Skip to content

Wieś i miasto

loslos
edytowano September 2019 w Forum ogólne
Polacy są ze wsi ale mieszkają w mieście. Ma to ten skutek, że nie znają zasad czyniących życie możliwym w ich otoczeniu i istotnie miasto polskie nierzadko jest miastem z sennego koszmaru.

Jak w jednym zdaniu podsumować różnicę między chłopem a miastowym? Chłop żyje z majątku a miastowy z wiedzy. Miedzy wielkością gospodarstwa a poziomem życia chłopa relacja jest niemal deterministyczna. W mieście majątek ma znaczenie mniejsze, bo nie zawsze pracuje na utrzymanie właściciela. Kamienica może przynosić dochód ale nie każdy będzie kamienicznikiem (a gospodarstwo powinien mieć każdy chłop). Można żyć z oszczędności ale kiedyś się one skończą, jak nie w tym, to w przyszłym pokoleniu. Miastowi żyją z pracy ale inaczej niż na wsi jest ona opłacana w sposób bardzo zróżnicowany, stukrotna różnica nie jest czymś dziwnym. Polacy myślą jak chłopi - są chciwi ponad potrzebę a lekceważą konieczność podnoszenia kwalifikacji, choć oczywiście się to zmienia - każdy w końcu zauważa rzeczy oczywiste.

Wiecie ile czasu trwa interview w Londynie? Kilkanaście godzin. Jak pomyśleć to nic dziwnego, etat to prawie małżeństwo. Kiedy opowiadam to w Polsce, zawsze spotykam się z niedowierzaniem. W Polsce też przyjmowałem ludzi do pracy i nie zauważyłem wyraźnej procedury na interview, chyba najważniejszym kryterium jest towarzyskie - jeśli Franek polecił a Zenek poparł, to jak facet nie pobije przyszłych przełożonych, to pracę ma.

Cholernie mało tej wody w polskich rurach płynie.
«134

Komentarz

  • Trudno się dziwić, że w sytuacji, gdy zasadniczym kryterium dystrybucji etatów jest to towarzyskie, ludzie starają się temu nie poddawać, nawet kosztem braku możliwości rozwinięcia skrzydeł. Duch ponad materią.
  • extraneus napisal(a):
    Trudno się dziwić, że w sytuacji, gdy zasadniczym kryterium dystrybucji etatów jest to towarzyskie, ludzie starają się temu nie poddawać, nawet kosztem braku możliwości rozwinięcia skrzydeł.
    ?

    Moje doświadczenie jest takie, że się dostosowują. Człowiek tak ma.

  • Kilkupokoleniowi mieszczanie zakumulowali nadwyżkę pozwalającą przetrwać okres dekoniunktury, to raz.
    Potrafią zmniejszyć swoje oczekiwania płacowe oraz godzą się na czasowe zmniejszenie dochodów aby podnieść swoje kwalifikacje lub się kompletnie przekwalifikować, to dwa.
    Skostniałe struktury społeczne występują wszędzie, to nie tylko nasza specjalność.
  • To już pan Roman załwarzył, że u nasz na odcinku wieś/miasto słabe są stosunki:

    gdy oświecony ogół krajów zachodnich, rosnąc szybko w liczbę w ostatniem stuleciu, przyjmował kulturę mieszczańską, kulturę pracy, zabiegów, wysiłków i obowiązków, u nas ta sama warstwa przyjęła kulturę wielkoszlachecką, kulturę nieobowiązkowości, używania, a jeszcze więcej popisywania się, wywyższania i t. d. Tą kulturą po dziś dzień żyjemy: ludzie, najciężej zarabiający na chleb, gdy im się powodzi, starają się u nas dociągać zaraz do typu wielkopańskiego; synowie zamożnych kupców, przemysłowców, a jeszcze więcej cieszących się dobrą praktyką lekarzy, adwokatów i t. d., zarówno z powierzchowności, jak i z pojęć, które im wpojono, robią wrażenie młodych hrabiów, dostatecznie przygotowanych do odziedziczenia dużej renty: ludzie robiący fortuny na zawijaniu pieprzu lub pisaniu skarg sądowych, tracą je potem, kupując dobra i t. d.
    Ja myślę, że w tym jest problem, że u nas nic nigdy nie było miejskie, że miasto nie jest dla nikogo żadnym punktem odniesienia.

    Jak to ujął praktyk: Na wsi picie było albo w niedzielę po mszy, albo po żniwach, ale na pełny regulator. W mieście - po pracy wstępowało się na piwko naprzeciwko, albo zaglądało do kieliszka, który miał 20 gram, dla odmiany - codziennie. Po wojnie, dzięki burzliwemu awansowi społecznemu udało się te dwa modele połączyć w harmonijnym splocie.
  • loslos
    edytowano September 2019
    Dla mieszczanina kwalifikacje są czymś takim co ziemia dla chłopa. Mieszczanin zarządza nimi i inwestuje, więc nawet zatrudniony na etacie jest przedsiębiorcą. To odnośnie sąsiedniego wątku.

    Lekarzy chłopi znali jeszcze przed wiekami, więc w Polsce są postrzegane kwalifikacje lekarza. Można jechać wiele wiorst do dobrego doktora mimo, że inny doktór jest w miasteczku obok.

    Kwalifikacje są też dostrzegane u informatyków, co pewnie wymusiła specyfika zawodu. Z innymi zawodami jest dużo gorzej lub całkiem źle. A najgorsze jest to, że kategoria kwalifikacji nie jest stosowana do menadżerów. Jak Józek polecił, Franek zostanie dyrektorem.
  • No ba, mój mąż jest z zawodu prezesem.
  • A znamy takiego, który jest z zawodu ministrem.
  • Czynownicy
    Nomenklatura
    Ruski. Duch. Ciągle żywy
  • Czy serio twierdzicie ze na Zachodzie kwalifikacje decydują o pozycji i awansie spolecznym oraz materialnym? Może kiedyś, moze czasem nadal ale czy to jest dominujące? O jakie konkretnie kwalifikacje chodzi? Jakie mają celebryci? Jakie dziedzice fortun?
  • edytowano September 2019
    Tym niemniej - nie widzę na to metody innej niż dać się temu stopniowo rozwijać przez jakie 50-100 lat. Wtedy raz że ludzie zauważą i zrozumieją czym się różni dobry kerownik od złego, dwa że przyjdzie AI i wszystko zeżre i problemy będziemy mieli jak u Dukaja w wątku sąsiednim.

    * Ba, widzę, że nie tylko wątek, ale i forum sąsiednie!
  • Jak ząb się zepsuje i już się do niczego nie nadaje, to wyrywamy go i zastępujemy sztucznym, jednak gorszym. Z inteligencją tak samo.

    O AI że przyjdzie i wszystko zeżre to słyszałem jako pachole. No cóż, reklama podstawą biznesu.
  • Nie ma żadnego AI.
  • los napisal(a):
    O AI że przyjdzie i wszystko zeżre to słyszałem jako pachole. No cóż, reklama podstawą biznesu.
    Pytanie ciekawe123, kto owe AI będzie programował i nadzorował poprawność ich działania?
    (Wyprzedzająco odpowiem: tak wiem singularity, więcej danych więc słabsze modele dają lepsze predykcje, itp)

  • Szturmowiec.Rzplitej napisal(a):
    To już pan Roman załwarzył, że u nasz na odcinku wieś/miasto słabe są stosunki:

    gdy oświecony ogół krajów zachodnich, rosnąc szybko w liczbę w ostatniem stuleciu, przyjmował kulturę mieszczańską, kulturę pracy, zabiegów, wysiłków i obowiązków, u nas ta sama warstwa przyjęła kulturę wielkoszlachecką, kulturę nieobowiązkowości, używania, a jeszcze więcej popisywania się, wywyższania i t. d. Tą kulturą po dziś dzień żyjemy: ludzie, najciężej zarabiający na chleb, gdy im się powodzi, starają się u nas dociągać zaraz do typu wielkopańskiego; synowie zamożnych kupców, przemysłowców, a jeszcze więcej cieszących się dobrą praktyką lekarzy, adwokatów i t. d., zarówno z powierzchowności, jak i z pojęć, które im wpojono, robią wrażenie młodych hrabiów, dostatecznie przygotowanych do odziedziczenia dużej renty: ludzie robiący fortuny na zawijaniu pieprzu lub pisaniu skarg sądowych, tracą je potem, kupując dobra i t. d.
    Ja myślę, że w tym jest problem, że u nas nic nigdy nie było miejskie, że miasto nie jest dla nikogo żadnym punktem odniesienia.
    Pan Roman sparodiował szlachtę a kąsumęt jego wzorem parodiuje miasto. Pan Roman opisał szlachtę w mieście a nie u siebie na zagrodzie. Co co można robić w mieście, jak się jest szlachcicem? Używać, popisywać się i wywyższać, normalna rzecz. Praca to jest w zaścianku. Polska szlachta była klasą zupełnie wyjątkową i całkowicie różną od szlachty zachodniej - ci byli po prostu wykidajłami króla jegomości. Polski szlachcic robił dokładnie to samo co zachodni mieszczanin - ciężko pracował a poza tym wiecował i politykował. A miał tę wyższość nad zachodnim mieszczaninem, że o ile mało który mieszczanin zarządzał wielkimi grupami ludzi, to praktycznie każdy szlachcic. Rzplita stała na szlachcie więc degeneracja szlachty była w stanie zabić Rzplitą. I rzeczywiście zabiła.
  • i tak przechodzimy do omówienia kondycji ludzkiej.
    czas sięgnąć po Biblję
  • ms.wygnaniec napisal(a):
    los napisal(a):
    O AI że przyjdzie i wszystko zeżre to słyszałem jako pachole. No cóż, reklama podstawą biznesu.
    Pytanie ciekawe123, kto owe AI będzie programował i nadzorował poprawność ich działania?
    (Wyprzedzająco odpowiem: tak wiem singularity, więcej danych więc słabsze modele dają lepsze predykcje, itp)

    Będzie to bez kozery pięć procent ludzi, które w ogóle ogarnią temat zagadnienia.
  • los napisal(a):
    O AI że przyjdzie i wszystko zeżre to słyszałem jako pachole. No cóż, reklama podstawą biznesu.
    Noji? Przychodzi i po kawałeczku zeżera. Doktór Pieterson nałcza, że już w tej chwili jakieś 10-15% luckości nie ma szans na pracę w US Army, bo są po prostu zbyt mało inteligentni. Jita krzywa roście i róść będzie.
  • No to dobrym pomysłem było zaszczepić etos szlachecki i mity, oczyszczone z deformacji, u chłopstwa przeniesionego do miast. To zrobiły elity które wywalczyły II RP i paradoksalnie w sposób ograniczony kontynuowali komuniści. Jasne że konieczne jest oczyszczenie z komunistycznych deformacji, ale chyba lepiej to kontynuować niż powielać schyłkowy Zachód co mu za chwilę wody zabraknie. Po 89-tym próbowano w sposób niezwykle prymitywny ten model zachodni implementować zachowując równocześnie komunistyczne złogi. Łatwo było bo złogi były, a sam Zachód był już przez komuchów mocno skażony. A gdzież tam jakieś kwalifikacje i pracowitość oraz mieszczańska powściągliwością w rozwydrzonym i roszczeniowym społeczeństwie dobrobytu?
  • loslos
    edytowano September 2019
    Niczego żadne AI nie zeżera. Dlaczego? Kuba wyjaśnił.

    Mam nawet wizualizację

    image

    When you’re fundraising, it’s AI. When you’re hiring, it’s ML. When you’re implementing, it’s logistic regression.
  • Szturmowiec.Rzplitej napisal(a):
    los napisal(a):
    O AI że przyjdzie i wszystko zeżre to słyszałem jako pachole. No cóż, reklama podstawą biznesu.
    Noji? Przychodzi i po kawałeczku zeżera. Doktór Pieterson nałcza, że już w tej chwili jakieś 10-15% luckości nie ma szans na pracę w US Army, bo są po prostu zbyt mało inteligentni. Jita krzywa roście i róść będzie.
    Powszechny pobór to wynalazek z początków XIX wieku, więc wracamy do sytuacji normalnej.

  • When you’re implementing, it’s logistic regression.
    O ile nie parę if-ów :)
  • ms.wygnaniec napisal(a):
    Szturmowiec.Rzplitej napisal(a):
    los napisal(a):
    O AI że przyjdzie i wszystko zeżre to słyszałem jako pachole. No cóż, reklama podstawą biznesu.
    Noji? Przychodzi i po kawałeczku zeżera. Doktór Pieterson nałcza, że już w tej chwili jakieś 10-15% luckości nie ma szans na pracę w US Army, bo są po prostu zbyt mało inteligentni. Jita krzywa roście i róść będzie.
    Powszechny pobór to wynalazek z początków XIX wieku, więc wracamy do sytuacji normalnej.



    Nu nu, jak widzę normą możemy nazwać tylko sytuację od wynalezienia podatków na armię przez Wallensteina do wynalezienia powszechnego poboru przez Napoleona.

    Definicja normy taka, że w historii luckości normą było tylko 200 lat, ale OK, niechaj i tak będzie.
  • Ignatz, może za mało precyzyjnie napisałem. Cała pisana historia człowieków do XIX wieku wskazuje, że militariowanie się było rozrywką nielicznych, sytuacja gdy walczą wszyscy była rodzajem zaburzenia (nawet jak Orda atakowała, to nieliczni walczyli a pozostali zamiast pomagać wiali lub się patrzyli).
    Jeżeli się mylę, to mnie oświeć.
  • edytowano September 2019
    Przecież nie dlatego, że wśród licznych nie było odpowiednio dużo wystarczająco inteligentnych, ale dlatego, że nieliczni uznali wojnę za ich tylko godną.
  • Szturmowiec.Rzplitej napisal(a):
    Definicja normy taka, że w historii luckości normą było tylko 200 lat, ale OK, niechaj i tak będzie.
    Norma wew historii luckości beła od: "Pambuk ulepieł człowieka zes prochu globusa ziemskiegusz" do "wzion japko i zeżar".

    Potym jusz ino rużni rodzaje degengeracji.


  • ms.wygnaniec napisal(a):
    Ignatz, może za mało precyzyjnie napisałem. Cała pisana historia człowieków do XIX wieku wskazuje, że militariowanie się było rozrywką nielicznych, sytuacja gdy walczą wszyscy była rodzajem zaburzenia (nawet jak Orda atakowała, to nieliczni walczyli a pozostali zamiast pomagać wiali lub się patrzyli).
    Jeżeli się mylę, to mnie oświeć.
    Tak, zgodzę się że wojowanie było rozrywką nielicznych, choć pewnie z zastrzeżeniami. Natomiast chciałbym trochę, z perspektywy prostego wiochmena, podnieść, że bardziej "normalnym" (o wiele to słowo cokolwiek znaczy) sposobem finansowania armii jest regularne becalen niż nieregularne tracenie całości majątku, a przy okazji często życia, nienaruszalności cielesnej i wolności seksualnej.
  • Szturmowiec.Rzplitej napisal(a):
    ms.wygnaniec napisal(a):
    Ignatz, może za mało precyzyjnie napisałem. Cała pisana historia człowieków do XIX wieku wskazuje, że militariowanie się było rozrywką nielicznych, sytuacja gdy walczą wszyscy była rodzajem zaburzenia (nawet jak Orda atakowała, to nieliczni walczyli a pozostali zamiast pomagać wiali lub się patrzyli).
    Jeżeli się mylę, to mnie oświeć.
    Tak, zgodzę się że wojowanie było rozrywką nielicznych, choć pewnie z zastrzeżeniami. Natomiast chciałbym trochę, z perspektywy prostego wiochmena, podnieść, że bardziej "normalnym" (o wiele to słowo cokolwiek znaczy) sposobem finansowania armii jest regularne becalen niż nieregularne tracenie całości majątku, a przy okazji często życia, nienaruszalności cielesnej i wolności seksualnej.
    Przedmiotem sporu był nie sposób finansowania armii ale czy te 10% zdatnych i przydatnych dla armii to dużo czy mało. W mojej ocenie to, w ujęciu historycznym, całkiem sporo, gdyż jak sam słusznie zauważyłeś, znaczna część armii zajmuje się sprawami pobocznymi w stosunku do mordowania innych.
    Przykład z naszej historii, to skala zbrodni w Powstaniu Warszawskim jednostek liniowych vs jednostek tyłowych u Niemców.

  • Wsi spokojna
    WSI wesoła
  • Widzę, że doszło do nieporozumień, więc ad vocem:

    1. Otóż rozhozi się o to, że praca w armii jest na tyle skomplikowana, że NIE MA żadnego zatrudnienia dla 10% ludzi. I to jest trynt, nieodwracalny. I w tym właśnie tryndzie pracuje AI/ML/statystyka, whatever.

    2. Zbrodnie hitlerowskie wynikały nie z konieczności sfinansowania armii, tylko z woli popełnienia zbrodni. To są nieco różne sprawy.
  • edytowano September 2019
    1. A te 10% to jest więcej niż 50 lat temu, czy co? Czy chodzi o to że ci ludzie nie chcą pracować poza armią, czy w ogóle nic nie potrafią? Czy dr JP odnosił się do zmian wymagań samej US Army wobec kandydatów? O jaki trend chodzi?

    OK, znalazłem tyle - dr JP zakłada, że bycie 'niezatrudnialnym' przez armię reprezentuje bycie 'niezatrudnialnym' w ogóle (armia jako ostania szansa i środek awansu społecznego również w czasie pokoju). O trendzie nie znalazłem.

    Edit: Chodzi mu o to, że automatyzacja najprostszych zawodów zabierze je osobom o niskim IQ, ale jeszcze pracującym. Recepty konserwatystów (pracuj ciężej) ani zamykanie oczu przez liberałów (nie ma różnic między ludźmi) nie pomogą.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.