Skip to content

Ulubione filmy

2

Komentarz

  • Turoń napisal(a):
    "12" powinno puszczać się na szkoleniach politykom, działaczom, agentom wpływu i innym takim. Bo tu jest pięknie pokazane, jak jeden wygadany, szczwany lis, posługując się różnymi technikami w zależności od osoby poddawanej manipulacji, potrafi sparaliżować pracę zdroworozsądkowej większości, a w końcu narzucić jej własne zdanie.
    i zarazem on jest podawany publicznosci jako ten najszlachetniejszy.
    Schemat. Jego gl. oponent przypomina mrożkowskiego Edka.

    Ta propaganda łatwo łowi ludzi młodych i wrażliwych. Ja bardzo lubilam ten film w liceum.
  • @Turon - ok, ale spodziewalem się głębszej analizy.
    Ogólnie żołnierze jak ludzie - żadni superbohaterowie, normalni ludzie a jednak odważni, myślący o kolegach.
    I zero superameeykanizmu - pokazali własne błędy.
    Gadałem z żołnierzem jednostki specjalnej dla którego to bardzo dobrze oddający realia film.
  • Pani_Łyżeczka napisal(a):
    Kolejnosc dowolna:
    1.Nordwand
    2.Czerwony Baron
    3.Dead Man
    4.Himalaya
    5.Wielki Błękit
    6.Niebieski
    Podróże, przygoda, wyzwania?
  • Jeszcze mi się przypomniało - Touching the Void.
    W Polsce pod idiotycznym tytułem "Czekając na Joe" (nikt na Joe nie czekał).
    Dlatego funkcjonuje także jako "Dotknięcie pustki".
    Film po którym dla górołaza nic nie będzie już takie jak było.
  • 1.Nordwand - o wyzwaniach i porażkach i de facto o pokorze.
    2.Czerwony Baron - o honorze i etosie rycerskim, ten film uswiadomił mi dlaczego artstokracja to arystokracja. Bitwy lotnicze podczas I WS są sfilmowanane koncertowo.
    3.Dead Man - bardzo mroczna metafizyka i wyniesiona zeń prawda na całe życie "Who Talks Loud, Saying Nothing."
    4.Himalaya(1999) - o drodze, o tradycji, o przemijaniu, górach i soli :)
    5.Wielki Błękit - co ja poradzę ze pod wodą jest pieknie i jest to wciąga czasem za bardzo.
    6.Niebieski - od lat coś we mnie porusza ale jeszcze nie zdefiniowałam dokładnie co i dlaczego.
  • Nie sądzę, że można o kimś coś powiedzieć po poznaniu listy ulubionych filmów, może z wyjątkiem jego gustów filmowych.

    Co do samej listy, to u siebie rozróżniam filmy, które mogę oglądać wiele, albo bardzo wiele razy, a także takie, które uważam za znakomite, ale na które nie mam ochoty więcej patrzeć, niektórych wręcz się ich boję. Stąd też, mimo pozytywnych opinii i to samego Turonia, nie obejrzę większości tych obrazów przez niego polecanych.

    Np. Million Dollar Baby - genialny, lecz przerażająco smutny.

    Siedem - wzorowa realizacja, ale film straszny.

    Tańczący z wilkami - byłem w dużym kinie. Film mi się bardzo podobał, ale dla mnie zbyt smutny.

    Chinatown i Dziecko Rosemary - oba przerażające.

    Podobnie To nie jest dom dla starych ludzi.

    Na starość przestały mnie interesować filmy, które nie niosą jakiegoś pozytywnego, budującego przesłania.
    Przykładem takiego filmu jest

    Lewy obrońca (Big Mike).

    Filmy, które oglądałem wiele, albo bardzo wiele razy:

    Potop - fantastyczna realizacja, od początku do końca

    Big Lebowski - jak wyżej a do tego ekstraordynaryjny

    Miś - no comments

    Being John Malkovich - (-: odjazdowy

    Duma i Uprzedzenie - miniserial BBC

    Lonesome Dove - miniserial - to w ogóle uważam za arcydzieło pod każdym względem i najlepszy western wszech czasów. I tutaj prywatna prośba do kol. Turonia: podobno para protagonistów to postaci autentyczne. Masz może jakąś bardziej szczegółową wiedzę o czymkolwiek związanym z tym dziełem?

    Znachor (Hoffmana)

    Ben Hur (z Hestonem) - no comments

    Jezus z Nazaretu (Zefirellego) - Ten i powyższy film są obowiązkowymi pozycjami w naszej Rodzinie na Wielkanoc rok w rok.

    Perswazje (wg Jane Austen) - wersja BBC

    Bez lęku - muzyka!

    Odlot

    Bracie, gdzie jesteś?

    Ciemnoniebieski świat


    Pasja leży gdzieś pośrodku. Jest to wielkie dzieło, ale też trochę boję się tego oglądać. Nie zawsze w ferworze świątecznych przygotowań da się wykroić kilka godzin na seans - a przy zmywaniu nie można tego puszczać. Jedno, co mi przeszkadza, to ten aramejski. Tzn. sam pomysł uważam za świetny, ale dla aktorów to kompletnie obcy język i widać, że bardzo się starają, żeby poprawnie wygłosić swoje kwestie.

    Touching the Void widziałem. Historia ciekawa, ale sama dokumentalno-fabularna konwencja sprawiła, że film nie miał bigla.

    Big Blue - widziałem to ze 20 razy, ale już mi się znudził. Przy okazji - są dwie wersje, anglo i frankojęzyczna. Która się Wam bardziej podoba?

    Być albo nie być - wersja z Brooksem - duuużo dobrego, prostego humoru (-:

    Ojciec chrzestny - wszystkie trzy części

  • loslos
    edytowano July 2019
    Monolog Shylocka w wykonaniu Grinberga, chyba jednak to jest najmocniejszy moment kinematografii. U Lubitscha Grinberg (Żyd) nie mówi jako Żyd, mówi jako Polak, słowa Żyd nie używa. I dlatego jest mocniejsze.

    Czy nie mamy oczu? Czy nie mamy rąk, twarzy, narządów, zmysłów, uczuć, namiętności? – skoro żywimy się tym samym jadłem, rani nas ten sam oręż, gnębią te same choroby, leczą te same leki, ziębi i grzeje ta sama zima i lato? Ukłujcie nas – czyż nie będziemy krwawić? Połaskoczcie – czyż nie będziemy chichotać? Otrujcie – czyż nie umrzemy? A gdy nas skrzywdzicie – czyż nie będziemy szukać pomsty?

  • trep napisal(a):
    Lonesome Dove - miniserial - to w ogóle uważam za arcydzieło pod każdym względem i najlepszy western wszech czasów. I tutaj prywatna prośba do kol. Turonia: podobno para protagonistów to postaci autentyczne. Masz może jakąś bardziej szczegółową wiedzę o czymkolwiek związanym z tym dziełem?
    Oczywiście pierwowzorem jest powieść McMurtry'ego, niedawno ją u nas wznawiali. Z tego co wiem, to autor zaręczał, że wszystko jest fikcją, ale znawcy dopatrywali się podobieństw Gusa i Calla do dwóch hodowców bydła o zabawnych nazwiskach: Goodnight i Loving.

    Mr. Dobranoc naparzał się wpierw z Komanczami jako teksaski milicjant, potem zapisał się do Texas Rangers, gdzie wsławił się oswobodzeniem Cyntii Ann Parker z rąk czerwonych braci, wtedy to była bardzo głośna sprawa. Za wojny o niepodległość (Południa) służył siłą rzeczy w Konfederacji, choć na wewnętrznych, antyindiańskim froncie.
    Po wojnie spiknął się z panem Kochającym, znanym i uznanym hodowcą bydła. Razem gnali bydło z Teksasu do Nowego Meksyku, a potem do Wyoming, a później jeszcze do Colorado, przez dzikie pustkowia, po latach dając natchnienie różnym pisaczom i filmaczom. Wielcy ludzie tamtych czasów.
    A, no i zdarzyło się im współpracować z Chisumem, tym od Billego Kida i wojny w hrabstwie Lincoln.
  • No jak już prawie wszyscy to i ja. Pozwolicie?

    Now ięc
    Taki szwedzki Film o światowej sławy pianiscie co wraca do swej wsi i zakłada chór z miejscowych.
    Sami popaprancy po ludzku. On sam też.

    Piękny. O muzyce, o ludziach, slabosciach,

    Żywot Brajana - arcyreligijny.
    Pakajanjie ze zdaniem staruszki na końcu.

    Kupiec wenecki z Alpaczinem
    Poszukiwany poszukiwana z pokorą do słabości i konieczności.
  • Turoń napisal(a):
    Mr. Dobranoc naparzał się wpierw z Komanczami jako teksaski milicjant, potem zapisał się do Texas Rangers, gdzie wsławił się oswobodzeniem Cyntii Ann Parker z rąk czerwonych braci, wtedy to była bardzo głośna sprawa.
    Jakby kogo interesowały szczegóły, tom w wątasie:
    https://excathedra.pl/index.php?p=/discussion/10261/opowieści-z-dalekich-prerii/p1

    ...reklamował książkę S.C. Gwynne'a "Imperium księżyca w pełni" - świetna rzecz o Komanczach i białych, dla której punktem wyjścia są włąsnie dole i niedole pani parker. Żadne tam nowomodne, postępowo-słitaśno-ekologiczne bzdety, ani też chwalba triumfu cywilizacji białasów, po prostu ostry obraz zderzenia dwóch światów, jak trzeba (czy nie trzeba) rónie okrutnych.
  • edytowano July 2019
    Wyspa
    Car
    Fortepian
    Piknik pod Wiszącą Skałą (Stara wersja, którą oglądałam mnóstwo razy. Przez początek nowej nie mogłam przebrnąć. Nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że pani Appleyard prowadzi burdel, a nie pensję dla panien z dobrych domów).

    To moje ulubione filmy, ale namiętnie oglądam seriale kostiumowe. Moje ukochane to Cranford, Jamestown, Głos serca, Z larc Rise do Candleford i wiele innych w tym stylu. :)
    No nie, zapomniałam o Koronie królów. Nie opuściłam ani jednego odcinka. :)
  • aaaaa
    ziemia obiecana
  • Tak wiele jest ulubionych filmów.
    Córka pod wpływem Stranger Kings (tfu. Things) zażądała seansów filmów z lat. 70-80 "bo są lepsze i w ogóle wtedy był super klimat"
    No to zacząłem wyszukiwać filmy młodzieżowe z tego okresu i trochę tej łobuzerki obejrzeliśmy:
    Np.
    "Wolny dzień pana Ferrisa Buellera"
    "Co dalej?"
    "Amerykańskie graffitti"
    "Stan przy mnie"
  • Turoń napisal(a):
    trep napisal(a):
    Lonesome Dove - miniserial - to w ogóle uważam za arcydzieło pod każdym względem i najlepszy western wszech czasów. I tutaj prywatna prośba do kol. Turonia: podobno para protagonistów to postaci autentyczne. Masz może jakąś bardziej szczegółową wiedzę o czymkolwiek związanym z tym dziełem?
    Oczywiście pierwowzorem jest powieść McMurtry'ego, niedawno ją u nas wznawiali. Z tego co wiem, to autor zaręczał, że wszystko jest fikcją, ale znawcy dopatrywali się podobieństw Gusa i Calla do dwóch hodowców bydła o zabawnych nazwiskach: Goodnight i Loving.

    Mr. Dobranoc naparzał się wpierw z Komanczami jako teksaski milicjant, potem zapisał się do Texas Rangers, gdzie wsławił się oswobodzeniem Cyntii Ann Parker z rąk czerwonych braci, wtedy to była bardzo głośna sprawa. Za wojny o niepodległość (Południa) służył siłą rzeczy w Konfederacji, choć na wewnętrznych, antyindiańskim froncie.
    Po wojnie spiknął się z panem Kochającym, znanym i uznanym hodowcą bydła. Razem gnali bydło z Teksasu do Nowego Meksyku, a potem do Wyoming, a później jeszcze do Colorado, przez dzikie pustkowia, po latach dając natchnienie różnym pisaczom i filmaczom. Wielcy ludzie tamtych czasów.
    A, no i zdarzyło się im współpracować z Chisumem, tym od Billego Kida i wojny w hrabstwie Lincoln.
    Tyle to mniej więcej widziałem. Prostuję, że pierwowzorem nie jest xiążka, lecz scenariusz, który McMurtry napisałbył i sprzedałbył wywrótni. Nie kto inny a sam Wayne John miał grać pułkownika Calla. Do realizacji jednak jakoś nie dochodziło, więc Little Larry odkupił prawko do scenariusza i napisał słynną (Pulitzer) xiążkę. Widziałem też niekrótki film o Gudnajcie i Lowingu na tupce.

    Powstały jeszcze cztery miniseriale. Dwa prikłele i dwa sikłele (w jednym pułkownika grał Jon Voit), w sumie może i niezłe i w przyzwoitej obsadzie, lecz do pierwowzoru było im daleko.

    Linkowaną xiążkę zanabędę, a jeśli znasz jeszcze jakieś szczegóły, to nie skąp ich, proszę (-:
  • TecumSeh napisal(a):
    Btw obejrzałem sobie w końcu 12 gniewnych ludzi.
    Film bardzo dobry, no ale mam zastrzeżenia.
    Po pierwsze temat odcisków palców na nożu - dla mnie kluczowy, a w filmie ledwo wspomniany i bez dalszych dyskusji na ten temat. Przy takiej uzasadnionej wątpliwości dyskusja na temat czy świadkowa miała okulary zakrawa na śmieszność.
    No dobra, chyba nie mam więcej zastrzeżeń:)
    Gra aktorska bardzo dobra, charaktery wręcz modelowe, kamera prowadzona znakomicie, napięcie stopniowane świetnie. I najlepsze - wcale nie wiadomo co się stało.
    "Prawniczo" to ten film jest chałą*, nawet jak na filmy prawnicze.
    Natomiast jest bardzo dobrym filmem, gatunek to już do uznania, psychologiczny, kryminalny, rozrywkowy, jest bardzo dobry scenariusz, gra aktorska (oczywiście o ile mówimy o pierwszej wersji... bo innych i tak nie widziałem :P ) i zdjęcia. Jeśli dodamy, że film powstał przy praktycznie znikomych nakładach finansowych, to stosunek jakości do ceny jest wręcz kosmiczny.

    * why? narada ławy (tak samo jak w Europie narada składu sędziowskiego) ma być na temat ujawnionego podczas procesu materiału dowodowego, a tu facet najpierw wyjmuje porównawczy nóż, potem robi eksperyment procesowy z kuśtykaniem, oglądałem to 4 lata temu to jeszcze coś mogło być ;)
    Natomiast co do "rozwalającej jednostki" to po pierwsze, już na wstępie wątpliwości ma dwóch (tylko jeden konformistycznie boi się podnieść rękę - bo napisać anonimowo już nie), po drugie "rozwala" najbardziej juror 3, który drze się bez powodu na wszystkich.
  • trep napisal(a):
    Linkowaną xiążkę zanabędę, a jeśli znasz jeszcze jakieś szczegóły, to nie skąp ich, proszę (-:
    Film jaki jest, każdy widzi, a o kulisach wiesz więcej niż ja. ;o)

    Czarli Gudnajt współtworzył legendę. Karierę zrobił niewąską, od randżera do milionera. Wyliczali mu, że już po 40-stce dorobił się (po prawdzie to był współwłaścicielem) rancza o powierzchni miliona akrów, po których pałętało się sto tysięcy sztuk rogacizny. Ale doszedł do tego potem i krwią. Jak za młodu ścigał się z Komanczami, to tropił ich często w maleńkich, kilkuosobowych grupkach zwiadowczych. Tutaj myśliwy łatwo stawał się zwierzyną, a na tej wojnie nie podnosiło się rąk do góry.
    Później to jego kowbojowanie podczas przepędów – przecie spał na tej samej glebie, koło tego samego ogniska, co podwładni; razem z nimi gasił stampede, pełnił nocne warty, przeprawiał się przez rzeki i tak dalej. Napisał o swoich towarzyszach: „Nie mogę znaleźć właściwych słów, aby wyrazić wierność, odwagę, trud, poczucie honoru oraz umiejętność polegania na sobie i innych, jakie cechowały dawnych poganiaczy na szlaku.”
    Być może upiększał przeszłość, a może jednak miał takie szczęście do przyjaciół?
    Przypisuje się mu pomysł zbudowania wozu obozowego. Wicie, na westernach kowbojskich o przepędach jest zawsze taki wielki wóz, kierowany przez osobnika pełniącego też funkcję kucharza (na filmach jest to przeważnie wygadany stary dziadek-weteran albo dawny niewolnik, w obu przypadkach reprezentujący mądrość życiową). Ten pojazd wiózł sprzęt obozowy, kuchenny, zapas żywności, amunicji; z jednej strony miał beczkę na wodę, z drugiej skrzynię z ciężkimi narzędziami, pod spodem skrzynkę na naczynia kuchenne; tylna klapa po otwarciu służyła kowbojom za stół. Takie wozy powstawały z początku na bazie wehikułów wojskowych albo farmerskich, potem już budowano je od podstaw. Firma Studebaker je robiła, ta od drugowojennych ciężarówek.
    Goodnight był pono człowiekiem głęboko religijnym, na protestancką modłę. Zmarł w 1929 w wieku 93 lat. Dwa lata przed zgonem stanął na ślubnym kobiercu, z wybranką młodszą odeń o 66 lat.

    Z kolei Olek Lover, żeby nie przedłużać, też miewał w życiu pod górkę. Wybuch wojny secesyjnej zaskoczył go w czasie przepędu. Jankesi internowali go jako Południowca, puścili dopiero po wstawiennictwie Kita Carsona (kolejna wielka postać tamtej epoki). Potem wspierał Konfederację, aż do jej klęski. Przegrani byli mu winni kupę kas, podobno aż ćwierć miliona dolarów, za zrealizowane dostawy wołowiny, i nie mógł już tego wyegzekwować. Ale podniósł się z upadku, w spółce z Gudnajtem. Śmierć go dopadła w 1867 z rąk Komanczów. Zmarł od ran w Fort Sumner, tam gdzie 14 lat później Pat Garret zabije Billy'ego the Kida.
    Lover masonem był, ale na ile serio to traktował, tego nie wiem.
  • trep napisal(a):
    >Duma i Uprzedzenie - miniserial BBC
    Genialna ekranizacja!
    ...
    I w ogole, trepie
    =D>
  • christoph napisal(a):
    aaaaa
    ziemia obiecana
    +1
  • Oglądam argentyńskie filmy fabularne (serial TV też) o wojnie o Falklandy.

    Wolno mi.

    Lepsze od angolskich.
  • Kuledze losu podsuwem ku uwagie.

    The Bad Seed (ale konieczno zes 1956)

    Zło zes radykalno mętnofizyko. Anusz jemusz podendzie.
  • Nie jestem wyznawcą substancjalizmu.
  • los napisal(a):
    Nie jestem wyznawcą substancjalizmu.
    Zajżyłem do słownika iszby niebeło isz cuś i wogule.
    substancjalizm
    1. «stanowisko filozoficzne, według którego istnienie przysługuje jedynie obiektom materialnym i układom takich obiektów»
    2. «w psychologii tradycyjnej: stanowisko ujmujące psychikę ludzką jako swoistą, samoistną substancję natury duchowej»
    https://sjp.pwn.pl/sjp/substancjalizm;2576489.html

    Nualesz dalij nie mogie dopasać tegusz "supstancjalizma" do zapodanej danej filmozy.

    Zekce Kulega wyrazieć sie zez niecusz mniejszo enikmatycznościo.
  • Koncepcja zła jako substancji.
  • los napisal(a):
    Koncepcja zła jako substancji.
    Kulega nie wieży wew grzech pierworodny?
  • Jak zaznaczyłem wcześniej, uznaję gnębonienie za formę stosowną do żartobliwych rozmówek bez treści.
  • los napisal(a):
    Jak zaznaczyłem wcześniej, uznaję gnębonienie za formę stosowną do żartobliwych rozmówek bez treści.
    Podzienkoweł za opświecenie isz odpedzi Kulegi na mojesz gnembonienie
    "Nie jestem wyznawcą substancjalizmu."
    "Koncepcja zła jako substancji."
    bełysz żartobliwemy i pozbawionemy treści.

    A te mie ulżeło. Gdysz albowię troszkie sie pszejełem.
  • edytowano July 2019
    Wybór (no może poza poza dwójką pierwszą) bardzo trudny
    1. Cinema Paradiso
    2. Spaleni słońcem
    3. Krzyk kamienia
    4. Koneser
    5. W pogoni za szczęściem


    6. Rio Bravo (choć w dzieciństwie oglądałem i muszę wrócić)
    7.Parszywa dwunastka (choć w dzieciństwie oglądałem i muszę wrócić)
    8. Obrona Łużyna
    9.Chłopcy z ferajny
    10 Mała miss
    11 Żądło (choć w dzieciństwie oglądałem i muszę wrócić)
    12 Pretty Woman
    13 Notthing Hill
    14 Nebraska
    15 Forest Gump
    16 Pionek (o Boby Fischerze)
    17 Braveheart - Waleczne Serce (to w młodości widziane)
    18 Życie na podsłuchu
    19 Życie jest piękne
  • edytowano August 2019
    Nie mam niestety pamięci do tytułów więc rankingu nie podam. Jednak w temacie: obejrzałem wczoraj "Pewnego razu w Holywood". Polecam. Jednak Tarantino to geniusz. Niektórzy na ten film narzekają. Inni widzą tylko jedną warstwę - zabawę gatunkami, odwoływanie się do klasyki, nostalgię za minionym czasem. To też, trochę i nie najważniejsze. Ja coraz bardziej dochodzę do wniosku że Tarrantino zajmuje się głównie jedną sprawą - przemocą. Wcale nie jest nią zafascynowany. Dotychczasowe filmy pokazywały jej bezsens. Ten, jeszcze bardziej niż tamte, jest głębszy i bardziej przewrotny w pewnym sensie. W gruncie rzeczy jest mocnym głosem za tradycyjnymi wartościami i ich aktywną obroną przeciw anarchii, nihilizmowi i nienawiści. Tak go rozumiem. U Tarrantina każdy trup jest potrzebny i ważny. To nie jest epatowanie przemocą czy głupi film akcji w stylu "zabili go ale uciekł" z motywem zemsty czy bez. W tym filmie widzimy że nie przemoc jest problemem ale zło - nienawiść i agresja. Przemoc bywa dobra i uzasadniona.
  • Jak napisałem - nie mam pamięci do tytułów. Być może kiedyś widziałem ten film. Sądząc z recenzji rzeczywiście można dostrzec pewne podobieństwo sposobu narracji z tym Tarrantino. Fabuła nie jest bez znaczenia, ale jest tylko tworzywem - tłem i podstawą głębszej opowieści nie wypowiedzianej wprost. Czy jednak tak nie jest z wszystkimi dziełami "ponadczasowymi". Chodzi o odkrycie sensu - istoty zdarzeń a nie tylko o fakty - opowiadanie historii.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.