Ja bym zaczął od końca, mamy pracowników: - siły fizycznej, - umiejętności (połączenie wiedzy z koniecznością wykonywania pewnej pracy fizycznej), - wiedzy, Inteligencja* uważa, że jest pracownikiem wiedzy, a jest zwykle pracownikiem umiejętności, tak jak wzmiankowany hydraulik. Osobnym podziałem, jest podział z uwagi na sposób pozyskiwania środków do życia, gdzie możemy wydzielić: - rentierów, - właścicieli, - kontraktorów, - najemników, Przy czym, kontraktor zarabia poprzez sprzedawanie umiejętności, a najemnik jest wynajmowany do wykonania pewnych, dość stereotypowych czynności. I tu, inteligencja* obecnie, jest najczęściej w tej ostatniej grupie. Co więcej, na co zwracał uwagę prof Legutko, w czasie PRL inteligencja* masowo współpracowała z PRLem, a Stefan Żeromski, w Syzyfowych Pracach, nakreślił obraz kolaboracji z caratem. Czyli całość narracji o inteligencji*, to zbiór urojeń i uzurpacji okraszonych zasługami nielicznych, zaliczonych w poczet inteligencji. Jeżeli więc, inteligencja* (ale te realna, a nie mityczna) nie istnieje, to można tylko odetchnąć: wreszcie. No niestety ja w to mocno powątpiewam.
Szturmowiec.Rzplitej napisal(a): Ja zasię poruszę, że najwibytniejszym Polakiem w herstorii był Mieszek I. Dlaczemu? Ano dlatemu, że założył Państwo Polskie, w którym żyjemy, poruszamy się i jesteśmy.
Poddam w wątpliwość. Państwo polskie ma pewne zalety ale świat nie zrobił się wyraźnie lepszy w dniu, kiedy ono powstało, jego czasowe upadki też dla ludzkości nie były jakąś tragedią. Był nawet taki upadek państwa polskiego, z którego wszyscy się cieszyli a sami Polacy najbardziej. Skoro w sejmie przegłosowali, to się cieszyli, nie?
Państwo polskie potrzebne jest tylko Polakom, bo jeśli państwo polskie upadnie a Polacy przeżyją, to jakość ich życia się wyraźnie obniży. Ale jak komu wybije kanalizacja, to też mu się obniża jakość życia, nie?
De facto.
Tak więc intligencja gumanistyczna potrzebna jest wyłącznie Polakom, którzy mają obowiązki polskie, a nayprzednieyszym z nich jest wspieranie funkcjonowania Państwa Polskiego.
Jezdo, podkreślę, sprawa czysto partykularna y dotycząca wyłącznie Polaków. Zgodzę się z tezą, że upadek Państwa Polskiego może podnieść uogólniony stopień zadowolenia wszechświata, bo przynajmniej nie będzie już tych rozrabiaków. Tak więc z perspektywy utylitarystycznej jest to postulat uzasadniony.
Oczywiście, należy pamiętać o tym, żeby w cześniej Polaków zdemoralizować i spacyfikować, bo inaczej będzie jak w XIX w., cięgiem tylko "sprawa polska", "sprawa polska", która dla ówczesnych Europejczyków była już tak nużąca, że jeden ukłuł nawet bonmot "Słoń a sprawa polska".
Dokładnie nie wiem, co dziś znaczy "inteligencja", ale pamiętam, że w czasach gdy było w powszechnym użytku, oznaczało pracowników najemnych (w odróżnieniu od "prywatnej inicjatywy") utrzymujących się z pracy innej niż fizyczna (w odróżnieniu od rolników i robotników). I obejmowało wszelkie rodzaje wykształcenia, nie tylko humanistyczne. Nawet był specjalny termin dla inżynierów, którego w filmie użył lekarz kardiolog badający Czterdziestolatka - "inteligencja techniczna".
Rozbiory i co? Wokół czego Polacy mieli się skrzykiwać, co ich identyfikowało? Gdy istniało państwo, z grubsza można było przyjąć, że Polaków identyfikuje państwo jako struktura - Polacy zajmowali urzędy, stanowili prawo, stanowili władzę wykonawczą. A po rozbiorach ta struktura zniknęła. Znalazło się zaskakujące rozwiązanie - literatura. Polacy, to byli ludzie, którzy znali i czytali Mickiewicza, Słowackiego, Krasińskiego. Dwory czytały powszechnie, ale czytało też mieszczaństwo - i to z pochodzenia i to funkcjonalne ze spauperyzowanej szlachty i tych czytających to samo nazwano inteligencją. Potem polska inteligencja stworzyła i spopularyzowała literaturę light, tworząc Polaków z godności, niekoniecznie kandydatów do funkcji państwowych. Inteligencja potem stworzyła IIRP.
Po wojnie komuchy weszły a te inteligenckie buty. "Ja też czytam książki" powiedział mi na werbunkowej nieudanej rozmowie esbek. Dzisiaj jego odpowiednik już by nie powiedział, bo czytanie polskiej literatury nie nobilituje, chyba generalnie czytanie nie nobilituje. "Menele dużo czytają" przeczytałam kiedyś na fb, "nie mają dostępu do telewizji i netu, więc czytają".
Legutko ma rację - ten system identyfikacji zanikł. Polonistka w szkole uchodzącej za prawicową (!) zaczyna bezwstydnie lekcję od zdystansowania się od polskiej literatury (co innego Dostojewski).
Dzisiaj mamy państwo, jak przed Rozbiorami. Może to wystarczy by się identyfikować? Karta Polaka - genialne posunięcie, widzę, że przyjęta niemal jednogłośnie. https://orka.sejm.gov.pl/proc5.nsf/opisy/1957.htm
Jestem ciekawa, jak się to rozwinie. Jakaś część mnie mówi, że to koniec. Inna - że nowe czasy znajdą nowe rozwiązania.
Hehe czyli wychodzi na to, że inteligencja pracująca, kultywująca obrzedowość świecką była strumieniem zasilającym KOD'y i demonstracje ze świecami i biełymi rozami pod sądami.
Składają mi się te puzle w czytelny obrazek o paskudnym przekazie.
Pani_Łyżeczka napisal(a): Hehe czyli wychodzi na to, że inteligencja pracująca, kultywująca obrzedowość świecką była strumieniem zasilającym KOD'y i demonstracje ze świecami i biełymi rozami pod sądami.
Składają mi się te puzle w czytelny obrazek o paskudnym przekazie.
właściwie to już nie jest inteligencja wg dawnej definicji - nie czytają Mickiewicza, Słowackiego, Krasińskiego. To, że nie pracują fizycznie nie wystarczy.
Brzost napisal(a): Dokładnie nie wiem, co dziś znaczy "inteligencja"
Napisałem: klasa społeczna pośpiesznie spichcona w połowie XIX wieku z osiadłych w miastach ziemian i spolonizowanych Żydów w intencji zastąpienia właśnie co zużytej szlachty. Nikt jak dotąd tej definicji nie zaprzeczył.
Najzabawniej było po roku 1945, kiedy ziemianie stracili znaczenie i "inteligencja" zaczęło znaczyć to samo co Żydzi a nawet "żydokomuna." Michnik, Holland, Smolar, Blumsztajn - przecież gołym okiem widać, że czują się oni nową szlachtą, że czują się z niejasnych powodów wyniesieni nad pospólstwo. A jeśli kto im stawia opór, obdarzają go nienawiścią i traktują z wyjątkowo bezwzględnym okrucieństwem.
Pani_Łyżeczka napisal(a): Hehe czyli wychodzi na to, że inteligencja pracująca, kultywująca obrzedowość świecką była strumieniem zasilającym KOD'y i demonstracje ze świecami i biełymi rozami pod sądami.
Składają mi się te puzle w czytelny obrazek o paskudnym przekazie.
właściwie to już nie jest inteligencja wg dawnej definicji - nie czytają Mickiewicza, Słowackiego, Krasińskiego. To, że nie pracują fizycznie nie wystarczy.
Jakie postawy ideologiczne i światopoglądowe prezentuje współczesne tak zwane ciało pedagogiczne nie trzeba chyba nawet wymieniać.
XIXw inteligencja to nie tylko ziemianie ale i szlachta z nimi związana, a zwłaszcza 'wysadzeni z siodła', bo hreczkosiejów to nie dotyczyło. Po 1945 roku, to już była kompletna podmiana etykiety z zawartością.
Brzost napisal(a): Wydaje mi się jednak (na podstawie rodzinnej doświadczeń), że spora część historycznej inteligencji to była zubożała szlachta pozbawiona majątków.
Jakaś sprzeczność z osiadłymi w miastach ziemianami? Brak majątku to bardzo dobry powód do przeniesienia się do miasta.
Brzost napisal(a): Dokładnie nie wiem, co dziś znaczy "inteligencja", ale pamiętam, że w czasach gdy było w powszechnym użytku, oznaczało pracowników najemnych (w odróżnieniu od "prywatnej inicjatywy") utrzymujących się z pracy innej niż fizyczna (w odróżnieniu od rolników i robotników). I obejmowało wszelkie rodzaje wykształcenia, nie tylko humanistyczne. Nawet był specjalny termin dla inżynierów, którego w filmie użył lekarz kardiolog badający Czterdziestolatka - "inteligencja techniczna".
Była to tzw. inteligencja pracująca, jeden ze stanów tzw. społeczeństwa bezklasowego. "Nie obrażaj pan robotnika, któren wraz z chłopem i inteligentem pracującym stanowi zdrową siłę narodu!"
Po prawdzie nie ogarniam tych tez. Jak może funkcjonować społeczeństwo bez elit, a jeżeli już te elity są to na jakiej zasadzie mają się kształtować ? Jaki ma być inny wspólny mianownik niż wykształcenie, posiadanie majątku itp. ? Nie rozumiem też deprecjonowania nauk humanistycznych, które osobiście dużo bardziej sobie cenię niż techniczne, ścisłe. Świat inżynierów, świat kątów prostych jest dla mnie światem tak spłaszczonym i nudnym, że aż prosi się go podpalić.
JORGE napisal(a): Po prawdzie nie ogarniam tych tez. Jak może funkcjonować społeczeństwo bez elit, a jeżeli już te elity są to na jakiej zasadzie mają się kształtować ?
Kij za zły koniec. Pan Bóg dostarcza nam wystarczającą ilość ludzi zdolnych i szlachetnych, tylko my miewamy problemy z uznaniem ich za elity. Jeżeli z szacunkiem i posłuszeństwem będziemy podchodzić do złodziejaszków i cwaniaków, przegramy, jeśli do patriotów - wygramy. Elity wyznacza lud. Ot, taki zabawny paradoks.
Zwracam uwagie, że prof. Nowak zauważył, że słowo elita znaczy po fhąsusku "les elus", czyli "wybrani" -- poczem dramaticznie zapytywał, przez kogo oni zostali kurdens wybrani.
JORGE napisal(a): Po prawdzie nie ogarniam tych tez. Jak może funkcjonować społeczeństwo bez elit, a jeżeli już te elity są to na jakiej zasadzie mają się kształtować ? Jaki ma być inny wspólny mianownik niż wykształcenie, posiadanie majątku itp. ? Nie rozumiem też deprecjonowania nauk humanistycznych, które osobiście dużo bardziej sobie cenię niż techniczne, ścisłe. Świat inżynierów, świat kątów prostych jest dla mnie światem tak spłaszczonym i nudnym, że aż prosi się go podpalić.
A bez inteligencji - w rozumieniu klasy społ.? Znasz zapewne jakiś zachodni język obcy, obojętne w sumie jaki. Wiesz jak jest po angielsku inteligencja? Inteligentsia. https://en.wikipedia.org/wiki/Intelligentsia Czyli nie mieli nawet własnego słowa, a cały artykuł jest o inteligencji polskiej i rosyjskiej, a sumie to radzieckiej. Nie o amerykańskiej, brytyjskiej czy zachodniej Europy kontynentalnej.
I co, żyją jakoś? Żyją, nawet tak oceniam zachód działał lepiej niż PRL i ZSRS.
Teraz elity. Owszem, są jakieś elity. Teraz tak, wykształcenie przestało być w Polsce elitarne, to już nie te czasy, że kilka procent miało studia i samo to czyniło je elitą. A kasa? No owszem, ale coś obawiam się ilość majątku niekoniecznie jest skorelowana z wykształceniem.
I wreszcie nauki humanistyczne vs. ścisłe. Zacznę od tego, co powtarzam za każdym razem - humanistyka to wiedza, ale nie jest nauką, bo nie da się tego empirycznie sprawdzić. W fizyce mamy teorię grawitacji i na tej podstawie możemy stweirdzić nie tylko, że jabłko spadło z drzewa, ale też podać warunki w jakich spadnie z odpowiednim prawdopodobieństwem i sprawdzić czy tak faktycznie jest. W humanistyce nie, nie ma takich metod. Możemy napisać co było gdzie i kiedy, więc jest to jakaś wiedza. To z kolei powoduje, że w "naukach" humanistycznych nietrzymanie się twardej logiki nie powoduje rozsypania reszty. Bo papier przyjmie wszystko, a grawitacja już nie.
Dalej, nauki ścisłe są użyteczne w bezpośredni sposób, do techniki, medycyny itd. A wiedza humanistyczna nie.
Nie znaczy to, że w ogóle nie należy kształcić ludzi w kierunkach humanistycznych. Należy, ale nie tyle, wystarczyłoby wiele, wiele mniej.
Kulega Los ma bardzo wiele racji. Dzisiaj pół drugiej zmiany myślałem o tym i niedługo coś więcej napiszę. Od trzech lat jestem robotnikiem przemysłowym i po prostu teraz nie mam siły po robocie na dłuższe wpisy.
Przydałoby sie zresztą jakieś Robotnicze lub nawet Ludowe Centrum Badań nad Inteligencją albo Elitami. Albo Komitet Obrony Inteligencji. Może trzeba by teraz zacząć ich kraść?
Legutko się żali, że "wiedza ogólna i wiedza humanistyczna straciły swoją wysoką pozycję." A dlaczegóż to niby znajomość łacińskiej gramatyki miałaby wynosić nad znajomość systemów klimatyzacji?
Czy wiedza humanistyczna ma być wyniesiona ponad inną, to nie wiem, może to i bzidkie i niesprawiedliwe, a czy ma mieć w ogóle jakąś znaczącą pozycję – a teraz nie ma w ogóle (bo to, co za nią uchodzi, to parodia) – to inna para kaloszy. Wydaje mi się, że w wiedzy humanistycznej nie chodzi bezpośrednio o znajomość reguł łacińskiej składni, architektury średniowiecznej czy dzieł wieszczów (oczywiście można podać tu mnóstwo innych przykładów); to tylko 1. środki do czegoś ważniejszego – do umieszczenia człowieka w czasie, w czasie wykraczającym poza dzisiaj, poza nagłówek internetowy, poza wulgarną bieżączkę. Co żyje bieżączką i z dnia na dzisiaj? Zwierzę. 2. Oczywiście jest coś, co wynosi człowieka ponad zwierzę o nieskończoną liczbę pięter wyżej niż wiedza humanistyczna. To religia. Ta daje bowiem człowiekowi perspektywę nie dwudziestu czy czterdziestu wieków, ale wieczności.
Dzisiaj nie ma jednego ani drugiego. Doceniam umiejętność układania labiryntu rur kanalizacyjnych, ale człowiek jak tlenu potrzebuje czegoś więcej. Co więcej, zapominając o przeszłości (odpychając wiedzę humanistyczną), traci umiejętność porównywania i paradoksalnie poczucie rzeczywistości, jego myślenie nosi znamiona coraz większej fantazji (ideologii) – i wpada np. na pomysł, że mężczyzna może zostać kobietą po złożeniu ustnej deklaracji przed lustereczkiem.
1. Tak, wiedza humanistyczna jest do tego pomocna. Ale czy tylko ona? Byłem kiedyś uczestnikiem rozmowy, z której wynikało, że kilku dobrze wykształconych prawników (jeden nawet doktor) nie wiedzieli, która planeta od słońca jest trzecia. Czy jest to wiedza humanistyczna? Istotnie nie. Ale też daje właśnie jakieś poczucie umiejscowienia człowieka w czasoprzestrzeni. Warto mieć wiedzę ogólną, także spoza swojej dziedziny. I tu tak do przemyślenia, co jest częstsze, naukowiec z politechniki czytający po godzinach o historii średniowiecza czy kulturoznawca zgłębiający po godzinach najnowsze odkrycia nauk ścisłych? Nie mówię, że żadne się nie zdarza, ale z jaką częstotliwością.
2. Jasne. Ale to też jest problem części "nauk" humanistycznych, że one w założeniu części "naukowców" mają ową religię zastąpić
JORGE napisal(a): Po prawdzie nie ogarniam tych tez. Jak może funkcjonować społeczeństwo bez elit, a jeżeli już te elity są to na jakiej zasadzie mają się kształtować ? Jaki ma być inny wspólny mianownik niż wykształcenie, posiadanie majątku itp. ? Nie rozumiem też deprecjonowania nauk humanistycznych, które osobiście dużo bardziej sobie cenię niż techniczne, ścisłe. Świat inżynierów, świat kątów prostych jest dla mnie światem tak spłaszczonym i nudnym, że aż prosi się go podpalić.
A bez inteligencji - w rozumieniu klasy społ.? Znasz zapewne jakiś zachodni język obcy, obojętne w sumie jaki. Wiesz jak jest po angielsku inteligencja? Inteligentsia. https://en.wikipedia.org/wiki/Intelligentsia Czyli nie mieli nawet własnego słowa, a cały artykuł jest o inteligencji polskiej i rosyjskiej, a sumie to radzieckiej.
Nieźle, czy termin "establishment" jakoś częściowo chociaż zastępuje tam to co my rozumiemy przez "inteligencję"?
Establishment to wąska klasa uprzywilejowanych decyzyjnie, nie więcej niż kilka setek osób w państwie, inteligencja to po prostu klasa wyższa, może ich w państwie być kilka procent. Takie osoby istnieją w Anglii, Ameryce i Francji a ich wyższość podobnie jak w Polsce ma związek z wykształceniem, w Stanach będzie to ivy league, we Francji grandes ecoles, w Anglii Oxbridge.
Przemko, ale powiesz o bibliotekarce ze wsi, która robiła pogadanki o poezji, że to establishment? No nie. A wśród establishmentu jakiś czas temu wymieniłbyś np. Wałęsę czy Leppera, do żadnej, nawet najszerszej klasy inteligencji w polsko-rosyjskim rozumieniu też ich nie zaliczysz.
Przeczytałem artykuł prof. Legutki i niczego oburzającego tam nie znalazłem. Kolega Los chyba go nie zrozumiał. Na jego usprawiedliwienie można powiedzieć tylko, że prof. Legutko użył pewnego skrótu myślowego, ale jednak łatwo powinno się go odczytać prawidłowo. Otóż Legutko pisze o "inteligencji", ale powinien raczej pisać o etosie inteligenckim, szerszym patrzeniu na świat, a także o poczuciu obowiązku wobec społeczeństwa wykraczającego poza proste wykonywanie codziennych obowiązków. Kolega Los proponuje egalitarne podejście do społeczeństwa, sugerując, że są tylko talenty dane przez Boga. No w praktyce jednak jakieś hierarchie i podziały nie tylko na tym oparte zawsze się jednak tworzyły, tworzą i będą tworzyć. Wbrew pozorom w artykule profesora Legutki jest coś, co odnosi się do tego, o czym pisał Los, to jest do talentów danych przez Boga. Jak mówi Pismo Święte: "Komu więcej dano, od tego więcej wymagać będą". W tekście Legutki odnajduje żal, że ma miejsce swoista "duchowa dezercja". No bo przecież - jak pisze Los - Bóg daje ludziom talenty, ale może być tak, że ludzie odrzucają to, odrzucają powołania, zakopują talenty. Jest o tym w Starym Testamencie w Księdze Jonasza, której bohater dostaje misje od Boga, ale zamiast tego daje drapaka. Z kolei w nowotestamentowej przypowieści o talentach obok dobrych sług jest zły sługa, który zakopuje swój talent. No i żale zawarte w artykule dotyczą właśnie zakopywania talentów. Los pisał, że w społeczeństwie stanowym talenty się marnują. Legutko też pisze o marnowaniu się talentów, tylko nie przez społeczeństwo stanowe, tylko przez samych obdarowanych,
Komentarz
- siły fizycznej,
- umiejętności (połączenie wiedzy z koniecznością wykonywania pewnej pracy fizycznej),
- wiedzy,
Inteligencja* uważa, że jest pracownikiem wiedzy, a jest zwykle pracownikiem umiejętności, tak jak wzmiankowany hydraulik.
Osobnym podziałem, jest podział z uwagi na sposób pozyskiwania środków do życia, gdzie możemy wydzielić:
- rentierów,
- właścicieli,
- kontraktorów,
- najemników,
Przy czym, kontraktor zarabia poprzez sprzedawanie umiejętności, a najemnik jest wynajmowany do wykonania pewnych, dość stereotypowych czynności. I tu, inteligencja* obecnie, jest najczęściej w tej ostatniej grupie.
Co więcej, na co zwracał uwagę prof Legutko, w czasie PRL inteligencja* masowo współpracowała z PRLem, a Stefan Żeromski, w Syzyfowych Pracach, nakreślił obraz kolaboracji z caratem.
Czyli całość narracji o inteligencji*, to zbiór urojeń i uzurpacji okraszonych zasługami nielicznych, zaliczonych w poczet inteligencji.
Jeżeli więc, inteligencja* (ale te realna, a nie mityczna) nie istnieje, to można tylko odetchnąć: wreszcie.
No niestety ja w to mocno powątpiewam.
*znaczenie zaczerpnięte od prof Legutko
Tak więc intligencja gumanistyczna potrzebna jest wyłącznie Polakom, którzy mają obowiązki polskie, a nayprzednieyszym z nich jest wspieranie funkcjonowania Państwa Polskiego.
Jezdo, podkreślę, sprawa czysto partykularna y dotycząca wyłącznie Polaków. Zgodzę się z tezą, że upadek Państwa Polskiego może podnieść uogólniony stopień zadowolenia wszechświata, bo przynajmniej nie będzie już tych rozrabiaków. Tak więc z perspektywy utylitarystycznej jest to postulat uzasadniony.
Oczywiście, należy pamiętać o tym, żeby w cześniej Polaków zdemoralizować i spacyfikować, bo inaczej będzie jak w XIX w., cięgiem tylko "sprawa polska", "sprawa polska", która dla ówczesnych Europejczyków była już tak nużąca, że jeden ukłuł nawet bonmot "Słoń a sprawa polska".
Po wojnie komuchy weszły a te inteligenckie buty. "Ja też czytam książki" powiedział mi na werbunkowej nieudanej rozmowie esbek. Dzisiaj jego odpowiednik już by nie powiedział, bo czytanie polskiej literatury nie nobilituje, chyba generalnie czytanie nie nobilituje. "Menele dużo czytają" przeczytałam kiedyś na fb, "nie mają dostępu do telewizji i netu, więc czytają".
Legutko ma rację - ten system identyfikacji zanikł. Polonistka w szkole uchodzącej za prawicową (!) zaczyna bezwstydnie lekcję od zdystansowania się od polskiej literatury (co innego Dostojewski).
Dzisiaj mamy państwo, jak przed Rozbiorami. Może to wystarczy by się identyfikować? Karta Polaka - genialne posunięcie, widzę, że przyjęta niemal jednogłośnie. https://orka.sejm.gov.pl/proc5.nsf/opisy/1957.htm
Jestem ciekawa, jak się to rozwinie. Jakaś część mnie mówi, że to koniec. Inna - że nowe czasy znajdą nowe rozwiązania.
Składają mi się te puzle w czytelny obrazek o paskudnym przekazie.
Najzabawniej było po roku 1945, kiedy ziemianie stracili znaczenie i "inteligencja" zaczęło znaczyć to samo co Żydzi a nawet "żydokomuna." Michnik, Holland, Smolar, Blumsztajn - przecież gołym okiem widać, że czują się oni nową szlachtą, że czują się z niejasnych powodów wyniesieni nad pospólstwo. A jeśli kto im stawia opór, obdarzają go nienawiścią i traktują z wyjątkowo bezwzględnym okrucieństwem.
Po 1945 roku, to już była kompletna podmiana etykiety z zawartością.
https://en.wikipedia.org/wiki/Intelligentsia
Czyli nie mieli nawet własnego słowa, a cały artykuł jest o inteligencji polskiej i rosyjskiej, a sumie to radzieckiej. Nie o amerykańskiej, brytyjskiej czy zachodniej Europy kontynentalnej.
I co, żyją jakoś? Żyją, nawet tak oceniam zachód działał lepiej niż PRL i ZSRS.
Teraz elity. Owszem, są jakieś elity. Teraz tak, wykształcenie przestało być w Polsce elitarne, to już nie te czasy, że kilka procent miało studia i samo to czyniło je elitą. A kasa? No owszem, ale coś obawiam się ilość majątku niekoniecznie jest skorelowana z wykształceniem.
I wreszcie nauki humanistyczne vs. ścisłe. Zacznę od tego, co powtarzam za każdym razem - humanistyka to wiedza, ale nie jest nauką, bo nie da się tego empirycznie sprawdzić. W fizyce mamy teorię grawitacji i na tej podstawie możemy stweirdzić nie tylko, że jabłko spadło z drzewa, ale też podać warunki w jakich spadnie z odpowiednim prawdopodobieństwem i sprawdzić czy tak faktycznie jest. W humanistyce nie, nie ma takich metod. Możemy napisać co było gdzie i kiedy, więc jest to jakaś wiedza.
To z kolei powoduje, że w "naukach" humanistycznych nietrzymanie się twardej logiki nie powoduje rozsypania reszty. Bo papier przyjmie wszystko, a grawitacja już nie.
Dalej, nauki ścisłe są użyteczne w bezpośredni sposób, do techniki, medycyny itd. A wiedza humanistyczna nie.
Nie znaczy to, że w ogóle nie należy kształcić ludzi w kierunkach humanistycznych. Należy, ale nie tyle, wystarczyłoby wiele, wiele mniej.
Przydałoby sie zresztą jakieś Robotnicze lub nawet Ludowe Centrum Badań nad Inteligencją albo Elitami. Albo Komitet Obrony Inteligencji. Może trzeba by teraz zacząć ich kraść?
2. Jasne. Ale to też jest problem części "nauk" humanistycznych, że one w założeniu części "naukowców" mają ową religię zastąpić
A wśród establishmentu jakiś czas temu wymieniłbyś np. Wałęsę czy Leppera, do żadnej, nawet najszerszej klasy inteligencji w polsko-rosyjskim rozumieniu też ich nie zaliczysz.
Kolega Los proponuje egalitarne podejście do społeczeństwa, sugerując, że są tylko talenty dane przez Boga. No w praktyce jednak jakieś hierarchie i podziały nie tylko na tym oparte zawsze się jednak tworzyły, tworzą i będą tworzyć. Wbrew pozorom w artykule profesora Legutki jest coś, co odnosi się do tego, o czym pisał Los, to jest do talentów danych przez Boga. Jak mówi Pismo Święte: "Komu więcej dano, od tego więcej wymagać będą". W tekście Legutki odnajduje żal, że ma miejsce swoista "duchowa dezercja". No bo przecież - jak pisze Los - Bóg daje ludziom talenty, ale może być tak, że ludzie odrzucają to, odrzucają powołania, zakopują talenty. Jest o tym w Starym Testamencie w Księdze Jonasza, której bohater dostaje misje od Boga, ale zamiast tego daje drapaka. Z kolei w nowotestamentowej przypowieści o talentach obok dobrych sług jest zły sługa, który zakopuje swój talent. No i żale zawarte w artykule dotyczą właśnie zakopywania talentów. Los pisał, że w społeczeństwie stanowym talenty się marnują. Legutko też pisze o marnowaniu się talentów, tylko nie przez społeczeństwo stanowe, tylko przez samych obdarowanych,