To ja tak nie dam rady. Teraz już nie. Owóż pamiętam, jak przywiało mię na stare, przedseparatystyczne FF, chyba z 15 roków temu, to ktosik (czyżby Dante?) też takim wątkiem rzucił, a ja wtedy pojechałem bez wahania, jeśli dobrze pomnę: „Pasja”, „Powrót Króla”, „Helikopter w ogniu”, „Dzika Banda” i chyba jeszcze „Gladiator”.
A teraz nie potrafię. Bo nagle przypomniały mi się moje pierwsze dziecięce kroki kinomana, z jaką fascynacją, jak na wychowanka PRL-u przystało, chłonąłem egzotykę „W pustyni i w puszczy”. Ma się rozumieć i „Potop” też, naturalnie utyskując, że książka była lepsza. I jeszcze, jak ważne były dla mnie „Gwiezdne Wojny” (ta niby Piątka), jak miałem fafnaście lat, i jeszcze długo potem. W sumie, myślę, nie był to najgorszy wybór dla fafnastolatka, żyjącego w określonej rzeczywistości, gdzie walka z Imperium kojarzyła się inaczej niż w Hollywood. Aha, a w dziecięctwie jeszcze japońskie Godzille uwielbiałem. Jak je dzisiaj widzę, to sam się z siebie śmieję, ale moje największe zaskoczenie, że moje potomki bardzo je lubią, naściągały se wszystkie części, i z wyższością patrzą na te holyłóckie podróby, mimo ich perfekcyjnych fajerwerków.
Swego czasu strasznie spodobał mi się „Pluton”, może dlatego, żem zaraz potem, chyba nawet w następnym tygodniu, poszedł w kamasze. A tuż po wojsku, właściwie z niezrozumiałych względów (ale kiep ten, ktoby afekt próbował rozumowo wyjaśnić) zakochałem się w westernie „Młode strzelby” – jak go obejrzałem w kinie, to potem zdobyłem skądsiś piracki VHS i oglądałem go w kółko, codziennie, przez parę lat, aż zajeździłem kasetę. Tam grał jedną ze swych pierwszych ról młody Kiefer Sutherland, i to głównie sprawiło, żem po latach złapał się za serial „24 godziny”, mimo że z zasady nie cierpiałem seriali, poza „Janosikiem”. Ale „24”, z różnych powodów, także bardzo osobistych, sprawiły, że ów obraz jest dla mnie poza wszelką konkurencją, mimo totalnie spieprzonego ostatniego sezonu.
Horrorów nigdy specjalnie nie lubiłem, choć Coppola swoim „Drakulą” (albo bardziej Kilar swą muzą?) udowodnił mi, że może nie miałem racji. W ogóle często nie miałem racji, bo za młodego musowo wyśmiewałem kino z obszarów sowieckich i okołosowieckich, bo wtenczas wypadało je wyśmiewać, albo tak mi się przynajmniej wydawało. A potem szczęka mi regularnie opadała, jak widziałem „Idź i patrz”, albo „Pokutę”, a w późniejszych latach „Wyspę”, „Cara”, „Ordę”, „Duraka”, „Żyć”, „Majora” i wiele innych. Kino postjugolskie też poważam, być może również z powodów pozamerytorycznych, bo mi przypominają pewną inicjatywę z czasów mej burzliwej młodości. Tylko jakoś najfajniej mi się je ogląda z kielichem samogonki w ręku. Taki klimat.
Ale jest jeszcze coś, bo poza filmami mam jeszcze mnóstwo scen ulubionych. Żeby było śmieszniej, niekiedy w filmach, których z różnych powodów nie trawię, tak jak finał w „Dobrym, złym, brzydkim”. I tak mógłbym ciągnąć, kurza melodia. No więc, poddaję się, nie potrafię wskazać mej ulubionej piątki.
Pasja Ojciec Chrzestny Rio Bravo Kuzyn Vinnie Dom Dusz Patriota 12 gniewnych ludzi Bez litości (I cz.) Za horyzontem Gladiator Potop Columbo (cała seria) Zawrót głowy Gran Torino Snajper
No właśnie - nie da się wszystkiego. Pod postem @Turonia podpisuję się obiema ręcami - choć niewiele będzie zbieżności filmowych, ale zasada identyczna. Mam problem z "Helikopter w ogniu" - razi mnie jego kontrast (chodzi o obraz), trochę denerwuje płytka fabuła (z filmu nie dowiesz się o co ta wojna), ale miasto, baza wojskowa i walka pokazane są perfekcyjnie, a przebieg walki to niemal dokument z operacji. Film widziałem raz, ale sceny walki chyba z pięć (na youtubie są).
Ciekawostka: Może powiedzieć więcej niż chcemy Z powodu pozwów związanych z deanonimizacją danych Netflix w 2010 roku wycofał się z organizowania swojego znanego konkursu.
Ulubionych filmów mam mnóstwo i pewnie to wynika z tego, że od zawsze była to moja ulubiona forma rozrywki, więc przez tyle lat się uzbierało. Nie podejmuję się wymienić kilku tytułów - niewykonalne. Jest kilka filmów, które cenię bardziej. Z niewymienionych wyżej np. "Kabaret" Boba Fossa. Ale przede wszystkim zapamiętałam poszczególne sceny. Sceny, które poruszyły mnie do głębi. Też jest ich zbyt wiele, by wszystkie wymienić. Mogę podać jedną - w filmie Bergmana "Persona" wielka aktorka (grana przez Liv Ullmann) wychodzi na scenę i... przestaje mówić. Z własnej woli. Wybiera milczenie. Oczy Liv, to co wyrażały - pamiętam do tej pory.
Szturmowiec.Rzplitej napisal(a): Adwokat (nie ten diabła, choć ten też, ale ten z Fassbenderem)
Nie widziełem a filmep tak mie szypko zachemcieł:
"Super lubie takie klimaty ale kurdeee co to miało być? Gadają, bzykają sie, gadają ,coś chcą zrobić, później gadają, gadają o dupach, gadają, ucinają komuś glowę, znowu gadają coś się dzieje ale nie wiadomo co, znowu gadają, w miedzyczasie ktoś masturbował się szybą. Później znowu komuś obcinają głowę. Później gadają i w sumie nie wiem o co chodziło. Zgubiłem watetek postanowiłem obejrzeć od połowy znowu i znów zgubiłem wątek."
Kulega łapneł ten womtek czylisz sie dotomt fascyna iszby go złapeć?
Obejrzyłem se tera te filmoze wew internetach. Nibysz Żon Hjuston, a wyszed takisz jakbysz Bąd. Szysko sie rozwionzywa cudowno. Zes to rużnico isz nie ścigejo sie Astonamy Marcinamy a guwnie galopejo koniamy.
Iszby nie zosteć gołem słowem dawam pszykład.
1. Ajeroplan wybuchło nualesz jeden fhąsuski żentelmą spat zes nieba wew wode i sie uratoweł. 2. Nualesz nie tylkosz sie uratoweł, ale spat akuratno i zdomżeł posucheć cusz mamroteł pszed śmiercio danysz tytułowysz Adrian. 3. Nualesz nie tylkosz zdomżeł posucheć owosz mamrotenie alesz pluskejomc sie wew wodzie zapamięteł je tak dokładno jakbysz mu ktuś wew ep wsadzieł magnetofą. 4. Pozatę na ten tychmiast okazeło sie isz fhąsuski żentelmą jezd koleszko guwnegosz Angola kturen rozwionzywa te kreminelno zagatkie wkutek czegusz chentno zez niem kolabora i wogule.
Na te szyskie cuda na kiju senażysta pszewidzieł pińć minut.
Poznełem jusz pszepyszno inteligemcje Kulegi totesz nie mogie uwieżeć isz Kulega pszed obglądnięciem danej filmozy nie sposzczeg isz na naszem globusie ziemskiem Zło egzystywa.
Mie to muwieli jusz na katenchezie kiedym beł tyciem Gnębąkiem wiemc pardomsik nualesz takisz łanlajner to troszkie pszymało iszbem sie tako bądosko filmozo zakwyceł. Nawet kiedysz to osobisto recyta Kirk Duglas.
Btw obejrzałem sobie w końcu 12 gniewnych ludzi. Film bardzo dobry, no ale mam zastrzeżenia. Po pierwsze temat odcisków palców na nożu - dla mnie kluczowy, a w filmie ledwo wspomniany i bez dalszych dyskusji na ten temat. Przy takiej uzasadnionej wątpliwości dyskusja na temat czy świadkowa miała okulary zakrawa na śmieszność. No dobra, chyba nie mam więcej zastrzeżeń:) Gra aktorska bardzo dobra, charaktery wręcz modelowe, kamera prowadzona znakomicie, napięcie stopniowane świetnie. I najlepsze - wcale nie wiadomo co się stało.
"12" powinno puszczać się na szkoleniach politykom, działaczom, agentom wpływu i innym takim. Bo tu jest pięknie pokazane, jak jeden wygadany, szczwany lis, posługując się różnymi technikami w zależności od osoby poddawanej manipulacji, potrafi sparaliżować pracę zdroworozsądkowej większości, a w końcu narzucić jej własne zdanie.
Szturmowiec.Rzplitej napisal(a): Piątka też daje radę.
Starłorsowa Piątka podobała mi się znacznie bardziej po latach, niż zaraz po premierze. Bo jako małolat, pamiętam, byłem trochu zawiedziony. Raz, że poprzednia część faktycznie ustawiła poprzeczkę pierońsko wysoko. Dwa, że spodziewałem się czegoś trochu innego, albo też zwyczajnie musiałem dorosnąć. Wiele filmów z wiekiem starzeje się nieładnie, ale niektóre są jak wino.
Turoń napisal(a): "12" powinno puszczać się na szkoleniach politykom, działaczom, agentom wpływu i innym takim. Bo tu jest pięknie pokazane, jak jeden wygadany, szczwany lis, posługując się różnymi technikami w zależności od osoby poddawanej manipulacji, potrafi sparaliżować pracę zdroworozsądkowej większości, a w końcu narzucić jej własne zdanie.
+1
Pokazuje też najlepszą technikę manipulacji - sianie wątpliwości. Ostrą tezę człowiek zwykle potrafi ocenić ale jak walczyć z otaczającym kisielem poddawania wszystkiego w wątpliwość - nie wie.
TecumSeh napisal(a): Mam problem z "Helikopter w ogniu" - razi mnie jego kontrast (chodzi o obraz), trochę denerwuje płytka fabuła (z filmu nie dowiesz się o co ta wojna), ale miasto, baza wojskowa i walka pokazane są perfekcyjnie, a przebieg walki to niemal dokument z operacji. Film widziałem raz, ale sceny walki chyba z pięć (na youtubie są).
Mię w „Helikopterze” ładnie wprowadził w nastrój dialog załogi śmigłowca patrolującego strefę rozdawnictwa żywności z dowództwem, zaraz na wstępie: - Milicja strzela do cywilów!!! - To sprawa ONZ, nie możemy się wtrącać.
Mnie zaś najbardziej ujęła parosekundowa scena z finału, czy też już po finale. Ocaleli Amerykanie wyrwali się spod ostrzału, część wycofuje się w kolumnie zmotoryzowanej. Chłopy zszokowani, pokrwawieni, za plecami jatka, więc automobile wyrywają ile sił. Nagle kierowca daje po hamulcach, wehikuł staje. Oto z boku wyłania się stary Somalijczyk, włazi na oślep wprost przed maskę, patrzy przed siebie, ale nic nie widzi. Bo trzyma na rękach martwe dziecko. Bitwa się skończyła, ale tubylcowi i tak świat się zawalił, bo właśnie stracił wszystko. Amerykanin, znaczy ten kierowca, właśnie wyszedł z pola rzezi, jednak coś ocalił. Nie tylko tego staruszka, ale coś w sobie.
No i muza była klimatyczna, zimmerosko-algiersko-senegalska:
Komentarz
Kulega sie posugiwa plularem majestatycznem czylisz cuś uśrednieł statystyczno?
U mnie kolejność przypadkowa i pewnie coś tam pominąłem:
- Pasją
- Interstellar
- Przełęcz ocalonych
- Miś
- Memento
- Gladiator
rozumiem że mówimy o fabularnych:)
Zaposiadywa 50+
Katolik.
Lubiency oczywizdo moralnoś
i sofistykalno skomstruowano fabułe.
Szczelam isz nigdysz sie jemusz nie pszyśnieło paradywanie wew sukięce lila.
To ja tak nie dam rady. Teraz już nie. Owóż pamiętam, jak przywiało mię na stare, przedseparatystyczne FF, chyba z 15 roków temu, to ktosik (czyżby Dante?) też takim wątkiem rzucił, a ja wtedy pojechałem bez wahania, jeśli dobrze pomnę: „Pasja”, „Powrót Króla”, „Helikopter w ogniu”, „Dzika Banda” i chyba jeszcze „Gladiator”.
A teraz nie potrafię. Bo nagle przypomniały mi się moje pierwsze dziecięce kroki kinomana, z jaką fascynacją, jak na wychowanka PRL-u przystało, chłonąłem egzotykę „W pustyni i w puszczy”. Ma się rozumieć i „Potop” też, naturalnie utyskując, że książka była lepsza.
I jeszcze, jak ważne były dla mnie „Gwiezdne Wojny” (ta niby Piątka), jak miałem fafnaście lat, i jeszcze długo potem. W sumie, myślę, nie był to najgorszy wybór dla fafnastolatka, żyjącego w określonej rzeczywistości, gdzie walka z Imperium kojarzyła się inaczej niż w Hollywood.
Aha, a w dziecięctwie jeszcze japońskie Godzille uwielbiałem. Jak je dzisiaj widzę, to sam się z siebie śmieję, ale moje największe zaskoczenie, że moje potomki bardzo je lubią, naściągały se wszystkie części, i z wyższością patrzą na te holyłóckie podróby, mimo ich perfekcyjnych fajerwerków.
Swego czasu strasznie spodobał mi się „Pluton”, może dlatego, żem zaraz potem, chyba nawet w następnym tygodniu, poszedł w kamasze. A tuż po wojsku, właściwie z niezrozumiałych względów (ale kiep ten, ktoby afekt próbował rozumowo wyjaśnić) zakochałem się w westernie „Młode strzelby” – jak go obejrzałem w kinie, to potem zdobyłem skądsiś piracki VHS i oglądałem go w kółko, codziennie, przez parę lat, aż zajeździłem kasetę.
Tam grał jedną ze swych pierwszych ról młody Kiefer Sutherland, i to głównie sprawiło, żem po latach złapał się za serial „24 godziny”, mimo że z zasady nie cierpiałem seriali, poza „Janosikiem”. Ale „24”, z różnych powodów, także bardzo osobistych, sprawiły, że ów obraz jest dla mnie poza wszelką konkurencją, mimo totalnie spieprzonego ostatniego sezonu.
Horrorów nigdy specjalnie nie lubiłem, choć Coppola swoim „Drakulą” (albo bardziej Kilar swą muzą?) udowodnił mi, że może nie miałem racji.
W ogóle często nie miałem racji, bo za młodego musowo wyśmiewałem kino z obszarów sowieckich i okołosowieckich, bo wtenczas wypadało je wyśmiewać, albo tak mi się przynajmniej wydawało. A potem szczęka mi regularnie opadała, jak widziałem „Idź i patrz”, albo „Pokutę”, a w późniejszych latach „Wyspę”, „Cara”, „Ordę”, „Duraka”, „Żyć”, „Majora” i wiele innych.
Kino postjugolskie też poważam, być może również z powodów pozamerytorycznych, bo mi przypominają pewną inicjatywę z czasów mej burzliwej młodości. Tylko jakoś najfajniej mi się je ogląda z kielichem samogonki w ręku. Taki klimat.
Ale jest jeszcze coś, bo poza filmami mam jeszcze mnóstwo scen ulubionych. Żeby było śmieszniej, niekiedy w filmach, których z różnych powodów nie trawię, tak jak finał w „Dobrym, złym, brzydkim”. I tak mógłbym ciągnąć, kurza melodia.
No więc, poddaję się, nie potrafię wskazać mej ulubionej piątki.
[oddala się na stronę i sypie łeb popiołem]
Ojciec Chrzestny
Rio Bravo
Kuzyn Vinnie
Dom Dusz
Patriota
12 gniewnych ludzi
Bez litości (I cz.)
Za horyzontem
Gladiator
Potop
Columbo (cała seria)
Zawrót głowy
Gran Torino
Snajper
(będę dopisywała, bo to nie wszystko)
1. katol
2. facet
3. ? ( filmu nie znam)
4. patriota (nie cierpi szkopow)
5. empatyczny (wspolczuje małżenstwom "na dorobku")
Pod postem @Turonia podpisuję się obiema ręcami - choć niewiele będzie zbieżności filmowych, ale zasada identyczna.
Mam problem z "Helikopter w ogniu" - razi mnie jego kontrast (chodzi o obraz), trochę denerwuje płytka fabuła (z filmu nie dowiesz się o co ta wojna), ale miasto, baza wojskowa i walka pokazane są perfekcyjnie, a przebieg walki to niemal dokument z operacji.
Film widziałem raz, ale sceny walki chyba z pięć (na youtubie są).
A żeby pozostać w klimatach majestatycznych
1. Mania wielkości
2. Szkarłatna ulica
3. Brunet wieczorową porą
4. Zawrót głowy
Może powiedzieć więcej niż chcemy Z powodu pozwów związanych z deanonimizacją danych Netflix w 2010 roku wycofał się z organizowania swojego znanego konkursu.
https://arxiv.org/abs/cs/0610105
- Ociec chrzestny
- Le Big Short
- Adwokat (nie ten diabła, choć ten też, ale ten z Fassbenderem)
- To nie jest dom starców
- Le Matrix
- Gladiator
Poza tym są i take, które kiedyś obglądałem i miło się mi obglądało, ale jakoś do nich nie wracam.
Jest kilka filmów, które cenię bardziej. Z niewymienionych wyżej np. "Kabaret" Boba Fossa.
Ale przede wszystkim zapamiętałam poszczególne sceny. Sceny, które poruszyły mnie do głębi. Też jest ich zbyt wiele, by wszystkie wymienić.
Mogę podać jedną - w filmie Bergmana "Persona" wielka aktorka (grana przez Liv Ullmann) wychodzi na scenę i... przestaje mówić. Z własnej woli. Wybiera milczenie. Oczy Liv, to co wyrażały - pamiętam do tej pory.
"Super lubie takie klimaty ale kurdeee co to miało być? Gadają, bzykają sie, gadają ,coś chcą zrobić, później gadają, gadają o dupach, gadają, ucinają komuś glowę, znowu gadają coś się dzieje ale nie wiadomo co, znowu gadają, w miedzyczasie ktoś masturbował się szybą. Później znowu komuś obcinają głowę. Później gadają i w sumie nie wiem o co chodziło. Zgubiłem watetek postanowiłem obejrzeć od połowy znowu i znów zgubiłem wątek."
Kulega łapneł ten womtek czylisz sie dotomt fascyna iszby go złapeć?
Iszby nie zosteć gołem słowem dawam pszykład.
1. Ajeroplan wybuchło nualesz jeden fhąsuski żentelmą spat zes nieba wew wode i sie uratoweł.
2. Nualesz nie tylkosz sie uratoweł, ale spat akuratno i zdomżeł posucheć cusz mamroteł pszed śmiercio danysz tytułowysz Adrian.
3. Nualesz nie tylkosz zdomżeł posucheć owosz mamrotenie alesz pluskejomc sie wew wodzie zapamięteł je tak dokładno jakbysz mu ktuś wew ep wsadzieł magnetofą.
4. Pozatę na ten tychmiast okazeło sie isz fhąsuski żentelmą jezd koleszko guwnegosz Angola kturen rozwionzywa te kreminelno zagatkie wkutek czegusz chentno zez niem kolabora i wogule.
Na te szyskie cuda na kiju senażysta pszewidzieł pińć minut.
That's the excuse they usually give for evil. Hitler was mad, they said. So he may have been... but not necessarily. Evil does exist. Evil is.
Mie to muwieli jusz na katenchezie kiedym beł tyciem Gnębąkiem wiemc pardomsik nualesz takisz łanlajner to troszkie pszymało iszbem sie tako bądosko filmozo zakwyceł. Nawet kiedysz to osobisto recyta Kirk Duglas.
Rozumiełbem gdybysz mie to napiseł Krytykent Potyliczny kturegosz naglesz oczeźwiło. Nualesz Kulega ?!
Film bardzo dobry, no ale mam zastrzeżenia.
Po pierwsze temat odcisków palców na nożu - dla mnie kluczowy, a w filmie ledwo wspomniany i bez dalszych dyskusji na ten temat. Przy takiej uzasadnionej wątpliwości dyskusja na temat czy świadkowa miała okulary zakrawa na śmieszność.
No dobra, chyba nie mam więcej zastrzeżeń:)
Gra aktorska bardzo dobra, charaktery wręcz modelowe, kamera prowadzona znakomicie, napięcie stopniowane świetnie. I najlepsze - wcale nie wiadomo co się stało.
Nie zachwyca
Nie wiadomo w ogóle o co w tym filmie chodzi.
Pokazuje też najlepszą technikę manipulacji - sianie wątpliwości. Ostrą tezę człowiek zwykle potrafi ocenić ale jak walczyć z otaczającym kisielem poddawania wszystkiego w wątpliwość - nie wie.
- Milicja strzela do cywilów!!!
- To sprawa ONZ, nie możemy się wtrącać.
Mnie zaś najbardziej ujęła parosekundowa scena z finału, czy też już po finale. Ocaleli Amerykanie wyrwali się spod ostrzału, część wycofuje się w kolumnie zmotoryzowanej. Chłopy zszokowani, pokrwawieni, za plecami jatka, więc automobile wyrywają ile sił.
Nagle kierowca daje po hamulcach, wehikuł staje. Oto z boku wyłania się stary Somalijczyk, włazi na oślep wprost przed maskę, patrzy przed siebie, ale nic nie widzi. Bo trzyma na rękach martwe dziecko.
Bitwa się skończyła, ale tubylcowi i tak świat się zawalił, bo właśnie stracił wszystko. Amerykanin, znaczy ten kierowca, właśnie wyszedł z pola rzezi, jednak coś ocalił. Nie tylko tego staruszka, ale coś w sobie.
No i muza była klimatyczna, zimmerosko-algiersko-senegalska:
1.Nordwand
2.Czerwony Baron
3.Dead Man
4.Himalaya
5.Wielki Błękit
6.Niebieski