JORGE napisal(a): Przesadzam ofkors, ale ja sobie przypominam, że cały czas paplano o wyprowadzeniu młodzieży w wieku posranym z podstawówek.
Czy ktoś robił badania w jakim procencie rzeczywiście tak się stało? Gimnazjum z podstawówką w jednym budynku to chyba częstszy obraz niż gimnazjum ze średnią. Jednym z najczęściej podnoszonych argumentów za gimnazjami było "bo tak jest na Zachodzie" - w domyśle w "starej, dobrej demokracji, nie postpeerelowskiej, przed wojną w Polsce też tak było, dzieciom będzie łatwiej wyjeżdzać poza granice i wracać do zunifikowanego systemu oswiaty". No i w efekcie tego "wyprowadzenia" tylko wzmocniono w tym posranym wieku wszystko to, co trzeba wyciszać - obecnością kolegów młodszych lub starszych. Temat jest dobrze przebadany, największy syf ta reforma zrobiła w głowach dziewczynek.
Cyrylica napisal(a): Nieważne, że część podstawówki będzie w jednym budynku, część w drugim, bo już dopuszczają takie rozwiązania.
W 1987 byłem w I klasie podstawówki, we wsi mieliśmy klasy 1-4 a w miasteczku obok 1-8 oraz 5-8 dla nas. Oczywiście że fajniej byłoby spędzić 8 lat w jednej szkole ale nie do przecenienia jest że miałem te pierwsze klasy u siebie pod nosem. 4+4+4 jak mówi Ignac to lepsze rozwiązanie niż 8+4.
Cyrylica napisal(a): Nieważne, że część podstawówki będzie w jednym budynku, część w drugim, bo już dopuszczają takie rozwiązania.
W 1987 byłem w I klasie podstawówki, we wsi mieliśmy klasy 1-4 a w miasteczku obok 1-8 oraz 5-8 dla nas. Oczywiście że fajniej byłoby spędzić 8 lat w jednej szkole ale nie do przecenienia jest że miałem te pierwsze klasy u siebie pod nosem. 4+4+4 jak mówi Ignac to lepsze rozwiązanie niż 8+4.
To chyba już jest nie do odrobienia. Polikwidowali małe szkółki i te maleństwa są wożone do odległych szkół. Gdzieś był taki przypadek, że dziecko zasnęło, nikt tego nie zauważył i biedactwo samo przesiedziało w autobusie wiele godzin.
Wiem, że czasy były inne, inny ruch na drogach i w ogóle - ale do I klasy najpierw kilka razy podwiozła mnie mama rowerem na bagażniku, a potem już chodziłem sam - 2,5 km w jedną stronę gminną drogą asfaltową.
Fajnie, że jest na co zwalić dużo głębszy problem milenialsów czy jak się to u nas mówi pokolenia Y Inna sprawa, że gimnazja pewnie go tylko spotęgowały.
przemk0 napisal(a): Wiem, że czasy były inne, inny ruch na drogach i w ogóle - ale do I klasy najpierw kilka razy podwiozła mnie mama rowerem na bagażniku, a potem już chodziłem sam - 2,5 km w jedną stronę gminną drogą asfaltową.
Za moich młodych lat (były to lata 70-siąte) propagowano akcję "Podwieź ucznia do szkoły gminnej". Nikt nie publikował statystyk ile było ataków pedofilskich.
przemk0 napisal(a): Wiem, że czasy były inne, inny ruch na drogach i w ogóle - ale do I klasy najpierw kilka razy podwiozła mnie mama rowerem na bagażniku, a potem już chodziłem sam - 2,5 km w jedną stronę gminną drogą asfaltową.
Mama chodziła więcej, od I klasy podstawówki. A poszła w wieku 6 lat, to były lata 50. Potem po latach przeszedłem tamtędy z Tatą, w pogodny letni dzień i trochę się zmęczyłem. A to było codziennie. Obecna młodzież, też mówię nawet o moim pokoleniu, było już lekko rozpieszczona.
JORGE napisal(a): Ale czas skończyć z chowaniem głowy w piasek i odważnie wyjść przeciwko rodzicom. Tak powinno być na poziomie kuratorium, dyrekcji i nauczycieli, rodzic ma być w szkole nikim (przejściowo, zanim rodzice rozumu nie nabiorą).
Zazu napisal(a): To jest to! Rodzic ma być w szkole nikim lub tylko małym dodatkiem. Bo jak na razie każda pani Piprztyńska może zmieszać z błotem nauczyciela, który odważył się zrugać "mojego spokojnego syneczka/córeczkę a to takie grzeczne dobre dziecko".
Bardzo dobry pomysł pod dwoma warunkami: 1. W każdej klasie monitoring z bezpośrednim połączeniem do dyrektora i kuratorium. Nauczyciel złapany na niesprawiedliwym traktowaniu uczniów, olewaniu programu czy innych przewinieniach wylatuje dyscyplinarnie z traci prawo wykonywania zawodu. 2. W Kuratoriach "opcja zero" - tzn. po zwolnieniu wszystkich pracowników zatrudnia się tylko tych, którzy przejdą selekcję na poziomie zbliżonym do procesu beatyfikacyjnego. "Opcja zero" w mniej rygorystycznej formie powinna być także zastosowana w stosunku do nauczycieli. Robię sobie jaja? Oczywiście. Ale to koleżeństwo zaczęło. Bo jeżeli cytowane wpisy były na poważnie, to chyba macie słabe rozeznanie w systemie edukacji. W tej chwili faktycznie jest silne przegięcie w kierunku "praw ucznia", "praw dziecka" i temu podobnych pierdół. Ale wbrew opinii niektórych nauczycieli opisana przez koleżankę Zazu sytuacje nie są bynajmniej częste.
Zazu napisal(a): Bo jak na razie każda pani Piprztyńska może zmieszać z błotem nauczyciela, który odważył się zrugać "mojego spokojnego syneczka/córeczkę a to takie grzeczne dobre dziecko".
Żeby było jasne - nie neguję tego, że zdarzają się kwerulentni czy w inny sposób kłopotliwi rodzice, ale nie zmienia to faktu, że w sytuacji konfliktowej to jednak nauczyciel jest w o niebo silniejszej pozycji. Z kilu powodów. Po pierwsze w większości przypadków jest to kwestia słowa nauczyciela, dorosłego przeciwko słowy dziecka. Po drugie, jeżeli kwestia dotyczy np. krzywdzącego oceniania to obiektywna weryfikacją jest np. sprawdzian czy "przepytanie komisyjne" w obecności dyrektora i innego nauczyciela. I nie trzeba być geniuszem - zwłaszcza jak się samemu uczyło, żeby dobrać pytania w sposób, który ucznia położy. Po trzecie, w skrajnych przypadkach szkoła może rodzicom bardzo skutecznie uprzykrzyć życie wykorzystując troskę o dziecko - np próbując zainteresować odpowidnie służby tym, że być może "są jakieś problemy wychowawcze"... Trzeba bowiem pamiętać, że nauczyciele to nie są anioły z nieba ale ludzie - i tak jak inni ludzie ulegają słabością. A władza - nawet nad dzieckiem i rodzicem - jest często demoralizująca. Poza tym zabranie rodzicom wpływu na to co w szkole niesie ze sobą ryzyko wystawienia młodzierzy na różne indoktrynacje. Nie oszukujmy się, poziom zleminżenia wśród nauczycieli nie jest bynajmniej niższy niż wśród reszty społeczeństwa. A dostępność różnego rodzaju grantów zwięksa pokusę udostępnienia szkoły różnym agitatorom czy edukatorom - np. z "Pontona". Dlatego całkowite pozbawienie rodziców prawa zabierania głosu w sprawach szkoły to IMO czyta głupota. Poza tym gdy dwa lata temu prosiłem o radę przy wtrącaniu się w sprawy szkoły nikt z koleżeństwa nie twierdził, że robię coś złego....
Koleś, dyrcio gimnazjum prywatnego, bardzo sobie narzeka na to wtrącanie się rodzicieli, czasem wręcz uniemożliwiające działalność. Ale to oni - rodzice, łożą na tę szkołę i uważają, że są w najwyższym prawie. Żądające rozmowy rodziców z panem dyrektorem to tam codzienność. Czasem ten człek się prawie załamuje. Wtrącają się do wszystkiego. Dodam, że to twardy gość i bardzo dobry wieloletni pedagog a nie jakaś ględźwa czy płaksa.
Zazu napisal(a): Koleś, dyrcio gimnazjum prywatnego, bardzo sobie narzeka na to wtrącanie się rodzicieli
Ja nie neguję, że wtrącanie się rodziców może być dla nauczycieli uciążliwe. Ale założenie, że "rodzic ma być w szkole nikim" jest, moim zdaniem, najgłupszym sposobem ominięcia tej kwestii. A już narzekanie, że rodzice wtrącają się w działanie szkoły prywatnej to rzecz kuriozalna - w końcu płacą (czasami ciężki pieniądze) między innymi za to by mieć wpływ na sposób nauczania swoich pociech... Szkoła i rodzice muszą współpracować i ustawienie jednej strony na pozycji "bycia nikim" takiej współpracy bynajmniej nie ułatwia.
A ponieważ najlepiej rozmawia sie o konkretach to odsyłam do mojego starego wątku i ponawiam pytania - czy słusznie robiłem "nękając" dyektorkę i panią pedagog czy nie.
Zazu napisal(a): Koleś, dyrcio gimnazjum prywatnego, bardzo sobie narzeka na to wtrącanie się rodzicieli, czasem wręcz uniemożliwiające działalność. Ale to oni - rodzice, łożą na tę szkołę i uważają, że są w najwyższym prawie. Żądające rozmowy rodziców z panem dyrektorem to tam codzienność. Czasem ten człek się prawie załamuje. Wtrącają się do wszystkiego. Dodam, że to twardy gość i bardzo dobry wieloletni pedagog a nie jakaś ględźwa czy płaksa.
@Paweł Tak się zbulwersowałam, że aż nie doczytałam. Kajam się i przepraszam.
@Ignac W ostatnim Gościu Niedzielnym Tomasz Rożek pisze ciekawie nt. pamięci. Otóż na świecie żyje 25 ludzi ze zdiagnozowaną hipermnezją, czyli syndromem wybitnej pamięci. Ci ludzie mają w zasadzie nieograniczoną zdolność do zapamiętywania informacji, przy czym o ile hipermnezja dotyczy raczej przeżyć autobiograficznych, o tyle osoby z tzw. zespołem sawanta są w stanie zapamiętywać wszystko. Poza tym nie wykazują żadnych odstępstw od normy. Ignac, czy Ty nie jesteś 26-tą osobą tego ekskluzywnego grona? ^:)^
mmaria napisal(a): @Paweł Tak się zbulwersowałam, że aż nie doczytałam. Kajam się i przepraszam.
@Ignac W ostatnim Gościu Niedzielnym Tomasz Rożek pisze ciekawie nt. pamięci. Otóż na świecie żyje 25 ludzi ze zdiagnozowaną hipermnezją, czyli syndromem wybitnej pamięci. Ci ludzie mają w zasadzie nieograniczoną zdolność do zapamiętywania informacji, przy czym o ile hipermnezja dotyczy raczej przeżyć autobiograficznych, o tyle osoby z tzw. zespołem sawanta są w stanie zapamiętywać wszystko. Poza tym nie wykazują żadnych odstępstw od normy. Ignac, czy Ty nie jesteś 26-tą osobą tego ekskluzywnego grona? ^:)^
Hm...
Zespół sawanta (fr. savant, uczony[1]) – rzadko spotykany stan, gdy osoba niepełnosprawna intelektualnie jest wybitnie uzdolniona (geniusz), co jest zazwyczaj połączone z doskonałą pamięcią.
W zasadzie wszystko się zgadza, tylko nie widzę u siebie tego geniuszu.
Nie wiem, kto tam siedzi w tym ME, ale jestem bardzo złego zdania o ich kompetencjach. Z wyliczeń wyszło mi, ze w roku szkolnym 2019/2020 w rekrutacji do LO zdublują się dwa roczniki: obecna klasa 5 będzie kończyć 8 klasę i obecna klasa 6 będzie kończyć gimnazjum. Krew mnie zalewa, że po raz kolejny tak ważna reforma jest przygotowywana na łapu capu. Jak Zalewskiej zależało na 4-letnich liceach, mogła ruszyć głową. Przykro mi, ale nie czuję do niej sympatii. A wściekam się, bo na ten syf załapie się mój wnuczek. Mam prawo do takiego zdania, bo zjadłam zęby na oświacie.
Droga Cyrylico, nie bardzo rozumiem, dlaczego jesteś zaskoczona faktem tego dubletu. Nie bardzo chce mi się sięgać pamięcią wstecz (u mnie z tym akurat kiepsko;), ale przy wprowadzaniu gimnazjum niemal na pewno był jakiś pusty rocznik w liceum i załamywanie rąk, że nie będzie pracy dla nauczycieli itp. itd. Noji wogle koniec świata dla nauczycieli licealnych z powodu skrócenia cyklu nauczania o jedną czwartą. Jakoś się to przecież wszystko poukładało, niestety z ogromną szkodą dla edukacji polskiej młodzieży. Najwyższa pora to odkręcić. Może zamiast zamartwiać się "syfem, na który załapie się Twój wnuczek", zacznij myśleć z nadzieją o lepszej edukacji, którą ma szansę pobrać w zreformowanej szkole. Moja wnuczka, dzięki dobrej zmianie, spokojnie zaliczyła "pierwszą" klasę, która została potraktowana w jej szkole jako zerówka (bo tym w istocie była). Od września będzie chodziła z tą samą niemal grupą dzieci do normalnej już klasy pierwszej, następnie - zgodnie z zapowiedzią p. Zalewskiej - zostanie jej zaoszczędzony horrorek związany z progiem przejścia do klasy IV-tej. Gimnazjum, które było w tym samym zespole szkół spokojnie zostanie zamienione w podstawówkę i dziecko będzie pod dobrą opieką aż do jej ukończenia. Potem normalne, czteroletnie liceum. Z dobrym, mam nadzieję, programem nauczania. Bo tu jest ten sęk, czyli pies pogrzebany. Tak, rozumiem, że jeden rocznik licealny będzie liczniejszy. Tylko, że nawet ten "podwójny" będzie mniej liczny od wielu z minionych lat wyżów demograficznych. Teraz naprawdę jesteśmy w dołku. Ja odebrałam bardzo staranne wykształcenie ogólne w liceum, ucząc się w 48-osobowej klasie! To tak na marginesie - samej mi się w to nie chce wierzyć i sama nigdy bym się nie podjęła tak licznej klasy uczyć
Nie mogę patrzeć z takim optymizmem, bo zbyt wielu osób z mojej rodziny to dotyka. A poza tym, pani minister swoimi nieodpowiedzialnymi wypowiedziami sama spowodowała, że nie mam do niej zaufania. Zachowuje się czasami jak stara plotkara i to mi się nie podoba.
No więc tak - początkowo pracę miało stracić 100 tysięcy nauczycieli, potem 30, potem 20, potem 9 a teraz Wybrocza załamauje ręce że szkoły zatrudniają kogo popadnie bo nie ma ludzi do pracy.
Przemko napisal(a): No więc tak - początkowo pracę miało stracić 100 tysięcy nauczycieli, potem 30, potem 20, potem 9 a teraz Wybrocza załamauje ręce że szkoły zatrudniają kogo popadnie bo nie ma ludzi do pracy.
Na to wygląda. Mój syn też dygotał, a ma więcej godzin niż w ubiegłym roku. Z tym, że w różnych miejscach. Ale niby czemu nie?
*
"Podstawą tronu Bożego są sprawiedliwość i prawo; przed Nim kroczą łaska i wierność."
Księga Psalmów 89:15 / Biblia Tysiąclecia
Moja córka ma na razie etat, ale to godziny w drugich i trzecich klasach gimnazjum. Dzisiaj zapisała się na studia podyplomowe z matematyki, bo się boi, co będzie, jak się skończy gimnazjum. Uczy fizyki.
Komentarz
http://www.excathedra.pl/index.php?p=/discussion/comment/142847/#Comment_142847
Inna sprawa, że gimnazja pewnie go tylko spotęgowały.
1. W każdej klasie monitoring z bezpośrednim połączeniem do dyrektora i kuratorium. Nauczyciel złapany na niesprawiedliwym traktowaniu uczniów, olewaniu programu czy innych przewinieniach wylatuje dyscyplinarnie z traci prawo wykonywania zawodu.
2. W Kuratoriach "opcja zero" - tzn. po zwolnieniu wszystkich pracowników zatrudnia się tylko tych, którzy przejdą selekcję na poziomie zbliżonym do procesu beatyfikacyjnego. "Opcja zero" w mniej rygorystycznej formie powinna być także zastosowana w stosunku do nauczycieli.
Robię sobie jaja? Oczywiście. Ale to koleżeństwo zaczęło. Bo jeżeli cytowane wpisy były na poważnie, to chyba macie słabe rozeznanie w systemie edukacji.
W tej chwili faktycznie jest silne przegięcie w kierunku "praw ucznia", "praw dziecka" i temu podobnych pierdół. Ale wbrew opinii niektórych nauczycieli opisana przez koleżankę Zazu sytuacje nie są bynajmniej częste. Żeby było jasne - nie neguję tego, że zdarzają się kwerulentni czy w inny sposób kłopotliwi rodzice, ale nie zmienia to faktu, że w sytuacji konfliktowej to jednak nauczyciel jest w o niebo silniejszej pozycji. Z kilu powodów. Po pierwsze w większości przypadków jest to kwestia słowa nauczyciela, dorosłego przeciwko słowy dziecka. Po drugie, jeżeli kwestia dotyczy np. krzywdzącego oceniania to obiektywna weryfikacją jest np. sprawdzian czy "przepytanie komisyjne" w obecności dyrektora i innego nauczyciela. I nie trzeba być geniuszem - zwłaszcza jak się samemu uczyło, żeby dobrać pytania w sposób, który ucznia położy. Po trzecie, w skrajnych przypadkach szkoła może rodzicom bardzo skutecznie uprzykrzyć życie wykorzystując troskę o dziecko - np próbując zainteresować odpowidnie służby tym, że być może "są jakieś problemy wychowawcze"...
Trzeba bowiem pamiętać, że nauczyciele to nie są anioły z nieba ale ludzie - i tak jak inni ludzie ulegają słabością. A władza - nawet nad dzieckiem i rodzicem - jest często demoralizująca.
Poza tym zabranie rodzicom wpływu na to co w szkole niesie ze sobą ryzyko wystawienia młodzierzy na różne indoktrynacje. Nie oszukujmy się, poziom zleminżenia wśród nauczycieli nie jest bynajmniej niższy niż wśród reszty społeczeństwa. A dostępność różnego rodzaju grantów zwięksa pokusę udostępnienia szkoły różnym agitatorom czy edukatorom - np. z "Pontona".
Dlatego całkowite pozbawienie rodziców prawa zabierania głosu w sprawach szkoły to IMO czyta głupota.
Poza tym gdy dwa lata temu prosiłem o radę przy wtrącaniu się w sprawy szkoły nikt z koleżeństwa nie twierdził, że robię coś złego....
Szkoła i rodzice muszą współpracować i ustawienie jednej strony na pozycji "bycia nikim" takiej współpracy bynajmniej nie ułatwia.
A ponieważ najlepiej rozmawia sie o konkretach to odsyłam do mojego starego wątku i ponawiam pytania - czy słusznie robiłem "nękając" dyektorkę i panią pedagog czy nie.
@Ignac W ostatnim Gościu Niedzielnym Tomasz Rożek pisze ciekawie nt. pamięci. Otóż na świecie żyje 25 ludzi ze zdiagnozowaną hipermnezją, czyli syndromem wybitnej pamięci. Ci ludzie mają w zasadzie nieograniczoną zdolność do zapamiętywania informacji, przy czym o ile hipermnezja dotyczy raczej przeżyć autobiograficznych, o tyle osoby z tzw. zespołem sawanta są w stanie zapamiętywać wszystko. Poza tym nie wykazują żadnych odstępstw od normy.
Ignac, czy Ty nie jesteś 26-tą osobą tego ekskluzywnego grona? ^:)^
)
Mam prawo do takiego zdania, bo zjadłam zęby na oświacie.
Jakoś się to przecież wszystko poukładało, niestety z ogromną szkodą dla edukacji polskiej młodzieży. Najwyższa pora to odkręcić.
Może zamiast zamartwiać się "syfem, na który załapie się Twój wnuczek", zacznij myśleć z nadzieją o lepszej edukacji, którą ma szansę pobrać w zreformowanej szkole. Moja wnuczka, dzięki dobrej zmianie, spokojnie zaliczyła "pierwszą" klasę, która została potraktowana w jej szkole jako zerówka (bo tym w istocie była). Od września będzie chodziła z tą samą niemal grupą dzieci do normalnej już klasy pierwszej, następnie - zgodnie z zapowiedzią p. Zalewskiej - zostanie jej zaoszczędzony horrorek związany z progiem przejścia do klasy IV-tej. Gimnazjum, które było w tym samym zespole szkół spokojnie zostanie zamienione w podstawówkę i dziecko będzie pod dobrą opieką aż do jej ukończenia. Potem normalne, czteroletnie liceum. Z dobrym, mam nadzieję, programem nauczania. Bo tu jest ten sęk, czyli pies pogrzebany.
Tak, rozumiem, że jeden rocznik licealny będzie liczniejszy. Tylko, że nawet ten "podwójny" będzie mniej liczny od wielu z minionych lat wyżów demograficznych. Teraz naprawdę jesteśmy w dołku.
Ja odebrałam bardzo staranne wykształcenie ogólne w liceum, ucząc się w 48-osobowej klasie! To tak na marginesie - samej mi się w to nie chce wierzyć i sama nigdy bym się nie podjęła tak licznej klasy uczyć
Ale niby czemu nie?
*
"Podstawą tronu Bożego są sprawiedliwość i prawo; przed Nim kroczą łaska i wierność."
Księga Psalmów 89:15 / Biblia Tysiąclecia