TecumSeh napisal(a): Oczywiście - właśnie o tym piszemy. Murzyna w USA usańce zabiły - marsze. Polaka w Kanadzie - cisza. To jest to czego w Polakach szczerze nienawidzę. Leżenie plackiem przed obcymi i pogarda dla samych siebie.
Ba. Coś gdzieś czytałem o polskiego pochodzenia oficerze policji gdzieś w USA. Wzywał do spokoju na Facebooku i na tym Facebooku był wyzwany przez ... Amerykanów polskiego pochodzenia.
TecumSeh napisal(a): Oczywiście - właśnie o tym piszemy. Murzyna w USA usańce zabiły - marsze. Polaka w Kanadzie - cisza. To jest to czego w Polakach szczerze nienawidzę. Leżenie plackiem przed obcymi i pogarda dla samych siebie.
Ba. Coś gdzieś czytałem o polskiego pochodzenia oficerze policji gdzieś w USA. Wzywał do spokoju na Facebooku i na tym Facebooku był wyzwany przez ... Amerykanów polskiego pochodzenia.
Młodsze pokolenie amerykańskich przeszczepów z Bugodrza to pełna lemingoza, jeśli można sądzić po występach na YT.
Pamiętam dokładnie jak liczne polskojęzyczne indywidua lżyły w internetach ś.p. Roberta Dziekańskiego, który to rzekomo "musiał jakoś zasłużyć" na takie potraktowanie przez umundurowanych osobników. Jako Polak z pewnością nie znał dostatecznie języka, nie umiał się zachować na lotnisku itp.
Podobne komentarze zdarzały się gdy jakimś rodakom nadgorliwe antyrodzinne służby socjalne odbierały za granicą dzieci.
A co wiesz Jorge o zasadach prowadzenia wojny wg tysiącletnich strategii chińskich? Czy wymienisz z pamięci wszystkie chińskie dynastie tak jak cywilizowany człowiek wymienia wszystkie dynastie rzymskie lub polskie?
A pojęcia nie mam o dynastiach. Podobnie jak i o ogólnie o Chinach. Natomiast poczytałem, posłuchałem ludzi, którzy Chiny znają. A przynajmniej sprawiają wrażenie jakby znali. O komunizmie zaś, my Polacy, wiemy bardzo dużo, tym sowieckim również, w którym służby ochoczo stosowały zasady Sun Tzu. Jak się wszystko do kupy pozbiera to można stworzyć teorię. I to robię.
A co wiesz Jorge o zasadach prowadzenia wojny wg tysiącletnich strategii chińskich? Czy wymienisz z pamięci wszystkie chińskie dynastie tak jak cywilizowany człowiek wymienia wszystkie dynastie rzymskie lub polskie?
A pojęcia nie mam o dynastiach. Podobnie jak i o ogólnie o Chinach. Natomiast poczytałem, posłuchałem ludzi, którzy Chiny znają.
Terefere, słuchałeś tylko tych, którzy mówili ci dokładnie to, co sobie wcześniej wymyśliłeś. Mnie nie słuchałeś a znam trochę Chiny i Chińczyków.
A co wiesz Jorge o zasadach prowadzenia wojny wg tysiącletnich strategii chińskich? Czy wymienisz z pamięci wszystkie chińskie dynastie tak jak cywilizowany człowiek wymienia wszystkie dynastie rzymskie lub polskie?
A pojęcia nie mam o dynastiach. Podobnie jak i o ogólnie o Chinach. Natomiast poczytałem, posłuchałem ludzi, którzy Chiny znają.
Terefere, słuchałeś tylko tych, którzy mówili ci dokładnie to, co sobie wcześniej wymyśliłeś. Mnie nie słuchałeś a znam trochę Chiny i Chińczyków.
Nie, bo jesteś w mniejszości. Mówisz coś co nie jest zgodne z narracją, która do mnie dotarła z innych źródeł. Biorę jednak pod uwagę przewartościowanie postrzegania świata w wyniku odmiennego spojrzenia. Ale to musi potrwać. Uwierz mi, że w moim przypadku to naprawdę dużo, teraz będę szukał potwierdzeń twoich osądów.
Przez trzy tysiące lat swej historii Chiny są w defensywie, historia Chin to historia udanej lub nieudanej obrony przed napierającymi ze wszech stron barbarzyńcami. Podboje zewnętrzne są rzadkie, niewielkie i nieodległe, już głupia Dania czy Portugalia potrafiły zdobyć więcej niż najludniejsze i najbardziej cywilizowane imperium świata, a o porównaniu z Mongołami, Persami, Grekami, Rosjanami czy Anglikami to szkoda gadać. Jeśli już jakaś ekspansja jest to kulturalna.
A teraz ktoś mi próbuje wciskać kit o drapieżnej żółtej rasie i każe szukać obrony u łagodnych Amerykanów... A daj pan spokój.
Pamiętam czasy, jak pokojowi Sowieci napuszczali mnie na amerykańskich imperialistów. Od tej pory jest nieufny wobec obrońców pokoju.
Historia Chin to też historia krwawych wojen między poszczególnymi chińskimi państwami zanim utworzono jedno cesarstwo, więc twierdzenie o łagodnej żółtej rasie to też kit.
W_Nieszczególny napisal(a): Historia Chin to też historia krwawych wojen między poszczególnymi chińskimi państwami zanim utworzono jedno cesarstwo, więc twierdzenie o łagodnej żółtej rasie to też kit.
Wojna Trzech Królestw (a właściwie Cesarstw) stanowi dla Chińcyków coś w rodzaju państwowego mitu założycielskiego, jeśli sądzić po ich popkulturze.
Mieli grzechy bo (surprise, surprise!) też należą do rasy ludzkiej. Mnie historia Chin najbardziej przypomina historię Polski. Przez wieki robili swoje, dobrze lub źle, a obcy non stop im się wtranżalali. A ekspansja w 9 na 10 przypadków była ekspansją kulturalną.
Ja tam się nie znam. Ale mówił mi jeden kum mój serdeczny, co jeździł do Chin Ludowych z misją dywersyjną (kontrabandził Pismo Święte), a przy okazji pozwiedzał se wtedy w okolicy różne Formozy i inne Singapury, no więc rzekł on mi, że te Chinole-skurczybyki kiedyś opanują świat. Po czym dodał z respektem: - Bo im się to, kurka, należy!
Jednakowoż jemu nie szło wcale o jakieś tajne strategie ani też spiski, ino o ichnie cechy charakteru, dziedziczone bądź wpajane od maleńkości. Bo że zwyczajny Chińczyk pracowity jest jak ta mrówa, i jeszcze zaradny zupełnie jakby się urwał z galicyjskiego sztetla - to wie każdy. Ale oni jeszcze mają niemożebny szacun do swej tradycji, kult przodków, uwielbienie dla starców, i takie tam. Raz w Tajpeju kum mój jechał se pojazdem komunikacji miejskiej, w około zasiadła tamtejsza młódź, z łokmenamy w uszach, ubrana całkiem jak nasza i całkiem jak nasza rozwrzeszczana i głośna. A tu nagle przystanek i wsiada para staruszków. Dziatwa zrywa się na boczność, ustępując miejsca. Niby drobiazg, ale wymowny, u nas coraz rzadziej spotykany.
I co najważniejsze, oni jak się za coś wezmą, to strasznie poważnie podchodzą do tematu. Jak on wierzy w Jezusa, to on wierzy na serio. Tak samo, jeśli uwierzy w komunizm, niestety. Mój kum nie spotkał hybrydy w typie: towarzysza sekretarza, co po kryjomu wysyła dzieci do Pierwszej Komunii; albo członka rady parafialnej, co zaraz po wyjściu z niedzielnej Mszy biegnie głosować na Przewodnią Siłę. Spotkał za to księdza, co jeszcze jako młody chłopak w czasach Wielkiej Proletariackiej Kulturalnej był torturowany, i w końcu jednej nocy chciał się zabić. Ale się nie zabił, bo mu się wtedy w celi objawił Chrystus. A po latach opowiadał o tym spokojnie, w tonie pozbawionym egzaltacji, zupełnie jakby wspominał herbatkę u cioci. Albo taka siostrzyczka zakonna, co miała obłóczyny w wieku chyba 80+. Bo jako młodą nowicjuszkę czerwoni wysłali ją do laogai na ileś tam lat, a potem na kolejne lata zesłali do jakiejś wiochy na odludziu. I zanim dane jej było odnaleźć wspólnotę zakonną, żyła bidula w sumie ponad pół wieku odizolowana od jakiegokolwiek katola. Ona swój Kościół nosiła w sercu.
No więc, to są tacy ludzie. Jeśli by mieli kiedyś, jako nacja, stać się światowym hegemonem, to mogą być dla globu przekleństwem, albo też błogosławieństwem. Zależy którzy to będą.
JORGE napisal(a): Ameryka została pięknie rozhuśtana. Ale nic co przychodzi z zewnątrz nie może zaszkodzić, jeżeli wnętrze jest zdrowe. Chore, zainfekowane społeczeństwo sobie nie radzi
I ja tutaj widzę problem największy. Niestety, to społeczeństwo jest chore, i to poważnie. Ostre objawy wystąpiły już około 55 lat temu, a jeśli w ogóle stosowano leczenie, to jedynie objawowe.
Wyobraźmy sobie Polskę toczącą z kimś wojnę, dajmy na to wrzesień 1939, nasi żołnierze krwawią nad Bzurą, pod Wizną, w Grodnie i gdzie tam jeszcze – a w Warszawie odbywa się spęd ówczesnych pacyfistów, co to nie tylko palą karty powołania, no bo nie chcą umierać za Gdańsk, ale jeszcze fajczą polskie flagi, zaś wymachują szmatami z Hakenkrojcem. Rzecz nie do pomyślenia, przynajmniej wtedy (bo nie mam pojęcia, co by było dziś).
A przecie coś bardzo podobnego działo się w leciech 60. i 70. w miastach amerykańskich. Klękanie przed rozwydrzoną hordą to nic nowego, kiedyś klękano przed Vietcongiem i Wujkiem Ho, a popkultura opiewała te postawy. Jak Hanoi-Bicz-Fąda pojechała do Wietnamu Północnego, gdzie pozowała do zdjęcia przy dziale przeciwlotniczym (z którego strzelano do amerykańskich samolotów) i zachęcała żółtych komuchów do jeszcze bardziej „stanowczego traktowania” torturowanych amerykańskich jeńców – to przecie po powrocie powinni ją usmażyć na krześle elektrycznym za zdradę. A zrobili jej cokolwiek? Zaszkodziło to jej karierze? Przynajmniej została wyklętym pariasem? Gdzieee tam. Po tym wszystkim ówcześni pacyfo-dekownicy, miast być napiętnowani po wsze czasy, zaczęli współtworzyć establisz-męt, weszli w struktury kierownicze. No i mamy, co mamy.
Obudźcie mnie, kiedy towarzysze Niemcy będą nas przepraszać na placach i skrzyżowaniach. Mogę się wtedy nawet przejechać nad granicę w imieniu śp. dziadka, który był swego czasu niewolnikiem w III Rzeszy.
los napisal(a): Mieli grzechy bo (surprise, surprise!) też należą do rasy ludzkiej. Mnie historia Chin najbardziej przypomina historię Polski. Przez wieki robili swoje, dobrze lub źle, a obcy non stop im się wtranżalali. A ekspansja w 9 na 10 przypadków była ekspansją kulturalną.
Ta. Moskwicini też "tylko zbierali ziemie ruskie" a "obcy im się non-stop wtranżalali". Jakoś nie potrafie przyjąć że taki Tybet, Mongolia, Turkiestan to chińska "macierz". W 1979 r. też ci wredni Wietnamczycy im sie wtranżolili w wewnętrzne sprawy bo śmieli zainterweniować w Kambodży i usunąć dyktaturę Czerwonych Khmerów, więc Chiny napadły na Wietnam.
Komentarz
a)górnicy
b)aborcjoniści
c)BLM
https://www.frontpagemag.com/fpm/2020/06/god-dead-leftist-rioters-vandalize-churches-and-daniel-greenfield/#disqus_thread
https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Śmierć_Roberta_Dziekańskiego
Pamiętam dokładnie jak liczne polskojęzyczne indywidua lżyły w internetach ś.p. Roberta Dziekańskiego, który to rzekomo "musiał jakoś zasłużyć" na takie potraktowanie przez umundurowanych osobników. Jako Polak z pewnością nie znał dostatecznie języka, nie umiał się zachować na lotnisku itp.
Podobne komentarze zdarzały się gdy jakimś rodakom nadgorliwe antyrodzinne służby socjalne odbierały za granicą dzieci.
to po śląsku! więc żaden neologizm
(Polok, Zagłębiok, gorol, Ślązok)
Nie, bo jesteś w mniejszości. Mówisz coś co nie jest zgodne z narracją, która do mnie dotarła z innych źródeł. Biorę jednak pod uwagę przewartościowanie postrzegania świata w wyniku odmiennego spojrzenia. Ale to musi potrwać. Uwierz mi, że w moim przypadku to naprawdę dużo, teraz będę szukał potwierdzeń twoich osądów.
1. Znają chiński?
2. Były w Chinach?
3. Znają dobrze kilka dziesiątków Chińczyków?
4. Są to osoby, którym możesz ufać?
Nie? To są to bajkopisarze.
A teraz ktoś mi próbuje wciskać kit o drapieżnej żółtej rasie i każe szukać obrony u łagodnych Amerykanów... A daj pan spokój.
Pamiętam czasy, jak pokojowi Sowieci napuszczali mnie na amerykańskich imperialistów. Od tej pory jest nieufny wobec obrońców pokoju.
Ja tam się nie znam. Ale mówił mi jeden kum mój serdeczny, co jeździł do Chin Ludowych z misją dywersyjną (kontrabandził Pismo Święte), a przy okazji pozwiedzał se wtedy w okolicy różne Formozy i inne Singapury, no więc rzekł on mi, że te Chinole-skurczybyki kiedyś opanują świat. Po czym dodał z respektem:
- Bo im się to, kurka, należy!
Jednakowoż jemu nie szło wcale o jakieś tajne strategie ani też spiski, ino o ichnie cechy charakteru, dziedziczone bądź wpajane od maleńkości. Bo że zwyczajny Chińczyk pracowity jest jak ta mrówa, i jeszcze zaradny zupełnie jakby się urwał z galicyjskiego sztetla - to wie każdy. Ale oni jeszcze mają niemożebny szacun do swej tradycji, kult przodków, uwielbienie dla starców, i takie tam.
Raz w Tajpeju kum mój jechał se pojazdem komunikacji miejskiej, w około zasiadła tamtejsza młódź, z łokmenamy w uszach, ubrana całkiem jak nasza i całkiem jak nasza rozwrzeszczana i głośna. A tu nagle przystanek i wsiada para staruszków. Dziatwa zrywa się na boczność, ustępując miejsca. Niby drobiazg, ale wymowny, u nas coraz rzadziej spotykany.
I co najważniejsze, oni jak się za coś wezmą, to strasznie poważnie podchodzą do tematu. Jak on wierzy w Jezusa, to on wierzy na serio. Tak samo, jeśli uwierzy w komunizm, niestety. Mój kum nie spotkał hybrydy w typie: towarzysza sekretarza, co po kryjomu wysyła dzieci do Pierwszej Komunii; albo członka rady parafialnej, co zaraz po wyjściu z niedzielnej Mszy biegnie głosować na Przewodnią Siłę.
Spotkał za to księdza, co jeszcze jako młody chłopak w czasach Wielkiej Proletariackiej Kulturalnej był torturowany, i w końcu jednej nocy chciał się zabić. Ale się nie zabił, bo mu się wtedy w celi objawił Chrystus. A po latach opowiadał o tym spokojnie, w tonie pozbawionym egzaltacji, zupełnie jakby wspominał herbatkę u cioci.
Albo taka siostrzyczka zakonna, co miała obłóczyny w wieku chyba 80+. Bo jako młodą nowicjuszkę czerwoni wysłali ją do laogai na ileś tam lat, a potem na kolejne lata zesłali do jakiejś wiochy na odludziu. I zanim dane jej było odnaleźć wspólnotę zakonną, żyła bidula w sumie ponad pół wieku odizolowana od jakiegokolwiek katola. Ona swój Kościół nosiła w sercu.
No więc, to są tacy ludzie. Jeśli by mieli kiedyś, jako nacja, stać się światowym hegemonem, to mogą być dla globu przekleństwem, albo też błogosławieństwem. Zależy którzy to będą.
Wyobraźmy sobie Polskę toczącą z kimś wojnę, dajmy na to wrzesień 1939, nasi żołnierze krwawią nad Bzurą, pod Wizną, w Grodnie i gdzie tam jeszcze – a w Warszawie odbywa się spęd ówczesnych pacyfistów, co to nie tylko palą karty powołania, no bo nie chcą umierać za Gdańsk, ale jeszcze fajczą polskie flagi, zaś wymachują szmatami z Hakenkrojcem.
Rzecz nie do pomyślenia, przynajmniej wtedy (bo nie mam pojęcia, co by było dziś).
A przecie coś bardzo podobnego działo się w leciech 60. i 70. w miastach amerykańskich. Klękanie przed rozwydrzoną hordą to nic nowego, kiedyś klękano przed Vietcongiem i Wujkiem Ho, a popkultura opiewała te postawy.
Jak Hanoi-Bicz-Fąda pojechała do Wietnamu Północnego, gdzie pozowała do zdjęcia przy dziale przeciwlotniczym (z którego strzelano do amerykańskich samolotów) i zachęcała żółtych komuchów do jeszcze bardziej „stanowczego traktowania” torturowanych amerykańskich jeńców – to przecie po powrocie powinni ją usmażyć na krześle elektrycznym za zdradę. A zrobili jej cokolwiek? Zaszkodziło to jej karierze? Przynajmniej została wyklętym pariasem?
Gdzieee tam. Po tym wszystkim ówcześni pacyfo-dekownicy, miast być napiętnowani po wsze czasy, zaczęli współtworzyć establisz-męt, weszli w struktury kierownicze. No i mamy, co mamy.
Że to się nigdy nie stanie? No właśnie.