qiz napisal(a): Jedyna droga do zwiększenia bezpieczeństwa pieszym to ładowanie cyklistom horrendalnych mandatów za niebezpieczną jazdę po chodnikach, przecięciach z drogami pieszych itp.
Ta, najlepiej wogle zakazać jeżdżenia na rowerze, a co, niech mają lewackie kurwy!
Trudno się nie zgodzić. Ja się w miasto rowerem wogle coraz rzadziej ładuję. Raz że ścieżki rowerowe są rzadko normalnie porobione, a nawet jeśli są to krawężniki w poprzek tych ścieżek muszą mieć minimum półtora cm wysokości, bo przecież nie można wygładzić do zera, toż to by było pogwałcenie konstytucji. Dwa że masa pieszych i tych lewackich cyklistów, wiadomo. Trzy, że na kolarce po mieście nie da się rozwinąć prędkości przelotowej: piesi, dziury, skrzyżowania, krawężniki na półtora cm. Rower tylko poza miastem ma głęboki sens. Szum gum i śpiew ptaków, rozkosz.
qiz napisal(a): Jedyna droga do zwiększenia bezpieczeństwa pieszym to ładowanie cyklistom horrendalnych mandatów za niebezpieczną jazdę po chodnikach, przecięciach z drogami pieszych itp.
Ta, najlepiej wogle zakazać jeżdżenia na rowerze, a co, niech mają lewackie kurwy!
Nalezy popierac ruch rowerowy, budowac proste i przemyslane sciezki rowerowe i odszajbiac. Ja tez sie spotkalem z nieproporcjonalna agresja ze strony rowerzystow. I zaleznosc jest najczesciej taka: im bardziej "sportowy" wyglad (obcisle spodenki, okulary, itd.) tym wieksza szajba.
Dla mnie jazda rowerem po asfalcie jest nudna nie do zniesienia. I to dlatego tak się rozpleniło nieumiejące jeździć towarzystwo że buduje się te gładkie ścieżki bez żadnych krawężnikow najmniejszych.
W Niemczech to właściwie nie znałem wielu osób, które by nie uczestniczyły w rowerowych wypadkach - jako piesza ofiara albo spedalony morderca. Moja sąsiadka (70+) o mało co nie straciła życia, spędziła tygodnie w szpitalu. Ja się uratowałem ale nie wyszedłem bez szwanku - nabawiłem się ulicznego dygotu: nawyku nerwowego rozglądania się na otwartych przestrzeniach. Najgroźniejsi są na skrzyżowaniach.
Żeby ten tramwaj chociaż dojażdżał do sadyby to by było jeszcze ok ale tak to to jest lini na zadupiu z której nikt nie skorzysta. Autobus tam tak czy siak jeździ.
Już przestańcie się wyżywać na tych "cyklistach". Ja tak samo mógłbym wiele złego powiedzieć o innych grupach użytkowników dróg i chodników. Każdy ma swoje doświadczenia. Jedno można cyklistom przyznać, że bardzo często ryzykują własnym życiem przy łamaniu tych przepisów, co już nie zawsze dotyczy kierowców łamiących przepisy. Owszem, też mnie ostatnio zaczęli rowerzyści mocniej denerwować, ale to wynika bardziej z masowego przyrostu ich liczby niż jakoś ze zmiany zachowań. Wstyd to przyznać, ale do niektórych nieprzepisowych zachowań kierowców już zdążyliśmy się przyzwyczaić i uznawać za normę ("bo inaczej nie dałoby się jeździć").
kulawy_greg napisal(a): Wstyd to przyznać, ale do niektórych nieprzepisowych zachowań kierowców już zdążyliśmy się przyzwyczaić i uznawać za normę ("bo inaczej nie dałoby się jeździć").
Na przykład jakich? Rower to naprawdę inna para kaloszy, porównałbym problem z nimi do motocyklistów zapieprzających po mieście. Spod świateł wszystkie pojazdy ruszają ze zbliżonym przyspieszeniem, wyjątkiem są motory które w 3 sekundy mogą mieć setkę. I to jest problem, nie mogę za każdym razem zakładać że motor który startuje tam ze świateł ma ochotę wcisnąć gaz do dechy i będzie tu koło mnie za 2,5 sekundy bo takie podejście sparaliżowałoby ruch. I przez to od czasu do czasu któryś z nich rozpieprza się na aucie wymuszającym pierwszeństwo, bo aby oszacować prędkość trzeba się dobrze przyjrzeć a umówmy się - w mieście punkt poruszający się 100 km na godzinę jest rzadkościa. To samo dotyczy dróg poza miastami tyle że tam motory osiągają 200. I z rowerami identyko, wśród holenderek są kolarze i nie ma wyjścia, od czasu do czasu któryś z nich będize wpadał na auto bo inaczej być nie może. Chyba że ruch rowerowy zrobi się jak w Holandii, sznurek rowerów że wjechać nie można, to wtedy siłą rzeczy ten problem się rozwiąże.
Rowerzysta nie może dla wygody zbaczać ze ścieżki – wyrok Sądu Rejonowego publikacja: 29.06.2017 aktualizacja: 29.06.2017, 09:38
Przepisy prawa drogowego o poruszaniu się po drodze dla rowerzystów mają charakter bezwzględnie obowiązujący i rowerzysta nie może decydować, czy będzie się po tej drodze poruszać, czy też nie.
Sprawa, którą rozpatrywał Sąd Rejonowy w Warszawie dotyczyła zdarzenia sprzed prawie roku, do którego doszło na bardzo dużym warszawskim skrzyżowaniu o natężonym ruchu. Jadący rowerem Michał R. w pewnym momencie zrezygnował z jazdy po ścieżce rowerowej i jechał po jezdni. Jak twierdził zrobił tak dla własnego bezpieczeństwa. Zdaniem policjanta, który był świadkiem zdarzenia, Michał R. wybrał taki sposób jazdy, ponieważ był dla niego wygodniejszy i dzięki niemu szybciej mógł dotrzeć do celu. Naruszył jednak obowiązek korzystania z drogi dla rowerów lub pasa ruchu dla rowerów określony w art. 33 ust. 1 Prawa o ruchu drogowym. Dodatkowo rowerzysta nie zastosował się do zakazu wjazdu za sygnalizator podczas nadawanego czerwonego sygnału dla jego kierunku ruchu.
Uczestnik ruchu specjalnej kategorii
Przed sądem Michał R. przyznał się do zarzucanych mu czynów, ale nie przyznał się do winy. Wyjaśnił, że nieprzestrzeganie przepisów prawa ruchu drogowego nie zawsze skutkuje stworzeniem zagrożenia, a z drugiej strony - ich przestrzeganie nie zawsze skutkuje uniknięciem zagrożenia. W jego ocenie rowerzyści i piesi należą do kategorii uczestników ruchu, którzy przez własne błędy w jeździe zagrażają bardziej sobie niż innym uczestnikom ruchu, w przeciwieństwie do kierowców aut, którzy przez własne błędy zagrażają bardziej innym uczestnikom ruchu. Z tej różnicy między obiema kategoriami uczestników ruchu wynika, według Michał R., odmienna taktyka poruszania się. Rowerzysta dąży do tego, żeby na drodze przebywać jak najkrótszy czas, dla własnego bezpieczeństwa. Lepiej też, jeśli czasami złamie przepisy ruchu drogowego, ale będzie żyć.
Obwiniony przyznał, że w dniu zdarzenia jechał jezdnią zamiast drogi dla rowerzystów. Gdyby jechał po ścieżce rowerowej, musiałby okrążyć skrzyżowanie i trzy razy zatrzymać się przed sygnalizatorem świetlnym nadającym czerwone światło, natomiast na obranej trasie taki sygnalizator był tylko jeden. To, jego zdaniem, minimalizowało zagrożenie wynikające z przebywania w niebezpiecznym miejscu. Sposób, który wybrał, ograniczał się do tego, że jechał zgodnie z przepisami, ale tam gdzie była sygnalizacja zatrzymująca samochody, zjechał na jezdnię, bo krócej było przejechać jezdnią niż ścieżką rowerową. Po przejechaniu na czerwonym świetle znów wjechał na ścieżkę rowerową. Nie chodziło mu o wygodę, lecz skrócenie przebywania w miejscach zagrożenia.
Michał R. stwierdził, że jest doświadczonym rowerzystą (kartę rowerową ma od 1967 roku) i wielokrotnie uratował sobie życie, gdy jechał niezgodnie z przepisami, bo gdy ich przestrzegał, parę razy potrącił go samochód. Jak podał obwiniony, poprzedniego dnia w Warszawie zginęły dwie osoby, które stały i czekały na zmianę światła, żeby móc przejść przez jezdnię.
Bez cienia wstydu
Sąd Rejonowy ocenił zachowanie rowerzysty zupełnie inaczej niż on sam. Według Sądu, wina Michała R. nie ulegała wątpliwości, bo nie wystąpiły przesłanki, które mogłyby ją wykluczyć (stan wyższej konieczności, usprawiedliwione nierozpoznanie bezprawności czynu, nieletniość czy niepoczytalność).
- Odstąpienie od obowiązku jazdy po drodze dla rowerów byłoby usprawiedliwione, gdyby skorzystanie z niej było niemożliwe lub zwiększało zagrożenie dla rowerzysty lub innych uczestników ruchu, np. gdyby była uszkodzona, oblodzona czy też prowadzone byłyby na niej wykopy. Drogi dla rowerzystów budowane są po to, by zwiększyć ich bezpieczeństwo, jak też innych uczestników ruchu, albowiem w świetle zasad doświadczenie życiowego oczywistym jest, że o wiele bezpieczniejsza jest jazda rowerem po ścieżce rowerowej, po której poruszają się tylko tego typu pojazdy, niż jazda rowerem po jezdni, na której poruszają się samochody i inne pojazdy mechaniczne, zwiększające ze swojej natury potencjalne niebezpieczeństwo dla rowerzysty. Innymi słowy, zwiększony stan zagrożenia istnieje dla rowerzysty na jezdni, a nie na drodze dla rowerów – podkreślił Sąd.
Wyjaśnienia obwinionego, że nie ponosi winy uznał za nielogiczne i sprzeczne z zasadami doświadczenia życiowego oraz ze zdrowym rozsądkiem.
- Jedynym powodem, dla którego obwiniony postąpił sprzecznie z obowiązującymi przepisami, była chęć skrócenia sobie drogi i uczynienia jej przez to wygodniejszą, chociaż trudno się zgodzić, by poruszanie się rowerem po jezdni w obszarze takiego węzła komunikacyjnego było wygodniejsze niż poruszanie się po ścieżce rowerowej. Pewne natomiast jest, że zachowanie takie było dla obwinionego, i nie tylko dla niego, o wiele bardziej niebezpieczne – stwierdził Sąd.
Uznał obwinionego za winnego popełnienia zarzucanych mu wykroczeń i wymierzył mu za to łącznie karę grzywny w wysokości 200 zł. Nie znalazł przy tym żadnych okoliczności łagodzących, a za okoliczność obciążającą uznał wysoki stopień społecznej szkodliwości czynów obwinionego oraz postawę Michała R., który „bez cienia zawstydzenia głosił na rozprawie, że nie przestrzega przepisów drogowych i nie zamierza tego robić, jeśli uzna to za stosowne".
Wyrok jest nieprawomocny.
Sygn. akt VW 4392/16
Bezczelność typa dech zapiera, zjeżdża z drogi dla rowerów na rondo w centrum Warszawy "bo tam jest bezpieczniej".
A serio - wspominają gdzieś o którym rondzie mowa? Bo są na mieście takie, gdzie ta linia obrony będzie prawdą. Swędzia zaś ewidentnie w życiu nawet nie stał obok bicykla (chyba że podpieprzając go wraz z elektroniką z supermarketu).
a MM chyba czytał ten wątek bo wczoraj w Przysusze mówił o prgramie rozbudowy ścieżek rowerowych na 100 lecie odzyskania niepodległości przez Polskę, nie pamietam ile km ale coś mówił o skrzyżowaniach bezkolizyjnych dla rowerzystów, a jak widac vide supra, w tym jest największy problem we współżyciu z kierowcami
Bezkolizyjne ? Dla zwierząt już robią, ale dla rowerzystów? Estakady czy tunele? Tyle że zwierzęta nie potrafią założyć roweru na auto ani kupić biletu na kolej.
Komentarz
Ja się w miasto rowerem wogle coraz rzadziej ładuję. Raz że ścieżki rowerowe są rzadko normalnie porobione, a nawet jeśli są to krawężniki w poprzek tych ścieżek muszą mieć minimum półtora cm wysokości, bo przecież nie można wygładzić do zera, toż to by było pogwałcenie konstytucji. Dwa że masa pieszych i tych lewackich cyklistów, wiadomo. Trzy, że na kolarce po mieście nie da się rozwinąć prędkości przelotowej: piesi, dziury, skrzyżowania, krawężniki na półtora cm.
Rower tylko poza miastem ma głęboki sens. Szum gum i śpiew ptaków, rozkosz.
Żeby ten tramwaj chociaż dojażdżał do sadyby to by było jeszcze ok ale tak to to jest lini na zadupiu z której nikt nie skorzysta. Autobus tam tak czy siak jeździ.
Planowane od chyba 15 lat ??? Teraz ruszyło.
Przyśpieszaj i włączaj wycieraczki, niech wiedzą że szlachta jedzie!
Jedno można cyklistom przyznać, że bardzo często ryzykują własnym życiem przy łamaniu tych przepisów, co już nie zawsze dotyczy kierowców łamiących przepisy.
Owszem, też mnie ostatnio zaczęli rowerzyści mocniej denerwować, ale to wynika bardziej z masowego przyrostu ich liczby niż jakoś ze zmiany zachowań. Wstyd to przyznać, ale do niektórych nieprzepisowych zachowań kierowców już zdążyliśmy się przyzwyczaić i uznawać za normę ("bo inaczej nie dałoby się jeździć").
Rower to naprawdę inna para kaloszy, porównałbym problem z nimi do motocyklistów zapieprzających po mieście. Spod świateł wszystkie pojazdy ruszają ze zbliżonym przyspieszeniem, wyjątkiem są motory które w 3 sekundy mogą mieć setkę. I to jest problem, nie mogę za każdym razem zakładać że motor który startuje tam ze świateł ma ochotę wcisnąć gaz do dechy i będzie tu koło mnie za 2,5 sekundy bo takie podejście sparaliżowałoby ruch. I przez to od czasu do czasu któryś z nich rozpieprza się na aucie wymuszającym pierwszeństwo, bo aby oszacować prędkość trzeba się dobrze przyjrzeć a umówmy się - w mieście punkt poruszający się 100 km na godzinę jest rzadkościa. To samo dotyczy dróg poza miastami tyle że tam motory osiągają 200. I z rowerami identyko, wśród holenderek są kolarze i nie ma wyjścia, od czasu do czasu któryś z nich będize wpadał na auto bo inaczej być nie może. Chyba że ruch rowerowy zrobi się jak w Holandii, sznurek rowerów że wjechać nie można, to wtedy siłą rzeczy ten problem się rozwiąże.
Choc wydawaloby sie to zupelnie sprzeczne z natura.
A co sie stanie z zaszajbionymi dzieciami zaszajbionych? Strach nawet myslec...
A serio - wspominają gdzieś o którym rondzie mowa? Bo są na mieście takie, gdzie ta linia obrony będzie prawdą.
Swędzia zaś ewidentnie w życiu nawet nie stał obok bicykla (chyba że podpieprzając go wraz z elektroniką z supermarketu).