Skip to content

Teologia pieniądza

13»

Komentarz

  • Dobrym sposobem poświęcania Bogu Ojcu więcej czasu jest odmawianie Nowenny Pompejańskiej - godzina dziennie.
  • Modlitwa to nie tylko kolana, kościół, klęcznik i nowenny, litanie itp.
    Czy nie mogę dobrze wykonywać swoich obowiązków (zawodowych, rodzinnych) jako dziękczynienia Bogu?
    Po prostu dobrze i uczciwie.

    Ile jest pokus i możliwości żeby sobie bimbać w pracy, marnować czas i udawać zaangażowanie. W domu to samo.
    Jeśli ktoś pracuje z ludźmi (np. szkoła) i ma w swoim obowiązku kształtować młodego człowieka lub zajmować się chorym (ochrona zdrowia) to czy jakość, zaangażowanie i podejście do swojego podopiecznego nie jest w jakiś sposób modlitwą i dziękczynieniem Bogu?
    Za siebie i za tego drugiego.

    Módl się i pracuj to nie znaczy wykonuj bezmyślnie swoje obowiązki i mamrotaj pod nosem zdrowaśki bo pierwsze zaniedbasz a drugie zrobisz byle jak, a wszytko razem na odwal się, bez zaangażowania.
  • Kuba_ napisal(a):
    Przez kilka lat w DK nadal okazuje się to zobowiązaniem najtrudniejszym do wypełnienia. .
    Jak dla mnie END-owca (wcześniej DK-owca) - reguła życia jest największym wyzwaniem.

  • Na ten przykład można sobie bimbać i pisać na ekskatedrze. A tak serio: marniok ok. Nie szukajmy na siłę demona mamony (czy jak to nazwiemy).
  • marniok napisal(a):
    Modlitwa to nie tylko kolana, kościół, klęcznik i nowenny, litanie itp.
    Czy nie mogę dobrze wykonywać swoich obowiązków (zawodowych, rodzinnych) jako dziękczynienia Bogu?
    Po prostu dobrze i uczciwie.

    Ile jest pokus i możliwości żeby sobie bimbać w pracy, marnować czas i udawać zaangażowanie. W domu to samo.
    Jeśli ktoś pracuje z ludźmi (np. szkoła) i ma w swoim obowiązku kształtować młodego człowieka lub zajmować się chorym (ochrona zdrowia) to czy jakość, zaangażowanie i podejście do swojego podopiecznego nie jest w jakiś sposób modlitwą i dziękczynieniem Bogu?
    Za siebie i za tego drugiego.

    Módl się i pracuj to nie znaczy wykonuj bezmyślnie swoje obowiązki i mamrotaj pod nosem zdrowaśki bo pierwsze zaniedbasz a drugie zrobisz byle jak, a wszytko razem na odwal się, bez zaangażowania.
    Oczywista oczywistość. Wskazana jest świadomość bycia robotnikiem w Pańskiej winnicy. Dobrze wykonywana praca też jest modlitwą.
  • marniok napisal(a):
    Modlitwa to nie tylko kolana, kościół, klęcznik i nowenny, litanie itp.
    Czy nie mogę dobrze wykonywać swoich obowiązków (zawodowych, rodzinnych) jako dziękczynienia Bogu?
    Po prostu dobrze i uczciwie.

    Ile jest pokus i możliwości żeby sobie bimbać w pracy, marnować czas i udawać zaangażowanie. W domu to samo.
    Jeśli ktoś pracuje z ludźmi (np. szkoła) i ma w swoim obowiązku kształtować młodego człowieka lub zajmować się chorym (ochrona zdrowia) to czy jakość, zaangażowanie i podejście do swojego podopiecznego nie jest w jakiś sposób modlitwą i dziękczynieniem Bogu?
    Za siebie i za tego drugiego.

    Módl się i pracuj to nie znaczy wykonuj bezmyślnie swoje obowiązki i mamrotaj pod nosem zdrowaśki bo pierwsze zaniedbasz a drugie zrobisz byle jak, a wszytko razem na odwal się, bez zaangażowania.
    Jeśli ktoś tak żyje, to ja serdecznie zazdroszczę. Osobiście odnoszę wrażenie, że z roku na rok jestem jakby coraz mniej zaangażowany. Stąd raz po raz nachodzi mnie natrętne pytanie, czym właściwie jest wiara? Taki jest też być może sens ignacowych pytań.

    Można dawać różne odpowiedzi i one są pomocne, ale zawsze niewystarczające. Wydaje mi się, że ostatecznie każdy ma indywidualną drogę i tego się nie da do końca przekazać. Żyję więc sobie w nadziei, że kiedyś będę mógł powiedzieć "dotąd Cię znałem ze słyszenia, teraz ujrzało Cię moje oko".
  • Aaaaaamen!
  • @celnik.mateusz
    Ja się staram tak żyć i pracować.
    W drugim akapicie pisze o pokusie łatwego i lekkiego przejścia przez obowiązki. Też temu ulegam. Jakem grzesznik.

    Abu nie ulec temu całkowicie to zawsze, max co 10 lat, zmieniam pracę. Nowi ludzie, nowe wyzwania, nowe miejsce to dobre okoliczności aby nie ulec rutynie i bylejakości.

    Z rodziną jest jakby...trudniej. Wyzwanie.
    Codzienne sprawy te błache i takie powszechne aż do znudzenia powtarzane dzień po dniu. Pokora. Ćwiczę się w niej.
    W prostych rzeczach odkryć swoje powołanie to nie lada sztuka.
    Ale na szczęście okoliczności się zmieniają. Nadają inny koloryt niby tym samym czynnościom. Dzieci rosną, ja się starzeje, inaczej patrzę na pewne kwestie.
    Ot choćby miłość.
    Na początku związku bardziej cielesna,uczuciowa,porywcza i gwałtowna,czasem egoistyczna. Z czasem ma inny wymiar, bardziej związany z byciem ze sobą razem, z poczuciem bezpieczeństwa. Wiesz ze jest ktoś bliski. Obecność, pewność, stałość, wierność rozumiana bez słów. Wystarczy już mniej gestów zewnętrznych. Spojrzenie, uśmiech, dotyk dłoni,przytulenie.
    Ja się w tym odnajduje.
    Ja to rozważam, ja o tym myślę, ja się tym dzielę. Smakuje wówczas inaczej. Tak bardziej dłużej, nie ma takiego poczucia pustki.
    Nie potrafię tego dokładnie wytłumaczyć.
  • Pięknie Marniok napisał. A z modlitwą nie jest tak prosto. Obracając się w kręgach ludzi wierzących czasami mam wrażenie że mnożenie modlitw, nowenn, zobowiązań nosi cechy działania kompulsywnego z zabarwieniem magicznym. Zmówię 350 zdrowasiek to mam dwie korzyści : obniżę sobie wewnętrzne napięcie i zostanę wysłuchany. A to tak nie działa zdaje się. Chodzi mnie o to że czas przeznaczony na modlitwę niekoniecznie przekłada się na jej jakość, głębię.
    Jako człowiek ciężkiej roboty moją modlitwa jest również praca, doskonalenie ostatecznego dzieła.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.