partii dla stanowisk. Potem nawet ich rozgrzeszano z tego wstąpienia do partii będącej emanacją władzy państwa okupacyjnego własnie chęcią pracy na lepszym, lepiej płatnym i prestiżowym stanowisku. To właśnie ci ludzie i ich dzieci ochronili członków partii komunistycznej przed marginalizacją. Dlaczego więc zajmowanie wszelkich dostępnych stanowisk przez członków partii rządzącej jest złe? Bo nam się nie podoba? To wyraźmy ten brak akceptacji w czynach.
  • Kacet pozdrawia.
  • kazio
    czy to przestępstwo?
    kwestia kompetencji, gdy ich brak to jest przestępstwo.
  • Temat jest głębszy i nie dotyczy tylko polityki. Kolesiostwo to plaga naszego kraju, naszej mentalości, jest wszechobecne i czasami nawet sami nie zdajemy sobie sprawy, że dotczy to również nas. Mamy to we krwi.
    Nie ma kolegów w miejscu gdzie pracujesz.
    Nie ma koleżeńskiego załatwiania interesów.
    Nie ma koleżeńskiej pomocy.
    Nie ma załatwiania, pomagania, protegowania.
    Jeżeli ktoś się nie nadaje to się nie nadaje - nie ma przymykania oczu, nie ma tłumaczenia - ale przecież.
    Całe nasze życie to weryfikacja. Jeżeli sami rozwalamy ten system weryfikacji tzn. wybieramy coś, kogoś nie z względu na opłacalność, umiejętności, kompetencje to niszczymy zasady, a świat bez zasad prowadzi do burdelu i nikt w nim nie chce żyć. Dobrzy mają wygrywać, słabi przegrywać. Jeżeli słabi wygrywają bo potrafią się zakręcić, mają plecy, kombinują i na to jest przyzwolenie to robi się klasyczna chujnia. Wszechobecna u nas przecież.
    Najgorsze jest to, że łamią zasady nie tylko szuje i kombinatorzy, ale też ludzie tzw. dobrzy. No bo pomogę, no bo tyle lat się znamy, no bo kolega, bo co będzie jak go zwolnię itd., itp. A jedna osoba wyjęta z zasad obejmujących wszystkich powoduje, że wiara w te zasady zaczyna być podkopywana. Jedna sztucznie utrzymywana czarna owca czy słabeusz mogą prowadzić do rozwalenia całego zespołu.
    W tym aspekcie świat jest 0-1. Konsekwencja i szczelność muszą być. 100 % cukru w cukrze, jeden wyłom i wszystko zaczyna się rozwalać.
    A co najgorsze - ja o tym wiem. A czy stosuję się ? Staram się, coraz bardziej, ale niestety ...
    JORGE>
  • JORGE
    (..) Nie ma kolegów w miejscu gdzie pracujesz.
    Nie ma koleżeńskiego załatwiania interesów.
    Nie ma koleżeńskiej pomocy.
    Nie ma załatwiania, pomagania, protegowania.(..)
    JORGE>
    Na prawdę tak uważasz?
    (poza tym używasz bardzo nieostrych pojęć, więc nie wiem czy różnimy się do meritum, czy co do semantyki)
  • Tak uważam. W pracy nie jesteśmy kolegami, w pracy jesteśmy pracownikami których obwiązkiem jest wykonywać zadania związane ze stanowiskiem pracy. W pracy mamy strukturę pionową, która nie może być w żadnym stopniu zachwiana koleżeńskimi układami. Po pracy się kumplujmy, ale trzeba też otwarcie powiedzieć, że dla ludzi ogrywanie dwóch ról jest sprawą niewykonalną. A inaczej się nie da, albo zapominamy że jesteśmy kolegami od 8 do 16, albo gówno z tego wychodzi. Osoba, która kryje kolegę, albo nie reguje na jego oczywiste błędy czy zaniedbania ze względu na zażyłość osobistą traci u mnie zaufanie. Nie mogę na kimś takim polegać.
    Nigdy nie zatrudniłem nikgo - na zasadzie mój kolega, brat szuka pracy, weź mu pomóż. Oczywiście bardzo często się zdarza, że ktoś kogoś poleca albo zasugeruje i go zatrdniam, ale musi spełnić moje kryteria (różne, wcale nie takie wygórowane). Tak na marginesie, genralnie uważam, że w Polsce kuleje weryfikacja pracowników. Poprzez brak analizy predyspozycji, możliwości i kompetencji (ale np. również przez "załatwianie" pracy) pracodawcy, a przede wszystkim sami pracownicy mordują się będąc na nie swoich miejscach. Oczywiście skala bezrobocia powoduje, że pewne sprawy trudno uprządkować, ale naprawdę, każdy człowiek może znaleźć swoje miejsce, tyle że trzeba przestrzegać zasad, już na etapie rekrutacji.
    Nie trawię załatwiania różnego rodzaju spraw z kolegami. Doszło do tego, że mając mnóstwo kolegów prawników, korzystam i wydaję relatywnie duże pieniądze na kancelarię prawną, którą wybrałem na rynku. Bardzo niechętnie wykonuje jakiekolwiek usługi dla znajomych. Jeżeli już to się wyręczam wyłącznie pracownikami w bezpośrednich kontaktach, przez to podpadam, że niby olewam. Ale ci co mnie znają wiedzą już żeby mnie raczej nie zaczepiać. Podam teoretycznie kuriozalny przykład, szwagier, który jest dyrektorem jednego z muzeów potrzebował klimatyzacji w pomieszczeniach biurowych. Małe zamówienie, nie podlegało ustawie, nie trzeba było przetargu robić. Zlecenie wykonała inna firma, nie moja. Nawet gdybym sie zdecydował to taka oferta by była bardzo atrakcyjna cenowo, bez żadnego wału. Ale tak nie można. Po prostu.
    Staram się nie pożyczać pieniędzy, w obie strony. Natomiast jestem gotowy zdecydowanie pomóc w sytuacjach naprawdę kryzysowych, nie podpieram jednak ludzi w ich obłędzie ucieczki do przodu.
    Itd. itp., mogę wymieniać długo, oczywiście jestem słaby i czasami wymiękam, ale jednak z roku na rok jestem coraz bardziej konsekwentny. No i teraz wytłumaczenie - kiedyś taki nie byłem. Życie mi pokazało, że taką drogą trzeba podążać. Bycie pracownikiem, kolegą to są role w których się znajdujemy i żeby te role odgrywać prawidłowo, nie możemy ich łączyć. Podobnie układy prywatne, albo robimy intersy albo jesteśmy kolegami. Wielokrotnie próbowalem skorzystać z usług i firm znajomych. Przede wszystkim nie rozumiem, dlaczego ludzie uważają, że jak coś się robi po znajmości to musi być za póldarmo. Ja wychodzę z odwrotnego założenia, koledze trzeba dać raczej zarobić. No cóż, jestem w tym odosobniony. W każdym razie prawie zawsze kończy się to porażką. Ile ja znam konfliktów i zrywania długoletnich znajomości, kiedy koledzy postanowili sobie pomagać !!! Nie mówiąc już o pożyczaniu pieniędzy, to jest generalnie masakra, zawsze kończy się źle.
    To co powyżej napisałem wynika z pewnego procesu, który zachodził we mnie latami. Uważam, że my mamy naturalną tendecję do uciekania od rygorystycznego przestrzegania zasad. Przymykania oczu, "ludzkiego" podejścia, bagatalizacji. Niepoważnie też traktujemy swoje role. I ok, jeżeli chcemy być fajnym ludkiem, dobrze się czującym między sobą to nawet tak się da żyć. Ale nie, jeżeli mamy iść do przodu i konkurować z coraz lepiej organizującym się światem. Musimy od samych siebie i do innych wymagać bardzo wiele, zdecydowanie więcej niż ma to miejsce teraz.
    JORGE>
    The author has edited this post (w 09.11.2013)
  • Coś w tym jest, potem kończy się tak:
    http://rebelya.pl/forum/watek/63536/
  • Przytaczam ciekawy i dotyczący tego tematu fragment rozmowy Czesława Bieleckiego z prof. Witoldem Kieżunem. Całość poprzedza nowe wydanie książki profesora "Patologia transformacji".
    Cz. B.
    : W książce kładzie pan nacisk na struktury. Czy dlatego, że jest pan tak zokcydentalizowany, że nie wyobraża sobie, na ile ruskie, a nawet sowieckie, są obyczaje polskiego czynownika?
    W. Kieżun
    : Struktury organizacyjne są ważne, zwłaszcza dzisiaj, gdy niewiarygodnie szybko dokonujące się i przełomowe rewolucje technologiczne nieustannie wymuszają zmiany organizacyjne. Z tego powodu administratorzy sfery publicznej muszą spełniać kilka kryteriów. Pierwszym i najważniejszym jest kryterium moralne i etyczne, czy też inaczej – zmysł społeczny. Zdecydowana większość z nas to egoiści goniący za sukcesem osobistym, ale są wśród nas także ludzie, którym satysfakcję sprawia pomaganie innym. Drugie kryterium to oczywiście twarde umiejętności fachowe i menedżerskie, administracyjne. Trzeba nauczyć się znajdować i wybierać takich ludzi do kierowania urzędami publicznymi.
    Mało kto wie, że w czasie gdy ministrem spraw wewnętrznych i administracji oraz wicepremierem w rządzie Jarosława Kaczyńskiego był Ludwik Dorn, podjęta została – z moim udziałem – próba doboru kandydatów na stanowiska wojewodów według obiektywnych kryteriów fachowych i charakterologicznych.
    Cz. B.
    : Dobór wojewodów metodą Kieżuna-Dorna. To brzmi interesująco.
    W. Kieżun
    : Proszę wstrzymać się z ironią. Ta sama metoda została zastosowana także w doborze kadry dowódczej polskiego kontyngentu w Afganistanie.
    Przy wyborze wojewodów punktem wyjścia była pula kandydatów, przy czym nie znaliśmy ich afiliacji politycznej. Bezwzględnym kryterium była niekaralność, nawet jeśli kara została zatarta. Drugim kryterium był bardzo dokładny opis kariery zawodowej kandydatów z naciskiem na twarde, udokumentowane umiejętności i znajomość języków obcych. Kolejnym były dwie opinie znających ich osób o wysokim i uznanym autorytecie społecznym.
    Osoby, które przeszły pierwszy etap oceny, były poddawane dwóm testom psychologicznym: na IQ oraz na zachowanie w sytuacjach krytycznych, kryzysowych. Ostatnim etapem selekcji było bezpośrednie spotkanie z kandydatem, który przedstawiał konkretne rozwiązania dla sytuacji z jakimi spotyka się w pracy wojewoda – ocenie podlegał także sposób prezentacji, użyty język i logika prezentacji. Ostatecznie nasz zespół rekomendował ministrowi na każde stanowisko wojewody trzech kandydatów w określonej kolejności. Proces selekcji trwał dwa miesiące, co dało możliwość opublikowania prześmiewczego artykułu, jak to nieporadnie działa minister spraw wewnętrznych i administracji. Dorn poprosił mnie o napisanie artykułu wyjaśniającego zasady pracy naszego zespołu; opublikowała to ,,Rzeczpospolita”. I już krótko – jest koniec roku, mamy kandydatów na czternastu wojewodów, pozostały dwa województwa: mazowieckie i podlaskie. Jestem w Paryżu, dzwoni Dorn i mówi: ,,Nie musi się pan spieszyć z powrotem do Warszawy, premier pod naciskiem lokalnych działaczy PiS mianował tych dwóch wojewodów bez rekomendacji waszego zespołu”.
    A teraz konkluzja: mija kilka miesięcy i nowo mianowany wojewoda mazowiecki zostaje odwołany, ponieważ zataił zatarty wyrok. Natomiast wojewodę podlaskiego odwołano po tym, jak zgotował premierowi Kaczyńskiemu na Podlasiu ,,królewskie przyjęcie”.
    I tak się składa, że mniej więcej w tym samym czasie dochodzi do tragicznego zawalenia się hali wystawowej w Katowicach i ,,nasz” wojewoda fantastycznie sprawnie organizuje akcję ratowniczą. Ostatnie zdanie: w podobny sposób dokonano selekcji kandydatów na dowódców polskiego kontyngentu w Afganistanie – i mimo różnych kontrowersji co do tej misji, nikt nigdy nie kwestionował umiejętności jej dowódców.
  • Szacun dla Żorża. Ja powoli zaczynam się przekonywać do tego rodzaju rozumowania. I też nie wyczytałem tego w przysłowiowych książkach, ale życie mi pokazało. Układy koleszkowskie nie wymagają od nas poświęcenia, profesjonalizmu, dawania z siebie 100%. Koleszcy oczekują przymykania oka, profitów spod lady, może małego kłamstewka tu czy tam. I tak jak naucza Horge, albo zmierzamy do krańcowego upupienia, albo do stawania się kołem młyńskiem do zgniecenia wrogów (to już z Żeromskiego)...
  • JORGE tworzysz jakąś dziwną opozycję: przełożony-podwładny, coś jak redukcja do cwanego niewolnika i jego chytrego poganiacza. Nie zgadzam się z tym. Co więcej nigdy się z tym nie zgadzałem. Tworzyłem i zarządzałem zespołami opartymi na koleżeńskich układach, co nie oznacza iż nie prowadziłem 'trudnych' rozmów. W mojej ocenie takie zespoły zadaniowe (bo to były zespoły zadaniowe) sprawdzają się lepiej, co więcej zaufanie rodzi się, gdy kogoś poznamy, co najczęściej wiąże się z rodzajem 'zaprzyjaźnienia' .
    Kolejna sprawa budujesz opozycję fachowy - zatrudniony po znajomości, to jest sprawa jednoznaczna, natomiast budowanie rygorystycznego podziału, że krewnych i znajomych nie zatrudniam to jakaś aberracja (choć przy rodzinie to już bym się mocno zastanowił), bo z jednej strony gro firmy stanowią firmy rodzinne z wbudowanym nepotyzmem, a z drugiej strony sporo gigantów, to również firmy rodzinne.
    Jak dla mnie opisałeś świat mrówek, a nie ludzi, bo 'człowieki' zawsze będą wytwarzać więzy społeczne.
  • Wiedziałem, że mogę tak zostać odebrany MS, ale nie chciałem poszerzać i tak przydługiego tekstu. Ale teraz parę spraw wyjaśnienia. Absolutnie nie jestem zamordystą, a wręcz przeciwnie. W firmie panuje dobra atmosfera, wg mnie czasami zbyt dobra, dlatego pewne sprawy zaczynam prostować. Zdecydowanie chcę dobrej atmosfery, nawet dla samego siebie, bo ja lubię otaczac ludźmi zadowolonymi, zgranymi, rozumiejącymi się. Jestem też zwolennikiem motywowania a nie karania. Daję ludziom wolną rękę w przypadku wielu aspektów, nie muszę ani nie chcę wszystkiego kontrolować, nie mam żadnego problemu z delegowaniem zadań. Ale cały czas staram się uświadomić ludziom, że jeżeli są w pracy to są w pracy. Przyjdźmy, zróbmy to co mamy do zrobienia, jak najlepiej wykorzystując czas, myśląc jak najefektywniej działać, koncentrując się maksymalnie. Po skończonej pracy/zadaniu ciach włączamy się i zajmujemy się swoim życiem. Uważam za chore jeżeli ludzie non stop są mentalnie w pracy, a pracoholików się leczy, albo się zwalania. Dom ma się w domu a nie w pracy. W każdym razie chcę wyraźnie oddzielić czas pracy od czasu prywatnego i wymagam, że podczas pracy nie marnować energii i czasu na osobiste sprawy. Będąc w pracy nie wykonuję prywatych telefonów i tego wymagam od ludzi. Irytują mnie też koleżeńskie wizyty w celu popieprzenia bzdur przy fajeczce.
    Staram się też przekonać ludzi, żeby zrezygnowali z koleżeńskich układów, które utrudniają im podejmowanie trudnych decyzji. Do wielu osób jakby nie docierało, że wszyscy jedziemy na jednym wózku. Jeżeli ktoś daje ciała to efekcie tracą wszyscy i nie można tego tolerować, przymykać oko, bo to kolega. To do niczego nie prowadzi, a niestety nasza mentalność jest jaka jest.
    JORGE>
  • No właśnie, jednak spór bardziej semantyczny, a probelm to co zrobić, gdy ktoś uważa, że kumplowanie się ma oznaczać przywolenie na jego lenistwo. To inny problem i tu nie jestem zbyt kompetentny aby się mądrzć.
  • ms.wygnaniec
    JORGE tworzysz jakąś dziwną opozycję: przełożony-podwładny, coś jak redukcja do cwanego niewolnika i jego chytrego poganiacza. Nie zgadzam się z tym. Co więcej nigdy się z tym nie zgadzałem. Tworzyłem i zarządzałem zespołami opartymi na koleżeńskich układach, co nie oznacza iż nie prowadziłem 'trudnych' rozmów.
    Nie, nie, nie MS-ie. Spojrzałeś na to zagadnienie chyba tylko wyłącznie z punktu widzenia przełożonego. Postaw się w roli podwładnego. Takiego, który naprawdę chce dobrze pracować i którego do bezsilnej furii doprowadzają (kolejność przypadkowa - listę można uzupełniać):
    • durnota i brak kompetencji przełożonego, który trafił na swoje stanowisko po znajomości
    • bałagan w miejscu pracy
    • marnowanie czasu i w konsekwencji wysiadywanie nadgodzin
    • wszechobecne gadulstwo
    • zawalanie terminów przez współpracowników
    • ...
    • ...
    • na końcu niesprawiedliwy podział premii i awansu
    Kolesiostwo nie stoi w opozycji do firm rodzinnych. To pojęcie innej kategorii. W zatrudnianiu czy polecaniu znajomych chyba też należy kierować się uczciwością i zdrowym rozsądkiem. Ściągnęłam do pracy (w prywatnej firmie) koleżankę nie dlatego, że była moją koleżanką, czy że chciałam jej pomóc. Po prostu byłam pewna jej fachowości, sumienności itd. a pracodawca szukał pracownika. Nie widzę niczego nagannego w swoim postępowaniu - wręcz przeciwnie.
    :)
    The author has edited this post (w 10.11.2013)
  • JORGE
    Wiedziałem, że mogę tak zostać odebrany MS, ale nie chciałem poszerzać i tak przydługiego tekstu.
    JORGE>
    Tak bajdełejem to bardzo lubię czytać Twoje przydługie teksty
    ;)
    (innych oczywiście też, no może poza Mansourem)
  • mmaria
    Nie, nie, nie MS-ie. (..)
    Kolesiostwo nie stoi w opozycji do firm rodzinnych. To pojęcie innej kategorii. W zatrudnianiu czy polecaniu znajomych chyba też należy kierować się uczciwością i zdrowym rozsądkiem. Ściągnęłam do pracy (w prywatnej firmie) koleżankę nie dlatego, że była moją koleżanką, czy że chciałam jej pomóc. Po prostu byłam pewna jej fachowości, sumienności itd. a pracodawca szukał pracownika. Nie widzę niczego nagannego w swoim postępowaniu - wręcz przeciwnie.
    :)
    Ale spór w początkowej fazie nie dotyczył zatrudniania po znajomości niekompetentnych pracowników, tylko zatrudniania znajomych.
    Firma rodzinna to jedno wielki kolesiostwo, więc to ta sama kategoria.
  • 1. uważam, że wygrywająca partia powinna obsadzić administrację swoimi ludźmi, przynajmniej na wyzszych decyzyjnych szczeblach. Nie ma czegoś takiego jak apolityczna administracja.
    2. spółki skarbu państwa - jeśli istnieją, to klucz partyjny przy obsadzaniu stanowisk jest lepszy niż żaden.
    Ale w obu wypadkach powyżej - każdy cżłowiek z partyjnego nadania musi się liczyć z utratą pracy w wyniku zmiany władzy.
  • "
    Przy wyborze wojewodów punktem wyjścia była pula kandydatów, przy czym nie znaliśmy ich afiliacji politycznej. Bezwzględnym kryterium była niekaralność, nawet jeśli kara została zatarta. Drugim kryterium był bardzo dokładny opis kariery zawodowej kandydatów z naciskiem na twarde, udokumentowane umiejętności i znajomość języków obcych. Kolejnym były dwie opinie znających ich osób o wysokim i uznanym autorytecie społecznym.
    Osoby, które przeszły pierwszy etap oceny, były poddawane dwóm testom psychologicznym: na IQ oraz na zachowanie w sytuacjach krytycznych, kryzysowych. Ostatnim etapem selekcji było bezpośrednie spotkanie z kandydatem, który przedstawiał konkretne rozwiązania dla sytuacji z jakimi spotyka się w pracy wojewoda – ocenie podlegał także sposób prezentacji, użyty język i logika prezentacji. Ostatecznie nasz zespół rekomendował ministrowi na każde stanowisko wojewody trzech kandydatów w określonej kolejności"
    kompromitujące, prawda? 2 miesiące wyboru ludzi na dwuletnią kadencję. Postawienie kryterium karalności w sytuacji, gdy część życia kandydatów przebiegała w PRL - cżłowiek skazany za przewóz ulotek nie mógł zostać wojewodą, skazujący go albo łapiący go owszem tak. Procedura pomijała zmianę władzy w Polsce, legitymizowała PRl - co było widać w czasie tych krótkich dwóch lat.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.