Skip to content

Setka Rozuma

2

Komentarz

  • Michał5 napisal(a):
    A Thomasa Tallisa można wrzucić?
    Jeszcze raz: to jest forum dyskusyjne, czyli każdy użytkownik może coś napisać, wrzucić. Nie mam z tym żadnego problemu.
    Natomiast sam będę wrzucał w porządku chronologicznym, wybrane przez siebie, z krótkim wprowadzeniem, po prostu.

    A Tallis to bardzo ciekawy kompozytor, a poza Anglią raczej niedoceniany. Ja lubię zwłaszcza jego "Lamentacje Jeremiasza".
  • Berek napisal(a):
    Ech, poczciwe "Fistaszki"... taki hamerykański komiks, znaczy. Była tam taka scenka jak to dzieciaki (& pies, ma się rozumieć) leżą sobie na trawie, oglądają przepływające obłoki i komentują, z czym im się kojarzą ich kształty. Ach, ach, ę, ą: jeden widzi "Męczeństwo świętego Piotra" Caravaggia, inny "Pocałunek" Rodina, tylko tak jakby od lewej strony bardziej... a jeden chłopczyk mruczy:
    - Chciałem powiedzieć że widzę tam świnkę i konika, ale chyba zrezygnuję...

    :D

    Tak mi się jakoś skojarzyło. ;)
    Szczegóły trochę inne, ale to chyba to:

    image
  • :D

    Niektórzy ludzie są geniuszami.
  • No to niech zabrzmi.
    Jako skromniutkiej chorzystce, szczególnie bliskie
  • i dla Autrora wątku
  • edytowano March 2021
    VI. Samuel Scheidt, Ludi Musici (Hamburg, 1621)
    Wkraczamy wreszcie do Niemiec i w lata 20. Kompozytor ten jest dziś praktycznie zupełnie zapomniany. A nieoceniony Manfred Bukofzer wymieniał go jeszcze jako jednego z 4 "wielkich S" niemieckiego baroku - oprócz niego Sweelincka, Schütza i Hermanna Scheina. Nie ukrywam, że kiedy pierwszy raz ten zestaw przeczytałem, a słuchałem muzyki także niemieckiego baroku od wielu lat, mocno mnie zaskoczył, bo tylko jednego muzykę kojarzyłem, jednego nazwisko - a dwu wcale (Scheina i Scheidta).
    Zbiór "Ludi Musici" zawiera głównie utwory taneczne, właśnie ludowe z ówczesnych Niemiec. Różnica między sztuką "wysoką" a "powszechną" nie była wtedy, zwłaszcza z muzyce instrumentalnej, tak wyraźna. Przy takiej zapewne i podobnej muzyce bawili się Prażanie za "króla zimowego", którego rok wcześniej cesarskie wojska pogoniły po słynnej bitwie pod Białą Górą.
    Wojnę trzydziestoletnią wymieniam nie tylko dla czysto historycznego kontekstu. Obawiam się bowiem, że spustoszenie Niemiec opóźniło tam rozwój muzyki o jakieś pół wieku.

  • edytowano March 2021
    Chciał dać Schütza, ale Kolega ubiegł.
    I dobrze, bo zacny z niego protestant.
    A skoro wojna trzydziestoletnia. Pierwsza wojna totalna w Europie.
    To i nswixko mało znane.
    Johannes Nucius
    Polecam z kilku względówimage
    https://www.amazon.com/Nucius-Sacred-Motets-Alsfelder-Vokalensemble/dp/B01N384BMZ
  • @MarianoX,

    Myślałem na tym problemem trochę, bo parę osób na forumkach i nie tylko mnie już pytało "od czego zacząć". I tu jest pewien problem, bo najprościej im powiedzieć "ja zacząłem od ...". Tylko że to dla wielu ludzi może być zupełnie nieadekwatne a to z dwóch względów. Jeden oczywisty i subiektywny, po prostu to, że mnie się coś spodobało, to nie znaczy, że komuś innemu się spodoba. Zapewne z symfonii Beethovena większość melomanów wskaże na IX jako ulubioną, ja lubię ją najmniej z całego cyklu. Większość osób pewnie woli muzykę romantyczną, która przemawia do uczuć, a nie klasyczną, która przemawia do intelektu, ja wolę klasyczną.
    A drugi jest obiektywny i dotyczy nie tylko muzyki. Kiedyś sięgaliśmy po to, co było. Jakieś kasety, które były w domu, repertuar radia, w moim przypadku dość obszerny na owe czasy, ale i tak przecież ograniczony zasób płytowy wojewódzkiej biblioteki w Krakowie. Internet, który miałem parę lat później (od 2003 r.) też był inny niż dziś.
    Dziś jest wszystko i to na wyciągnięcie ręki. Na yt jest muzyka wystarczającej jakości dla przyjemnego się z nią zapoznania, jasne, cd na dobrym odtwarzaczu da jeszcze lepsze brzmienie, ale to z yt nie jest złe.
    Więc ja sięgałem, po to, co było i co mnie potencjalnie interesowało. Po wysokim wyniku w olimpiadzie i bez dalszych planów zawodowych w tym temacie nie miałem żadnego "ciśnienia" na poznanie wszystkiego obiektywnie. I po kolejne rzeczy sięgałem czasem dlatego, że te, którymi interesowałem się najpierw po prostu się już wyczerpywały.
  • Tenebrae Choir

    Tak podrzzucam :)
  • edytowano June 2021
    VII. Dario Castello, Sonate Concertate in Stil Moderno, Libro II (Wenecja, 1629)

    Już z tytułu widać, że nie są to pierwsze sonaty w dziejach, a nawet pierwsze tego kompozytora. Jednak jak na sonaty są bardzo wczesne. W XIX wiecznych opracowaniach można przeczytać, że pierwsze sonaty pisali Biber i Corelli (koniec XVII wieku), jak widać nie. A czym jest sonata? Na przestrzeni wieków dalibyśmy różne definicje, sonaty Beethovena mają inną budowę, skład instrumentalny i brzmią inaczej niż sonaty Corellego. Ale wspólne cechy są - utwór ma być instrumentalny, zasadniczo na niewielki skład, ma być podzielny na części i każda część ma ze względów muzycznych przypisane miejsce. Nie możemy zamienić kolejności, bo to będzie źle brzmiało. Jak w suicie tanecznej czy balecie zamienimy kolejność to nic się nie stanie, Grieg i Czajkowski w skróconych wersjach dzieł scenicznych dają inną kolejność. Schemat sonaty to w zasadzie najkrótsze wytłumaczenie większości tzw. muzyki klasycznej, poważnej.

    ... czyli co ten Castello jakaś archiwistyka, pierwsze sonaty wygrzebane z XVII wiecznego lamusa, żeby historyk zobaczył sobie rozwój formy? Zdecydowanie nie. Nie polecam sonat Castella dlatego, że są stare, ale dlatego że są bardzo dobre. W późniejszych sonatach nie będziemy mieli ani tej świeżości i bogactwa melodii z czasów przedtonalnych, ani tego bogactwa barwy tamtych instrumentów, efektów echa i dźwiękowego splendoru tamtej Wenecji. Ten sam świat usłyszymy u Monteverdiego, a tu słyszymy go ubranego w pierwociny formy sonatowej i w wydaniu czysto instrumentalnym.

    Tamten świat nie będzie trwał wiecznie. Wenecja politycznie utraci na znaczeniu przez rozwój "atlantyckich" potęg morskich, a muzycznie przez Habsburgów, którzy z Neapolu i Wiednia uczynią nowe muzyczne centra. W latach 20. XVII wieku ciągle jeszcze Wenecja jest szczęśliwa, ale nie jest beztroska. Mimo iż nie przelewają się tam wojska Mansfelda i Wallensteina, to od skutków wojny trzydziestoletniej nikt nie jest wolny. Wojny skutkują m. in. roznoszeniem zaraz. Dżuma, która pod koniec lat 20. wybucha w Lombardii, opisana w "Narzeczonych" Manzoniego, dotrze także do Wenecji. Dario Castello umarł na tę zarazę w 1631 r. w wieku ledwie 29 lat.



    To wykonanie jest najpełniejsze z dostępnych na yt, niestety skład instrumentalny ograniczyli prawie wyłącznie do skrzypiec, co w tak wczesnej muzyce zawsze jest trochę fantazją wykonawcy, jak zerkniemy do nut to jest najczęściej tylko pierwszy i drugi głos, bez oznaczenia instrumentu. Zachęcam do poszukania poszczególnych sonat też w innych wykonaniach.

    Dziękuję @trep i @christoph za motywacyjne przypomnienie :)
  • rozum.von.keikobad napisal(a):
    trep napisal(a):
    Późny start. Hildegarda się nie łapie.
    Nie łapie się, bo ze średniowiecza to ciężko zebrać po 2-3 utwory z dekady. Nie "świetne" utwory - jakiekolwiek. I dwa, to kompletna egzotyka. Od Monteverdiego mamy jakąś łązcność ze "standardową" klasyką.

    Nie wykluczam kiedyś rozszerzenia wątku np. o renesans, ale wcześniej - wątpię, przynajmneij w tej formie.
    Średniowiecze to najwspanialsza epoka w historii muzyki. Ogromna różnorodność ośrodków, stylów, instrumentarium, wielka rozpiętość tematyki i przeznaczenia utworów. Niezmierzony repertuar, powstający w ciągu 1000 lat - i co najważniejsze, zanotowany.
    To właśnie wówczas wykształciła się muzyka europejska, z jej teorią, notacją, instrumentarium i z najbardziej specyficzną cechą tej muzyki, jaką jest wielogłosowość. Pod względem liczby arcydzieł średniowiecze przewyższa każdą kolejną epokę.
  • Przyznam, że choć kocham muzykę średniowieczną (szczególnie włoska odmianę ars subtilior), to jednak byłbym sceptyczny co do ostatniego zdania.
  • Sam Graduał to ogromna liczba arcydzieł muzycznych, a przecież to tylko wąski wycinek twórczości chorałowej
  • Kwestia subiektywna, ja uważam, że muzyka rozwijała się, była coraz lepsza do końca XVIII wieku. Potem od romantyzmu był zjazd.
    Dlatego klasycyzm uważam za najlepszą epokę, był na szczycie. Lepszy od baroku, ten lepszy od renesansu, a ten od średniowiecza. Natomiast epok dawnych nigdy nie ganię, bo każda z nich była najlepsza w swoim czasie, nic przed nimi nie było tak dobre.

    Z romantyzmem jest na odwrót. Lubię niektórych kompozytorów muzyki romantycznej, ale była gorsza od klasycyzmu. No i lepsza od muzyki XX wieku. Ale nie była już najlepszym co powstało do tej pory. Dlatego często ją krytykuję.

    Jeżeli Koleżanka ma ochotę założyć własny cykl o muzyce średniowiecznej, to chętnie poczytam i posłucham, zapewne zresztą nie tylko ja.
  • VIII. Girolamo Frescobaldi, Arie musicali (Florencja, 1630)
    Kończymy coraz bardziej ponure lata 20. Europa jest niespokojna, wojna Habsburgów z niemieckimi wasalami coraz bardziej rozlewa się na Europę. W lipcu 1630 r. Gustaw Adolf przepływa przez Bałtyk i w okolicach Szczecina rozpoczyna marsz w głąb Rzeszy.
    Włochy pozostają jednak na uboczu tych wydarzeń, zwłaszcza te środkowe, w tym Toskania z Florencją.
    Co do wrzuconej na grupce na fejsie muzyki Hermanna Scheidta jeden z forumowiczów, nie wiem czy bardziej przewrotnie czy szczerze, wyraził się, że to "całkiem ładny pop" czy coś takiego. Nie traktuję tego jako obelgę wobec takiej muzyki, ludzie zawsze śpiewali, cieszyli się, mieli własne "piosenki" mniej skomplikowane niż współczesna muzyka religijna czy bardziej ambitna. Nie znaczy to, że muzycznie było to gorsze, nie zawsze muzyka bardziej złożona jest lepsza.
    Zbiór Frescobaldiego uważam za chyba najciekawszy świecki zbiór miniatur wokalnych z wczesnego baroku (a może i z całego baroku). Charakterystyczna dla Frescobaldiego swoboda, rozmaitość środków wyrazu, nietrzymanie się formalnych schematów tworzy różnorodny zbiór, którego dobrze się słucha nawet przy dłuższym kontakcie. Niektóre wesołe, niektóre smutne, jedne szybsze, inne w umiarkowanym tempie. Czy lepsze niż późne madrygały Monteverdiego, lepsze niż opery Landiego czy Cacciniego? Lepszość trudno oceniać w muzyce, mnie się tego słucha przyjemniej.

  • Piękno muzyki.
    Lat temu sporo będąc na Węgrzech zaszłam do skromnej, wiejskiej czadry, z gronem chyba stałych bywalców, co to chwilę temu wrócili z roboty w polu i przyszli na stakan wina. Nagle z ławy podniósł się gościu ok. 50 letni, wziął do rąk skrzypce i zaczął grać. Było to coś niesamowitego. Karczma z podziwem słuchała, a on grał i grał tak pięknie, że dreszcz przechodził. Wielki, wielki artysta. Spytam siedzącą obok młodą Madziarkę ( gadka po rusku, bo i oni uczyli się tego jęz. obowiązkowo), kto to jest ten wiejski grajek.
    Uśmiechnęła się. - To nasz miejscowy artysta, tu urodzony. Przyjechał na urlop, w odwiedziny do swoich, z Wiednia, gdzie jest znanym skrzypkiem, profesorem konserwatorium. A dla nas po prostu swojakiem.
    Na zakończenie profesor - chłop zagrał ognistego czardasza. Do dziś mam go w uszach i często nucę.
  • IX. Gregorio Allegri, Miserere, Rzym, ok. 1637 r.
    Pierwszy chyba w cyklu "utwór-celebryta", znany bardziej z całej otoczki, legendy, późniejszej historii z małym Mozartem, niż z tekstu i muzyki.
    Sama muzyka lekko kuriozalna, pozornie tylko zawieszona w starym, renesansowym stylu. W rzeczywistości same linie melodyczne, polichóralność, dramatyzm - to wszystko jest już barokowe. Czy nowa treść wlana w stare formy ma sens? Czy daje niepowtarzalne połączenia, jedyne w swoim rodzaju? Czy raczej z muzyką jest jak w przypowieści z V rozdziału Ewangelii wg św. Łukasza: "Nikt też młodego wina nie wlewa do starych bukłaków; w przeciwnym razie młode wino rozerwie bukłaki i samo wycieknie, i bukłaki się zepsują. Lecz młode wino należy wlewać do nowych bukłaków."?
    Czy utwór się broni, to pozostawiam słuchaczom. Na pewno warto go posłuchać, dziś już nie tylko w Wielki Piątek i nie tylko w Sykstynie.

  • Trochę bardziej do wątku "fajny kanał widziałem", ale daję tutaj, bo może powrócimy do "setki" i znowu coś wrzucę.



    Widziałem dwa odcinki, widać, że gość się stara, a oglądających ma kilkaset, w dobrych czasach więcej czytało mojego bloga na frondzie, a pewnie starałem się mniej :)
    Polecam to zwłaszcza dla kogoś, kto chciałby się w przystępnej formie dowiedzieć czegoś podstawowego o muzyce. Problem jest taki, że gość stara się być bardzo "obiektywny", poprawny, ja zawsze piszę, jak mi się coś nie podoba w muzyce, nawet jeśli jest znane i przez innych lubiane. A o muzykę też się można pokłócić, kiedyś dwóch rebelyantów wyzywało się czy lepszy Monteverdi czy Camerata florencka.

    Wracając do odcinka - z tego, co poleca serio zacząć od Mozarta i Czajkowskiego to jest dobry pomysł, z jednej strony to muzyka wybitna (WAM) albo bardzo dobra (PC), a nie przytłacza niewprawionego słuchacza. Ja też kiedyś zaczynałem od Mozarta.
  • a ja od Tangerine Dream, tak wylądowałem najpierw w baroku, a potem i wyżej i niżej
  • A nie tak jak śpiewał Wodecki zacznij od Bacha?
  • To skomplikowane... Jest Bach "romantyków" (w Polsce co najmniej do końca XX wieku), grany przez wielkie orkiestry, romantyczne Steinwaye, śpiewany przez wielkie chóry. Nie polubiłem tego. Wobec tego nie polubiłem też Bacha w ogóle, tak mi się przynajmniej wydawało.
    Ale jest też Bach na dawnych instrumentach, w mniejszych składach, na klawesynie itd.
    15 sierpnia 2004 r. (pamiętam to dość dokładnie) usłyszałem transmisję z Promsów z Mszą h-moll prowadzoną przez Gardinera. Od tego zacząłem słuchać Bacha w dużych ilościach i polubiłem, bardzo polubiłem.

    Ale ciągle uważam, że to muzyka mniej przystępna dla początkujących. Z końcówki baroku lepiej chyba zacząć od Vivaldiego czy Handla.
  • Vivaldi to pop!
  • rozum.von.keikobad napisal(a):
    • Jest Bach "romantyków" (w Polsce co najmniej do końca XX wieku), grany przez wielkie orkiestry, romantyczne Steinwaye, śpiewany przez wielkie chóry. ...
    • Ale jest też Bach na dawnych instrumentach, w mniejszych składach, na klawesynie itd
    • Ale ciągle uważam, że to muzyka mniej przystępna dla początkujących.
    A co z Bachem na jazzowo? :) (I na dwa fortepiany tylko.)




  • Z aranżacjami jest inaczej, bo aranżacje nie udają, że są oryginałem. Pierwsze aranżacje Bacha tworzył już Mozart, pod koniec lat 80. (XVIII wieku), czyli 30 lat po jego śmierci. Problem z "romantycznym Bachem" był taki, że przedstawiano to jako prawdziwego Bacha, że to tak ma brzmieć. A brzmi fatalnie.
    Ten jazz może rano odsłucham... a czym się różni gitarzysta jazzowy od rockowego to już chyba mówiłem na ostatnim piffku ;)
  • Jak wiadomo, "romantyczny" Bach zaczął się od wykonania Pasji wg św. Mateusza w lipskim Gewandhausie przez Mendelssohna, od czego zaczął się renesans tej muzyki.
    Trudno się dziwić, że romantycy wykonywali Bacha na sposób "romantyczny", tzn. z wykorzystaniem aparatu wykonawczego i stylistyki swojej epoki. Chopin też grał Bacha "romantycznie", ale czy grał "źle"?
    Czy późniejsze wielkie wykonania Richtera, Nikołajewej, i innych pianistów XX wieku, z Gouldem włącznie - na potężnych koncertowych steinwayach są "złe"? Przecież Bach z instr. klawiszowych pisał na klawesyn, czasem na klawikord, głównie na organy, a fortepiano, którego nie doceniał, w jego czasach był dopiero konstruowany, to była faza pierwszych, mniej lub bardziej udanych eksperymentów. Czy to znaczy, że Bach nie doceniłby zalet obecnie używanego fortepianu i że nie można na nim wykonywać tej muzyki? .
    Z drugiej strony - Bach wykorzystywał takich wykonawcow, jakich miał do dyspozycji, przeważnie półamatorów, uczniów-chórzystów, prowincjonalnych muzyków-służących dworskich,.stąd tak ograniczona obsada Bachowskich partytur. Czy to był ten ideał wykonawczy, do którego Bach dążył? i czy rzeczywiście ówczesne instrumentarium jest tym najlepszym do wykonywania jego muzyki, mimo możliwości, jakie dają późniejsze udoskonalone technicznie instrumenty?
    Dyskusja na ten temat trwa już kilkadziesiąt lat. Niemniej rzadko która muzyka jest w stanie wytrzymać tak skrajnie różne wykonania, tak rożne transkrypcje, kontrafaktury, trawestacje i mimo to pozostać nadal rozpoznawalna co do istoty.
    A i tak przecież Kunst der Fuge, czyli kwintesencja kunsztu kompozytorskiego Bacha, nie była przeznaczona na żaden konkretny instrument.
  • Ciekawa uwaga, dzięki.
  • Sarmata1.2 napisal(a):
    Ciekawa uwaga, dzięki.
    !!!
  • Do Bacha jeszcze wrócimy, a teraz wracamy do cyklu, jest przełom 1635 i 1636 r., Gera w Turyngii.
    Na pogrzeb tamtejszego księcia Heinricha (Henryka) II muzykę skomponował jego imiennik Heinrich Schütz.



    Schütza wielu uważa za najwybitniejszego muzyka niemieckiego przed Bachem. Można się spierać, był wymieniany już w wątku Scheidt, oprócz tego Pachelbel, Froberger, w późnym renesansie Praetorius, a wreszcie gdzieś na pograniczu Niemiec jako takich Buxtehude, Sweelinck i Biber.
    Tamte czasy, apogeum wojny trzydziestoletniej, tak mi się właśnie kojarzą jak ta muzyka, ponury pogrzeb, ale w kunsztownej barokowej formie.
  • Wyżej wrzuciłem wykonanie takie, jak mam na płycie (Herreweghe i Chappelle Rhenane), starające się odtworzyć historyczne brzmienie (ale bez pojedynczej obsady). A dla porównania macie "romantyczne" (choć wykonania Bacha bywały jeszcez bardziej romantyczne) wykonanie sprzed prawie 70 lat, Karl Richter prowadzi ówczesny zespół specjalizujący się w muzyce dawnej.
  • Dyskusja stara jak świat, ale nie da się w niej dojś do sensownego wniosku, gdyż jest to sprawa wyłącznie indywidualna.

    Wejdźmy na yt, wbijmy dowolny utwór i poczytajmy komentarze - wszyscy chwalą a niektórzy się rozpływają.

    Jeździłem swego czasu w trasy ze współpracownikami. By im po drodze czas milej zlatywał, proponowałem im, by zabrali swoje ulubione CD z muzą. Powiem wam, że tego nie dało się słuchać. Mnie. A dla nich to było ulubione.

    W sporze stare vs. romantyczne od zawsze - czyli od czasu jak w dwójce (za późnej komuny? tuż po?) jakaś miła pani puszczała muzykę dawną z Archiva - jestem za instrumentami z epoki i ascetycznym wykonaniem. Wtedy słuchałem tego mono na drewnianym enerdowskim radioodbiorniku firmy Transistor. Kilka lat później nabyłem pierwsze (i ostatnie) hi-fi, głośniki Mission, płyty, m.in. 4 pory roku w wykonaniu English Concert Trevora Pinnocka. Odwiedził mnie kolega kompozytor. Chciałem mu się pochwalić. Puszczam. Mówię, że oni to grają tak, żeby to brzmiało jak ówczesne wykonania, a on ze skwaszoną miną mówi mniej więcej to, co Kania. Cycuję:
    - No tak, tamte czasy słyną z niskiego poziomu wirtuozerii.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.