Pipes rzeczywiście sugerował wzorowanie się bolszewików na władzy carskiej, w „Rosji carów”, a jeszcze mocniej zaakcentował to w „Rewolucji rosyjskiej”. Że niby Lenin sposobem rządzenia „przypominał najbardziej autokratycznych carów”, że Czeka była instytucją „zapożyczoną od caratu”, że „reżim Lenina przypominał rządy najczarniejszej reakcji w Cesarstwie Rosyjskim – panowanie Aleksandra III, za czasów którego Lenin dorastał”.
Jednak w innym miejscu tak pisał o caracie w II połowie XIX wieku, w tym o wzmiankowanym „najczarniejszym” Aleksandrze III: „Rezultaty działalności policji politycznej były znikome w porównaniu z jej ogromnymi uprawnieniami. […] W latach 1866-1895 z powodów politycznych stracono zaledwie 44 osoby, a wszystkie były zamachowcami. Za panowania Aleksandra III, czyli w okresie ostrych represji, w związku z przestępstwami politycznymi aresztowano i przesłuchano łącznie około 4000 osób. Jak na wielkość Rosji i ogrom machiny zwalczającej działalność wywrotową są to liczby zupełnie nieznaczne”.
To są słowa tego samego Pipesa. Czy naprawdę da się porównać rządy Aleksandra III i Lenina? Oczywiście zawsze można doszukiwać się podobieństw. Tylko jak w takim razie wytłumaczyć fakt, że komunistyczny syfilis zarażał z taką łatwością szerokie rzesze w krajach o całkowicie odmiennych tradycjach politycznych?
Moim skromnym, komunizm był kataklizmem nieporównywalnym z niczym dotąd. Każdy komunizm, nie tylko sowiecki. Bo były przecie komunizmy antysowieckie – w Chinach, Jugosławii, Albanii, Kambodży. Wcale nie lepsze, cokolwiek by sądził o tym prezydent Reagan i jego doradcy (kłania się choćby sprawa Demokratycznej Kampuczy). Co do naszych spraw, to jakoś nie pociesza mnie to porównanie – że niby w Rosji słoń i prostytutka, a u nas tylko mrówka i całujący się podlotek (hm…). Owóż twierdzę, że poziom demoralizacji szerokich kręgów naszego narodu po czasach komunizmu jest straszny. Dzisiaj ci ludzie już nie klaszczą na widok sierpa i młota, nie, mają już innych bożków. Bezkarność sprawców najgorszych zbrodni, miękkie lądowanie czerwonych elit, zaakceptowanie uwłaszczenia ichniej nomenklatury – nie łudźmy się, to wszystko jeszcze nam się odbije czkawką.
TecumSeh napisal(a): Bardzo fajne, tylko Jakowlew nie wział jednego pod uwagę. A mianowicie - skąd się wzięło ruskie uwielbienie dla władzy (czyli: każdy wie że władza kłamie i każdy jej wierzy) pomimo jej okrucieństw wobec własnego narodu, oczywistych dla każdego.Skąd się wzięła (i mająca poparcie w społeczeństwie) ruska miłość do podbojów. Skąd się wzięła pogarda dla słabszych, lubość do bezwzględnego rozprawiania się z nimi. Skąd się wreszcie wzięło to, że porządni ludzie w Rosji, dostawszy kawałek władzy, niechby to był konduktor w pociągu, stają się z miejsca ostatnimi wujami.
Pipes rzeczywiście sugerował wzorowanie się bolszewików na władzy carskiej, w „Rosji carów”, a jeszcze mocniej zaakcentował to w „Rewolucji rosyjskiej”. Że niby Lenin sposobem rządzenia „przypominał najbardziej autokratycznych carów”, że Czeka była instytucją „zapożyczoną od caratu”, że „reżim Lenina przypominał rządy najczarniejszej reakcji w Cesarstwie Rosyjskim – panowanie Aleksandra III, za czasów którego Lenin dorastał”.
Jednak w innym miejscu tak pisał o caracie w II połowie XIX wieku, w tym o wzmiankowanym „najczarniejszym” Aleksandrze III: „Rezultaty działalności policji politycznej były znikome w porównaniu z jej ogromnymi uprawnieniami. […] W latach 1866-1895 z powodów politycznych stracono zaledwie 44 osoby, a wszystkie były zamachowcami. Za panowania Aleksandra III, czyli w okresie ostrych represji, w związku z przestępstwami politycznymi aresztowano i przesłuchano łącznie około 4000 osób. Jak na wielkość Rosji i ogrom machiny zwalczającej działalność wywrotową są to liczby zupełnie nieznaczne”.
To są słowa tego samego Pipesa. Czy naprawdę da się porównać rządy Aleksandra III i Lenina?
Naprawdę. Mentalność i intencje te same, a to że inne rezultaty znaczy tylko że jedni byli skuteczniejsi niż drudzy. Więc jedno drugiemu absolutnie nie przeczy. Hitlera od Stalina różni wyłącznie to, że jeden był sprytniejszy niż drugi, ale bydlętami byli obaj takimi samymi.
Turoń napisal(a):
Oczywiście zawsze można doszukiwać się podobieństw. Tylko jak w takim razie wytłumaczyć fakt, że komunistyczny syfilis zarażał z taką łatwością szerokie rzesze w krajach o całkowicie odmiennych tradycjach politycznych?
Moim skromnym, komunizm był kataklizmem nieporównywalnym z niczym dotąd. Każdy komunizm, nie tylko sowiecki.
Moją intencją było przedstawić że mentalnośćrosyjska sięga głębiej niż komunizm, a sam komunizm u nich, to był kolejny objaw tej samej choroby. I myślę że to mi się przedstawić udało. Kwestia popularności komunizmu to inna dyskusja, ale myślę że ją wytłumaczyć bardzo łatwo.
Turoń napisal(a): Co do naszych spraw, to jakoś nie pociesza mnie to porównanie – że niby w Rosji słoń i prostytutka, a u nas tylko mrówka i całujący się podlotek (hm…). Owóż twierdzę, że poziom demoralizacji szerokich kręgów naszego narodu po czasach komunizmu jest straszny.
Ale ja się zgadzam. Mimo wszystko u nas ta mentalność ma lat kilkadziesiąt i dlatego wykorzenia się stosunkowo szybko (w porównaniu), a u nich ma lat ponad siedemset i nic nie wskazuje na to by się w ogóle miała wykorzenić. Czego dowodem popularność Putina, mimo oczywistości w stylu ostentacyjnego zabijania niewygodnych dziennikarzy, że litościwie pominę wszystko inne.
Zaiste, mimo że poziom deprawacji u nas straszny - to mrówka w porównaniu do słonia. Ale owszem - to że u innych gorzej też mnie nie pociesza w ogóle.
Turoń napisal(a): Bezkarność sprawców najgorszych zbrodni, miękkie lądowanie czerwonych elit, zaakceptowanie uwłaszczenia ichniej nomenklatury – nie łudźmy się, to wszystko jeszcze nam się odbije czkawką.
Już się odbija. Nie zmienia to jednak faktu, że zgadzając się ze stanem Polski oraz stosunkiem Kolegi do komunizmu - mamy diametralnie różny (najwidoczniej ale proszę mnie poprawić) pogląd na wcześniejszą historię Rosji a także na jej skutki obecnie.
Moim zdaniem komunizm owszem, pogorszył stan rosyjskiej duszy, który i bez tego był katastrofalny. Kiedy czytałem "Listy z Rosji", dominowało uczucie: "prawie dwieście lat i nic się tam nie zmieniło". A komuna była zdaje się daleko przed nimi.
Owóż twierdzę, że poziom demoralizacji szerokich kręgów naszego narodu po czasach komunizmu jest straszny. Dzisiaj ci ludzie już nie klaszczą na widok sierpa i młota, nie, mają już innych bożków. Bezkarność sprawców najgorszych zbrodni, miękkie lądowanie czerwonych elit, zaakceptowanie uwłaszczenia ichniej nomenklatury – nie łudźmy się, to wszystko jeszcze nam się odbije czkawką.
+100000000000000 itd pierwsza i najgłówniejsza przyczyna naszych obecnych nieszczęść.
Prymasowi Wyszyńskiemu się powiodło - jeszcze żyło stare pokolenie, była baza. Papieżowi Janowi Pawłowi II już nie - zostały kremówki.
Owóż twierdzę, że poziom demoralizacji szerokich kręgów naszego narodu po czasach komunizmu jest straszny. Dzisiaj ci ludzie już nie klaszczą na widok sierpa i młota, nie, mają już innych bożków. Bezkarność sprawców najgorszych zbrodni, miękkie lądowanie czerwonych elit, zaakceptowanie uwłaszczenia ichniej nomenklatury – nie łudźmy się, to wszystko jeszcze nam się odbije czkawką.
+100000000000000 itd pierwsza i najgłówniejsza przyczyna naszych obecnych nieszczęść.
Prymasowi Wyszyńskiemu się powiodło - jeszcze żyło stare pokolenie, była baza. Papieżowi Janowi Pawłowi II już nie - zostały kremówki.
Baza była i za Jana Pawła II. Może gorszej jakości, ale ciągle jakaś była. Przejechano po niej czołgami w 80-tych i dobito w 90-tych.
To jednak chyba niemożliwe, by świadectwo i nauka Św. Jana Pawła, ale takze św. Faustyny i księdza Jerzego całkowicie "poszła w las", Mam cichą nadzieję, ze ziarno jedynie tymczasowo "obumarło" w sensie biblijnym...
Brak choćby symbolicznego napiętnowania sługusów komuny istnieje nie tylko w wymiarze "ogólnopaństwowym", ale co gorsza także rodzinnym i indywidualnym.
Odnoszę wrażenie, że tacy choćby koniunkturalni członkowie PZPR czy SD nie tylko nie podlegają rodzinnemu ostracyzmowi czy nawet krytyce, ale są często stawiani za wzór umiejętności "ustawienia się". Takie podejście promieniuje na ogół społeczeństwa.
Przy okazji: czy ktoś może wypowiedzieć się, czy dekret Świętego Oficjum z 1 lipca roku 1949 przypominający, że zwolennicy komunizmu oraz ich współpracownicy podlegają ekskomunice obowiązuje i czy dotyczy np. osobników wymienionych powyżej tj. świadomych członków ugrupowań?
MarianoX napisal(a): To jednak chyba niemożliwe, by świadectwo i nauka Św. Jana Pawła, ale takze św. Faustyny i księdza Jerzego całkowicie "poszła w las", Mam cichą nadzieję, ze ziarno jedynie tymczasowo "obumarło" w sensie biblijnym...
Ależ oczywiście że nie poszło. Obumarło? No, przygasło, ale obumarciem bym tego nie nazwał.
Maria napisal(a): Papieżowi Janowi Pawłowi II już nie - zostały kremówki.
Chyba jednak tak. Jestem z pokolenia JP2 i nie lubię kremówek.
krzychol66 napisal(a): Baza była i za Jana Pawła II. Może gorszej jakości, ale ciągle jakaś była. Przejechano po niej czołgami w 80-tych i dobito w 90-tych.
Pipes rzeczywiście sugerował wzorowanie się bolszewików na władzy carskiej, w „Rosji carów”, a jeszcze mocniej zaakcentował to w „Rewolucji rosyjskiej”. Że niby Lenin sposobem rządzenia „przypominał najbardziej autokratycznych carów”, że Czeka była instytucją „zapożyczoną od caratu”, że „reżim Lenina przypominał rządy najczarniejszej reakcji w Cesarstwie Rosyjskim – panowanie Aleksandra III, za czasów którego Lenin dorastał”.
Jednak w innym miejscu tak pisał o caracie w II połowie XIX wieku, w tym o wzmiankowanym „najczarniejszym” Aleksandrze III: „Rezultaty działalności policji politycznej były znikome w porównaniu z jej ogromnymi uprawnieniami. […] W latach 1866-1895 z powodów politycznych stracono zaledwie 44 osoby, a wszystkie były zamachowcami. Za panowania Aleksandra III, czyli w okresie ostrych represji, w związku z przestępstwami politycznymi aresztowano i przesłuchano łącznie około 4000 osób. Jak na wielkość Rosji i ogrom machiny zwalczającej działalność wywrotową są to liczby zupełnie nieznaczne”.
To są słowa tego samego Pipesa. Czy naprawdę da się porównać rządy Aleksandra III i Lenina?
Naprawdę. Mentalność i intencje te same, a to że inne rezultaty znaczy tylko że jedni byli skuteczniejsi niż drudzy. Więc jedno drugiemu absolutnie nie przeczy. Hitlera od Stalina różni wyłącznie to, że jeden był sprytniejszy niż drugi, ale bydlętami byli obaj takimi samymi.
Aż mi głupio, ale dalej będę się upierał. Bo Rosja również w czasach carskich niekiedy miewała u steru niezgorszych rzeźników, i gdyby Pipes porównał był rządy bolszewickie do czasów Iwana Groźnego, byłoby to dla mnie zrozumiałe. Ale nie, on zestawił reżim Lenina z „najczarniejszą reakcją” Aleksandra III (którego represyjność sam potraktował lekceważąco). Nie mam interesu w obronie Saszy Trzeciego, ale czym on się tak zasłużył, że Rysiek Pajps zrównał jego panowanie z leninowskim ludobójstwem? Bo car jegomość powiesił terrorystę Uljanowa Starszego? No bez jaj. Kolega wyżej prawił o różnicy skali, metaforzył o mrówce i słoniu. No więc...
Szukanie tzw. prostych analogii, wyszarpywanie z całości fragmentów pasujących do tezy (np., że za cara była policja polityczna – i za bolszewii też była; za cara działała cenzura – o, patrzajcie, za bolszewii też!), to wszystko skutkuje tezami może i efektownymi, ale tylko mnożącymi stereotypy. Taki przykład z naszego podwórka. Toż autorem politycznej obelgi „zapluty karzeł” był, jak wszyscy wiemy, Józef Piłsudski; tak się wyrażał o endekach. Ów pan rządy objął na drodze krwawego przewrotu, obalając legalne władze Rzeczypospolitej. W czasach sanacji policja niemal co roku strzelała do strajkujących i manifestantów. Zamykano ludzi (także księży) za samą słowną krytykę władz. Niepokornych publicystów porywali i katowali „nieznani sprawcy”. Istniał obóz w Berezie Kartuskiej (jego pierwszymi politycznymi pensjonariuszami byli wcale nie komuniści, tylko narodowcy). Działała cenzura w prasie. Narzucony przez władzę kult Komendanta rozdęto do niebotycznych rozmiarów, w końcu nawet wprowadzono karę 5 lat więzienia za „uwłaczanie imieniu Józefa Piłsudskiego”...
Ale do kata, pamiętając o tym wszystkim, jednak chyba nie powiemy, że późniejsze rządy komunistyczne w Polsce to naturalna, tylko ciutkę zmodyfikowana kontynuacja rządów sanacyjnych? Że wszechobecne portrety Bieruta w biurach i szkołach nawiązywały do tradycji niegdysiejszych wszechobecnych portretów Piłsudskiego? Że katownie UB to jedynie twórcze rozwinięcie Berezy? Że masakry na Wybrzeżu i w KWK „Wujek” nie powinny nikogo dziwić, bo przecie ongiś sanacyjny klasyk rzekł przy okazji tłumienia strajków: „Policja strzelała i strzelać będzie!”?
Na koniec owi Hitler i Stalin. Tu jakby zderzają się dwie kwestie. Ocena tych panów musi być taka sama na płaszczyźnie moralnej. Zgadza się, to były bydlaki. Jednak ich systemy polityczne nie sposób uznać za bliźniacze. Ma się rozumieć wiele jest cech wspólnych – terror, podboje, wodzostwo, monopartia, wciskanie się polityki w każdą dziedzinę życia, tresura od małego i tak dalej. Ale są też gigantyczne różnice. Ujmując rzecz skrótowo – Hitler przejął rządy nie na drodze zbrojnego przewrotu, tylko z demokratycznego mandatu. Dla utrzymania władzy nie musiał staczać krwawej wojny domowej z niemieckimi przeciwnikami NSDAP, ani wymordować ca 20 mln własnych obywateli. Terror niemiecko-naziolski był w 99% (z hakiem) skierowany na zewnątrz, poza granice Niemiec, przeciw „podludziom” na podbitych terenach, których to „podludzi” miał w całości eksterminować. (Oczywiście pamiętając, że niemiecki system okupacyjny w Polsce i na zajętych obszarach ZSRS oraz tenże system w Belgii, Francji czy na Wyspach Normandzkich - to znowu dwie całkowicie odmienne rzeczywistości.)
Terror sowiecki, dla odmiany, uderzał przede wszystkim w „swoich” – tzn. w narody, które miały nieszczęście stać się częścią składową Imperium Zła. Jego celem nie było całkowite wyniszczenie konkretnych nacji, ale ich zniewolenie, „wykucie nowego człowieka”, jak oni to określali. Podobnie na terenach podbitych potem przez Stalina. Zbrodnia katyńska nie była wstępem do jakiegoś Endlosung der Polenfrage, tylko operacją przetestowaną wcześniej podczas ujarzmiania Rosji – wybijemy oficerów, duchownych, inteligencję, kadry kierownicze, a pozostałych wychowamy. To dlatego mądrzy ludzie mówili, że Niemcy chcieli nas po prostu wymordować, a pod komunizmem nawet bez mordowania gnijemy.
Właśnie z odmiennego ukierunkowania i roli terroru w obydwu satrapiach wynika fakt, że ogromna większość Niemców zachowała lojalność wobec reżimu narodowo-socjalistycznego aż do jego końca, podczas gdy reżim sowiecki stanął na progu katastrofy latem-jesienią 1941 roku; że kilka milionów krasnoarmiejców rzuciło wtedy broń, a Wielikaja Otieciestwiennaja tu i owdzie przybrała postać Grażdanskoj. Nu, ale tutaj Stalinowi pomogli sami Niemcy.
Gwoli sprawiedliwości wobec sanacji dodajmy jednak, że strzelanie do protestujących oznaczało często likwidację komunistycznych prowokatorów. Z różnych względów niebezpiecznych. Gdyby wskazać analogię do czasów obecnych najlepszą byłby lud alfabetu i uliczni gimnastycy spod czerwono-czarnego sztandaru pod hasłem BLM.
Zabijanie komunistycznych terrorystów to akurat uznaję za czyn chwalebny i społecznie pożądany. Ale wszystkiego się tym nie wytłumaczy. Czasem agresywni byli demonstranci i policja strzelała w samoobronie. Czasem można zwalić winę na nadgorliwość poszczególnych funkcjonariuszy. Ale niekiedy bywało i tak, że szeregowy policjant miał więcej rozsądku niż zwierzchnicy. Czytałem raz raport z konfrontacji policji z gniewnym tłumem, udało się go rozproszyć bez ofiar, po oddaniu trzech salw w powietrze. No i fajnie by było, gdyby owi policjanci, zamiast pochwały, nie dostali potem opierniczu od przełożonych, że niby trzy salwy ostrzegawcze mogły zaskutkować obniżeniem prestiżu władz; że w powietrze należy palnąć tylko raz (w domyśle: a potem rąbać w tłum). Bywało więc różnie.
Turoń napisal(a): Nie mam interesu w obronie Saszy Trzeciego, ale czym on się tak zasłużył, że Rysiek Pajps zrównał jego panowanie z leninowskim ludobójstwem?
Nie wiem, bo dla mnie to są detale na których nie chcę się skupiać, tylko na kwestiach zasadniczych. Abstrahując od tego z kim Pipes zestawiał bolszewików - jego wyjaśnienie dlaczego dzicz rosyjska jest dziczą zupełnie nieporównywalną do niczego innego - jest właściwe i precyzyjne. To jest kwestia zasadnicza. Możemy się czepiać detali, ale mnie naprawdę nie o to chodzi. Chodzi wyłącznie o to, czy Kolega się zgadza z kwestią zasadniczą, a jeśli nie - to dlaczego.
Wyzej wymienione wyjaśnienie że przecież my za komuny... kompletnie do mnie nie trafia. Dlaczego? Bo wiemy SKĄD przyszła komuna i przez KOGO zostaliśmy tak zepsuci. A to że zostaliśmy w sposób absolutnie nieporównywalny - to się oczywiście zgadzam.
Kwiestia kluczowa jest taka, ze jak wykazał Pipes - tam traktowanie człowieka w ogóle, nawet własnego, jest niczym innym jak prostym dziedzictwem mongolskiego najazdu. Nawet udowadniał ze szansę na przełamanie tego miał jedynie Piotr Wielki, ale mu się nie udało. Gdzie tam do komuny - jeszcze 200 lat zostało.
Turoń napisal(a): Szukanie tzw. prostych analogii, wyszarpywanie z całości fragmentów pasujących do tezy (np., że za cara była policja polityczna – i za bolszewii też była; za cara działała cenzura – o, patrzajcie, za bolszewii też!), to wszystko skutkuje tezami może i efektownymi, ale tylko mnożącymi stereotypy.
No nie - przepraszam bardzo, ale Kolega polemizuje z nieistniejącymi (przynajmniej w mojej wypowiedzi) tezami. Policja polityczna i cenzura była w liczbie krajów którą można precyzyjnie określić mianem "od cholery". I co z tego? Unikalność polega na PODEJŚCIU. A ono - wykazuje Pipes, wykazuje de Custine, widać to u Gogola także i wielu innych - jest TAKIE SAMO, niezależnie od tego czy komuna czy carat, czy współczesna Rosja. Ok, cyferki się różną - bo czasem trzeba mordować, czasem tylko można, a czasem wystarczy odpowiednio postraszyć.
Rządy Hitlera i Stalina oczywiście miały od cholery różnic, ale ja kompletnie nie o tym. To dla mnie tylko przykład, natomiast co jest interesujące (w tej konkretnej dyskusji i to napisałem wyżej) to nie historyczne detale o tym kto, co i jak, oraz którędy - ale CO TAKIEGO sprawiło (w sensie: jaka to mentalność danej nacji) że to się udało.
Bo to co sprawdziło się w Rosji carskiej, nie sprawdziłoby się w Niemczech i odwrotnie. Dlatego między innymi jest pewna różnica w zabójstwie Popiełuszki i Politkowskiej (pomijam zupełnie format postaci, bo to nie o to chodzi) - otóż w komunistycznej, totalitarnej, trzymanej za mordę na ubeckich pałach Polsce, trzeba było urządzić proces pokazowy, a w "demokratycznej" Rosji Putin zupełnie otwarcie śmieje się w twarz, niczego nawet nie ukrywa, i tak się dowcipnie składa że nieznani sprawcy zabijają w jego urodziny. A naród go wielbi nadal, może z mniejszym natężeniem niż kiedyś, ale jednak. I są tego konkretne przyczyny, które wskazuje Pipes - i bynajmniej nie jest to komuna, to leży znacznie głębiej. Tak z 700 lat.
Mam nadzieję że teraz Kolega rozumie o co mi chodzi - żebyśmy nie gubili się w nieistotnych detalach.
Turoń napisal(a): Nie mam interesu w obronie Saszy Trzeciego, ale czym on się tak zasłużył, że Rysiek Pajps zrównał jego panowanie z leninowskim ludobójstwem?
Nie wiem, bo dla mnie to są detale na których nie chcę się skupiać, tylko na kwestiach zasadniczych. .
To ja powiem, co tutaj wychodzi. To przykład (wcale nie jedyny), że Pipes, przy całej swej wybitności, niekiedy lansuje naciągane tezy. Napisałem wyżej, że nie dziwiłbym się, gdyby zestawił Lenina z Iwanem Groźnym. Ale wiemy, że Iwan Groźny był typem dość wyjątkowym, a tez nie opiera się o wyjątki. Pipes poszedł więc na całość i zrównał megamordercę Lenina z reakcyjnym Aleksandrem III (którego represyjność w innym miejscu określił jako „nieznaczną”). Ambicją Pipesa było przywalić caratowi, a tymczasem w oczach uważnego czytelnika wybielił Lenina. Takie chwyty nie dość, że nie mają wiele wspólnego z rzetelnym przedstawianiem historii, to jeszcze są niebezpieczne – w końcu głównym odbiorcą twórczości Pipesa był czytelnik amerykański, niezbyt zorientowany w zawiłościach historii Europy Wschodniej.
TecumSeh napisal(a):Abstrahując od tego z kim Pipes zestawiał bolszewików - jego wyjaśnienie dlaczego dzicz rosyjska jest dziczą zupełnie nieporównywalną do niczego innego - jest właściwe i precyzyjne. To jest kwestia zasadnicza. Możemy się czepiać detali, ale mnie naprawdę nie o to chodzi. Chodzi wyłącznie o to, czy Kolega się zgadza z kwestią zasadniczą, a jeśli nie - to dlaczego.
Nie mogę przypomnieć sobie fragmentów, w których Pipes pisał o „dziczy rosyjskiej, nieporównywalnej do niczego”. Z tego co kojarzę, to raczej przeciwnie, dokonując szerokiej krytyki państwa carów (acz zarazem obalając też pewne mity), miewał wtręty o „spontanicznej życzliwości” rosyjskiego ludu, o „nieabstrakcyjnej, instynktownej ludzkiej dobroci” i tym podobne, żeby zacytować samą „Rosję carów”, którą podobno obaj przeczytaliśmy. Mnie się zdaje, że prawdziwym problemem dla Kolegi może być nie to, co ja sądzę o tezach Pipesa, tylko że nie używam emocjonalnych ozdobników typu „dzicz” na określenie jakiegoś narodu. Co wynika z faktu, że nie przemawia do mnie zasada kollektive Verantwortung. Wie Kolega, z racji rodzinnych i nie tylko, zdarza mi się orbitować w kręgu ludzi związanych z naszymi Kresami. I dość często słyszę takie zdanie, przy okazji dyskusji o Wołyniu: - Bo Ukraińcy to naród morderców, rezunów! Ja zaś, jak zupełnie nie trawię tego odgórnego, urzędowo-medialnego ukrainofilstwa, mówię wtedy z grubsza tak: - Prę pana, banderowcom i ich usprawiedliwiaczom należy się kula w łeb. Ale byli i tacy Ukraińcy, których UPA rezała za pomoc Polakom. I jak mówimy, że to naród morderców, to plujemy tym poczciwcom na mogiły.
Podobnie z Rosjanami. Kiedy polski szlachcic Felek Dzierżyński (człek bardzo kulturalny, wykształcony, prawdziwy humanista co pisał wiersze, kochał muzykę Chopina i Moniuszki, uwielbiał dzieci, a jego spojrzenie pono emanowało głęboką wrażliwością), no więc jak Krwawy Felek i jego m.in. polscy towarzysze (Mienżyński, Bobiński i cała reszta) wzięli się za rozstrzeliwanie rosyjskich duchownych, nauczycieli, oficerów – to kto tu był mordercą i dziczą? Wiemy kto. Ale chyba nie będziemy wysnuwali z tego wniosków o „narodzie morderców” ani „dziczy polskiej”?
Owóż naród to jest mnóstwo jednostek, czasem do siebie podobnych, a czasem nie. Jak Kolega rozejrzy się wokół, to ujrzy tłum rodaków, z którymi Kolegę nie łączy zgoła nic. I byłby Kolega mocno nieszczęśliwy, gdyby na podstawie cech tamtych rodaków ktoś zaczął budować stereotyp Polaka.
TecumSeh napisal(a): Wyzej wymienione wyjaśnienie że przecież my za komuny... kompletnie do mnie nie trafia. Dlaczego? Bo wiemy SKĄD przyszła komuna i przez KOGO zostaliśmy tak zepsuci.
Nam komunę przynieśli Sowieci. Do Rosji przyjechała z Niemiec, w zaplombowanym wagonie, opłacona przez niemieckie służby. Do Kambodży przybyła wprost z paryskich uniwersytetów. I wszędzie była zbrodnicza. Skąd przybyła to jedno, ale nie zwojowałaby wiele, gdyby na miejscu nie znalazła chętnych do wspierania. Na temat demoralizacji części naszego narodu jako efektu rządów komunistycznych już pisałem. Ale jedna rzecz nie została jeszcze powiedziana. Bardzo przykra rzecz. Od pierwszych dni „wyzwolenia” w 1944-45 roku nowa władza miała tysiące, zaraz potem setki tysięcy zwolenników. To była mniejszość, ale mniejszość nie taka mała. Na wiosnę 1945 roku do PPR należało już 300 tysięcy ludzi. Pięć lat później do PZPR – już prawie milion. Plus kolejne setki tysięcy w organizacjach sojuszniczych. Podczas referendum w czerwcu 1946 roku komunę poparło, wedle utajnionych wówczas danych, 27% głosujących. To bardzo ciekawa wielkość, bo niemal identyczna z liczbą głosujących na bolszewików w imperium rosyjskim podczas wyborów do Konstytuanty w 1917 roku (24%). Tych ludzi nie zdążyły zepsuć rządy komunistyczne, oni je zaakceptowali już na „dzień dobry”. Byli ich podporą w pierwszych, decydujących latach.
TecumSeh napisal(a): Turoń napisal(a): Szukanie tzw. prostych analogii, wyszarpywanie z całości fragmentów pasujących do tezy (np., że za cara była policja polityczna – i za bolszewii też była; za cara działała cenzura – o, patrzajcie, za bolszewii też!), to wszystko skutkuje tezami może i efektownymi, ale tylko mnożącymi stereotypy.
No nie - przepraszam bardzo, ale Kolega polemizuje z nieistniejącymi (przynajmniej w mojej wypowiedzi) tezami.
Zgadza się, Kolega tak nie napisał, odniosłem się do argumentacji Pipesa, zbyt łatwo (moim zdaniem) zrównującego rządy Lenina i Aleksandra III. Dlatego zaraz potem przytoczyłem przykład represji w czasach sanacji i w PRL, że mimo pewnych podobieństw były to dwie odrębne rzeczywistości.
TecumSeh napisal(a):>Rządy Hitlera i Stalina oczywiście miały od cholery różnic, ale ja kompletnie nie o tym. To dla mnie tylko przykład, natomiast co jest interesujące (w tej konkretnej dyskusji i to napisałem wyżej) to nie historyczne detale o tym kto, co i jak, oraz którędy - ale CO TAKIEGO sprawiło (w sensie: jaka to mentalność danej nacji) że to się udało.
Bo to co sprawdziło się w Rosji carskiej, nie sprawdziłoby się w Niemczech i odwrotnie. Dlatego między innymi jest pewna różnica w zabójstwie Popiełuszki i Politkowskiej (pomijam zupełnie format postaci, bo to nie o to chodzi) - otóż w komunistycznej, totalitarnej, trzymanej za mordę na ubeckich pałach Polsce, trzeba było urządzić proces pokazowy, a w "demokratycznej" Rosji Putin zupełnie otwarcie śmieje się w twarz, niczego nawet nie ukrywa, i tak się dowcipnie składa że nieznani sprawcy zabijają w jego urodziny. A naród go wielbi nadal, może z mniejszym natężeniem niż kiedyś, ale jednak. I są tego konkretne przyczyny, które wskazuje Pipes - i bynajmniej nie jest to komuna, to leży znacznie głębiej. Tak z 700 lat.
Zabójcy Anny Politkowskiej też mieli proces, a wyroki zapadły surowsze niż w Toruniu (trzy dożywocia, 20, 14, 12 i 11 lat). Jeden ze skazanych zmarł niedawno za kratami, bo odmówiono mu zwolnienia na okoliczność pogarszającego się stanu zdrowia (co mocno kontrastuje z warunkami odbywania kary przez kpt. Piotrowskiego i jego ferajnę). Natomiast podobnie jak w przypadku morderców ks. Popiełuszki, istnieje niewyjaśniony problem ewentualnych mocodawców zbrodni. Putin publicznie wypierał się odpowiedzialności i twierdził, że mordercy wybierając dzień jego urodzin chcieli mu zaszkodzić. Cokolwiek sądzimy o takim tłumaczeniu, za nieprawdziwe trzeba uznać twierdzenie, że „zupełnie otwarcie śmieje się w twarz, niczego nawet nie ukrywa”. Jeżeli był winny tej zbrodni, to właśnie to ukrywa, jak dotąd skutecznie. Dlatego jeśli pragnie Kolega wykazać cywilizacyjną wyższość PRL-u, potrzebny jest inny argument.
Popularność Putina wśród ludu prostego można wytłumaczyć wcale nie ciągotami do turańszczyzny, tylko znacznie prościej. Właśnie mechanizmem zaobserwowanym wcześniej w Niemczech, w czasach Hitlera.
Po I wojnie światowej Niemcy przeżywają gorycz klęski wojennej, potwornego upokorzenia, utraty sporych terytoriów, są gnębione kryzysem. Z czołowego mocarstwa z czasów kajzerowskich spadają do roli ubezwłasnowolnionego pariasa, zaś zwykły obywatel nie ma co do gara włożyć. Ale w końcu pojawia się klawy Mówca z Wąsikiem. Dawny weteran wojenny, co stracił zdrowie na pierwszej linii i mówi głośno, że ojczyzna zdradziła takich patriotów jak on, że trzeba ją odwojować. Gdy obejmie władzę, zaczyna budować autostrady, rozwija przemysł, likwiduje bezrobocie. Za jego rządów zwykły obywatel, który jeszcze niedawno chodził głodny i drżał myśląc o jutrze, teraz ma pracę; ba! zbiera na volkswagena, a jego dzieciaki jeżdżą na darmowe wczasy, gdzie wychowywane są w duchu patriotycznej przygody. Dawniej wyklęty patriotyzm wraca na salony, znów można głośno marzyć o Wielkich Niemczech. Kombatanci, co kiedyś przelewali krew za Vaterland, wreszcie są docenieni. Nowa władza bierze za mordę przebrzydłych wywrotowców opłacanych z zagranicy, i rozpędza na cztery wiatry finansowych oligarchów. Kraj odzyskuje mocarstwową pozycję, a jego niedawni zwycięzcy teraz muszą gadać z nim ostrożnie, a nawet coraz częściej ustępować. Zaczyna się zbieranie ziem kiedyś utraconych, bo dobry Wódz pamięta o rodakach za granicznym kordonem... Oczywiście wszystko ma swoją cenę, bo łajdackie posunięcia nowej władzy widoczne są gołym okiem. Ale przecież Mówca z Wąsikiem wyciągnął nas z samego dna! Co my zrobimy bez niego? I Niemcy będą szczerze kochać Hitlera, stać przy nim wiernie do końca.
Teraz Rosja lat 90., jelcynowsko-bieriezowsko-... (tu wstawić jeszcze pęczek nazwisk oligarchów, generałów i gangsterów). Kraj co dopiero wykluł się z ruin Związku Sowieckiego, po przegranej Zimnej Wojnie. Właściwie wszystko to samo, co kiedyś w Niemczech, tylko jeszcze gorzej, bo państwo rozszarpują między siebie konkurujące ośrodki polityczne, frakcje służb specjalnych, wszechobecne mafie (w tym gang mający w założeniu być policją). Armia dostaje w kuper od jakichś tam kaukaskich watażków. Anarchia, chaos, bezprawie, korupcja. No i bieda, bieda zwykłego człowieka, a właściwie to otchłań beznadziei, i jeszcze poczucie poniżenia, i daremne westchnienia za Starymi Dobrymi Czasami. Ale w końcu pojawia się Mocny Człowiek, dobrze ustawiony, a przy tym sprytny. Były oficer wywiadu – wiadomo, że do takiej roboty nie brali durniów. Mówi, że ojczyznę trzeba odwojować z niegodnych rąk. I zaczyna sprzątać. Cwani oligarchowie, co szydzili z biedaków, bo sami dorobili się miliardów przed trzydziestką, teraz idą za kraty. Konkurencyjne frakcje polityczne, bezpieczniackie i bandyckie zostają zwasalizowane bądź wdeptane w ziemię, niekiedy dosłownie. Przeciętnemu obywatelowi zaczyna się polepszać, oczywiście bez jakichś cudów, ale to już nie jest ten horror, co w poprzedniej dekadzie. Jest nowa wojna na Kaukazie, jednak całkiem inna, bo część niedawnych wrogów nagle przechodzi na stronę Moskwy. Kombatanci znów są kochani, patriotyzm wylewa się z podręczników, z mediów, książek, filmów, a armia maszeruje dziarsko. Zachodnim politykom, co jeszcze niedawno kpili z ruskiego kulawego miśka, teraz wydłużają się miny, są coraz bardziej zaniepokojeni, skłonni do ustępstw. Zaczyna się zbieranie ziem kiedyś utraconych, bo dobry Wódz pamięta o rodakach za granicznym kordonem. Oczywiście wszystko ma swoją cenę… itd.
Jednak, ma się rozumieć, to tylko moja opinia, nikt nikomu nie broni tłumaczyć tego wszystkiego spadkiem po średniowiecznych Mongołach. )
Turoń napisal(a): Zabójcy Anny Politkowskiej też mieli proces,
O, to miło. Widocznie za duży się smród zrobił na świecie, ciężko to było propagandowo usprawiedliwić, więc wyroki wysokie. Zabójcy Litwinienki też mieli proces? ;-) No dobra, żartowałem:)
Turoń napisal(a): Putin publicznie wypierał się odpowiedzialności i twierdził, że mordercy wybierając dzień jego urodzin chcieli mu zaszkodzić. Cokolwiek sądzimy o takim tłumaczeniu, za nieprawdziwe trzeba uznać twierdzenie, że „zupełnie otwarcie śmieje się w twarz, niczego nawet nie ukrywa”. Jeżeli był winny tej zbrodni, to właśnie to ukrywa, jak dotąd skutecznie.
Czytawszy artykuł o tem w brytyjskiej gazecie lata temu (niestety nie pomnę jakiej, ale znana, coś w rodzaju Guardiana, the Economist czy coś podobnego - nie żadne "the Sun" czy w ten deseń), gdy temat był świeży i chrupiący. Odniosłem zgoła inne wrażenie, i chyba nie tylko ja, bo artykuł przytaczał słowa Putina w komentarzu - coś w rodzaju że działalność Politkowskiej była działaniem na szkodę Rosji i mogła zdenerwować wielu ludzi. W sensie - sama sie o to prosiła. A tak w ogóle, to szkoda że zginęła, bo nas teraz będą za to obarczać, co w sumie szkodzi nam bardziej niż to co pisała. Kiedyś czytałem całkiem fajny artykuł jakiegoś rosyjskiego dziennikarza czy blogera, który doskonale opisywał ten mechanizm w kontekście Smoleńska - że to specyficzny "autograf Putina". Zapomniał dodać że nie tylko Putina, o czym pisał i mówił Suworow. To specyfika postępowania, celowe działanie, właściwe w zasadzie tylko Rosjanom, przynajmniej na taką skalę.
Co ciekawe artykuł nic nie wspominał o tym że jej zabójstwo było w dzień urodzin Putina - o tym dowiedziałem się z polskiej prasy. Ale to mały szczegół.
Ale co do zasady - moje stwierdzenie o śmianiu się w twarz i nie ukrywaniu niczego, nie należało traktować dosłownie. Chodzi o TYPOWE - co ma znaczenie w tej dyskusji - dla Rosji działanie: oficjalnie to my nic i w ogóle. A okoliczności (podsycane dwuznacznymi wypowiedziami) wskazują że jednak my, i w ogóle tego nie ukrywamy. Dowodów procesowych nie ma - ale kto ma wiedzieć ten wie.
Dziwię się że tak oczytany człowiek jak Kolega tego nie wie. Myślę że chyba jednak wie.
Turoń napisal(a): Ale w końcu pojawia się klawy Mówca z Wąsikiem. Dawny weteran wojenny, co stracił zdrowie na pierwszej linii i mówi głośno, że ojczyzna zdradziła takich patriotów jak on, że trzeba ją odwojować. Gdy obejmie władzę, zaczyna budować autostrady, rozwija przemysł, likwiduje bezrobocie. Za jego rządów zwykły obywatel, który jeszcze niedawno chodził głodny i drżał myśląc o jutrze, teraz ma pracę; ba! zbiera na volkswagena, a jego dzieciaki jeżdżą na darmowe wczasy, gdzie wychowywane są w duchu patriotycznej przygody. Dawniej wyklęty patriotyzm wraca na salony, znów można głośno marzyć o Wielkich Niemczech. Kombatanci, co kiedyś przelewali krew za Vaterland, wreszcie są docenieni. Nowa władza bierze za mordę przebrzydłych wywrotowców opłacanych z zagranicy, i rozpędza na cztery wiatry finansowych oligarchów. Kraj odzyskuje mocarstwową pozycję, a jego niedawni zwycięzcy teraz muszą gadać z nim ostrożnie, a nawet coraz częściej ustępować. Zaczyna się zbieranie ziem kiedyś utraconych, bo dobry Wódz pamięta o rodakach za granicznym kordonem... Oczywiście wszystko ma swoją cenę, bo łajdackie posunięcia nowej władzy widoczne są gołym okiem. Ale przecież Mówca z Wąsikiem wyciągnął nas z samego dna! Co my zrobimy bez niego? I Niemcy będą szczerze kochać Hitlera, stać przy nim wiernie do końca.
Dobrze. Co się stało zatem, że katolicy niemieccy jakoś się masowo na niego nie nabrali? Dlaczego tak wyraźnie widać różnice w preferencjach wyborczych między katolikami a protestantami jeśli chodzi o pana z wąsikiem?
Turoń napisal(a): Teraz Rosja lat 90.,(...)Jednak, ma się rozumieć, to tylko moja opinia, nikt nikomu nie broni tłumaczyć tego wszystkiego spadkiem po średniowiecznych Mongołach. )
Ale po cóż sięgać uparcie do ostatnich stu lat. Cała sprawa zasadza się na tym, że ja (i nie tylko) widzę ciągłość logiki zdarzeń w historii Rosji - a otworzył mi oczy na to Pipes, poprawił de Custaine, a zgadzają się w zasadzie wszyscy moi znajomi często z różnych okazji bywający w Rosji, i/lub z nimi pracujący. W tym moja Żona, której przeboje opisałem w zalinkowanym wątku.
Słowem - tam się wiele zmieniło po to, żeby się nic nie zmieniło, i komunizm to był tylko etap. Narzędzie, które się okazało mało użyteczne, więc je zmieniono na inne. Tak samo narzędziem - i niczym więcej - jest dla nich religia, o czym m.in. pisze Kapuściński, ale nie tylko - czy to nie jeden z forumowiczów wspominał tutaj (czy na nieboszczce rebelce) że słyszał na własne uszy w cerkwi jak wspominano Stefana Batorego, niech się na wieki w piekle smaży za to co Rosji wyrządził? Przepraszam, jeśli szczegóły były inne ale wpis w ten deseń zwrócił moją szczególną uwagę i zapamiętałem. Jednakże detale mogą się różnić, sens jest natomiast zachowany.
Ja widzę taki obraz tego kraju, ludu i mentalności. Acz spotkałem w życiu naprawdę porządnych Rosjan, w wysokich górach sto razy wolę Rosjanina niż jakiegokolwiek zachodniaka. Co, że tak powiem górnolotnie - w ogóle nie zaciemnia mi obrazu sytuacji.
A ja ostatnio słuchałem ciekawego wywiadu, jaki Bartosiak przeprowadził z Markiem Budziszem w sprawie Rosji. Ovaj, Budzisz napisał tęgi inkunabuł "Wszystko jest wojną", który opisuje podejście państwa rosyjskiego do wszystkiego.
I tam są rzeczy niesamowite.
* Rosją rządzi wąska elita, szacowana na 3000-5000 osób. Są to ludzie generalnie na poziomie, których celem jest służba państwu rosyjskiemu.
* Ci ludzie z elity to zazwyczaj ludzie bardzo dobrze wykształceni, bardzo inteligentni i myślący. Często pochodzący z dynastii, zazwyczaj czerwonych i KGB-owskich.
* Dla Rosjan kluczową sprawą jest wielkość i potęga Rosji.
* Jedną z różnic między Polską a Rosją jest to, że u nas nie istnieje pojęcie "krótkiej zwycięskiej wojenki". U nas wojna jest generalnie zawsze o wszystko. Jak przegramy to trafiamy do pieca. I to powoduje, że myśl o wojnie nas przeraża i paraliżuje. A u nich? Ech, job twoju mać, przegraliśmy tę wojnę. Dobra, taysze co następne dziś na agendzie? Rosja co prawda odbyła za pamięci wojnę o wszystko, ale znacznie więcej wesołych wojenek imperialnych, co daje im więcej luzu w myśleniu o wojnie.
* Rosyjski luz w myśleniu o wojnie powoduje zatarcie granicy między wojną i pokojem. Oni są w stanie wymyślić ograniczone uderzenie, w którym zginą dwie osoby, a jakieś cele strategiczne zostaną osiągnięte.
* Zgodnie z doktryną obronną Rosji, atomówek używa się tylko w celach obronnych. Ale zgodnie z tąż samą doktryną, najlepszą obroną jest atak. Nadto, jednemu błaznowi wyrwało się, że jest jeszcze druga doktryna atomowa, tyle że tajna.
* Rosjanie uważają, że całe to pieprzenie o MAD, o nuklearnej zimie to przesada. Jak trzeba pieprznąć atomówką, to trzeba, spocznij. Poza tym porobili sobie małe atomóweczki, dla postrachu i niszczenia dużych zgrupowań taktycznych npla.
* Dla Rosjan absolutnie kluczowe są dwa obszary, których nie są skłonni oddać za żadną cenę: Białoruś i północny Kazachstan. Kontrola Białorusi pozwala ustawić wraże raketki pod Moskwą (pod Warszawą też, ale to wtórne). Kontrola północnego Kazachstanu jest niezbędna do kontroli kolejki wąskotorowej i ścieżynki, które łączą Syberię z Rosją. Bez tego szlaku Rosja ma złamany kręgosłup i się śmiesznie miota.
* Dla Rosjan propaganda to inny rodzaj wojny. Robią takie oto rozkminy, że wojskowo wojnę w Gruzji wygrali, ale propagandowo przegrali, więc na przyszłość trzeba też pilnować frontu informacyjnego. Po to mają brygady fejsikowe do siania zwątpienia w szeregach npla.
* Około roku 2015 Rosja wybiła się na niepodległość mentalną w tym sensie, że nie dba o to, co jej Zachód każe. Se robią co chcą.
* Jednym z ich marzeń strategicznych jest podkopanie dominacji USA i przejście od hegemonii do świata wielobiegunowego. Wtedy życie robi się trudniejsze i wielowariantowsze, a oni uważają, że są nieźli w te klocki i sobie poradzą.
* W danej rozmowie to nie padło, ale ktoś powiedział, że Wielki Szatan ma 1000 instytutów specjalizujących się w rozumieniu świata i meldowania tego Pentakonowi. Niemcy i Rosja mają ich po kilkaset. My mamy kilkadziesiąt, ale sądzę że tylko niewielka część to instytuty poważne, reszta głównie miele pensje i czynsze.
No, nie ukrywam więc, że wzbudziła ta rozmowa we mnie pewien szacunek, ba podziw, dla radzieckiej struktury państwowej. Oni mają zdolność do wymyślenia jakiegoś planu, sfinansowania go i przeprowadzenia. A nam tego stanowczo brakuje.
Z pewnością nie wyłapałem wszystkiego, więc jak ktoś ma wolne półtory hadziny to zapraszam:
Polska powstała z popiołów 60 lat temu i odtąd ciągle się zmienia. Duńczycy nakręcili komedię o Polsce z trabantami, szutrowymi drogami, stacjami benzynowymi z pordzewiałej blachy i wiecznie nietrzeźwą ludnością. Ja pamiętam takie obrazki ale patrzę na to jak na obrazki z Marsa. A było to raptem ćwierć wieku temu. Taki przeciwnik jest szalenie niebezpieczny, nie wiadomo, jak go uderzyć, nie wiadomo, jak i czym on uderzy. To Obcy z filmów Ridleya Scotta.
trep napisal(a): Rosja jest niepodległa od niepamiętnych czasów. Polska przez ostatnie 227 lat jest niepodległa przez jakieś 30. Takie to są porównania.
No nie no Opłacali się Tatarom, chińczykom Przejęli obyczaje Zresztą przejmowanie obyczajów i rusyzacja inteligentnych władców jest niesamowita Rury, Kowicze, Iwan, smuty, Przełom z Kateriną, Stalin
los napisal(a): Taki przeciwnik jest szalenie niebezpieczny, nie wiadomo, jak go uderzyć, nie wiadomo, jak i czym on uderzy. To Obcy z filmów Ridleya Scotta.
A ja znowuż jak spojrzę na tytuł stosownego wątku na drugim forumku ("rosja, niemcy, jako wzór postępowania"), a i na zawartość również, a potem wspomnę słynne frazy ze wspomnianego filmu (no dobrze, słynne dla tych, którzy ten film lubią, a ja lubię): Ash: You still don't understand what you're dealing with, do you? The perfect organism. Its structural perfection is matched only by its hostility. Lambert: You admire it. Ash: I admire its purity. A survivor... unclouded by conscience, remorse, or delusions of morality.
Komentarz
Pipes rzeczywiście sugerował wzorowanie się bolszewików na władzy carskiej, w „Rosji carów”, a jeszcze mocniej zaakcentował to w „Rewolucji rosyjskiej”. Że niby Lenin sposobem rządzenia „przypominał najbardziej autokratycznych carów”, że Czeka była instytucją „zapożyczoną od caratu”, że „reżim Lenina przypominał rządy najczarniejszej reakcji w Cesarstwie Rosyjskim – panowanie Aleksandra III, za czasów którego Lenin dorastał”.
Jednak w innym miejscu tak pisał o caracie w II połowie XIX wieku, w tym o wzmiankowanym „najczarniejszym” Aleksandrze III:
„Rezultaty działalności policji politycznej były znikome w porównaniu z jej ogromnymi uprawnieniami. […] W latach 1866-1895 z powodów politycznych stracono zaledwie 44 osoby, a wszystkie były zamachowcami. Za panowania Aleksandra III, czyli w okresie ostrych represji, w związku z przestępstwami politycznymi aresztowano i przesłuchano łącznie około 4000 osób. Jak na wielkość Rosji i ogrom machiny zwalczającej działalność wywrotową są to liczby zupełnie nieznaczne”.
To są słowa tego samego Pipesa. Czy naprawdę da się porównać rządy Aleksandra III i Lenina?
Oczywiście zawsze można doszukiwać się podobieństw. Tylko jak w takim razie wytłumaczyć fakt, że komunistyczny syfilis zarażał z taką łatwością szerokie rzesze w krajach o całkowicie odmiennych tradycjach politycznych?
Moim skromnym, komunizm był kataklizmem nieporównywalnym z niczym dotąd. Każdy komunizm, nie tylko sowiecki. Bo były przecie komunizmy antysowieckie – w Chinach, Jugosławii, Albanii, Kambodży. Wcale nie lepsze, cokolwiek by sądził o tym prezydent Reagan i jego doradcy (kłania się choćby sprawa Demokratycznej Kampuczy).
Co do naszych spraw, to jakoś nie pociesza mnie to porównanie – że niby w Rosji słoń i prostytutka, a u nas tylko mrówka i całujący się podlotek (hm…). Owóż twierdzę, że poziom demoralizacji szerokich kręgów naszego narodu po czasach komunizmu jest straszny. Dzisiaj ci ludzie już nie klaszczą na widok sierpa i młota, nie, mają już innych bożków. Bezkarność sprawców najgorszych zbrodni, miękkie lądowanie czerwonych elit, zaakceptowanie uwłaszczenia ichniej nomenklatury – nie łudźmy się, to wszystko jeszcze nam się odbije czkawką.
Więc jedno drugiemu absolutnie nie przeczy.
Hitlera od Stalina różni wyłącznie to, że jeden był sprytniejszy niż drugi, ale bydlętami byli obaj takimi samymi. Moją intencją było przedstawić że mentalnośćrosyjska sięga głębiej niż komunizm, a sam komunizm u nich, to był kolejny objaw tej samej choroby. I myślę że to mi się przedstawić udało. Kwestia popularności komunizmu to inna dyskusja, ale myślę że ją wytłumaczyć bardzo łatwo.
Ale ja się zgadzam. Mimo wszystko u nas ta mentalność ma lat kilkadziesiąt i dlatego wykorzenia się stosunkowo szybko (w porównaniu), a u nich ma lat ponad siedemset i nic nie wskazuje na to by się w ogóle miała wykorzenić. Czego dowodem popularność Putina, mimo oczywistości w stylu ostentacyjnego zabijania niewygodnych dziennikarzy, że litościwie pominę wszystko inne.
Zaiste, mimo że poziom deprawacji u nas straszny - to mrówka w porównaniu do słonia.
Ale owszem - to że u innych gorzej też mnie nie pociesza w ogóle. Już się odbija.
Nie zmienia to jednak faktu, że zgadzając się ze stanem Polski oraz stosunkiem Kolegi do komunizmu - mamy diametralnie różny (najwidoczniej ale proszę mnie poprawić) pogląd na wcześniejszą historię Rosji a także na jej skutki obecnie.
Moim zdaniem komunizm owszem, pogorszył stan rosyjskiej duszy, który i bez tego był katastrofalny. Kiedy czytałem "Listy z Rosji", dominowało uczucie: "prawie dwieście lat i nic się tam nie zmieniło". A komuna była zdaje się daleko przed nimi.
pierwsza i najgłówniejsza przyczyna naszych obecnych nieszczęść.
Prymasowi Wyszyńskiemu się powiodło - jeszcze żyło stare pokolenie, była baza. Papieżowi Janowi Pawłowi II już nie - zostały kremówki.
Przejechano po niej czołgami w 80-tych i dobito w 90-tych.
Już tylko kremówki i otnat z 5 kolorowymi gołębi ami
Brak choćby symbolicznego napiętnowania sługusów komuny istnieje nie tylko w wymiarze "ogólnopaństwowym", ale co gorsza także rodzinnym i indywidualnym.
Odnoszę wrażenie, że tacy choćby koniunkturalni członkowie PZPR czy SD nie tylko nie podlegają rodzinnemu ostracyzmowi czy nawet krytyce, ale są często stawiani za wzór umiejętności "ustawienia się". Takie podejście promieniuje na ogół społeczeństwa.
Przy okazji: czy ktoś może wypowiedzieć się, czy dekret Świętego Oficjum z 1 lipca roku 1949 przypominający, że zwolennicy komunizmu oraz ich współpracownicy podlegają ekskomunice obowiązuje i czy dotyczy np. osobników wymienionych powyżej tj. świadomych członków ugrupowań?
Chyba jednak nadal żyjemy.
Aż mi głupio, ale dalej będę się upierał. Bo Rosja również w czasach carskich niekiedy miewała u steru niezgorszych rzeźników, i gdyby Pipes porównał był rządy bolszewickie do czasów Iwana Groźnego, byłoby to dla mnie zrozumiałe. Ale nie, on zestawił reżim Lenina z „najczarniejszą reakcją” Aleksandra III (którego represyjność sam potraktował lekceważąco).
Nie mam interesu w obronie Saszy Trzeciego, ale czym on się tak zasłużył, że Rysiek Pajps zrównał jego panowanie z leninowskim ludobójstwem? Bo car jegomość powiesił terrorystę Uljanowa Starszego? No bez jaj. Kolega wyżej prawił o różnicy skali, metaforzył o mrówce i słoniu. No więc...
Szukanie tzw. prostych analogii, wyszarpywanie z całości fragmentów pasujących do tezy (np., że za cara była policja polityczna – i za bolszewii też była; za cara działała cenzura – o, patrzajcie, za bolszewii też!), to wszystko skutkuje tezami może i efektownymi, ale tylko mnożącymi stereotypy.
Taki przykład z naszego podwórka. Toż autorem politycznej obelgi „zapluty karzeł” był, jak wszyscy wiemy, Józef Piłsudski; tak się wyrażał o endekach. Ów pan rządy objął na drodze krwawego przewrotu, obalając legalne władze Rzeczypospolitej. W czasach sanacji policja niemal co roku strzelała do strajkujących i manifestantów. Zamykano ludzi (także księży) za samą słowną krytykę władz. Niepokornych publicystów porywali i katowali „nieznani sprawcy”. Istniał obóz w Berezie Kartuskiej (jego pierwszymi politycznymi pensjonariuszami byli wcale nie komuniści, tylko narodowcy). Działała cenzura w prasie. Narzucony przez władzę kult Komendanta rozdęto do niebotycznych rozmiarów, w końcu nawet wprowadzono karę 5 lat więzienia za „uwłaczanie imieniu Józefa Piłsudskiego”...
Ale do kata, pamiętając o tym wszystkim, jednak chyba nie powiemy, że późniejsze rządy komunistyczne w Polsce to naturalna, tylko ciutkę zmodyfikowana kontynuacja rządów sanacyjnych? Że wszechobecne portrety Bieruta w biurach i szkołach nawiązywały do tradycji niegdysiejszych wszechobecnych portretów Piłsudskiego? Że katownie UB to jedynie twórcze rozwinięcie Berezy? Że masakry na Wybrzeżu i w KWK „Wujek” nie powinny nikogo dziwić, bo przecie ongiś sanacyjny klasyk rzekł przy okazji tłumienia strajków: „Policja strzelała i strzelać będzie!”?
Na koniec owi Hitler i Stalin. Tu jakby zderzają się dwie kwestie. Ocena tych panów musi być taka sama na płaszczyźnie moralnej. Zgadza się, to były bydlaki. Jednak ich systemy polityczne nie sposób uznać za bliźniacze. Ma się rozumieć wiele jest cech wspólnych – terror, podboje, wodzostwo, monopartia, wciskanie się polityki w każdą dziedzinę życia, tresura od małego i tak dalej. Ale są też gigantyczne różnice.
Ujmując rzecz skrótowo – Hitler przejął rządy nie na drodze zbrojnego przewrotu, tylko z demokratycznego mandatu. Dla utrzymania władzy nie musiał staczać krwawej wojny domowej z niemieckimi przeciwnikami NSDAP, ani wymordować ca 20 mln własnych obywateli.
Terror niemiecko-naziolski był w 99% (z hakiem) skierowany na zewnątrz, poza granice Niemiec, przeciw „podludziom” na podbitych terenach, których to „podludzi” miał w całości eksterminować.
(Oczywiście pamiętając, że niemiecki system okupacyjny w Polsce i na zajętych obszarach ZSRS oraz tenże system w Belgii, Francji czy na Wyspach Normandzkich - to znowu dwie całkowicie odmienne rzeczywistości.)
Terror sowiecki, dla odmiany, uderzał przede wszystkim w „swoich” – tzn. w narody, które miały nieszczęście stać się częścią składową Imperium Zła. Jego celem nie było całkowite wyniszczenie konkretnych nacji, ale ich zniewolenie, „wykucie nowego człowieka”, jak oni to określali.
Podobnie na terenach podbitych potem przez Stalina. Zbrodnia katyńska nie była wstępem do jakiegoś Endlosung der Polenfrage, tylko operacją przetestowaną wcześniej podczas ujarzmiania Rosji – wybijemy oficerów, duchownych, inteligencję, kadry kierownicze, a pozostałych wychowamy. To dlatego mądrzy ludzie mówili, że Niemcy chcieli nas po prostu wymordować, a pod komunizmem nawet bez mordowania gnijemy.
Właśnie z odmiennego ukierunkowania i roli terroru w obydwu satrapiach wynika fakt, że ogromna większość Niemców zachowała lojalność wobec reżimu narodowo-socjalistycznego aż do jego końca, podczas gdy reżim sowiecki stanął na progu katastrofy latem-jesienią 1941 roku; że kilka milionów krasnoarmiejców rzuciło wtedy broń, a Wielikaja Otieciestwiennaja tu i owdzie przybrała postać Grażdanskoj. Nu, ale tutaj Stalinowi pomogli sami Niemcy.
Czasem agresywni byli demonstranci i policja strzelała w samoobronie. Czasem można zwalić winę na nadgorliwość poszczególnych funkcjonariuszy. Ale niekiedy bywało i tak, że szeregowy policjant miał więcej rozsądku niż zwierzchnicy. Czytałem raz raport z konfrontacji policji z gniewnym tłumem, udało się go rozproszyć bez ofiar, po oddaniu trzech salw w powietrze. No i fajnie by było, gdyby owi policjanci, zamiast pochwały, nie dostali potem opierniczu od przełożonych, że niby trzy salwy ostrzegawcze mogły zaskutkować obniżeniem prestiżu władz; że w powietrze należy palnąć tylko raz (w domyśle: a potem rąbać w tłum). Bywało więc różnie.
Abstrahując od tego z kim Pipes zestawiał bolszewików - jego wyjaśnienie dlaczego dzicz rosyjska jest dziczą zupełnie nieporównywalną do niczego innego - jest właściwe i precyzyjne.
To jest kwestia zasadnicza. Możemy się czepiać detali, ale mnie naprawdę nie o to chodzi. Chodzi wyłącznie o to, czy Kolega się zgadza z kwestią zasadniczą, a jeśli nie - to dlaczego.
Wyzej wymienione wyjaśnienie że przecież my za komuny... kompletnie do mnie nie trafia. Dlaczego? Bo wiemy SKĄD przyszła komuna i przez KOGO zostaliśmy tak zepsuci. A to że zostaliśmy w sposób absolutnie nieporównywalny - to się oczywiście zgadzam.
Kwiestia kluczowa jest taka, ze jak wykazał Pipes - tam traktowanie człowieka w ogóle, nawet własnego, jest niczym innym jak prostym dziedzictwem mongolskiego najazdu. Nawet udowadniał ze szansę na przełamanie tego miał jedynie Piotr Wielki, ale mu się nie udało. Gdzie tam do komuny - jeszcze 200 lat zostało.
No nie - przepraszam bardzo, ale Kolega polemizuje z nieistniejącymi (przynajmniej w mojej wypowiedzi) tezami.
Policja polityczna i cenzura była w liczbie krajów którą można precyzyjnie określić mianem "od cholery". I co z tego?
Unikalność polega na PODEJŚCIU. A ono - wykazuje Pipes, wykazuje de Custine, widać to u Gogola także i wielu innych - jest TAKIE SAMO, niezależnie od tego czy komuna czy carat, czy współczesna Rosja. Ok, cyferki się różną - bo czasem trzeba mordować, czasem tylko można, a czasem wystarczy odpowiednio postraszyć.
Rządy Hitlera i Stalina oczywiście miały od cholery różnic, ale ja kompletnie nie o tym. To dla mnie tylko przykład, natomiast co jest interesujące (w tej konkretnej dyskusji i to napisałem wyżej) to nie historyczne detale o tym kto, co i jak, oraz którędy - ale CO TAKIEGO sprawiło (w sensie: jaka to mentalność danej nacji) że to się udało.
Bo to co sprawdziło się w Rosji carskiej, nie sprawdziłoby się w Niemczech i odwrotnie. Dlatego między innymi jest pewna różnica w zabójstwie Popiełuszki i Politkowskiej (pomijam zupełnie format postaci, bo to nie o to chodzi) - otóż w komunistycznej, totalitarnej, trzymanej za mordę na ubeckich pałach Polsce, trzeba było urządzić proces pokazowy, a w "demokratycznej" Rosji Putin zupełnie otwarcie śmieje się w twarz, niczego nawet nie ukrywa, i tak się dowcipnie składa że nieznani sprawcy zabijają w jego urodziny. A naród go wielbi nadal, może z mniejszym natężeniem niż kiedyś, ale jednak. I są tego konkretne przyczyny, które wskazuje Pipes - i bynajmniej nie jest to komuna, to leży znacznie głębiej. Tak z 700 lat.
Mam nadzieję że teraz Kolega rozumie o co mi chodzi - żebyśmy nie gubili się w nieistotnych detalach.
Pipes poszedł więc na całość i zrównał megamordercę Lenina z reakcyjnym Aleksandrem III (którego represyjność w innym miejscu określił jako „nieznaczną”). Ambicją Pipesa było przywalić caratowi, a tymczasem w oczach uważnego czytelnika wybielił Lenina. Takie chwyty nie dość, że nie mają wiele wspólnego z rzetelnym przedstawianiem historii, to jeszcze są niebezpieczne – w końcu głównym odbiorcą twórczości Pipesa był czytelnik amerykański, niezbyt zorientowany w zawiłościach historii Europy Wschodniej.
Nie mogę przypomnieć sobie fragmentów, w których Pipes pisał o „dziczy rosyjskiej, nieporównywalnej do niczego”. Z tego co kojarzę, to raczej przeciwnie, dokonując szerokiej krytyki państwa carów (acz zarazem obalając też pewne mity), miewał wtręty o „spontanicznej życzliwości” rosyjskiego ludu, o „nieabstrakcyjnej, instynktownej ludzkiej dobroci” i tym podobne, żeby zacytować samą „Rosję carów”, którą podobno obaj przeczytaliśmy.
Mnie się zdaje, że prawdziwym problemem dla Kolegi może być nie to, co ja sądzę o tezach Pipesa, tylko że nie używam emocjonalnych ozdobników typu „dzicz” na określenie jakiegoś narodu. Co wynika z faktu, że nie przemawia do mnie zasada kollektive Verantwortung.
Wie Kolega, z racji rodzinnych i nie tylko, zdarza mi się orbitować w kręgu ludzi związanych z naszymi Kresami. I dość często słyszę takie zdanie, przy okazji dyskusji o Wołyniu:
- Bo Ukraińcy to naród morderców, rezunów!
Ja zaś, jak zupełnie nie trawię tego odgórnego, urzędowo-medialnego ukrainofilstwa, mówię wtedy z grubsza tak:
- Prę pana, banderowcom i ich usprawiedliwiaczom należy się kula w łeb. Ale byli i tacy Ukraińcy, których UPA rezała za pomoc Polakom. I jak mówimy, że to naród morderców, to plujemy tym poczciwcom na mogiły.
Podobnie z Rosjanami. Kiedy polski szlachcic Felek Dzierżyński (człek bardzo kulturalny, wykształcony, prawdziwy humanista co pisał wiersze, kochał muzykę Chopina i Moniuszki, uwielbiał dzieci, a jego spojrzenie pono emanowało głęboką wrażliwością), no więc jak Krwawy Felek i jego m.in. polscy towarzysze (Mienżyński, Bobiński i cała reszta) wzięli się za rozstrzeliwanie rosyjskich duchownych, nauczycieli, oficerów – to kto tu był mordercą i dziczą? Wiemy kto. Ale chyba nie będziemy wysnuwali z tego wniosków o „narodzie morderców” ani „dziczy polskiej”?
Owóż naród to jest mnóstwo jednostek, czasem do siebie podobnych, a czasem nie. Jak Kolega rozejrzy się wokół, to ujrzy tłum rodaków, z którymi Kolegę nie łączy zgoła nic. I byłby Kolega mocno nieszczęśliwy, gdyby na podstawie cech tamtych rodaków ktoś zaczął budować stereotyp Polaka.
Nam komunę przynieśli Sowieci. Do Rosji przyjechała z Niemiec, w zaplombowanym wagonie, opłacona przez niemieckie służby. Do Kambodży przybyła wprost z paryskich uniwersytetów. I wszędzie była zbrodnicza. Skąd przybyła to jedno, ale nie zwojowałaby wiele, gdyby na miejscu nie znalazła chętnych do wspierania.
Na temat demoralizacji części naszego narodu jako efektu rządów komunistycznych już pisałem. Ale jedna rzecz nie została jeszcze powiedziana. Bardzo przykra rzecz. Od pierwszych dni „wyzwolenia” w 1944-45 roku nowa władza miała tysiące, zaraz potem setki tysięcy zwolenników. To była mniejszość, ale mniejszość nie taka mała. Na wiosnę 1945 roku do PPR należało już 300 tysięcy ludzi. Pięć lat później do PZPR – już prawie milion. Plus kolejne setki tysięcy w organizacjach sojuszniczych.
Podczas referendum w czerwcu 1946 roku komunę poparło, wedle utajnionych wówczas danych, 27% głosujących. To bardzo ciekawa wielkość, bo niemal identyczna z liczbą głosujących na bolszewików w imperium rosyjskim podczas wyborów do Konstytuanty w 1917 roku (24%).
Tych ludzi nie zdążyły zepsuć rządy komunistyczne, oni je zaakceptowali już na „dzień dobry”. Byli ich podporą w pierwszych, decydujących latach. No nie - przepraszam bardzo, ale Kolega polemizuje z nieistniejącymi (przynajmniej w mojej wypowiedzi) tezami.
Zgadza się, Kolega tak nie napisał, odniosłem się do argumentacji Pipesa, zbyt łatwo (moim zdaniem) zrównującego rządy Lenina i Aleksandra III. Dlatego zaraz potem przytoczyłem przykład represji w czasach sanacji i w PRL, że mimo pewnych podobieństw były to dwie odrębne rzeczywistości.
Natomiast podobnie jak w przypadku morderców ks. Popiełuszki, istnieje niewyjaśniony problem ewentualnych mocodawców zbrodni. Putin publicznie wypierał się odpowiedzialności i twierdził, że mordercy wybierając dzień jego urodzin chcieli mu zaszkodzić. Cokolwiek sądzimy o takim tłumaczeniu, za nieprawdziwe trzeba uznać twierdzenie, że „zupełnie otwarcie śmieje się w twarz, niczego nawet nie ukrywa”. Jeżeli był winny tej zbrodni, to właśnie to ukrywa, jak dotąd skutecznie. Dlatego jeśli pragnie Kolega wykazać cywilizacyjną wyższość PRL-u, potrzebny jest inny argument.
Popularność Putina wśród ludu prostego można wytłumaczyć wcale nie ciągotami do turańszczyzny, tylko znacznie prościej. Właśnie mechanizmem zaobserwowanym wcześniej w Niemczech, w czasach Hitlera.
Po I wojnie światowej Niemcy przeżywają gorycz klęski wojennej, potwornego upokorzenia, utraty sporych terytoriów, są gnębione kryzysem. Z czołowego mocarstwa z czasów kajzerowskich spadają do roli ubezwłasnowolnionego pariasa, zaś zwykły obywatel nie ma co do gara włożyć.
Ale w końcu pojawia się klawy Mówca z Wąsikiem. Dawny weteran wojenny, co stracił zdrowie na pierwszej linii i mówi głośno, że ojczyzna zdradziła takich patriotów jak on, że trzeba ją odwojować. Gdy obejmie władzę, zaczyna budować autostrady, rozwija przemysł, likwiduje bezrobocie. Za jego rządów zwykły obywatel, który jeszcze niedawno chodził głodny i drżał myśląc o jutrze, teraz ma pracę; ba! zbiera na volkswagena, a jego dzieciaki jeżdżą na darmowe wczasy, gdzie wychowywane są w duchu patriotycznej przygody.
Dawniej wyklęty patriotyzm wraca na salony, znów można głośno marzyć o Wielkich Niemczech. Kombatanci, co kiedyś przelewali krew za Vaterland, wreszcie są docenieni. Nowa władza bierze za mordę przebrzydłych wywrotowców opłacanych z zagranicy, i rozpędza na cztery wiatry finansowych oligarchów. Kraj odzyskuje mocarstwową pozycję, a jego niedawni zwycięzcy teraz muszą gadać z nim ostrożnie, a nawet coraz częściej ustępować. Zaczyna się zbieranie ziem kiedyś utraconych, bo dobry Wódz pamięta o rodakach za granicznym kordonem...
Oczywiście wszystko ma swoją cenę, bo łajdackie posunięcia nowej władzy widoczne są gołym okiem. Ale przecież Mówca z Wąsikiem wyciągnął nas z samego dna! Co my zrobimy bez niego? I Niemcy będą szczerze kochać Hitlera, stać przy nim wiernie do końca.
Teraz Rosja lat 90., jelcynowsko-bieriezowsko-... (tu wstawić jeszcze pęczek nazwisk oligarchów, generałów i gangsterów). Kraj co dopiero wykluł się z ruin Związku Sowieckiego, po przegranej Zimnej Wojnie. Właściwie wszystko to samo, co kiedyś w Niemczech, tylko jeszcze gorzej, bo państwo rozszarpują między siebie konkurujące ośrodki polityczne, frakcje służb specjalnych, wszechobecne mafie (w tym gang mający w założeniu być policją). Armia dostaje w kuper od jakichś tam kaukaskich watażków. Anarchia, chaos, bezprawie, korupcja. No i bieda, bieda zwykłego człowieka, a właściwie to otchłań beznadziei, i jeszcze poczucie poniżenia, i daremne westchnienia za Starymi Dobrymi Czasami.
Ale w końcu pojawia się Mocny Człowiek, dobrze ustawiony, a przy tym sprytny. Były oficer wywiadu – wiadomo, że do takiej roboty nie brali durniów. Mówi, że ojczyznę trzeba odwojować z niegodnych rąk. I zaczyna sprzątać. Cwani oligarchowie, co szydzili z biedaków, bo sami dorobili się miliardów przed trzydziestką, teraz idą za kraty. Konkurencyjne frakcje polityczne, bezpieczniackie i bandyckie zostają zwasalizowane bądź wdeptane w ziemię, niekiedy dosłownie. Przeciętnemu obywatelowi zaczyna się polepszać, oczywiście bez jakichś cudów, ale to już nie jest ten horror, co w poprzedniej dekadzie.
Jest nowa wojna na Kaukazie, jednak całkiem inna, bo część niedawnych wrogów nagle przechodzi na stronę Moskwy. Kombatanci znów są kochani, patriotyzm wylewa się z podręczników, z mediów, książek, filmów, a armia maszeruje dziarsko. Zachodnim politykom, co jeszcze niedawno kpili z ruskiego kulawego miśka, teraz wydłużają się miny, są coraz bardziej zaniepokojeni, skłonni do ustępstw. Zaczyna się zbieranie ziem kiedyś utraconych, bo dobry Wódz pamięta o rodakach za granicznym kordonem.
Oczywiście wszystko ma swoją cenę… itd.
Jednak, ma się rozumieć, to tylko moja opinia, nikt nikomu nie broni tłumaczyć tego wszystkiego spadkiem po średniowiecznych Mongołach. )
Zabójcy Litwinienki też mieli proces? ;-)
No dobra, żartowałem:)
Czytawszy artykuł o tem w brytyjskiej gazecie lata temu (niestety nie pomnę jakiej, ale znana, coś w rodzaju Guardiana, the Economist czy coś podobnego - nie żadne "the Sun" czy w ten deseń), gdy temat był świeży i chrupiący. Odniosłem zgoła inne wrażenie, i chyba nie tylko ja, bo artykuł przytaczał słowa Putina w komentarzu - coś w rodzaju że działalność Politkowskiej była działaniem na szkodę Rosji i mogła zdenerwować wielu ludzi. W sensie - sama sie o to prosiła. A tak w ogóle, to szkoda że zginęła, bo nas teraz będą za to obarczać, co w sumie szkodzi nam bardziej niż to co pisała.
Kiedyś czytałem całkiem fajny artykuł jakiegoś rosyjskiego dziennikarza czy blogera, który doskonale opisywał ten mechanizm w kontekście Smoleńska - że to specyficzny "autograf Putina". Zapomniał dodać że nie tylko Putina, o czym pisał i mówił Suworow. To specyfika postępowania, celowe działanie, właściwe w zasadzie tylko Rosjanom, przynajmniej na taką skalę.
Co ciekawe artykuł nic nie wspominał o tym że jej zabójstwo było w dzień urodzin Putina - o tym dowiedziałem się z polskiej prasy. Ale to mały szczegół.
Ale co do zasady - moje stwierdzenie o śmianiu się w twarz i nie ukrywaniu niczego, nie należało traktować dosłownie. Chodzi o TYPOWE - co ma znaczenie w tej dyskusji - dla Rosji działanie: oficjalnie to my nic i w ogóle. A okoliczności (podsycane dwuznacznymi wypowiedziami) wskazują że jednak my, i w ogóle tego nie ukrywamy. Dowodów procesowych nie ma - ale kto ma wiedzieć ten wie.
Dziwię się że tak oczytany człowiek jak Kolega tego nie wie. Myślę że chyba jednak wie.
Dobrze.
Co się stało zatem, że katolicy niemieccy jakoś się masowo na niego nie nabrali?
Dlaczego tak wyraźnie widać różnice w preferencjach wyborczych między katolikami a protestantami jeśli chodzi o pana z wąsikiem? Ale po cóż sięgać uparcie do ostatnich stu lat.
Cała sprawa zasadza się na tym, że ja (i nie tylko) widzę ciągłość logiki zdarzeń w historii Rosji - a otworzył mi oczy na to Pipes, poprawił de Custaine, a zgadzają się w zasadzie wszyscy moi znajomi często z różnych okazji bywający w Rosji, i/lub z nimi pracujący. W tym moja Żona, której przeboje opisałem w zalinkowanym wątku.
Słowem - tam się wiele zmieniło po to, żeby się nic nie zmieniło, i komunizm to był tylko etap. Narzędzie, które się okazało mało użyteczne, więc je zmieniono na inne. Tak samo narzędziem - i niczym więcej - jest dla nich religia, o czym m.in. pisze Kapuściński, ale nie tylko - czy to nie jeden z forumowiczów wspominał tutaj (czy na nieboszczce rebelce) że słyszał na własne uszy w cerkwi jak wspominano Stefana Batorego, niech się na wieki w piekle smaży za to co Rosji wyrządził?
Przepraszam, jeśli szczegóły były inne ale wpis w ten deseń zwrócił moją szczególną uwagę i zapamiętałem. Jednakże detale mogą się różnić, sens jest natomiast zachowany.
Ja widzę taki obraz tego kraju, ludu i mentalności. Acz spotkałem w życiu naprawdę porządnych Rosjan, w wysokich górach sto razy wolę Rosjanina niż jakiegokolwiek zachodniaka. Co, że tak powiem górnolotnie - w ogóle nie zaciemnia mi obrazu sytuacji.
I jest to owszem - moja opinia, ale nie tylko.
I tam są rzeczy niesamowite.
* Rosją rządzi wąska elita, szacowana na 3000-5000 osób. Są to ludzie generalnie na poziomie, których celem jest służba państwu rosyjskiemu.
* Ci ludzie z elity to zazwyczaj ludzie bardzo dobrze wykształceni, bardzo inteligentni i myślący. Często pochodzący z dynastii, zazwyczaj czerwonych i KGB-owskich.
* Dla Rosjan kluczową sprawą jest wielkość i potęga Rosji.
* Jedną z różnic między Polską a Rosją jest to, że u nas nie istnieje pojęcie "krótkiej zwycięskiej wojenki". U nas wojna jest generalnie zawsze o wszystko. Jak przegramy to trafiamy do pieca. I to powoduje, że myśl o wojnie nas przeraża i paraliżuje. A u nich? Ech, job twoju mać, przegraliśmy tę wojnę. Dobra, taysze co następne dziś na agendzie? Rosja co prawda odbyła za pamięci wojnę o wszystko, ale znacznie więcej wesołych wojenek imperialnych, co daje im więcej luzu w myśleniu o wojnie.
* Rosyjski luz w myśleniu o wojnie powoduje zatarcie granicy między wojną i pokojem. Oni są w stanie wymyślić ograniczone uderzenie, w którym zginą dwie osoby, a jakieś cele strategiczne zostaną osiągnięte.
* Zgodnie z doktryną obronną Rosji, atomówek używa się tylko w celach obronnych. Ale zgodnie z tąż samą doktryną, najlepszą obroną jest atak. Nadto, jednemu błaznowi wyrwało się, że jest jeszcze druga doktryna atomowa, tyle że tajna.
* Rosjanie uważają, że całe to pieprzenie o MAD, o nuklearnej zimie to przesada. Jak trzeba pieprznąć atomówką, to trzeba, spocznij. Poza tym porobili sobie małe atomóweczki, dla postrachu i niszczenia dużych zgrupowań taktycznych npla.
* Dla Rosjan absolutnie kluczowe są dwa obszary, których nie są skłonni oddać za żadną cenę: Białoruś i północny Kazachstan. Kontrola Białorusi pozwala ustawić wraże raketki pod Moskwą (pod Warszawą też, ale to wtórne). Kontrola północnego Kazachstanu jest niezbędna do kontroli kolejki wąskotorowej i ścieżynki, które łączą Syberię z Rosją. Bez tego szlaku Rosja ma złamany kręgosłup i się śmiesznie miota.
* Dla Rosjan propaganda to inny rodzaj wojny. Robią takie oto rozkminy, że wojskowo wojnę w Gruzji wygrali, ale propagandowo przegrali, więc na przyszłość trzeba też pilnować frontu informacyjnego. Po to mają brygady fejsikowe do siania zwątpienia w szeregach npla.
* Około roku 2015 Rosja wybiła się na niepodległość mentalną w tym sensie, że nie dba o to, co jej Zachód każe. Se robią co chcą.
* Jednym z ich marzeń strategicznych jest podkopanie dominacji USA i przejście od hegemonii do świata wielobiegunowego. Wtedy życie robi się trudniejsze i wielowariantowsze, a oni uważają, że są nieźli w te klocki i sobie poradzą.
* W danej rozmowie to nie padło, ale ktoś powiedział, że Wielki Szatan ma 1000 instytutów specjalizujących się w rozumieniu świata i meldowania tego Pentakonowi. Niemcy i Rosja mają ich po kilkaset. My mamy kilkadziesiąt, ale sądzę że tylko niewielka część to instytuty poważne, reszta głównie miele pensje i czynsze.
No, nie ukrywam więc, że wzbudziła ta rozmowa we mnie pewien szacunek, ba podziw, dla radzieckiej struktury państwowej. Oni mają zdolność do wymyślenia jakiegoś planu, sfinansowania go i przeprowadzenia. A nam tego stanowczo brakuje.
Z pewnością nie wyłapałem wszystkiego, więc jak ktoś ma wolne półtory hadziny to zapraszam:
Opłacali się Tatarom, chińczykom
Przejęli obyczaje
Zresztą przejmowanie obyczajów i rusyzacja inteligentnych władców jest niesamowita
Rury, Kowicze, Iwan, smuty, Przełom z Kateriną, Stalin
Ash: You still don't understand what you're dealing with, do you? The perfect organism. Its structural perfection is matched only by its hostility.
Lambert: You admire it.
Ash: I admire its purity. A survivor... unclouded by conscience, remorse, or delusions of morality.
to mam zupełnie wprost przeciwne skojarzenia