@Brzost powiedział(a):
Smutne wnioski z wywodów Koleżeństwa płyną... Jakie remedium? Kobiety mają się nie kształcić? Bo nie wiem co mam mówić swoim licznym wnuczkom ;-) Córkom nie zdążyłem powiedzieć, więc skończyły studia. A jedna nawet, o zgrozo, dwa fakultety. Tylko nie bardzo pasuje do schematu bo urodziła czwórkę dzieci.
wszystkie wielodzietne mamy jakie znam są wykształcone, interesujące i ładne. I pobożne.
@celnik.mateusz powiedział(a):
O, wreszcie znalazłem. Ciekawy wątek o dzietności na ćwierkaczu. W skrócie dzietność się źle kojarzy, dlatego mamy zapaść:
"Children will never be an independent marker of success, simply because a lot of unsuccessful people have them. Indeed, the underclasses are amongst the most fertile in Western societies. We also cannot raise birthrates by relying on making ‘successful children’ - ie. high-achievers - a marker of success, as this quickly devolves into a game in which it is advantageous to have fewer children so that one can concentrate limited resources to ensure that the children one does have can secure every advantage in the pursuit of success.
Nor can liberal society revive high birthrates as the product of liberal virtue games. It is difficult to generate incentives to have children within a liberal framework. This is because liberalism is a philosophy of freedom, in which ‘freedom’ is understood to be emancipation from unchosen and non-consensual bonds. Liberalism is a project of liberation, of radical personal freedom. "
@KazioToJa powiedział(a):
w temacie dzietności i wykształcenia wypowiedział się Instytut Pokolenia, który miał zbadać zjawisko dzietności i bezdzietności
Swoją drogą - uśmiechnięci właśnie likwidują ten instytut.
"Po tym, gdy premier skasował rządowy instytut zajmujący się demografią, jego dawni twórcy zarejestrowali go na nowo jako fundację. Twierdzą, że nie miał on nic wspólnego z partyjną polityką i musi nadal działać w obliczu katastrofy urodzeń."
Skoro nagroda za posiadanie dzieci nie jest dość atrakcyjna i nie motywuje, to może doprowadzić do sytuacji gdy konsekwencje ich nieposiadania takimi się okażą? Obok dyskryminacji pozytywnej istnieje też pojęcie tolerancji represywnej.
@MarianoX powiedział(a):
Skoro nagroda za posiadanie dzieci nie jest dość atrakcyjna i nie motywuje, to może doprowadzić do sytuacji gdy konsekwencje ich nieposiadania takimi się okażą? Obok dyskryminacji pozytywnej istnieje też pojęcie tolerancji represywnej.
Konsekwencje będzie widać w pełni za sto lat, ale nikogo z nas żyjących teraz już wtedy nie będzie na tej ziemi.
Spośród osób mojego pokolenia będących bezdzietnymi, ci którzy się cieszą z tego stanu, stanowią mniejszość.
Mam też znajomych dzietnych, którzy nie doczekali (i raczej nie doczekają) wnuków i też nie cieszą się z tego.
@MarianoX powiedział(a):
Skoro nagroda za posiadanie dzieci nie jest dość atrakcyjna i nie motywuje, to może doprowadzić do sytuacji gdy konsekwencje ich nieposiadania takimi się okażą? Obok dyskryminacji pozytywnej istnieje też pojęcie tolerancji represywnej.
Konsekwencje będzie widać w pełni za sto lat, ale nikogo z nas żyjących teraz już wtedy nie będzie na tej ziemi.
jeśli pozytywne konsekwencje będzie widać za 100 lat i tak warto.
@Brzost powiedział(a):
Spośród osób mojego pokolenia będących bezdzietnymi, ci którzy się cieszą z tego stanu, stanowią mniejszość.
Mam też znajomych dzietnych, którzy nie doczekali (i raczej nie doczekają) wnuków i też nie cieszą się z tego.
Kiedyś wyczytałem, że przy wychowaniu dzieci, arystokracja martwiła się, jak ich dziedzictwo kulturowe wnukom będzie przekazywane. Więc brak wnuków, o ile nie pochodzi z przyczyn naturalnych (biologia lub stan duchowny) informuje o jakimś błędzie popełnionym na etapie formowania dzieci.
Wielu mówi o braku czasu na dzieci z uwagi na np. karierę w korporacji i dążenie do maksymalizacji efektywności...
Czysto materialistycznie patrząc - człowiek posiadający dzieci jest ZAWSZE bardziej produktywny w kontekście społecznym od bezdzietnego, bo (wpół)tworzy kolejne pokolenia pracowników i obywateli. Co więcej - sukcesem biologicznym w ujęciu ewolucjonizmu jest przekazywanie swojego genotypu. Czy zatem Darwin trafi na indeks jako heteronormatywny Martwy Biały Mężczyzna?
Więc brak wnuków, o ile nie pochodzi z przyczyn naturalnych (biologia lub stan duchowny) informuje o jakimś błędzie popełnionym na etapie formowania dzieci.
Byłbym ostrożny z takim uogólnieniem.
Podobnie jak z twierdzeniem że utrata wiary przez dorosłe dziecko jest winą rodziców.
Komentarz
Wielu myśli że rodzenie i wychowanie dziecka kosztuje dwa grosze i dwie krople krwi. Rodzi im się pierwsze i są załamani, więcej już nie chcą.
Tutaj się zgadzam, tylko to trochę nie w temacie dyskusji
wszystkie wielodzietne mamy jakie znam są wykształcone, interesujące i ładne. I pobożne.
w temacie dzietności i wykształcenia wypowiedział się Instytut Pokolenia, który miał zbadać zjawisko dzietności i bezdzietności
https://pap-mediaroom.pl/polityka-i-spoleczenstwo/raport-instytutu-pokolenia-magisterka-sprzyja-macierzynstwu
Swoją drogą - uśmiechnięci właśnie likwidują ten instytut.
Bardzo ciekawe spostrzeżenia ma ten człowiek, dziękuje, a na substacku pisze jeszcze ciekawsze https://becomingnoble.substack.com/p/liberal-societies-dont-have-children
"Children will never be an independent marker of success, simply because a lot of unsuccessful people have them. Indeed, the underclasses are amongst the most fertile in Western societies. We also cannot raise birthrates by relying on making ‘successful children’ - ie. high-achievers - a marker of success, as this quickly devolves into a game in which it is advantageous to have fewer children so that one can concentrate limited resources to ensure that the children one does have can secure every advantage in the pursuit of success.
Nor can liberal society revive high birthrates as the product of liberal virtue games. It is difficult to generate incentives to have children within a liberal framework. This is because liberalism is a philosophy of freedom, in which ‘freedom’ is understood to be emancipation from unchosen and non-consensual bonds. Liberalism is a project of liberation, of radical personal freedom. "
"Po tym, gdy premier skasował rządowy instytut zajmujący się demografią, jego dawni twórcy zarejestrowali go na nowo jako fundację. Twierdzą, że nie miał on nic wspólnego z partyjną polityką i musi nadal działać w obliczu katastrofy urodzeń."
https://www.rp.pl/polityka/art41394741-powrot-instytutu-pokolenia-donald-tusk-go-zlikwidowal-dawni-tworcy-przywrocili
Skoro nagroda za posiadanie dzieci nie jest dość atrakcyjna i nie motywuje, to może doprowadzić do sytuacji gdy konsekwencje ich nieposiadania takimi się okażą? Obok dyskryminacji pozytywnej istnieje też pojęcie tolerancji represywnej.
Demokracja to ustrój ...
Konsekwencje będzie widać w pełni za sto lat, ale nikogo z nas żyjących teraz już wtedy nie będzie na tej ziemi.
Spośród osób mojego pokolenia będących bezdzietnymi, ci którzy się cieszą z tego stanu, stanowią mniejszość.
Mam też znajomych dzietnych, którzy nie doczekali (i raczej nie doczekają) wnuków i też nie cieszą się z tego.
jeśli pozytywne konsekwencje będzie widać za 100 lat i tak warto.
Kiedyś wyczytałem, że przy wychowaniu dzieci, arystokracja martwiła się, jak ich dziedzictwo kulturowe wnukom będzie przekazywane. Więc brak wnuków, o ile nie pochodzi z przyczyn naturalnych (biologia lub stan duchowny) informuje o jakimś błędzie popełnionym na etapie formowania dzieci.
Wielu mówi o braku czasu na dzieci z uwagi na np. karierę w korporacji i dążenie do maksymalizacji efektywności...
Czysto materialistycznie patrząc - człowiek posiadający dzieci jest ZAWSZE bardziej produktywny w kontekście społecznym od bezdzietnego, bo (wpół)tworzy kolejne pokolenia pracowników i obywateli. Co więcej - sukcesem biologicznym w ujęciu ewolucjonizmu jest przekazywanie swojego genotypu. Czy zatem Darwin trafi na indeks jako heteronormatywny Martwy Biały Mężczyzna?
Więc brak wnuków, o ile nie pochodzi z przyczyn naturalnych (biologia lub stan duchowny) informuje o jakimś błędzie popełnionym na etapie formowania dzieci.
Byłbym ostrożny z takim uogólnieniem.
Podobnie jak z twierdzeniem że utrata wiary przez dorosłe dziecko jest winą rodziców.
Społeczeństwo rozwinięte jest leniwe i wygodne, a dzieci to wysiłek i trud.
No dobrze ale w społeczeństwach nierozwiniętych też nikt tymi dziećmi się nie zajmuje, one się zajmują same sobą, zasadniczo.