Skip to content

Co definiuje narody?

13»

Komentarz

  • ms.wygnaniec
    los
    :
    Nie ma. Polskość to niestety wieczna formacja na wszystkich polach, jak to jeden z wieszczów pisał to wielki zbiorowy obowiązek.
    No nie, mając skończone zasoby muszę utworzyć hierarchię (może być zmienna w czasie ale musi istnieć).
    Na pytanie: 'od czego zacząć?' Odpowiedział prof. Koneczny: od czegokolwiek.
  • Szturmowiec.Rzplitej
    Na pytanie: 'od czego zacząć?' Odpowiedział prof. Koneczny: od czegokolwiek.
    Ja rozumiem, że absolwent Harvarda nie pyta jaki zawód wybrać aby mieć pracę, tylko się zastanawia jak zorganizować przestrzeń aby inni mogli pracować. Natomiast czasami napotykam pytania o pewne podstawy.
    Jeżeli uznamy, że polskość jest definiowana przez kulturę, sposób pojmowania polityki oraz przynależność do pewnej historii, to musimy mieć wyspecyfikowane jakieś minimalne zarysy (np. Sienkiewicz tak a Prus to wój, Ignacy Chmieleński tak a Wielopolski to wój itp).
    I oto mnie się rozchodzi, bo mam jakieś intuicje ale może mylnie błędne więc chętnie poczytam innych.
  • Szturmowiec.Rzplitej
    Polecam:
    http://docs4.chomikuj.pl/29064114
    ,0,1,Koneczny.pdf#bookmark13
    Sznurek mi nie działa
    :(
    (może w niedzielę zacznie)
  • los
    Polskość jest najdoskonalszą formą istnienia człowieka na Ziemi.
    Ale ta Polskość wyklucza postawienie sprawy w ten sposób. Tylko badacz Polskości z dużm dystansem, spojrzeniem w kontekście znajmości innych nacji, może tak napisać. Bo, gdyby typowy (może tacy jeszcze są) reprezentant tej najdkoskonalszej formy istnienia człowieka na Ziemi tak napisał o sobie (i Polskości), z automatu by przestał być uczestnikiem formy najdoskonalszej. Gdyż ponieważ, istotny jest tu element pokory, a wręcz nie zdawania sobie sprawy o przynależności do tej doskonałości.
    Kiedyś w Teleranku były puszczane takie rosyjskie filmiki, dość zabawne, ale celnie pokazujące ludzką mentalność. I był filmik o biegaczu w maratonie i jego koledze. Otóż ten kolega w maratonie nie uczestniczył, ale postanowił że będzie biegł razem z przyjacielem i go motywował. Wyprzedzał go i wracał, sprawdzając ile mu dystansu brakuje do lidera, obiegał go, cały czas krzyczał i zachęcał do wysiłku, kiedy maratończyk miał chwilę słabości i zwątpienia. Kiedy w końcu zawuważył, że kumpel wygra, już jest pierwszy, szybko sam pobiegł na metę, żeby przygotować się na fetowanie zwycięstwa padruga i cieszył się jak dziecko, kiedy szarfę lidera zdarł na mecie tak przez niego wspierany człowiek.
    Oczywiście pytanie jest banalne, kto ten maraton tak naprawdę wygrał i dlaczego ten który wygrał miał na to zupełnie wywalone i sobie nawet nie zdawał z tego sprawy ? Dlaczego mu nawet do głowy nie przyszło, żeby w tym maratonie uczestniczyć, dlaczego był poza systemem, dlaczego funckjonował obok ? Bo był wielki i najlepszy, chociaż o tym zupełnie nie wiedział. Jest to pewna przewrotność, ale wg mnie charakteryzujaca prawdziwy geniusz, prawdziwą wielkość od powstania świata. Te naprawdę wybitne jednostki nie zdawały sobie sprawy ze swego daru, chociaż historia udokumentowana jest pełna geniuszy z wyjechanym w kosmos ego. Zdarza się i tak, ale coś mi się wydaje, że gdyby historia potrafiła dostrzec i przkazać informację o prawdziwych tytanach, którzy budowali wielkość tych wylansowanych to można by to uznać za zasadę. Albo w sztuce, nie znam się, ale coś mi się obiło o uszy, że prawdziwie wielcy malarze umierali w biedzie, albo zapomnieniu współczesnych, tu mamy sytuację, że przed zapomnieniem historii obroniły ich dzieła, nie we wszystkim jednak tak się da.
    I teraz teza najbardziej kontrowersyjne (albo najgłupsza), uważam że fakt nie zdawania sobie sprawy ze swojego geniuszu, wyjątkowości, doskonałości warunkuje jego zachowanie (albo i sam proces powstawania). To nie przypadek, że najlepsze kawałki muzyczne powstawały na początku działalności grup, kiedy chłopaki grali to co im w duszy siedziało, a kiedy już zdawali sobie sprawę, że są dobrzy, robili muzykę tylko bardzo dobrą, bez tego błysku. To nie przypadek, że prosty kantor, który przeżył całe swoje życie w klasycznej prozie dnia codziennego, stworzył muzkę najdoskonalszą w historii. Oczywiście, nie można spraw spłycać, zdarzali się geniusze, którzy żyli w świetle jupiterów i uwielbienia już w swoich czasach, ale były to indywidua, które miały na wszystko wywalone, absoltnie pochłonięci tym co robią, bez zbędnego zastawiania się nad swoją wielkością. Można pójśc dalej, to co kiedyś Rozum podrzucił, "Dziennik duszy Jana XXXIII", ten człowiek od nastolatka narzucał sobie nieprawdopodbnie ciężki reżim, katując się, że jest niedostatecznie gorliwym uczniem, klerykiem księdzem, biskupem, papieżem, zdarzały mu się momenty kiedy poważnie myśłał, że nie będzie zbawiony, bo przecież ma tak ciężkie przewinienia (z naszego punktu widzenia człowiek od początku dążył do świętości, bez żadnych zakrętów).
    Sumując. Jeżeli losie, obserwując całe zjawisko z dystansu, jako człowiek znający i rozumiejący historię, posiadający też bezpośrednio wiedzę o innych narodach, uważasz że Polskość jest najdoskonalszą formę istnienia, to jak rozumiem, oceniasz stan przeszły. Tylko kiedy to było ? Bo zachwycający się Polskością romantycy, złamali zasadę nie dostrzegania geniuszu w samym sobie, czyli nie oni, nie ich pokolenia. Kiedy nam ta najdoskonalsza wersja się objawiła, taka która nie zdawała sobie sprawy z własnej wielkości ? A może masz rację (piszę to co mi do łba przychodzi), jeżeli faktycznie w Polskości zawsze było coś unikalnego, to czy nie utraciliśmy jej, kiedy zaczęliśmy ową unikalność nadmiernie eksponować ? Ot, chociażby historia najnowsza,  festiwal Solidarności, Polak papieżem, sami obaliliśmy komunę, Lech Wałęsa na ustach całego świata, jesteśmy nie do zajebania, historia nas przeczołgiwała latami, ale my i tak zawsze wstawaliśmy, jedyni którzy bronili Żydów, a jak zaczęliśmy się przyglądać z bliska ...
    Kto wie, może dotknąłem sedna ? Bo to nie jest tak, że tylko patriotyczni patrioci, uważali Polskość, jej unkalność za wartość samą w sobie. To siedziało w nas, mogę zaryzykować że nawet w jakiejś części komunistów (na swój przewrotny sposób), dlatego nas tak Ruscy tak nie trawią. A kiedy zaczęliśmy odkrywać pewne drugie dno, kiedy z piedestału pospadali nasi bohaterowie, ogromna część polskiego społeczeństwa poczuła się oszukana i zanegowała tą unikalność jako hipokryzję, kłamstwo, przeordziło się to w agresję do Polskości jako takiej (to by psycholgicznie się spinało). Szczgólnie, że zadbano o to, żeby historię prostować na naszą niekorzyść.
    JORGE>
  • ms.wygnaniec
    Szturmowiec.Rzplitej
    :
    Na pytanie: 'od czego zacząć?' Odpowiedział prof. Koneczny: od czegokolwiek.
    Ja rozumiem, że absolwent Harvarda nie pyta jaki zawód wybrać aby mieć pracę, tylko się zastanawia jak zorganizować przestrzeń aby inni mogli pracować. Natomiast czasami napotykam pytania o pewne podstawy.
    Jeżeli uznamy, że polskość jest definiowana przez kulturę, sposób pojmowania polityki oraz przynależność do pewnej historii, to musimy mieć wyspecyfikowane jakieś minimalne zarysy (np. Sienkiewicz tak a Prus to wój, Ignacy Chmieleński tak a Wielopolski to wój itp).
    I oto mnie się rozchodzi, bo mam jakieś intuicje ale może mylnie błędne więc chętnie poczytam innych.
    A mi się wydaje, że bardziej trzeba się skoncentrować na postawach. Dwa tygodnie temu przywaliłem w dziadka. Skręcał w prawo, ja za nim. Ruszył, było pusto, ale spojrzałem czy dalej będzie pusto (było), ale on ni w pięć ni w dziesięć się zatrzymał. No i babach. No, to myślę, zacznie się cyrk, z płaczem, albo agresją, Policja, samochody na środku zatrzymane, aż ustali psiarnia winę, korek, tak jak to zwykle w dzisiejszym świecie ma miejsce. Wysiadł z samochodu dziadek, z ryjka poczciwina. Popatrzył i mówi - etam nic się poważnego nie stało (a trochę mu i sobie jednak samochód obiłem). Ja mu na to - zjedźmy gdzieś, żeby ruchu nie tamować (16 godzina, ruch duży), za panem pojadę, moja wina, od razu powiedziałem (bo w myśl przepisów tak było, co się dziadkowi pojawiło na przed oczami się zatrzymał nagle to nie wiem). Zatrzymałiśmy się na parkingu, on do mnie, coś musimy napisać, bo jak Policję wezwiemy to pan mandat dostanie. Zaproponwałem, że pojedziemy do centrum likwidacji szkód i sprawę załatwimy natychmiast. Dawno stłuczki nie miałem, okazało się, że tak już się nie da. Zaczęło się dzwonienie. Ustaliłem pewne sprawy, wziąłem od niego dokumenty, napisałem oświadczenie, powypisyałem wszystkie dane, opisałem zdarzenie i zapytałem się czy przeczytać. Dziadek powiedział, że właściwie można, ale dobra, pan się zna, wie co i jak, podpisujemy i już.  W telefonicznej obsłudze klienta, zamęczali go pytaniami jaki chce kolor samochodu zastępczego, więc go wyręczyłem i sprawę sam z nimi załtawiłem za niego. Było jeszcze dużo nietypowych dla tego typu zdarzeń konwersacji między nami, w każdym razie, dziadek na koniec powiedział, to ja panu dziękuję (!!!) i pojechał.
    Moja postawa wynikała z minimalnej przyzwoitości w tego typu sytuacjach, ale dziadek powienien, zgodnie z przyjętymi dzisiaj standardami, zadzwonić po Policję i już. Pomijając takie oczywiste sprawy jak zaskakujący brak, minimalnej nawet agresji, zdenerowowania, wkurwu (a gdzieś się spieszył)  itp. I to nie było tak, że on był bezradny, zdawał sobie sprawę ogólnie co trzeba robić, ale po prostu starał się zachować jak człowiek. Zdarzyło się, załatwmy sprawę i już. Gdyby trafił na skurwysyna to by potoczyło się to inaczej (spieprzyć mogłem bez problemu). Ale on ufał. Bo tak został wychowany. Dałem mu numer telefonu i zadzwonił do mnie następnego dnia, z pytaniem, czy może zmienić literkę w nr rejestracyjnym wpisanym w oświdczenie, bo się pomyliłem, a córka mu przjrzała dokumenty (pewnie go opieprzała, że tak sprawę załatwił, bez Policji).
    To jest banał, ale uwierzcie mi, swego czasu wózki biłem regularnie (albo z mojej winy, albo nie), zachowanie było skrejnie różne (z wymuszeniem 2 tys. za dotknięcie zderzaka, kiedy musiałem kombinować bez wzywania Policji, bo bez prawka jeździłem), albo chłop z łapami leciał, albo babka przypieprzyła i wciskała mi, że to moja wina.
    W każdym razie, z dziadkiem dogadaliśmy się jak Polak z Polakiem. W dzisiejszym rozumieniu świata - jak frajer z frajerem. I ja i on, myśleliśmy jak tu wybrnąć z sytuacj, żeby druga strona była zadowolona. Ja wiem, to jest banał, ale w tą stronę podążajmy, szukając pewnych wyróżników narodu utraconego ...
    JORGE>
  • ms.wygnaniec
    Jeżeli uznamy, że polskość jest definiowana przez kulturę, sposób pojmowania polityki oraz przynależność do pewnej historii, to musimy mieć wyspecyfikowane jakieś minimalne zarysy
    Ja bym bardziej poszukiwał Polskości w kontekście pewnego połączenia istoty chrześcijaństwa ze słowiańską duszą. Uważam też, że w Polsce, jeszcze za czasów mojej pamięci, istaniał pewien kod kulturowy, który pozwałał poruszać się w zbiorowości, nigdzie nie spisany, nigdzie nie wyartykułowany, ale wszystkim znany i stosowany. Pewnie tak jest we wszystkich narodach, ale ten nasz, pozwałał na stworzenie bardzo relacyjnych stosunków międzyludzkich. Jestem jednym z ostatnich pokoleń, które ten kod zna i jeszcze stosuje (chociaż też już trochę zdechło). Widać to po sposobie imprezowania, czy rozmów przy stole.
    JORGE>
  • JORGE
    los
    :
    Polskość jest najdoskonalszą formą istnienia człowieka na Ziemi.
    Ale ta Polskość wyklucza postawienie sprawy w ten sposób. Tylko badacz Polskości z dużm dystansem, spojrzeniem w kontekście znajmości innych nacji, może tak napisać. Bo, gdyby typowy (może tacy jeszcze są) reprezentant tej najdkoskonalszej formy istnienia człowieka na Ziemi tak napisał o sobie (i Polskości), z automatu by przestał być uczestnikiem formy najdoskonalszej. Gdyż ponieważ, istotny jest tu element pokory, a wręcz nie zdawania sobie sprawy o przynależności do tej doskonałości.
    Paradoks człowieka doskonałego - nie może powiedzieć, że jest doskonały, bo powinien być skromny. Ale z drugiej strony musi powiedzieć, że jest doskonały, bo ma być szczery.
    Ja nie używam przypadkowych słów. Napisałem "najdoskonalszy" a nie "doskonały." Czyli - lepszy od innych istniejących. Tylko tyle i aż tyle.
    To była zimna analiza. A więc - skoro formy organizacji społeczeństwa mogą być lepsze i gorsze a była ich dotąd skończona ilość, to któraś musi być najlepsza.
    Teraz - ze względów oczywistych ograniczamy się do państw/społeczeństw chrześcijańskich. Chrześcijanie orientalni odpadają na wstępie, bo może byli i wspaniali ale słabo tę wspaniałość bronili i zostali niewolnikami muzułmanów. Rosja też odpada i nie trzeba tego uzasadniać.
    Zostaje Zachód a na Zachodzie najlepsza jest Polska. Zachodnie choroby jak protestantyzm, absolutyzm, masoneria, kolonializm, rasizm, modernizm Polska przeszła najłagodniej albo i nie zapadła w ogóle. Już to pisałem wcześniej - zakosami, podskokami i konwulsjami Zachód doszedł do miejsca, wktórym Polska była jakieś 500 lat temu.
    Tu było.

    Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
  • ms.wygnaniec
    Szturmowiec.Rzplitej
    :
    Polecam:
    http://docs4.chomikuj.pl/29064114
    ,0,1,Koneczny.pdf#bookmark13
    Sznurek mi nie działa
    :(
    (może w niedzielę zacznie)
    To jest link-zakładka odwołująca się do tekstu zawartego w tym pdf-ie, skopiowalem bo krótki
    http://pokazywarka.pl/4ckjua/
  • przemk0
    To jest link-zakładka odwołująca się do tekstu zawartego w tym pdf-ie, skopiowalem bo krótki
    http://pokazywarka.pl/4ckjua/
    Przeczytałem, dziękować ale w mojej sprawie niewiele to wniosło, bo mnie o działanie się rozchodzi a o nazywanie pewnych zjawisk.
  • Skoro o pamięci Ignacego Chmieleńskiego mowa, to zwracam uwagę na Wacka Holewińskiego a mądrości jego:
    image
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.