Polemizujesz asanie z własnymi wyobrażeniami na temat cudzego tekstu. Czy ja choć przez chwilę pisałem cokolwiek o Somalii? Albo że Tajlandia jest cacy? Tak samo pisanie "korwinizm", "korwinowski", etc. jest bezrefleksyjnym powielaniem niaciąganych wywodów pseudogenealogicznych Janusza Mikke, którego mieszczański Schwarze Rabe ma o pwszem coś wspólnego z klejnotem Korwin, mnej więcej tyle co kawka z krukiem. Wracając do meritum. Nad obecne nowoczesne państwo, przedkładam na przykład powojenny RFN z czasów Erharda. To taki jeden mały przykład. Nie piszę nic więcej, bo liczę, że Szanowny Pan poczyta i oceni samodzielnie. Współczesna cywilizacja rozmontowała i zniszczyła rodzinę. Wystarczy, żeby odrzucić to cywilizacyjne "dobro" w całości.
romeck Mnie żona we wrześniu powiedziała, że mam znaleźć pracę w Szkocji, ona się uczy języka i .... wyjeżdżamy. Ma dość (mimo zarobków na poziomie 6000zł na rękę!!!)
W czasach drugiego podejścia rządów SLD na studniówkach młodzi ludzie pili toasty za spotkanie w Londynie. Robimy maturę i spieprzamy. Specyfiką obecnych wyjazdów jest to, że na takie kroki decydują się osoby całkiem dobrze ustawione w Polsce. Ludzie mają dość bagna, wbrew pozorom kwestie materialne nie mają aż tak wielkiego znaczenia. Nie wiem czy mamy generalnie prawo łamać sobie życie w tak patologicznym państwie. Jakie mamy usprawidliwienie, już nawet nie na walkę z wiatrakami, ale na tkwienie w beznadziejnym maraźmie ? Wątpliwość jest tylko jedna, czy akurat w tym momencie jest sens wyjeżdżać ? Idą zmiany. Drugie podejście do władzy Kaczyńskiego będzie jeszcze trudniejsze, ale wynik wcale nie jest przesądzony. Jak nie wyjdzie to wtedy już będzie pozamiatane. JORGE>
Sto lat temu Randolph to były kokretne krwiste byty - Moskale i Prusacy. Im można się było sprzeciwić, z nimi mozna było walczyć. Dziś jest to potwór pana Cogito. Jak walczyć z Nicością? Przed nią można tylko uciekać, bo jak się dostanie do duszy to koniec. Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
Henryk Pobożny poszedł pod Legnicę walczyć z najeźdźcą z piekła rodem. Zrobił wszystko co było w jego mocy, żeby wygrać, zgromadził tyle wojska ile umiał. Poniewaz był mądrym człowiekiem więc zapewne liczył się z tym, że może zginąć. Wiedział jak Tartari obchodza się z pojmaną starszyzną. Mógł zwiewać na północ, południe i zachód, tak jak zrobił to w kluczowym momencie bitwy jego sojusznik książe opolski Mieszko II Otyły. A jednak poszedł i zginął. Przez tysiąclecia obowiązki pojmowano inaczej. Dlatego zginął Henryk Pobożny, a ze współczesnych Raginis, Fieldorf, Pilecki. Postawa podwójnie godna szacunku, bo wszycy oni mieli świadomość zagrożenia życia. Spieprzali za to gremialnie francuscy żołnierze i oficerowie. Po obrońcach twierdzy Antwerpia została tylko góra mundurów i karabinów. Nawet nie spojrzeli w twarz Niemcom, tylko uciekli przed ich przybyciem. Dzisiaj nie ma już kwestii życia i śmierci, jest tylko dylemat zakupowy Real vs Harrods i motoryzacyjny - dwunastoletnie VW po Niemcu vs nowy Vauxhall z Gliwic. Jeszcze kwestia szans rozwojowych dla siebie i dzieci. Do mało ekskluzywnego klubu - rozwiązawszy w/w dylematy - doszlusowują mieszkańcy dorzecza. Przynajmniej w jednym, skutecznie i z fasonem doganiają Europę. The author has edited this post (w 24.11.2013)
randolph Nasze obowiązki niewiele różnią się od żołnierskich. Mniejszy kaliber, nie ryzykuje się życia, Ojczyzna nie płaci żołdu. Tyle różnic.
Popieram. Ja całkowicie rozumiem i popieram wyjazd osoby prześladowanej (politycznie, policyjnie, zawodowo etc.) lub mającej problemy z pracą i utrzymaniem rodziny. Co do dobrze zarabiających poszukiwaczy cieplejszej wody w kranie mam już niejakie wątpliwości. The author has edited this post (w 24.11.2013)
W "Szkicach piórkiem" mozna odnaleźć postać "wiertacza pereł". Jemu też nikt nie potrafił zapewnić warunków już nie do rozwoju ale do pracy w zawodzie. Tamten człowiek był ograniczony umysłowo, bo nie wpadl na pomysł emigracji do krainy wiertaczy pereł. Dlatego też był wieloletnim bezrobotnym z unikalnymi kwalifikacjami zawodowymi. Moi rodacy stoją wyżej niż ów nieszczęśnik, więc oprócz bezrobocia (bo hodowla świń lub handel gwoździami in situ z oczywistych względów nie wchodzi w grę) kalkulują również wyjazd do krain wiertaczy pereł.
I ruszyli - najpierw stępa, Potem kłusem, cwałem wreszcie, Poszła świetna polska jazda, Poszli Węgrzy niczym diabli, Jak stalowa, ostra drzazga, Jak błyszczące ostrze szabli, I widziano jak lecieli Pędem wielkim i szalonym, I widziano, jak tonęli W morzu Turków niezmierzonym. Poczem z piórem, siadł nad kartką Mnich uczony, stary skryba: - Warto było, czy nie warto? Odwrót byłby lepszy chyba... Chrzanił zacny zjadacz chleba Czas nad nami wartko goni, I tak kiedyś umrzeć trzeba, To już lepiej tak jak oni. Zresztą - koniec dzieło wieńczy, Mnich w klasztorze kipnął marnie, A szalony król Warneńczyk Ma grobowiec w pięknej Warnie, http://www.waligorski.art.pl/liryka.php?litera=r&nazwa=200
MarianX Co do dobrze zarabiających poszukiwaczy cieplejszej wody w kranie mam już niejakie wątpliwości.
Ale tu nie chodzi o poszukiwanie cieplejszej wody. Czynniki egzystencjalno-materialne mają drugorzędne znaczenie. Po prostu ludzie mają już dość szamotania się. O co w Polsce chodzi, może ktoś wie ? Zachód oferuje jakąś zagrywkę, może zbytnio pedalską i dekadencką, ale oferuje. Tam da się żyć jakimś komfortrm psychicznym, u nas nie. Powiem tak, wiecie co ja teraz robię ? Walczę z absurdami nie znanymi w innych krajach. Właściwie tylko tym się zajmuję codziennie. Kontaktuje się z kancelariami prawniczymi i firmami windykacyjnymi celem ściągnięcia pieniądzy, pomagam pracownikom rozwiązywać problemy na budowach tworząc nieprawdopodbne ilości pism, kombinuje jak tu unikać pułapek stawianych przez inwestorów czy generalnych wykonawców itd., itp. Wykonać robotę dobrze i terminowo ? To jest najmniejszy problem, zmusić do odebrania roboty, przyjęcia faktury i wykonania przelewu, to jest sztuka. Lawirują kurwy jak mogą, wszyscy i wszędzie. Moi kierownicy, w większości młodzi nie dają już rady psychicznie, dlatego zauważyłem, że muszę trochę zajmować się sprawami, którymi dawno się już nie zajmowałem. Jeżdżę też na spotkania. Ostatnio jedno z nich, z dyrektorem kontraktu jednego z więszych generalnych wykonawców w Polsce trwało 4 minuty. Próbują nam bezczelnie wcisnąć roboty dodatkowe, które nie są objęte umową, ale chcą żebyśmy je wykonywali gratis. Idą na rympał, ale większość firm pęka bo straszą karami, zabraniem zabezpieczeń itd. Ja już się nawet na takich spotkaniach nie denerwuję, spokojnie odbijam piłeczkę. Tutaj nawet nie musiałem sam szybko wychodzić, bo dyrektor po paru zdaniach stwierdził, że się nie dogadamy. Dogadanie się wg tego pana miało wyglądać tak, że w 100 % zrobimy to czego oni chcą. Sprawa skończy się w sądzie, na bank, co też mnie wcale nie dziwi. Bo to jest tak, że generalny już utopił na kontrakcie 30 mln, muszą się odkuć na powykonawcach. Inwestor ma to też wszystko w dupie, państwowa instytucja, chodzi o to żeby nie być za cokolwiek odpowiedzialnym. Co ciekawe, po tej rozmowie z dyrektorem kierownicy generalnego wykonawcy koniecznie chcieli się ze mną skontaktować. No i z jednym rozmawiałem, przepraszał mnie, mówił że mamy rację, że oni wiedzą że to nie fair itd., itp. Nawet podpowiedzieli mi do kogo uderzyć na samym szczycie decyzyjnym, żeby coś ugrać poza dyrekcją budowy. I tak mamy praktycznie wszędzie. Jedna wielka wojna o sprawy, które nie powinny być przedmiotem żadnych dyskusji. Co słabsi pękają, na budowie o której pisze wykończyli parę małych, bezbornnych firm, jakieś próby samobjcze były, zawały itd. Pytanie zasadnicze - po co nam to wszystko ? To nie ja stworzyłem to piekło, nie my generujemy te wszystkie problemy, jeżeli ta banda skurwysynów, lawirantów czy po prostu debili chce sobie w takim pańśtwie żyć to niech żyją. Najbardziej mnie przeraża to, że nie mam żadnego wpływu. Mogę tylko lepiej lub gorzej się bronić. Zamęczyć to już nie dadzą rady, bo się zaimpregnowaliśmy, ale wykończyć - tak. JORGE> The author has edited this post (w 25.11.2013)
JORGE : Nie twierdzę, że nie byliśmy. Ale może tak być, że już nie jesteśmy.
No to znowu będziemy, może za kilka pokoleń. W czym problem? Czasem człowiek ma katar ale potem znowu jest zdrowy.
A w tym problem, że to może nie jest katar a nowotwór. Padały całe cywilizacje, narody tym bardziej. A mi się wydaje, że obecny sposób wykańczania mentalności narodów jest jakby zaprojektowany pod Polaków. Nie udało się eksterminować to trzeba użyć bardziej wyrafinowanych środków. Oczywiście nie mam wątpliwości, że historia faluje i wszystko można odwrócić. Prawie wszystko. JORGE>
Czytam ten wątek i nazbierało mi się kilka spraw. 1. Może nie "każdy" ale większość osób decydujących się na wyjazd pozostanie, kieruje się własnym , unikalnym połączeniem różnego rodzaju motywów. Oczywiście można je próbować posystematyzować w jakieś grupy, ale i tak będzie ich kilka. Dlatego osobiście jestem przeciwnikiem bardzo zgeneralizowanych uogólnień, w rodzaju "wyjeżdżają wuje" czy "zostanają bugodrzany". Bo obydwa krzywdzą całe rzesze niesłychanie porządnych i przyzwoitych ludzi. 2. Jeżeli chodzi o przechowanie tego co jest ważne dla Polskości to, moim zdaniem, od motywacji wyjazdu o niebo ważniejszy jest stosunek d tego "depozytu". Znam ludzi, których ojcowie czy dziadkowie wyjechali za Atlantyk z przyczyn czysto ekonomicznych ale zachowali ogromy szacunek dla Polskości. Na tyle duży, że nawet osiągnąwszy sukces swoje przywiązanie do polskości przekazali na drugie, trzecie a nawet czwarte pokolenie. Ale znam też takich, którzy z PRL-u uciekli (lub po wojnie z zachodu nie wrócili) z przyczyn ideologicznych ale chętnie wygłaszają tyrady będące wariantami Tuskowego "Polskość to nienormalność" . 3. Z historii znam tylko jeden naród, który z sukcesem odbudował strukturę państwową pomimo pozostawania przez wiele pokoleń w disaporze. Nieco lepiej jest z nacjami, które na emigracji przechowały swój "depozyt kulturowy" - ale też, "nie za bogato" jak mówią u mnie we wsi. Przy czym warto zwrócić uwagę, że nie było to "przechowywanie bierne" ale raczej "agresywne". Na czym polegała ta "agresywność"? Ano najogólniej rzecz ujmując na trzymaniu się razem i popieraniu swoich. Co ważne także wtedy, kiedy się już przebiło. Niestety nasza emigracja, generalnie rzecz biorąc niespecjalnie się w tej dziedzinie wykazywała. Znajomy moich rodziców - wnuk przedpierwszowojennych emigrantów - powiedział kiedyś, że Żydzi, Włosi, Irlandczycy czy Meksykanie organizują się w USA po to, żeby zdobywać nowe obszary (nie w sensie geograficznym ale społecznym) lub pilnować "stanu posiadania". Dlatego kiedy ktoś zaczepi się "wyżej" ciągnie za sobą rodaków. Z kolei Polacy i Czesi tylko organizują się, żeby przetrwać, a ci co wyrosną ponad innych nie ciągną w górę tylko się od nich odcinają. Co ciekawe, jest to zbieżne, z poczynioną swego czasu przez kogoś na FF lub FR obserwacją, że w czasach największego rozkwitu zorganizowanej przestępczości w USA było trochę "wysokich" mafiozów z polskimi korzeniami ale nie powstała żadna licząca się polska mafia. I w ten sposób płynnie przechodzimy do, moim zdaniem bardzo dyskusyjnego stwierdzenia.
los Binienda i Cieszewski zrobili więciej niż większość polskich miasteczek średniej wielkości.
Bo co to znaczy "zrobili więcej"? Są wybitnymi specjalistami w swoich dziedzinach, nie kryją swej polskości ale co z tego dla tej polskości wynika? Afiliacje większości istotnych publikacji z polską się nie kojarzą. Przed włączeniem się w prace ZP też zdaje się z polskimi uczelniami ani naukowcami zbyt intensywnie nie współpracowali. Czy można ich życiorysów użyć do poparcia tezy iż polskość to "szerokość życia" *? Pewnie tak. Chociaż dużo łatwiej na tych - i podobnych - przykładach pokazać, że polski specjalista rozwinąć się może dopiero w anglosaskich czy innych "bardziej zachodnich" strukturach. A od tego dość łatwo przeprowadzić rozumowanie, że "Polacy najlepiej pracują pod nadzorem bardziej cywilizowanych struktur" (tekst autentyczny) co mnie osobiście kojarzy się ze znaną diagnozą: " Zasadniczo Polacy są - kiedy się ich grzecznie i delikatnie traktuje - najbardziej godnymi zaufania siłami roboczymi w Europie " EDIT * Co do "szerokości życia", to szczerze mówiąc ciągle nie bardzo rozumiem co konkretnie oznacza to pojęcie.. The author has edited this post (w 25.11.2013)
Randolph, zycze sukcesow w zapasach z potworem pana Cogito. Ale czeka cie powalenie bezwładem, zwyczajna śmierć bez glorii, uduszenie bezkształtem. Juz pisalem cos czego nie przeczytales - wtedy byli dotykalni Prusacy i Moskale, dzis jest tylko potwor pana Cogito. Z nim nikt nie wygral.
allium Co do "szerokości życia", to szczerze mówiąc ciągle nie bardzo rozumiem co konkretnie oznacza to pojęcie.
Poniewaz pan Roman umarl jakis czas temu, nie mozemy go zapytac wprost i musimy sie domyslac z jego pism. Zostawil ich na szczescie sporo i maja one dosc jednolita wymowe, wiec indentyfikacja pojecia nie powinna sprawiac problemu. Mnie go nie sprawila ani troche. Dla Dmowskiego szeroko zyli Anglicy podbijajac caly swiat a ksiazeta Lubomirscy przepuszczajacy majatek - zyli byc moze przyjemnie, moze na szerokiej stopie ale bardzo wasko. The author has edited this post (w 25.11.2013) Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
Nie negując sensu podbijania świata, ekspansji w nauce, etc. uważam równocześnie, że nie sa to jedyne słuszne i dopuszczalne recepty na życie. Nie każdemu pisane wspinanie się do góry w rozumieniu społecznym. Można pędzić "zwykłe" życie, orząc, siejąc i skupiając się na zachowaniu przykazań Bożych. W moim rozumieniu to jest równoważny zamiennik za żywot kolonizatora/odkrywcy/profesjonalisty Jest takie opowiadanie Tołstoja, o dwóch chłopach, którzy na starość wybrali się na pieszą pielgrzymkę do Jerozolimy. Poszukam i spróbuję podlinkowac wieczorem, bo to doskonała odpowiedź na kwestię "szerokości życia" (cokolwiek owo okreslenie oznacza). The author has edited this post (w 25.11.2013)
Dlatego upre sie przy wykonaniu wysilku przy probie zrozumienia okreslenia pana Romana "zadza szerokosci zycia", ktore ma wiele wspolnego z terminem "pasjonarnosc" niejakiego Gumofilca. Rozmowa zlosliwa, sprowadzajaca do lapania oponenta za slowka nie ma sensu. A mam podstawy przypuszczac, ze sprowadzenie terminu "zycie szerokie" do trwonienia majatku bylo tylko i wylacznie zlosliwoscia. A co do pędzenia zwykłego życie, orząc, siejąc i skupiając się na zachowaniu przykazań Bożych, to stwierdze z cala odpowiedzialnoscia - nie, cos takiego obecnie miedzy Odra a Bugiem jest absolutnie niemozliwe. To cos trzeba sobie wywalczyc a wysilek do tego potrzebny jest pewnie porownywalny do wysilku, jakim wykazali sie Anglicy podbijajac Indie. Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
los A co do pędzenia zwykłego życie, orząc, siejąc i skupiając się na zachowaniu przykazań Bożych, to stwierdze z cala odpowiedzialnoscia - nie, cos takiego obecnie miedzy Odra a Bugiem jest absolutnie niemozliwe. To cos trzeba sobie wywalczyc a wysilek do tego potrzebny jest pewnie porownywalny do wysilku, jakim wykazali sie Anglicy podbijajac Indie.
Pełna zgoda. I dlatego właśnie ludziom którzy się tego świadomie podejmują należy się moim zdaniem szacunek. Nie mniejszy, niż tym, którzy przechowują Polskość wyjeżdżając z Polski i wspinając się na wyżyny w nauce, sztuce czy biznesie. Bo co jest alternatywą? Naród w diasporze? Czy może rekolonizacja - jak w Judei po babilońskiej niewoli.
To jest dopiero gwóźdź - czy da się wieść w Polsce "zwykłe życie"? Jeśli chce się żyć w zgodzie z przykazaniami czy choćby z szacunkiem do siebie, szarpanina ma miejsce wszędzie. Na uczelni, w pracy, w przedszkolu czy szkole dziecka, na osiedlu i w sklepie, itd.
Szarpanina sama w sobie nie jest niczym zlym, bo jest formacja. Problem jest w tym, ze jest to przegrana szarpanina: powalenie bezwładem, zwyczajna śmierć bez glorii, uduszenie bezkształtem. Mozna stac na przegranym posterunku w imie wyzszego celu ale jesli czlowiek ma sie decydowac sie na to straszna smierc - powolne uduszenie niebytem, uduszenie nie z zewnatrz ale od srodka, to musi miec w imie czego. W imie czego, Randolph? Uprzedzajac odpowiedz - w imie trwania narodu miedzy Odra a Bugiem? Nie zapewni trwania narodu to, ze rozgoryczeniem upodobnisz sie do swoich przesladowcow. The author has edited this post (w 25.11.2013) Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
Jeżeli przypomnimy sobie historię agonii Cesarstwa Zachodniego, rolę jaka wówczas przypadła chrześcijaństwu oraz kim byli wtedy chrześcijanie, to jasnym stanie się, że "zwykle życie" jest jak najbardziej osiągalne i dziś. Trzeba tylko trochę spuścić łeb w dół i trochę się wyizolować.
Chrzescijanie w dwu tysiacach lat historii izolowali sie przez dwa dni czyli czas statystycznie nieznaczacy - od ukrzyzowania do Zmartwychwstania. A lba przed mocami swiata wcale nie spuszczali. Obawiam sie, ze nieco bluznimy. Przy calej naszej estymie dla Polski musimy sobie zdawac sprawe, ze jest ona bytem calkiem z tego swiata w zwiazku z czem do odzyskania jest przy uzyciu srodkow z tego swiata. Jesli rozstaniemy rozszarpani przez lwy na arenie, moze to nam zapewnic Krolestwo Niebieskie ale droga do Krolestwa Polskiego jest inna. Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
los Szarpanina sama w sobie nie jest niczym zlym, bo jest formacja. Problem jest w tym, ze jest to przegrana szarpanina: powalenie bezwładem, zwyczajna śmierć bez glorii, uduszenie bezkształtem. Mozna stac na przegranym posterunku w imie wyzszego celu ale jesli czlowiek ma sie decydowac sie na to straszna smierc - powolne uduszenie niebytem, uduszenie nie z zewnatrz ale od srodka, to musi miec w imie czego. W imie czego, Randolph? Uprzedzajac odpowiedz - w imie trwania narodu miedzy Odra a Bugiem? Nie zapewni trwania narodu to, ze rozgoryczeniem upodobnisz sie do swoich przesladowcow.
Pytanie do kol Randolpha ale się wetnę z moją odpowiedzią
W imię zachowania miedzy Bugiem a Odrą choćby wysepek Polskości. Jak dobrze pójdzie to będą one jak zakwas dla "tenkrajowej" masy, jak pójdzie gorzej będą przyczólkiem do przyszłej "rekolonizacji". Jak pójdzie całkiem źle, to Polskości nie będzie ani tu ani w diasporze - zostanie tylko egzotyczny język i jakieś "elementy folkloru". Tak jak pisałem wcześniej - ludzie są różni. Dla jednych "duszne" i nie do wytrzymanie jest zycie w kraju coraz bardziej zdemoralizowanym i wyzutym z wartości, dla innych równie straszna jest egzystencja na obczyźnie, gdzie wprawdzie może syciej, stabilniej i bez wielu absurdów czy draństw, ale jednak bez historii machającej z mogił przodków, wieży koscielnej czy lasu, w którym zod pokoleń zbierano borówki, ścinano drzewa i chroniono się przed niebezpieczeństwem. Każdy wybiera sam, i sam ponosi wszelkie - negatywne i pozytywne konsekwencje swoich wyborów...
los : W imie czego, Randolph? Uprzedzajac odpowiedz - w imie trwania narodu miedzy Odra a Bugiem? Nie zapewni trwania narodu to, ze rozgoryczeniem upodobnisz sie do swoich przesladowcow.
W imię zachowania miedzy Bugiem a Odrą choćby wysepek Polskości.
Czy istnieje zagrozenie, ze miedzy Odra a Bugiem nie zostanie nikt mowiacy po polsku? Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
los : W imie czego, Randolph? Uprzedzajac odpowiedz - w imie trwania narodu miedzy Odra a Bugiem? Nie zapewni trwania narodu to, ze rozgoryczeniem upodobnisz sie do swoich przesladowcow.
W imię zachowania miedzy Bugiem a Odrą choćby wysepek Polskości.
Czy istnieje zagrozenie, ze miedzy Odra a Bugiem nie zostanie nikt mowiacy po polsku?
Kolega sam wielokrotnie zwracał uwagę na fakt, ze "Polskość" to trochę co innego niż posługiwanie się polskim jako pierwszym jezykiem. W Wilamowicach mają swój jezyk ale nikomu do głowy nie przyjdzie mówić o czym takim jak "wilamowickość". Pozwolę sobie przypomnieć: Jeżeli wszyscy reprezentujący Polskość
los A tak w ogóle to jest taka piosenka: Żeby Polska była Polską. Nie idzie o samo istnienie Polski, bo i pierwszy i drugi PRL były sui generis Polską tylko o to by forma istnienia tej Polski była polska. A co to jest polskość? Mój kolega kiedyś zauważył, że polscy matematycy tworzyli inne prace niż Zachodniacy. Na Zachodzie matematyka to jest rachunkowa dłubanina, z której coś wyniknie lub nie, polski matematyk kilkoma pociągnięciami pióra tworzył konstrukcję, która wywracała na nice całe dotychczasowe podejście. Tak, nawet matematyka może być polska. Polskość to szeroki oddech, to szczodrość, to odwaga. Że Lubomirscy szyli szeroko w Paryżach i Londynach? W Londynie żyć szeroko da się na jeden sposób - będąc traderem w City, wszystko inne jest ciasne. W Paryżu chyba w ogóle się nie da.
EDIT W którymś poście przywoływał kolega rolę Polskich emigrantów w odtwrzeniu Polski po I WŚ. Z opowieściach dziadka, który służył pod Andersem pojawiał się Teoś - polonus z USA, który uparł się służyć w polskiej armii chociaż po polskiu mówił tak, że niemal nie szło go zrozumieć... The author has edited this post (w 25.11.2013)
allium Kolega sam wielokrotnie zwracał uwagę na fakt, ze "Polskość" to trochę co innego niż posługiwanie się polskim jako pierwszym jezykiem.
Wlasnie. Perelacy to potencjalni Polacy, ktorym demon wyzarl dusze. Przed tym demonem mamy sie bronic - wszelkimi srodkami. Jesli tylko wyjazd za granice moze uchronic kogos przed rozgoryczeniem, przed uznaniem, ze istnieje tylko zlo - niech wyjezdza. Przeslanie filmu Sztwierni i Bratkowskiego bylo inne - mamy trzymac sie ziemi nawet za cene zostania sprzedawca gwozdzi, nawet za cene (formalnej) degradacji. Dlatego, ze naszymi wrogami sa Prusacy, a Prusacy byli wtedy na szczycie pasjonarnosci - kto z nimi walczyl chocby sprzedajac gwozdzie, temu degradacja nie grozila. Trzeba bylo sie wspiac na szczyt czlowieczenstwa, by z nimi wygrac nawet na rynku gwozdzi. Dzis jest inaczej - naszym wrogiem jest demon Acedii, ktory wysysa dusze, i to duszy mamy bronic. Wszelkimi srodkami, jesli konieczny jest wyjazd, niech to bedzie wyjazd. Ja osobiscie emigrowac nie zamierzam (wbrew pozorom emigrantem nie jestem) ale innych wstrzymywac nie bede. Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
Czy istnieje zagrozenie, ze miedzy Odra a Bugiem nie zostanie nikt mowiacy po polsku?
Kolega sam wielokrotnie zwracał uwagę na fakt, ze "Polskość" to trochę co innego niż posługiwanie się polskim jako pierwszym jezykiem
Szkoci mówią po angielsku, szkockiego nie znają (no, 100.000 przyznaje się, że coś tam zna i "godo w doma"). === Właśnie przed chwilą kupiłem w Szkocji 300 kaw nesspresso. za 252,53 zł (tak mi przeliczył bank ING). Za ten sam zestaw w polskim sklepiku nespresso zapłaciłbym.... 498 zł! Dlaczego Tam się opłaca, a Tu trzeba aż tyle bulić?*@&%!*
Polskość jako posługiwanie się ynliszlenłydż: fragment, reszta tutaj wPolityce.pl: Urodziła się pani w Wielkiej Brytanii, nie mówi pani po polsku. Co zainspirowało panią do podjęcia badań historycznych nad krajem, z którego pani pochodzi? Dr Halik Kochanski: Oboje moi rodzice byli Polakami. Ojciec pochodził ze Stanisławowa. W czasie II wojny światowej został wraz z całą rodziną ewakuowany do Kazachstanu. Moja mama opuściła okupowaną Polskę, wyemigrowała do Austrii, stamtąd dostała się do Szwajcarii, a następnie trafiła do Włoch, gdzie uczęszczała do polskiej szkoły zorganizowanej przez II Korpus Polski generała Andersa. Po wojnie znalazła się w Wielkiej Brytanii, gdzie poznała mojego ojca. Zawsze byłam świadoma swoich polskich korzeni . Część mojej rodziny nadal mieszka w Polsce. Znałam jednak tylko część historii Polski. Mój ojciec nigdy nie chciał opowiadać o okresie deportacji do Kazachstanu. Koszmary senne związane z okresem zesłania towarzyszyły mu do końca życia. Dopiero tuż przez śmiercią zdecydował się podzielić z nami garścią wspomnień z czasu niewoli. Losy moich rodziców sprawiły, że zapragnęłam dowiedzieć się czegoś więcej na temat historii Polski. =================== O czym jest rozmowa? O tym: - Jak przyjmowana jest przez Brytyjczyków pani książka pt. "Orzeł niezłomny" poświęcona Polakom w II wojnie światowej? - Mam nadzieję, że wniosła ona coś do polskiej historiografii. Szczególnie interesowała mnie odpowiedź na pytanie, czym była dla Polaków II wojna światowa i jakie przyniosła skutki? Mam nadzieję, że dzięki mojej książce wielu historyków zrozumie, że dla Polski nie była to wojna „wygrana”. Chcę także przypomnieć, czym była Armia Krajowa – największa armia podziemna w okupowanej Europie.
polmisiek Noale jak języka własnego nie będzie, własnego państwa nie będzie, to co będzie?
Jak nic nie będzie, to dobrze, że ta pomyłka historii zniknęła z powierzchni Ziemi. Jakoś nikt nie płacze po Połowcach. Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
Komentarz
Czy ja choć przez chwilę pisałem cokolwiek o Somalii?
Albo że Tajlandia jest cacy?
Tak samo pisanie "korwinizm", "korwinowski", etc. jest bezrefleksyjnym powielaniem niaciąganych wywodów pseudogenealogicznych Janusza Mikke, którego mieszczański Schwarze Rabe ma o pwszem coś wspólnego z klejnotem Korwin, mnej więcej tyle co kawka z krukiem.
Wracając do meritum. Nad obecne nowoczesne państwo, przedkładam na przykład powojenny RFN z czasów Erharda. To taki jeden mały przykład. Nie piszę nic więcej, bo liczę, że Szanowny Pan poczyta i oceni samodzielnie.
Współczesna cywilizacja rozmontowała i zniszczyła rodzinę. Wystarczy, żeby odrzucić to cywilizacyjne "dobro" w całości.
JORGE>
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
A jednak poszedł i zginął.
Przez tysiąclecia obowiązki pojmowano inaczej. Dlatego zginął Henryk Pobożny, a ze współczesnych Raginis, Fieldorf, Pilecki. Postawa podwójnie godna szacunku, bo wszycy oni mieli świadomość zagrożenia życia. Spieprzali za to gremialnie francuscy żołnierze i oficerowie. Po obrońcach twierdzy Antwerpia została tylko góra mundurów i karabinów. Nawet nie spojrzeli w twarz Niemcom, tylko uciekli przed ich przybyciem. Dzisiaj nie ma już kwestii życia i śmierci, jest tylko dylemat zakupowy Real vs Harrods i motoryzacyjny - dwunastoletnie VW po Niemcu vs nowy Vauxhall z Gliwic. Jeszcze kwestia szans rozwojowych dla siebie i dzieci. Do mało ekskluzywnego klubu - rozwiązawszy w/w dylematy - doszlusowują mieszkańcy dorzecza. Przynajmniej w jednym, skutecznie i z fasonem doganiają Europę.
The author has edited this post (w 24.11.2013)
Ja całkowicie rozumiem i popieram wyjazd osoby prześladowanej (politycznie, policyjnie, zawodowo etc.) lub mającej problemy z pracą i utrzymaniem rodziny.
Co do dobrze zarabiających poszukiwaczy cieplejszej wody w kranie mam już niejakie wątpliwości.
The author has edited this post (w 24.11.2013)
Potem kłusem, cwałem wreszcie,
Poszła świetna polska jazda,
Poszli Węgrzy niczym diabli,
Jak stalowa, ostra drzazga,
Jak błyszczące ostrze szabli,
I widziano jak lecieli
Pędem wielkim i szalonym,
I widziano, jak tonęli
W morzu Turków niezmierzonym.
Poczem z piórem, siadł nad kartką
Mnich uczony, stary skryba:
- Warto było, czy nie warto?
Odwrót byłby lepszy chyba...
Chrzanił zacny zjadacz chleba
Czas nad nami wartko goni,
I tak kiedyś umrzeć trzeba,
To już lepiej tak jak oni.
Zresztą - koniec dzieło wieńczy,
Mnich w klasztorze kipnął marnie,
A szalony król Warneńczyk
Ma grobowiec w pięknej Warnie,
http://www.waligorski.art.pl/liryka.php?litera=r&nazwa=200
JORGE>
The author has edited this post (w 25.11.2013)
JORGE>
1. Może nie "każdy" ale większość osób decydujących się na wyjazd pozostanie, kieruje się własnym , unikalnym połączeniem różnego rodzaju motywów. Oczywiście można je próbować posystematyzować w jakieś grupy, ale i tak będzie ich kilka. Dlatego osobiście jestem przeciwnikiem bardzo zgeneralizowanych uogólnień, w rodzaju
"wyjeżdżają wuje"
czy "zostanają bugodrzany".
Bo obydwa krzywdzą całe rzesze niesłychanie porządnych i przyzwoitych ludzi.
2. Jeżeli chodzi o przechowanie tego co jest ważne dla Polskości to, moim zdaniem, od motywacji wyjazdu o niebo ważniejszy jest stosunek d tego "depozytu".
Znam ludzi, których ojcowie czy dziadkowie wyjechali za Atlantyk z przyczyn czysto ekonomicznych ale zachowali ogromy szacunek dla Polskości. Na tyle duży, że nawet osiągnąwszy sukces swoje przywiązanie do polskości przekazali
na drugie, trzecie a nawet czwarte pokolenie. Ale znam też takich, którzy z PRL-u uciekli (lub po wojnie z zachodu nie wrócili) z przyczyn ideologicznych ale chętnie wygłaszają tyrady będące wariantami Tuskowego "Polskość to nienormalność" .
3. Z historii znam tylko jeden naród, który z sukcesem odbudował strukturę państwową pomimo pozostawania
przez wiele pokoleń w disaporze. Nieco lepiej jest z nacjami, które na emigracji przechowały swój "depozyt kulturowy" - ale też, "nie za bogato" jak mówią u mnie we wsi. Przy czym warto zwrócić uwagę, że nie było to "przechowywanie bierne" ale raczej "agresywne". Na czym polegała ta "agresywność"? Ano najogólniej rzecz ujmując na trzymaniu się razem i popieraniu swoich. Co ważne także wtedy, kiedy się już przebiło. Niestety nasza emigracja, generalnie rzecz biorąc niespecjalnie się w tej dziedzinie wykazywała. Znajomy moich rodziców -
wnuk przedpierwszowojennych emigrantów - powiedział kiedyś, że Żydzi, Włosi, Irlandczycy czy Meksykanie organizują się w USA po to, żeby zdobywać nowe obszary (nie w sensie geograficznym ale społecznym)
lub pilnować "stanu posiadania". Dlatego
kiedy ktoś zaczepi się "wyżej" ciągnie za sobą rodaków. Z kolei
Polacy i Czesi tylko organizują się, żeby przetrwać, a ci co wyrosną ponad innych nie ciągną w górę tylko się od nich odcinają.
Co ciekawe, jest to zbieżne, z poczynioną swego czasu przez kogoś na FF lub FR obserwacją, że w czasach największego rozkwitu zorganizowanej przestępczości w USA było trochę "wysokich" mafiozów z polskimi korzeniami ale nie powstała żadna licząca się polska mafia.
I w ten sposób płynnie przechodzimy do, moim zdaniem bardzo dyskusyjnego stwierdzenia. Bo co to znaczy "zrobili więcej"?
Są wybitnymi specjalistami w swoich dziedzinach, nie kryją swej polskości ale co z tego dla tej polskości wynika? Afiliacje większości istotnych publikacji z polską się nie kojarzą. Przed włączeniem się w prace ZP też zdaje się z polskimi uczelniami ani naukowcami zbyt intensywnie nie współpracowali.
Czy można ich życiorysów użyć do poparcia tezy iż polskość to "szerokość życia" *? Pewnie tak.
Chociaż dużo łatwiej na tych - i podobnych - przykładach pokazać, że polski specjalista rozwinąć się może dopiero w anglosaskich czy innych "bardziej zachodnich" strukturach. A od tego dość łatwo przeprowadzić rozumowanie, że "Polacy najlepiej pracują pod nadzorem bardziej cywilizowanych struktur" (tekst autentyczny) co mnie osobiście kojarzy się ze znaną diagnozą: "
Zasadniczo Polacy są - kiedy się ich grzecznie i delikatnie traktuje - najbardziej godnymi zaufania siłami roboczymi w Europie
"
EDIT
* Co do "szerokości życia", to szczerze mówiąc ciągle nie bardzo rozumiem co konkretnie oznacza to pojęcie..
The author has edited this post (w 25.11.2013)
Dla Dmowskiego szeroko zyli Anglicy podbijajac caly swiat a ksiazeta Lubomirscy przepuszczajacy majatek - zyli byc moze przyjemnie, moze na szerokiej stopie ale bardzo wasko.
The author has edited this post (w 25.11.2013)
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
The author has edited this post (w 25.11.2013)
Rozmowa zlosliwa, sprowadzajaca do lapania oponenta za slowka nie ma sensu. A mam podstawy przypuszczac, ze sprowadzenie terminu "zycie szerokie" do trwonienia majatku bylo tylko i wylacznie zlosliwoscia.
A co do pędzenia zwykłego życie, orząc, siejąc i skupiając się na zachowaniu przykazań Bożych, to stwierdze z cala odpowiedzialnoscia - nie, cos takiego obecnie miedzy Odra a Bugiem jest absolutnie niemozliwe. To cos trzeba sobie wywalczyc a wysilek do tego potrzebny jest pewnie porownywalny do wysilku, jakim wykazali sie Anglicy podbijajac Indie.
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
W imie czego, Randolph? Uprzedzajac odpowiedz - w imie trwania narodu miedzy Odra a Bugiem? Nie zapewni trwania narodu to, ze rozgoryczeniem upodobnisz sie do swoich przesladowcow.
The author has edited this post (w 25.11.2013)
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
Obawiam sie, ze nieco bluznimy. Przy calej naszej estymie dla Polski musimy sobie zdawac sprawe, ze jest ona bytem calkiem z tego swiata w zwiazku z czem do odzyskania jest przy uzyciu srodkow z tego swiata. Jesli rozstaniemy rozszarpani przez lwy na arenie, moze to nam zapewnic Krolestwo Niebieskie ale droga do Krolestwa Polskiego jest inna.
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
W imię zachowania miedzy Bugiem a Odrą choćby wysepek Polskości. Jak dobrze pójdzie to będą one jak zakwas dla "tenkrajowej" masy, jak pójdzie gorzej będą przyczólkiem do przyszłej "rekolonizacji". Jak pójdzie całkiem źle, to Polskości nie będzie ani tu ani w diasporze - zostanie tylko egzotyczny język i jakieś "elementy folkloru". Tak jak pisałem wcześniej - ludzie są różni. Dla jednych "duszne" i nie do wytrzymanie jest zycie w kraju coraz bardziej zdemoralizowanym i wyzutym z wartości, dla innych równie straszna jest egzystencja na obczyźnie, gdzie wprawdzie może syciej, stabilniej i bez wielu absurdów czy draństw, ale jednak bez historii machającej z mogił przodków, wieży koscielnej czy lasu, w którym zod pokoleń zbierano borówki, ścinano drzewa i chroniono się przed niebezpieczeństwem.
Każdy wybiera sam, i sam ponosi wszelkie - negatywne i pozytywne konsekwencje swoich wyborów...
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
Pozwolę sobie przypomnieć:
Jeżeli wszyscy reprezentujący Polskość EDIT
W którymś poście przywoływał kolega rolę Polskich emigrantów w odtwrzeniu Polski po I WŚ. Z opowieściach dziadka, który służył pod Andersem pojawiał się Teoś - polonus z USA, który uparł się służyć w polskiej armii chociaż po polskiu mówił tak, że niemal nie szło go zrozumieć...
The author has edited this post (w 25.11.2013)
Przeslanie filmu Sztwierni i Bratkowskiego bylo inne - mamy trzymac sie ziemi nawet za cene zostania sprzedawca gwozdzi, nawet za cene (formalnej) degradacji. Dlatego, ze naszymi wrogami sa Prusacy, a Prusacy byli wtedy na szczycie pasjonarnosci - kto z nimi walczyl chocby sprzedajac gwozdzie, temu degradacja nie grozila. Trzeba bylo sie wspiac na szczyt czlowieczenstwa, by z nimi wygrac nawet na rynku gwozdzi.
Dzis jest inaczej - naszym wrogiem jest demon Acedii, ktory wysysa dusze, i to duszy mamy bronic. Wszelkimi srodkami, jesli konieczny jest wyjazd, niech to bedzie wyjazd.
Ja osobiscie emigrowac nie zamierzam (wbrew pozorom emigrantem nie jestem) ale innych wstrzymywac nie bede.
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
===
Właśnie przed chwilą kupiłem w Szkocji 300 kaw nesspresso.
za 252,53 zł (tak mi przeliczył bank ING). Za ten sam zestaw w polskim sklepiku nespresso zapłaciłbym.... 498 zł!
Dlaczego Tam się opłaca, a Tu trzeba aż tyle bulić?*@&%!*
fragment,
reszta tutaj
wPolityce.pl:
Urodziła się pani w Wielkiej Brytanii,
nie mówi pani po polsku.
Co zainspirowało panią do podjęcia badań historycznych nad krajem, z którego pani pochodzi?
Dr Halik Kochanski:
Oboje moi rodzice byli Polakami.
Ojciec pochodził ze Stanisławowa. W czasie II wojny światowej został wraz z całą rodziną ewakuowany do Kazachstanu. Moja mama opuściła okupowaną Polskę, wyemigrowała do Austrii, stamtąd dostała się do Szwajcarii, a następnie trafiła do Włoch, gdzie uczęszczała do polskiej szkoły zorganizowanej przez II Korpus Polski generała Andersa. Po wojnie znalazła się w Wielkiej Brytanii, gdzie poznała mojego ojca.
Zawsze byłam świadoma swoich polskich korzeni
. Część mojej rodziny nadal mieszka w Polsce. Znałam jednak tylko część historii Polski. Mój ojciec nigdy nie chciał opowiadać o okresie deportacji do Kazachstanu. Koszmary senne związane z okresem zesłania towarzyszyły mu do końca życia. Dopiero tuż przez śmiercią zdecydował się podzielić z nami garścią wspomnień z czasu niewoli. Losy moich rodziców sprawiły, że zapragnęłam dowiedzieć się czegoś więcej na temat historii Polski.
===================
O czym jest rozmowa? O tym:
- Jak przyjmowana jest przez Brytyjczyków pani książka pt. "Orzeł niezłomny" poświęcona Polakom w II wojnie światowej?
- Mam nadzieję, że wniosła ona coś do polskiej historiografii. Szczególnie interesowała mnie odpowiedź na pytanie, czym była dla Polaków II wojna światowa i jakie przyniosła skutki? Mam nadzieję, że dzięki mojej książce wielu historyków zrozumie, że dla Polski nie była to wojna „wygrana”. Chcę także przypomnieć, czym była Armia Krajowa – największa armia podziemna w okupowanej Europie.
Żydzi w to miejsce mieli odrębną religię, ale nasza jest powszechna
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.