O pogardzie dla proletariatu
Wbrew temu co napisałem w wątku "Humer", pogarda dla zwykłego człowieka (w imieniu którego rusza się z posad bryłę świata) nie jest na lewicy nowością. Oto wydarzenia sprzed około 90 lat opisane przez mojego śp. Dziadka, dra Stanisława Wawrzyńczyka ps. "Ligenza", ze szczególnym uwzględnieniem postaci Henryka Dembińskiego, lewicującego katolika, który "nawrócił się" na komunizm:
„Dla zatarcia niesmaku i goryczy - pisze A. Jędrychowska - po kongresie Odrodzenia w Lublinie, spieszyło się Dembińskiemu poznać prawdziwy proletariat, ten, dla którego zerwał z katolicką organizacją. Razem z Władkiem Ryńcą wyjechał na Śląsk. Po raz pierwszy Henryk zobaczył Śląsk”. I znów rażąca niezgodność z prawdą. Ryńca zatrzymał się z Dembińskim u swego ojca w Józefowie pod Zagórzem. W salach Sosnowca, Będzina, Grodźca, Porąbki i Zagórza spoglądały na Henryka twarze górników, pokropkowane niebieskoszarymi cętkami pyłu węglowego. Dembiński mówił o „ostatnich zakrętach kapitalizmu”. Z sali padały krótkie, rzeczowe pytania. Na każdy następny wiec górnicy przychodzili coraz liczniej. Nawiązany kontakt pozwolił na zorganizowanie wiernej grupy korespondentów oraz kolporterów pism, które w przyszłości będzie wydawała grupa Dembińskiego. Oznacza to, że Dembiński zerwał z Odrodzeniem dla prawdziwego proletariatu, którego dotychczas nie widział na własne oczy. Oznacza to również wstydliwą nieznajomość geografii politycznej terenu, który nie był i nie jest Śląskiem. Wszak to jest region o wielkich tradycjach historycznych walk polskich robotników Zagłębia, tego Trójkąta Trzech Cesarzy, gdzie każde dziecko słyszało w swoim gronie rodzinnym o strajkach w hucie Bankowej, gdzie w okresie zaledwie dwóch lat 1905-1907 polscy robotnicy dokonali ponad 340 działań zbrojnych przeciwko caratowi w trzech powiatach Zagłębia i Częstochowy. W rzeczywistości Dembiński przeżył w Zagłębiu (a nie na Śląsku, bo do Ślązaków nie dojechał) jeszcze silniejszy wstrząs psychiczny. Gdy tylko zaczął mówić o „zakrętach kapitalizmu” robotnicy Sosnowca zapytali go, skąd on się tu znalazł i poprosili go o to, żeby przestał wygłaszać oklepane frazesy i wracał, skąd przybył, gdyż z reguły wywożą takich gości na taczkach, jako niedouczonych paniczyków. Zanim Dembiński zdążył ochłonąć po tych wstrząsach psychicznych w Zagłębiu, zapytałem go o to, jak mu się podobają robotnicy Zagłębia.. Dembiński opanował lekkie wzburzenie i powiada do mnie: „Tamtejsi robotnicy to „swołocz”, którą trzeba zniszczyć”. Przypomniałem mu natychmiast, że sam byłem robotnikiem cementowni „Solway” w Grodźcu w okresie nauki w Gimnazjum im. Waleriana Łukasińskiego w Dąbrowie Górniczej i ojciec mój był tam szanowanym robotnikiem, a dziadek Makowski poległ w Zagórzu w 1905 r. Od tego czasu nie widziałem w Dembińskim człowieka dojrzałego do pełnego życia, psychicznie zdrowego.
Źródło: Wawrzyńczyk S. 2002: Wspomnienia z Uniwersytetu Wileńskiego (z Dembińskim i Miłoszem w tle). Arcana 45 (3): 143-158.
(wspomnienia częściowo wydane pośmiertnie, moim upartym staraniem)
„Dla zatarcia niesmaku i goryczy - pisze A. Jędrychowska - po kongresie Odrodzenia w Lublinie, spieszyło się Dembińskiemu poznać prawdziwy proletariat, ten, dla którego zerwał z katolicką organizacją. Razem z Władkiem Ryńcą wyjechał na Śląsk. Po raz pierwszy Henryk zobaczył Śląsk”. I znów rażąca niezgodność z prawdą. Ryńca zatrzymał się z Dembińskim u swego ojca w Józefowie pod Zagórzem. W salach Sosnowca, Będzina, Grodźca, Porąbki i Zagórza spoglądały na Henryka twarze górników, pokropkowane niebieskoszarymi cętkami pyłu węglowego. Dembiński mówił o „ostatnich zakrętach kapitalizmu”. Z sali padały krótkie, rzeczowe pytania. Na każdy następny wiec górnicy przychodzili coraz liczniej. Nawiązany kontakt pozwolił na zorganizowanie wiernej grupy korespondentów oraz kolporterów pism, które w przyszłości będzie wydawała grupa Dembińskiego. Oznacza to, że Dembiński zerwał z Odrodzeniem dla prawdziwego proletariatu, którego dotychczas nie widział na własne oczy. Oznacza to również wstydliwą nieznajomość geografii politycznej terenu, który nie był i nie jest Śląskiem. Wszak to jest region o wielkich tradycjach historycznych walk polskich robotników Zagłębia, tego Trójkąta Trzech Cesarzy, gdzie każde dziecko słyszało w swoim gronie rodzinnym o strajkach w hucie Bankowej, gdzie w okresie zaledwie dwóch lat 1905-1907 polscy robotnicy dokonali ponad 340 działań zbrojnych przeciwko caratowi w trzech powiatach Zagłębia i Częstochowy. W rzeczywistości Dembiński przeżył w Zagłębiu (a nie na Śląsku, bo do Ślązaków nie dojechał) jeszcze silniejszy wstrząs psychiczny. Gdy tylko zaczął mówić o „zakrętach kapitalizmu” robotnicy Sosnowca zapytali go, skąd on się tu znalazł i poprosili go o to, żeby przestał wygłaszać oklepane frazesy i wracał, skąd przybył, gdyż z reguły wywożą takich gości na taczkach, jako niedouczonych paniczyków. Zanim Dembiński zdążył ochłonąć po tych wstrząsach psychicznych w Zagłębiu, zapytałem go o to, jak mu się podobają robotnicy Zagłębia.. Dembiński opanował lekkie wzburzenie i powiada do mnie: „Tamtejsi robotnicy to „swołocz”, którą trzeba zniszczyć”. Przypomniałem mu natychmiast, że sam byłem robotnikiem cementowni „Solway” w Grodźcu w okresie nauki w Gimnazjum im. Waleriana Łukasińskiego w Dąbrowie Górniczej i ojciec mój był tam szanowanym robotnikiem, a dziadek Makowski poległ w Zagórzu w 1905 r. Od tego czasu nie widziałem w Dembińskim człowieka dojrzałego do pełnego życia, psychicznie zdrowego.
Źródło: Wawrzyńczyk S. 2002: Wspomnienia z Uniwersytetu Wileńskiego (z Dembińskim i Miłoszem w tle). Arcana 45 (3): 143-158.
(wspomnienia częściowo wydane pośmiertnie, moim upartym staraniem)
Otagowano:
2
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.
Komentarz
Jakby, no, jak na działacza robotniczego, to dość grubo, nieprawdaż.
Aż mi się przypomniało "Nie chcewa! Nie chcewa!", bo to z podobnej branży.
Wiecie, kto dziś jeszcze ma szansę nie widzieć robotnika na oczy? Biskup. Młodość na wsi w latach 60-tych (która się bardzo różni od obecnej), seminarium, studia w Rzymie, praca w kurii (księża z parafii nie zostają biskupami) albo na uczelni a potem sakra czyli życie w bańce już całkowicie nieprzepuszczalnej. Jedyny kontakt ze zwykłymi ludźmi to te obowiązkowe dwa lata wikariatu na parafii dwadzieścia lat temu.
dzięki Losie za wątpienie
Był to moim zdaniem ruch proroczy, bo dzięki temu kler zbliżył się do zwykłych ludzi w sposób niespotykany w Polsce.
Thusk zawsze gardził Polakami. Tak wygląda droga ekspresowa dzień po zakończeniu opadów. Przed nami (przed szybą) pas włączania się do ruchu na węźle dwóch dróg ekspresowych. Po prawej drugi taki pas. Ten po lewo to prawy pas ruchu a jeszcze bardziej po lewo to lewy pas ruchu - ten szybszy.
To kilkadziesiąt kilometrów dalej. Ok. dobę po zakończeniu opadów. Droga ekspresowa.
Taki mamy klimat. Od roku.
Jest zasadnicza różnica Szanowny Brzoscie pomiędzy SDKPiL, później po fuzji z tzw. PPS-Lewica przekształconej w KPRP już w odrodzonej Rzeczpospolitej (od 1925 KPP, już bez przymiotnika "robotnicza", przynajmniej uczciwie dawali sygnał gdzie mają tenże proletariat... hue hue), a PPS z czasów rewolucji 1905-07, czasami nie bez przyczyny nazywanej kolejnym polskim powstaniem narodowowyzwoleńczym (po kościuszkowskim, listopadowym i styczniowym). SDKPiL (a później KPRP/KPP) kierując się doktryną tzw. luksemburgizmu (od tajszki Róży Luksemburg oczywiście) stała na pozycjach antypolskich, antynarodowych, negując konieczność istnienia niepodległego państwa polskiego i postulując z jednej strony całkowite podporzadkowanie Centrali międzynarodowej rewolucji, czyli Moskwie (w praktyce Kominternowi), a z drugiej włączenie ziem polskich, a szczególnie tych najbardziej uprzemysłowionych (cały Górny Śląsk i Zagłębie Dąbrowskie właśnie) do "bardziej uświadomionych klasowo, z silniejszą klasą robotniczą" Niemiec. Natomiast tamta PPS i jej kontynuacja w postaci PPS-Frakcja Rewolucyjna Piłsudskiego oraz ponownie scalona PPS już w IIRP zawsze jako priorytet wysuwały konieczność wyzwolenia narodowego Polaków, zrzucenia jarzma zaborców (np. caratu) i utworzenia niepodległego państwa polskiego. A dopiero później, już w wyzwolonej Polsce, uzyskania wielu praw socjalnych dla robotników. I to się w rzeczy samej stało pod koniec 1918 r., z wieloma prawami uzyskanymi przez polskich robotników dzięki rządowi Jędrzeja Moraczewskiego, a jakże socjalisty niepodległościowego i przyjaciela Piłsudskiego. Powracając do Zagłębia Dąbrowskiego, na tym terenie trwała właśnie od wspomnianej rewolucji lat 1905-07 swoistą rywalizacja o rząd dusz proletariatu pomiędzy tymi tak odległymi sobie środowiskami komunistów i socjalistów niepodległościowych. Rozumiem, że Dziadek był związany z tymi drugimi, tak? Czy można gdzieś nabyć te pamiętniki Dziadka?
@Eden - te wspomnienia nigdy nie ukazały się w całości. Dwa odcinki, dzięki zaangażowaniu ówczesnego sekretarza redakcji, red. Henryka Głębockiego który był ich fanem, zostały wydrukowane w Arcanach (w 2002 i 2004) a jeden - w Zeszytach Historycznych WiN w 2005 roku. Całość mam na swoim dysku w formie elektronicznej. Przepisana przez moją Żonę z rękopisów i maszynopisów Dziadka.
Została również zdeponowana przez nas w zbiorach specjalnych Biblioteki Narodowej.
Fragment który zacytowałem, potwierdza to o czym piszesz.
Z rzeczy stosunkowo nowych: Jordan Peterson uważa, że głęboka pogarda dla "niższych klas" leży u podłoża megaskandalu na Wyspach - chodzi o gangi gwałcicieli - Pakistańczyków, działające od wielu lat.
Liczba ofiar rośnie w tysiące, wiek dziewczynek - średnia 12 - 14 lat, najmłodsze miały lat pięć (Samanta Smith - obecnie aktywnie walcząca o sprawiedliwość).
Sprawy zmiatano pod dywan, ofiary i ich rodziny uciszano, dziewczynki będące ofiarami nazywano białymi dziwkami (i gorzej...).
Oczywiście miało to podłoże polityczne (strach o głosy i uwikłanie w proceder miejscowych polityków, powiązania rodzinne policjantów, pracowników socjalnych i przedstawicieli sądownictwa), ale on ma teorię że skala tego, co się stało, wynika z totalnej pogardy, jaką ma tzw. klasa wyższa w UK wobec proletariuszy (tak ich ogólnie nazwijmy). Białych proletariuszy, ma się rozumieć.
Te dzieci były traktowane jak nieuchronna ofiara na rzecz prowadzonej polityki, ale też nikt się nie przejmował tym, przez co przechodziły, bo to byli podludzie. Takie ludzkie śmieci.
Takie oświeceniowe "nie przejmuj się, to wyje, ale tego przecież nie boli".
Zagłębie to nie Śląsk
600 lat różnej historii
Dla Starmera walka z islamofobią jest ważniejsza niż karanie islamskich gwałcicieli brytyjskich dzieci.
O tym właśnie jest ten wklejony fragment. Jako wnuk zagłębiaka dobrze o tym wiem. Ale komuszyca Jędrychowska nie wiedziała.
Aż mnie nie było stać na naciśnięcie "lubię to!", bo jak 'lubić' takie stwierdzenie (w kontekście tej całej historii) ale niestety właśnie tak jest.
W tej chwili sprawa się rozdmuchała bo Elon M. się włączył.
Ale tzw. zwykli Brytole zieją wściekłością, ryzykując wizytę angielskich policjantów z powodu wpisów na X. Bowiem, jak wiadomo, ostatnio do tego ogranicza się działalność brytyjskich sił porządkowych.
z tej okazji tak dobrze czują sie w UK olli garchy
ten sam stosunek do klasy robotniczej,
Ale te "białe dziwki" to zdaje się dzieci brytyjskiego lumpenproletariatu i samotnych madek, a nie tamtejszej klasy robotniczej.
Te SKRZYWDZONE DZIECI miały przeróżne historie i różne pochodzenie, choć wspólnym mianownikiem jest wywodzenie się z rodzin uboższych.
Może udaj się na kuracje do dr Porcyanko?
A co do przypomnień historycznych, to nikt tak nie gardził prolami, jak komunistyczna nomenklatura. Co Janusz Szpotański w serii o tow Szmaciaku opisał.
Nieźle brzmi ten kolega, prawda? No, jak dzieci samotnej maTki (nie znoszę tego "madkowania" - to jest jeden wielki pogardliwy jad i tyle) to w sumie kto by się tam przejmował. Co innego gdyby butelkę w pochwę wpychano dwunastoletniej córce porządnego robotnika. Albo kogoś z middle class. No to by było okropne. Ale takie dzieci-śmieci, phi.
Serio już, to naprawdę jest victim-blaming. Głupi lumpenproletariat nie dopilnował bachorów. Jego wina.
Gdyby ten kolega naprawdę raczył zainteresować się tematem, to by wiedział, że zdarzały się wypadki porywania dziewczynek z ulicy. Albo "groomingu" dzieci znajdujących się w pieczy zastępczej, domach dziecka albo rodzinach zastępczych. Dzieci i tak już bardzo skrzywdzonych.
Vigi namieszał w swoim, nieporabialnie parszywieńkim, stylu.
Patologia rodziców, bez względu na ich status majątkowy, spowodowała wystawienie dzieci na przerażające ryzyka, zakończone dramatycznym finałem. Współczucia dla rodziców mam tak z okolic zera, chyba że się ogarnęli to wtedy już bardzo. Cierpienia dzieci budzą moje szczere współczucie. Natomiast bezpośredni sprawcy budzą we mnie bardzo złe uczucia, a jeszcze gorsze, ci którzy na takie działania przyzwalali.
Ale co do zasady, to pewien bardzo znany i szanowany brytyjski filozof (zapomniałem tylko jego nazwiska, opisany w książce Czego nie można kupić za pieniądze) snuł rozważania, ilu to gwałcącym ma być przyjemnie aby skompensowało to dyskomfort gwałconej. Lub w klasycznej etyce utylitarystycznej ilu ma być przejechanych robotników w stosunku do pasażerów wagonu (bo to chyba było w oryginale).
Brytole miewają takie zwyrodniałe, z mojego punktu widzenia, odchyły.
Daj spokój, przypadków tych dziewczynek było tak wiele, że teza o "niedopilnowaniu przez rodziców" brzmi jak oskarżenie współczesnego trybu życia. Bo naprawdę nie każdy może sobie pozwolić na wożenie dzieci samochodem do szkoły i ze szkoły, codziennie, dzień w dzień, a potem przebywanie z nimi non-stop.
Przypomnę nieśmiało że w jednym tylko, niedużym mieście wyliczono 1510 ofiar. A sprawców do kicia poszło kilkunastu, z czego połowa wyszła po paru latach odbywania kary, z rozmaitych względów.
Liczba miast w których wykryto gangi osiągnęła już kilkadziesiąt, podobno pozostaje ciemna liczba takich w których, emmm... władze miejskie i służby porządkowe są tak świetnie zorganizowane, że udaje się uciszyć nawet sygnały o procederze. Więc możemy jeszcze założyć że 90% Brytoli to lumpy mające gdzieś własne dzieci.
BTW jakoś nie do końca wierzę że wszyscy Bardzo Porządni Rodzice na 100% wiedzą, z kim utrzymują kontakty ich dzieci. I dotyczy to także Forumkowiczów. To miłe złudzenia są. A dzieci, jak to dzieci - czasem są naiwne, czasem zbyt ufne, a czasem się buntują i przez to są skłonne do zachowań ryzykownych.
Nie jest to dalekie od prawdy. A jeśli mówimy o tzw. klasie wyższej czyli arystokracji i plutokracji, to owo 90% jest oszacowaniem od dołu.