Kolejny system się sprawdził w walce z ruskimi zagrożeniami:
(..) Okazuje się, że najnowocześniejszy system obrony powietrznej SAMP/T, wysłany przez armię Włoch do Ukrainy, zestrzelił rosyjski samolot bojowy. To wielki przełom na froncie, ponieważ dotychczas na broń specjalizowała się tylko w neutralizacji potężnych pocisków Iskander.
Źródło omówienia.
Całkiem miła informacja, za chwilę, ruskim jak nie podpiszą rozejmu, to pozostaną jedynie ataki z lokalnym przesaturowaniem opl, bo są tak prymitywni.
Co do rakiet, to podobno cały czas jest w nich odnajdywana zachodnia technika.
Smutna informacja z wywiadu z Jackiem Bartosiakiem, podobno Polska nie wysłała stosownej liczby oficerów łącznikowych do Ukrainy, ale ja bym to mocno weryfikował.
Prośba o ostrożne komentowanie wypowiedzi polityków amerykańskich, jaką otrzymali w ostatnich dniach polscy ministrowie, była efektem m.in. sugestii Ukraińców w kontekście trwających negocjacji w Arabii Saudyjskiej – dowiedział się Onet ze źródeł rządowych. Podobny sygnał mieli wysłać sami Amerykanie
Źródło omówienia , można klikać bo to od 'naszych'
Czyli sukces niebywały i zadyma ostra skoro nawet Onet o tym pisze.
Szef rosyjskiego MSZ Siergiej Ławrow oświadczył, że nie interesuje go stanowisko państw Unii Europejskiej w sprawie rozwiązania konfliktu w Ukrainie. — Szczerze mówiąc, nie obchodzi mnie ich stanowisko. Od jakiegoś czasu nie jestem tym zainteresowany — mówił
Pojawia się deformacja przestrzeni medialnej, że F-16 nie dorównuje Su-35. No w parametrach papierowych jest gorszy. W chwili obecnej Ukraina nie ma systemu do wykorzystania pełnych możliwości F-16, dodatkowo to są starsze wersje, bez pełnego kompletu uzbrojenia. Więc zdanie prawdziwe brzmi, że 30-40 letni F-16 jest gorszy w parametrach papierowych od 15 letniego samolotu ruskiego.
O czym to świadczy? o niczym.
@ms.wygnaniec powiedział(a):
Pojawia się deformacja przestrzeni medialnej, że F-16 nie dorównuje Su-35. No w parametrach papierowych jest gorszy. W chwili obecnej Ukraina nie ma systemu do wykorzystania pełnych możliwości F-16, dodatkowo to są starsze wersje, bez pełnego kompletu uzbrojenia. Więc zdanie prawdziwe brzmi, że 30-40 letni F-16 jest gorszy w parametrach papierowych od 15 letniego samolotu ruskiego.
O czym to świadczy? o niczym.
No właśnie.
Po pierwsze: nie musi dorównywać. Dopóki Ukraina ma działającą opl to ruscy nie są skłonni wysyłać Su-35 czy innych samolotów głęboko nad teren przeciwnika, co oznacza, że nie ma szans na jakiekolwiek dogfighty jak w II w św. Nawet nie słyszy się obecnie o jakichś pojedynkach BVR (beyond visual range). Więc tu odpada np. cecha supermanewrowości Su-35 (wektorowanie ciągu), zresztą przereklamowana moim zdaniem.
Po drugie: F-16, choćby w postaci wersji A/B po gruntownej modernizacji MLU, prawidłowo eksploatowane i utrzymane, z zapasem stosunkowo nowoczesnego uzbrojenia, to jednak i tak lepiej niż stare MiG-29 czy Su-27, a na pewno lepiej niż nic.
@janosik powiedział(a):
Niemce na dziesiątym a w sercu Zelenskiego na pierwszym, ot taka matematyka
W przypadku Niemiec i takich zestawień pytanie brzmi, po jakich pieniądzach te 3 tysiące hełmów było liczone? oraz po jakich pieniądzach PzH 2000, które ZSU wycofały na dalekie zaplecze, czy udzielenie licencji eksportowej na czołgi Loepard 1 też się do tego wlicza itp.
@los powiedział(a):
Kilonia to Niemcy? W takim razie ich zestawienia to plamy z wirtualnego atramentu na wirtualnym papierze. Mniej niż drgania powietrza.
Znowu w czas, opowiadają jak Niemcy fałszowali i ukrywali dane gospodarcze w latach 30-tych.
Zawieszenia broni nie będzie. Putin se na propozycje Trumpa i Zełeńskiego ziewnął. "Nie, to się nie zdarzy".
Jak mówiłem, Rosja se urządzi (a w zasadzie już urządza) operację Linebacker III, aż Ukrom zmięknie rura. Proste.
Ten poligon wybudował Rosjanom Rheinmetal, oddany w 2011 roku.
"Naoczni świadkowie odnotowali atak na poligon wojskowy rosyjskich sił zbrojnych w Mulino. W biały dzień bezzałogowy samolot zaatakował jednostkę wojskową w obwodzie niżnonowogrodzkim; nie zaobserwowano żadnej reakcji ze strony obrony powietrznej. W Mulino mieści się 333. Centrum Szkolenia Bojowego Zachodniego Okręgu Wojskowego, jeden z największych poligonów w Rosji. Wcześniej rosyjscy propagandyści chwalili się, że jest to „unikalny obiekt”, niemający odpowiednika ani w Federacji Rosyjskiej, ani na świecie."
"Narodowa Policja Ukrainy oświadczyła, że zabójstwo radykalnego nacjonalisty Demyana Hanula, organizatora zamieszek w Domu Związków Zawodowych i podpalenia, w którym zginęło prawie 50 osób w dniu 2 maja 2014 r., zostało zakwalifikowane jako dokonane z premedytacją i na zlecenie.
Ukraiński deputowany Ołeksij Honczarenko powiedział wcześniej w piątek, że radykalny nacjonalista Demyan Hanula został zabity w Odessie.
„Policja wszczęła postępowanie karne w sprawie zabójstwa (Hanula – red.) ….. Incydent został zakwalifikowany jako morderstwo z premedytacją popełnione na zlecenie” – poinformował policyjny kanał Telegram.
Moskiewski sąd Basmanny w kwietniu 2024 r. zaocznie aresztował Hanula pod zarzutem niszczenia grobów wojennych i pomników, a także atakowania osób lub instytucji korzystających z ochrony międzynarodowej.
W Odessie, po zamachu stanu na Ukrainie w 2014 roku, aktywiści „antymajdanowi” w ramach protestu rozbili obóz namiotowy na Kulikowym Polu. Po południu 2 maja w rejonie Placu Greckiego doszło do przepychanek między aktywistami „antymajdanowymi” z jednej strony a piłkarskimi „ultrasami” z Charkowa i Odessy, a także uczestnikami „Euromajdanu” z drugiej strony. Miasteczko namiotowe zostało zniszczone, po czym zwolennicy zamachu stanu i nacjonaliści podpalili Dom Związków Zawodowych, w którym schronili się działacze anty-Majdanu. Tego dnia ofiarami tragedii padło czterdzieści osiem osób, a ponad 250 zostało rannych.
Skwieciński ciekawie o przyczynach zmiany stosunku Polaków do Ukraińców.
"W „PlusieMinusie” zastanawiam się nad przyczynami zmiany stosunku Polaków do Ukraińców, a trochę i do Ukrainy. Niżej fragmenty:
(…)
Zmiana ta jest też niezwykle ciekawa, między innymi dlatego, że powody, podawane przez tzw. vox populi jako jej przyczyny albo w ogóle nigdy realnie nie zaistniały, albo, jeżeli są realne, są przez Polaków widziane przez szkło zarazem powiększające i zniekształcające.
Zacznijmy od tych pierwszych, a są to oczywistości. Pobyt setek tysięcy Ukraińców w naszym kraju nie kosztuje, biorąc pod uwagę fakt że zdecydowana ich większość pracuje, i to legalnie, tak naprawdę nic. Można wręcz zetknąć się z wyliczeniami mówiącymi, że jako społeczeństwo na tym zarabiamy. Na pewno zaś pozostanie u nas choć części obecnie żyjących w Polsce Ukraińców, a zwłaszcza kobiet z dziećmi, złagodzi naszą katastrofę demograficzną. Żadne wiarygodne dane i żadna wiarygodna opowieść nie potwierdza natomiast pociesznych historyjek pt. „rozmawiałam z jednym takim którego ciotki wnuka nie przyjęli do przedszkola bo tam, panie, same Ukraińce”.
Nieprawdziwe jest również wiązanie przybyszy ze wzrostem ceny mieszkań (liczba kupionych przez nich nieruchomości jest w skali kraju, a nawet największych miast niezauważalna). Również ich przestępczość ogranicza się niemal wyłącznie do wykroczeń drogowych (teraz, bo co może nastąpić po ewentualnym przerwaniu działań wojennych i napływie kombatantów, tego oczywiście nie wiemy).
Wobec Ukraińców na tysiąc sposobów odmieniane jest słowo „roszczeniowość”. Gdyby chodziło o państwo ukraińskie, można by tu wejść w dyskusję – bo użycie tego określenia dla opisu jego metody działania na płaszczyźnie międzynarodowej nie byłoby absurdalne.
Ale jeśli mowa o konkretnych, przebywających u nas Ukraińcach, to znów – jest to kompletna fikcja. Nikt dotąd nie przytoczył ani danych, ani nawet konkretnych przykładów tej „roszczeniowości” z ich strony.
Ale i o tej roszczeniowości, i o przestępczości, i o cenach mieszkań, i o tym jak to dużo wydajemy mówi się wciąż, tak często, że te rzekome fakty awansują do rangi oczywistości.
Tyle o przyczynach całkowicie fikcyjnych, zmyślonych. Choć nie. Warto tu jeszcze, uśmiechając się z zażenowaniem, pochylić się nad jeszcze jednym tematem. Tematem „Ukrainek, które odbierają Polkom mężczyzn”. Temat żyje, choć – znów - nikt nigdy nie przytoczył dotyczących tej kwestii konkretów. Również struktura wieku Ukrainek, przebywających na terenie naszego kraju, wydaje się świadczyć, że musi to być zjawisko marginalne, z którym powtarzający (tu raczej: powtarzające) tego rodzaju opinie mieli niewielkie szanse zetknąć się osobiście. Choć popularność akurat tego tematu można zrozumieć. Straszak tradycyjnych i mniej (czy może raczej: w innym stylu) wyemancypowanych dziewczyn ze Wschodu może rzeczywiście oddziaływać na część naszych rodaczek. Ale to tych, powtórzmy – wiele mówiących – fobii nie czyni jeszcze opisem rzeczywistego zjawiska.
Co warto odnotować – pamiętam dokładnie, że w marcu-kwietniu 2022 roku skierowana na Polskę kremlowska propaganda internetowa mówiła dokładnie o tych samych „zagrożeniach” – o bezrobociu, uprzywilejowaniu, cenach mieszkań i lubieżnych Ukrainkach, czyhających na polskich (zwłaszcza żonatych!) mężczyzn. Już wtedy.
(…)
Zostawiwszy więc za sobą tę krótką kolekcję absurdów, zastanówmy się nad innymi przyczynami tego, co się dzieje. Przyczynami mniej absurdalnymi.
Pierwszą z nich jest, jak sądzę, efekt zawiedzionych nadziei. I w 2022 roku, i aż do ostatnich miesięcy byłem pracownikiem MSZ i jako taki nie miałem możliwości pisania tekstów, nie mogę więc odwołać się do moich artykułów. Mam jednak świadków, którzy mogą potwierdzić: mówiłem wtedy wielokrotnie, że wojna ukraińska i pomoc, udzielana Ukrainie przez nasze państwo wraz z solidarnością, okazywaną uchodźcom przez nasze społeczeństwo doprowadziła do fali hiperoczekiwań – uważania za oczywiste tego, że strasznie zbliżyliśmy się, zbratali, i spodziewania się jak to szczodrze Ukraina nam za słynne 300 czołgów odpłaci. Publicyści, na co dzień nieskłonni do żadnych egzaltacji, potrafili wtedy pisać wręcz o perspektywach utworzenia jakiegoś rodzaju wspólnego, państwowego bytu polsko-ukraińskiego. O konfederacji, o wznowieniu Unii Hadziackiej, o tworzeniu „narodu jagiellońskiego”.
Ba – sam prezydent, 3 maja 2022 roku, mówił o Ukrainie, „która – mam nadzieję – będzie na dziesięciolecia, a daj Boże i na stulecia, państwem bratnim dla Rzeczypospolitej, pomiędzy którym a nami, Polską – jak, mam nadzieję, proroczo powiedział Prezydent Wołodymyr Zełenski – nie będzie granicy; że tej granicy faktycznie nie będzie; że będziemy żyli razem na tej ziemi, odbudowując się i budując swoje wspólne szczęście i wspólną siłę”.
Zwracam tu uwagę m.in. na użycie słowa „ziemia” w liczbie pojedynczej.
Mówiłem wtedy, że takie wizje nie mają szansy się zrealizować. Że Ukraińcy mają do swojej samodzielności państwowej stosunek wielokrotnie poważniejszy, niż do swojej mają Polacy. Że sentyment do I Rzeczpospolitej jest u nas powszechny, zaś w Kijowie – łagodnie mówiąc, wyspowy. I zapowiadałem, że oczywiste już wtedy dla każdego rozsądnie myślącego człowieka niespełnienie polskich wymagań spowoduje u Polaków reakcję odwrotną, odrzuceniową. Też, tak jak przesadne nadzieje z wiosny ’22 – absurdalną. Za to w odróżnieniu od wiary w bajki z wiosny ’22 realnie szkodzącą interesom obu krajów.
I tak też się stało. Co, niestety, jest dobrą ilustracją tezy o istnieniu pewnego infantylnego rysu w charakterze współczesnych Polaków.
Rzecz jasna, postawa Kijowa - uniemożliwianie ekshumacji, brak jakiegokolwiek ustępstwa wobec historycznej wrażliwości Polaków, twarde egzekwowanie swoich interesów w sprawach zbożowych, miejscami wręcz próby „ustawiania” nas, bez zwracania uwagi na to wszystko, co na początku wojny zrobiliśmy dla wsparcia Ukrainy i Ukraińców – mocno się do tej fali rozczarowania dołożyła. Nie było to zaskoczeniem dla nikogo spośród wiedzących co nieco o tym, jak zachowuje się ukraińska dyplomacja, ale feralny entuzjazm pierwszych miesięcy po pełnoskalowej agresji wyciszył niestety wszelkie głosy, mogące ostudzić przesadne oczekiwania.
A jednak wszystko to razem nie powinno zatrzeć faktu, który określa naszą rzeczywistość najbardziej fundamentalnie – niezależnie od jakichkolwiek zachowań kijowskich polityków i nawet od tego, czy Ukraina aktualnie jest, czy nie jest politycznie życzliwa Polsce, obronienie się jej przed Rosją i zachowanie jej bytu jako państwa realnie niepodległego jest podstawowym interesem naszego kraju. Jest gwarancją naszego bezpieczeństwa. Nie powinno zatrzeć – ale tak jakby zatarło. Co jest argumentem na rzecz tezy, iż wszystkie te zachowania władz ukraińskich, choć bolesne, były w większej mierze pretekstem, a nie przyczyną zmiany podejścia Polaków do Ukrainy. Głębokie przyczyny tej zmiany leżą mniej w sferze faktów, bardziej psychologii.
(….)"
"Jedną z najważniejszych, głębokich przyczyn przemiany jest moim zdaniem pewien aspekt ważnego elementu prawdziwej tożsamości współczesnych Polaków, jakim jest toksyczny indywidualizm. Objawia on się różnie – generalnie w intuicyjnej, silnej niechęci do wydawania pieniędzy na cele wspólnotowe, w potężnej niechęci do robienia czegokolwiek razem, i może przede wszystkim - do jakiegokolwiek nagięcia własnej wygody dla dobra wspólnego. Do jakiegokolwiek własnego wysiłku na rzecz tego dobra.
Tę cechę Polaków bardzo dobrze ilustruje wypowiedź pewnego znanego (prawicowego!) publicysty, który dość dawno temu, ale już po Krymie pytany o plany zwiększenia możliwości obronnych Polski poprzez organizację systemu masowych szkoleń wojskowych powiedział, że z tym trzeba bardzo ostrożnie, żeby, cytuję, nie utrudniać ludziom prowadzenia normalnego życia.
Wojna ukraińska wywołała w naszym społeczeństwie nagły zryw entuzjazmu i ofiarności. Był on sprzeczny z tym paradygmatem, dlatego nie mógł potrwać długo. Stan, w którym ktoś może wymagać, niechby nawet nie w sensie formalnym, tylko wezwań o charakterze moralnym od Polaka czegoś ekstraordynaryjnego, zachowań innych niż zwykle, jest dla tegoż Polaka nieznośny. A sytuacja, w której niemal jesteśmy na wojnie, to jest właśnie taki stan. Powoduje to bardzo silny psychiczny dyskomfort. Pozbyć się go, odrzucić położenie w którym ktoś ma prawo chcieć i wymagać od nas czegoś wykraczającego poza standardy i rutynę normalnych czasów można, znielubiając przyczynę tej sytuacji. Czyli Ukraińców.
To nie wystarczy. Trzeba jeszcze wyprzeć poczucie zagrożenia ze strony Rosji, jeszcze niedawno powszechne. Więc wypiera się. Już prawie dwie trzecie (64 procent) badanych nie wierzy, że Rosja na nas może napaść, co oznacza niemal odwrócenie proporcji opinii, dokonane w ciągu pół roku (w maju 2024 uważało taki scenariusz za realny 59 procent) – choć doprawdy trudno znaleźć materialne przyczyny idącej w tą stronę zmiany opinii.
(…)
Dekady intensywnej narracji, jak to Polaków zawsze wszyscy krzywdzą, spowodowały efekt paradoksalny. W społeczeństwie rozpleniła się, zauważalna początkowo jedynie w małych, najczęściej prorosyjskich środowiskach, ale potem rozszerzająca się poza nie, chęć żebyśmy „wreszcie” to my kogoś skrzywdzili. A najlepiej – zdradzili, tak jak nas zdradzono w Jałcie. Żebyśmy wreszcie to my, raz, okazali się silniejsi. Więc poszukajmy do tego celu kogoś na naszą miarę. Słabszego od nas, czy przynajmniej takiego, którego moglibyśmy sobie jako słabszego przedstawić. Nie Rosję przecież.
No i, jak wszystko wskazuje, znaleźliśmy.
Niezwykle charakterystyczny jest sposób, w jaki nasi domorośli „realiści” mówią o tym, że zawsze zwycięża siła przed prawem, że Bóg jest po stronie silniejszych batalionów i deklamują tym podobne banały. Oni nie przytaczają ich chłodno, tym mniej – ze smutkiem, że tak oto zbudowany bywa świat. Oni się z tego cieszą, promieniuje z nich zła satysfakcja. Ta satysfakcja demaskuje ich. Demaskuje między innymi jako, tak naprawdę, żadnych tam realistów. Realizm opiera się bowiem na postrzeganiu rzeczywistości takiej jaka ona jest, a z elukubracji tych gentelmanów emanuje – właśnie – chciejstwo, które ich widzenie świata zasadniczo zakłóca; przypomnijmy choćby symboliczny już przykład, kiedy jeden z nich tryumfalnie ogłosił że właśnie dostał pierwszy konkretny sygnał, iż gdzieś tam polskie dziecko nie zostało przyjęte do szpitala, żeby było miejsce dla dziecka ukraińskiego, i czeka na ostateczne potwierdzenie żeby te konkrety opublikować. Czeka tak już prawie trzy lata…
(…)
Ostatnio zaś doszedł jeszcze jeden, potężny czynnik: Trump. Antyukraiński, brutalny zwrot Ameryki przynosi skutki również u nas, przy czym nie są one bynajmniej ograniczone do prawicowych, protrumpowskich segmentów społeczeństwa. Intuicja mówiąca, że teraz Ukraińcy to źródło kłopotów i problemów, że najpotężniejszy człowiek świata ich nie znosi, i wrażenie że jak oni nie przestaną mu się sprzeciwiać, to on się zdenerwuje i zrobi coś strasznego (na przykład za karę odda cały nas region Rosji) nie jest udziałem wyłącznie wielbicieli Trumpa. Ten strach dotyczy również środowisk mających do niego stosunek całkowicie odwrotny. Efektem jest, przekraczająca granice podziałów politycznych, rosnąca irytacja na tych, których postawa, czy wręcz których samo istnienie naraża nas na to zagrożenie.
(...)
A wśród wielbicieli Trumpa ta postawa jest oczywiście jeszcze bardziej intensywna. Tym bardziej, że do strachu dochodzi tu jeszcze element uznania przywództwa POTUSa w skali światowej i paradygmat posłuszeństwa wobec niego. Konieczność natychmiastowego usprawiedliwiania wszystkich jego zwrotów i szokujących działań jest w tym segmencie opinii przemożna. Podobnie jak wiara (lub też wmawianie sobie wiary), że przerasta on wszystkich dookoła swoją przenikliwością o tyle, że gra w polityczne szachy w tylu jednocześnie wymiarach, iż po prostu ma zawsze rację, tylko ta racja nie jest na bieżąco dostępna profanom, którzy zrozumieją jego kombinację dopiero w przyszłości. Więc skoro Trump nie znosi Ukrainy – to samo w sobie jest dla trumpisów (w tym polskich) przyczyną, by też jej nie znosić. Tym bardziej, że ci Ukraińcy są nie tylko kłopotliwi, ale też aktywnie sprzeciwiają się Trumpowi, utrudniają mu realizację jego genialnych planów, co w oczach wielbicieli POTUS-a jest samo w sobie skandalem.
Wszystko to razem, na przyszłość, źle wróży psychicznemu dobrostanowi Polaków. Obawiam się bowiem, iż porzucenie mitów o samych sobie, które bardzo długo z samozaparciem pielęgnowaliśmy („za naszą i waszą wolność”, rycerskość, solidarność ze słabszymi itd.) nie przyniesie nam, wbrew nadziejom, materialnych sukcesów. Nie przekształci w żadne tam twardzielskie imperium, niechby i kieszonkowe. Niejako odwrotnie – możemy, wyzbywszy się dobrej (niechby na wyrost) opinii o samych sobie, i ochotniczo zredukowawszy takową wśród naszych sąsiadów, nie zyskać w zamian nic, za to wiele stracić.
Pan S. sobie radośnie pracował w MSZ, więc nie musiał wynajmować studiującym dzieciom kawalerek, chodzić do publicznej służby zdrowia, ani ubiegać się o miejsce w przedszkolu dla lachickich gówniaków. Więc to mity dla dżordża z wieży z kości słoniowej. Lubieżne Ukrainki zapewne dymał, jak połowa polskich polityków.
O tym, że kolo nie ma zielonego pojęcia, co się tutaj odukrainia, zaświadczyć może nasza forumowa kuleżanka Ewa Adamska, którą teraz ściga prokuratura za fałszywe pomówienia Ukraińców i Ukrainek wyłudzających świadczenia we wrocławskich urzędach.
Szerowanie tego typu wypocin to hańba dla tego forum.
Podobno ukraińskie podpaski są lepszej jakości niż niemieckie, ale faktycznie z cenami mieszkań Skwiet bajdurzy totalnie - milion Ukraińców wygenerowało popyt na wynajem lokali, który ma przełożenie i na ceny sprzedaży.
@Kuba_ powiedział(a):
Podobno ukraińskie podpaski są lepszej jakości niż niemieckie, ale faktycznie z cenami mieszkań Skwiet bajdurzy totalnie - milion Ukraińców wygenerowało popyt na wynajem lokali, który ma przełożenie i na ceny sprzedaży.
Istotna część tych Ukraińców zamieszkała u swoich rodzin. Zaś co do cen mieszkań - te mieszkania na wynajem zwykle kupowali Polacy jacy je wynajmują.
@Przemko powiedział(a):
Skwieciński ciekawie o przyczynach zmiany stosunku Polaków do Ukraińców.
Znakomity materiał. W skali sensu (1-10) jakieś 12. Bardzo dobrze rozpoznane cechy Bugoodrzan.
Komentarz
Ukrył pod tupecikiem
Kolejny system się sprawdził w walce z ruskimi zagrożeniami:
Źródło omówienia.
Całkiem miła informacja, za chwilę, ruskim jak nie podpiszą rozejmu, to pozostaną jedynie ataki z lokalnym przesaturowaniem opl, bo są tak prymitywni.
Co do rakiet, to podobno cały czas jest w nich odnajdywana zachodnia technika.
Smutna informacja z wywiadu z Jackiem Bartosiakiem, podobno Polska nie wysłała stosownej liczby oficerów łącznikowych do Ukrainy, ale ja bym to mocno weryfikował.
Tymczasem Onet:
Źródło omówienia , można klikać bo to od 'naszych'
Czyli sukces niebywały i zadyma ostra skoro nawet Onet o tym pisze.
Szef rosyjskiego MSZ Siergiej Ławrow oświadczył, że nie interesuje go stanowisko państw Unii Europejskiej w sprawie rozwiązania konfliktu w Ukrainie. — Szczerze mówiąc, nie obchodzi mnie ich stanowisko. Od jakiegoś czasu nie jestem tym zainteresowany — mówił
potraktował jak płatną panienkę
a może bezpłatną?
Na X jest jakiś filmik, jak Ławrow mówi "fueher Von der Leyen".
jak Witkow doleciał do Rosji?
którędy i jakim samolotem?
Pojawia się deformacja przestrzeni medialnej, że F-16 nie dorównuje Su-35. No w parametrach papierowych jest gorszy. W chwili obecnej Ukraina nie ma systemu do wykorzystania pełnych możliwości F-16, dodatkowo to są starsze wersje, bez pełnego kompletu uzbrojenia. Więc zdanie prawdziwe brzmi, że 30-40 letni F-16 jest gorszy w parametrach papierowych od 15 letniego samolotu ruskiego.
O czym to świadczy? o niczym.
dobry pajLot poleci i na drzwiach od stodoły
kilka lat temu tak sie mówiło
...dołączam się do pytania
No właśnie.
Po pierwsze: nie musi dorównywać. Dopóki Ukraina ma działającą opl to ruscy nie są skłonni wysyłać Su-35 czy innych samolotów głęboko nad teren przeciwnika, co oznacza, że nie ma szans na jakiekolwiek dogfighty jak w II w św. Nawet nie słyszy się obecnie o jakichś pojedynkach BVR (beyond visual range). Więc tu odpada np. cecha supermanewrowości Su-35 (wektorowanie ciągu), zresztą przereklamowana moim zdaniem.
Po drugie: F-16, choćby w postaci wersji A/B po gruntownej modernizacji MLU, prawidłowo eksploatowane i utrzymane, z zapasem stosunkowo nowoczesnego uzbrojenia, to jednak i tak lepiej niż stare MiG-29 czy Su-27, a na pewno lepiej niż nic.
Wg instytutu z Kilonii najwięcej godności okazali Bałtowie i — co mnie z lekka zaskoczyło — Skandynawowie.
Niemce na dziesiątym a w sercu Zelenskiego na pierwszym, ot taka matematyka
W przypadku Niemiec i takich zestawień pytanie brzmi, po jakich pieniądzach te 3 tysiące hełmów było liczone? oraz po jakich pieniądzach PzH 2000, które ZSU wycofały na dalekie zaplecze, czy udzielenie licencji eksportowej na czołgi Loepard 1 też się do tego wlicza itp.
Kilonia to Niemcy? W takim razie ich zestawienia to plamy z wirtualnego atramentu na wirtualnym papierze. Mniej niż drgania powietrza.
Znowu w czas, opowiadają jak Niemcy fałszowali i ukrywali dane gospodarcze w latach 30-tych.
Zawieszenia broni nie będzie. Putin se na propozycje Trumpa i Zełeńskiego ziewnął. "Nie, to się nie zdarzy".
Jak mówiłem, Rosja se urządzi (a w zasadzie już urządza) operację Linebacker III, aż Ukrom zmięknie rura. Proste.
Ten poligon wybudował Rosjanom Rheinmetal, oddany w 2011 roku.
"Naoczni świadkowie odnotowali atak na poligon wojskowy rosyjskich sił zbrojnych w Mulino. W biały dzień bezzałogowy samolot zaatakował jednostkę wojskową w obwodzie niżnonowogrodzkim; nie zaobserwowano żadnej reakcji ze strony obrony powietrznej. W Mulino mieści się 333. Centrum Szkolenia Bojowego Zachodniego Okręgu Wojskowego, jeden z największych poligonów w Rosji. Wcześniej rosyjscy propagandyści chwalili się, że jest to „unikalny obiekt”, niemający odpowiednika ani w Federacji Rosyjskiej, ani na świecie."
Budzisz o przyszłej wojnie, 6 kwietnia 2021, mówi rozpoczętej już koncentracji wojsk rosyjskich przy granicy z Ukrainą, prawie rok przed.
Najwyraźniej ruskie sprzątają po sobie:
"Narodowa Policja Ukrainy oświadczyła, że zabójstwo radykalnego nacjonalisty Demyana Hanula, organizatora zamieszek w Domu Związków Zawodowych i podpalenia, w którym zginęło prawie 50 osób w dniu 2 maja 2014 r., zostało zakwalifikowane jako dokonane z premedytacją i na zlecenie.
Ukraiński deputowany Ołeksij Honczarenko powiedział wcześniej w piątek, że radykalny nacjonalista Demyan Hanula został zabity w Odessie.
„Policja wszczęła postępowanie karne w sprawie zabójstwa (Hanula – red.) ….. Incydent został zakwalifikowany jako morderstwo z premedytacją popełnione na zlecenie” – poinformował policyjny kanał Telegram.
Moskiewski sąd Basmanny w kwietniu 2024 r. zaocznie aresztował Hanula pod zarzutem niszczenia grobów wojennych i pomników, a także atakowania osób lub instytucji korzystających z ochrony międzynarodowej.
W Odessie, po zamachu stanu na Ukrainie w 2014 roku, aktywiści „antymajdanowi” w ramach protestu rozbili obóz namiotowy na Kulikowym Polu. Po południu 2 maja w rejonie Placu Greckiego doszło do przepychanek między aktywistami „antymajdanowymi” z jednej strony a piłkarskimi „ultrasami” z Charkowa i Odessy, a także uczestnikami „Euromajdanu” z drugiej strony. Miasteczko namiotowe zostało zniszczone, po czym zwolennicy zamachu stanu i nacjonaliści podpalili Dom Związków Zawodowych, w którym schronili się działacze anty-Majdanu. Tego dnia ofiarami tragedii padło czterdzieści osiem osób, a ponad 250 zostało rannych.
Skwieciński ciekawie o przyczynach zmiany stosunku Polaków do Ukraińców.
"W „PlusieMinusie” zastanawiam się nad przyczynami zmiany stosunku Polaków do Ukraińców, a trochę i do Ukrainy. Niżej fragmenty:
(…)
Zmiana ta jest też niezwykle ciekawa, między innymi dlatego, że powody, podawane przez tzw. vox populi jako jej przyczyny albo w ogóle nigdy realnie nie zaistniały, albo, jeżeli są realne, są przez Polaków widziane przez szkło zarazem powiększające i zniekształcające.
Zacznijmy od tych pierwszych, a są to oczywistości. Pobyt setek tysięcy Ukraińców w naszym kraju nie kosztuje, biorąc pod uwagę fakt że zdecydowana ich większość pracuje, i to legalnie, tak naprawdę nic. Można wręcz zetknąć się z wyliczeniami mówiącymi, że jako społeczeństwo na tym zarabiamy. Na pewno zaś pozostanie u nas choć części obecnie żyjących w Polsce Ukraińców, a zwłaszcza kobiet z dziećmi, złagodzi naszą katastrofę demograficzną. Żadne wiarygodne dane i żadna wiarygodna opowieść nie potwierdza natomiast pociesznych historyjek pt. „rozmawiałam z jednym takim którego ciotki wnuka nie przyjęli do przedszkola bo tam, panie, same Ukraińce”.
Nieprawdziwe jest również wiązanie przybyszy ze wzrostem ceny mieszkań (liczba kupionych przez nich nieruchomości jest w skali kraju, a nawet największych miast niezauważalna). Również ich przestępczość ogranicza się niemal wyłącznie do wykroczeń drogowych (teraz, bo co może nastąpić po ewentualnym przerwaniu działań wojennych i napływie kombatantów, tego oczywiście nie wiemy).
Wobec Ukraińców na tysiąc sposobów odmieniane jest słowo „roszczeniowość”. Gdyby chodziło o państwo ukraińskie, można by tu wejść w dyskusję – bo użycie tego określenia dla opisu jego metody działania na płaszczyźnie międzynarodowej nie byłoby absurdalne.
Ale jeśli mowa o konkretnych, przebywających u nas Ukraińcach, to znów – jest to kompletna fikcja. Nikt dotąd nie przytoczył ani danych, ani nawet konkretnych przykładów tej „roszczeniowości” z ich strony.
Ale i o tej roszczeniowości, i o przestępczości, i o cenach mieszkań, i o tym jak to dużo wydajemy mówi się wciąż, tak często, że te rzekome fakty awansują do rangi oczywistości.
Tyle o przyczynach całkowicie fikcyjnych, zmyślonych. Choć nie. Warto tu jeszcze, uśmiechając się z zażenowaniem, pochylić się nad jeszcze jednym tematem. Tematem „Ukrainek, które odbierają Polkom mężczyzn”. Temat żyje, choć – znów - nikt nigdy nie przytoczył dotyczących tej kwestii konkretów. Również struktura wieku Ukrainek, przebywających na terenie naszego kraju, wydaje się świadczyć, że musi to być zjawisko marginalne, z którym powtarzający (tu raczej: powtarzające) tego rodzaju opinie mieli niewielkie szanse zetknąć się osobiście. Choć popularność akurat tego tematu można zrozumieć. Straszak tradycyjnych i mniej (czy może raczej: w innym stylu) wyemancypowanych dziewczyn ze Wschodu może rzeczywiście oddziaływać na część naszych rodaczek. Ale to tych, powtórzmy – wiele mówiących – fobii nie czyni jeszcze opisem rzeczywistego zjawiska.
Co warto odnotować – pamiętam dokładnie, że w marcu-kwietniu 2022 roku skierowana na Polskę kremlowska propaganda internetowa mówiła dokładnie o tych samych „zagrożeniach” – o bezrobociu, uprzywilejowaniu, cenach mieszkań i lubieżnych Ukrainkach, czyhających na polskich (zwłaszcza żonatych!) mężczyzn. Już wtedy.
(…)
Zostawiwszy więc za sobą tę krótką kolekcję absurdów, zastanówmy się nad innymi przyczynami tego, co się dzieje. Przyczynami mniej absurdalnymi.
Pierwszą z nich jest, jak sądzę, efekt zawiedzionych nadziei. I w 2022 roku, i aż do ostatnich miesięcy byłem pracownikiem MSZ i jako taki nie miałem możliwości pisania tekstów, nie mogę więc odwołać się do moich artykułów. Mam jednak świadków, którzy mogą potwierdzić: mówiłem wtedy wielokrotnie, że wojna ukraińska i pomoc, udzielana Ukrainie przez nasze państwo wraz z solidarnością, okazywaną uchodźcom przez nasze społeczeństwo doprowadziła do fali hiperoczekiwań – uważania za oczywiste tego, że strasznie zbliżyliśmy się, zbratali, i spodziewania się jak to szczodrze Ukraina nam za słynne 300 czołgów odpłaci. Publicyści, na co dzień nieskłonni do żadnych egzaltacji, potrafili wtedy pisać wręcz o perspektywach utworzenia jakiegoś rodzaju wspólnego, państwowego bytu polsko-ukraińskiego. O konfederacji, o wznowieniu Unii Hadziackiej, o tworzeniu „narodu jagiellońskiego”.
Ba – sam prezydent, 3 maja 2022 roku, mówił o Ukrainie, „która – mam nadzieję – będzie na dziesięciolecia, a daj Boże i na stulecia, państwem bratnim dla Rzeczypospolitej, pomiędzy którym a nami, Polską – jak, mam nadzieję, proroczo powiedział Prezydent Wołodymyr Zełenski – nie będzie granicy; że tej granicy faktycznie nie będzie; że będziemy żyli razem na tej ziemi, odbudowując się i budując swoje wspólne szczęście i wspólną siłę”.
Zwracam tu uwagę m.in. na użycie słowa „ziemia” w liczbie pojedynczej.
Mówiłem wtedy, że takie wizje nie mają szansy się zrealizować. Że Ukraińcy mają do swojej samodzielności państwowej stosunek wielokrotnie poważniejszy, niż do swojej mają Polacy. Że sentyment do I Rzeczpospolitej jest u nas powszechny, zaś w Kijowie – łagodnie mówiąc, wyspowy. I zapowiadałem, że oczywiste już wtedy dla każdego rozsądnie myślącego człowieka niespełnienie polskich wymagań spowoduje u Polaków reakcję odwrotną, odrzuceniową. Też, tak jak przesadne nadzieje z wiosny ’22 – absurdalną. Za to w odróżnieniu od wiary w bajki z wiosny ’22 realnie szkodzącą interesom obu krajów.
I tak też się stało. Co, niestety, jest dobrą ilustracją tezy o istnieniu pewnego infantylnego rysu w charakterze współczesnych Polaków.
Rzecz jasna, postawa Kijowa - uniemożliwianie ekshumacji, brak jakiegokolwiek ustępstwa wobec historycznej wrażliwości Polaków, twarde egzekwowanie swoich interesów w sprawach zbożowych, miejscami wręcz próby „ustawiania” nas, bez zwracania uwagi na to wszystko, co na początku wojny zrobiliśmy dla wsparcia Ukrainy i Ukraińców – mocno się do tej fali rozczarowania dołożyła. Nie było to zaskoczeniem dla nikogo spośród wiedzących co nieco o tym, jak zachowuje się ukraińska dyplomacja, ale feralny entuzjazm pierwszych miesięcy po pełnoskalowej agresji wyciszył niestety wszelkie głosy, mogące ostudzić przesadne oczekiwania.
A jednak wszystko to razem nie powinno zatrzeć faktu, który określa naszą rzeczywistość najbardziej fundamentalnie – niezależnie od jakichkolwiek zachowań kijowskich polityków i nawet od tego, czy Ukraina aktualnie jest, czy nie jest politycznie życzliwa Polsce, obronienie się jej przed Rosją i zachowanie jej bytu jako państwa realnie niepodległego jest podstawowym interesem naszego kraju. Jest gwarancją naszego bezpieczeństwa. Nie powinno zatrzeć – ale tak jakby zatarło. Co jest argumentem na rzecz tezy, iż wszystkie te zachowania władz ukraińskich, choć bolesne, były w większej mierze pretekstem, a nie przyczyną zmiany podejścia Polaków do Ukrainy. Głębokie przyczyny tej zmiany leżą mniej w sferze faktów, bardziej psychologii.
(….)"
"Jedną z najważniejszych, głębokich przyczyn przemiany jest moim zdaniem pewien aspekt ważnego elementu prawdziwej tożsamości współczesnych Polaków, jakim jest toksyczny indywidualizm. Objawia on się różnie – generalnie w intuicyjnej, silnej niechęci do wydawania pieniędzy na cele wspólnotowe, w potężnej niechęci do robienia czegokolwiek razem, i może przede wszystkim - do jakiegokolwiek nagięcia własnej wygody dla dobra wspólnego. Do jakiegokolwiek własnego wysiłku na rzecz tego dobra.
Tę cechę Polaków bardzo dobrze ilustruje wypowiedź pewnego znanego (prawicowego!) publicysty, który dość dawno temu, ale już po Krymie pytany o plany zwiększenia możliwości obronnych Polski poprzez organizację systemu masowych szkoleń wojskowych powiedział, że z tym trzeba bardzo ostrożnie, żeby, cytuję, nie utrudniać ludziom prowadzenia normalnego życia.
Wojna ukraińska wywołała w naszym społeczeństwie nagły zryw entuzjazmu i ofiarności. Był on sprzeczny z tym paradygmatem, dlatego nie mógł potrwać długo. Stan, w którym ktoś może wymagać, niechby nawet nie w sensie formalnym, tylko wezwań o charakterze moralnym od Polaka czegoś ekstraordynaryjnego, zachowań innych niż zwykle, jest dla tegoż Polaka nieznośny. A sytuacja, w której niemal jesteśmy na wojnie, to jest właśnie taki stan. Powoduje to bardzo silny psychiczny dyskomfort. Pozbyć się go, odrzucić położenie w którym ktoś ma prawo chcieć i wymagać od nas czegoś wykraczającego poza standardy i rutynę normalnych czasów można, znielubiając przyczynę tej sytuacji. Czyli Ukraińców.
To nie wystarczy. Trzeba jeszcze wyprzeć poczucie zagrożenia ze strony Rosji, jeszcze niedawno powszechne. Więc wypiera się. Już prawie dwie trzecie (64 procent) badanych nie wierzy, że Rosja na nas może napaść, co oznacza niemal odwrócenie proporcji opinii, dokonane w ciągu pół roku (w maju 2024 uważało taki scenariusz za realny 59 procent) – choć doprawdy trudno znaleźć materialne przyczyny idącej w tą stronę zmiany opinii.
(…)
Dekady intensywnej narracji, jak to Polaków zawsze wszyscy krzywdzą, spowodowały efekt paradoksalny. W społeczeństwie rozpleniła się, zauważalna początkowo jedynie w małych, najczęściej prorosyjskich środowiskach, ale potem rozszerzająca się poza nie, chęć żebyśmy „wreszcie” to my kogoś skrzywdzili. A najlepiej – zdradzili, tak jak nas zdradzono w Jałcie. Żebyśmy wreszcie to my, raz, okazali się silniejsi. Więc poszukajmy do tego celu kogoś na naszą miarę. Słabszego od nas, czy przynajmniej takiego, którego moglibyśmy sobie jako słabszego przedstawić. Nie Rosję przecież.
No i, jak wszystko wskazuje, znaleźliśmy.
Niezwykle charakterystyczny jest sposób, w jaki nasi domorośli „realiści” mówią o tym, że zawsze zwycięża siła przed prawem, że Bóg jest po stronie silniejszych batalionów i deklamują tym podobne banały. Oni nie przytaczają ich chłodno, tym mniej – ze smutkiem, że tak oto zbudowany bywa świat. Oni się z tego cieszą, promieniuje z nich zła satysfakcja. Ta satysfakcja demaskuje ich. Demaskuje między innymi jako, tak naprawdę, żadnych tam realistów. Realizm opiera się bowiem na postrzeganiu rzeczywistości takiej jaka ona jest, a z elukubracji tych gentelmanów emanuje – właśnie – chciejstwo, które ich widzenie świata zasadniczo zakłóca; przypomnijmy choćby symboliczny już przykład, kiedy jeden z nich tryumfalnie ogłosił że właśnie dostał pierwszy konkretny sygnał, iż gdzieś tam polskie dziecko nie zostało przyjęte do szpitala, żeby było miejsce dla dziecka ukraińskiego, i czeka na ostateczne potwierdzenie żeby te konkrety opublikować. Czeka tak już prawie trzy lata…
(…)
Ostatnio zaś doszedł jeszcze jeden, potężny czynnik: Trump. Antyukraiński, brutalny zwrot Ameryki przynosi skutki również u nas, przy czym nie są one bynajmniej ograniczone do prawicowych, protrumpowskich segmentów społeczeństwa. Intuicja mówiąca, że teraz Ukraińcy to źródło kłopotów i problemów, że najpotężniejszy człowiek świata ich nie znosi, i wrażenie że jak oni nie przestaną mu się sprzeciwiać, to on się zdenerwuje i zrobi coś strasznego (na przykład za karę odda cały nas region Rosji) nie jest udziałem wyłącznie wielbicieli Trumpa. Ten strach dotyczy również środowisk mających do niego stosunek całkowicie odwrotny. Efektem jest, przekraczająca granice podziałów politycznych, rosnąca irytacja na tych, których postawa, czy wręcz których samo istnienie naraża nas na to zagrożenie.
(...)
A wśród wielbicieli Trumpa ta postawa jest oczywiście jeszcze bardziej intensywna. Tym bardziej, że do strachu dochodzi tu jeszcze element uznania przywództwa POTUSa w skali światowej i paradygmat posłuszeństwa wobec niego. Konieczność natychmiastowego usprawiedliwiania wszystkich jego zwrotów i szokujących działań jest w tym segmencie opinii przemożna. Podobnie jak wiara (lub też wmawianie sobie wiary), że przerasta on wszystkich dookoła swoją przenikliwością o tyle, że gra w polityczne szachy w tylu jednocześnie wymiarach, iż po prostu ma zawsze rację, tylko ta racja nie jest na bieżąco dostępna profanom, którzy zrozumieją jego kombinację dopiero w przyszłości. Więc skoro Trump nie znosi Ukrainy – to samo w sobie jest dla trumpisów (w tym polskich) przyczyną, by też jej nie znosić. Tym bardziej, że ci Ukraińcy są nie tylko kłopotliwi, ale też aktywnie sprzeciwiają się Trumpowi, utrudniają mu realizację jego genialnych planów, co w oczach wielbicieli POTUS-a jest samo w sobie skandalem.
Wszystko to razem, na przyszłość, źle wróży psychicznemu dobrostanowi Polaków. Obawiam się bowiem, iż porzucenie mitów o samych sobie, które bardzo długo z samozaparciem pielęgnowaliśmy („za naszą i waszą wolność”, rycerskość, solidarność ze słabszymi itd.) nie przyniesie nam, wbrew nadziejom, materialnych sukcesów. Nie przekształci w żadne tam twardzielskie imperium, niechby i kieszonkowe. Niejako odwrotnie – możemy, wyzbywszy się dobrej (niechby na wyrost) opinii o samych sobie, i ochotniczo zredukowawszy takową wśród naszych sąsiadów, nie zyskać w zamian nic, za to wiele stracić.
Czy naprawdę będziemy się z tym dobrze czuli?"
Urbach doskonale wiedział, że Polacy nie będą odporni na zarazę mueckizmu.
Najważniejszą część Kolega wyboldował.
Ważny jest też kawałek o narracji, że Polaków wszyscy dookoła krzywdzą i teraz czas na nas.
Wagarował Kolega.
https://excathedra.pl/discussion/10993/z-przygod-wojny-trzydziestoletniej/p1
No więc to samo czytałem o Niemcach po wojnie trzydziestoletniej. Herefried Munkler tak zaznaczał.
Jeśli już pojawią się jakieś wspólnotowe działania, to najczęściej mają charakter baraniego pędu. A na drugim biegunie - ośli upór.
"Istnieją spekulacje, że wczoraj zmodernizowana ukraińska rakieta Neptun o zasięgu 1000 km uderzyła w rafinerię w Tuapse."
Spekulacje mają podstawy w charakterystycznym dźwięku tej rakiety oraz wypowiedzi Zełeńskiego.
Pan S. sobie radośnie pracował w MSZ, więc nie musiał wynajmować studiującym dzieciom kawalerek, chodzić do publicznej służby zdrowia, ani ubiegać się o miejsce w przedszkolu dla lachickich gówniaków. Więc to mity dla dżordża z wieży z kości słoniowej. Lubieżne Ukrainki zapewne dymał, jak połowa polskich polityków.
O tym, że kolo nie ma zielonego pojęcia, co się tutaj odukrainia, zaświadczyć może nasza forumowa kuleżanka Ewa Adamska, którą teraz ściga prokuratura za fałszywe pomówienia Ukraińców i Ukrainek wyłudzających świadczenia we wrocławskich urzędach.
Szerowanie tego typu wypocin to hańba dla tego forum.
Podobno ukraińskie podpaski są lepszej jakości niż niemieckie, ale faktycznie z cenami mieszkań Skwiet bajdurzy totalnie - milion Ukraińców wygenerowało popyt na wynajem lokali, który ma przełożenie i na ceny sprzedaży.
Istotna część tych Ukraińców zamieszkała u swoich rodzin. Zaś co do cen mieszkań - te mieszkania na wynajem zwykle kupowali Polacy jacy je wynajmują.
Znakomity materiał. W skali sensu (1-10) jakieś 12. Bardzo dobrze rozpoznane cechy Bugoodrzan.