w pierwszych klasach obecnie panuje zupelny chaos w porownaniu z tym co bylo .
Co najlepiej świadczy o "jakości" zatrudnionej kadry, nieprawdaż? Zapewniam, że można inaczej. W szkole mojej wnuczki (podstawówka + gimnazjum) poradzono sobie z takimi problemami wzorcowo.
Moim zdaniem problem zaczyna sie na uniwersytetach, gdzie sekcje nauczycielska od razu stygmatyzuje sie jako "tych gorszych" i traktuje znacznie bardziej poblazliwie.
Bycie nauczycielem natomiast nie jest zadnym wstydem, jest to dosc ciezka i czasami niewdzieczna praca, ktora w Polsce jest czesto lekcewazona. Nauczyciel powinien byc solidnie wysztalcony i nie powinien czuc sie gorszy od kogos kto bedzie chcial sie scigac z innymi w korporacji lub prowadzic samodzielne badania.
To niestety zachacza o glebsze sprawy, takie jak poczucie wspolnoty, odpowiedzialnosci, szacunku itd. Wspolczesni liberalowie uwazaja, ze "spoleczenstwo nie istnieje".
EDIT: zatem, ktos kto transferuje nabyta wiedze, za stosunkowo niewielkie wynagrodzenie jest jedynie rodzajem frajera EDIT2: poniewaz jedyna wiez jaka istnieje i do ktorej wszystkie inne zostaly sprowadzone to wiez ekonomiczna
Królowa żenady znowu się odezwała. Dobrze, że ministrem będzie już tylko 2-3 tygodnie. Gimnazja były eksperymentem nieudanym. Ich zwolennicy nie potrafią właściwie przytoczyć żadnego argumentu. O przepraszam, jeden mają - na temat rozdzielania dzieci. Jednak to argument mocno kulawy, bo to kwestia techniczna. Młodsze roczniki od starszych można rozdzielić także w tej samej szkole. No i w drugą stronę - ów chwalony "rozdział" jest w wielu miejscach (zapewne w większości) czysto fikcyjny. Znam to z autopsji. W mojej dawnej szkole wygląda to tak, że jest dwupiętrowy budynek, w którym parter i I piętro to podstawówka, a II piętro to gimnazjum, z wyłączeniem atoli pracowni chemicznej, która jest na I piętrze. Przez pierwsze lata istnienia gimnazjum to była jeszcze jedna pracownia podstawówki na II piętrze. Stołówka, sklepik (no, sklepik już nie ) , wejścia do budynku, sala gimnastyczna i boisko szkolne są wspólne. Tak wygląda ów "rozdział".
ombretta napisal(a): O, jest wątek o gimnazjach. Oświećcie mnie proszę szanowni forumkowi nauczyciele: w jaki sposób likwidacja gimbazy przełoży się na istotną redukcję etatów w szkolnictwie? Przecież ta sama liczba uczniów pozostanie w systemie edukacji.
Ponieważ jest to wątek bez posądzeń o wchodzenie do jakichś diabelskich pokoi, to można na spokojnie. Weźmy najpierw kilka faktów, które są jakoś tam oczywiste. Pierwszy, dzieci w szkołach coraz mniej. Obecnie nie ma już tam np. od dawna ostatniego wyżu z lat 80., a potem szło w dół. Jakieś odbicie w połowie poprzedniej dekady, w istocie minimalne. Drugi, nauczyciela jest indywidualnie dość ciężko zwolnić, bo jest naprawdę silna ochrona stosunku wynikająca z Karty Nauczyciela. A z tego wynika fakt trzeci, co do którego też się chyba zgodzimy, w szkołach nauczycieli jest ponad aktualne potrzeby. Teraz jakie są wyjścia z sytuacji - jedna zwiększyć potrzeby, a druga zmniejszyć liczbę etatów. Pierwszą obrał chyba poprzedni rząd (poprzedni, czyli Tuska) "pożyczając" rocznik sześciolatków. O ile co do zasady zwiększenie potrzeb może być niezłym pomysłem, o tyle zabrano się za to w typowy dla tamtego rządu beznadziejny sposób. Co zrobi kolejny rząd? Z wypowiedzi Legutki i innych zapowiedzi można się spodziewać, że wybierze drugą opcję. Teraz co ma do tego likwidacja gimnazjów. Wracamy do drugiego punktu z faktów, czyli do ochrony nauczycielskiego stosunku pracy. Otóż ochrona ta nie musi być wcale taka silna jak cały zakład pracy (gimnazjum) przestaje istnieć. I oczywiście można powiedzieć tak - to nie brak gimnazjów spowoduje redukcję, tylko brak miejsc w innych placówkach wywołany niżem. Ale właśnie do rozwiązania konkretnych stosunków pracy konkretnych nauczycieli gimnazjów przyczyni się ich bezpośrednia likwidacja.
Jakie są inne pomysły wyjścia z tego? Np. Rafał i ja, a też chyba Kania, proponowaliśmy na tym forum zmniejszenie liczebności klas, co przy zmniejszającej się liczbie uczniów pozwoliłoby na zachowanie potrzeb. Ale ja na pewno, a Rafał i Kania chyba nie będą w przyszłym resorcie edukacji. A takich pomysłów z ust polityków PiS jak na razie nie słyszeliśmy.
A jeszcze jedno, może ktoś wie. Czy PiS jak ostatnio rządził, a o złej jakości gimnazjów już raczej wiedziano, też był za ich likwidacją, czy wtedy to były "jedynie poglądy koalicjanta"?
Mam nadzieję, że politycy PiS-u pośpiechem i butą nie spieprzą wszystkiego i nie zmarnują pokładanych w nich nadziei. I jeszcze jedno - kiedy widzę uśmiechniętą twarz Kaczora, robi mi się ciepło na duszy.
Cyrylico, właśnie przed chwilą w TVP Info prof. Gliński oznajmił, że reforma i wygaszanie gimnazjów wcale nie będą oznaczać zwolnień nauczycielskich. Peedział, że dochodzą do niego głosie zaniepokojenia ze środowiska uczycielskiego, którym on się nie dziwi. Ale całkowicie on tym pogłoskom o zwolnieniach zaprzecza. I wiesz co, jakoś mi się lżej na duszy zrobiło. Ja mu chyba wierzę
Eden napisal(a): Cyrylico, właśnie przed chwilą w TVP Info prof. Gliński oznajmił, że reforma i wygaszanie gimnazjów wcale nie będą oznaczać zwolnień nauczycielskich. Peedział, że dochodzą do niego głosie zaniepokojenia ze środowiska uczycielskiego, którym on się nie dziwi. Ale całkowicie on tym pogłoskom o zwolnieniach zaprzecza. I wiesz co, jakoś mi się lżej na duszy zrobiło. Ja mu chyba wierzę
No to nauczyciele się cieszą i uśmiechają. A co zrobimy aby szkolnictwo było wyższej jakości i oszczędne? Ktoś zapyta po co ? Odpowiadam: po to aby pieniędzy starczyło na inne cele może też edukacyjne i po to aby rodzice też się mogli cieszyć i dzieci jak już otrzymają lepsze wykształcenie w szkole. Czy nauczyciele mają to na sercu, jak już PiS zadba o żołądki?
Przepraszam za obcesowoćś, ale cholera mnie wzięła. Chyba mam poważny powód.
Rafał napisal(a): No to nauczyciele się cieszą i uśmiechają. A co zrobimy aby szkolnictwo było wyższej jakości i oszczędne? Ktoś zapyta po co ? Odpowiadam: po to aby pieniędzy starczyło na inne cele może też edukacyjne i po to aby rodzice też się mogli cieszyć i dzieci jak już otrzymają lepsze wykształcenie w szkole. Czy nauczyciele mają to na sercu, jak już PiS zadba o żołądki?
Przepraszam za obcesowoćś, ale cholera mnie wzięła. Chyba mam poważny powód.
Jak to co? Zderegulować zawód nauczyciela. Nauczycielem będzie mógł zostać każdy, a najlepsi dadzą sobie radę bez papierków.
Rafał napisal(a): No to nauczyciele się cieszą i uśmiechają. A co zrobimy aby szkolnictwo było wyższej jakości i oszczędne? Ktoś zapyta po co ? Odpowiadam: po to aby pieniędzy starczyło na inne cele może też edukacyjne i po to aby rodzice też się mogli cieszyć i dzieci jak już otrzymają lepsze wykształcenie w szkole. Czy nauczyciele mają to na sercu, jak już PiS zadba o żołądki?
Przepraszam za obcesowoćś, ale cholera mnie wzięła. Chyba mam poważny powód.
Nauczyciele mają to przede wszystkim na sercu, zapewniam Cię. A na pewno większość. To taka zbrodnia, że nabrałam trochę nadziei? A na marginesie, to nauczycielami od dawna nikt się nie przejmuje. Od nauczycieli się tylko wymaga, są odpowiedzialni za wszelkie zło w szkole. W konflikcie z rodzicami z góry stoją na przegranej pozycji, bo szkoła nie chce mieć problemów. Dlaczego obwinia się tylko nauczycieli za braki dzieci w wykształceniu? Rodzice nie mają sobie nic do zarzucenia? A dzieci, którym trzeba na tacy wszystko podstawić i boją się wszelkiego wysiłku?
Najważnieją sprawą są według mnie całkiem nowe programy. Nie rozumiem, dlaczego od momentu wprowadzenia gimnazjów każdego roku obniżały się wymagania egzaminacyjne. To było wyraźnie widać i w lekturach i gramatyce, którą właściwie prawie całkiem wywalono. Przyszedł moment, że absolwent gimnazjum umiał o wiele mniej, niż wcześniej uczeń, który kończył ósmą klasę. I to wcale nie była wina nauczyciela, bo takie były wymagania.
ombretta napisal(a): O, jest wątek o gimnazjach. Oświećcie mnie proszę szanowni forumkowi nauczyciele: w jaki sposób likwidacja gimbazy przełoży się na istotną redukcję etatów w szkolnictwie? Przecież ta sama liczba uczniów pozostanie w systemie edukacji.
Ponieważ jest to wątek bez posądzeń o wchodzenie do jakichś diabelskich pokoi, to można na spokojnie. Weźmy najpierw kilka faktów, które są jakoś tam oczywiste. Pierwszy, dzieci w szkołach coraz mniej. Obecnie nie ma już tam np. od dawna ostatniego wyżu z lat 80., a potem szło w dół. Jakieś odbicie w połowie poprzedniej dekady, w istocie minimalne. Drugi, nauczyciela jest indywidualnie dość ciężko zwolnić, bo jest naprawdę silna ochrona stosunku wynikająca z Karty Nauczyciela. A z tego wynika fakt trzeci, co do którego też się chyba zgodzimy, w szkołach nauczycieli jest ponad aktualne potrzeby. Teraz jakie są wyjścia z sytuacji - jedna zwiększyć potrzeby, a druga zmniejszyć liczbę etatów. Pierwszą obrał chyba poprzedni rząd (poprzedni, czyli Tuska) "pożyczając" rocznik sześciolatków. O ile co do zasady zwiększenie potrzeb może być niezłym pomysłem, o tyle zabrano się za to w typowy dla tamtego rządu beznadziejny sposób. Co zrobi kolejny rząd? Z wypowiedzi Legutki i innych zapowiedzi można się spodziewać, że wybierze drugą opcję. Teraz co ma do tego likwidacja gimnazjów. Wracamy do drugiego punktu z faktów, czyli do ochrony nauczycielskiego stosunku pracy. Otóż ochrona ta nie musi być wcale taka silna jak cały zakład pracy (gimnazjum) przestaje istnieć. I oczywiście można powiedzieć tak - to nie brak gimnazjów spowoduje redukcję, tylko brak miejsc w innych placówkach wywołany niżem. Ale właśnie do rozwiązania konkretnych stosunków pracy konkretnych nauczycieli gimnazjów przyczyni się ich bezpośrednia likwidacja.
Jakie są inne pomysły wyjścia z tego? Np. Rafał i ja, a też chyba Kania, proponowaliśmy na tym forum zmniejszenie liczebności klas, co przy zmniejszającej się liczbie uczniów pozwoliłoby na zachowanie potrzeb. Ale ja na pewno, a Rafał i Kania chyba nie będą w przyszłym resorcie edukacji. A takich pomysłów z ust polityków PiS jak na razie nie słyszeliśmy.
A jeszcze jedno, może ktoś wie. Czy PiS jak ostatnio rządził, a o złej jakości gimnazjów już raczej wiedziano, też był za ich likwidacją, czy wtedy to były "jedynie poglądy koalicjanta"?
OK, czyli jak dobrze rozumiem, w Twojej ocenie już na tę chwilę (koniec rządów PO) jest po prostu za dużo zatrudnionych nauczycieli w świetle aktualnych trendów demograficznych? Jeśli tak, to sprowadzamy dyskusję do tego, co zrobić z nadmiarową etatyzacją.
Ojej, a czemu tak ostro? PiS był za deregulacją przecież. Trzeba rozbić kliki, koterie, układy i dopuścić do zawodu młodych, zdolnych. Tylko miernoty obawiają się konkurencji. Jeszcze dołożę to drugie, chociaż to bardziej forumek niż PiS - opcja zero. Wywalamy z jakobińskim zapałem wszystkich ze szkół i robimy szkoły od zera, bo tam jest taka patologia, że ho ho ho. Jak kto nie wierzy, to nagrajmy jakąś głupią wypowiedź jakiegoś nauczyciela i jedziemy w necie.
"Poniżej jakiejkolwiek krytyki"? Jak podaje się takie rozwiązania dla rynku czy środowiska prawniczego to Eden nie protestował. A nawet "nie było zgody" na postulaty rozsądnych osób, żeby prowadzić bardziej umiarkowaną politykę i jednak nie iść na zwarcie.
ombretta OK, czyli jak dobrze rozumiem, w Twojej ocenie już na tę chwilę (koniec rządów PO) jest po prostu za dużo zatrudnionych nauczycieli w świetle aktualnych trendów demograficznych? Jeśli tak, to sprowadzamy dyskusję do tego, co zrobić z nadmiarową etatyzacją.
Przecież napisał (chyba nawet 2 razy): Zmniejszyć maksymalną dopuszczalną liczbę uczniów w klasie - dwie klasy po 15 osób to 2x wiecej "roboczogodzin" niż jedna 30- toosobowa. A przy okazji z małą klasą efektywniej się pracuje, co wpływa na jakość nauczania...
Czy Ty nie rozumiesz tego, że Rewolucję można, a nawet należy, robić w systemie politycznym, wymiarze sprawiedliwości, służbach specjalnych etc. Natomiast nigdy nie wolno jej czynić na polu oświaty i wychowania?? Chcesz ćwiczyć gimnastykę rewolucyjną na żywym ciele dzieci i młodzieży??
Cyrylica napisal(a): Najważnieją sprawą są według mnie całkiem nowe programy. Nie rozumiem, dlaczego od momentu wprowadzenia gimnazjów każdego roku obniżały się wymagania egzaminacyjne. To było wyraźnie widać i w lekturach i gramatyce, którą właściwie prawie całkiem wywalono. Przyszedł moment, że absolwent gimnazjum umiał o wiele mniej, niż wcześniej uczeń, który kończył ósmą klasę. I to wcale nie była wina nauczyciela, bo takie były wymagania.
Nie mam pewności jaka jest przyczyna spadku poziomu i wymagań w szkołach w obszarze oświaty. Wiem bez wątpliwości dlaczego tak się dzieje w szkolnictwie wyższym. Dzieje się tam tak po to aby pozyskać i utrzymać jak największą liczbę studentów czyli sprzedaż usług edukacyjnych. Występuje więc konkurencja pomiędzy szkołami wyższymi. Większość jest "bezpłatna" czyli finansowana z budżetu więc nie ma między nimi konkurencji cenowej, a i kosztowa jest ogranivzona. Nie rządzi nią rynek, ap rzynajmniej jest mocno deformowany przez względy polityczne. Szkoły prywatne tez w dużym stopniu korzystaja z dotacji. Popyt na usługe edukacyjna na poziomie wyższym jest sztucznie pompowany przez owe dotacje oraz przez nachalna propagande "gospodarki opartej na wiedzy" która rozbudza aspiracje i nadzieje, a ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. Kolega rozum może się zżymac na rynek, ale on działa nawet wtedy gdy Kolega tego sobie niezyczy. Jego mnstrualne deformacje przez wadliwą politykę powoduja tylko jego gorsze działanie. Podejrzewam, że oświacie jest podobnie. Poziom się obniża międzyy innymi z powodu konkurowania szkół o uczniów przy niezbyt restrykcyjnej rejonizacji. Niestety tylko nieliczni rodzice mają jakieś ambicje i oczekiwania edukacyjne. Ci poszukuja dobrych szkół i sa skłonni za nie płacić, jesli tylko ich stać. Pozostali, w tym bardzo czestotacy których stać, chcą miec spokój, zadowolone dziecko bez stresów, w miare bepiecznie spędzajace wiekszość dnia w szkole.Dyrekcje szkół oraz znaczna część nauczycieli teć chce miec spokój i dawać bezstresowe promocje podopiecznym bez wielkiego wysiłłku i użerania sie z nieukami i łobuzami. Władze oswiatowe tez ie chca kłopotów i udają że tego ie widzą. Wyszło by to na egzaminach więc obniżają kryteria.W oświacie ostateczny test rynkowy jest bardzi daleko - jak absolwenci wchodza w dorosłość więc odpowiedzialność się rozmywa.
ombretta napisal(a): O, jest wątek o gimnazjach. Oświećcie mnie proszę szanowni forumkowi nauczyciele: w jaki sposób likwidacja gimbazy przełoży się na istotną redukcję etatów w szkolnictwie? Przecież ta sama liczba uczniów pozostanie w systemie edukacji.
Ponieważ jest to wątek bez posądzeń o wchodzenie do jakichś diabelskich pokoi, to można na spokojnie. Weźmy najpierw kilka faktów, które są jakoś tam oczywiste. Pierwszy, dzieci w szkołach coraz mniej. Obecnie nie ma już tam np. od dawna ostatniego wyżu z lat 80., a potem szło w dół. Jakieś odbicie w połowie poprzedniej dekady, w istocie minimalne. Drugi, nauczyciela jest indywidualnie dość ciężko zwolnić, bo jest naprawdę silna ochrona stosunku wynikająca z Karty Nauczyciela. A z tego wynika fakt trzeci, co do którego też się chyba zgodzimy, w szkołach nauczycieli jest ponad aktualne potrzeby. Teraz jakie są wyjścia z sytuacji - jedna zwiększyć potrzeby, a druga zmniejszyć liczbę etatów. Pierwszą obrał chyba poprzedni rząd (poprzedni, czyli Tuska) "pożyczając" rocznik sześciolatków. O ile co do zasady zwiększenie potrzeb może być niezłym pomysłem, o tyle zabrano się za to w typowy dla tamtego rządu beznadziejny sposób. Co zrobi kolejny rząd? Z wypowiedzi Legutki i innych zapowiedzi można się spodziewać, że wybierze drugą opcję. Teraz co ma do tego likwidacja gimnazjów. Wracamy do drugiego punktu z faktów, czyli do ochrony nauczycielskiego stosunku pracy. Otóż ochrona ta nie musi być wcale taka silna jak cały zakład pracy (gimnazjum) przestaje istnieć. I oczywiście można powiedzieć tak - to nie brak gimnazjów spowoduje redukcję, tylko brak miejsc w innych placówkach wywołany niżem. Ale właśnie do rozwiązania konkretnych stosunków pracy konkretnych nauczycieli gimnazjów przyczyni się ich bezpośrednia likwidacja.
Jakie są inne pomysły wyjścia z tego? Np. Rafał i ja, a też chyba Kania, proponowaliśmy na tym forum zmniejszenie liczebności klas, co przy zmniejszającej się liczbie uczniów pozwoliłoby na zachowanie potrzeb. Ale ja na pewno, a Rafał i Kania chyba nie będą w przyszłym resorcie edukacji. A takich pomysłów z ust polityków PiS jak na razie nie słyszeliśmy.
A jeszcze jedno, może ktoś wie. Czy PiS jak ostatnio rządził, a o złej jakości gimnazjów już raczej wiedziano, też był za ich likwidacją, czy wtedy to były "jedynie poglądy koalicjanta"?
OK, czyli jak dobrze rozumiem, w Twojej ocenie już na tę chwilę (koniec rządów PO) jest po prostu za dużo zatrudnionych nauczycieli w świetle aktualnych trendów demograficznych? Jeśli tak, to sprowadzamy dyskusję do tego, co zrobić z nadmiarową etatyzacją.
Mnie się tak właśnie wydaje. Weźmy takie pytanie - Legutko już raz był ministrem edukacji, wady gimnazjów były już dobrze znane, ale nie była to jeszcze instytucja tak zasiedziała jak obecnie. Gimnazja są od 1999 r., czyli jak ministrował Legutko miały 8 lat, teraz mają 16, dokładnie 2 x więcej. Czy Legutko wtedy był za ich likwidacją? Ja pamiętam to tak, że za likwidacją był Giertych, ale głównie werbalnie, bo żadnych kroków nie podjął. Nie przypominam sobie, żeby Legutko wypowiadał się o ich likwidacji, a że w swojej krótkiej "karierze" robił wszystko, żeby się odciąć od Giertycha, to bardzo wątpię. No chyba że ktoś znajdzie inną wypowiedź, to proszę bardzo, nie jestem nieomylny.
CO się stało od 2007 r.? Legutkę oświeciło? Może, nie wiem. Ale trendy demograficzne są gorsze, w 2007 r. mieliśmy sygnały, że jest odbicie liczby urodzeń, ostatecznie okazało się ono efemeryczne (a wynikało raczej z wejścia w wiek reprodukcyjny wyżowych roczników z lat 80. niż becikowego i obietnicy "dużej ulgi"...), ale mogło dawać nadzieję. Były też większe możliwości odchodzenia na wcześniejszą emeryturę, niższy wiek emerytalny, co dawało szansę na całkowicie bezbolesne redukcje etatów, po prostu nie przyjmowano by nowych. Dlatego mnie się wydaje, że ta likwidacja ma na celu jakieś wyjście z tej sytuacji, jednocześnie świetnie opakowanej PR-owo, bo gimnazja mają fatalną renomę. Najlepiej to widać w języku, gdzie słowa "gimbus", "gimbaza" mają zdecydowanie pejoratywne znaczenie. To może się okazać sukcesem PiS, ale jest ryzykowne. Pamiętajmy AWS się przejechał na reformach, a najgorzej odebrano reformę służby zdrowia i właśnie oświaty. Pani Szydło była w AWS i powinna pamiętać.
Argument o rozdzieleniu dzieci jest tak idiotyczny, że ręce opadają. Jest dokładnie odwrotnie - nie rozdziela się lecz sadza się w jednym budynku maluchy z bandyterką z gimbazy. Gimnazjaliści mają się za lepszy gatunek od dzieci z podstawówki, jeśli są w jednym budynku to katastrofa w głowach murowana. W 8-klasowe szkole te same dzieciaki były w jednej grupie - podstawówka, teraz są to dwie różne od siebie, w przekonaniu gimbazy, grupy.
Eden napisal(a): Czy Ty nie rozumiesz tego, że Rewolucję można, a nawet należy, robić w systemie politycznym, wymiarze sprawiedliwości, służbach specjalnych etc. Natomiast nigdy nie wolno jej czynić na polu oświaty i wychowania?? Chcesz ćwiczyć gimnastykę rewolucyjną na żywym ciele dzieci i młodzieży??
Jeśli jest to pytanie do mnie, to na razie nie chcę niczego, prócz tego by zrozumieć istotę problemu. Nawiasem mówiąc, system edukacji nie jest moją specjalnością.
Nie wiem czy to kwestia gimbazy, czy przemian społecznych, ale to co się dzieje w szkołach gdzie uczęszczają dzieci znajomych to jest dramat. 1klasa gimnazjum to inicjacja seksualna i narkotyczna
Eden napisal(a): Czy Ty nie rozumiesz tego, że Rewolucję można, a nawet należy, robić w systemie politycznym, wymiarze sprawiedliwości, służbach specjalnych etc. Natomiast nigdy nie wolno jej czynić na polu oświaty i wychowania?? Chcesz ćwiczyć gimnastykę rewolucyjną na żywym ciele dzieci i młodzieży??
Ależ świetnie rozumiem. Rewolucję można i należy robić ze wszystkim oprócz Żywego Ciała Pedagogicznego, którego członkiem jest Eden. Wszystko można rozpierdolić, oprócz Edenowego miejsca pracy, wszystkich zwolnić oprócz Edena itd. To były bardzo częste głosy przy tzw. deregulacji (podkreślam tzw. bo to było ośmieszanie wolnego rynku) Gowina. "Jestem za deregulacją, ale moja branża to co innego, bo" itd.
A teraz na poważnie - załóżmy na potrzeby dyskusji, że nie drżysz o własny stołek, a postulat deregulacji twojego akurat zawodu nie wywołał u ciebie sraki ze strachu. Odpowiedz nam więc na 2 pytania: Łan. Czy Rewolucja, którą postulujesz jest czymś pozytywnym i niezbędnym dla Rzeczypospolitej? Tu. Czy prawdziwe jest pamiętne zdanie Konarskiego, że takie będą Rzeczypospolite, jakie jej młodzieży chowanie? Jeśli odpowiedź na oba pytania jest pozytywna, to czemu tym pozytywnym zjawiskiem Rewolucji nie objąć właśnie tak kluczowej dla Rzeczypospolitej oświaty? Czemu tam nie pousuwać układów, koterii i patologii? Czemu nie wyzwolić środowiska, w którym są dzieci z postkomunizmu, III RP i czegoś tam jeszcze?
Czy może jednak Rewolucja nie jest taka pozytywna? Może to eksperyment, który dla nikogo nie będzie przyjemny i tak naprawdę nie służy żadnej "naprawie", ale zemście frustratów na bardziej zamożnych i lepiej ustawionych? A może oświata wcale nie jest taka istotna dla Rzeczypospolitej? W zasadzie to g... istotne czego się uczy, byle była chata z kraja, której nikt nie rusza, kasa mała, ale pewna, 18 godzin i reszta na pogaduchy na forumku?
Cyrylica napisal(a): Najważnieją sprawą są według mnie całkiem nowe programy. Nie rozumiem, dlaczego od momentu wprowadzenia gimnazjów każdego roku obniżały się wymagania egzaminacyjne. To było wyraźnie widać i w lekturach i gramatyce, którą właściwie prawie całkiem wywalono. Przyszedł moment, że absolwent gimnazjum umiał o wiele mniej, niż wcześniej uczeń, który kończył ósmą klasę. I to wcale nie była wina nauczyciela, bo takie były wymagania.
Nie mam pewności jaka jest przyczyna spadku poziomu i wymagań w szkołach w obszarze oświaty. Wiem bez wątpliwości dlaczego tak się dzieje w szkolnictwie wyższym. Dzieje się tam tak po to aby pozyskać i utrzymać jak największą liczbę studentów czyli sprzedaż usług edukacyjnych. Występuje więc konkurencja pomiędzy szkołami wyższymi. Większość jest "bezpłatna" czyli finansowana z budżetu więc nie ma między nimi konkurencji cenowej, a i kosztowa jest ogranivzona. Nie rządzi nią rynek, ap rzynajmniej jest mocno deformowany przez względy polityczne. Szkoły prywatne tez w dużym stopniu korzystaja z dotacji. Popyt na usługe edukacyjna na poziomie wyższym jest sztucznie pompowany przez owe dotacje oraz przez nachalna propagande "gospodarki opartej na wiedzy" która rozbudza aspiracje i nadzieje, a ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. Kolega rozum może się zżymac na rynek, ale on działa nawet wtedy gdy Kolega tego sobie niezyczy. Jego mnstrualne deformacje przez wadliwą politykę powoduja tylko jego gorsze działanie. Podejrzewam, że oświacie jest podobnie. Poziom się obniża międzyy innymi z powodu konkurowania szkół o uczniów przy niezbyt restrykcyjnej rejonizacji. Niestety tylko nieliczni rodzice mają jakieś ambicje i oczekiwania edukacyjne. Ci poszukuja dobrych szkół i sa skłonni za nie płacić, jesli tylko ich stać. Pozostali, w tym bardzo czestotacy których stać, chcą miec spokój, zadowolone dziecko bez stresów, w miare bepiecznie spędzajace wiekszość dnia w szkole.Dyrekcje szkół oraz znaczna część nauczycieli teć chce miec spokój i dawać bezstresowe promocje podopiecznym bez wielkiego wysiłłku i użerania sie z nieukami i łobuzami. Władze oswiatowe tez ie chca kłopotów i udają że tego ie widzą. Wyszło by to na egzaminach więc obniżają kryteria.W oświacie ostateczny test rynkowy jest bardzi daleko - jak absolwenci wchodza w dorosłość więc odpowiedzialność się rozmywa.
Ortografia też Ale nie za bardzo rozumiem. Zdaniem Kolegi w oświacie nie ma teraz rynku i stąd są patologie. Ale przecież jako konkretne źródła patologii wskazuje Kolega właśnie te zjawiska, które są tam rynkowe, np. wybór konsumentów. I zżyma się, że konsumenci głupi i kupują oceny zamiast wiedzy. Tak wybrali konsumenci, to tak ma być! Kasa poszła, na tym polega rynek, nie?
Nawiasem mówiąc, jakie szkoły wyższe są lepsze, np. absolwenci sobie lepiej radzą i są bardziej cenieni na rynku? Państwowe bezpłatne (czyli mniej rynkowe) czy państwowe płatne (bardziej rynkowe)?
ombretta napisal(a): Czyli jakby zmniejszyć maksymalną liczbę uczniów w klasie do 10 osób, to możemy zwiększyć zatrudnienie w oświacie o 1/3?
Mnie wychodzi, że (przy założeniu stałej liczby uczniów) o 200%. Uproszczony model: mamy 1 nauczyciela na 1 klasę. Limit uczniów w klasie 30. Więc jak zmniejszymy limit do 10, to mamy 3 klasy i potrzebujemy 3 nauczycieli. Z 1 na 3 to jest wzrost o 200%.
Ech... mówi chłop do obrazu, a obraz ani razu... Łan: Rewolucję Moralną, a także uzdrowienie i restytucję Państwa Polskiego, głosi PiS i środowiska okołopisowskie już od dawna. Tak więc nie jest to tylko mój postulat. Ponad 5 mln. ludzi na taki program głosiowało w ostatnich wyborach, gdybyś nie zauważył Tu: Tak, zdanie Konarskiego jest prawdziwe i cały czas aktualne. Należy więc zadbać o lepsze programy nauczania w szkołach, zwiększenie nauki niektórych, kluczowych dla procesu edukowania świadomego obywatela, przedmiotów, np. historii. Poprawić system kształcenia nauczycieli na studiach. Zwiększać ich wynagrodzenie w miarę możliwości budżetowych, bo cały czas są za niskie. Modernizować bazę szkolną etc. To powinno stanowić priorytet dla nowej władzy, a nie kolejna restrukturyzacja systemu oświatowego, czyli powrót do systemu sprzed 1999 r., który był przecież tak bardzo krytykowany wówczas. Zapomniano już o tym? Ps. Daruj sobie te wycieczki ad personam Rozumku, bo po mnie one spływają, a sobie sam wystawiasz nie najlepsze świadectwo z wychowania właśnie i kultury osobistej
raste napisal(a): Nie wiem czy to kwestia gimbazy, czy przemian społecznych, ale to co się dzieje w szkołach gdzie uczęszczają dzieci znajomych to jest dramat. 1klasa gimnazjum to inicjacja seksualna i narkotyczna
"O, świetny temat", jakby powiedział Krul! Problem jest taki, czy mamy odpowiednią wiedzę, żeby to ocenić? A drugi taki - czy osoby, które już mają wiedzę, nie są osobiście zainteresowane jako np. będące nieuprawnionymi beneficjentami jakichś sytuacji. Jak zresztą w wielu ważnych dziedzinach.
ombretta napisal(a): Czyli jakby zmniejszyć maksymalną liczbę uczniów w klasie do 10 osób, to możemy zwiększyć zatrudnienie w oświacie o 1/3?
Mnie wychodzi, że (przy założeniu stałej liczby uczniów) o 200%. Uproszczony model: mamy 1 nauczyciela na 1 klasę. Limit uczniów w klasie 30. Więc jak zmniejszymy limit do 10, to mamy 3 klasy i potrzebujemy 3 nauczycieli. Z 1 na 3 to jest wzrost o 200%.
To było pytanie do kol. Pawła Adamskiego jeden wpis wcześniej: "Zmniejszyć maksymalną dopuszczalną liczbę uczniów w klasie - dwie klasy po 15 osób to 2x wiecej "roboczogodzin" niż jedna 30- toosobowa. A przy okazji z małą klasą efektywniej się pracuje, co wpływa na jakość nauczania…". Czyli już uwzględniając redukcję liczby uczniów w klasie średnio o 1/2.
Komentarz
Bycie nauczycielem natomiast nie jest zadnym wstydem, jest to dosc ciezka i czasami niewdzieczna praca, ktora w Polsce jest czesto lekcewazona. Nauczyciel powinien byc solidnie wysztalcony i nie powinien czuc sie gorszy od kogos kto bedzie chcial sie scigac z innymi w korporacji lub prowadzic samodzielne badania.
To niestety zachacza o glebsze sprawy, takie jak poczucie wspolnoty, odpowiedzialnosci, szacunku itd.
Wspolczesni liberalowie uwazaja, ze "spoleczenstwo nie istnieje".
EDIT: zatem, ktos kto transferuje nabyta wiedze, za stosunkowo niewielkie wynagrodzenie jest jedynie rodzajem frajera
EDIT2: poniewaz jedyna wiez jaka istnieje i do ktorej wszystkie inne zostaly sprowadzone to wiez ekonomiczna
Gimnazja były eksperymentem nieudanym. Ich zwolennicy nie potrafią właściwie przytoczyć żadnego argumentu. O przepraszam, jeden mają - na temat rozdzielania dzieci. Jednak to argument mocno kulawy, bo to kwestia techniczna. Młodsze roczniki od starszych można rozdzielić także w tej samej szkole. No i w drugą stronę - ów chwalony "rozdział" jest w wielu miejscach (zapewne w większości) czysto fikcyjny. Znam to z autopsji. W mojej dawnej szkole wygląda to tak, że jest dwupiętrowy budynek, w którym parter i I piętro to podstawówka, a II piętro to gimnazjum, z wyłączeniem atoli pracowni chemicznej, która jest na I piętrze. Przez pierwsze lata istnienia gimnazjum to była jeszcze jedna pracownia podstawówki na II piętrze. Stołówka, sklepik (no, sklepik już nie ) , wejścia do budynku, sala gimnastyczna i boisko szkolne są wspólne. Tak wygląda ów "rozdział".
Weźmy najpierw kilka faktów, które są jakoś tam oczywiste. Pierwszy, dzieci w szkołach coraz mniej. Obecnie nie ma już tam np. od dawna ostatniego wyżu z lat 80., a potem szło w dół. Jakieś odbicie w połowie poprzedniej dekady, w istocie minimalne. Drugi, nauczyciela jest indywidualnie dość ciężko zwolnić, bo jest naprawdę silna ochrona stosunku wynikająca z Karty Nauczyciela. A z tego wynika fakt trzeci, co do którego też się chyba zgodzimy, w szkołach nauczycieli jest ponad aktualne potrzeby.
Teraz jakie są wyjścia z sytuacji - jedna zwiększyć potrzeby, a druga zmniejszyć liczbę etatów. Pierwszą obrał chyba poprzedni rząd (poprzedni, czyli Tuska) "pożyczając" rocznik sześciolatków. O ile co do zasady zwiększenie potrzeb może być niezłym pomysłem, o tyle zabrano się za to w typowy dla tamtego rządu beznadziejny sposób.
Co zrobi kolejny rząd? Z wypowiedzi Legutki i innych zapowiedzi można się spodziewać, że wybierze drugą opcję. Teraz co ma do tego likwidacja gimnazjów. Wracamy do drugiego punktu z faktów, czyli do ochrony nauczycielskiego stosunku pracy. Otóż ochrona ta nie musi być wcale taka silna jak cały zakład pracy (gimnazjum) przestaje istnieć.
I oczywiście można powiedzieć tak - to nie brak gimnazjów spowoduje redukcję, tylko brak miejsc w innych placówkach wywołany niżem. Ale właśnie do rozwiązania konkretnych stosunków pracy konkretnych nauczycieli gimnazjów przyczyni się ich bezpośrednia likwidacja.
Jakie są inne pomysły wyjścia z tego? Np. Rafał i ja, a też chyba Kania, proponowaliśmy na tym forum zmniejszenie liczebności klas, co przy zmniejszającej się liczbie uczniów pozwoliłoby na zachowanie potrzeb. Ale ja na pewno, a Rafał i Kania chyba nie będą w przyszłym resorcie edukacji. A takich pomysłów z ust polityków PiS jak na razie nie słyszeliśmy.
A jeszcze jedno, może ktoś wie. Czy PiS jak ostatnio rządził, a o złej jakości gimnazjów już raczej wiedziano, też był za ich likwidacją, czy wtedy to były "jedynie poglądy koalicjanta"?
I wiesz co, jakoś mi się lżej na duszy zrobiło. Ja mu chyba wierzę
Przepraszam za obcesowoćś, ale cholera mnie wzięła. Chyba mam poważny powód.
Jeszcze dołożę to drugie, chociaż to bardziej forumek niż PiS - opcja zero. Wywalamy z jakobińskim zapałem wszystkich ze szkół i robimy szkoły od zera, bo tam jest taka patologia, że ho ho ho. Jak kto nie wierzy, to nagrajmy jakąś głupią wypowiedź jakiegoś nauczyciela i jedziemy w necie.
"Poniżej jakiejkolwiek krytyki"? Jak podaje się takie rozwiązania dla rynku czy środowiska prawniczego to Eden nie protestował. A nawet "nie było zgody" na postulaty rozsądnych osób, żeby prowadzić bardziej umiarkowaną politykę i jednak nie iść na zwarcie.
Mnie się tak właśnie wydaje. Weźmy takie pytanie - Legutko już raz był ministrem edukacji, wady gimnazjów były już dobrze znane, ale nie była to jeszcze instytucja tak zasiedziała jak obecnie. Gimnazja są od 1999 r., czyli jak ministrował Legutko miały 8 lat, teraz mają 16, dokładnie 2 x więcej. Czy Legutko wtedy był za ich likwidacją? Ja pamiętam to tak, że za likwidacją był Giertych, ale głównie werbalnie, bo żadnych kroków nie podjął. Nie przypominam sobie, żeby Legutko wypowiadał się o ich likwidacji, a że w swojej krótkiej "karierze" robił wszystko, żeby się odciąć od Giertycha, to bardzo wątpię. No chyba że ktoś znajdzie inną wypowiedź, to proszę bardzo, nie jestem nieomylny.
CO się stało od 2007 r.? Legutkę oświeciło? Może, nie wiem. Ale trendy demograficzne są gorsze, w 2007 r. mieliśmy sygnały, że jest odbicie liczby urodzeń, ostatecznie okazało się ono efemeryczne (a wynikało raczej z wejścia w wiek reprodukcyjny wyżowych roczników z lat 80. niż becikowego i obietnicy "dużej ulgi"...), ale mogło dawać nadzieję. Były też większe możliwości odchodzenia na wcześniejszą emeryturę, niższy wiek emerytalny, co dawało szansę na całkowicie bezbolesne redukcje etatów, po prostu nie przyjmowano by nowych.
Dlatego mnie się wydaje, że ta likwidacja ma na celu jakieś wyjście z tej sytuacji, jednocześnie świetnie opakowanej PR-owo, bo gimnazja mają fatalną renomę. Najlepiej to widać w języku, gdzie słowa "gimbus", "gimbaza" mają zdecydowanie pejoratywne znaczenie. To może się okazać sukcesem PiS, ale jest ryzykowne. Pamiętajmy AWS się przejechał na reformach, a najgorzej odebrano reformę służby zdrowia i właśnie oświaty. Pani Szydło była w AWS i powinna pamiętać.
1klasa gimnazjum to inicjacja seksualna i narkotyczna
A teraz na poważnie - załóżmy na potrzeby dyskusji, że nie drżysz o własny stołek, a postulat deregulacji twojego akurat zawodu nie wywołał u ciebie sraki ze strachu.
Odpowiedz nam więc na 2 pytania:
Łan. Czy Rewolucja, którą postulujesz jest czymś pozytywnym i niezbędnym dla Rzeczypospolitej?
Tu. Czy prawdziwe jest pamiętne zdanie Konarskiego, że takie będą Rzeczypospolite, jakie jej młodzieży chowanie?
Jeśli odpowiedź na oba pytania jest pozytywna, to czemu tym pozytywnym zjawiskiem Rewolucji nie objąć właśnie tak kluczowej dla Rzeczypospolitej oświaty? Czemu tam nie pousuwać układów, koterii i patologii? Czemu nie wyzwolić środowiska, w którym są dzieci z postkomunizmu, III RP i czegoś tam jeszcze?
Czy może jednak Rewolucja nie jest taka pozytywna? Może to eksperyment, który dla nikogo nie będzie przyjemny i tak naprawdę nie służy żadnej "naprawie", ale zemście frustratów na bardziej zamożnych i lepiej ustawionych?
A może oświata wcale nie jest taka istotna dla Rzeczypospolitej? W zasadzie to g... istotne czego się uczy, byle była chata z kraja, której nikt nie rusza, kasa mała, ale pewna, 18 godzin i reszta na pogaduchy na forumku?
Ale nie za bardzo rozumiem. Zdaniem Kolegi w oświacie nie ma teraz rynku i stąd są patologie. Ale przecież jako konkretne źródła patologii wskazuje Kolega właśnie te zjawiska, które są tam rynkowe, np. wybór konsumentów. I zżyma się, że konsumenci głupi i kupują oceny zamiast wiedzy. Tak wybrali konsumenci, to tak ma być! Kasa poszła, na tym polega rynek, nie?
Nawiasem mówiąc, jakie szkoły wyższe są lepsze, np. absolwenci sobie lepiej radzą i są bardziej cenieni na rynku? Państwowe bezpłatne (czyli mniej rynkowe) czy państwowe płatne (bardziej rynkowe)?
Uproszczony model: mamy 1 nauczyciela na 1 klasę. Limit uczniów w klasie 30. Więc jak zmniejszymy limit do 10, to mamy 3 klasy i potrzebujemy 3 nauczycieli. Z 1 na 3 to jest wzrost o 200%.
Łan: Rewolucję Moralną, a także uzdrowienie i restytucję Państwa Polskiego, głosi PiS i środowiska okołopisowskie już od dawna. Tak więc nie jest to tylko mój postulat. Ponad 5 mln. ludzi na taki program głosiowało w ostatnich wyborach, gdybyś nie zauważył
Tu: Tak, zdanie Konarskiego jest prawdziwe i cały czas aktualne. Należy więc zadbać o lepsze programy nauczania w szkołach, zwiększenie nauki niektórych, kluczowych dla procesu edukowania świadomego obywatela, przedmiotów, np. historii. Poprawić system kształcenia nauczycieli na studiach. Zwiększać ich wynagrodzenie w miarę możliwości budżetowych, bo cały czas są za niskie. Modernizować bazę szkolną etc. To powinno stanowić priorytet dla nowej władzy, a nie kolejna restrukturyzacja systemu oświatowego, czyli powrót do systemu sprzed 1999 r., który był przecież tak bardzo krytykowany wówczas. Zapomniano już o tym?
Ps. Daruj sobie te wycieczki ad personam Rozumku, bo po mnie one spływają, a sobie sam wystawiasz nie najlepsze świadectwo z wychowania właśnie i kultury osobistej
Problem jest taki, czy mamy odpowiednią wiedzę, żeby to ocenić? A drugi taki - czy osoby, które już mają wiedzę, nie są osobiście zainteresowane jako np. będące nieuprawnionymi beneficjentami jakichś sytuacji. Jak zresztą w wielu ważnych dziedzinach.