Skip to content

Z przygód wojny trzydziestoletniej

245

Komentarz

  • edytowano July 2019
    image
    Podivejte, jak blisko z Turcji było do Wiednia
    Stan Europy na końcu wojny 30 letniej
  • imageimage
    Straty w ludności
  • Czyli po prostu szło o to, by wytłuc Czechów, Polaków, Pomorzan i Łużyczan? Kto by się tego spodziewał od Niemców...
  • i Francuzów z Frank-furtu
  • edytowano July 2019
    Podziwu godna jest niemiecka konsekwencja i widzę że znacznie starsza niż Prusy. Jak coś zaczną to zrealizują. Znaczy czasem nie udaje im się do końca bo sił im braknie na całkowite zamknięcie sprawy albo ktoś z zewnątrz ich zatrzymuje. Rozumiem że postanowili sobie że w tej wojnie musi wygrać całkowicie jedna ze stron. Całkowicie znaczy wymordowując drugą. I tak konsekwentnie robili 30 lat. Prawie im się udało. Sporo wcześniej postanowili że Wieleci i Prusowie mają zostać Niemcami. To im się udało. Część wymordowali, a część zgermanizowali. Ani jeden się nie ostał. Z Polakami próbują już ponad 1.000 lat i wciąż im się chce.
  • Jednym z wielu skutków tej wojny była dalsza germanizacja Drzewian Połabskich z Wendlandu. Język przetrwał jeszcze do końca XVIII wieku. W spisach pruskich z XIX wieku część mieszkańców podała narodowość Wendisch tj. Zachodni Słowianin. Co ciekawe w dzisiejszych czasach w pewnym stopniu odradza się zainteresowanie słowiańską przeszłością. Poniżej kilka linków dotyczących stowarzyszenia przyjaciele Słowian z Wendlandu i ich kontaktów z łużycką Domowiną. W jednym z linków autor pisze o osobach zainteresowanych słowiańską przeszłością Wendlandu i potomkach Drzewian.

    https://www.domowina.de/pl/doniesienia-prasowe/blog/38af516a0a922b66c6490d4d48d6c2fc/?tx_news_pi1[news]=1121&tx_news_pi1[controller]=News&tx_news_pi1[action]=detail

    https://www.luechow-wendland.de/desktopdefault.aspx/tabid-255/173_read-4949/

    https://triglav.com.pl/blog/106-slowianie-w-niemczech-razem.html

    https://www.elbe505.de/orte-kultur/das-erbe-der-vorfahren-der-wendische-freundes-und-arbeitskreis
  • A, przypomniałem sobie, czemuż Habsburg Hiszpański wypłacił ubogim krewnym z Widnia ów milijończyk ełro. Niby żaden pieniądz, ale w końcu zawsze szkoda.

    Ovaj, jako załącznik do braterskiej ugody, Habsburg Austriacki przekazał Hiszpańskiemu Alzację. Dzięki temu ten miał bliżej do buntowszczików z Niderlandów, do których miał żal o to, że nie dość bałdzo miłują jego pokojową opukację.

    Jako że właśnie zmarł Rutger Hauer, pozwolę sobie wkleić trailer z jego filmikiem. Od razu zrobię spoiler, że na cały film szkoda czasu, ale trailer warto obeźrzeć bez kozery pięć razy!



    Dziś nowego odcinka nie będzie, ale niemniejszym awizuję, że następny odcinek będzie o krótkiej zwycięskiej wojence o księstwo Julich-Klewe-Berg, która sama w sobie miała potencjał na rozhajcowanie wojny ełropejskiej. Dafuq? - zakrzyknie uważny czytelnik, cóż to takego, owo Julich-Klewe-Berg, pierwsze słyszę, pewnie jakieś nudy będą. Nudy będą, ale dodam tylko że kerownik danego księstwa mieszkań w Dusseldorfie, co mniej-więcej pozwoli Koleżęstwu znaleźć je na małpie.
  • edytowano August 2019
    Noji, jako się rzekło, będzie dziś parę słów o wojnie sukcesyjnej o połączone województwa Julich-Klewe-Berg.

    https://pl.wikipedia.org/wiki/Zjednoczone_Księstwa_Jülich-Kleve-Berg

    A tu na małpce je widać:

    image

    Zwróćcie zwłaszcza uwagę na Hrabstwo Deutsche Mark, po prawej od Bergu.

    Czemu piszę "województwa" zamiast "księstwa"? Ano, trochę z błazenady, ale nie do końca. Ovaj, jak wiemy w dawnych czasach był w Rajchu systemat feodalny, co powodowało że każdy miał jakiś tytuł - albo król, albo książę albo hrabia. No w najgorszym razie "Freiherr", co znaczyło, że w zasadzie nikomu nie wolno dmuchać mu w kaszę. Tym niemniej na polskie "książę" tłomaczą się co najmniej trzy tytułu, a to "Furst", a to "Herzog" a to wreszcie "Prinz". Noji, "Herzog" to znaczy ściśle ten, za którym się ciągną. Kto? Woje. A więc wojewoda.

    No. Więc sobie rezydował zjednoczony wojewoda Jan Wilhelm, który niestety był mente captvs, a do tego bezdzietny. Zmarł w marcu 1609 roku. https://pl.wikipedia.org/wiki/Jan_Wilhelm_(książę_Kleve,_Jülich_i_Bergu)

    Cóż byo robić? Jako że miał cztery zamężne siostry, każda poszła do swojego męża i dalejże mu klarować: "Weź stary rusz się, skołuj mie JKB, tu jest naprawdę hajsu moc, nawtranżalamy się za wszystkie czasy, tak?"

    Tych mężów było czterech do wyboru:
    a) palant z Palatynatu-Zweibrucken -
    b) palant z Palatynatu-Neuburg - https://pl.wikipedia.org/wiki/Wolfgang_Wilhelm_Wittelsbach_(Pfalz-Neuburg)
    c) elektron Brandenburski - https://pl.wikipedia.org/wiki/Jan_Zygmunt_Hohenzollern
    d) Jeden hrabia co psy obrabia, i był mężem czwartej z tych sióstr, ale przynajmniej katol.

    W zasadzie w takiej sytuacji cysorz powinien orzec, kto będzie rządził danym terenem, ale jakoś mu śpieszno nie było, wolał poczekać aż się wyklaruje co i jak, poczem uznać tego, kto i tak wygra. Na początek ogłosił w JKB regencję z udziałem nieutulonej w żalu wdowy. To z pewną rezerwą przyjęli Brandenburczyk i Neuburczyk, którzy podzielili JKB na dwie nierówne połowy i ogłosili rząd tymczasowy.

    Temat ten interesował w zasadzie wszystkich dookoła, gdyż sąsiadami JKB byli, co może frappować: Francja, Hiszpania i Niderlandy.

    Francja miała wtedy krura Henryka IV (tego, dla którego Paryżewo warte było mszy (w sensie, papistowskiej)), który uważał, że jest potęgą na krzywej wznoszącej, a zaś Hiszpania - opadającej, więc warto im nie pomagać, a wręcz nogę podstawiać. Ważne dlań było, żeby JKB nie wpadło w hiszpańskie ręce, bo łatwiej im będzie wodzić wojsko z Brabancji, przez JKB i Alzację do Hiszpanii właściwej.

    Hiszpania niby daleko, ale rządziła w południowych Niderlandach, na nasze to z grubsza Belgia. Ważne było utrzymanie tamże stanowczego stanowiska.

    Niderlandy zaś były trochę na północ, i im byłoby bałdzo nie na rękę, gdyby JKB trafiło w ręce jakiegoś konkretniejszego katola, bo to zawsze śmierdzi Hiszpanią. Wszelako, nie mogły się zbyt bałdzo angażować w temacie wojny sukcesyjnej, żeby nie wyszło, że łamią 12-letni rozejm, który akurat dla Niderlandów był korzystny.

    Tak tedy rozstawione są klocki dość konkretnie, połowa Europy zaangażowana jest mentalnie w wojnę sukcesyjną po książęciu Julich-Klewe-Berg, który, zapomniałem dodać, nie miał zbytnio głowy do egzekwowania w swych włościach zasady "cuius regio eius religio", znanej od czasów pokoju augsburskiego, tak więc były sobie w JKB gminy katolickie burta w burtę z ewangelickimi, a między nimi czasem nawet tfu tfu reformowane.

    Chwilę i czas poczuł znany nam już Chrystian z Anhaltu, który jak można przysrać katolom i Habsburgom to zawsze pierwszy. Na koń wyskoczył i udał się do Paryżewa, gdzie wyłożył Henrykowi nr 4 wyjątkowość sytuacji, w której się znajduje. I tak jakoś wyjszło, że antykatolicyzm Chrystiana zgrał się z antyhiszpańskością Henryka i wybitny ten monarcha już generalnie zaczął na koń wyskakiwać, żeby złomotać JKB i któż wie, cóż by się działo, jaka by wokół niego wojna rozgorzała, gdyby nie to, że niejaki Rawajak postanowił swojemu krurowi z bożey łaski stanowczo sprzedać śledzia.

    Francja odpadła więc z tematu; Brandenburgia też nie mogła się zajmować mocniej, gdyż tamtejszy elektron właśnie z hetmanem Żółkiewskim dobywał Moskwy. Tak więc swoje zrobili Holendrzy z księciem Maurycym Denassów i Hiszpanie; pozajmowali co ważniejsze twierdze i po paru latach doszło do pokojowego rozbioru krainy. Księstwa Julich i Berg trafiły do hrabiego palatyna Wolfganga Wilhelma Neuburskiego, a zaś reszta czyli księstwo Klewe i hrabstwo Deutsche Mark - do elektora braniborskiego, Jerzego Wilhelma. Hiszpanie zajęli kilkadziesiąt miejscowości i trzy przeprawy na wiecznym Renie, a Holendrzy twierdzę Julich. Zgodnie z traktatem pokojowym, Hiszpanie i Holendrzy mieli się niezwłocznie wycofać, ale jakoś omieszkali.

    Historia ta jest dla mnie znakomitą, bo o wiele oczywiście przegapiłem wiele istotnych szczegółów, to chciałem ja pokreślić, za panem Herfriedem, jakiż był w ów czas rozum potyliczny w Rajchu i wogle w Ełropie. Zamiast się napieprzać jak głupi, wszystkie strony wojujące trochę się kontrolnie potłukły, ale ostatecznie stwierdziły że lepszy jest kompromis, szacunek i budowanie. Też ciekawe jest, no, byłoby, okazanie, jak bałdzo to co dany działacz zrobi wynika z palety możliwości, jaką dysponuje. Jak bardzo ograniczony jest od prawa i lewa, że może zrobić tylko to co zrobić się da.

    I jeszcze jedno ciekawem jest; to mianowicie, że księstwo JKB ood razu na pół podzielili Neuburczyk i Brandenburczyk i mimo że fortuna w skokach chyża tych wywyższała, tych poniżała, to jednak aż po kres wojny 30-letniej już tak w sumie zostało.

    A, zapomniałem dodać, że Wolfgang Wilhelm przeszedł z czasem na Wiarę Świętą, a Jerzy Wilhelm na plugawe kacerstwo kalwińskie.
  • Czy można mieć zaufanie do autora map, na których jest Trewir i Münster?
  • Jeśli już to bardzo niewielkie.
  • Jeszcze przepomniałem o roli Saksonii w tej wojnie o JKB wyłożyć. Otóż, elektron saski Chrystian II zgłosił się do cysorza z takim oto podaniem, że ażeby zażegnać spór nad dolnym Renem, to on sam to księstwo JKB przejmie, w końcu da radę. Cysorz mówi: Nu jak dasz radę, to bierz.

    Na co tenże Krystian, z wyznania lutrzyk, zgłosił się do Ligi Katolickiej i zdaje się nawet deklarację członkowską podpisał. Przeraził tym Maksymiliana Bawarskiego, który jak dotąd był jedynym poważnym księciuniem w tej zbieraninie. Przeraził też klechów, bo się okazało, że na szybką zwycięską wojenkę o sukcesję JKB potrzebna jest gotowizna, i to oni by mieli z funduszy kościelnych wykładać.

    Więc i ta sprawa zakończyła się wesołym oberkiem.
  • edytowano August 2019
    Rozumiem że Kolega tu sugeruje że bałagan jest zbawienny. Zbawienny bo uniemożliwia radykalizm zbytni i zmusza do działań połowicznych ale skutecznych. Zmusza do trwałych prowizorek, egzotycznych sojuszy, znoszenia niewygody, nielogiczności i niespójności rozwiązań. W sumie zaś pokój zapewnia i od kardynalnych błędów chroni. No i otwiera mnie Kolega oczy na fakt że osławiony niemiecki porządek to jest rzecz świeża, niebezpieczna i szkodliwa, a wręcz zabójcza.
  • Mnie zaś oczęta otworzyły się na okoliczność, że dla Niemców konieczność kręcenia sojuszy z piasku, szukania koalicjantów wśród wrogów i znajdowania ścieżki wśród dziwacznych wariantów - to norma, oni tak pińcet lat sprawy załatwiali. I to jest sposób załatwiania spraw w Wujni. Dogadamy się z Francuzami w sprawie dyrektywy o krzywiźnie banana, a w zamian Duńczycy zablokują Nordstream 2. Elementarne, ale trzeba się z tym oswoić.
  • edytowano August 2019
    Mhm!? Czy czasem JarKacz nie doszedł do tego samego wniosku jakiś czas temu i dokonał rekonstrukcji rządu? Zrekonstruował go gdyż poprzedni był z nieco innej bardziej konfrontacyjnej rzeczywistości, a sił na konfrontację trochę za mało no i jak Kolega zauważą ona kosztowna jest. A Tusk tego nie zrozumiał i to on jest anachroniczny a nie Jarkacz. Jest anachroniczny bo postępuje jak klasyczny zdrajec w kraju mniejszym na rzecz sąsiedniej monarchii absolutnej. A tej zwyczajnie nie ma i takiego palanta unijna złożona zbieranina nie potrzebuje.
  • Tak, też mam wrażenie, że Wielki Manitou ze swoim legendarnym zmysłem do tworzenia sobie możliwości działania w dziwacznych układach koalicyjnych, może się okazać wielkim wodzem Polski i Polaków w dzisiejszej Wujni, w której już jest jasne np., że pani Wonderlajn ma wobec Matołuszka dług wdzięczonści i nie za bałdzo może fiknąć.
  • edytowano August 2019
    No na spłacie długów wdzięczności za bardzo bym nie polegał. Jak Kolega sam relacjonuje taki model działania państwa, jeśli możemy tamte Niemcy i UE uznać za coś w rodzaju państwa, produkuje bardzo chwiejne i nietrwałe rozwiązania i równowagi. Zaleta jest taka że produkuje je, ma wbudowany taki mechanizm autoregulacji. Wada jest taka że nic nie jest pewne, ustalone na długo i trwałe. Ten mechanizm wymaga stałego zaangażowania, nieustannych negocjacji i gry, nacisków i oporu. To drogi mechanizm. Rozwiązania są pracochłonne i kosztowne.

    Nieco już zapomniana ciocia psor Jadzia nazywa to z lubością mechanizmem czy społeczeństwem sieciowym. Intelektualistom, przynajmniej we własnej ocenie intelektualistom, zdaje się że są predystynowani do rządzenia w takich mechanizmach i są w nich mistrzami. Gówno prawda. Najlepsi są w tym tacy co kierują się intuicją i doświadczeniem. Proste chłopy są w tym lepsze niż psory i redachtory. Tak jest bo to nie jest oparte na wiedzy i nauce, nie głównie na nich. To jest nieustanna metoda drobnych prób i błędów. Trudno o jakiekolwiek analogie bo wszystko jest zmienne i nietypowe. Tak naprawdę żadnego rozwiązania się nie powtarza i nie da się powtórzyć. Zobaczymy czy osławione "Big Data" i inne takie coś w tym zmienią.
  • edytowano August 2019
    Fozzie logic (prawo do błędów zarezerwowane umyślnie)
  • edytowano August 2019
    No proszę. Na wszystko znajdzie się teoria. Znaczy wszystko lub prawie wszystko jest już zbadane i opisane. Nic dziwnego skoro historia jest już tak długa, a historia opisana ma kilka tysięcy lat. Dziwić może tylko to że tak długo i z taką determinacją ludzie szukają i wdrażają rozwiązania zakładające pełen determinizm.
  • Oczywiście, że nie ma determinizmu - i na przykładzie tych wydarzeń, com je vide svpra opisał, jest to aż szokująco widoczne.

    Musieli Persowie zaatakować od tylca Osmanów? Bo ja wiem, pewnie nie musieli. Musiał zasztyletować Rawajak Henryka IV? Twierdził, że musiał, no ale mogło mu się nie udać - wtedyby cały ambaras sukcesyjny wokół JKB nabrał zupełnie innej dynamiki międzynarodowej. Musiał Fryderyk V organizować Unię Protestancką? Nie musiał, ale był raptus, miał misję od Boga i judził go Chrystian z Anhaltu, który przy okazji judził też Henryka IV. Nie musiał za to jeździć do Pragi i lobbować za wyborem Freda na krura czechickiego. Musiał elektor saski być pijakiem i nie ogarniać tematów? Pewnie nie musiał, ale był. Musiał cysorz Maciej być dziadem i dać się posunąć kuzynkowi? Bo ja wiem? Może i nie musiał, ale jak już się dał posunąć, to kard. Klesl musiał się na margines życia odsunąć. Musiał Max bawarski być max gościem i wszystkich umieć wymanewrować? No, powiedzmy sobie szczerze, nie musiał.

    Jest tu tyle nie-musów, które wynikają li tylko z czyichś osobistych przewag lub dziadostw, że mie osobiście kręci się od tego w głowiznie, tak?
  • Nualesz pszypadkię sie to tak nie złożeło gdysz kompinacjów zaposiadywamy tukej wiency nisz wew ewoluncji gupiej ameby. Bo cusz umi ameba? Wystawieć nuszkie wew lewo, wystawieć nuszkie wew prawo.

    A takisz dany i potę skonsomowany Rawajak muk osobisto pszez pińć dni zrobieć wiency kompinacji warjactwa (o wielesz beł waryjatem) nisz amebi rud pszes pińć milijonów lat zes temy nuszkamy.

    A skorosz nie milijardy pszypadków tedysz ktuś to zaplanoweł

    Czelisz znowusz kalwinis
  • Szturmowiec.Rzplitej napisal(a):
    Mnie zaś oczęta otworzyły się na okoliczność, że dla Niemców konieczność kręcenia sojuszy z piasku, szukania koalicjantów wśród wrogów i znajdowania ścieżki wśród dziwacznych wariantów - to norma, oni tak pińcet lat sprawy załatwiali. I to jest sposób załatwiania spraw w Wujni. Dogadamy się z Francuzami w sprawie dyrektywy o krzywiźnie banana, a w zamian Duńczycy zablokują Nordstream 2. Elementarne, ale trzeba się z tym oswoić.
    Jeszcze wrócę do mechanizmów Wujni. No nie bardzo mogę się zgodzić że to takie ucieranie się interesów i samoograniczanie. Raczej idzie w zupełnie innym kierunku. Nie tylko w Wujni zresztą.

    W Wujni mamy do czynienia z ofensywą lewicowo-liberalnego totalitaryzmu. Jego główne przejawy to silny i dominujący nadal w PE, zobaczymy czy też w nowej KE, nurt federalistyczny a w istocie imperialny. Ten imperializm nie ma na razie charakteru militarnego tylko kulturowy i ideologiczny. Coraz bardziej jasne jest że ten nurt nie ma zamiaru iść na żadne kompromisy i akceptować jakiejkolwiek różnorodności. Na razie w sprawach kulturowych i ideologicznych własnie i wprowadza to brutalnie do praw i egzekwuje sądowo i administracyjnie stosując agresję medialną i ekonomiczną. To bardziej przypomina Sowiety z RWPG i Układem Warszawskim w warstwie politycznej niż Niemcy cesarskie. Współczesne Niemcy to o wiele bardziej Prusy niż tamto cesarstwo.

    Nasz największy sojusznik i chwilowa, podkreślam że ważna ale chwilowa, podpora czyli USA to dość typowe imperium. Wewnętrznie też ulega stopniowo totalitaryzmowi liberalno-lewicowemu ostatnio coraz bardziej tęczowemu. No i narzuca te ideologie całemu światu w przedziwnej mieszance z od dawna obecnym skrajnym filosemityzmem.

    Przypomnę też że od kilku dziesiątków lat najskuteczniejszym modelem społeczno - gospodarczym na świecie jest kapitalizm państwowy w chińskiej odmianie, a nie żadne demokracje, sieci czy permanentne procesy uzgodnień interesów i działań.
  • Szturmowiec.Rzplitej napisal(a):
    est tu tyle nie-musów, które wynikają li tylko z czyichś osobistych przewag lub dziadostw, że mie osobiście kręci się od tego w głowiznie, tak?
    Czyli słusznie czyni mesje Putę, jego kagiebe, gazpromy i co tam mają powiązanego, że łożą fest hajs w "lobbing" i (chyba) bardziej niż konkurencja rozkminiając różnych liderów pod kątem osobowościowym. W tym jest klucz do szturkania z posad bryły świata.
  • natenczas napisal(a):
    Szturmowiec.Rzplitej napisal(a):
    est tu tyle nie-musów, które wynikają li tylko z czyichś osobistych przewag lub dziadostw, że mie osobiście kręci się od tego w głowiznie, tak?
    Czyli słusznie czyni mesje Putę, jego kagiebe, gazpromy i co tam mają powiązanego, że łożą fest hajs w "lobbing" i (chyba) bardziej niż konkurencja rozkminiając różnych liderów pod kątem osobowościowym. W tym jest klucz do szturkania z posad bryły świata.
    No raczej.
    Wogle taysze radzieccy są doświadczeni w kręceniu bicza z hovna i to za pieniądze ofiary.

  • Dobrze, że zatytułowałem wątas "Z przygód...", bo daje mie to szansę na niepełne opowiedzenie wszystkich szczegółów wszystkiego. Nu, wszelako, od nadmiaru faktów już się mię głowizna wirulentnie zwirowała i proszę nie mieć żalu.pl, jeśli coś tam ominę, co dla każdego herstoryka jest oczywistym punktem zwrotny, a najważniejszą bitwą w danej fazie wojny. Ale będę się starał.

    Pan Herfried oszczędnie hospodaruje datami, także więc nie bałdzo wiem, kedy to Hiszpanie urządzili zamaszek stanu we Widniu i osadzili kard. Klesla w ciemnicy. Sprawdzę więc w Łajce...
    Za sprawą arcyksiążąt Ferdynanda i Maksymiliana został 20 lipca 1618 aresztowany i przewieziony do Tyrolu. Po pobycie w zamku Ambras, a potem w Innsbrucku, został osadzony w opactwie St. Georgenberg. 21 października 1622 wyjechał do Rzymu. W 1627 objął ponownie rządy w diecezji wiedeńskiej.
    No cudownie, przynajmniej wiem już że nie zdech w tej ciemnicy jak jakiś Epsztajn.

    Wsio taki był to człowień na poziomie i widział problematyczność problemów, z którymi przychodziło mu się zmagać na zlecenie cysorza Macieja. Ovaj, prywatnie wiedział on dobrze, że buntowniczość i niesnaski u Czechitów biorą się z ich plugawej kacerskiej wiary. Wszelako miał jasność, że jeśli tak postawi sprawę, to wznieci bulwers u wszystkich protestantów w Rajchu, a po co mu to? Więc robił propagandę, że jacy to źli ludzie mieszczanie prażanie, żeby panu swemu, wielkiemu cysorzowi stroić takie fochy, mimo że onże osobiście im podpisał kwita w 1609, że se mogą w protestanckie gusła wierzyć. Krótko mówiący, starał się przenieść eksent z problemów religijnych na problemy natury społecznej, że wicie panowie kawalerowie, jakiż ja tu mam ambaras z mieszczanami prażanami, a zważajcie, żeby w waszych tam księstwach czy hrabstwach do podobnych nieporządków nie doszło, bo z mieszczanami zawsze sprawa krucha a chybotliwa.

    No więc, jako się rzekło cysorz Rudolf 2 wydał list majestatyczny, który poniżej reprodukuję:

    image

    Jeśli macie lupkie, to ze zaskoczeniem zauważycie, że tenże list zaczyna się słowy: My Rudolf Drugi z Bożej Miłości Voleny Rzymsky Czysarz... a więc po pierwsze pisał dany Rudolf do Czechitów po czechicku, a po drugie po czechicku słowo cysorz pisało się przez cz i er-zet, a nie jakieś śmieszne literki z ptaszkami, tfu.No, gront że jim zezwala na różne tam heretyctwa i nie będzie za byle gówno konfiskował ziemi. Przy okazji wyszło na jaw, że w 1575 Czechici zorganizowali se kościół narodowy:
    W 1575 czescy luteranie, nowoutrakwiści i bracia czescy powołali wspólne wyznanie wiary zwane czeską konfesją. Podstawą konfesji były poglądy husytów, ale uwzględniono także postulaty luteran i braci czeskich. Starano się przy tym omijać kwestie teologiczne, a skupiono się na sprawach organizacyjnych. Nowym wyznaniem miał kierować konsystorz, który miał podlegać nadzorowi stanów ziemskich za pośrednictwem wybieranych defensorów.
    Niezłe, przyznacie, a więc zostali takimi anglikanami, którzy nawet nie muszą się królowej kłaniać, bo mają defesorów fidełesa. I to im Rudi klepnął. Klepnął też nieco później podobnego kwita odwiecznie polskiemu Śląskowi.

    Nu, tak czy śmak Klesl siedzi w ciemnicy, a bez niego jak bez ręki, toteż stosunkowo szybko (20.03.1619) dziadyga Maciej zmarł. Na jego miejsce wstawili Hiszpanie Ferdynanda II, który zresztą już od 1617 był krurem czeskim i to w wyniku jego polityki, którą streszczał "Wolę rządzić raczej pustynią niż krajem pełnym heretyków" doszło do wiadomej defenestracji. Zresztą, jak wiemy, ta dewiza nie do końca wyszła, bo pod koniec wojny miał i pustynię, i kraj pełen heretyków, no ale to inna sprawa.

    I teraz dynamika zdarzeń jest kurka niezła, bo jednocześnie obie strony szukają wsparcia u znajomych, Ferdi musi ogarnąć sprawę wyborów na cysorza, a do tego trzeba zbierać siły na zamiary wojenne.

    Ze wsparciem po stronie Czechitów było krucho, bo rozesłali parlamentariuszy tu i tam, i tylko Holendrzy przyznali zapomogę 25.000 euro miesięcznie, a i to tylko w okresie działań wojennych. Zawsze coś, ale cysorz był lepszy, bo wychodził u papieża 300.000 euro (U PAPIEŻA! Wyobrażacie sobie, że papież nie tylko łoił hajs, ale też niektórym, zwłaszcza Niemcom, czasem dawał???), a Liga katolicka 200.000. Hiszpanie zaoferowali pomoc dużą, też w setkach tysięcy euro (u nich niezły szpas, bo 1/4 budżetu mieli z amerykańskiego srebra, a i tak obcierali się o bankructwo od czasu do czasu, no ale przepływy mieli fest); do tego dorzucali wsparcie w naturze, zaczęli mobilizować wojska od Hiszpanii i Portugalii, przez Obie Sycylie aż po Belgię, no, mieli chłopy gest. Hiszpanom bałdzo zależało, bo uważali, że jeśli upadnie władztwo tych szmondaków z Widnia w Czechistanie, to im bałdzo pogorszy się sytuacja w Niderlandach, gdzie niby z heretykami z północy mieli 12-letni rozejm, no ale przecie tak trzeba manewrować, żeby pod koniec rozejmu być raczej na lepszej niż na gorszej pozycji.

    Czechici postanowili więc wziąć sprawę w swoje ręce i powołali Confoederatio Bohemica, do którego akces zgłosiły Morawy, odwiecznie polskie Szląsko i obie Łużyce, Górne i Dolne. Górna i Dolna Austria też się chciały zapisać, ale im cysorz nie pozwolił, i tak już zostało.

    Wogle, wojna czesko-austriacka miała być jakby powtórką wojny holendersko-hiszpańskiej, bo z grubsza o to samo szło: protestanccy mieszczanie fikają swoim katolickim władcom, więc urządzają grube rozruchy. Holendrzy mieli pecha, bo stanęli oko w oko z największym światowym moczarstwem, ale też wykazali się ogromną ofiarnością i dobrym zorganizowaniem. Wytrzepali tyle hajsu, że stać ich było na przeprowadzenie rewolucji w organizacji armii, która dopotąd opierała się na pospolitym ruszeniu albo, jak to we Włochach bywało, zaciężnych kondotierach, z którymi nigdy nie wiadomo kiedy i kogo zdradzą. Powstały armie zawodowe, w miarę stałe, dobrze wyćwiczone i wyposażone. Przewagą Niderlandów było to, że były strasznie bogate, więc jakoś im się udało temat ogarnąć. Czechici aż tak bogaci nie byli, nadto z zaskoczeniem dowiedzieli się, że stają nie p-ko frajerszczakom z Widnia, ale całej hiszpańskiej machinie wojennej, ale o tem potem.

    Tagwięc, we Frankfurcie (nad Menem) odbyło się głosiowanie na cysorza. Rzecz się odbyła 28 sierpnia 1619 r. i było o tyle nieprzyjemnie, że już 18 sierpnia tegoż roku sejmas czechicki zatrzyknął trzykrotnie "Nie ma Mikołaja!" - niby słusznie, gdyż był to dopiero sierpień i na następce wybrał sobie Fryderyka V, znanego nam już palanta z Palatynatu.

    Samo głosiowanie było trochę jak ta scena wyboru krura piratów w "Piratach z Karaibów". Jako pierwszy kandydatury zaproponował biskup książę elektron z Trewiru, a mianowicie Ferdynanda, arcyksięcia Albrechta Habsburga (z zawodu namiestnik Niderlandów Hiszpańskich) i jeszcze księciunia Maxymiliana bawarskiego, niech ma trochę fejmu. Po namyśle oddał jednak głoś rozsądku na Ferdynanda. Po nim głosiował biskup Kolonii, który opiwszy się wody kolońskiej rzucił, że jego miły brat Maksio właśnie do niego dzwonił, że nie przyjmuje kandydatury, więc co robić, głosiuje na Ferda. Według regulaminu powinien był teraz zagłosiować krur czeski, ale z jakiegoś powodu kerownik poprosił o głosiowanie przedstawicieli Palatynatu. Tamtejszy graf zaproponował aż sześć kandydatur, a to Christiana IV z Danii, a to Jana Jerzego z Saksonii, grzecznościowo Ferdynanda, Albrechta i Maksymiliana, a na dokładkę Karola Emanuela sabaudzkiego. Na koniec, żeby namieszać w szykach katolom oddał głoś na Maxa Bawarskiego, niezłe co? Ale że Max zdążył się wycofać, numer nie wyszedł. Elektron saski zagłosiował na Ferdynanda, brandenburski pomarudził i też na Ferdynanda dał głos. Poczem biskup Trewiru - też na Ferdynanda. Ferdynand potem wstał i powiedział, że jako krur czeski głosiuje na siebie.

    Na koniec, ażeby okazać ostateczną klęskę polityki Palatynatu, graf tamtejszy wstał i powiedział, że dla zgody, szacunku i budowania, po namyśle też zagłosiuje na Ferdka.Wybór był więc jednogłośny.
  • Ja się zastanawiam tylko, czy była jakaś nacja, która wtedy nie skopała tyłków braciom Niemcom. Byli Portugalczycy?
  • Kolegi relacje cieszą mnie również dlatego że moje przeczucia dawniej tu wyrażane potwierdzają. Takie mianowicie że Czesi to Niemce tylko po słowiańsku gadają. Może oni nawet bardziej Niemce niż Bawarczycy? No i do tego to takie tradycyjne Niemce przedpruskie bo się pod cesarzem z Widnia ostali. No z każdym się dogadają, elastyczni są jak guma, bić im się nie chce, a poglądy jeśli jakieś mają to niefanatycznie są do nich przywiązani. No i oczywiście wszystkich nie lubią, ale się zgodzą byle na ich podwórku za bardzo nie mieszali.
  • Obecni Czesi mają mało wspólnego z tymi średniowiecznymi. Wojownicze to było. Rządzili handlem niewolnikami w regionie. Ale nie mieli swojego kleru - tylko niemiecki. A po wojnach husyckich to nie mieli też swojej szlachty.
  • Dzisiejsi Czesi to potomkowie tanecznych włościan. Podobnie jak współcześni Polacy. Kosiarka do trawników tam chodziła wcześniej, a u nas później i skończyła niedawno. Jeśli popatrzeć na preferencje wyborcze współczesnego elektoratu nadwiślańskiego, jego mientkosc i niechęć do jakiegokolwiek radykalizmu, to widać że w setach mamy 1:1
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.