W latach '80 pewien ksiądz pracujący w Warszawie - a sam pochodzący z wioski - na przeróżne przechwałki dzieciaków jakie to one są miastowe, stawiał proste pytanie: "a babcia krowy ma?" - a dzieciaki na to: "ma i krowy i kury"
romeck, miastowy w drugim pokoleniu, z tym że to pierwsze (mój ojciec i czwórka rodzeństa) miało ojca "kułaka" z końmi, potem kombajnem, starem, a ja sam, wnuk, pamiętam "przejażdżkę" kombajnem i sianokosy, "podróże" starym-Starem i wykopki na polu
tata to taki półnapół, bo elektryk ze szkoły w Szczecinie, pierwsza praca w Stoczni Szczecińskiej, całe życie jako elektryk, ale po pracy ogród z sadem.... dwa zawody
natomiast pierwsze prawdziwe wielkomiejskie pokolenie to moi synowie, syn1 pola i stodoły (i "smaków" tychże) już nie zna i nie rozumie...
x_Decompostela napisal(a): W latach '80 pewien ksiądz pracujący w Warszawie - a sam pochodzący z wioski - na przeróżne przechwałki dzieciaków jakie to one są miastowe, stawiał proste pytanie: "a babcia krowy ma?" - a dzieciaki na to: "ma i krowy i kury"
Kurde, żeby znaleźć w rodzinie kogoś kto choćby stał koło krowy, bo niekoniecznie ją miał, musiałbym dojść do pra-pradziadka Łukasza, o którym mam na piśmie że był niepiśmiennym chłopem. Z resztą przodków gorzej, bo to jacyś ogrodnicy, poborcy podatkowi, robotnicy wykwalifikowani; babcia Burdonowa nawet zakład krawiecki we Lwowie miała.
x_Decompostela napisal(a): W latach '80 pewien ksiądz pracujący w Warszawie - a sam pochodzący z wioski - na przeróżne przechwałki dzieciaków jakie to one są miastowe, stawiał proste pytanie: "a babcia krowy ma?" - a dzieciaki na to: "ma i krowy i kury"
romeck, miastowy w drugim pokoleniu, z tym że to pierwsze (mój ojciec i czwórka rodzeństa) miało ojca "kułaka" z końmi, potem kombajnem, starem, a ja sam, wnuk, pamiętam "przejażdżkę" kombajnem i sianokosy, "podróże" starym-Starem i wykopki na polu
tata to taki półnapół, bo elektryk ze szkoły w Szczecinie, pierwsza praca w Stoczni Szczecińskiej, całe życie jako elektryk, ale po pracy ogród z sadem.... dwa zawody
natomiast pierwsze prawdziwe wielkomiejskie pokolenie to moi synowie, syn1 pola i stodoły (i "smaków" tychże) już nie zna i nie rozumie...
Ja mam tak samo, z tym że na wsi do czasow swojej matury mieszkała moja mama. Też jeździłem do babci na żniwa i wykopki
christoph napisal(a): czebol zasięg 1/3 obywateli a tak naprawdę ponad połowa wyborców
Proszę nie pomyśleć, że czepiam się, ale te działania to zaprzeczenie czebolizmu. Klu jego jest wskazanie paluchem na oligarchę i polecenie rozwoju branży w zamian za państwową gwarancję protekcjonizmu (zewnętrznego i wewnętrznego). U nasz ze wspólnego mianownika mamy jedynie większy lub mniejszy akcent kapitalizmu państwowego, ale jako otoczka dla kombinatu wielobranżowego. To jest ciekawy eksperyment, nie wiem czy gdziekolwiek próbowano czegoś podobnego. Uda się czy nie - D.Obajtek wchodzi do podręczników kejs study.
To czy się uda zależy od polityki. Konkretnie od utrzymania się PiS czy Dobrej Zmiany u władzy jeszcze przynajmniej jedną kadencję i utrzymania z grubsza jej polityki gospodarczej czyli kapitalizmu państwowego w nowym polskim wydaniu. Ryzyka są dwa: pierwsze to utrata władzy przez DZ i przejecie jej przez jakąś hybryde totalnych. To bardzo prędko doprowadziłoby do zatrzymania tej strategii i najpewniej powrotu do strategii prywatyzacji poprzez wyprzedaż kapitałowi zagranicznemu. To jest największe ryzyko. PiS już wypracował duży i sprawny sektor państwowy w gospodarce. Na tyle duży i sprawny że można żyć z jego sprzedaży ze dwie a nawet trzy kadencje. Drugie ryzyko to zwykłe błędy takiego systemu - negatywny i kumoterski dobór kadry, triumfalizm, realizacja krótkoterminowych celów propagandowych i politycznych, niska odporność na naciski pracownicze i środowiskowe oraz błędy strategiczne. W tym zakresie mam co do prezesa Obajtka wielkie obawy.
Każdy awans społeczny czy materialny wiąże się z ogromnymi zagrożeniami. Przede wszystkim jest to zagrożenie utraty tożsamości. Nowa sytuacja, albo faktycznie wymaga innego rodzaju świadomości, albo nam się wydaje, że wymaga. I jedno i drugie powoduje totalne zagubienie, odgrywanie nieswojego życia itp. I niestety większość tą droga podąża, patrz nowoczesne i postępowe słoiki warszawskie. W efekcie wychodzi schemat jak w skeczu KMN - "wiesz synku, wysłaliśmy ciebie do miasta, żebyś poznał świat, nabrał ogłady, a ty stałeś się jeszcze większym wieśniakiem niż byłeś".
Polska jest miejscem awansu. Polska to społeczeństwo wiejskie, które poszło w miasta. W sumie to dobrze, ale mamy jednak gigantyczne ograniczenia, głównie wiążące się z poczuciem wspólnotowości, tej takiej codziennej.
Dla mnie spółdzielnie, pakty i wspólnoty gospodarcze to próba ustalenia zasad na starcie i ich dostosowanie do nowych sytuacji. I wspólne poszanowanie ustaleń.
U mnie w rodzie galimatias. Przodków mam ślachciców z Litwy, drobne ślachte mazurską, chłopstwo ciemne z Pogórza, co to pewnie aktywny udział brało w rabacji, drobnomieszczan małopolskich (krawców i muzyków), mieszczan warszawskich z XVIII wieczną metryką co to wywędrowali na początku XX w. Na wieś, kolonistów niemieckich z Westfalii co to trudnili się rolnictwem oraz rzemiosłem w Warszawie i okolicach. Jam Polak.
Pani_Łyżeczka napisal(a): Licytują się tym kto ma psa z większego nieszczęścia, wiedzą insajderska dot. strajku kobiet, wiedzą o różnicach w szkołach psychoterapii. W lecie piją kombuczę z poczuciem delikatności a nie brunatny slodki napój gazowany.
Brzost napisal(a): Ja miałem jedną gałąź wiejską, która może i miała jakieś kury czy krowy ale od połowy XIX jej większość pracowała na kolei :-)
cała moja rodzina od strony mamy jest kolejowa, z kolejowej osady (taki mikro Nikiszowiec) Godków pod Chojną pod Szczecinem, jeden z większych kiedyś węzłów kolejowych na zachodzie Polski.
moje wakacje u babci to nieustanne tamtam-tamtam-tamtam w tle... w kabinie motorniczego też siedziałem i pędziłem osobowym do Szczecina... jeden kuzyn kasował mi bilet, inny wujek dyspozytor, inny maszynista (towarowy), ciotki też gdzieś-tam w pekape...
Moi przodkowie to zwykle wieśniaki w 100 proc., ale, ale -- krowa to jest dość droga rzecz, nie każdy sobie mógł na nią pozwolić. Dziadek od strony taty był kułakiem, więc miał i krowy, i konia zdaje się.
Ale dziadkowie od strony mamy to bardziej wiejska biedota. Jednak dziadek kilka świnek tuczył na własny użytek -- to jedno z moich najwcześniejszych wspomnień, że mnie podnosi na ręku, żebym mogła zajrzeć do chlewika.
Pigwa napisal(a): ...- to jedno z moich najwcześniejszych wspomnień, że mnie podnosi na ręku, żebym mogła zajrzeć do chlewika.
Mnie się często wydaje, że nieporozumienia międzypokoleniowe wynikają z tych takich dalekich & głebokich wspomnień, łącznie z bajkami, filmami, książkami, aż do czasu ok. dojrzewania.
Kiedyś z małą żonką ZROZUMIELIŚMY że nie porozmawiamy z synem1 na poziomie meta-języka: wyrażeniami, cytatami, odniesieniami do rzeczy których on po prostu nie "załapie".
On nie wie co to "wilk i ząjąc" (poza wikiwiedzą) więc nie załapie "nu pogodi!" rzuconym przez kogoś, no, nie zna odniesienia NA POZIOMIE EMOCJI ZE WSPOMNIEŃ.
JORGE napisal(a): Każdy awans społeczny czy materialny wiąże się z ogromnymi zagrożeniami. Przede wszystkim jest to zagrożenie utraty tożsamości. Nowa sytuacja, albo faktycznie wymaga innego rodzaju świadomości, albo nam się wydaje, że wymaga. I jedno i drugie powoduje totalne zagubienie, odgrywanie nieswojego życia itp. I niestety większość tą droga podąża, patrz nowoczesne i postępowe słoiki warszawskie. W efekcie wychodzi schemat jak w skeczu KMN - "wiesz synku, wysłaliśmy ciebie do miasta, żebyś poznał świat, nabrał ogłady, a ty stałeś się jeszcze większym wieśniakiem niż byłeś".
Polska jest miejscem awansu. Polska to społeczeństwo wiejskie, które poszło w miasta. W sumie to dobrze, ale mamy jednak gigantyczne ograniczenia, głównie wiążące się z poczuciem wspólnotowości, tej takiej codziennej.
Dobry opis. Uświadomił mi jaki problem z tożsamością występuje tak w ogólności przy wchodzeniu w nowe role. Czy to zawodowe, czy społeczne, terytorialne, rodzinne. Niemało widać przykładów, że nie do udźwignięcia bywają zmiany gdy ktoś przeskakuje ze specjalisty na menadżera, z mieszkańca wsi na mieszkańca miasta, z nie-duchownego na duchownego, z nie- rodzica na rodzica, potem dziadka. Jedno to groteskowe odgrywanie jakichś wyobrażonych ról, drugie - jako pochodna - oblany egzamin z nowej roli. Rezultat jakiejś słabującej kondycji ogólnoczłowieczej, wyłażącej w momencie takiej próby?
Dobry opis. Uświadomił mi jaki problem z tożsamością występuje tak w ogólności przy wchodzeniu w nowe role. Czy to zawodowe, czy społeczne, terytorialne, rodzinne. Niemało widać przykładów, że nie do udźwignięcia bywają zmiany gdy ktoś przeskakuje ze specjalisty na menadżera, z mieszkańca wsi na mieszkańca miasta, z nie-duchownego na duchownego, z nie- rodzica na rodzica, potem dziadka. Jedno to groteskowe odgrywanie jakichś wyobrażonych ról, drugie - jako pochodna - oblany egzamin z nowej roli. Rezultat jakiejś słabującej kondycji ogólnoczłowieczej, wyłażącej w momencie takiej próby?
Co oczywiście nie znaczy, że takich przejść do nowych ról, nowych statusów społecznych ma nie być na dużą skalę. Wg mnie mamy nakaz do rozwoju (nie mylić z postępem) i musimy mierzyć swoje możliwości i dostosowywać do poziomu, nie możemy marnować naszych talentów.
Problemem jest jednak jak tego typu przejścia mają wyglądać ? Przed wszystkim wydaje mi się, że podstawowym problemem jest brak realnej analizy - ale dlaczego, po co mi to, jaki mam cel ? Jeżeli bycie kierownikiem ma być dla prestiżu i kasy to jest to skazane na porażkę. Generalnie wszystko co jest warunkowane na bycie w określony sposób postrzeganym, docenionym środowiskowo jest fatalną motywacją.
Taka ciekawostka, oczywistość, ale dopiero kiedy się z nią zderzymy rozumiemy do końca. Nigdy, przenigdy nie wierzcie ludziom, że ich głównym celem w pracy jest się rozwijać, mieć nowe wyzwania i wykonywać coraz ciekawsze zadania. No żeby coś nowego. To dotyczy 2% ludzi, reszta to bezrozumnie powtarza, a kiedy dostanie spieprza jak najdalej.
Jorge w punkt @romeck Daleko od nas, a tak podobne. Też byle imperjum, Portugalia. Estado Novo Porządek prawie boski. Rządy od 1926 do 1974 Fado, Fatima, football
romeck napisal(a): Czyli pochwała społeczeństwa stanowego?
Nawet nie. Na moje kulawe rozumienie to byłaby droga na skróty (fakt, że czasem może uzasadniona).
To raczej przywołanie znaczenia formacji ogólnoludzkiej.i wymagań przy przekraczaniu aktualnego statusu. W tym też chyba zawiera się odpowiednie definiowanie celów przywołane przez Jorgego.
Brzost napisal(a): Ja miałem jedną gałąź wiejską, która może i miała jakieś kury czy krowy ale od połowy XIX jej większość pracowała na kolei :-)
cała moja rodzina od strony mamy jest kolejowa, z kolejowej osady (taki mikro Nikiszowiec) Godków pod Chojną pod Szczecinem, jeden z większych kiedyś węzłów kolejowych na zachodzie Polski.
moje wakacje u babci to nieustanne tamtam-tamtam-tamtam w tle... w kabinie motorniczego też siedziałem i pędziłem osobowym do Szczecina... jeden kuzyn kasował mi bilet, inny wujek dyspozytor, inny maszynista (towarowy), ciotki też gdzieś-tam w pekape...
Przeczytałam w innym wątku, że tu zbiórka kolejarzy od pokoleń Melduję się zatem i ja, Budowa dróg i mostów kolejowych Tato - kasjer, taty bracia, dziadek od strony mamy, kuzyni i mój brat też zatrudnieni przez pewien czas na PKP. To nie tylko służba (bo na PKP chodziło się nie do pracy, a do służby), to styl życia całej rodziny.
*
"Podstawą tronu Bożego są sprawiedliwość i prawo; przed Nim kroczą łaska i wierność."
Księga Psalmów 89:15 / Biblia Tysiąclecia
Dziś GazWyb oburzony, że Orlen - jak Gazprom - kupił Polska Presse (65 % udziałów). Ale przy okazji podał dane. I tu jest ciekawej. Otóż PRZED wykupieniem "rządowe" media były tylko tvp i pr. Oraz "siła rażenia" (wielkość kółeczka).
Komentarz
romeck, miastowy w drugim pokoleniu,
z tym że to pierwsze (mój ojciec i czwórka rodzeństa) miało ojca "kułaka" z końmi, potem kombajnem, starem, a ja sam, wnuk, pamiętam "przejażdżkę" kombajnem i sianokosy, "podróże" starym-Starem i wykopki na polu
tata to taki półnapół, bo elektryk ze szkoły w Szczecinie, pierwsza praca w Stoczni Szczecińskiej, całe życie jako elektryk, ale po pracy ogród z sadem.... dwa zawody
natomiast pierwsze prawdziwe wielkomiejskie pokolenie to moi synowie, syn1 pola i stodoły (i "smaków" tychże) już nie zna i nie rozumie...
no i pozamiatane
Klu jego jest wskazanie paluchem na oligarchę i polecenie rozwoju branży w zamian za państwową gwarancję protekcjonizmu (zewnętrznego i wewnętrznego).
U nasz ze wspólnego mianownika mamy jedynie większy lub mniejszy akcent kapitalizmu państwowego, ale jako otoczka dla kombinatu wielobranżowego. To jest ciekawy eksperyment, nie wiem czy gdziekolwiek próbowano czegoś podobnego. Uda się czy nie - D.Obajtek wchodzi do podręczników kejs study.
Polska jest miejscem awansu. Polska to społeczeństwo wiejskie, które poszło w miasta. W sumie to dobrze, ale mamy jednak gigantyczne ograniczenia, głównie wiążące się z poczuciem wspólnotowości, tej takiej codziennej.
Dobro wspólne w innym wymiarze.
Los pisał,że testem jest stan trawnika i utrzymanie przejazdu dla służb ratowniczych.
JORGE chyba o tym myślałeś pisząc o poczuciu wspólnotowości, też tak myślę
I wspólne poszanowanie ustaleń.
Kiedyś były kluby dżentelmenów
moje wakacje u babci to nieustanne tamtam-tamtam-tamtam w tle...
w kabinie motorniczego też siedziałem i pędziłem osobowym do Szczecina... jeden kuzyn kasował mi bilet, inny wujek dyspozytor, inny maszynista (towarowy), ciotki też gdzieś-tam w pekape...
Ale dziadkowie od strony mamy to bardziej wiejska biedota. Jednak dziadek kilka świnek tuczył na własny użytek -- to jedno z moich najwcześniejszych wspomnień, że mnie podnosi na ręku, żebym mogła zajrzeć do chlewika.
Kiedyś z małą żonką ZROZUMIELIŚMY że nie porozmawiamy z synem1 na poziomie meta-języka: wyrażeniami, cytatami, odniesieniami do rzeczy których on po prostu nie "załapie".
On nie wie co to "wilk i ząjąc" (poza wikiwiedzą) więc nie załapie "nu pogodi!" rzuconym przez kogoś, no, nie zna odniesienia NA POZIOMIE EMOCJI ZE WSPOMNIEŃ.
Uświadomił mi jaki problem z tożsamością występuje tak w ogólności przy wchodzeniu w nowe role. Czy to zawodowe, czy społeczne, terytorialne, rodzinne. Niemało widać przykładów, że nie do udźwignięcia bywają zmiany gdy ktoś przeskakuje ze specjalisty na menadżera, z mieszkańca wsi na mieszkańca miasta, z nie-duchownego na duchownego, z nie- rodzica na rodzica, potem dziadka. Jedno to groteskowe odgrywanie jakichś wyobrażonych ról, drugie - jako pochodna - oblany egzamin z nowej roli.
Rezultat jakiejś słabującej kondycji ogólnoczłowieczej, wyłażącej w momencie takiej próby?
Problemem jest jednak jak tego typu przejścia mają wyglądać ? Przed wszystkim wydaje mi się, że podstawowym problemem jest brak realnej analizy - ale dlaczego, po co mi to, jaki mam cel ? Jeżeli bycie kierownikiem ma być dla prestiżu i kasy to jest to skazane na porażkę. Generalnie wszystko co jest warunkowane na bycie w określony sposób postrzeganym, docenionym środowiskowo jest fatalną motywacją.
Taka ciekawostka, oczywistość, ale dopiero kiedy się z nią zderzymy rozumiemy do końca. Nigdy, przenigdy nie wierzcie ludziom, że ich głównym celem w pracy jest się rozwijać, mieć nowe wyzwania i wykonywać coraz ciekawsze zadania. No żeby coś nowego. To dotyczy 2% ludzi, reszta to bezrozumnie powtarza, a kiedy dostanie spieprza jak najdalej.
@romeck
Daleko od nas, a tak podobne. Też byle imperjum, Portugalia.
Estado Novo
Porządek prawie boski.
Rządy od 1926 do 1974
Fado, Fatima, football
Na moje kulawe rozumienie to byłaby droga na skróty (fakt, że czasem może uzasadniona).
To raczej przywołanie znaczenia formacji ogólnoludzkiej.i wymagań przy przekraczaniu aktualnego statusu. W tym też chyba zawiera się odpowiednie definiowanie celów przywołane przez Jorgego.
Nie sadzę by przed ponienidziałkiem taki news pojawił się na stronie GK.
Ave Orlen!
Ruch był przejmowany przez półtora roku; jeszcze uoik
chyba że wiatr w redakcjach.....
Melduję się zatem i ja,
Budowa dróg i mostów kolejowych
Tato - kasjer,
taty bracia, dziadek od strony mamy, kuzyni i mój brat też zatrudnieni przez pewien czas na PKP.
To nie tylko służba (bo na PKP chodziło się nie do pracy, a do służby), to styl życia całej rodziny.
*
"Podstawą tronu Bożego są sprawiedliwość i prawo; przed Nim kroczą łaska i wierność."
Księga Psalmów 89:15 / Biblia Tysiąclecia
wszystko w kategorji "było"
Ale przy okazji podał dane.
I tu jest ciekawej. Otóż PRZED wykupieniem "rządowe" media były tylko tvp i pr. Oraz "siła rażenia" (wielkość kółeczka).
obrazki małe, instagramowe, 1080 pikseli
1/3
2/3
3/3
najciekawsza: internet
BTW co to jest RASP?