potrafimy pomykać w warunkach przemocy ideowej - całe życie to robimy. Gdyby nie było wegetariany czy możliwości skomponowania własnej, poszlibyśmy zjeść coś innego.
Chodzi mi o coś innego - widzę, jak muzułmanie pomykają w Polsce - w drodze podstawą jest sałatka grecka, bo ona z pewnością jest halal. I nie jest to dziwne, oni też się nie dziwią - wiadomo, że są w obcym kulturowo kraju.
Ale my na ziemi mamy tylko ten jeden kawałek. I na nim w prywatnych przedsiębiorstwach, nie respektuje się naszego katolickiego obyczaju. W barach jest najczęściej ok, ale pizzerie? Co im szkodzi wprowadzić w masie różnych kombinacji ciasta i paru dodatków wprowadzić np. "venerdi pizza" (wg translatora "pizza piątkowa"). Albo "pizza veloce" (postna)? Szkodzi lokalny obyczaj lekceważenia katolików, obyczaj tak silny, że ulegają mu sami katolicy. A to wszystko w atmosferze połajanek o sojuszu tronu i ołtarza.
lubię zjeść dużo i dobrze ale za frappe'ovauo mnie to, co by miało być na ovai pizzy postnej i piątkowej? hard core z Rzymu - pizza bianca - ciasto posmarowane oliwą ? pizza margherita?
Mój przyjaciel ksionc, mawia, nie sciemniaj mituu, że podajesz postny obiad. Post to o chlebie i wodzie ,wzespół z modlitwą i wyrzeczeniem się na określony czas przyjemności. Seksu, internetu, obglądania telawizji, co tam kto lubi najbardziej. A reszta to powstrzymanie sie od miensa.
picca z oliwą jak i chlebek z oliwa pycha, nuale tez w tem duchu sabarytyzm
uwielbiam taką kazuistykę - zaraz ktoś powie - co to za post z chlebem (czyste węglowodany), tylko post Daniela jest prawdziwy.
Albo - co to za post o chlebie i wodzie, w sytuacji, gdy jest tyle przesmacznych rodzajów chleba.
Albo - jeden posiłek do syta? Obżerać się chcesz i nazywasz to postem?
Albo - w obozach dostawali tylko chleb i nie nazywali tego postem.
Post to intencjonalne ograniczenie spożycia. Ważna jest intencja, motywacja.
Ale ok, w piątki wezwani jesteśmy do wstrzemięźliwości, więc nazwijmy to wstrzemięźliwością.
pizza astenersi dal mangiare carne il venerdì
o
i odpowiadając Krzysiowi - obojętnie co, ale niech będzie. Nie będzie bo zauważalna część społeczeństwa coś takiego praktykuje, brak takiej pozycji w menu wyklucza ich - cancel culture, daje im wyraźny sygnał - mamy was w ..
Kiedyś na wczasach, poprosiliśmy kelnera, żeby w piatek nie przynosił nam wedlin i mięsa, bo w piatki pościmy. Przyszedł kucharz, z marsowym obliczem zapytał o co biega,.Grzecznie wytłumaczyłam, że wystarczaąpo prostu jarzyny na obiad i jakis twarozek, ze nie chcemy sprawiać problemu. Pokiwał głową, i na drugi dzień dostaliśmy taki wypas, że trudno to opisać. Deska serów, jajka w koszulkach, pieczony pstrąg na obiad, wedzone ryby na kolacje. Przy innych stolikach oburzenie i zaczepianie kelnera, dlaczego my jemy takie rzeczy, a oni nie. To nie byl post. To była demonstracja. I wcale nie czuliśmy sie dobrze.
Teraz prawie w 100 procentach jemy w piatki w domu. Coś , co sama ugotuję, proste jedzenie. A jeśli jadamy gdzieś, po prostu jemy wszystko poza mięsem. Bez tłumaczenia.
miejsca urządzane przez niskoopłacane starsze panie zawsze mają w piąteczek menu bezmięsne. Widziałam nawet zaproszenie do kebaba(!) na postne dania na Środę Popielcową. Ale umiłowane lemingi nie są dla nas tak łaskawe.
A piąteczek będziemy, jeśli tak wypadnie, jadać na mieście. Co chcę osiągnąć - mapę, taką mapę swoich miejsc, prowadzoną przez swojaków, albo chociaż przez ludzi respektujących styl życia dużej części społeczeństwa. Ja wiem, że na ziemi nie jesteśmy u siebie, że mamy ojczyznę w Niebie, ale są na tym łez padole miejsca, które są bardziej nasze i niefajnie jest, gdy nas z nich się wypycha szturchańcami.
I oto pan Tomasz w Palermo; smakuje krowie wargi, kanapki ze śledzioną, owoce morza i zachwyca się bogactwem owoców i warzyw. Nie smakują mu jednak grilowane jelita. Włosi uważają, że włoska kuchnia jest najlepsza na świecie, ale jeśli chodzi o flaki - to nasze - po polsku - są z pewnością smaczniejsze od grilowanych.
trep napisal(a): A na bazarze, to tak, mam ulubione stoisko, matka z córko tam przedają, miłe obie i u nich na ceny nie patrze ino kupywam, bo w odróżnieniu od sąsiadów one ponoć własne produkta przedają, co może i jakoś widać. Ale nie dlatego, że produkta są zdrowe czy smaczne, jeno dlatego, że przedawczynie są miłe.
Zatrzymałem się kiedyś przy stoisku z jabłkami i wdałem się w rozmowę o mym ulubionym owocu. Dziewczyna podchwyciła i zaczęła opowiadać o swoich sadach. Mają m.in. stary sad z malinówkami, antonówkami i kosztelami, właściwie powinni go wyciąć, bo się nie opłaca ale jakże wyciąć takie drzewa? Długo potem kupowałem owoce tylko u niej.
trep napisal(a): A na bazarze, to tak, mam ulubione stoisko, matka z córko tam przedają, miłe obie i u nich na ceny nie patrze ino kupywam, bo w odróżnieniu od sąsiadów one ponoć własne produkta przedają, co może i jakoś widać. Ale nie dlatego, że produkta są zdrowe czy smaczne, jeno dlatego, że przedawczynie są miłe.
Zatrzymałem się kiedyś przy stoisku z jabłkami i wdałem się w rozmowę o mym ulubionym owocu. Dziewczyna podchwyciła i zaczęła opowiadać o swoich sadach. Mają m.in. stary sad z malinówkami, antonówkami i kosztelami, właściwie powinni go wyciąć, bo się nie opłaca ale jakże wyciąć takie drzewa? Długo potem kupowałem owoce tylko u niej.
A ja nie mam takiego podejścia jak wy. Liczy się produkt finalny, kto ma lepsze/smaczniejsze/zdrowsze to kupuję. Wszystkie aspekty inne są dla mnie pomijalne. Ba, nawet niekoniecznie kupuję to co polskie, tylko dlatego że polskie. Ale to ja. Kryterium utożsamiania się np. z podejściem sprzedającego, aspekty emocjonalne itp. są jak najbardziej sensowne.
Podziwiałem pana, który bohatersko wydźwignął sklepik spożywczy (a latami inni zaczynali i plajtowali), ale kiedy pojawiła się 20 metrów dalej Żabka zacząłem kupować tylko w Żabce. Bo Żabka po prostu jest lepsza.
Malinówki są najsmaczniejsze, choć źle się je hoduje, bo są to to tradycyjne dżewa. Trochę cech malinówki ma alwa. Polskie japka są najlepsze, choć Nowa Zelandia depce nam po piętach.
Co do takiej kuchni fhanuskiej, to cytat z A. Pilipiuka:
"Kuchnia francuska ma być kuchnią białej burżuazji... To kompletna zduuuuuuura! Kuchnia francuska jest kuchnią NĘDZARZY.
Popatrzmy na menu: Ślimaki, żabie udka, podroby z drobiu, pasztety w wątróbek w dodatku fałszowane skórkami chleba , pieczarkami etc - to dowód na straszliwie deficyty białka zwierzęcego w przeszłości - żarli co się dało.
Sery dojrzewające - to też dowód przeszłych regularnych okresów głodu - żywność "przygotowywano na zapas - na chude miesiące, na przednówek - musiała wytrzymać w epoce przed lodówkami... "
To prawda, królowie jedli dziczyzne, wieprzowinę i krzyżówki dzikich zwierząt z domowymi. Tuczenie swin jest energochłonne, trzeba mieć dostęp do pasz.
trep napisal(a): A na bazarze, to tak, mam ulubione stoisko, matka z córko tam przedają, miłe obie i u nich na ceny nie patrze ino kupywam, bo w odróżnieniu od sąsiadów one ponoć własne produkta przedają, co może i jakoś widać. Ale nie dlatego, że produkta są zdrowe czy smaczne, jeno dlatego, że przedawczynie są miłe.
Zatrzymałem się kiedyś przy stoisku z jabłkami i wdałem się w rozmowę o mym ulubionym owocu. Dziewczyna podchwyciła i zaczęła opowiadać o swoich sadach. Mają m.in. stary sad z malinówkami, antonówkami i kosztelami, właściwie powinni go wyciąć, bo się nie opłaca ale jakże wyciąć takie drzewa? Długo potem kupowałem owoce tylko u niej.
Relacja Miłość Uznanie Nie tylko towar Ekonomia to nauka o emocje
Malinówki dogorywają u sąsiada za płotem. Zżarte przez jemiołę, wysokachne drzewa, pamietajace Starego M i mojego dziadka, którzy je sadzili. Te nasze , dawno poszły pod piłę, stanął na ich miejscu nasz dom. U sąsiada te różowo- czerwono -fioletowe owoce , tylko na czubkach koron, małe , robaczywe, parchate, spadaja z wysoka i tylko kilka mozna wyszukać w wysokiej trawie , i zjeść z całym bagażem dzieciństwa w głowie. Twarda, krucha skórka, która nie oddziela sie od miąższu, miąższ zabarwiony rózowo. Nic tak nie smakuje jak malinówka. Piękne jabłka odeszłego czasu...
Michał5 napisal(a): Malinówki dogorywają u sąsiada za płotem. Zżarte przez jemiołę, wysokachne drzewa, pamietajace Starego M i mojego dziadka, którzy je sadzili. Te nasze , dawno poszły pod piłę, stanął na ich miejscu nasz dom. U sąsiada te różowo- czerwono -fioletowe owoce , tylko na czubkach koron, małe , robaczywe, parchate, spadaja z wysoka i tylko kilka mozna wyszukać w wysokiej trawie , i zjeść z całym bagażem dzieciństwa w głowie. Twarda, krucha skórka, która nie oddziela sie od miąższu, miąższ zabarwiony rózowo. Nic tak nie smakuje jak malinówka. Piękne jabłka odeszłego czasu...
Da się jeszcze uratować to drzewo, przyciąć je dość mocno - nabierze mocy.
Komentarz
powtórz pliz
https://excathedra.pl/index.php?p=/discussion/comment/307691/#Comment_307691
Chodzi mi o coś innego - widzę, jak muzułmanie pomykają w Polsce - w drodze podstawą jest sałatka grecka, bo ona z pewnością jest halal. I nie jest to dziwne, oni też się nie dziwią - wiadomo, że są w obcym kulturowo kraju.
Ale my na ziemi mamy tylko ten jeden kawałek. I na nim w prywatnych przedsiębiorstwach, nie respektuje się naszego katolickiego obyczaju. W barach jest najczęściej ok, ale pizzerie? Co im szkodzi wprowadzić w masie różnych kombinacji ciasta i paru dodatków wprowadzić np. "venerdi pizza" (wg translatora "pizza piątkowa"). Albo "pizza veloce" (postna)? Szkodzi lokalny obyczaj lekceważenia katolików, obyczaj tak silny, że ulegają mu sami katolicy. A to wszystko w atmosferze połajanek o sojuszu tronu i ołtarza.
ale za frappe'ovauo mnie to, co by miało być na ovai pizzy postnej i piątkowej?
hard core z Rzymu - pizza bianca - ciasto posmarowane oliwą ?
pizza margherita?
A reszta to powstrzymanie sie od miensa.
picca z oliwą jak i chlebek z oliwa pycha, nuale tez w tem duchu sabarytyzm
Albo - co to za post o chlebie i wodzie, w sytuacji, gdy jest tyle przesmacznych rodzajów chleba.
Albo - jeden posiłek do syta? Obżerać się chcesz i nazywasz to postem?
Albo - w obozach dostawali tylko chleb i nie nazywali tego postem.
Post to intencjonalne ograniczenie spożycia. Ważna jest intencja, motywacja.
Ale ok, w piątki wezwani jesteśmy do wstrzemięźliwości, więc nazwijmy to wstrzemięźliwością.
pizza astenersi dal mangiare carne il venerdì
o
i odpowiadając Krzysiowi - obojętnie co, ale niech będzie. Nie będzie bo zauważalna część społeczeństwa coś takiego praktykuje, brak takiej pozycji w menu wyklucza ich - cancel culture, daje im wyraźny sygnał - mamy was w ..
Przyszedł kucharz, z marsowym obliczem zapytał o co biega,.Grzecznie wytłumaczyłam, że wystarczaąpo prostu jarzyny na obiad i jakis twarozek, ze nie chcemy sprawiać problemu.
Pokiwał głową, i na drugi dzień dostaliśmy taki wypas, że trudno to opisać.
Deska serów, jajka w koszulkach, pieczony pstrąg na obiad, wedzone ryby na kolacje. Przy innych stolikach oburzenie i zaczepianie kelnera, dlaczego my jemy takie rzeczy, a oni nie.
To nie byl post.
To była demonstracja.
I wcale nie czuliśmy sie dobrze.
Teraz prawie w 100 procentach jemy w piatki w domu. Coś , co sama ugotuję, proste jedzenie.
A jeśli jadamy gdzieś, po prostu jemy wszystko poza mięsem. Bez tłumaczenia.
właśnie tak pomykamy i tak być powinno
miejsca urządzane przez niskoopłacane starsze panie zawsze mają w piąteczek menu bezmięsne. Widziałam nawet zaproszenie do kebaba(!) na postne dania na Środę Popielcową. Ale umiłowane lemingi nie są dla nas tak łaskawe.
A piąteczek będziemy, jeśli tak wypadnie, jadać na mieście. Co chcę osiągnąć - mapę, taką mapę swoich miejsc, prowadzoną przez swojaków, albo chociaż przez ludzi respektujących styl życia dużej części społeczeństwa. Ja wiem, że na ziemi nie jesteśmy u siebie, że mamy ojczyznę w Niebie, ale są na tym łez padole miejsca, które są bardziej nasze i niefajnie jest, gdy nas z nich się wypycha szturchańcami.
Zamawiam je.
Kelner: ale muszę pana uprzedzić, bo niektórzy klienci są zdziwieni, że te burgery są bez mięsa.
Ja: To się świetnie składa, bo dziś piątek.
Kelner: :-/
- może hotdoga?
- no wie pan, w piątek?
- przepraszam, muszę
Podziwiałem pana, który bohatersko wydźwignął sklepik spożywczy (a latami inni zaczynali i plajtowali), ale kiedy pojawiła się 20 metrów dalej Żabka zacząłem kupować tylko w Żabce. Bo Żabka po prostu jest lepsza.
"Kuchnia francuska ma być kuchnią białej burżuazji... To kompletna zduuuuuuura! Kuchnia francuska jest kuchnią NĘDZARZY.
Popatrzmy na menu: Ślimaki, żabie udka, podroby z drobiu, pasztety w wątróbek w dodatku fałszowane skórkami chleba , pieczarkami etc - to dowód na straszliwie deficyty białka zwierzęcego w przeszłości - żarli co się dało.
Sery dojrzewające - to też dowód przeszłych regularnych okresów głodu - żywność "przygotowywano na zapas - na chude miesiące, na przednówek - musiała wytrzymać w epoce przed lodówkami... "
Owoce pyszne piękne acz malutkie podług dzisiejszego standardu. Jak lato uplane dopisuje to tak słodkie ze przetwony nie wymagają dosładzania.
Drzewa odporne, praktyczne bezobsługowe, długowieczne.
Miłość
Uznanie
Nie tylko towar
Ekonomia to nauka o emocje
Zżarte przez jemiołę, wysokachne drzewa, pamietajace Starego M i mojego dziadka, którzy je sadzili. Te nasze , dawno poszły pod piłę, stanął na ich miejscu nasz dom.
U sąsiada te różowo- czerwono -fioletowe owoce , tylko na czubkach koron, małe , robaczywe, parchate, spadaja z wysoka i tylko kilka mozna wyszukać w wysokiej trawie , i zjeść z całym bagażem dzieciństwa w głowie. Twarda, krucha skórka, która nie oddziela sie od miąższu, miąższ zabarwiony rózowo. Nic tak nie smakuje jak malinówka.
Piękne jabłka odeszłego czasu...
Ale to żaden gospodarz.
A na pewno nie romantyk