@Brzost powiedział(a):
W moim resorcie widać wyraźnie tę sprzeczność. Ludzie od Hołowni to ekoświry, a w Peezelu jest silne lobby łowieckie.
Obie partie opierają się głównie na takim czy innym właśnie lobby, a w Konfie to bardziej kwestia przekonań niż wpływów interesów.
Przy interesach łatwiej o kompromis, wystarczy, że nie są wprost sprzeczne, a zazwyczaj dotyczą tylko wycinka rzeczywistości.
Chyba już po niemcenie. Rzadko zdarza się, żeby ratio koment:lajk wynosiło 1. I żeby koleś taki jak niemcen miał tak mało lajków. Wystarczy kliknąć w komenty, żeby zobaczyć, że gość przeholował. Od czasu JKM czasy się zmieniły.
Prezydentem może nie, ale na pewno niewiarygodnie ważny. Trochę jak Hołownia. Sodóweczka uderzyła do głowy. Jakby był mądrzejszy to by się z PiSem dogadał. A tu Korwin reaktywował Konfederacje II. Gdyby teraz się Bosak odwrócił to przyjmując naiwnie, że oboje zostają z jakimś 6 % poparciem, wredy Korwin podbierając od Mentzena ma szanse go zatopić.
A i jeszcze jedna refleksja co do Hołowni, to on przynajmniej doczłapał się do realnej władzy. Memcen zaś nawet nie powąchał władzy a już zdążył się skompromitować.
@janosik powiedział(a):
A i jeszcze jedna refleksja co do Hołowni, to on przynajmniej doczłapał się do realnej władzy. Memcen zaś nawet nie powąchał władzy a już zdążył się skompromitować.
A więc wszystko zgodnie z planem. Ciekawe tylko czy kolejne pokolenia się na to nabiorą i będzie szedł w glorii tego który chce wywalić stolik / odsunąć od żłoba / zlikwidować żłób ale mu nie pozwalają.
Na razie trwa festiwal memów i nie jestem przekonany że one ocieplają wizerunek Mentzena.
Budyń: "Korwin zorientował się, że duża część konfederatów uwielbia starych komuchów w rodzaju Millera i postanowił zawalczyć o ich serca raz jeszcze."
Najlepszy program emerytalny zaproponowali strajkujący w sierpniu 1980r. Znalazł się on nawet wśród słynnych 21 postulatów sierpniowych. Niestety nigdy nie został zrealizowany, ani przed 13 grudnia 1981 przez komuchów, ani po 1989 przez solidaruchów. Lepszego programu już mieć nie będziemy nigdy:
"W postulatach sierpniowych z 1980 roku domagano się obniżenia wieku emerytalnego do 55 lat dla kobiet i 60 lat dla mężczyzn lub, alternatywnie, możliwości przejścia na emeryturę po przepracowaniu 30 lat (kobiety) i 35 lat (mężczyźni) niezależnie od wieku."
@Eden powiedział(a):
Najlepszy program emerytalny zaproponowali strajkujący w sierpniu 1980r. Znalazł się on nawet wśród słynnych 21 postulatów sierpniowych. Niestety nigdy nie został zrealizowany, ani przed 13 grudnia 1981 przez komuchów, ani po 1989 przez solidaruchów. Lepszego programu już mieć nie będziemy nigdy:
"W postulatach sierpniowych z 1980 roku domagano się obniżenia wieku emerytalnego do 55 lat dla kobiet i 60 lat dla mężczyzn lub, alternatywnie, możliwości przejścia na emeryturę po przepracowaniu 30 lat (kobiety) i 35 lat (mężczyźni) niezależnie od wieku."
wiesz, że od tego czasu warunki się zmieniły? Że macierzyństwo oznacza coś innego niż w latach 80-tych?
@Przemko powiedział(a):
MdW to taka młodzieżówka Konfederacji.
Już pisałem jak to by się skończyło - bezdzietne dostaną wyrównywanie za dyskryminację z odsetkami (niestety z podatków a nie z kasy pomysłodawców), a wielodzietne zostaną z niższymi emeryturami, bo mniej wypracowały.
@Eden powiedział(a):
Najlepszy program emerytalny zaproponowali strajkujący w sierpniu 1980r. Znalazł się on nawet wśród słynnych 21 postulatów sierpniowych. Niestety nigdy nie został zrealizowany, ani przed 13 grudnia 1981 przez komuchów, ani po 1989 przez solidaruchów. Lepszego programu już mieć nie będziemy nigdy:
"W postulatach sierpniowych z 1980 roku domagano się obniżenia wieku emerytalnego do 55 lat dla kobiet i 60 lat dla mężczyzn lub, alternatywnie, możliwości przejścia na emeryturę po przepracowaniu 30 lat (kobiety) i 35 lat (mężczyźni) niezależnie od wieku."
wiesz, że od tego czasu warunki się zmieniły? Że macierzyństwo oznacza coś innego niż w latach 80-tych?
Tak, wiem że od tego czasu ludożerka bugodrzańska pracuje o wiele ciężej, intensywniej i z roku na rok w coraz większej presji i stresie, np. wystarczy porównać warunki pracy uczycieli z tłuczniami w szkołach
Galopujący Major: Może i prezydenckie debaty przez swoją skrótowość nie są zbyt dobrym pomysłem, ale przyznam, że debaty u Stanowskiego także nie są. Trwają po kilka godzin i w połowie człowiek już ziewa, bo przecież doskonale wie, co powie jedna i druga strona. Czasami mam wrażenie, że one trwają tak długo tylko po to, żeby Stanowski zrobił sobie wreszcie korepetycje z WOS-u. Bo przez 20 lat, zamiast się dokształcać, kłócił się w necie o idee i biegał z mikrofonem za piłeczką.
Posłuchałem trochę owej szeroko reklamowanej debaty Zandberg–Bosak i o ile Zandberg był taki jak zawsze (jedni to lubią, inni nie), o tyle ten rzekomo świetnie przygotowany Bosak wypadł poniżej – przynajmniej moich – oczekiwań. Jest politykiem skrojonym pod bon moty i krótkie spicze, a w dłuższej rozmowie wychodzą koszmarne dziury w rozumowaniu. Jak wtedy, gdy Sroczyńskiemu tłumaczył, że foteliki dla dzieci są złe, bo on z bratem jeździli bez i jakoś żyją. No cóż, znam takich, co przebiegali po torach przed pociągami i żyją. Mimo to nie polecam brać z nich przykładu, tak jak nie polecam samodzielnie rozbrajać niewypałów, nawet jeśli znacie kogoś, komu się udało. Problem Bosaka w tej debacie nie polega jednak tylko na słabości argumentów, które maskował atakami personalnymi i zgranymi chwytami o Marksie. Problem polega na tym, że Konfederacja w sprawie mieszkaniówki nie ma żadnych argumentów i żadnych propozycji.
Pomijam już ten humorystyczny fragment, gdzie jeszcze, gdy Bosak chodził do Sejmu, był tam taki Paweł, i jak jechał pociągiem, to go Bosak spotkał, i potem jeszcze pojechał Paweł do urzędu, bo był urzędnikiem, i ma dom w ogóle, ale raz w tygodniu przyjeżdża do Warszawy – i Zandberg chce mu zabrać mikrokawalerkę. Że Bosak będzie w debacie o potrzebach mieszkaniowych młodych ludzi bronił urzędników z domami, którzy nie mogą na jeden dzień wziąć hostelu w Warszawie – tego się nie spodziewałem. No ale ponoć byt kształtuje świadomość, a byt Bosaka to przecież bycie sejmowym urzędnikiem i nikim więcej. Zabawniej jednak było, gdy Bosak zaczął przedstawiać swoje pomysły na obniżkę cen mieszkań. Gwoli ścisłości – nie jest to tylko jego pomysł, cała Konfederacja tłumaczy podobnie. A mianowicie: jeśli tylko obniży się koszty biurokratyczne uzyskiwania pozwoleń na budowę, to nagle, magicznie, ceny mieszkań gwałtownie spadną, i problem sam się w dużej mierze rozwiąże.
Otóż, drodzy wyborcy Konfederacji, ni cholery się nie rozwiąże. Uwaga, teraz ważne. W ogromnym uproszczeniu cena mieszkania w dużym mieście jest zdeterminowana przez chęć zamieszkania na danym terenie, cenę gruntu, robocizny i materiałów, marżę inwestora, wykonawcy, sprzedawcy. Słowem: to gra popytu i podaży. Tymczasem Bosak przekonuje was, że jeśli z tego równania wyjmie się tylko trzeciorzędny czynnik, czyli koszty uzyskania pozwolenia na budowę (w ogóle biurokracji inwestycyjnej), to ceny gwałtownie spadną. A was, wyborcy Konfederacji, będzie stać na nowe mieszkanie. No więc nie, nadal nie będzie. Bo nadal będziecie mieli ogromny popyt i zbyt małą podaż, determinowaną wysokimi cenami gruntu (w dużych miastach nie ma już gdzie budować), marżami deweloperów i rosnącymi kosztami materiałów.
Dlatego Bosak, jeśli chciałby być uczciwy, musiałby wyjść do was i powiedzieć: „Nie zrobimy i nie chcemy zrobić niczego, żeby ceny mieszkań spadały albo chociaż zatrzymały się w miejscu, bo cenę mieszkań wyznacza rynek, czyli gra popytu i podaży. I to jest dobre samo w sobie. Jak nie macie hajsu, a dziesiątki tysięcy z was przyjeżdżają do miast, to sorry, ale możecie sobie kupić karton nad rzeką”. Najlepiej biało-czerwony.
Rzecz jasna Bosak wam tego wprost nie powie, chociaż echa takiego rozumowania czujne ucho wyłowi z wczorajszej debaty. Konfederacja wymyśliła więc bajeczkę, że jak się skróci okres oczekiwania na pozwolenie na budowę, to ceny mieszkań spadną. Nie, nie spadną. Bo metr kwadratowy gruntu i betonu kosztuje więcej niż czekanie na papierki – w dodatku ceny ciągle rosną. A duży deweloper jeszcze musi z tego przytulić 20–30 proc. marży, bo mu akcjonariusze się spienią, jak nie będzie wyników, i kurs akcji poleci w dół.
To, co najbardziej uderza u Bosaka i w ogóle w całej konfederackiej ferajnie, to kompletne niezrozumienie działania tego ich ukochanego rynku. Oni cały czas wierzą, że to takie osiedlowe targowisko, gdzie jest mnóstwo równych podmiotów handlujących marchewką i jak tylko zniknie sanepid, to ceny marchewek poszybują w dół. Nie, nie poszybują, jeśli tych marchewek chcą tysiące mieszkańców blokowisk, a stoisk jest dosłownie garstka. Wyborcy Konfederacji uwielbiają jednak łykać te bzdury, że jak tylko zniknie „lewacka biurokracja” i będzie można postawić w parku narodowym wieżowiec z azbestu, to taki Dom Development będzie sprzedawał o wiele taniej. Wiara w to, że „lewackie regulacje” są jedynym czy głównym kosztem wzrostu cen, jest oczywiście na swój sposób zrozumiała. Trudno sobie inaczej wytłumaczyć, dlaczego ten rynek znowu dyma nas, biednych konfederatów. To na pewno wina lewaków, Unii i LGBT.
Dlatego najlepszym antidotum na popularność Konfederacji jest dać im chwilę porządzić. Nagle się okaże, że owszem, na pozwolenie może i czeka się aż dwa tygodnie krócej, ale ceny mieszkań znowu skoczyły w górę. A przecież miało wyjść inaczej.
Komentarz
Obie partie opierają się głównie na takim czy innym właśnie lobby, a w Konfie to bardziej kwestia przekonań niż wpływów interesów.
Przy interesach łatwiej o kompromis, wystarczy, że nie są wprost sprzeczne, a zazwyczaj dotyczą tylko wycinka rzeczywistości.
Im durniej zachowuje się Memcen, rym bardziej wyważony i opanowany jest Bosak.
Istotnie, kol. KRES wygląda na tym tle najrozsądniej.
12 marca 2020
Chyba już po niemcenie. Rzadko zdarza się, żeby ratio koment:lajk wynosiło 1. I żeby koleś taki jak niemcen miał tak mało lajków. Wystarczy kliknąć w komenty, żeby zobaczyć, że gość przeholował. Od czasu JKM czasy się zmieniły.
Nie idzie mu i dostał pierdolca.
On już się czuł prezydentem.
Przejrzałem komenty do końca. Praktycznie wszystkie przeciwko niemu. Nie widziałem jeszcze czegoś takiego.
Prezydentem może nie, ale na pewno niewiarygodnie ważny. Trochę jak Hołownia. Sodóweczka uderzyła do głowy. Jakby był mądrzejszy to by się z PiSem dogadał. A tu Korwin reaktywował Konfederacje II. Gdyby teraz się Bosak odwrócił to przyjmując naiwnie, że oboje zostają z jakimś 6 % poparciem, wredy Korwin podbierając od Mentzena ma szanse go zatopić.
Czas pokaże.
Bosak przy nim to mąż stanu
A i jeszcze jedna refleksja co do Hołowni, to on przynajmniej doczłapał się do realnej władzy. Memcen zaś nawet nie powąchał władzy a już zdążył się skompromitować.
A więc wszystko zgodnie z planem. Ciekawe tylko czy kolejne pokolenia się na to nabiorą i będzie szedł w glorii tego który chce wywalić stolik / odsunąć od żłoba / zlikwidować żłób ale mu nie pozwalają.
Na razie trwa festiwal memów i nie jestem przekonany że one ocieplają wizerunek Mentzena.
https://x.com/ProfesorPingwin
młody Urban wyglądał jak Sławomir Mentzen po roku w PZPR xD
https://pbs.twimg.com/media/G2SH9QYXoAA0wm6?format=jpg&name=small
Budyń: "Korwin zorientował się, że duża część konfederatów uwielbia starych komuchów w rodzaju Millera i postanowił zawalczyć o ich serca raz jeszcze."
Że niby Putin nie jest demokratą? Dobry troling!
Dlaczego nazywasz tego pana Korwin?
No właśnie, skoro to k.rwin
Januszek zakłada teraz nową partię. Jej nazwa to JBPP - serio serio.
MdW to taka młodzieżówka Konfederacji.
Ciężko o lepszy program emerytalny.
Najlepszy program emerytalny zaproponowali strajkujący w sierpniu 1980r. Znalazł się on nawet wśród słynnych 21 postulatów sierpniowych. Niestety nigdy nie został zrealizowany, ani przed 13 grudnia 1981 przez komuchów, ani po 1989 przez solidaruchów. Lepszego programu już mieć nie będziemy nigdy:
"W postulatach sierpniowych z 1980 roku domagano się obniżenia wieku emerytalnego do 55 lat dla kobiet i 60 lat dla mężczyzn lub, alternatywnie, możliwości przejścia na emeryturę po przepracowaniu 30 lat (kobiety) i 35 lat (mężczyźni) niezależnie od wieku."
Rodzenie i wychowywanie potomstwa powinno być premiowane, w opozycji do psieckowania.
wiesz, że od tego czasu warunki się zmieniły? Że macierzyństwo oznacza coś innego niż w latach 80-tych?
Już pisałem jak to by się skończyło - bezdzietne dostaną wyrównywanie za dyskryminację z odsetkami (niestety z podatków a nie z kasy pomysłodawców), a wielodzietne zostaną z niższymi emeryturami, bo mniej wypracowały.
Tak, wiem że od tego czasu ludożerka bugodrzańska pracuje o wiele ciężej, intensywniej i z roku na rok w coraz większej presji i stresie, np. wystarczy porównać warunki pracy uczycieli z tłuczniami w szkołach
Najlepszy program emerytalny to brak programu emerytelnego. Przy tym poziomie demoralizacji - nierealny.
Taka kombilacja:
oj tam, przecież to wybitny intelekt, mózg elektronowy. Autystyczny, ale wybitny.
Ten człowiek jest chory.
Chory człowiek, ale za to z koncesją na handel bronią.
Galopujący Major: Może i prezydenckie debaty przez swoją skrótowość nie są zbyt dobrym pomysłem, ale przyznam, że debaty u Stanowskiego także nie są. Trwają po kilka godzin i w połowie człowiek już ziewa, bo przecież doskonale wie, co powie jedna i druga strona. Czasami mam wrażenie, że one trwają tak długo tylko po to, żeby Stanowski zrobił sobie wreszcie korepetycje z WOS-u. Bo przez 20 lat, zamiast się dokształcać, kłócił się w necie o idee i biegał z mikrofonem za piłeczką.
Posłuchałem trochę owej szeroko reklamowanej debaty Zandberg–Bosak i o ile Zandberg był taki jak zawsze (jedni to lubią, inni nie), o tyle ten rzekomo świetnie przygotowany Bosak wypadł poniżej – przynajmniej moich – oczekiwań. Jest politykiem skrojonym pod bon moty i krótkie spicze, a w dłuższej rozmowie wychodzą koszmarne dziury w rozumowaniu. Jak wtedy, gdy Sroczyńskiemu tłumaczył, że foteliki dla dzieci są złe, bo on z bratem jeździli bez i jakoś żyją. No cóż, znam takich, co przebiegali po torach przed pociągami i żyją. Mimo to nie polecam brać z nich przykładu, tak jak nie polecam samodzielnie rozbrajać niewypałów, nawet jeśli znacie kogoś, komu się udało. Problem Bosaka w tej debacie nie polega jednak tylko na słabości argumentów, które maskował atakami personalnymi i zgranymi chwytami o Marksie. Problem polega na tym, że Konfederacja w sprawie mieszkaniówki nie ma żadnych argumentów i żadnych propozycji.
Pomijam już ten humorystyczny fragment, gdzie jeszcze, gdy Bosak chodził do Sejmu, był tam taki Paweł, i jak jechał pociągiem, to go Bosak spotkał, i potem jeszcze pojechał Paweł do urzędu, bo był urzędnikiem, i ma dom w ogóle, ale raz w tygodniu przyjeżdża do Warszawy – i Zandberg chce mu zabrać mikrokawalerkę. Że Bosak będzie w debacie o potrzebach mieszkaniowych młodych ludzi bronił urzędników z domami, którzy nie mogą na jeden dzień wziąć hostelu w Warszawie – tego się nie spodziewałem. No ale ponoć byt kształtuje świadomość, a byt Bosaka to przecież bycie sejmowym urzędnikiem i nikim więcej. Zabawniej jednak było, gdy Bosak zaczął przedstawiać swoje pomysły na obniżkę cen mieszkań. Gwoli ścisłości – nie jest to tylko jego pomysł, cała Konfederacja tłumaczy podobnie. A mianowicie: jeśli tylko obniży się koszty biurokratyczne uzyskiwania pozwoleń na budowę, to nagle, magicznie, ceny mieszkań gwałtownie spadną, i problem sam się w dużej mierze rozwiąże.
Otóż, drodzy wyborcy Konfederacji, ni cholery się nie rozwiąże. Uwaga, teraz ważne. W ogromnym uproszczeniu cena mieszkania w dużym mieście jest zdeterminowana przez chęć zamieszkania na danym terenie, cenę gruntu, robocizny i materiałów, marżę inwestora, wykonawcy, sprzedawcy. Słowem: to gra popytu i podaży. Tymczasem Bosak przekonuje was, że jeśli z tego równania wyjmie się tylko trzeciorzędny czynnik, czyli koszty uzyskania pozwolenia na budowę (w ogóle biurokracji inwestycyjnej), to ceny gwałtownie spadną. A was, wyborcy Konfederacji, będzie stać na nowe mieszkanie. No więc nie, nadal nie będzie. Bo nadal będziecie mieli ogromny popyt i zbyt małą podaż, determinowaną wysokimi cenami gruntu (w dużych miastach nie ma już gdzie budować), marżami deweloperów i rosnącymi kosztami materiałów.
Dlatego Bosak, jeśli chciałby być uczciwy, musiałby wyjść do was i powiedzieć: „Nie zrobimy i nie chcemy zrobić niczego, żeby ceny mieszkań spadały albo chociaż zatrzymały się w miejscu, bo cenę mieszkań wyznacza rynek, czyli gra popytu i podaży. I to jest dobre samo w sobie. Jak nie macie hajsu, a dziesiątki tysięcy z was przyjeżdżają do miast, to sorry, ale możecie sobie kupić karton nad rzeką”. Najlepiej biało-czerwony.
Rzecz jasna Bosak wam tego wprost nie powie, chociaż echa takiego rozumowania czujne ucho wyłowi z wczorajszej debaty. Konfederacja wymyśliła więc bajeczkę, że jak się skróci okres oczekiwania na pozwolenie na budowę, to ceny mieszkań spadną. Nie, nie spadną. Bo metr kwadratowy gruntu i betonu kosztuje więcej niż czekanie na papierki – w dodatku ceny ciągle rosną. A duży deweloper jeszcze musi z tego przytulić 20–30 proc. marży, bo mu akcjonariusze się spienią, jak nie będzie wyników, i kurs akcji poleci w dół.
To, co najbardziej uderza u Bosaka i w ogóle w całej konfederackiej ferajnie, to kompletne niezrozumienie działania tego ich ukochanego rynku. Oni cały czas wierzą, że to takie osiedlowe targowisko, gdzie jest mnóstwo równych podmiotów handlujących marchewką i jak tylko zniknie sanepid, to ceny marchewek poszybują w dół. Nie, nie poszybują, jeśli tych marchewek chcą tysiące mieszkańców blokowisk, a stoisk jest dosłownie garstka. Wyborcy Konfederacji uwielbiają jednak łykać te bzdury, że jak tylko zniknie „lewacka biurokracja” i będzie można postawić w parku narodowym wieżowiec z azbestu, to taki Dom Development będzie sprzedawał o wiele taniej. Wiara w to, że „lewackie regulacje” są jedynym czy głównym kosztem wzrostu cen, jest oczywiście na swój sposób zrozumiała. Trudno sobie inaczej wytłumaczyć, dlaczego ten rynek znowu dyma nas, biednych konfederatów. To na pewno wina lewaków, Unii i LGBT.
Dlatego najlepszym antidotum na popularność Konfederacji jest dać im chwilę porządzić. Nagle się okaże, że owszem, na pozwolenie może i czeka się aż dwa tygodnie krócej, ale ceny mieszkań znowu skoczyły w górę. A przecież miało wyjść inaczej.
I za każde dziecko 5 lat w dół. Nie tylko więcej ale i wcześniej, czyli po 50 dobra emerytura i wybór - albo psiecko albo wnuki