a mnie to się wydaje, że Kolega nieco na siłę chce znaleźć w tekście dobre elementy, których tam nie ma. Otóż Legutko piszo o inteligencji jako o klasie, grupie społecznej. Tymczasem talent tak jak rozumiany jest w przypowieści może otrzymać każdy. I każdy w jakimś zakresie od Boga go otrzymuje, naszym zadaniem jest prawidłowo ten talent rozeznać.
Tradycyjnie inteligencja była natomiast przyzwyczajona, że to ona, z racji urodzenia i humanistycznego wykształcenia, posiadła wszystkie te talenty, a inni mają je podziwiać. Resztę traktowano jako niegodną. To miało korzenie w szlacheckich przekonaniach i szlacheckim pochodzeniu. I też częściowo wśród szlachty - jak i okresowo wśród części inteligencji - przyjmowano, że wiążą się z tymi talentami obowiązki i starano się je wypełniać. Ostatecznie jednak, czy to u szlachty, czy u inteligencji, przeważyła tendencja egoistycznego dbania o własny, grupowy, anachroniczny interes.
Coś w tym jest. Wychowałem się na typowym osiedlu "inteligenckim" wybudowanym przez Nauczycielską Spółdzielnię Budowlano-Mieszkaniową. Chodziłem do klasy, gdzie 90 % rodziców wpisywało w rubryce pochodzenia "inteligencja pracująca". Największa obelga jaką można było usłyszeć od rówieśników brzmiała: "wsiosiek". Osoby zdradzające chłopski akcent były wyśmiewane na każdym kroku. Pamiętam, że u mnie, jako u jednostki dość wrażliwej z natury, budziło to sprzeciw, któremu zdarzało mi się dawać wyraz i nie było to komfortowe.
"Z racji urodzenia i humanistycznego wykształcenia" - w artykule jako przykłady wymienieni są profesor (niewiadomego kierunku), inżynier i aptekarz. Drugi i trzeci to ścisłowcy, pierwszy też ewentualnie może nim być. Zatem to raczej koledzy chyba na siłę dopatrują się rzeczy, których nie ma w tym artykule.
Rzchanym napisal(a): Otóż Legutko pisze o "inteligencji", ale powinien raczej pisać o etosie inteligenckim, szerszym patrzeniu na świat, a także o poczuciu obowiązku wobec społeczeństwa wykraczającego poza proste wykonywanie codziennych obowiązków.
Los znakomicie zrozumiał i tzw. "etos inteligencki" jest właśnie tym, co go doprowadza do furii. Przecież to szlachetczyzna w najgorszym wydaniu. W chwili próby ci od powierzchni płaskich będą żołnierzami a ci od łacińskiej gramatyki oficerami a na wojnie ginie więcej żołnierzy niż oficerów. To niezła bezczelność sugerować, że obowiązki potencjalnych żołnierzy wobec społeczeństwa są mniejsze niż potencjalnych oficerów.
Że co, że jak kto jest konserwatorem powierzchni płaskich, to szerzej patrzeć na świat nie musi, nie musi mieć poczucia obowiązku wobec społeczeństwa wykraczającego poza proste wykonywanie codziennych obowiązków? Jest człowiekiem niepełnym, duszę ma tylko trochę nieśmiertelną? A talent do łacińskiej gramatyki jest czymś więcej niż talentem do hydrauliki? A z jakiego to niby powodu?
Rzchanym napisal(a): "Z racji urodzenia i humanistycznego wykształcenia" - w artykule jako przykłady wymienieni są profesor (niewiadomego kierunku), inżynier i aptekarz. Drugi i trzeci to ścisłowcy, pierwszy też ewentualnie może nim być. Zatem to raczej koledzy chyba na siłę dopatrują się rzeczy, których nie ma w tym artykule.
Humanistyczne - niekoniecznie jak chodzi o kierunek studiów, ale ogólny zasób wiedzy ogólnej, na którego to brak Legutko pomstuje.
Tu ma trochę racji - ale jak już pisałem wyżej, nie bardzo widzę podstawy, żeby do wiedzy ogólnej wliczać w takim przypadku tylko wiedzę o poezji i historii, a już nie o podstawach działania świata, o fizyce, matematyce, geografii, astronommii. Nie mówię nawet o takich szczegółach, jakich od "inteligenta" wymaga się co do poezji, wystarczą podstawy. Która planeta jest trzecia od słońca? Kolega zakładam wie, kilku prawników nie wiedziało.
Ale mię, człowieka brukwi, mamiono z tym starożytnym narodem Polaków, niepotrzebnie czułem wobec niego jakiegoś kompleksy. Ale wreszcie zostałem sprawnie zreedukowany (redukować się nie musiałem), i to bez zaglądania do GWna czy oglądania jakiegoś kina moralnego rozpierdolu. Wystarczył pobyt na dwójforumku, ostatni przedstawiciele starożytnego narodu Polaków wyłuszczyli mi, co i jak, jak krowie na miedzy.
Co było wielkiego i dobrego w tej całej Polsce i starożytnym narodzie Polaków? No gdyby przyszło napisać o tym akapit, to zadanie byłoby diablo trudne, a gdyby jeszcze zastrzec, że bez wspominania o niepopełnieniu masowej zbrodni, to już całkiem, zadanie tysiąc razy trudniejsze. No ale spróbujmy: Mieszko I, Antoni Bryk i kard. Wyszyński.
Osobnicze przypadki. A tak to ropiejący, gnijący i śmierdzący wrzód ten cały starożytny naród Polaków – poczynając od warcholącej, gnębiącej pospólstwo i wynoszącej się nad nie szlachty (taka elita to zaraza) po spichconą pośpiesznie inteligencję, której misją dziejową też było nade wszystko wynoszenie się ponad pospólstwo. A w ogóle to prawie sami kolaboranci. Właściwie można powiedzieć. że to właśnie dzisiaj starożytny naród Polaków ma nadreprezentację szlachetnych ludzi, chociaż paradoksalnie zostały mu tylko niedobitki na dwójforumku.
Banujta, plonkujta śmiało, profesóry. Wicie, co myślę o waszych srogich, spiżowych, sfinksowych bon motach, i co do was czuję.
Motes napisal(a): Ty sobie przeczysz w co drugim bon mocie, bo te służą ci tylko do wprawiania słuchaczy w stan drżenia. To wszystko. Są bezwartościowe.
Na pewno nie w co drugim i nie są bezwartościowe. Niektóre są odkrywcze.
Czyż kiedykolwiek traktowano komuchów jako inteligencję polską? Taka pani prof. Łętowska - pierwszy rzecznik praw obywatelskich w czasach komuny. Niewątpliwie inteligencja - i fachowa, i oczytana, wybitny odbiorca muzyki poważnej i tak ładnie okrągło wypowiada głoski. Inteligencja. Ale pod szyld "inteligencja polska" niechętnie byśmy ją przyjęli w przeciwieństwie do różnych takich zapracowanych bidulek, w chwilach wolnych starających się nadrobić inteligenckość oglądaniem teatru telewizji, bo na wyjście nie mają czasu ani pieniędzy.
Dlatego taki sędzia Igor Zygmunt Tuleya czuje się sędzią europejskim - wychowany przez ludzi nazywanych tylko z powodów geograficznych polskimi. Znalazł sobie zewnętrze źródło prestiżu.
taką mam też poznańską refleksję - Solidarność w Poznaniu manifestowała na placu Mickiewicza - demonstranci dzisiejszy, chociaż lubią posługiwać solidarycą demonstrują na placu Wolności. Jakoś im ten plac Mickiewicza nie pasuje.
Co przypomina mi sławne zdanie Kaczyńskiego o tym, kto stoi tam, gdzie kiedyś stało ZOMO.
Pomieszane toto jest. Do wyższej klasy aspirują żydokomuna (i jej szabesgoim w rodzaju św.p. Wujca), o której cokolwiek nie powiedzieć, ma pewne kulturowe tradycje, komunistyczni i niekomunistyczni schamapanowie, "synowie chłopscy i dawny proletariat miejski [...] element zawzięty, wytrwały, chciwy, pozbawiony doszczętnie wszelkich skrupułów moralnych" wedle słów Jerzego Brauna, oraz już nieliczni potomkowie szlachty - ci umorusani w komunizmie i ci nieumorusani. Nie da się tego węzła rozplątać, lepiej zostawić Panu Bogu wyznaczanie elity. Bo dusze nieśmiertelne i prawa wyborcze mamy wszyscy, prawda?
Bardzo szybko część z was przeszła do porządku dziennego z tezą, że polska szlachta była zjawiskiem negatywnym. Uważam odwrotnie i traktuję stan szlachecki w Polsce jako jeden z bardziej pionierskich i ponadczasowych pomysłów stworzenia wspólnoty opartej na chrześcijaństwie, spuściźnie cywilizacji łacińskiej i słowiańskiej mentalności. Nie mam obecnie weny polemicznej, ale naprawdę zastanówmy się i nie powtarzajmy tez, którym bardzo blisko do komunistycznych paszkwili.
Natomiast jestem antyeltarny w kontekście fałszywego rozumienia tego zjawiska i dzisiejszych czasów. Nóż w kieszeni się mi otwiera kiedy widzę jak samozwańcza grupa prymitywów uważa się w czymkolwiek lepsza i okazuje pogardę dla reszty. Nie trawie też tego całego blichtru, formy, elitarnych imprez i cyrku. Ale to nie o to chodzi wg mnie w byciu elitą. Oni nieudolnie naśladują coś co w elitach było piątorzędne, nie rozumiejąc kompletnie o co w tym wszystkim chodziło.
"Szlachetczyzna w najgorszym wydaniu" to byłaby, gdyby chodziło o urodzenie. Tymczasem tu chodzi o talenty i możliwości. Niech Kolega nie uprawia sofizmatów w stylu propagandy proimigranckiej (czyli "miłość dla wszystkich", będąca w istocie miłością do nikogo). Swoją drogą przypomina mi się, gdy czytałem o niemieckich zbrodniach na polskich elitach w latach 1939-1940. Niemcy koncentrowali się na inteligencji, ale nie traktowali tego sztywno. Na ich listach ludzi do zabicia (zaczęli je tworzyć jeszcze przed wojną) byli też chłopi, robotnicy czy rzemieślnicy, jeśli mieli świadomość narodową i byli autorytetami w swoim środowisku. No i jednak czynili rozróżnienie, nie zabijali "konserwatorów powierzchni płaskich", no chyba że któryś z nich był autorytetem w swoim środowisku. No dobra, czasem zabijali, ale nie w zorganizowanej akcji, nie w Palmirach i Piaśnicy. Swoją drogą niemiecki terror i tak był stosunkowo "nieselektywny" i "nieprecyzyjny" w stosunku do sowieckiego i uważa się, że to właśnie było przyczyną większej skuteczności tego drugiego. Czy sam fakt istnienia różnic między ludźmi, ich talentami bądź możliwościami (albo jednym i drugim) jest "szlachetczyzną"?? Tak z innej beczki: ten wątek może być przyczynkiem do dyskusji o złych tytułach. W sumie to artykuł Legutki powinien być zatytułowany "Dojmujący brak społeczników pośród wykształconych" albo po prostu "Dojmujący brak społeczników".
Rzchanym napisal(a): "Szlachetczyzna w najgorszym wydaniu" to byłaby, gdyby chodziło o urodzenie.
A o co kufa innego? Przecież do tego się sprowadzają wszyscy dostawieni z boki lepsiejsi, którzy zgarniają wszystkie frukta. Na tym polegają szklane sufity. Albo Żydzi albo ich szabesgoje (jeśli Żyd nie chce się sam schylić) albo progeniturka schamapanów.
Najzabawniejsze jest jak szybko Żydzi potrafili się ze schamapanami porozumieć a przecież przez cały PRL prowadzili wojnę. Jeszcze w roku 2001 Aborcza obrabiała dupę Tuskowi, jakby to był jaki Kaczyński za przeproszeniem. A już chwilkę później pełna komitywa i trwa ona do dziś. Tak są splątani w niby miłosnym uścisku, że mało kto odróżnia, gdzie czyje członki. A przecież się nienawidzą i jak tylko nas zajebią, to rzucą się na siebie wzajem.
Rzchanym napisal(a): W sumie to artykuł Legutki powinien być zatytułowany "Dojmujący brak społeczników pośród wykształconych" albo po prostu "Dojmujący brak społeczników".
Przykro mi ale śladu podobnego motywu nie było w artykule psora Legutki.
Że co, że jak kto jest konserwatorem powierzchni płaskich, to szerzej patrzeć na świat nie musi, nie musi mieć poczucia obowiązku wobec społeczeństwa wykraczającego poza proste wykonywanie codziennych obowiązków?
Zdaje się, że większość Wyklętych np. rekrutowała się spośród osób tzw. niższego stanu.
Legutko napisal(a): ...także aptekarz, który czytał książki, dbał o swoją bibliotekę, urządzał wieczory muzyczno-poetyckie i wspierał czytelnictwo wśród warstw mniej wykształconych.
Wyobraziłem sobie panią sprzedawczynię w aptece, jak z pozycji dobrej pani urządza wieczory muzyczno-poetyckie dla swoich mniej wykształconych znajomych hydraulików i stolarzy i trochę mnie to rozbawiło. Tak oderwany od życia może być tylko profesor uniwersytetu. Nie politechniki.
Że co, że jak kto jest konserwatorem powierzchni płaskich, to szerzej patrzeć na świat nie musi, nie musi mieć poczucia obowiązku wobec społeczeństwa wykraczającego poza proste wykonywanie codziennych obowiązków?
Zdaje się, że większość Wyklętych np. rekrutowała się spośród osób tzw. niższego stanu.
w filmach kręconych w tamtym czasie reakcję (znaczy wyklętych, znaczy walczących z komuchami) można poznać po inteligenckim wyglądzie, bogatym słownictwie i wymowie.
Legutko napisal(a): ...także aptekarz, który czytał książki, dbał o swoją bibliotekę, urządzał wieczory muzyczno-poetyckie i wspierał czytelnictwo wśród warstw mniej wykształconych.
Wyobraziłem sobie panią sprzedawczynię w aptece, jak urządza wieczory muzyczno-poetyckie dla swoich mniej wykształconych znajomych hydraulików i stolarzy i trochę mnie to rozbawiło. Tak oderwany od życia może być tylko profesor uniwersytetu. Nie politechniki.
Jeden aptekarz to nawet muzeum otworzył a wszystkie eksponaty doń kupił. Babola i jej siostry stryjeczne dobrze go znały. Muzeum przetrwało do dziś. Niedawno zwiedzałem. (siostry stryjeczne = córki rolnika; Babola = wnuczka rolnika - jej ojciec, mój dziad, uzyskał wykształcenie).
Legutko napisal(a): ...także aptekarz, który czytał książki, dbał o swoją bibliotekę, urządzał wieczory muzyczno-poetyckie i wspierał czytelnictwo wśród warstw mniej wykształconych.
Wyobraziłem sobie panią sprzedawczynię w aptece, jak urządza wieczory muzyczno-poetyckie dla swoich mniej wykształconych znajomych hydraulików i stolarzy i trochę mnie to rozbawiło. Tak oderwany od życia może być tylko profesor uniwersytetu. Nie politechniki.
Każda libacja na pewnym etapie staje się wieczorkiem muzyczno-poetyckim
Komentarz
a mnie to się wydaje, że Kolega nieco na siłę chce znaleźć w tekście dobre elementy, których tam nie ma. Otóż Legutko piszo o inteligencji jako o klasie, grupie społecznej. Tymczasem talent tak jak rozumiany jest w przypowieści może otrzymać każdy. I każdy w jakimś zakresie od Boga go otrzymuje, naszym zadaniem jest prawidłowo ten talent rozeznać.
Tradycyjnie inteligencja była natomiast przyzwyczajona, że to ona, z racji urodzenia i humanistycznego wykształcenia, posiadła wszystkie te talenty, a inni mają je podziwiać. Resztę traktowano jako niegodną. To miało korzenie w szlacheckich przekonaniach i szlacheckim pochodzeniu. I też częściowo wśród szlachty - jak i okresowo wśród części inteligencji - przyjmowano, że wiążą się z tymi talentami obowiązki i starano się je wypełniać. Ostatecznie jednak, czy to u szlachty, czy u inteligencji, przeważyła tendencja egoistycznego dbania o własny, grupowy, anachroniczny interes.
Że co, że jak kto jest konserwatorem powierzchni płaskich, to szerzej patrzeć na świat nie musi, nie musi mieć poczucia obowiązku wobec społeczeństwa wykraczającego poza proste wykonywanie codziennych obowiązków? Jest człowiekiem niepełnym, duszę ma tylko trochę nieśmiertelną? A talent do łacińskiej gramatyki jest czymś więcej niż talentem do hydrauliki? A z jakiego to niby powodu?
Tu ma trochę racji - ale jak już pisałem wyżej, nie bardzo widzę podstawy, żeby do wiedzy ogólnej wliczać w takim przypadku tylko wiedzę o poezji i historii, a już nie o podstawach działania świata, o fizyce, matematyce, geografii, astronommii. Nie mówię nawet o takich szczegółach, jakich od "inteligenta" wymaga się co do poezji, wystarczą podstawy. Która planeta jest trzecia od słońca? Kolega zakładam wie, kilku prawników nie wiedziało.
Co było wielkiego i dobrego w tej całej Polsce i starożytnym narodzie Polaków? No gdyby przyszło napisać o tym akapit, to zadanie byłoby diablo trudne, a gdyby jeszcze zastrzec, że bez wspominania o niepopełnieniu masowej zbrodni, to już całkiem, zadanie tysiąc razy trudniejsze. No ale spróbujmy: Mieszko I, Antoni Bryk i kard. Wyszyński.
Osobnicze przypadki. A tak to ropiejący, gnijący i śmierdzący wrzód ten cały starożytny naród Polaków – poczynając od warcholącej, gnębiącej pospólstwo i wynoszącej się nad nie szlachty (taka elita to zaraza) po spichconą pośpiesznie inteligencję, której misją dziejową też było nade wszystko wynoszenie się ponad pospólstwo. A w ogóle to prawie sami kolaboranci. Właściwie można powiedzieć. że to właśnie dzisiaj starożytny naród Polaków ma nadreprezentację szlachetnych ludzi, chociaż paradoksalnie zostały mu tylko niedobitki na dwójforumku.
Banujta, plonkujta śmiało, profesóry. Wicie, co myślę o waszych srogich, spiżowych, sfinksowych bon motach, i co do was czuję.
Weźmy takie zdanie, dla rozgrzewki: „Polacy entuzjastycznie pomagali Niemcom w mordowaniu Żydów".
Jest ono oczywiście prawdziwe i oczywiście fałszywe, zależnie od kwantyfikatorów, którymi je doprawimy.
Czyż kiedykolwiek traktowano komuchów jako inteligencję polską? Taka pani prof. Łętowska - pierwszy rzecznik praw obywatelskich w czasach komuny. Niewątpliwie inteligencja - i fachowa, i oczytana, wybitny odbiorca muzyki poważnej i tak ładnie okrągło wypowiada głoski. Inteligencja. Ale pod szyld "inteligencja polska" niechętnie byśmy ją przyjęli w przeciwieństwie do różnych takich zapracowanych bidulek, w chwilach wolnych starających się nadrobić inteligenckość oglądaniem teatru telewizji, bo na wyjście nie mają czasu ani pieniędzy.
Dlatego taki sędzia Igor Zygmunt Tuleya czuje się sędzią europejskim - wychowany przez ludzi nazywanych tylko z powodów geograficznych polskimi. Znalazł sobie zewnętrze źródło prestiżu.
No i kim jest w systemie swój - obcy?
- Solidarność w Poznaniu manifestowała na placu Mickiewicza
- demonstranci dzisiejszy, chociaż lubią posługiwać solidarycą demonstrują na placu Wolności. Jakoś im ten plac Mickiewicza nie pasuje.
Co przypomina mi sławne zdanie Kaczyńskiego o tym, kto stoi tam, gdzie kiedyś stało ZOMO.
Natomiast jestem antyeltarny w kontekście fałszywego rozumienia tego zjawiska i dzisiejszych czasów. Nóż w kieszeni się mi otwiera kiedy widzę jak samozwańcza grupa prymitywów uważa się w czymkolwiek lepsza i okazuje pogardę dla reszty. Nie trawie też tego całego blichtru, formy, elitarnych imprez i cyrku. Ale to nie o to chodzi wg mnie w byciu elitą. Oni nieudolnie naśladują coś co w elitach było piątorzędne, nie rozumiejąc kompletnie o co w tym wszystkim chodziło.
Swoją drogą przypomina mi się, gdy czytałem o niemieckich zbrodniach na polskich elitach w latach 1939-1940. Niemcy koncentrowali się na inteligencji, ale nie traktowali tego sztywno. Na ich listach ludzi do zabicia (zaczęli je tworzyć jeszcze przed wojną) byli też chłopi, robotnicy czy rzemieślnicy, jeśli mieli świadomość narodową i byli autorytetami w swoim środowisku. No i jednak czynili rozróżnienie, nie zabijali "konserwatorów powierzchni płaskich", no chyba że któryś z nich był autorytetem w swoim środowisku. No dobra, czasem zabijali, ale nie w zorganizowanej akcji, nie w Palmirach i Piaśnicy. Swoją drogą niemiecki terror i tak był stosunkowo "nieselektywny" i "nieprecyzyjny" w stosunku do sowieckiego i uważa się, że to właśnie było przyczyną większej skuteczności tego drugiego.
Czy sam fakt istnienia różnic między ludźmi, ich talentami bądź możliwościami (albo jednym i drugim) jest "szlachetczyzną"??
Tak z innej beczki: ten wątek może być przyczynkiem do dyskusji o złych tytułach. W sumie to artykuł Legutki powinien być zatytułowany "Dojmujący brak społeczników pośród wykształconych" albo po prostu "Dojmujący brak społeczników".
Najzabawniejsze jest jak szybko Żydzi potrafili się ze schamapanami porozumieć a przecież przez cały PRL prowadzili wojnę. Jeszcze w roku 2001 Aborcza obrabiała dupę Tuskowi, jakby to był jaki Kaczyński za przeproszeniem. A już chwilkę później pełna komitywa i trwa ona do dziś. Tak są splątani w niby miłosnym uścisku, że mało kto odróżnia, gdzie czyje członki. A przecież się nienawidzą i jak tylko nas zajebią, to rzucą się na siebie wzajem.
(siostry stryjeczne = córki rolnika; Babola = wnuczka rolnika - jej ojciec, mój dziad, uzyskał wykształcenie).