Taki Duży Taki Mały może świętym być.
A właśnie że nie może.
Czytam sobie właśnie Dzienniczek św Faustyny i historia jej się zaczęła od tego że objawił jej się Jezus na dyskotece. Po takim zdarzeniu nikt nie zostałby obojętnym.
Nie ma równości. Zwykli śmiertelnicy nie rozmawiają z Jezusem i Matką Boską. Są skazani na życie wiarą bądź niewiarą w ciągłej niepewności czy są dobrymi ludźmi, czy żyją jak należy czy raczej marnują swoje życie i czy Bóg interesuje się ich losem. I to w codziennej monotonii banalnych czynności które do nas należą.
Przeczytalbym "Dzienniczek" zwykłego smiertelnika, który z Bogiem nie gawędził sobie, ale jednak go odnalazł.
Czytam sobie właśnie Dzienniczek św Faustyny i historia jej się zaczęła od tego że objawił jej się Jezus na dyskotece. Po takim zdarzeniu nikt nie zostałby obojętnym.
Nie ma równości. Zwykli śmiertelnicy nie rozmawiają z Jezusem i Matką Boską. Są skazani na życie wiarą bądź niewiarą w ciągłej niepewności czy są dobrymi ludźmi, czy żyją jak należy czy raczej marnują swoje życie i czy Bóg interesuje się ich losem. I to w codziennej monotonii banalnych czynności które do nas należą.
Przeczytalbym "Dzienniczek" zwykłego smiertelnika, który z Bogiem nie gawędził sobie, ale jednak go odnalazł.
0
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.
Komentarz
Znaczy to, że Go poznajesz jak umierasz.
Była taka opowieść Ojców Pustyni, że jeden abba umierał i oczy mu zaczęły świecić dziwnym blaskiem. Pytają go:
- Co widzisz? Aniołów? Matkę?
- Czy to konieczne żebym mówił?
- nie.
- A to dziękuję.
I zmarł.
Panie Boże, jeżeli istniejesz, zbaw duszę moją, jeśli ją mam!
Sauve mon âme, si j’en ai une …"
Ernest Renan, La prière du sceptique
ale jaja...
Zastanawiam się nad hasłem, które jest teraz modne w kościele "każdy może być świętym". Jeżeli może to i powinien. A może to hasło jest jednak nadużyciem.
Jakie asekuranctwo, a? W kościele Kolega był? No to wie Kolega, że Pan Bóg istnieje. Dzienniczek czytał? No to wie, że nas kocha.
No.
A że Go Kolega nie widział? Wot, taki lajf. Kto Krzyż odgadnie, ten nie upadnie. Wie Kolega, kto te słowa napisał? Ja przez przypadek wiem, to i trochę mi się odechciało odgadywać.
Asekuranctwo... Niby, w sensie, że co. Jaki, w sensie, zarzut, a?
W rozmowie nadmieniłem, iż tu znajduje się jedna rodzina opuszczona, której zapewne ani lekarz, ani ksiądz nie odwiedzi, ponieważ znajduje się chlewie. Ks. Antoniewicz natychmiast wstał i wyszedł… W środku zastał męża i żonę, leżących na gnoju w ostatnim stadium cholery, obok siedziało dwoje skulonych dzieci. Ks. Antoniewicz zaraz zaczął spowiadać chorych, ale gdy żadne ze słabości nie mogło się podnieść, kładł się kolejno przy każdym z nich na gnoju, żeby ich wyspowiadać i nie opuścił ich, aż wydali ostatnie tchnienie. Wyprowadził z chlewa dwoje zanieczyszczonych i brudnych dzieci, sam je umył i poprosił mnie, bym miał na nich staranie, póki się kto z krewnych nie znajdzie.
Umarł 14 listopada 1852 r., w wieku 45 lat na cholerę, której epidemia szalała wtedy w Wielkopolsce.
http://zgg.gosc.pl/doc/2385972.Krzyza-sie-nie-lekam
@raste:
"Przeczytalbym "Dzienniczek" zwykłego smiertelnika, który z Bogiem nie gawędził sobie, ale jednak go odnalazł."
Pierwszy z brzegu przykład- " Dzienniczek perkusisty" Jana Budziaszka ze Skaldów. Takich świadectw jest multum.
A co do panny Hanny Kowalskiej - inne miała zadanie na tym świecie, to i nie ma co (się) porównywać. Ona bardziej jak starobiblijni proprocy: głos wołający na puszczy!
No.
A że Go Kolega nie widział? Wot, taki lajf. Kto Krzyż odgadnie, ten nie upadnie. Wie Kolega, kto te słowa napisał? Ja przez przypadek wiem, to i trochę mi się odechciało odgadywać.
Asekuranctwo... Niby, w sensie, że co. Jaki, w sensie, zarzut, a?
Asekuranctwo w trybie przypuszczajacym. Jeśli istniejesz.
przekornie powiem że św.Faustyna to miała z górki...
I wizja prześladowania przez Kościół, zanim trafi na ołtarze jako święta.
Tak wiele wycierpiała, że naprawdę trudno jej zazdrościć.
kilka lat to trwało, zanim przestała być "obojętna" ("jak długo jeszcze zwodzić mnie będziesz!")
A powinni. Pan Jezus czeka, Maryja czeka.
edit: oczywiście, klawiaturowe przejęzyczenie...
polecam: Dzienniczek sw. Faustyny
Dzienniczek sw. Teresy od Dzieciatka Jezus
Przede wszystkim dlatego, że wydaje mi się ważny a nie bardzo wiem, jak napisać - dotyka bardzo osobistych przeżyć. Pewnie strywializuję, ale jednak parę słów dorzucę.
Otóż ja gadam sobie z Panem Jezusem codziennie. Jeżeli siedzę przy biurku, to patrzę na Jego obraz namalowany przez ośmioletnią Akiane. To bardzo współczesny wizerunek, odwzajemniający spojrzenie; wiem, że nie muszę dużo "mówić", że Chrystus przenika mnie na wylot i w Jego oczach odczytuję to, co w danej chwili jest mi potrzebne.
To bardzo bliska relacja - czasem dziękuję, czasem proszę, czasem się wręcz wykłócam, czasem mam wrażenie, że Dobry Pan Jezus patrzy na mnie z pełną akceptacją, a czasem z odrobiną politowania;)
Rzecz jasna do rozmowy z Chrystusem nie jest mi potrzebny żaden obrazek, ale cieszę się, że od ponad roku stoi na biurku.
Czy zawsze taką relację, bez której obecnie nie wyobrażam sobie życia, umiałam nawiązać? No nie, dochodziłam do niej przez wiele lat, pomijając durnieńką młodość. Szczęśliwie nigdy nie straciłam wiary w Boga, ale dłuuuuuugi czas Chrystus był dla mnie postacią z katechizmu. Żeby się nie rozwodzić - musiałam doświadczyć dźwignięcia osobistego krzyża, potem było tzw. normalne życie i powolne docieranie do Matki Najświętszej (również dzięki pielgrzymkom) i dopiero poprzez Nią do Syna.
Dwa lata temu pielgrzymowałam do Ziemi Świętej, nawet nie będę próbowała opisać tego uczucia miłości, którą czułam modląc się przy skale w Ogrodzie Oliwnym.
Pytanie "co to znaczy być świętym" rozumiem bardzo prosto - trafić do Raju. Koniec, kropka. Dlatego każdy może, wręcz każdy jest stworzony do świętości. Zgodzę się, że samo "wypełnianie pewnych formułek" nie wystarczy, natomiast do osiągnięcia tego celu absolutnie nie jest konieczna "osobowa relacja" z Panem Bogiem. Oczywista oczywistość.