los napisal(a): Kluczem jest teza Alberta (pewnie miał jakieś ichniejsze imię ale posługiwał się europejskim) - islam jest pasożytem. Rozsiada się na żywych organizmach, wysysa z nich soki i doprowadza do śmierci przy okazji zabijając siebie. Już dwa razy tak się stało - najpierw pod swym ciężarem upadło imperium arabskie a pół tysiąclecia później tureckie.
Muzułmanie bardzo źle znoszą bycie pariasami świata, bo cała ich kultura jest nakierowana na bycie panami szlachtą, stąd wojny, masakry, masowa emigracja i zamachy. Trochę w tym nieudolnych prób podboju, trochę desperacji.
W miarę dobrze ma się islam we wspomnianych Malezji i oraz Indonezji i w Iranie a to dlatego, że jest tam on mocno heterodoksyjny, buddyjski na Wschodzie i zaratusztriański w Persji.
Pełna zgoda. Czy jest więc jakaś nadzieja na naprawę tego systemu czy też pasożytnictwo jest jego istotą? Jeśli jest to nie pozostaje nic innego jak pasożyta zlikwidować. Problem w tym jak go zlikwidować nie likwidując jego nosicieli bo to ludzie. Nawet największy optymista nie powie, że to się da zrobić szybko - w jednym pokoleniu. Jak więc zatrzymać jego rozprzestrzenianie się czyli wyizolować i dalej zwalczać ogniska? W pełni popieram politykę rządu w tej materii, ale to na razie tylko próba odizolowania się, nawet nie wyizolowania pasożyta bo on rozwija się w najlepsze wokół nas, a szczególnie na zachodzie. Do czego doprowadza widzimy na Bliskim Wschodzie, gdzie chrześcijan i innowierców za pokolenie nie będzie wcale, a reszta będzie masowo ginąć z głodu lub w masakrach.
Rafał napisal(a): No strasznym pesymizmem wieje z tą Zachodnia Europą. Czy mam rozumieć, ze większość Koleżeństwa już położyła na niej krzyżyk i zapanuje tam kalifat? Nie poproszą nas nawet o pomoc jak Sobieskiego?
Na razie niszczą jego pomniki i wyzywają od nazistów.
Pewna nadzieja w powojennej Austrii. Przezywa traumę byłego imperium jak Portugalia czy Polska, ale, jak Polska, zwyciężyła różańcem. Krucjata różańcowa pozwoliła im wyjsć spod skrzydeł CCCP po wojnie. Potem osiedlali klasztory tuż nad węgierska granicą, żeby omadlac przeciwnika, np. Marienkron w Burgenlandzie. Tylko czy kto jeszcze potrafi odpowiednio chwycić za różaniec?
Kolega ma ciut nieaktualne informacje. Wydarzenia, o których pisze, miały miejsce jeszcze w latach 50. Od tego czasu Austria uległa zalewaczeniu jak reszta Zachodu. Wspomnę o ruchu "My jesteśmy Kościołem" domagającego się rozwalenia doktryny Kościoła (zniesienie celibatu, kapłaństwo kobiet, pochwała homoseksualizmu itd. itp.). Miał on niemałe poparcie, pod postulatami podpisało się blisko 2,5 mln ludzi, co prawda część z nich była z Niemiec a nie z Austrii, ale nawet po wzięciu na to poprawdkę to i tak sporo. Do tego jeszcze inne kwestie. Zamazują ślady niemieckich obozów koncentracyjnych zapewne ze względu na zacieranie swego współudziału, bo wielu z nich popierało Anschluss. Niektórzy twierdzą ponadto, że choć Austriacy uważają się od pewnego czasu za odrębny naród od Niemców, to w istocie nadal są Niemcami z ich wszystkimi wadami.
christoph napisal(a): Pewna nadzieja w powojennej Austrii. Przezywa traumę byłego imperium jak Portugalia czy Polska, ale, jak Polska, zwyciężyła różańcem. Krucjata różańcowa pozwoliła im wyjsć spod skrzydeł CCCP po wojnie. Potem osiedlali klasztory tuż nad węgierska granicą, żeby omadlac przeciwnika, np. Marienkron w Burgenlandzie. Tylko czy kto jeszcze potrafi odpowiednio chwycić za różaniec?
Austria sprzysiężyła się z heretykami (Prusy) i schizmatykami (Rosja) wobec katolickiej Polski. Wkrótce (w perspektywie historycznej) potem upadło imperium Habsburgów. Przypadek?
Kiedy w końcu ruszy modlitewna krucjata przebłagalna za zbrodnie byłego imperium austriackiego wobec katolickiej Polski? Polska jakoś nie ma koncie zbrodni wobec Austrii.
Na czym polega "odpowiednie" chwycenie za różaniec? To ważna teza więc proszę o doprecyzowanie>
los napisal(a): Jakby Bismarck zadekretował AD 1868, że krowy są ptakami, to by zaczęły fruwać?
??
Austria wypadła ze Związku Niemieckiego w wyniku przegranej wojny z Prusami AD 1868. Trzy lata później powstała II Rzesza już bez Austrii. Wcześniej nikomu nie przyszło do głowy, by odmówić miana Niemiec Austriakom. Odwrotnie, użycie określenia "Niemcy" miało w domyśle Cesarstwo Niemieckie czyli Austrię. Rozbiorów Polski na ten przykład dokonały Rosja, Niemcy i Prusy.
No niby tak, ale i Praga kiedyś była stolicą Niemiec, znaczy cesarstwa. Prawda jednak że etnicznie Niemcy kończą się w. Austrii. Ciekawym gdzie kończą się mentalnie.
Szturmowiec.Rzplitej napisal(a): W zasadzie tak jest. Prawdę rzekłszy, nie jestem w stanie wskazać na globusie miejsca harmonijnego współżycia znacznych populacji mahometańskich z normalnymi.
Malezja i Indonezja, wcześniej praktycznie wszędzie.
Jeśli wierzyć asyryjskim profesorom matematyki z Australii, do XX wieku islam generalnie współżył harmonijnie z innowierczymi większościami, bo jest religią pasożytniczą, muzułmańska szlachta żyje z pracy chrześcijan/zoroastrian/hinduistów i wie, że owce należy strzyc a nie zarzynać. Za rozwałki odpowiedzialne są arabskie, tureckie i hinduskie nacjonalizmy przywleczone z Europy.
Ale pamiętam... ponad 25 lat temu na Bali, jak miejscowi skarżyli się na agresywny i przytłaczający islam, choć jego wyznawcy byli tam, i chyba wciąż są, mniejszością.
No ale, jak wiadomo, ludzie postępują zgodnie ze swoją naturą. Czy natura Malaja albo mieszkańca Jawy jest dalece odmienna od natury Araba, Afgańczyka, Czeczena lub Persa? Celowo wymieniam niearabskie nacje bo one wszystkie najwyraźniej mają wspólną naturę skłonną do mordu, gwałtu, wyzysku i pasożytnictwa. Czy więc nie jest to aby natura islamu. Islam realny to ludzie - jego wyznawcy i może to ich natura jest taka. Nie spierajmy się na razie czy natura człeka to duch, geny czy wychowanie i w jakiej proporcji. Może więc w Malezji i Indonezji coś tę islamską naturę wciąż tłumi, ale ona powoli wyłazi na wierzch. Jasne że w tym regionie Azji od wieków, właściwie tysiącleci, ludzie pracowicie uprawiali ryz na polach i zdobywali pożywienie pracą, a nie rozbojem jak pierwsi muzułmanie w Arabii. Ryżu zaczyna brakować, a mnożą się nadzwyczajnie.
MarianoX napisal(a): Idzie na to, że islam może być jakby katalizatorem ukrytych złych genów i złych intencji, ktore pod jego wpływem wyłaża na wierzch.
Oczywiście mam na myśli wyłącznie zły islam.
Każdy islam jest zły. Ale jak trafi na jeszcze większe zło może mieć funkcję cywilizującą, np. u Turków. W końcu islam to nic więcej niż arianizm.
No że nic więcej niż arianizm to trochę zbyt daleko idące. U muzułmanów chyba nie ma nic o innych osobach boskich, tylko o posłańcach. W tym sensie Chrystus jest dla nich też posłańcem. Najwyraźniej jednak tym najważniejszym jest Mahomet. Jest tak ważny, że w zasadzie niczego o bogu mahometan nie wiadomo z pewnością z innego źródła niż od niego. Nie ma mowy nawet o subordynacji czy pierwszeństwie w czasie. Tak więc oni są rzeczywiście monoteistami, ale ich bóg nie ma wiele, zgoła nic wspólnego, z Bogiem Który Jest. To bóg wyniosły, pazerny, żądny hołdów, srogi i mściwy. Kto jest taki? Mahomet i jego Bóg są niczym Saruman i Sauron.
Rafale, jeśli chodzi o islamską koncepcję Boga, to sporo zaczerpnęła ona z neoplatonizmu. Koncepcja odległego, odpersonalizowanego Boga w niemałym stopniu czerpała z neoplatońskiego rozumienia Boga jako bytu absolutnego.
No bardzo być może. Jednak te idee mają konkretne konsekwencje i w przypadku islamu dużo wcześniej niż Zachód zakwestionował swoje podstawy.Jeśli jednak to nie jest szatańska inspiracja to można sobie z tym radzić używając ludzkiej siły i rozumu. Pokojowe męczeństwo i zniewalająca dobroć chrześcijan przekonały Rzym. Nie przekonują jednak muzułmanów ani ne powstrzymują ich przed mordem i przemocą. Czy i jaka ludzka siła i argumentacja może ich przekonać?
A tymczasem ciekawa rzecz do mnie przypłynęła w kwestii heterodoksyjności mahometanizmu indonezyjskiego. Mianowicie - Jenglot.
Dany jenglot, jezdo taka laleczka wudu, tylko że nie z Haiti, a z Indonezji i też ma magiczne moce, poza tym kiedyś była człowiekiem, który udał się do jaskini i tamże przemienił się w take coś. No, a przynajmniej ma to coś ludzkie włosy i paznokcie. Niezłe, co?
Jenglot 'keepers' feed their creature with blood, either animal blood (goat) or human blood. Those who feed the creature with human blood buy it legally from the Indonesian Red Cross. The jenglot is said to not drink the blood directly. The person places the jenglot near the blood, but the jenglot doesn't even move or touch the blood. It is said that the jenglot will get the nutrients of the blood in their own way. Some say it comes alive and consumes the blood when it is alone.
Komentarz
Tylko czy kto jeszcze potrafi odpowiednio chwycić za różaniec?
Kiedy w końcu ruszy modlitewna krucjata przebłagalna za zbrodnie byłego imperium austriackiego wobec katolickiej Polski? Polska jakoś nie ma koncie zbrodni wobec Austrii.
Na czym polega "odpowiednie" chwycenie za różaniec? To ważna teza więc proszę o doprecyzowanie>
to chyba o każdej grupie, która nie przylega do oficjalnego obrazu obywatela podawanego przez rząd/władcę/szefa
"a mógł zabić"
*to dla szermierzy na sztachety - mało jadowity nie znaczy kochający ptaszki i kwiatki.
Oczywiście mam na myśli wyłącznie zły islam.
Dany jenglot, jezdo taka laleczka wudu, tylko że nie z Haiti, a z Indonezji i też ma magiczne moce, poza tym kiedyś była człowiekiem, który udał się do jaskini i tamże przemienił się w take coś. No, a przynajmniej ma to coś ludzkie włosy i paznokcie. Niezłe, co?
https://en.wikipedia.org/wiki/Jenglot