pełen kościół, wszystkie ławy aż pod chór siostry zakonne zamknęły klasztor i wszystkie przyszły koncelebra plus trochę ministrantów (kolekta z mszy na... mszę za tatę za 30 dni, plus ministranci na kolejną) kondukt z koscioła na cmentarz (rzadkość; prowadził wóz policyjny i na dwóch skrzyżowaniach kierowały ruchem policjantki! cała szerokość jezdni)(ok. 1,5 km) na cmentarzu wydawało się multum ludzi bardzo dużo kwiatów/bukietów
udało mi się zaśpiewać Salve Regina (chorał po łacinie, włączyły się siostry!)
(minusy - tylko takie, jakie rejestruje "niedzielny" trads, czyli na tę chwilę kompletnie nieważne!)
tata, wymęczony półrocznym rakiem trzustki, w otwartej trumnie wyglądał jak wyschnięta mumia mnicha z krakowskich podziemi klasztornych! Z tego powodu wiele osób w rodziny nie podeszło do trumny...Siostra nie pozwoliła synkowi (6 lat) wogóle być na wystawieniu i mszy. A ja - przed wystawieniem (dwie godziny przed mszą) oswoiwszy wcześniej syna2 (4 lata niecałe) pokazałem ciało dziadka, dotknąłęm ich rąk, pomachał i z usmiechem pozował do zdjęcia... zrobiłem mu (tacie) zdjęcie (jeszcze) w pustym kościele...
nie płakałem jak bóbr, ale płaczę do dziś na myśl, że już go nie ma.... to była tak zwana "szorstka przyjaźń" z tatą.
I teraz będzie przyjaźń już-nie-szorstka. Poważnie. Możliwe że Tata ma w Tobie najlepszego orędownika modlitewnego że wszystkich. W niebie takich rzeczy się nie zapomina.
Tata był tak upierdliwie obrazo-jezuufamtobiowy, że te świente obrazki wysyłam mi... pocztą! (ok. 1998 rok) Na święto Miłosierdzia (2. niedziela Wielkiej Nocy)
No więc, schodzę ja z piątego piętra bloku w Katowicach do kolegi-w-biznesie, gdzieś razem jedziemy. Po drodze ze szkrzynki wyjmuję list od taty. Otwieram już w aucie i... "Zobacz! - krzyczę - co mi ojciec wysyła!" (W sensie, zdegustowany oćcem-mocherem. A wtem kolega - o czym nie wiedziałem i mnie tym dobił - mówi, że ją co tydzień odmawia, bo jest w Kościele Domowym! ?!?!?!?! siedzę cicho, z dekadę nie odmawiałem, bom się naczytał różnych"mądrych" ksążek, z mądrościami typu 'Jezus kocha bogatych i ludzi sukcesu, yeah! i mnie się Koronka przypomniała i jakoś tak sama (w myślach) mi się zmówiła....
Rozumiem Cię i rozumiem Tatę. Mnie wszelkiego rodzaju obrazeczki, ulotki z Matką Bożą i krzyczącymi tytułami "popatrz na tę matczyną twarz!!!!!" i inne tego typu - wkurzają niemiłosiernie. Zapisałem się na subskybcję czegoś w rodzaju instytutu Piotra Skargi (nie pamiętam czy to to, bo zrezygnowałem potem) i dostawałem taką korespondencję - i co potem z tym zrobić? Jak to wyrzucić? Nie wiem jak Ty, ale ja świstka z Matką Boską raczej do śmieci nie wyrzucę, choćby mi się nie podobał itp. - tak jakoś nie umiem. Anyway - starsze pokolenie (które coraz lepiej rozumiem) zapewne ciut z przerażeniem patrzy na "nowoczesny katolicyzm" gdzie nie ma miejsca na koronki, różańce, ludowa pobożność jest wyśmiewana wręcz, a młodzież opowiada dumnie o modleniu sie sercem a nie klepaniem różańców czy koronek. Przy czym jak się patrzy pod kątem "po owocach ich poznacie" to ekhm rezultat jest jakby jednoznaczny.
Jeśli Wasza szorstkość dotyczyła tylko tego - to panie Kolego, koło szorsktkiej przyjaźni ojcowsko-synowskiej, to Ty nawet nie przechodziłeś:) Pogadamy na piwku, to Ci opowiem:)
TecumSeh napisal(a): ... i dostawałem taką korespondencję - i co potem z tym zrobić? Jak to wyrzucić? Nie wiem jak Ty, ale ja świstka z Matką Boską raczej do śmieci nie wyrzucę,...
pali się lub drze w mak
podarłem w ten sposób kilka dni temu całkiem sporo obrazków Jezu-ufam-tobie i kilka innych, spoooro. z prochu powstało....
TecumSeh napisal(a): kurde, to tylko ja mam wyrzuty żeby palić/drzeć/wyrzucać ulotki z Matką Boską, Jezusem itp? Leczy się to jakoś? Przyjaciółko/drogie Bravo słoniocy!
Spalenie to w sumie najszlachetniejszy sposób utylizacji (estetyzm, te sprawy)
TecumSeh napisal(a): kurde, to tylko ja mam wyrzuty żeby palić/drzeć/wyrzucać ulotki z Matką Boską, Jezusem itp? Leczy się to jakoś? Przyjaciółko/drogie Bravo słoniocy!
Też nie wyrzucam, nie drę na kawałeczki ani nie pale. Mam tego mnóstwo w modlitewnikach, w Piśmie Świętym, w książkach o tematyce religijnej. Jako zakładki albo po prostu poupychane. Często też wkładam je za ramki obrazów, najczęściej te z kolędy.
Z moim ojcem też miałem szorstką przyjaźń (to i tak jest eufemizm....), nieraz to "wióry leciały", tak było z różnym nasileniem przez wiele lat. Najlepszy czas mieliśmy po moim ślubie kiedy się wprowadziłem z domu, poszedłem na swoje. Ostatnie lata jego życia to była choroba. Ciężka i przykra. Więc i jakoś sam nabrał pokory wobec życia, ogólnie był trudnym człowiekiem stąd te nieporozumienia między nami. Kochałem go ale miałem mu za złe że chciał być dla mnie kolegą a nie ojcem. Nie mówiłem mu tego aż do dnia przed jego śmiercią. Zupełnym "przypadkiem" zjawiłem się w domu rodzinnym. To było nasze ostatnie spotkanie i chyba jedyne w którym powiedziałem mu, tak uczciwie i szczerze, że go kocham. Tak... uściskał mnie, przeprosiliśmy się nawzajem i popłakali na końcu. To była sobota popołudniu, a w poniedziałek przed południem zmarł. Na pogrzebie nawet łzy nie uroniłem, nie dlatego że mnie to nie ruszyło itp. itd. Po prostu wszystko było jak trzeba. W sercu czułem spokój. Żadnego rozedrgania, żadnych wyrzutów, żadnych nerwów.
Komentarz
pełen kościół, wszystkie ławy aż pod chór
siostry zakonne zamknęły klasztor i wszystkie przyszły
koncelebra plus trochę ministrantów (kolekta z mszy na... mszę za tatę za 30 dni, plus ministranci na kolejną)
kondukt z koscioła na cmentarz (rzadkość; prowadził wóz policyjny i na dwóch skrzyżowaniach kierowały ruchem policjantki! cała szerokość jezdni)(ok. 1,5 km)
na cmentarzu wydawało się multum ludzi
bardzo dużo kwiatów/bukietów
udało mi się zaśpiewać Salve Regina (chorał po łacinie, włączyły się siostry!)
(minusy - tylko takie, jakie rejestruje "niedzielny" trads, czyli na tę chwilę kompletnie nieważne!)
tata, wymęczony półrocznym rakiem trzustki, w otwartej trumnie wyglądał jak wyschnięta mumia mnicha z krakowskich podziemi klasztornych! Z tego powodu wiele osób w rodziny nie podeszło do trumny...Siostra nie pozwoliła synkowi (6 lat) wogóle być na wystawieniu i mszy. A ja - przed wystawieniem (dwie godziny przed mszą) oswoiwszy wcześniej syna2 (4 lata niecałe) pokazałem ciało dziadka, dotknąłęm ich rąk, pomachał i z usmiechem pozował do zdjęcia...
zrobiłem mu (tacie) zdjęcie (jeszcze) w pustym kościele...
nie płakałem jak bóbr, ale płaczę do dziś na myśl, że już go nie ma....
to była tak zwana "szorstka przyjaźń" z tatą.
======
Dziękuję za modlitwy +.
======
+R.I.P.
Masz teraz swego orędownika w niebie, czuj się pobłogosławiony
Możliwe że Tata ma w Tobie najlepszego orędownika modlitewnego że wszystkich. W niebie takich rzeczy się nie zapomina.
Tata był tak upierdliwie obrazo-jezuufamtobiowy, że te świente obrazki wysyłam mi... pocztą! (ok. 1998 rok)
Na święto Miłosierdzia (2. niedziela Wielkiej Nocy)
No więc, schodzę ja z piątego piętra bloku w Katowicach do kolegi-w-biznesie, gdzieś razem jedziemy.
Po drodze ze szkrzynki wyjmuję list od taty. Otwieram już w aucie i... "Zobacz! - krzyczę - co mi ojciec wysyła!" (W sensie, zdegustowany oćcem-mocherem.
A wtem kolega - o czym nie wiedziałem i mnie tym dobił - mówi, że ją co tydzień odmawia, bo jest w Kościele Domowym!
?!?!?!?!
siedzę cicho, z dekadę nie odmawiałem, bom się naczytał różnych"mądrych" ksążek, z mądrościami typu 'Jezus kocha bogatych i ludzi sukcesu, yeah! i mnie się Koronka przypomniała i jakoś tak sama (w myślach) mi się zmówiła....
Mnie wszelkiego rodzaju obrazeczki, ulotki z Matką Bożą i krzyczącymi tytułami "popatrz na tę matczyną twarz!!!!!" i inne tego typu - wkurzają niemiłosiernie. Zapisałem się na subskybcję czegoś w rodzaju instytutu Piotra Skargi (nie pamiętam czy to to, bo zrezygnowałem potem) i dostawałem taką korespondencję - i co potem z tym zrobić? Jak to wyrzucić? Nie wiem jak Ty, ale ja świstka z Matką Boską raczej do śmieci nie wyrzucę, choćby mi się nie podobał itp. - tak jakoś nie umiem.
Anyway - starsze pokolenie (które coraz lepiej rozumiem) zapewne ciut z przerażeniem patrzy na "nowoczesny katolicyzm" gdzie nie ma miejsca na koronki, różańce, ludowa pobożność jest wyśmiewana wręcz, a młodzież opowiada dumnie o modleniu sie sercem a nie klepaniem różańców czy koronek. Przy czym jak się patrzy pod kątem "po owocach ich poznacie" to ekhm rezultat jest jakby jednoznaczny.
Jeśli Wasza szorstkość dotyczyła tylko tego - to panie Kolego, koło szorsktkiej przyjaźni ojcowsko-synowskiej, to Ty nawet nie przechodziłeś:) Pogadamy na piwku, to Ci opowiem:)
lub drze w mak
podarłem w ten sposób kilka dni temu całkiem sporo obrazków Jezu-ufam-tobie i kilka innych, spoooro.
z prochu powstało....
Leczy się to jakoś? Przyjaciółko/drogie Bravo słoniocy!
Po prostu wszystko było jak trzeba.
W sercu czułem spokój. Żadnego rozedrgania, żadnych wyrzutów, żadnych nerwów.
*
"Podstawą tronu Bożego są sprawiedliwość i prawo; przed Nim kroczą łaska i wierność."
Księga Psalmów 89:15 / Biblia Tysiąclecia