Przemko napisal(a): Jak czytałem chodzi o to, że Starlink nie nadąża za Ukraińcami, Ukraińcy wchodzą na tereny, które Starlink uważa nadal za rosyjskie i w przypadku próby komunikacji z takiego terenu wyłącza transmisję zakładając, że doszło do przejęcia urządzenia dostępowego przez wroga. Za wolno aktualizuje mapy po prostu.
To uprzejme tłumaczenie w świetle ostatnich enuncjacji.
"#Ukraina: Ukraińcy zgłaszają problemy z systemem Starlink. Niektóre z urządzeń przestały działać, gdy żołnierze wkroczyli na wyzwolone tereny — informuje "Financial Times". Przerwy w dostępie do usług łączności satelitarnej firmy SpaceX Elona Muska mają hamować kontrofensywę."
Problem wynika z za szybkiego zasuwania do przodu. Starlink nie nadąża z aktualizacja.
Przemko napisal(a): Jak czytałem chodzi o to, że Starlink nie nadąża za Ukraińcami, Ukraińcy wchodzą na tereny, które Starlink uważa nadal za rosyjskie i w przypadku próby komunikacji z takiego terenu wyłącza transmisję zakładając, że doszło do przejęcia urządzenia dostępowego przez wroga. Za wolno aktualizuje mapy po prostu.
Czyli jak zwykle. Technika nigdy nie jest zaawansowana jak ją reklamują.
Mieszkałem w Antwerpii i nienawidziłem tych diamentów. Żydzi jeździli do Afryki i za broń i narkotyki przywozili je legalnie bo Belgia nie wymagała żadnych papierów. Widziałem wyobraźnią w tych sklepach te dzieci wykorzystywane do niewolniczej pracy w kopalniach. Do dzisiaj mam jakiś wstręt do biżuterii.
Tu nie ma puenty. Puenta całości to będzie taka, że gościu wraca, zostaje zmobilizowany à la manière russe, gnije w okopach pod Chersoniem i wraca do "matuszki" z plakietką Gruz 200. Bo jednak mimo wszystko, ideologiczne odpały poprawności politycznej Zachodu (dodajmy też, że często inspirowane przez sowieckich/ruskich specjalistów od mieszania) są jedynie drobiazgiem wobec ogromu syfu zwanego ruskim mirem.
Jest też wersja optymistyczna - gościu wraca do matuszki z ubytkiem kończyn za to z plakietką Gruz 300. A potem gnije w nędzy do nieodległej śmierci, moskiewska troska o wojennych weteranów jest znana.
Wczoraj znany ukraiński youtuber Wołodymir Zołkin, który za zgodą ukraińskich służb nagrywa wywiady z rosyjskimi jeńcami i publikuje je w internecie ... opublikował bardzo ciekawą rozmowę. Kilka dni temu on przeprowadził rozmowę z rosyjskim żołnierzem z mobilizacji, który już zdążył zostać powołanym do wojska, trafić w środek najbardziej gorących walk i wylądować w jakości jeńca w rękach ukraińskich. Ta historia jest warta obejrzenia i wysłuchania bo daje zadziwiający obraz tego jak krótka jest w tej chwili droga rosyjskiego cywila od codziennego życia do frontu i śmierci lub niewoli. Dosłownie kilka dni. Oczywiście tak nie jest z każdym zmobilizowanym. Oczywiście ktoś z nich trafi też do nowo formowanych jednostek i dostanie aż kilka tygodni szkoleń, ale razem z tym zła dla Rosjan sytuacja na froncie wymaga natychmiastowej reakcji, więc tysiące tych zmobilizowanych z życia cywilnego ludzi trafi na front podobnie jak nasz bohater bardzo szybko. I w miarę tego jak sytuacja będzie się pogarszać, tych ludzi stanie się na froncie jeszcze więcej. Zdając sobie sprawę, że wielu z was nie jest w stanie obejrzeć ten wywiad i zrozumieć go w języku rosyjskim, przetłumaczę w skrócie całą historię rosyjskiego żołnierza Czebotariowa Jegora Sergejewicza.
Po kolei. - Jegor pracował w fabryce produkującej żywność dla dzieci. Przy komputerze w biurze. Ma 28 lat. Odbył służbę zasadniczą 9 lat temu. Ważne jest zapamiętać, że podczas służby zasadniczej najpierw odbył bardzo krótkie szkolenie na stanowisko celowniczego bojowego wozu piechoty BWP-2 ( z jego słów wynika że kilka dni), ale większość okresu służby spędził pomagając z praca biurową w swojej jednostce.
- Zmobilizowano 22 września, czyli następnego dnia po ogłoszeniu mobilizacji. Przedstawicieli komisariatu udali się bezpośrednio do fabryki, gdzie z pomocą pracownika wydziału kadr dopilnowali, żeby Jegor wziął i podpisał wezwanie. Stawić się na komisariacie miał natychmiast. Przy czym naiwnie zakładał że badanie medyczne które w takich wypadkach musi zostać standardowo przeprowadzone na komisariacie, zwolni go z obowiązku służby ze względu na poważne problemy ze zdrowiem takie jak niedawno zdiagnozowane choroba zwyrodnieniowa kręgosłupa i torbiel pajęczynówki w mózgu, który powoduje skurcz mięśni w rękach.
- po dwóch dniach transportowania z jednego miejsca do drugiego Jegor z kolegami trafił do obwodu rosyjskiego przy granicy z Ukrainą gdzie odbyła się segregacja zmobilizowanych według ich specjalizacji. Nasz bohater trafił razem z grupą takich samych jak on ... umownie grupę "załogi dla BWP", która łącznie liczyła 30 osób. Po 3 żołnierzy na 10 wozów BWP-2. Kolejnego dnia cała grupa już została wysłana w rejon miasta Swatowe w okupowanej części obwodu ługańskiego Ukrainy. Oczywiście stan zdrowia im nikt nie sprawdzał. Całą grupę formalnie przypisano do 252 pułku pancernego. W tym miejscu tej grupie wydano wozy. Po raz pierwszy i ostatni w tym momencie zobaczyli dowódcę jednostki rangi pułkownika, któregp imienia zresztą do dziś nie znają.
- Grupa nie miała w swoich szeregach zawodowych oficerów i nikt nie kierował procesem formowania załóg. Sami się rozdzielili i sami sobie wybrali dowódców każdego wozu. Wszystkie wozy BWP-2, które dostała grupa pochodziły z tych uszkodzonych wcześniej podczas boju i naprawionych. Przy tym wszystkie 10 miały poważne wady. Przykładowo w żadnej nie pracowała łączność. W BWP naszego bohatera w dodatku do niedziałającej łączności zewnętrznej nie było również wewnętrznej.
- 26 września cała grupa już była pod Swatowe i dalej na swoich wozach wyruszyła w stronę frontu. W strefie oddalonej na ok 10 km od frontu grupę rozdzielono na kilka grup i tam dodano do nich piechotę złożoną z takich samych zmobilizowanych kilka dni temu Rosjan. Całym procesem kierował anonimowy dowódca batalionu, który tak samo jak i poprzedni pułkownik pojawił się i zniknął. Nikt z żołnierzy nie znał ani jego imienia ani rangi. Jedynym oficerem w całej tej sformowanej grupie kilku BWP z dodaną piechotą, był porucznik. Tak samo zmobilizowany ... z tym, że on nie odbył nawet służby zasadniczej, a stopień swój zdobył podczas kursów na uczelni wyższej.
- Dzień później nasza grupa "piechoty zmechanizowanej" wyruszyła w najbardziej gorące miejsce na tym odcinku frontu - czyli wioskę Zariczne atakowaną z trzech stron przez armię ukraińską. To jest ta wioską w której domykało się okrążenie rosyjskiego zgrupowania pod Łymaniem. 30 września zaczęła się bitwa bezpośrednio w Zaricznym. Od miejscowego podporucznika, który dowodził jakąś grupą żołnierzy bezpośrednio w Zaricznym, nasza grupa zmechu dostała polecenie przygotować się do osłony wycofującej się pod ogniem grupy z Łymania. Ponieważ łączności nie było, wskazał im co mają robić przed bitwą. Nakazał tej grupie obserwować jego transporter opancerzony i jak tylko zaobserwują że sam tem podporucznik zaczyna wiać z tej pozycji, żeby podążali za nim. Zaczął się bój. Podoficer kierujący bojem w warunkach braku łączności wysyła łącznikowego, który przekazuje ustne polecenia otworzyć ogień we wskazanym kierunku. Pierwsza próba oddania strzału skończyła się zacięciem działka. Wóz okazuje się bezużyteczny.
- W związku z problemem z działem nasza grupa próbuje poinformować o tym kierującego bojem podporucznika, po czym okazuje się że jego transporter już zwiał i zostawił ich samych. Cała grupa w związku z tą sytuacją zdecydowała się wycofywać. Pod ogniem krążyli ulicami Zaricznego nie mając ani map ani nie znając terenu. Po jakimś czasie udało im się znaleźć drogę na wyjazd z wioski. Jedynym oficerem, który został z grupą był już wspomniany wcześniej 24 letni porucznik bez doświadczenia nawet służby zasadniczej w wojsku. Ten właśnie próbował kierować odwrotem naszej grupy zmechu.
- Na obrzeżach wsi grupa trafia na rozbitą rosyjską kolumnę i próbując objechać palące się wozy i auta, trafia w zasadzkę ukraińską. BWP naszego bohatera zjeżdża w rów przy drodze. Piechota i załoga uciekają na piechotę porzucając wóz. Wszyscy się gubią i rozpraszają pod ogniem ukraińskim. Nasz bohater zostaje w pobliskim lasku sam. Spędza tam jeszcze pół dnia tam i noc. Marznie, próbuje spać, pije wodę z kałuży,trafia pod ostrzał po czym idzie w nieznanym kierunku szukając sposobu poddać się. Trafia na grupę 4 ukraińskich żołnierzy koło nieznanej wioski i ... można by było powiedzieć że składa broń, jakby ją miał. A tak po prostu podnosi ręce. Koniec.
I jeżeli ktoś jeszcze nie zrozumiał, to była historia żołnierza, który był właśnie wśród tych z odwodów wysłanych przez Rosję do utrzymania albo osłony wycofania się rosyjskich wojsk z Łymania. Żeby mi nikt nie pisał, że jest to jakaś propaganda, obiektywnie oczywiście nie oznacza to, że wszyscy zmobilizowani w taki sam sposób trafią na front. Ktoś będzie szkolony. Z tym, że w rzeczywistości oddział po kilku tygodniach szkoleń niewiele tak naprawdę będzie się różnił w bitwie od tego, który widzimy w tej historii wyżej. Zbudowanie od podstaw nowych jednostek i związków operacyjnych wymaga długich miesięcy. Tak samo ta sytuacja nie oznacza że wszyscy w tych rosyjskich oddziałach pod Łymaniem walczyli podobnie do tych zmobilizowanych. Oczywiście, że nie. Ale ta historia na pewno dotyczy w tej chwili już tysięcy Rosjan rzuconych w ten sam sposób pod Swatowe i Chersoń i to jest dobra ilustracja tego jaki jest stosunek rosyjskiego dowództwa do swoich nowych żołnierzy.
Szkoda tylko, że tak słabo jest w Rosjan z remontem sprzętu. Bo mamy tu 10 BWP-2 dla Ukraińców, ale wszystkei będa teraz potrzebowali remontu już po ukraińskiej stronie. Link do całego wywiadu szukajcie w komentarzu. "
Nikomu nie zależy. Góra dostała rozkaz mobilizacji 300 tys. ludzi i to zrealizuje. Sztuka jest sztuka, pozostałe aspekty są pomijalne. Tyko Putin chce tej wojny dalej, bo tylko on poniesie skutki jej przegrania. On jest w czarnej dupie, moi drodzy.
Przemko napisal(a): Pamiętaj że mobilizacja to jest dla pewnych ludzi dobry biznes, wykupne od branki to podobno co najmniej 1500 dolarów od sztuki.
Otóż to. Żeby zmobilizować 300 tysięcy przeczesze się jakiś milion albo dwa i całkiem sporo grosza wpadnie z wykupnego. Ruska tradycja. Więc są tacy którym zależy i to bardzo.
Przemko napisal(a): Pamiętaj że mobilizacja to jest dla pewnych ludzi dobry biznes, wykupne od branki to podobno co najmniej 1500 dolarów od sztuki.
Ale to nie ma znaczenia. Armia wysyła rekrutów bez przeszkolenia, bo po prostu realizują tępo rozkaz "Idioty". Bo tak mogą go już nazywać. Chce wojska w w dwa tygodnie - proszę bardzo ! Ta cała historia jest jakby żywcem wzięta z przykładów błędnego zarządzania. Nikt nie rozumie o co wodzowi chodzi, nikt się nie utożsamia, nikt nie bierze odpowiedzialności za sens. Chciał to ma.
A jak się jeszcze da na idiocie zarobić, to dlaczego nie ?
Ja bym się jeszcze przyjrzał, czy komukolwiek zależy na Wielkiej Rassiji i czy to też nie jest propagandowa ściema. Że niby ruscy mogą być biedni, byle imperialni, tak przeciętny ruski myśli. Srutututu, kto wie czy oni nie mają wywalone na takie sprawy, wszystko co wiemy o tym kraju trzeba na nowo rozkiminić.
JORGE napisal(a): Ja bym się jeszcze przyjrzał, czy komukolwiek zależy na Wielkiej Rassiji i czy to też nie jest propagandowa ściema. Że niby ruscy mogą być biedni, byle imperialni, tak przeciętny ruski myśli. Srutututu, kto wie czy oni nie mają wywalone na takie sprawy, wszystko co wiemy o tym kraju trzeba na nowo rozkiminić.
Bo wychodza z zalozenia, ze jeszcze nigdy nie bylo zeby jakos nie bylo, bo wierza we wlasne klamstwa - no zobaczymy jak bedzie.
Komentarz
Technika nigdy nie jest zaawansowana jak ją reklamują.
https://wydarzenia.interia.pl/zagranica/news-pozar-wiezy-radiowo-telewizyjnej-w-moskwie,nId,6336890
https://www.tysol.pl/a92383-tylko-u-nas-dr-rafal-brzeski-diamenty-cenniejsze-niz-krew-ofiar-wojny
Podobno była w remoncie, hehe.
Wczoraj znany ukraiński youtuber Wołodymir Zołkin, który za zgodą ukraińskich służb nagrywa wywiady z rosyjskimi jeńcami i publikuje je w internecie ... opublikował bardzo ciekawą rozmowę. Kilka dni temu on przeprowadził rozmowę z rosyjskim żołnierzem z mobilizacji, który już zdążył zostać powołanym do wojska, trafić w środek najbardziej gorących walk i wylądować w jakości jeńca w rękach ukraińskich. Ta historia jest warta obejrzenia i wysłuchania bo daje zadziwiający obraz tego jak krótka jest w tej chwili droga rosyjskiego cywila od codziennego życia do frontu i śmierci lub niewoli. Dosłownie kilka dni. Oczywiście tak nie jest z każdym zmobilizowanym. Oczywiście ktoś z nich trafi też do nowo formowanych jednostek i dostanie aż kilka tygodni szkoleń, ale razem z tym zła dla Rosjan sytuacja na froncie wymaga natychmiastowej reakcji, więc tysiące tych zmobilizowanych z życia cywilnego ludzi trafi na front podobnie jak nasz bohater bardzo szybko. I w miarę tego jak sytuacja będzie się pogarszać, tych ludzi stanie się na froncie jeszcze więcej. Zdając sobie sprawę, że wielu z was nie jest w stanie obejrzeć ten wywiad i zrozumieć go w języku rosyjskim, przetłumaczę w skrócie całą historię rosyjskiego żołnierza Czebotariowa Jegora Sergejewicza.
Po kolei.
- Jegor pracował w fabryce produkującej żywność dla dzieci. Przy komputerze w biurze. Ma 28 lat. Odbył służbę zasadniczą 9 lat temu. Ważne jest zapamiętać, że podczas służby zasadniczej najpierw odbył bardzo krótkie szkolenie na stanowisko celowniczego bojowego wozu piechoty BWP-2 ( z jego słów wynika że kilka dni), ale większość okresu służby spędził pomagając z praca biurową w swojej jednostce.
- Zmobilizowano 22 września, czyli następnego dnia po ogłoszeniu mobilizacji. Przedstawicieli komisariatu udali się bezpośrednio do fabryki, gdzie z pomocą pracownika wydziału kadr dopilnowali, żeby Jegor wziął i podpisał wezwanie. Stawić się na komisariacie miał natychmiast. Przy czym naiwnie zakładał że badanie medyczne które w takich wypadkach musi zostać standardowo przeprowadzone na komisariacie, zwolni go z obowiązku służby ze względu na poważne problemy ze zdrowiem takie jak niedawno zdiagnozowane choroba zwyrodnieniowa kręgosłupa i torbiel pajęczynówki w mózgu, który powoduje skurcz mięśni w rękach.
- po dwóch dniach transportowania z jednego miejsca do drugiego Jegor z kolegami trafił do obwodu rosyjskiego przy granicy z Ukrainą gdzie odbyła się segregacja zmobilizowanych według ich specjalizacji. Nasz bohater trafił razem z grupą takich samych jak on ... umownie grupę "załogi dla BWP", która łącznie liczyła 30 osób. Po 3 żołnierzy na 10 wozów BWP-2. Kolejnego dnia cała grupa już została wysłana w rejon miasta Swatowe w okupowanej części obwodu ługańskiego Ukrainy. Oczywiście stan zdrowia im nikt nie sprawdzał. Całą grupę formalnie przypisano do 252 pułku pancernego. W tym miejscu tej grupie wydano wozy. Po raz pierwszy i ostatni w tym momencie zobaczyli dowódcę jednostki rangi pułkownika, któregp imienia zresztą do dziś nie znają.
- Grupa nie miała w swoich szeregach zawodowych oficerów i nikt nie kierował procesem formowania załóg. Sami się rozdzielili i sami sobie wybrali dowódców każdego wozu. Wszystkie wozy BWP-2, które dostała grupa pochodziły z tych uszkodzonych wcześniej podczas boju i naprawionych. Przy tym wszystkie 10 miały poważne wady. Przykładowo w żadnej nie pracowała łączność. W BWP naszego bohatera w dodatku do niedziałającej łączności zewnętrznej nie było również wewnętrznej.
- 26 września cała grupa już była pod Swatowe i dalej na swoich wozach wyruszyła w stronę frontu. W strefie oddalonej na ok 10 km od frontu grupę rozdzielono na kilka grup i tam dodano do nich piechotę złożoną z takich samych zmobilizowanych kilka dni temu Rosjan. Całym procesem kierował anonimowy dowódca batalionu, który tak samo jak i poprzedni pułkownik pojawił się i zniknął. Nikt z żołnierzy nie znał ani jego imienia ani rangi. Jedynym oficerem w całej tej sformowanej grupie kilku BWP z dodaną piechotą, był porucznik. Tak samo zmobilizowany ... z tym, że on nie odbył nawet służby zasadniczej, a stopień swój zdobył podczas kursów na uczelni wyższej.
- Dzień później nasza grupa "piechoty zmechanizowanej" wyruszyła w najbardziej gorące miejsce na tym odcinku frontu - czyli wioskę Zariczne atakowaną z trzech stron przez armię ukraińską. To jest ta wioską w której domykało się okrążenie rosyjskiego zgrupowania pod Łymaniem. 30 września zaczęła się bitwa bezpośrednio w Zaricznym. Od miejscowego podporucznika, który dowodził jakąś grupą żołnierzy bezpośrednio w Zaricznym, nasza grupa zmechu dostała polecenie przygotować się do osłony wycofującej się pod ogniem grupy z Łymania. Ponieważ łączności nie było, wskazał im co mają robić przed bitwą. Nakazał tej grupie obserwować jego transporter opancerzony i jak tylko zaobserwują że sam tem podporucznik zaczyna wiać z tej pozycji, żeby podążali za nim. Zaczął się bój. Podoficer kierujący bojem w warunkach braku łączności wysyła łącznikowego, który przekazuje ustne polecenia otworzyć ogień we wskazanym kierunku. Pierwsza próba oddania strzału skończyła się zacięciem działka. Wóz okazuje się bezużyteczny.
- W związku z problemem z działem nasza grupa próbuje poinformować o tym kierującego bojem podporucznika, po czym okazuje się że jego transporter już zwiał i zostawił ich samych. Cała grupa w związku z tą sytuacją zdecydowała się wycofywać. Pod ogniem krążyli ulicami Zaricznego nie mając ani map ani nie znając terenu. Po jakimś czasie udało im się znaleźć drogę na wyjazd z wioski. Jedynym oficerem, który został z grupą był już wspomniany wcześniej 24 letni porucznik bez doświadczenia nawet służby zasadniczej w wojsku. Ten właśnie próbował kierować odwrotem naszej grupy zmechu.
- Na obrzeżach wsi grupa trafia na rozbitą rosyjską kolumnę i próbując objechać palące się wozy i auta, trafia w zasadzkę ukraińską. BWP naszego bohatera zjeżdża w rów przy drodze. Piechota i załoga uciekają na piechotę porzucając wóz. Wszyscy się gubią i rozpraszają pod ogniem ukraińskim. Nasz bohater zostaje w pobliskim lasku sam. Spędza tam jeszcze pół dnia tam i noc. Marznie, próbuje spać, pije wodę z kałuży,trafia pod ostrzał po czym idzie w nieznanym kierunku szukając sposobu poddać się. Trafia na grupę 4 ukraińskich żołnierzy koło nieznanej wioski i ... można by było powiedzieć że składa broń, jakby ją miał. A tak po prostu podnosi ręce.
Koniec.
I jeżeli ktoś jeszcze nie zrozumiał, to była historia żołnierza, który był właśnie wśród tych z odwodów wysłanych przez Rosję do utrzymania albo osłony wycofania się rosyjskich wojsk z Łymania. Żeby mi nikt nie pisał, że jest to jakaś propaganda, obiektywnie oczywiście nie oznacza to, że wszyscy zmobilizowani w taki sam sposób trafią na front. Ktoś będzie szkolony. Z tym, że w rzeczywistości oddział po kilku tygodniach szkoleń niewiele tak naprawdę będzie się różnił w bitwie od tego, który widzimy w tej historii wyżej. Zbudowanie od podstaw nowych jednostek i związków operacyjnych wymaga długich miesięcy. Tak samo ta sytuacja nie oznacza że wszyscy w tych rosyjskich oddziałach pod Łymaniem walczyli podobnie do tych zmobilizowanych. Oczywiście, że nie. Ale ta historia na pewno dotyczy w tej chwili już tysięcy Rosjan rzuconych w ten sam sposób pod Swatowe i Chersoń i to jest dobra ilustracja tego jaki jest stosunek rosyjskiego dowództwa do swoich nowych żołnierzy.
Szkoda tylko, że tak słabo jest w Rosjan z remontem sprzętu. Bo mamy tu 10 BWP-2 dla Ukraińców, ale wszystkei będa teraz potrzebowali remontu już po ukraińskiej stronie.
Link do całego wywiadu szukajcie w komentarzu. "
https://www.facebook.com/Frontiersmannews/posts/pfbid02KrspQePzNuQ9q6kfD38qhUf55efegDDvzdH93YtuNdimQPSrMMNm15uatQ3WceEYl
A jak się jeszcze da na idiocie zarobić, to dlaczego nie ?
https://en.wikipedia.org/wiki/Betteridge's_law_of_headlines