Skip to content

Zachciało mi się prozy noblowskiej...

13

Komentarz

  • No więc panu blogierowi się podobao:


    W środkowej powieści, powszechnie uważanej za najważniejszą, jeśli nie w całej duńskiej literaturze narodowej, spotykamy teraz człowieka niestabilnego, pełnego obietnic i potencjalnych talentów, któremu nigdy nie udaje się niczego osiągnąć w rzeczywistości, zawsze ma tylko pomysły, plany, społecznie bulwersujące fantazje, ale nie może zebrać sił, by zrealizować którąkolwiek z nich. Zamiast tego stara się instrumentalnie traktować innych, głównie kobiety, i pogrąża cały ich szereg w nieszczęściu.

    Ale to tylko nieszczęście na powierzchni, bo nawet jeśli rozczarowuje on swoje partnerki - którymi są zresztą znakomicie nakreślone postacie kobiece, zarówno bogata Żydówka Jacobe, jak i prosta córka pastora Inger - i zostawia je same, to obie rozumieją szansę w utracie swojej wielkiej miłości i dopiero wtedy budują dla siebie niezależne życie. Tak więc Per Sidenius - nazwisko należy do starej rodziny duchownego - jest Hansem w Szczęściu podwójnie: uszczęśliwia swoje żony, pogrążając je w nieszczęściu, uwalniając je od siebie, a także - w duchu baśni Grimmów - wielokrotnie przegrywa swoje prezenty i wymienia je na mniejsze, a przynajmniej znajduje rodzaj odkupienia jako człowiek bez grosza i nieudacznik. (...)

    Ernst Bloch zaliczył ją do "podstawowych książek literatury światowej", a Lukács widział w tej "wielkiej powieści" jedyną z XIX wieku, która "bierze centralnie strukturę duszy i próbuje ją przedstawić w ruchu i rozwoju". Niestety, książka ta - jak w ogóle twórczość Pontoppidana - mimo tych odniesień jest w Niemczech nadal praktycznie nieznana. Wydania książkowe z lat 20. i NRD są trudno dostępne, ale wszystkie trzy można przeczytać na Project Gutenberg. Dla tych, którzy rozumieją język duński, polecam również pełne wydanie lektury dokonane przez Dana Schlossera.

    To wszystko, co chcę o niej powiedzieć - musiałabym przeczytać ją po raz czwarty, żeby wyrwać się z bezmowy.

    Przetłumaczono z www.DeepL.com/Translator (wersja darmowa)
    https://seidwalkwordpresscom.wordpress.com/2022/12/29/hans-im-gluck/#more-17940
  • Mam kolegę nazwiskiem Sidenius. Ale to Szwed.
  • A z kleszej rodziny?
  • Tak mi tłumaczyli. Łacińskie nazwiska w Skandynawii biorą się stąd, że klerycy zmieniali sobie nazwiska na łacińskie a jak który nie wytrzymał w powołaniu, to już nazwiska nie zmieniał z powrotem i następne pokolenie też się tak nazywało.
  • No więc w ramach zaspakajania mojej zachcianki prozatorsko-noblowskiej, zapoznaję się właśnie z przekładem "Steppenwolfa" Giermana Giessego (rok prod. 1927, Nobel 1946).

    Na początek konterfekt ałtora:

    image

    Cóż tam Łajka szczeka o wilku?


    Wilk stepowy (niem. Der Steppenwolf) – powieść egzystencjalna Hermanna Hessego z 1927, współcześnie zyskująca miano najsłynniejszego dzieła tego pisarza i jednej z najbardziej znaczących powieści XX wieku. Treścią utworu są rozterki duchowe samotnika, Harry’ego Hallera (nazywanego metaforycznie „wilkiem stepowym”), prawdopodobnie alter ego samego autora.

    Treść
    Powieść z różnych punktów widzenia przygląda się postaci Harry’ego Hallera – którego skomplikowana, rozdwojona osobowość staje się pretekstem do osobistych przemyśleń autora i egzystencjalnych treści. Powieść porusza problemy: kwestię wolności, społecznego eskapizmu, nieprzystosowania do mieszczańskiego modelu życia, wolnej miłości oraz dążenia do duchowej wspólnoty z sobą samym i z ludźmi zgodnie z filozofią buddyjską. Wątkiem pobocznym powieści jest analiza muzyki jazzowej jako interesującego zjawiska kulturowego XX wieku.

    Forma
    Powieść jest niejednorodna stylistycznie: w jej toku autor wielokrotnie zmienia konwencję, punkt widzenia, narrację i styl. Występują obok siebie wątki realistyczne i surrealistyczne.
    Tematy filozoficznej dyskusji w powieści
    Postać Harry’ego nawiązuje do Fausta Johanna Wolfganga Goethego i osobistych doświadczeń autora, na co wskazuje inicjał HH. Ważne miejsce w powieści zajmuje ponadto sama postać Goethego jako reprezentanta literatury niemieckiej, z którym Harry podejmuje dialog na planie onirycznym.
    Kurwens, jak to ładnie brzmi, że Harry podejmuje z Janem Wilkołazem dyalog na planie onirycznym. Ja to bym napisał prosto, że mu się Gete przyśnił. No ale nic to.

    Problemat tej powieści doskonale widać w łajkowym opisie dziełka. No, nic z tego opisu nie wynika i należy szykować się na tęgie sranje vbanje, co też ma miejsce.

    Znacie aby streszczenie "Zbrodni Ikara" Tołstojewskiego? (Student morduje lichwiarkę, ale wymięka w śledztwie i idzie siedzieć.) No tu jest to samo: Najlepszym lekiem na depresję jest zapoznać miłą kurtyzanę albo i dwie, a najlepiej pukać za młodu koleżanki z liceum. Pomaga też wciągnięcie nosem proszku z pudełeczka.

    Oprócz tego wywody z mniemanologii-antropologii.

    Wszystko napisane w cudnie piękny sposób. Sam bym serio serio nie umiał tak zdań poskładać, a potem poukładać. Giesse mistrz! Warto przeczytać.

    Fajoska jest intryga, kolo łazi po mieście i ma różne tam obserwacje i wogle niedopasowany jest, no ale spotkanie z kurtyzaną osładza mu żywot, a potem jeszcze ma przygody, chyba raczej zmyślone, jakby mu kto kinematograf w głowiznę wstawił, dziś powiedzielibyśmy full immersion haptic VR.

    Natomiast słabizną ciągnie warstwa głębsza, ambitniejsza, ta dla jajcogłowych. No, pedzmy se, ta książka to wogle jest dla jajogłowych, bo momenty opisane są bardzo zdawkowo, a strzelaniny zajmują tak z pięć stron całości.

    Jakoś takoś, kto za młodu nawąchał się staroświeckiej fizolofii, a co gorsza uznał wszystkie te systematy za prawdziwe, to straszną trudnoś ma w przyswajaniu XIX- i XX-wiecznych bredni, ba dotyczy to także bredni XVIII-wiecznych.

    Z tejże samej przyczyny zdechłem przy "Czarodziejskiej Górze" Tomasza Człowieka. Jest w niej owszem sporo pięknych obrazków, humoresek a opowiadań, ale istotną treścią są brednie dwóch wariatów, którzy niby to przekonują protagonistę o jeich słuszności.

    Albo taki "Rękopis znaleziony w Saragossie". No, fajne przygody są, są walki i momenty, ale na koniec się okazuje że to wszystko ściema i commoedia, a najważniejsze to te smęty, co to różni bohaterowie ględzą. Czytaliśmy to niechętnie, z przelatywaniem całych akapitów, a tu wtem! okazało się, że to właśnie było alter ego, najważniesze co się da, że pod płaszczykiem i szpadą ałtor przemycał swoje jakże odważne poglądy, zieeeew!

    Wysszość "Buddenbrooków" nad "Górą czarodziejską" podlega na tem, że w "B" nikt nie ględzi. Tam myśl ałtora wyraża się w przygodach bohaterów, którzy ciągnięci ręką lalkarza zmierzają ku nieubłaganej zagładzie, i to fajoskie jest.

    Tak trzeba żyć, pisarze! Jak już machacie powieść tendencyną, to to się musi samo dziać, a nie poprzez tłomaczenie czytelnikowi, jak komu dobremu. Ten Giesse, wyobraźcież sobie, ażeby łacniej wyłożyć swoją filozofię antropologii, to wrzuca do środka powieści całą broszurkę o fizolofii antropologii. Na szczęście jest ona kurwysą, więc można pominąć bez nijakiej straty dla akcji. Ba, kolo nawet wiersze wpisuje w powieść, jakby to był sztambuch! Też można je pominąć, analogicznie jak w Dzienniczku siostry Faustyny.
  • A ja lubię powieści tendencyjne! Ostatnio polecam nienoblowskie dzieło pt. Śnieg św. Piotra. Jak się komuś kojarzy to się słusznie kojarzy ale więcej nie powiem, bo na 150 stronach (kolejna zaleta!) twist na twiście na twiście.
  • edytowano January 2023
    Tak mi do głowy przyjszło, że "Majster i Margarita" dość podobne są w konstrukcjej do "Rękopisu ZWS". W "M&M" też jest ten plan, w którym rzecz się dzieje w staroświeckim Jeruszalaim i jeden z protagonistów plecie jak to "naprawdę" z Jezusem byo. Potocki w zasadzie robi to samo, co Bułgakow, tylko na koniec zabrakło mu nerwu, zbrakło mu bezczelności i siły literackiej. Zamiast napisać: Tak, to był właśnie Żyd Wietrzny Tułacz i wuj wie, jak się to stało, że się szwendał po Hiszpanii z kawalerem van Wordenem, poddaje partię i pisze, że to wszystko, ha ha ha, takie błazeństwo było, przebieranki, hi hi hi. Bułgakow zaś nie, on trzyma fason do ostatniej strony: Tak, Woland to był szejtan we własnej osobie, tak, ta opowieść kurwysą to była rzeczywiście Ewangelia wg szatana, a na koniec szejtan zabiera protagonistów do piekła, gdzie będą do końca życia smażyć się w jego luxusowym zakątku, znanym dawniej jako limbus puerorum.

    No ale taki Bułgakow pisał ze 200 lat po Potockim i już wiedział, że w książkach wolno zmyślać, w sensie że jak się pisze powieść, to pewne rzeczy nie muszą być ściśle prawdziwe. Szkoda że Mickiewicz o tem nie wiedział. Gdyby nie pękał jak frajerszczak i nie spalił całego rękopisu, to dziś chodziłby w sławie prekursora science-fiction, a tak? Jakieś tam eee tam dla jajcogłowych.
  • los napisal(a):
    A ja lubię powieści tendencyjne! Ostatnio polecam nienoblowskie dzieło pt. Śnieg św. Piotra. Jak się komuś kojarzy to się słusznie kojarzy ale więcej nie powiem, bo na 150 stronach (kolejna zaleta!) twist na twiście na twiście.
    Ałtor! Ałtor!
  • Leo Perutz
  • los napisal(a):
    Leo Perutz
    Ha, kolejny raz w tym miesiącu widzę to nazwisko: wzmiankowany wyżej Grafzero mocno tegoż Peruca chwali.
  • No bo dobry jest. Czasem tylko odrobinę depresyjny.
  • Czy to jakiś kuzyn Pereca?
  • Ziomal na pewno. A ponieważ oni do samogłosek się tak nie przywiązują (Mosze-Mojsze, Fegin-Fejgin) może być i kuzyn.
  • Szturmowiec.Rzplitej napisal(a):
    Albo taki "Rękopis znaleziony w Saragossie". No, fajne przygody są, są walki i momenty, ale na koniec się okazuje że to wszystko ściema i commoedia, a najważniejsze to te smęty, co to różni bohaterowie ględzą.
    Czytałem sobie książeczkę drugim okiem oglądając film. I książka wymięka, po prostu jest nudna i o ile w filmie te historie w historiach w historiach robią wrażenie to w książce nużą. Może lepiej to wchodzi w oryginale i jak zwykle tłumacz wuj?

  • I to być może. Przyczem aktualnie jest tak, że fhąsuski oryginał jest tłomaczeniem XIX-wiecznego polskiego tłomaczenia.
  • Główną zaletą Rękopisa znalezionego w Saragossie jest to, że można go czytać po kawałku, bo historyjki są samowystarczalne.
  • To taka Shehterezada?
    1ooo a jedna notz?
  • Dni. I 45 a nie 1001.
  • Bogu niech będą dzięki!
    Tyle czasu jeszcze znajdę
  • Rękopis jest genialny. Czy już pisałem o tym?
  • Smok_Eustachy napisal(a):
    Rękopis jest genialny. Czy już pisałem o tym?
    Dajesz.
  • edytowano January 2023
    Ponadto chyba jest kilka wersji tego „Rękopisu”. Pamiętam, jak kilka lat temu pojawiła się jakaś, która miała być bardziej kompletna od tej powszechnie znanej. Jednakże złożyło się tak, że na razie nie znam ani jednej, ani drugiej.
  • Bogu niech będą dzięki!
    Tyle czasu jeszcze znajdę
    Eee, ale w "Alf layla wa layla" są tzw. momenty...
  • A wiecie, że mój ólóbiony blogier też czytał Sztepenłulfa? Urzekł mnie on swoją metanarracją:

    Czytana dziś, książka szokuje naiwnością. Pisana w 1926, dzieje się w nieokreślonym czasie w niesprecyzowanym niemieckojęzycznym mieście (krajem rządzi cesarz, nie jest to więc republika weimarska).

    Pierwszym narratorem jest facet, od którego ciotki Wilk Stepowy wynajmował mieszkanie i zafascynował go ten milczący, mądry, przystojny sąsiad (te zachwyty są jak z taniego romansidła). Pewnego dnia Wilk zniknął bez śladu, ale zostawił po sobie rękopis, który okazuje się właściwą książką.

    Z rękopisu wynika, że Wilk Stepowy bardzo nie lubił swojego społeczeństwa. Miał mu za złe między innymi militaryzm, ale Wilk nie jest pacyfistą – ogólnie nie ma pozytywnego programu, zrzędzi dla samego zrzędzenia.

    Z zawodu Wilk Stepowy nie zajmuje się niczym. Gdzieś tam machinalnie wyjaśnia, że odziedziczył papiery wartościowe i żyje z dywidendy.

    Pierwszy narrator (sąsiad), pracuje w jakimś biurze. Wilk zdążył mu wyznać, że nie lubi wszelkich miejsc pracy, co sąsiad przyjmuje z zachwytem, a ja z myślą, że nienawidzę takich uprzywilejowanych fjutków, co to nawet nie widzą związku między wyklinanym militaryzmem, a ową dywidendą.

    Wilk przypadkiem trafia do tancbudy działającej też jako nieformalny burdel. Poznaje tam fordanserkę Herminę, czasem występującą w męskim stroju jako Hermann.

    Ta androgyniczność bardzo kręci Wilka, ale Hermina podsuwa mu inną prostytutkę, Marię. Wilk przeżywa z nią najwspanialszy seks życia dzięki stosowanym przez nią „miłosnym sztuczkom”. Niestety, autor ich nie opisuje bliżej.

    Wilk wchodzi z Marią w typowy układ sponsorski. Wynajmuje jej mieszkanie żeby było blisko, obsypuje ją kosztownymi prezentami.

    Tymczasem Hermina poznaje go z szefem jazzbandu w tancbudzie, który wydaje się także stać na czele mniej legalnych biznesów w tym lokalu. Pablo uczy Wilka słuchać jazzu oraz częstuje go narkotykami z własnej dilerki.

    Wilk już ma problem alkoholowy (z jego własnej narracji wynika, że potrzebuje co najmniej dwóch butelek wina dziennie), kolejne uzależnienie wciąga go oczywiście jeszcze bardziej. Kulminacją jest wielki bal maskowy w tancbudzie, podczas którego bohater już totalnie odlatuje.

    Jest tak napruty, że przestaje odróżniać rzeczywistość od halucynacji. Narracja zostawia czytelnika w niepewności: Hermina być może poprosiła Wilka, żeby ją zabił. On być może to zrobił. Ale może to wszystko było tylko złym odlotem.

    Jazzowa historia z proto-psychodeliczną puentą pasowała do epoki „seksu, dragów i rokendrola”. Dziś jednak trudno traktować serio przesłanie, że płatny chemseks to droga do wyzwolenia.

    Dziś raczej wysłalibyśmy Wilka Stepowego na terapię. Majątek na razie pozwala mu „wysoko funkcjonować”, ale widzieliśmy nie takie fortuny przepuszczone na wódę, koks i „fordanserki”.

    Na stare lata coraz częściej dochodzę do wniosku, że z poszczególnych faz popkultury próbę czasu najlepiej jednak zniosło disco.

    https://ekskursje.pl/2023/08/he-was-a-steppenwolf/

  • Nigdy nie byłem w stanie zrozumieć o co biega Hessemu. Sztepenwolf to małe miki, spróbuj Grę Szklanych Paciorków.

  • Najważniejsze żeby płacił podatki i zbierał psie kupy.

    Jeśli wszyscy są dzicy, to nikt nie jest dziki.

    A dziki to taki nieudomowiony, nieoswojony, nieprzewidywalny, nieufny.

  • To o Wilku Stepowym?

  • rdrrdr
    edytowano October 2023

    W pewnym sensie. Róbta co chceta, ale zbierajcie psie kupy.

  • Ech, doczytałem jak zmarł biedactwo Stasiek Ślimak i jakże mi się smutno zrobiło.

    Czy tylko mnie się zdaje, że to dość dokładnie ta sama postać co Hanno Buddenbrook?

  • edytowano December 2023

    Grudzień 2023

    Jon Fosse, tegoroczny laureat Nagrody Nobla
    Literatura istnieje właśnie dlatego, że wiele jest rzeczy, które bardzo trudno jest wypowiedzieć słowami. Po cóż mielibyśmy pisać wiersze, powieści czy sztuki teatralne, gdyby wszystko dało się powiedzieć w sposób prosty i bezpośredni.

    →Jako że konwertyta z luteranizmu na katolicyzm, to tu również

    •••
    →W każdym razie - noblista będzie przemilczany w Polsce totalnej (za chwilę i tvp i pr przejdą w ręce Grupy Trzymającej Władzę).

Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.