Polska będzie ważnym centrum dla technologii hybrydowych w Europie. Mamy trzy fabryki - jedną w Wielkiej Brytanii, oraz dwie w Polsce, która jako kraj będzie dla nas bardzo ważnym centrum
Czyli Europejczycy trochę w Azji, Azjaci trochę w Europie...
To chyba takie-tam przesunięcia jak w średniowiecznych rodach krółewskich. Po 1/32 krwi z każego rodu w każdym rodzie.
Jeśli będziemy mieć nieco czasu, jeszcze kilka lat, to zachodni producenci będą u nas w Polsce produkować praktycznie wszystkie istotne podzespoły motoryzacyjne łącznie z zaawansowanymi technologicznie. Będziemy też prowadzić dla nich część R&D, bez praw autorskich, jako wyrobnicy, ale know how tu się zagnieździ. Dopiero to da nam szansę na własne samodzielne konstrukcje z szansami na rozwój.Do sukcesu komercyjnego potrzebny jednak będzie rynek i wielkie pieniądze na marketing i uruchomienie bądź wykup fabryk.
Część motoryzacyjnego R&D (na zasadzie wyrobnictwa) jest u nas już od co najmniej kilkunastu lat. Nie bardzo rozumiem, co się jeszcze ma niby zagnieżdżać. Zważywszy na to, że jak ktoś jest dobry i ma parcie na kasę, to jedzie do metropolii i tam tą kasę zarabia. A nie wegetuje w kolonii. Natomiast ze sprawą Opla wiąże się rzecz nieco inna. Zaledwie wczoraj w Wiadomościach słyszałem jakieś duby smalone na temat polskiego samochodu elektrycznego. No, to przepraszam - jeżeli ktoś poważnie chce za kilka lat taki samochód masowo wytwarzać, to najprostszą drogą jest kupienie działającej klasycznej fabryki (np. Gliwice), trzaskanie tego, co ona dotychczas produkuje i stopniowe przestawianie jej na elektrykę. Gliwice są w stanie z arkuszy blachy zrobić ok. 150 tys. karoserii rocznie i z tych karoserii zmontować 150 tys. samochodów. Jest to konkret, na którym można się oprzeć. Tymczasem tego typu okazje puszcza się koło nosa, a równocześnie kupuje się jakieś nikomu do szczęścia niepotrzebne i strategicznie niezbyt ważne elektrownie w Połańcu. Czy - jak to los zauważył - banki. Gdzie sens, gdzie logika?
No jak był kupowany Pekao to nikt nie wiedział że Opel jest na sprzedaż. Do tego nikt nie proponuje sprzedaży fabryk Opla w Polsce tylko całego Opla z 40-toma tysiącami drogich Niemców w fabrykach w Niemczech.
Trochę uproszczę, ale sens jest taki że na takie zakupy trzeba mieć pieniądze. A pieniądze są w bankach ( Tez w funduszach i ubezpieczalniach). Większość tych pieniędzy to nie są rządowe czyli budżetowe pieniądze tylko prywatne pieniądze. Kto kontroluje banki ten kontroluje wydatkowanie tych pieniędzy. Dlatego banki to podstawa. Dlatego najpierw trzeba mieć PZU i te banki, a potem skonstruować na tym fundusze inwestycyjne i organizować kasę na wykupy i inwestycje bezpośrednie w realnej gospodarce.
Jeśli już mamy to motoryzacyjne R&D to nam brakuje rynku i kasy. Kasę staramy się organizować, ale to potrwa i potrzeb konkurencyjnych wiele. Bezpieczeństwo energetyczne tez trzeba zapewnić. Pozostaje rynek. Sam wewnętrzny na koncern samochodowy nie wystarczy. Jak UE się utrzyma to szansa jest większa.
Z tym "mamy" to tak bez przesady. "Mamy" nieco fragmentów R&D. Zresztą - nikt na świecie nie może powiedzieć, że ma całość. Różne ośrodki specjalizują się w różnych zagadnieniach specjalistycznych, a kto potrzebuje ten kupuje. Np. stylistykę nadwozi robią ośrodki włoskie i kupują od nich wszyscy łącznie z Chińczykami.
Bezpieczeństwo energetyczne - owszem - trzeba zapewnić, ale nie odkupując (zapewne nie okazyjnie) istniejące, raczej przestarzałe elektrownie (np. Połaniec) tylko budując nowe. Elektrowni nikt na plecy nie weźmie i nie wyniesie, nie ma obawy. A jak się pieniądze wydało na jedno, to na drugie brakuje.
7dmy napisal(a): problem polega na tym że tutaj produkcja samochodów zaczyna być jakimś fetyszem, klub nuklearny i tak dalej, prawda jest taka że jest to działalności na bardzo niskiej marży zysku, który jest możliwy tylko przy uzyskaniu efektu skali, z tego wynika fakt że tych producentów zostało tak naprawdę ośmiu w skali świata, reszta się poprzejmowała lub połączyła.
I Polska nie byłaby w stanie, w przeciwieństwie do Chin czy Indii tego efektu skali wytworzyć.
Podobnie jest z białym AGD, Amica musiała kilka lat temu sprzedać swoje fabryki lodówek i pralek, gdyż produkcja na poziomie rynku lokalnego (a przecież mieli niezłą sprzedaż w Polsce i na około, chyba do 100 tys. sztuk rocznie) była nieopłacalna.
W takich czasach żyjemy i należy rozumieć ich specyfikę.
Dokładnie. Na punkcie polskiego samochodu jest jakiś odjazd. To się nie ma prawa udać.
No ale my tę samochodówkę mamy. Czemu niby nie mielibyśmy zmontować auta elektrycznego ? Przecież to jednak nowość i nisza do wypełnienia. Chyba łatwiej w to wejść niż w spalinowe osobówki gdzie konkurencja mordercza i trzeba wielkiej skali sprzedaży oraz pełnej gamy modeli. Koncept jest ambitny ale strategicznie obiecujący. Wygra nie ten kto pierwszy zbuduje piękne auto o wspaniałych osiągach jak robi Tesla tylko ten kto pierwszy zbuduje i zaoferuje proste i tanie auto dla masowego odbiorcy. W tej i większości branż trwałego użytku prawdziwe pieniądze są na taniej masówce, a nie na prestiżowych luksusach i wyczynie. Te służą w reklamie. No więc skoro prawie wszystko możemy zrobić u siebie taniej niż u liderów branży to spróbujmy takiego malucha skonstruować, a potem zmontować.
Niskie marże koncernów moto, nie są sprawą prostą ani jednoznaczną.
Na jednym biegunie mamy koncern FIAT, który od niepamiętnych czasów walczy o klienta niskimi cenami, jedzie na tanich komponentach i gwałceniu kooperantów.
Po drugiej stronie jest koncern VAG, płacący gigantyczne odszkodowania za fałszowanie pomiarów spalania zaimplementowane w silnikach diesla ... i ... nic. Gdyby VAG żył z kilkuprocentowych marż - powinno go już nie być na tym łez padole.
I jeszcze taki drobiazg. Niedługo po wejściu do Wujni firma znajomego importowała nowe europejskie auta prosto z USA. Najczęściej były to dobrze wyposażone BMW ze średniej półki. Auto wyprodukowane w Europie, wyeksportowane za ocean, tam oclone i ponownie wysłane na stary kontynent było sporo tańsze niż to samo z niemieckiego/polskiego salonu, bez korowodów związanych z dwukrotnym przemierzaniem Atlantyku i organami celnymi. Niskie marże ... taaa ...
Czytając autohagiograficzne wspomnienia Lee Iacocca, który najpierw przed kilka dekad przeszedł wszystkie szczeble kariery w amerykańskim Fordzie,zmienił pracodawcę, a na koniec odszedł na emeryturę jako cudotwórca i zbawca Chryslera, można się dowiedzieć pewnej oczywistości, która nam umyka. Samochód projektuje się z założeniem, że sprzedaż osiągnie ilość przynajmniej xxx egzemplarzy rocznie, a model będzie produkowany przez y lat. Do tego dopasowywane są koszty projektu i wyposażenia linii montażowych. Jeżeli założenia się sprawdzają, firma odnotowuje spodziewane zyski. Jeśli popyt jest większy, zyski także są wyższe, dużo wyższe niż wynikałoby to z prostej proporcji. Chrysler projektujący Voyagera był praktycznie bankrutem. Konserwatywne założenia sprzedażowe zostały wielokrotnie przebite już w pierwszym roku, a firma błyskawicznie stanęła na nogi, głównie za sprawą tego jednego modelu.
Ja nie rozumiem jednego. Jak to jest że Polakom opłaca się produkować autobusy i pociągi a samochodów - nie? Nie wierzę że na rynku samochodów nie ma niszy której nie udałoby się z powodzeniem wypełnić. Niekoniecznie od razu przeganiać w sprzedarzy GM, VAG, PSA czy innych takich, ale znaleźć swój segment i tam się usadowić - da się na pewno.
Ewentualny polski samochód (arrinera, syrena, polonez, warszawa, co tam jeszcze?) budzi tyle emocji z dokładnie tych samych powodów co polski karabin msbs czy pistolet ragun - my Polacy instynktownie czujemy tęsknotę za tym by być dumnym nie tylko z historii ale ze współczensości. Czyli dobrego polskiego produktu przemysłowego, który będzie rozpoznawalny na całym świecie.
Możemy sobie produkowac dobre meble, jachty czy okna, ale to jakoś w nikim nie wywołuje tylu emocji, bo to nie są produkty które angażują masową wyobraźnię. Samochody - tak.
Komentarz
To chyba takie-tam przesunięcia jak w średniowiecznych rodach krółewskich. Po 1/32 krwi z każego rodu w każdym rodzie.
źródło: wPolityce i PAP godzinę temu
Natomiast ze sprawą Opla wiąże się rzecz nieco inna. Zaledwie wczoraj w Wiadomościach słyszałem jakieś duby smalone na temat polskiego samochodu elektrycznego. No, to przepraszam - jeżeli ktoś poważnie chce za kilka lat taki samochód masowo wytwarzać, to najprostszą drogą jest kupienie działającej klasycznej fabryki (np. Gliwice), trzaskanie tego, co ona dotychczas produkuje i stopniowe przestawianie jej na elektrykę. Gliwice są w stanie z arkuszy blachy zrobić ok. 150 tys. karoserii rocznie i z tych karoserii zmontować 150 tys. samochodów. Jest to konkret, na którym można się oprzeć.
Tymczasem tego typu okazje puszcza się koło nosa, a równocześnie kupuje się jakieś nikomu do szczęścia niepotrzebne i strategicznie niezbyt ważne elektrownie w Połańcu. Czy - jak to los zauważył - banki.
Gdzie sens, gdzie logika?
Trochę uproszczę, ale sens jest taki że na takie zakupy trzeba mieć pieniądze. A pieniądze są w bankach ( Tez w funduszach i ubezpieczalniach). Większość tych pieniędzy to nie są rządowe czyli budżetowe pieniądze tylko prywatne pieniądze. Kto kontroluje banki ten kontroluje wydatkowanie tych pieniędzy. Dlatego banki to podstawa. Dlatego najpierw trzeba mieć PZU i te banki, a potem skonstruować na tym fundusze inwestycyjne i organizować kasę na wykupy i inwestycje bezpośrednie w realnej gospodarce.
Jeśli już mamy to motoryzacyjne R&D to nam brakuje rynku i kasy. Kasę staramy się organizować, ale to potrwa i potrzeb konkurencyjnych wiele. Bezpieczeństwo energetyczne tez trzeba zapewnić. Pozostaje rynek. Sam wewnętrzny na koncern samochodowy nie wystarczy. Jak UE się utrzyma to szansa jest większa.
Np. stylistykę nadwozi robią ośrodki włoskie i kupują od nich wszyscy łącznie z Chińczykami.
Bezpieczeństwo energetyczne - owszem - trzeba zapewnić, ale nie odkupując (zapewne nie okazyjnie) istniejące, raczej przestarzałe elektrownie (np. Połaniec) tylko budując nowe. Elektrowni nikt na plecy nie weźmie i nie wyniesie, nie ma obawy. A jak się pieniądze wydało na jedno, to na drugie brakuje.
Na jednym biegunie mamy koncern FIAT, który od niepamiętnych czasów walczy o klienta niskimi cenami, jedzie na tanich komponentach i gwałceniu kooperantów.
Po drugiej stronie jest koncern VAG, płacący gigantyczne odszkodowania za fałszowanie pomiarów spalania zaimplementowane w silnikach diesla ... i ... nic. Gdyby VAG żył z kilkuprocentowych marż - powinno go już nie być na tym łez padole.
I jeszcze taki drobiazg. Niedługo po wejściu do Wujni firma znajomego importowała nowe europejskie auta prosto z USA. Najczęściej były to dobrze wyposażone BMW ze średniej półki. Auto wyprodukowane w Europie, wyeksportowane za ocean, tam oclone i ponownie wysłane na stary kontynent było sporo tańsze niż to samo z niemieckiego/polskiego salonu, bez korowodów związanych z dwukrotnym przemierzaniem Atlantyku i organami celnymi. Niskie marże ... taaa ...
Czytając autohagiograficzne wspomnienia Lee Iacocca, który najpierw przed kilka dekad przeszedł wszystkie szczeble kariery w amerykańskim Fordzie,zmienił pracodawcę, a na koniec odszedł na emeryturę jako cudotwórca i zbawca Chryslera, można się dowiedzieć pewnej oczywistości, która nam umyka. Samochód projektuje się z założeniem, że sprzedaż osiągnie ilość przynajmniej xxx egzemplarzy rocznie, a model będzie produkowany przez y lat. Do tego dopasowywane są koszty projektu i wyposażenia linii montażowych. Jeżeli założenia się sprawdzają, firma odnotowuje spodziewane zyski. Jeśli popyt jest większy, zyski także są wyższe, dużo wyższe niż wynikałoby to z prostej proporcji.
Chrysler projektujący Voyagera był praktycznie bankrutem. Konserwatywne założenia sprzedażowe zostały wielokrotnie przebite już w pierwszym roku, a firma błyskawicznie stanęła na nogi, głównie za sprawą tego jednego modelu.
Jak to jest że Polakom opłaca się produkować autobusy i pociągi a samochodów - nie?
Nie wierzę że na rynku samochodów nie ma niszy której nie udałoby się z powodzeniem wypełnić. Niekoniecznie od razu przeganiać w sprzedarzy GM, VAG, PSA czy innych takich, ale znaleźć swój segment i tam się usadowić - da się na pewno.
Ewentualny polski samochód (arrinera, syrena, polonez, warszawa, co tam jeszcze?) budzi tyle emocji z dokładnie tych samych powodów co polski karabin msbs czy pistolet ragun - my Polacy instynktownie czujemy tęsknotę za tym by być dumnym nie tylko z historii ale ze współczensości. Czyli dobrego polskiego produktu przemysłowego, który będzie rozpoznawalny na całym świecie.
Możemy sobie produkowac dobre meble, jachty czy okna, ale to jakoś w nikim nie wywołuje tylu emocji, bo to nie są produkty które angażują masową wyobraźnię. Samochody - tak.
autem
dziwnym nie jest np Tesla
ni szowe