qiz napisal(a): Problemem jest postawienie wszystkiego na głowie. No jeszcze rozumiem, że nauczycielki mogą nie chcieć zbierać truskawek (bo prestiż?), ale uczniowie i studenci? Godna płaca to oczywistość, no ale te sprawy już Pismo wyjaśnia.
Kolega na urlopie też zatrudnia się przy zbieraniu truskawek, czy mu tylko brak prestiżu przeszkadza?
ale przypomnijmy skąd wzięły się dwumiesięczne wakacje latem - dzieci musiały pomagać w gospodarstwach.
Moi znajomi nauczyciele nie marzą o niczym innym, jak o przejściu na system ośmiogodzinnego czasu pracy z płatnymi nadgodzinami i przywilejami urlopowymi, dotyczącymi reszty klasy robotniczej. Bowiem ta grupa zawodowa sytuuje się w rejonach niższej i średniej klasy roboli w Polsce. a co to ma wspólnego z wakacjami i egzotyczną dziś ich długością? Ja wiem, że wszyscy się przyzwyczaili, ale pochodzenie tego zwyczaju mówi o tym, jak bardzo zmieniły się czasu i moresy.
qiz napisal(a): Problemem jest postawienie wszystkiego na głowie. No jeszcze rozumiem, że nauczycielki mogą nie chcieć zbierać truskawek (bo prestiż?), ale uczniowie i studenci? Godna płaca to oczywistość, no ale te sprawy już Pismo wyjaśnia.
Kolega na urlopie też zatrudnia się przy zbieraniu truskawek, czy mu tylko brak prestiżu przeszkadza?
Kiedy słyszę o prestiżu, zawsze staje mi przed oczyma pytanie Tytusa de Zoo z XII Księgi
qiz napisal(a): Problemem jest postawienie wszystkiego na głowie. No jeszcze rozumiem, że nauczycielki mogą nie chcieć zbierać truskawek (bo prestiż?), ale uczniowie i studenci? Godna płaca to oczywistość, no ale te sprawy już Pismo wyjaśnia.
Kolega na urlopie też zatrudnia się przy zbieraniu truskawek, czy mu tylko brak prestiżu przeszkadza?
ale przypomnijmy skąd wzięły się dwumiesięczne wakacje latem - dzieci musiały pomagać w gospodarstwach.
Moi znajomi nauczyciele nie marzą o niczym innym, jak o przejściu na system ośmiogodzinnego czasu pracy z płatnymi nadgodzinami i przywilejami urlopowymi, dotyczącymi reszty klasy robotniczej. Bowiem ta grupa zawodowa sytuuje się w rejonach niższej i średniej klasy roboli w Polsce. a co to ma wspólnego z wakacjami i egzotyczną dziś ich długością? Ja wiem, że wszyscy się przyzwyczaili, ale pochodzenie tego zwyczaju mówi o tym, jak bardzo zmieniły się czasu i moresy.
Aż tak się nie zmieniły. Dla zdrowia dziecka konieczna jest dwumiesięczna przerwa od szkoły. Czy to będą dwa miesiące spędzone we własnym gospodarstwie na wsi, czy dwa miesiące pracy zarobkowej, czy dwa miesiące obijania się względnie plażowania na Wyspach Kanaryjskich lub innych wojażach, musi to być czas wolny od obowiązku szkolnego - dla higieny psychicznej.
qiz napisal(a): Problemem jest postawienie wszystkiego na głowie. No jeszcze rozumiem, że nauczycielki mogą nie chcieć zbierać truskawek (bo prestiż?), ale uczniowie i studenci? Godna płaca to oczywistość, no ale te sprawy już Pismo wyjaśnia.
Uczniowie to nie wiem, ale studenci maja wiele mozliwosci lepszego/latwiejszego zarobku.
Zbieralam truskawki jako nastolatka, ale bardziej traktowalam to jako przygode, bo zarobek byl symboliczny.
ja też i potwierdzam - ciężka praca za grosze. Może teraz się coś zmieniło - truskawki są bardzo drogie, więc może grosze zrobiły się nieco większe.
od 2,5 do 3,0 za koszyczek. Ile można zebrać w dzień (10 godzin?)
Koszyczek czyli łubianka? No to są to zaiste gówniane pieniądze... Jako 8-10 letni dzieciak w popołudnie zbierałem ze 4 łubianki. Jak widzę w necie, zbieracze chwalą się wydajnością 10 kg na godzinę, co dawałoby stawkę 15 zł / godzinę. Niezbyt wiele jak za taką ciężką pracę Patrząc na to jednak inaczej- licealista w 20 dni pracy może zarobić na wakacje i jeszcze trochę rozrywek w kolejnych miesiącach. Mierząc to jeszcze inaczej, porównując z inną, umysłową, pracą dorywczą- jest to wyraźnie mniej, niż korepetycje, ale żaden student nie wyrobi 6-8 godzin dawania korepetycji dziennie, więc stawka dzienna może być dość zbliżona...
@Rafal , czy umiałbyś oszacować, jaka jest górna granica płacy za pracę zbieracza, aby plantator bezpiecznie wychodził na swoje? W moim odkorwinionym pojmowaniu 'mikroekonomii' koszty ludzkiej pracy powinny być godziwie wysokie, niech będzie to i 50% kosztów, a niekoniecznie 10%...
SigmundvonBurak napisal(a): Dzisiejsza młodzież z miasta do niczego sie nie nadaje. Jedynie dzieciaki ze wsi jeszcze . To taka ogólna obserwacja mogą być wyjątki. Ile się forumowiczom wydaje ,że płacą rolnicy skoro mowa o groszach? W tego typu pracach trzeba zasuwać. Truskawek nie da się importować,tj będą niesmaczne.No chyba ,że komuś smakują hiszpańskie(przykładowo) Smacznego . I gdzie te bardzo drogie truskawki w przeciętnym sezonie,bez przymrozków? Najtańsze na świecie chyba.W tej chwili są truskawki z polskich szklarni to drogie. No i zagraniczne.
Do czego się nie nadaje? Do ciężkiej pracy?
Według mojej obserwacji(rolnika) zdecydowanie tak. Nie wiem czy to kwestia kiepskiej kondycji fizycznej czy też coś innego.
Patrząc na to jednak inaczej- licealista w 20 dni pracy może zarobić na wakacje i jeszcze trochę rozrywek w kolejnych miesiącach. Mierząc to jeszcze inaczej, porównując z inną, umysłową, pracą dorywczą- jest to wyraźnie mniej, niż korepetycje, ale żaden student nie wyrobi 6-8 godzin dawania korepetycji dziennie, więc stawka dzienna może być dość zbliżona...
@Rafal , czy umiałbyś oszacować, jaka jest górna granica płacy za pracę zbieracza, aby plantator bezpiecznie wychodził na swoje? W moim odkorwinionym pojmowaniu 'mikroekonomii' koszty ludzkiej pracy powinny być godziwie wysokie, niech będzie to i 50% kosztów, a niekoniecznie 10%...
Przeceniasz realne możliwości młodych, jeśli chodzi o zdolności do żmudnej pracy fizycznej. Czasem taki trafia do mojego gospodarstwa i w większości przypadków jest to dramat dla niego i dla mnie bo muszę na to patrzeć. Nie mówię o przerzucaniu ciężarów ale o manualnej pracy rękami przez kilka godzin, na dworze. Dla ludzi poniżej 30tki jest to tortura nie do zniesienia.
Nie znam branży truskawkowej, czy szerzej owocowej, abym miał na podorędziu kalkulację plantatora. Mam w swojej branży okołorolnej kalkulacje klientów i tenedencje są podobne. Problem jest dość złożony czy inaczej ma wiele aspektów. Polskie specjalizacje rolne opierają się na przewadze komparatywnej głownie wobec starej UE. Główne przewagi Polski to niski koszt wynikający z niższej ceny czynników produkcji. Z tych najważniejsza była dotąd praca. Ta pracy była i jest wysokiej jakości więc dawała też drugą przewagę - wysoką jakość produktu. Słabością był i jest marketing i dystrybucja na rynkach starej UE. To się wolno poprawia ale wciąż znaczne marże uzyskują zachodni dystrybutorzy oraz zachodni i krajowi pośrednicy. W Polsce rosną płace więc i koszty, a za nimi ceny sprzedaży muszą rosnąć. Na razie zostawmy problem samej dostępności pracowników. W średnim i długim okresie jestem umiarkowanym optymistą. Rynki zachodnie muszą te wyższe ceny zaakceptować albo zmniejszyć konsumpcję.Muszą bo nie ma realnej alternatywy w sektorze świeżych owoców, szerzej produktów szybko psujących się, wysokiej jakości nawet w przypadku zniesienia barier na granicy UE. Albo za daleko, albo jakość marna albo nie ma warunków do uprawy. To jednak wymaga też podniesienia organizacji i wiedzy w branży na znacznie wyższy poziom. Wspomniałem wyżej. Dodać należy jedynie organizacje producentów i marketing jak u spółdzielców we Francji czy Holandii. Nie wiem jaka jest elastyczność cenowa tych produktów ale moim zdaniem rynki mogą znieść znaczne podwyżki. Z dwóch powodów: bardzo mały udział w koszyku wydatków konsumenta na Zachodzie oraz rosnący popyt na produkty świeże i zdrowe, a odwrót od przetworzonych. Przetworzone nie znaczy tzw wygodne (convenience) jak np cięta sałata czy sałatki owocowe. Te produkty mają zresztą jeszcze krótszy czas przydatności (shelf life), a więc muszą być wytworzone jak najbliżej. Taka zmiana wymaga jednak impulsu - wymuszenia ograniczeniem podaży bo sieci bez przymusu nie zaryzykują podniesienia cen, a one i pośrednicy nie ograniczą swoich marż. W krótkim okresie jestem pesymistą - będzie źle. Producenci mają niskie kompetencje marketingowe, organizacyjne oraz są pozbawieni kompetencji analitycznych i strategicznych. Znają jedną technikę konkurowania - konkurencję cenową oraz są rozproszeni i niesolidarni. Tak jest w rolnictwie wszędzie na świecie i te zmiany Zachód przerabiał 30 lat temu. Będą zaostrzać tę konkurencję co spowoduje bankructwa i wypadanie z rynku najsłabszych aż do ograniczenia podaży i powstania warunków rynku producenta co wymusi wspomniane podwyżki cen. Część utraconego rynku przejmą konkurenci zagraniczni - wysokowydajni lokalni na Zachodzie którzy znowu staną się konkurencyjni przy nowym poziomie cen oraz jednak niektórzy bliżsi sąsiedzi spoza UE. No bo UE oczywiście zniesie cła jak zobaczy że ceny rosną i zarabiać mają Polacy a nie na przykład Francuzi.
Na razie to my wykaszaliśmy konkurencją cenową sady np. we Francy. W wielu wypadkach poziom fachowości polskich rolników nie jest gorszy niż na zachodzie. Sytuację pogarsza i zaognia dotowanie (przez UE)wzrostu produkcji w sytuacji gdy są problemy z zagospodarowaniem obecnej. Tak samo z organizacjami producentów. Dotacje dotacje każdy zakłada a nie każdy ma komptencje i gdyby nie dotacje nigdy by się na założenie organizacji handlowwej nie porwał. Teraz moda na pożary w przeiwestowanych obiektach.
Zawsze utrzymywałem ze dotacje są bardzo szkodliwe dla gospodarki. Pomagać bezzwrotnie to trzeba niepełnosprawnym i niezdolnym do samodzielnego utrzymania a nie przedsiębiorcom.
Problem z niektórymi, szczególnie drobnymi, owocami nabrzmiewa od lat. Producent ma zwykle do wyboru albo oferowanie za pracę stawek, które wstyd oferować, albo dokładanie do interesu. Problem na później odkładały ręce do pracy ze wschodu. Na moje niewprawne oko taki model ze znaczną powierzchnią upraw i bez mechanizacji jest nie do utrzymania. A jakby dało się, to by pewnie już było zmechanizowane.
W_Nieszczególny napisal(a): Tranqui tronco. Są kombajny do truskawek,
Nie ma .Nie jesli chodzi o owoce deserowe. Jeśli chodzi o owoce deserowe ,można zmechanizować zbiór śliw (to czasem się robi) ,i teoretycznie czereśni ale jakoś nikt tego nie robi .Owoce przemysłowe,tam wszystko jest zmechanizowane.
(na uwagę Romka czy A'Tomka, że cywilizowany turysta nie będzie się turlał po zboczu i fikał koziołków, tylko musi mieć profesjonalną ścieżkę do ćwiczeń, bo gdyby się turlał i fikał, to straciłby prestiż)
W_Nieszczególny napisal(a): Tranqui tronco. Są kombajny do truskawek,
Nie ma .Nie jesli chodzi o owoce deserowe. Jeśli chodzi o owoce deserowe ,można zmechanizować zbiór śliw (to czasem się robi) ,i teoretycznie czereśni ale jakoś nikt tego nie robi .Owoce przemysłowe,tam wszystko jest zmechanizowane.
W_Nieszczególny napisal(a): Tranqui tronco. Są kombajny do truskawek,
Nie ma .Nie jesli chodzi o owoce deserowe. Jeśli chodzi o owoce deserowe ,można zmechanizować zbiór śliw (to czasem się robi) ,i teoretycznie czereśni ale jakoś nikt tego nie robi .Owoce przemysłowe,tam wszystko jest zmechanizowane.
to w takim razie co to jest? https://mjwnarzedzia.pl/agrobot-truskawkowy-robot-29 Półautomat do zbioru truskawek w warunkach szklarniowych. Na polu sobie nie poradzi. Ponadto i tak wymaga człowieka do sortowania i pakowania.
W_Nieszczególny napisal(a): Tranqui tronco. Są kombajny do truskawek,
Nie ma .Nie jesli chodzi o owoce deserowe. Jeśli chodzi o owoce deserowe ,można zmechanizować zbiór śliw (to czasem się robi) ,i teoretycznie czereśni ale jakoś nikt tego nie robi .Owoce przemysłowe,tam wszystko jest zmechanizowane.
Z owocami i warzywami ważniejszy jest problem sezonowości niż techniki zbioru. Z tego co wiem, a wiem co nieco, Zachód idzie w kierunku wydłużania zbioru. To się da robić bardzo uprzemysławiając uprawy, zapewniając stabilne warunki przez dłuższy czas niż naturalny sezon - temperatura, wilgotność, naświetlenie itp. To się daje zrobić w warunkach mocno zmodyfikowanych w stosunku do naturalnych, w więc raczej w zamkniętych halach, wielopiętrowo i w kontrolowanej atmosferze. To dodatkowo daje większe możliwości mechanizacji i wyższe plony. To kosztuje, ale gdy praca staje się bardzo droga lub jej nie da się kupić jest obiecującym wyjściem. Polscy hodowcy mogą też pójść w tym kierunku i zapewne pójdą. Jakakolwiek technikę zastosują jeszcze przez dziesiątki lat będą mieć przewagę kosztową bo nawet droga praca będzie tańsza niż bardzo droga na Zachodzie i niż ziemia i inne istotne składniki kosztu. Na marginesie - dlatego walka o tanią energię w Polsce ma kluczowe znaczenie dla konkurencyjności. Druga tendencja to właśnie automatyzacja, w tym zbioru. W pełną robotyzację nie wierzę. Jeszcze dziesiątki lat nie będzie zapewniać odpowiedniej jakości, a nawet jeśli to będzie droższa niż zbiór ręczny. To wbrew pozorom bardzo skomplikowane - o wiele bardziej niż montaż auta czy produkcja korpusu silnika. Istnieją jednak mniej efektowne, a obiecujące kierunki zmian wspomagające zbiór ręczny i podnoszące jego wydajność.
SigmundvonBurak napisal(a): Dzisiejsza młodzież z miasta do niczego sie nie nadaje. Jedynie dzieciaki ze wsi jeszcze . To taka ogólna obserwacja mogą być wyjątki. Ile się forumowiczom wydaje ,że płacą rolnicy skoro mowa o groszach? W tego typu pracach trzeba zasuwać. Truskawek nie da się importować,tj będą niesmaczne.No chyba ,że komuś smakują hiszpańskie(przykładowo) Smacznego . I gdzie te bardzo drogie truskawki w przeciętnym sezonie,bez przymrozków? Najtańsze na świecie chyba.W tej chwili są truskawki z polskich szklarni to drogie. No i zagraniczne.
Do czego się nie nadaje? Do ciężkiej pracy?
Według mojej obserwacji(rolnika) zdecydowanie tak. Nie wiem czy to kwestia kiepskiej kondycji fizycznej czy też coś innego.
To masz rację
____
Moim ulubionym owockiem jest agrest. Dawniej zbierałem sobie na działce u rodziny. Obecnie czasami jakaś babcia sprzedaje w sezonie.
Zbiór truskawek to moja zmora z dzieciństwa i wczesnej młodości. Pół godziny nie mogłem wytrzymać w tej pozycji. Jedyna rada to zbiór na leżąco z platformy ciągnionej za traktorem. Tak jak się zbiera ogórki
Ja zbierałem maliny i jeżyny, ale nie na robotach sezonowych, tylko w sadzie rodziny. W przypadku tych owoców trzeba mieć sokole oko, bo roślinki te mają tendencje do rozrastania się i tworzenia gęstych chruśniaków, w których można przeoczyć owoce. Aha, taki mały offtop odnośnie szparagów - tydzień temu pierwszy raz w życiu spróbowałem tego warzywa. Chciałem to zrobić, bo podobno zdrowe. No i trafiła się okazja - były jako przystawka owinięte w szynkę.
Rafał napisal(a): Z owocami i warzywami ważniejszy jest problem sezonowości niż techniki zbioru. Z tego co wiem, a wiem co nieco, Zachód idzie w kierunku wydłużania zbioru. To się da robić bardzo uprzemysławiając uprawy, zapewniając stabilne warunki przez dłuższy czas niż naturalny sezon - temperatura, wilgotność, naświetlenie itp. To się daje zrobić w warunkach mocno zmodyfikowanych w stosunku do naturalnych, w więc raczej w zamkniętych halach, wielopiętrowo i w kontrolowanej atmosferze. To dodatkowo daje większe możliwości mechanizacji i wyższe plony. To kosztuje, ale gdy praca staje się bardzo droga lub jej nie da się kupić jest obiecującym wyjściem. Polscy hodowcy mogą też pójść w tym kierunku i zapewne pójdą. Jakakolwiek technikę zastosują jeszcze przez dziesiątki lat będą mieć przewagę kosztową bo nawet droga praca będzie tańsza niż bardzo droga na Zachodzie i niż ziemia i inne istotne składniki kosztu. Na marginesie - dlatego walka o tanią energię w Polsce ma kluczowe znaczenie dla konkurencyjności. Druga tendencja to właśnie automatyzacja, w tym zbioru. W pełną robotyzację nie wierzę. Jeszcze dziesiątki lat nie będzie zapewniać odpowiedniej jakości, a nawet jeśli to będzie droższa niż zbiór ręczny. To wbrew pozorom bardzo skomplikowane - o wiele bardziej niż montaż auta czy produkcja korpusu silnika. Istnieją jednak mniej efektowne, a obiecujące kierunki zmian wspomagające zbiór ręczny i podnoszące jego wydajność.
Na marginesie, dobry tytuł dla truskawkowego wątku.
Te różne metody wydłużania zbioru odbijają się mocno na smaku truskawek, stąd nadzieja, że uprawa na skalę przemysłową nie zniszczy upraw w małej skali. Poza tym w Polsce też ponoć wydłuża się okres zbioru, choć słyszałem głównie o działaniach pt. wyścig o to kto pierwszy na rynku w tym sezonie. "Doping", który powinien być niedozwolony znajduje się właściwie poza kontrolą. Dlatego z wszelkimi nienaturalnie wcześnie sprzedawanymi owocami określanymi przez sprzedawców jako polskie - zaleca się dużo ostrożności.
A to nie jest tak, że sezon się wydłuża poprzez łączenie go z następnym sezonem? Najpierw truskawki, potem maliny, następnie pomidory, gruszki, jabłka. Wozisz brygady z kontenerami i kucharzem od plantacji do plantacji, zależnie od wegetacji?
Byłem w lutym na targach Fruit&Logistica w Berlinie - największych w Europie. No i muszę przyznać że te "przemysłowe" truskawki, pomidory i inne są już bardzo smaczne. Technologia idzie do przodu, ale podejrzewam że głównie chodzi o staranność i koszty - ten smak też kosztuje - składniki i czas.
Przez wydłużanie sezonu rozumiem tu po prostu uprawę poza naturalnymi bez okrywy sezonami. Dobre warunki dla wzrostu i dojrzewania truskawki da się wytworzyć i na Syberii w lutym. Rzecz w tym aby to było opłacalne czyli po rozsądnym koszcie. Główne czynniki potrzebne do wzrostu rośliny to energia - słońce lub inne źródło promieniowania o odpowiednim widmie oraz węgiel w CO2. Potrzebny też azot i tlen , które są w powietrzu i mikroelementy, które można dostarczyć. Potrzebna woda jako substancja tworząca większość biomasy oraz jako nośnik. No i potrzebne podłoże - coś w czym osadzi się system korzeniowy. Może być coś zupełnie jałowego, nawet lepiej takie. Nadaje się torf wysoki czy wełna mineralna. Widziałem ostatnio 24 ha takich szklarni pod pomidory, ogórki, paprykę. Truskawki też tak można.
Zamiast wozić truskawki z Maroko w lutym można je uprawić na cieple odpadowym z elektrowni czy geotermii blisko rynku zbytu. To będzie robione i decydować będzie koszt ciągniony od pola do stołu.
Rafał napisal(a):Zamiast wozić truskawki z Maroko w lutym można je uprawić na cieple odpadowym z elektrowni czy geotermii blisko rynku zbytu. To będzie robione i decydować będzie koszt ciągniony od pola do stołu.
To jest pomysł jeszcze z epoki Gierka. Przykład realizacji: gospodarstwo ogrodnicze w Ryczywole bazujące na cieple odpadowym z elektrowni Kozienice. Tyle, że tam raczej pomidory i paprykę uprawiają.
Jest to problematyczne organizacyjnie (weź pan zmuś koncern energetyczny, żeby elektrownię przerobił i udostępnił ciepło odpadowe) i technologicznie (pozyskanie ciepła odpadowego pogarsza sprawność elektryczną elektrowni). No i problem skali. Żeby wykorzystać ciepło odpadowe z 1 bloku energetycznego, niechby i 360 MW, trzeba machnąć ładnych kilkanaście - kilkadziesiąt ha pod szkłem. Trzeba być zdolnym do wyłożenia należytej kasy na wybudowanie i utrzymanie takiego obiektu.
Rafał napisal(a):Zamiast wozić truskawki z Maroko w lutym można je uprawić na cieple odpadowym z elektrowni czy geotermii blisko rynku zbytu. To będzie robione i decydować będzie koszt ciągniony od pola do stołu.
To jest pomysł jeszcze z epoki Gierka. Przykład realizacji: gospodarstwo ogrodnicze w Ryczywole bazujące na cieple odpadowym z elektrowni Kozienice. Tyle, że tam raczej pomidory i paprykę uprawiają.
Jest to problematyczne organizacyjnie (weź pan zmuś koncern energetyczny, żeby elektrownię przerobił i udostępnił ciepło odpadowe) i technologicznie (pozyskanie ciepła odpadowego pogarsza sprawność elektryczną elektrowni). No i problem skali. Żeby wykorzystać ciepło odpadowe z 1 bloku energetycznego, niechby i 360 MW, trzeba machnąć ładnych kilkanaście - kilkadziesiąt ha pod szkłem. Trzeba być zdolnym do wyłożenia należytej kasy na wybudowanie i utrzymanie takiego obiektu.
miało tak być pod Opolem, ale przesunęli granice i zakład tera w mieście, i nici z dofinansowania dla produkcji rolnej w mieście. miało być 100 lub 70 ha pod szkłem z odpadowym ciepłem i CO2 z komina, prywatny miał na to pomysł i montaż finansowy
sprawność elektrowni moze trochę straci, ale zyska sprawność układu, czyli więcej uzysku z tony węgla. zależy w jakiej skali liczymy
krzychol66 napisal(a): To jest pomysł jeszcze z epoki Gierka. Przykład realizacji: gospodarstwo ogrodnicze w Ryczywole bazujące na cieple odpadowym z elektrowni Kozienice.
Podobnie jest ze szklarniami pod Będzinem, które ogrzewa Elektrownia Łagisza.
Jest to problematyczne organizacyjnie (weź pan zmuś koncern energetyczny, żeby elektrownię przerobił i udostępnił ciepło odpadowe) i technologicznie (pozyskanie ciepła odpadowego pogarsza sprawność elektryczną elektrowni).
Parę po turbinie wysyła się do chłodni kominowych celem skroplenia albo na wymienniki wody z Wisły jak w Elektrowni Połaniec. Technicznie żaden problem, porównywalny koszt inwestycyjny, ta sama sprawność.
No i problem skali. Żeby wykorzystać ciepło odpadowe z 1 bloku energetycznego, niechby i 360 MW, trzeba machnąć ładnych kilkanaście - kilkadziesiąt ha pod szkłem. Trzeba być zdolnym do wyłożenia należytej kasy na wybudowanie i utrzymanie takiego obiektu.
Chętni na zbudowanie szklarni-giganta pewnie by się znaleźli. Gorzej z instalacją zasilającą w ciepło z elektrowni. W przypadku Łagiszy to jest ~10 kilometrów izolowanych rur o średnicy ~500mm. Peerel inaczej traktował koszta inwestycyjne, więc powstawały elektrociepłownie i sieci zasilające całe osiedla. Teraz nikt normalny tego nie robi, bo podobne inwestycje nie zwracają się nigdy. Szklarnie to jest biznes, a nie mieszkaniówka, więc prawdopodobnie w jakichś szczególnych warunkach (bardzo blisko) będzie się opłacać, tak jak stawianie zakładów produkujących płyty gipsowo-kartonowe za płotem, tuż przy przy elektrownianych magazynach odpadów powstałych po odsiarczaniu spalin.
Komentarz
a co to ma wspólnego z wakacjami i egzotyczną dziś ich długością? Ja wiem, że wszyscy się przyzwyczaili, ale pochodzenie tego zwyczaju mówi o tym, jak bardzo zmieniły się czasu i moresy.
A co to za pytanie?
a co to ma wspólnego z wakacjami i egzotyczną dziś ich długością? Ja wiem, że wszyscy się przyzwyczaili, ale pochodzenie tego zwyczaju mówi o tym, jak bardzo zmieniły się czasu i moresy.
Aż tak się nie zmieniły. Dla zdrowia dziecka konieczna jest dwumiesięczna przerwa od szkoły. Czy to będą dwa miesiące spędzone we własnym gospodarstwie na wsi, czy dwa miesiące pracy zarobkowej, czy dwa miesiące obijania się względnie plażowania na Wyspach Kanaryjskich lub innych wojażach, musi to być czas wolny od obowiązku szkolnego - dla higieny psychicznej.
od 2,5 do 3,0 za koszyczek.
Ile można zebrać w dzień (10 godzin?)
@Rafal , czy umiałbyś oszacować, jaka jest górna granica płacy za pracę zbieracza, aby plantator bezpiecznie wychodził na swoje? W moim odkorwinionym pojmowaniu 'mikroekonomii' koszty ludzkiej pracy powinny być godziwie wysokie, niech będzie to i 50% kosztów, a niekoniecznie 10%...
Problem jest dość złożony czy inaczej ma wiele aspektów. Polskie specjalizacje rolne opierają się na przewadze komparatywnej głownie wobec starej UE. Główne przewagi Polski to niski koszt wynikający z niższej ceny czynników produkcji. Z tych najważniejsza była dotąd praca. Ta pracy była i jest wysokiej jakości więc dawała też drugą przewagę - wysoką jakość produktu. Słabością był i jest marketing i dystrybucja na rynkach starej UE. To się wolno poprawia ale wciąż znaczne marże uzyskują zachodni dystrybutorzy oraz zachodni i krajowi pośrednicy. W Polsce rosną płace więc i koszty, a za nimi ceny sprzedaży muszą rosnąć. Na razie zostawmy problem samej dostępności pracowników. W średnim i długim okresie jestem umiarkowanym optymistą. Rynki zachodnie muszą te wyższe ceny zaakceptować albo zmniejszyć konsumpcję.Muszą bo nie ma realnej alternatywy w sektorze świeżych owoców, szerzej produktów szybko psujących się, wysokiej jakości nawet w przypadku zniesienia barier na granicy UE. Albo za daleko, albo jakość marna albo nie ma warunków do uprawy. To jednak wymaga też podniesienia organizacji i wiedzy w branży na znacznie wyższy poziom. Wspomniałem wyżej. Dodać należy jedynie organizacje producentów i marketing jak u spółdzielców we Francji czy Holandii. Nie wiem jaka jest elastyczność cenowa tych produktów ale moim zdaniem rynki mogą znieść znaczne podwyżki. Z dwóch powodów: bardzo mały udział w koszyku wydatków konsumenta na Zachodzie oraz rosnący popyt na produkty świeże i zdrowe, a odwrót od przetworzonych. Przetworzone nie znaczy tzw wygodne (convenience) jak np cięta sałata czy sałatki owocowe. Te produkty mają zresztą jeszcze krótszy czas przydatności (shelf life), a więc muszą być wytworzone jak najbliżej. Taka zmiana wymaga jednak impulsu - wymuszenia ograniczeniem podaży bo sieci bez przymusu nie zaryzykują podniesienia cen, a one i pośrednicy nie ograniczą swoich marż. W krótkim okresie jestem pesymistą - będzie źle. Producenci mają niskie kompetencje marketingowe, organizacyjne oraz są pozbawieni kompetencji analitycznych i strategicznych. Znają jedną technikę konkurowania - konkurencję cenową oraz są rozproszeni i niesolidarni. Tak jest w rolnictwie wszędzie na świecie i te zmiany Zachód przerabiał 30 lat temu. Będą zaostrzać tę konkurencję co spowoduje bankructwa i wypadanie z rynku najsłabszych aż do ograniczenia podaży i powstania warunków rynku producenta co wymusi wspomniane podwyżki cen. Część utraconego rynku przejmą konkurenci zagraniczni - wysokowydajni lokalni na Zachodzie którzy znowu staną się konkurencyjni przy nowym poziomie cen oraz jednak niektórzy bliżsi sąsiedzi spoza UE. No bo UE oczywiście zniesie cła jak zobaczy że ceny rosną i zarabiać mają Polacy a nie na przykład Francuzi.
Na moje niewprawne oko taki model ze znaczną powierzchnią upraw i bez mechanizacji jest nie do utrzymania. A jakby dało się, to by pewnie już było zmechanizowane.
(na uwagę Romka czy A'Tomka, że cywilizowany turysta nie będzie się turlał po zboczu i fikał koziołków, tylko musi mieć profesjonalną ścieżkę do ćwiczeń, bo gdyby się turlał i fikał, to straciłby prestiż)
https://mjwnarzedzia.pl/agrobot-truskawkowy-robot-29
https://mjwnarzedzia.pl/agrobot-truskawkowy-robot-29
Półautomat do zbioru truskawek w warunkach szklarniowych.
Na polu sobie nie poradzi. Ponadto i tak wymaga człowieka do sortowania i pakowania.
https://mjwnarzedzia.pl/agrobot-truskawkowy-robot-29
To prototyp obarczony wieloma potencjalnymi wadami . Jak wejdzie do produkcji i będzie szeroko stosowany ,przyznam rację.
To masz rację
____
Moim ulubionym owockiem jest agrest. Dawniej zbierałem sobie na działce u rodziny. Obecnie czasami jakaś babcia sprzedaje w sezonie.
Jest to w istocie swojej najsmaczniejszy owoc.
Albo - oddaj mi!
Jedyna rada to zbiór na leżąco z platformy ciągnionej za traktorem. Tak jak się zbiera ogórki
Te różne metody wydłużania zbioru odbijają się mocno na smaku truskawek, stąd nadzieja, że uprawa na skalę przemysłową nie zniszczy upraw w małej skali.
Poza tym w Polsce też ponoć wydłuża się okres zbioru, choć słyszałem głównie o działaniach pt. wyścig o to kto pierwszy na rynku w tym sezonie. "Doping", który powinien być niedozwolony znajduje się właściwie poza kontrolą. Dlatego z wszelkimi nienaturalnie wcześnie sprzedawanymi owocami określanymi przez sprzedawców jako polskie - zaleca się dużo ostrożności.
Przez wydłużanie sezonu rozumiem tu po prostu uprawę poza naturalnymi bez okrywy sezonami. Dobre warunki dla wzrostu i dojrzewania truskawki da się wytworzyć i na Syberii w lutym. Rzecz w tym aby to było opłacalne czyli po rozsądnym koszcie. Główne czynniki potrzebne do wzrostu rośliny to energia - słońce lub inne źródło promieniowania o odpowiednim widmie oraz węgiel w CO2. Potrzebny też azot i tlen , które są w powietrzu i mikroelementy, które można dostarczyć. Potrzebna woda jako substancja tworząca większość biomasy oraz jako nośnik. No i potrzebne podłoże - coś w czym osadzi się system korzeniowy. Może być coś zupełnie jałowego, nawet lepiej takie. Nadaje się torf wysoki czy wełna mineralna. Widziałem ostatnio 24 ha takich szklarni pod pomidory, ogórki, paprykę. Truskawki też tak można.
Zamiast wozić truskawki z Maroko w lutym można je uprawić na cieple odpadowym z elektrowni czy geotermii blisko rynku zbytu. To będzie robione i decydować będzie koszt ciągniony od pola do stołu.
Jest to problematyczne organizacyjnie (weź pan zmuś koncern energetyczny, żeby elektrownię przerobił i udostępnił ciepło odpadowe) i technologicznie (pozyskanie ciepła odpadowego pogarsza sprawność elektryczną elektrowni).
No i problem skali. Żeby wykorzystać ciepło odpadowe z 1 bloku energetycznego, niechby i 360 MW, trzeba machnąć ładnych kilkanaście - kilkadziesiąt ha pod szkłem. Trzeba być zdolnym do wyłożenia należytej kasy na wybudowanie i utrzymanie takiego obiektu.
miało być 100 lub 70 ha pod szkłem z odpadowym ciepłem i CO2 z komina, prywatny miał na to pomysł i montaż finansowy
sprawność elektrowni moze trochę straci, ale zyska sprawność układu, czyli więcej uzysku z tony węgla. zależy w jakiej skali liczymy
Parę po turbinie wysyła się do chłodni kominowych celem skroplenia albo na wymienniki wody z Wisły jak w Elektrowni Połaniec. Technicznie żaden problem, porównywalny koszt inwestycyjny, ta sama sprawność.
Chętni na zbudowanie szklarni-giganta pewnie by się znaleźli. Gorzej z instalacją zasilającą w ciepło z elektrowni. W przypadku Łagiszy to jest ~10 kilometrów izolowanych rur o średnicy ~500mm. Peerel inaczej traktował koszta inwestycyjne, więc powstawały elektrociepłownie i sieci zasilające całe osiedla. Teraz nikt normalny tego nie robi, bo podobne inwestycje nie zwracają się nigdy. Szklarnie to jest biznes, a nie mieszkaniówka, więc prawdopodobnie w jakichś szczególnych warunkach (bardzo blisko) będzie się opłacać, tak jak stawianie zakładów produkujących płyty gipsowo-kartonowe za płotem, tuż przy przy elektrownianych magazynach odpadów powstałych po odsiarczaniu spalin.