@MarianoX powiedział(a):
Generalnie naukowiec empiryczny może przeprowadzić eksperyment z użyciem coraz to doskonalszych z upływem stuleci technik badawczych i instrumentów pomiarowych udając się osobiście lub wysyłając drona nawet np. w głębiny oceanów, przestrzeń kosmiczną itp.
Prowadzi to do nieuchronnego postępu w/w nauk.
Natomiast filozof czy teolog zajmujący się np. eschatologia nadal ma dość ograniczoną możliwość peregrynacji w obszar badawczy i powrotu z wynikami....
Prawo też nie jest empiryczne. A wszyscy prawnicy - niezależnie od zarówno od tradycji (common vs. civil law), jak i poglądów - zdają sobie sprawę z niedoskonałości prawa starożytnego. Nawet pasjonaci prawa rzymskiego (a już szczęśliwie dawno nie widziałem odwołania na poważnie do tzw. prawa rzymskiego) odwołują się głównie do tego, co powstało w Bizancjum i czasach napoleońskich.
A toście kmotrze wymyślili zamówienie! Wogle nie wiadomo, kedy ten pan żył i czy wogle żył. W każdym razie nie jest tożsamy z Euklidesem znanym z pism Platona. W średniowieczu uważano, że w sumie to nie istniał, a jego imię pochodzi od geometrii euklidesowej.
Ale i tak najlepszy pogląd Plato miał, gdyż walił tak prosto po obliczu:
— I w końcu, uważam — a zgodzimy się może — robi się z nich jedna wielka całość, skończona i mocna — albo dobra, albo i przeciwnie.
— Czemu by nie? — powiada.
— Więc jakie — zapytałem — na bogów? Sprawy targowe, gdzie chodzi o kontrakty na rynku, jakie tam który z drugim zawarł, a jak chcesz to i umowy z robotnikami, i sprawy o obrazę czci, i o pobicie, i sprawy mieszkaniowe, i terminy rozpraw, i ustanawianie sędziów albo ściąganie lub nakładanie podatków, może tam gdzieś jakichś potrzeba na targach albo w portach; w ogóle jakieś tam ustawy targowe albo policyjne czy portowe i inne tego rodzaju, czy zaryzykujemy ustalanie prawem którejś z tych rzeczy?
— Nie godzi się — powiada — ludziom pierwszej klasy dawać takich poleceń. Wielu z tych rzeczy, jeżeli która powinna być prawem ustalona, oni chyba łatwo sami dojdą.
Reformatorom prawka też dostało się:
— A jeżeli nie — powiada — to będą wciąż dużo takich ustaw wydawali i znowu je naprawiali, i tak całe życie, myśląc, że jakoś uchwycą to, co najlepsze.
— Mówisz — dodałem — że będą wtedy żyli tak, jak ci, co chorują, a przez brak karności wewnętrznej nie chcą wyleźć z niewłaściwego trybu życia.
— Tak jest.
.
— Więc się nie gniewaj. To może i najsympatyczniejsi tacy ludzie; wciąż wydają ustawy w tym rodzaju, jakeśmy to przed chwilą przeszli, i wciąż coś poprawiają, a zawsze im się zdaje, że dojdą jakiegoś końca z tymi przestępstwami w kontraktach i w tych sprawach, o których przed chwilą mówiłem, a nie wiedzą, że w rzeczywistości to jest tak, jakby hydrze łby obcinali.
— No, tak — powiada — przecież nic innego nie robią.
— Więc ja uważam — ciągnąłem dalej — że tego rodzaju ustawami i sprawami administracji państwa ani w źle, ani w dobrze zorganizowanym państwie prawdziwy ustawodawca nie powinien sobie głowy zaprzątać, bo w pierwszym wypadku to się na nic nie przyda i nic więcej, a w drugim kto bądź z nich sam na to wpadnie albo to samo wypłynie z zarządzeń poprzednich.
A wiecie, że Platon był z pochodzenia montesorianinem?
— Zatem te rachunki i geometrie, i całą tę propedeutykę, która musi poprzedzać w wykształceniu dialektykę, trzeba im zadawać w latach chłopięcych, ale nadać nauczaniu taką postać, jakby się tego nie trzeba było uczyć przymusowo.
— Więc co?
— Żadnego przedmiotu — powiedziałem — nie powinien się człowiek wolny uczyć, jakby roboty przymusowe odrabiał. Bo trudy fizyczne znoszone pod przymusem wcale ciału nie szkodą, a w duszy nie ostanie się żaden przedmiot nauczania, jeżeli go gwałtem narzucać.
— To prawda — mówi.
— Zatem, mój kochany — dodałem — nie zadawaj dzieciom gwałtu nauczaniem, tylko niech się tym bawią; wtedy też łatwiej potrafisz dostrzec, do czego każdy zdolny z natury.
— To ma sens — powiada — to, co mówisz.
Sam Platon twierdzi, że rzeczony Sokrates jak najbardziej istniał. Kłamał azali mówił prawdę? Jak kłamał, to nie ma co mu wierzyć też w innych sprawach, a jak mówił prawdę, to tako rzekł Sokrates a Platon tylko powtarza.
Pisarz Karl May twierdził w swym dziele literackim, że postać literacka Karl May (zwany Old Shatterhandem) zna kilkanaście języków. Ale pisarz Karl May nie znał nawet angielskiego.
Przyznam ja, że niezmiernie ściśle Platon był łaskaw mnie opisać. Może i inni forumkowicze odnajdą vide infra swój konterfekt:
— Nieprawdaż — dodałem — i tak sobie żyje z dnia na dzień, folgując w ten sposób każdemu pożądaniu, jakie się nadarzy. Raz się upija i upaja się muzyką fletów, to znowu pije tylko wodę i obchudza się, to znów zapala się do gimnastyki, a bywa, że w ogóle nic nie robi i o nic nie dba, a potem niby to zajmuje się filozofią. Często bierze się do polityki, porywa się z miejsca i mówi byle co, i to samo robi. Jak czasem zacznie zazdrościć jakimś wojskowym, to rzuca się w tę stronę, a jak tym, co robią pieniądze, to znowu w tamtą. Ani jakiegoś porządku, ani konieczności nie ma w jego życiu ani nad nim. On to życie nazywa przyjemnym i wolnym, i szczęśliwym, i używa go aż do końca.
— W każdym razie — powiada — opisałeś życie kogoś, kto jest za równością praw.
Doktor Kościoła św. Piotr Damiani, zaliczany do tzw. antydialektyków i mający wobec filozofii stanowisko dość...radykalne, powiada tak:
Świat w ogromnej części stanowi zdeprawowana ludzkość Populus Mundanus zbuntowana przeciwko Bogu, pogrążona w swych umiłowanych grzechach, które stanowią:
żarłoczność
chciwość
chuć
Deprawację popierają władcy świeccy "mundani" i uzasadnia ją Scientia Mundana, czyli nauka światowa:
filozofia
dialektyka
gramatyka*
Które stanowią zwiedzenie diabelskie. Jedynym więc wyjściem jest pogarda tego świata
*Oto poszlaka przytaczana przez w/w świętego: Szejtan w raju posłużył się gramatyką w celu zwiedzenia mówiąc, iż Będziecie jako bogowie, a jak wiadomo żadnych "bogów" nie ma, gdyż jest Jeden Bóg.
Zważyłem co następuje, że Płatona krytyka demokracji to jest taka, jak gdyby ją kto przepisał z jakichści prawicowych biuletynów, a nie wygrzebał ze śmietnika co ma 2500 lat bez kozery. Nu, samiż osądźcie:
— Wolność — odpowiedziałem. — O tym możesz w demokratycznym państwie usłyszeć, że to jest jego największy skarb, i dlatego tylko w tym państwie godzi się żyć człowiekowi, który ma wolność w naturze.
— Ano, ludzie tak mówią — powiada. — Często się spotyka to powiedzenie.
— (...) Czy w takim państwie nie musi hasło wolności rozbrzmiewać po wszystkich kątach?
— Jakżeby nie?
— Ono musi przesiąkać — dodałem — przyjacielu, i do domów prywatnych i w końcu zwierzętom nawet zaszczepiać pierwiastek anarchii.
— Jakże my to — powiada — mówimy coś takiego?
— No, na przykład — ciągnąłem — ojciec przyzwyczaja się do tego, że się staje podobny do dziecka, i boi się synów, a syn robi się podobny do ojca i ani się nie wstydzi, ani się nie boi rodziców, bo przecież chce być wolny. Osadnik [metojk] robi się równy osiadłemu obywatelowi, osiadły obywatel osadnikowi [metojkowi], a obcy [czyli wogle nielegalni inmigranci] tak samo.
— Dzieje się tak — powiada.
— Takie rzeczy bywają — dodałem — a inne drobiazgi w tym rodzaju też. W takim państwie nauczyciel boi się uczniów i zaczyna im pochlebiać, a uczniowie nic sobie nie robią z nauczyciela, a tak samo ze służby, która ich odprowadza do szkoły. W ogólności młodzi ludzie upodabniają się do starszych i puszczają się z nimi w zawody i w słowach, i w czynach, a starzy siadają razem z młodymi, dowcipkują i stroją figle, naśladując młodych, żeby nie wyglądać ponuro i nie mieć zbyt władczej postawy.
— Tak jest — powiada.
Nu, przecież to, że staruchy za pacholęta się przebierają, to stały smętek prawicowych biuletynów. Azali nie?
Nie podłapałeś tematu? A to przecież zarzut kompletnie dyskredytujący.
Miłość to najważniejsza rzecz na świecie, jak sam często powtarzasz, wyłącznie miłość sprawia, że przeżywamy pierwszy rok życia. Miłość jest spoiwem dzięki któremu cokolwiek istnieje. A dement i pedał Platon ją zupełnie zlekceważył konstruując swe idealne państwo.
A przy okazji - jest to mocny argument za monarchią. Da się od biedy kochać republikę i jej obyczaje ale dużo łatwiej kocha się sprawiedliwego króla, który dobrze rozsądza spory między poddanymi, zaprasza na uczty a jakby co, to mężnie walczy w pierwszym szeregu w obronie.
Nie no, nie podłapałem, bo nie jestem tu od tego, żeby kompletnie dyskredytować Platona. To już wystarczą uwagi Witwickiego, który go wyzywa od głupich pedałów i jeszcze napisał, że to schizol był, a konkretnie schizotymik.
III. Racjonalista Platon zajmuje stanowisko przyrodnicze i nie ogląda się na tradycję i zwyczaj. Chce przecież zreformować zwyczaje i stworzyć nową tradycję. Obywateli rządzonych pojmował jako stado baranów, już kiedy mówił przez usta Trazymacha w księdze I, a podobnie w Teajtecie, a strażników przyrównywał do psów pilnujących trzody już w księdze II i III. Teraz idzie dalej tym samym śladem. Jak zwierzęta różnej płci nadają się do jednakich prac i zadań, choć w różnym stopniu, tak i kobiety nie powinny być odsunięte od prac publicznych, które potrafią spełniać na równi z mężczyznami, byleby dostały podobne wykształcenie z pomocą muzyki w najszerszym znaczeniu i gimnastyki.
Ta myśl o zrównaniu kobiet z mężczyznami w zajęciach publicznych, chociaż modna już w czasach Platona, doczekała się urzeczywistnienia częściowego dopiero w dwadzieścia kilka wieków później, bo aż w wieku XX. Przedtem cały czas była zabawna i nieprzyzwoita. Zwyczaj oparty na tradycji zamykał kobietę helleńską w pokojach dla kobiet i w kuchni. Przedmiotem jednej z komedii Arystofanesa, Ekklesiadzusaj, jest republika, w której kobiety rządzą i panuje w niej komunizm uderzająco podobny do stosunków w idealnym państwie Platona. Stąd ogromna literatura filologiczna i spory nieskończone o to, czy w V księdze Państwa Platon polemizuje z Arystofanesem, czy nie. Zagadnienie interesujące, ale tekst jest i bez tego zrozumiały. I nie stracił dziś nic z aktualności.
VII. Zrównanie kobiet z mężczyznami w służbie państwowej to pierwsza myśl, która groziła Platonowi tym, że go bałwan opinii zaleje. Ale jakoś to poszło, powiada. Druga myśl to wspólność kobiet i dzieci, zniesienie instytucji małżeństwa i praw rodzicielskich. Zniesienie rodziny. Socjalizacja kobiet i dzieci.
Platon przewiduje, że się ten pomysł wyda niemożliwy do przeprowadzenia i niełatwo wyda się pożyteczny. Mimo to spróbuje go rozwinąć. Że jemu samemu wydawało się to możliwe, to się w znacznej mierze tłumaczy tym, że to pisze homoseksualista, który nigdy kobiety nie kochał i dzieci nie miał, chociaż wdzięk dziecięcy rozumiał i umiał go opisywać, na przykład w Lizysie. On najwidoczniej nie rozumie, jak można się nieodparcie przywiązać do jednej kobiety, skoro ich jest tyle, a wszystkie są dla niego osobiście pozbawione wszelkiego uroku. Wie, że młodzi ludzie łatwo zmieniają adresy swoich westchnień, więc ma wrażenie, że ich utraktuje po prostu, otwierając przed nimi wybór wielki, choć nie dowolny, tylko kierowany z cicha, z ramienia władzy. Dostęp do kobiet za biletami i losowanie. I nie widzi zupełnie, jakie psie stosunki, jakie powierzchowne, puste, płytkie, marne, smutne, dorywcze zbliżenia otwiera przed młodymi ludźmi. On wie o pociągu erotycznym między dwiema płciami, ale mówi o nim z lekceważącym humorem, O tych koniecznościach natury nie geometrycznej, tylko erotycznej. I traktuje ludzi rzeczywiście jak barany, które można do woli wiązać w pary i odstawiać. Żadnego szacunku i żadnego liczenia się z tą stroną duszy ludzkiej nie objawia. I wyobraża sobie, że ludzie daliby sobie narzucić taką formę ustroju, która by zniosła życie osobiste i rodzinne.
Nie można jednak wiedzieć, co ludzie pozwolą, a czego nie pozwolą sobie narzucić ze strony państw zmierzających do wszechmocy. Pozwalali się im przecież i sterylizować, i przesiedlać, i poniewierać, i głodzić, i ogłupiać. Więc Platon może nie przeceniał potulności ludzkiej. Objawiał tylko schizotymiczną oschłość i zupełne lekceważenie dla tych wzruszeń serca ludzkiego, które my umiemy szanować, i umiał je szanować Sofokles, Eurypides i Safona, i nawet figlarz Anakreon. Ci rozumieli urok i moc kobiety.
VIII. Platon jest najdalszy od myśli o jakiejkolwiek rozpuście i swobodzie życia płciowego. Przeciwnie. Te stosunki muszą być ściśle uporządkowane i prowadzone książkowo, według liczby i daty. Co więcej, muszą być uświęcone, bo to się przyda, mówi Platon o dwa wiersze wyżej, przed systemem kojarzenia psów myśliwskich, koni, ptaków szlachetnych, który ma być wzorem dla hodowli ludzi. Więc trzeźwe przyrodnicze stanowisko. To całe „uświęcanie” ma być tylko jednym z kłamstw pożytecznych, dekoracją, paradą państwową, urządzoną na zimno i chytrze ze względu na zakorzenione przesądy, a nie szczerym wyrazem jakiejś wiary w świętość tego rodzaju związków. Programowa obłuda dla podniesienia rasy. Podrobione losy mają pomagać doborowi płciowemu. Władze powinny przy tym kłamać zręcznie, aby się ich kłamstwo nie wykryło, bo wtedy grożą bunty i rozłamy. Bardzo naiwni będą musieli być ci strażnicy doskonali.
IX. Zamiast orderów bilety do pań dla typów rozpłodowych. Dzieci lepsze do ochronki, do urzędu mamek, a noworodki gorsze podrzucać albo zabijać. Żadna matka nie powinna wiedzieć, które dziecko jej, a które nie jej. Trzeba im ułatwiać obowiązki macierzyńskie. Rodzić będzie trzeba i będzie wolno tylko między dwudziestym a czterdziestym rokiem życia, zapładniać dla państwa od dwudziestu pięciu do pięćdziesięciu pięciu. Nie są przewidziane wyjątki jednostkowe. Stosunki płciowe dopuszczalne i poza tym wiekiem, byle tylko z nich nie było dzieci, i nie w rodzinie najbliższej. Gdyby z takich stosunków przyszło jednak dziecko na świat, zabije się je z urzędu pod pozorem, że nie dostało błogosławieństwa bożego. Ale może się obejść i przerwaniem ciąży.
Datę urodzenia będzie chyba każdy nosił na widocznym miejscu, aby każdy wiedział, kogo ma nazywać swoim ojcem, synem, wnukiem, babką, bratem. Można też dopuszczać stosunki między rodzeństwem, jeżeli kapłani w Delfach wezmą to na swoją odpowiedzialność.
X. Ta socjalizacja rodziny będzie najlepszym sposobem na zapewnienie spoistości państwa. A to jest cel godny największych ofiar. Państwo złożone z wielu rodzin osobnych nie jest dość spoiste. Każdy ma wtedy osobnego ojca dla siebie i osobne dzieci. A jak wszyscy będą, zależnie od daty urodzenia, nazywali wszystkich ojcami i synami, państwo zmieni się w jedną wielką rodzinę. Platon wyobraża sobie znowu, że za samym wyrazem „mój, moja, moje” pójdą automatycznie szczere uczucia rodzinne. Wiadomo jednak, że nie każdy, kto na targu mówi do chłopa: „Słuchajcie, ojciec, po czemu jaja?”, kocha go tym samym jak ojca. W klasztorach obowiązuje powszechnie tytulatura rodzinna, tam są bracia, siostry, ojcowie i matki na niby, ale i tam co innego tytuł, a co innego uczucie. Zamiana państwa w jeden organizm przez pogwałcenie instynktów osobistych i rodzinnych i wprowadzenie tytulatury rodzinnej według metryki jest grubym złudzeniem psychologicznym u Platona. Ono się tłumaczy swoistymi rysami jego charakteru: po pierwsze oschłością schizotymika, która mu utrudnia wżycie się w uczucia innych ludzi, po drugie brakiem szacunku dla nie swoich postaw uczuciowych; on dusze ludzkie traktuje z góry; gotów im narzucać postawę, którą uważa za słuszną, i nie liczy się zgoła z tym, czy to będzie bolało, czy nie. A w końcu organicznym niezrozumieniem zwykłego pełnego stosunku dwóch płci i normalnych uczuć rodzinnych.
XI. Znowu urocze nadzieje na uczucia lojalności państwowej i solidarności skutkiem przyjęcia pewnej tytulatury nakazanej. W tym miejscu przychodzi Platonowi skrupuł, czy się nie skończy na słowach i czy ze słowami pójdą uczucia. Uspokaja go w sobie bez trudności, sądząc, że nakazane zachowania się starczą za uczucia, a będzie je można wywoływać z pomocą sugestii religijnej i nakazanych zwyczajów językowych. Wielkie nieporozumienie. Przecież tą drogą można szczepić tylko uczucia nieszczere, udane, wymuszone, zdawkowe. A jednak widzieliśmy, jak państwa totalne wprowadzały za przykładem Kościoła umowne formuły powitań patriotycznych słowem i gestem, i jakoś im to wystarczało. W życiu zbiorowym, ponieważ nikt i tak nie widzi, co się dzieje w duszy drugiego człowieka, formy nawet zupełnie puste, udane — mają wielką doniosłość. Sugerują nieświadomych rzeczy, maskują różnice jednostkowe, szerzą pewien terror — mało kto chce się z nich wyłamywać — i robią złudne wrażenie jednolitości ludzkiej.
Przy czym to też ciekawe1, że dany Witwicki, vide svpra, walił w Platona jedynie na płaszczyznach uczuciowej i seksualnej. Natomiast nie interesowała go wogle miłość w znaczeniu chrzęścijańskim, jakaś tam agape czy caritas.
No właśnie, proszę pana, no właśnie. A miłość (agape) jest najważniejsza na świecie. Jest nawet film o tym i zaskoczę towarzystwo tytułem: Rio Bravo. Temat Erosa pobocznie w tym filmie jest i to w sposób wyjątkowo inspirujący.
Dobra Nowina według Mateusza i Marka – przekład na język polski Ewangelii Mateusza i Ewangelii Marka z komentarzem, dokonany przez Władysława Witwickiego, w którym m.in. kwestionuje on zdrowie psychiczne Jezusa. Napisany został w 1942 roku
Niezły kolo! Tu specjalna operacja wojskowa się sroży, a ten tłumaczy, że Jezus wariat.
Witwicki przypisuje Jezusowi silny egocentryzm oraz poczucie wyższości wobec ludzi, traktowanie ich przedmiotowo; drażliwość na punkcie własnego statusu i brak empatii wobec potrzeb innych ludzi, oschłość uczuciową oraz trudności w kontakcie ze światem. A także rozdwojenie jaźni, czyniące zeń typ schizotymiczny (według Ernsta Kretschmera) czy wręcz schizofreniczny. Stwierdza jednocześnie spójność rysującego się w tekście literackim obrazu, co pozwala domniemywać o istnieniu jego odpowiednika w osobie historycznego Jezusa z Nazaretu
Dobra Nowina według Mateusza i Marka – przekład na język polski Ewangelii Mateusza i Ewangelii Marka z komentarzem, dokonany przez Władysława Witwickiego, w którym m.in. kwestionuje on zdrowie psychiczne Jezusa. Napisany został w 1942 roku
Niezły kolo! Tu specjalna operacja wojskowa się sroży, a ten tłumaczy, że Jezus wariat.
Nie on jeden. Podobnie znany "logik" i noblista z dziedziny literatury. Były jeszcze wtedy sądy w Rzeczypospolitej, które orzekły, że nie posiada moralnych kompetencji do nauczania filozofiji, ale to było dawno i nieprawda.
Z perspektywy niewierzącego uznanie Jezusa Chrystusa za wariata jest uczciwsze (a przynajmniej bardziej konsekwentne) niż czasami słyszane sądy pośrednie, które robią z Niego dobrego kaznodzieję, człowieka wielkiego formatu, fajnego hipisa itp.
Komentarz
Prawo też nie jest empiryczne. A wszyscy prawnicy - niezależnie od zarówno od tradycji (common vs. civil law), jak i poglądów - zdają sobie sprawę z niedoskonałości prawa starożytnego. Nawet pasjonaci prawa rzymskiego (a już szczęśliwie dawno nie widziałem odwołania na poważnie do tzw. prawa rzymskiego) odwołują się głównie do tego, co powstało w Bizancjum i czasach napoleońskich.
Euklidesa brakuje.
A toście kmotrze wymyślili zamówienie! Wogle nie wiadomo, kedy ten pan żył i czy wogle żył. W każdym razie nie jest tożsamy z Euklidesem znanym z pism Platona. W średniowieczu uważano, że w sumie to nie istniał, a jego imię pochodzi od geometrii euklidesowej.
https://en.wikipedia.org/wiki/Euclid
No ale cóż, naści:
Zwraca uwagę, że poukładani są tak z grubsza w krzywą S.
Ciekawy pogląd; mam przeciwny.
Ale i tak najlepszy pogląd Plato miał, gdyż walił tak prosto po obliczu:
Reformatorom prawka też dostało się:
.
A wiecie, że Platon był z pochodzenia montesorianinem?
https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/platon-panstwo.html
Podmiotem lirycznym w tym dziele jest Sokrates.
Soł fakien łot? Podpisał się Platon. A Sokrates czy istniał, a już zwłaszcza jakie miał poglądy, to wujwi.
Sam Platon twierdzi, że rzeczony Sokrates jak najbardziej istniał. Kłamał azali mówił prawdę? Jak kłamał, to nie ma co mu wierzyć też w innych sprawach, a jak mówił prawdę, to tako rzekł Sokrates a Platon tylko powtarza.
Pisarz Karl May twierdził w swym dziele literackim, że postać literacka Karl May (zwany Old Shatterhandem) zna kilkanaście języków. Ale pisarz Karl May nie znał nawet angielskiego.
– Mówiłeś, że nazywasz się Keller
– Mówiłem, mówiłem, dużo rzeczy mówię
Przyznam ja, że niezmiernie ściśle Platon był łaskaw mnie opisać. Może i inni forumkowicze odnajdą vide infra swój konterfekt:
Doktor Kościoła św. Piotr Damiani, zaliczany do tzw. antydialektyków i mający wobec filozofii stanowisko dość...radykalne, powiada tak:
Świat w ogromnej części stanowi zdeprawowana ludzkość Populus Mundanus zbuntowana przeciwko Bogu, pogrążona w swych umiłowanych grzechach, które stanowią:
Deprawację popierają władcy świeccy "mundani" i uzasadnia ją Scientia Mundana, czyli nauka światowa:
Które stanowią zwiedzenie diabelskie. Jedynym więc wyjściem jest pogarda tego świata
*Oto poszlaka przytaczana przez w/w świętego: Szejtan w raju posłużył się gramatyką w celu zwiedzenia mówiąc, iż Będziecie jako bogowie, a jak wiadomo żadnych "bogów" nie ma, gdyż jest Jeden Bóg.
Uf, FFspicz nie.
Zakonspirowana bell curve
Ha, rzeczywiście!
Zważyłem co następuje, że Płatona krytyka demokracji to jest taka, jak gdyby ją kto przepisał z jakichści prawicowych biuletynów, a nie wygrzebał ze śmietnika co ma 2500 lat bez kozery. Nu, samiż osądźcie:
Nu, przecież to, że staruchy za pacholęta się przebierają, to stały smętek prawicowych biuletynów. Azali nie?
Głupi cały ten Platon nie był ale w Republice/Państwie jednak walnął babola. Zupełnie nie uwzględnił tego, co jest najważniejsze.
Mianowicie?
Przecież wiesz, zawsze o tym przypominasz, co jest najważniejsze na świecie. Miłość.
Nie podłapałeś tematu? A to przecież zarzut kompletnie dyskredytujący.
Miłość to najważniejsza rzecz na świecie, jak sam często powtarzasz, wyłącznie miłość sprawia, że przeżywamy pierwszy rok życia. Miłość jest spoiwem dzięki któremu cokolwiek istnieje. A dement i pedał Platon ją zupełnie zlekceważył konstruując swe idealne państwo.
A przy okazji - jest to mocny argument za monarchią. Da się od biedy kochać republikę i jej obyczaje ale dużo łatwiej kocha się sprawiedliwego króla, który dobrze rozsądza spory między poddanymi, zaprasza na uczty a jakby co, to mężnie walczy w pierwszym szeregu w obronie.
Nie no, nie podłapałem, bo nie jestem tu od tego, żeby kompletnie dyskredytować Platona. To już wystarczą uwagi Witwickiego, który go wyzywa od głupich pedałów i jeszcze napisał, że to schizol był, a konkretnie schizotymik.
Tak, podobno jest takie słowo --------------> https://pl.wikipedia.org/wiki/Schizotymia
Nawet tu Witwicki straszy w przypisach.
III. Racjonalista Platon zajmuje stanowisko przyrodnicze i nie ogląda się na tradycję i zwyczaj. Chce przecież zreformować zwyczaje i stworzyć nową tradycję. Obywateli rządzonych pojmował jako stado baranów, już kiedy mówił przez usta Trazymacha w księdze I, a podobnie w Teajtecie, a strażników przyrównywał do psów pilnujących trzody już w księdze II i III. Teraz idzie dalej tym samym śladem. Jak zwierzęta różnej płci nadają się do jednakich prac i zadań, choć w różnym stopniu, tak i kobiety nie powinny być odsunięte od prac publicznych, które potrafią spełniać na równi z mężczyznami, byleby dostały podobne wykształcenie z pomocą muzyki w najszerszym znaczeniu i gimnastyki.
Ta myśl o zrównaniu kobiet z mężczyznami w zajęciach publicznych, chociaż modna już w czasach Platona, doczekała się urzeczywistnienia częściowego dopiero w dwadzieścia kilka wieków później, bo aż w wieku XX. Przedtem cały czas była zabawna i nieprzyzwoita. Zwyczaj oparty na tradycji zamykał kobietę helleńską w pokojach dla kobiet i w kuchni. Przedmiotem jednej z komedii Arystofanesa, Ekklesiadzusaj, jest republika, w której kobiety rządzą i panuje w niej komunizm uderzająco podobny do stosunków w idealnym państwie Platona. Stąd ogromna literatura filologiczna i spory nieskończone o to, czy w V księdze Państwa Platon polemizuje z Arystofanesem, czy nie. Zagadnienie interesujące, ale tekst jest i bez tego zrozumiały. I nie stracił dziś nic z aktualności.
VII. Zrównanie kobiet z mężczyznami w służbie państwowej to pierwsza myśl, która groziła Platonowi tym, że go bałwan opinii zaleje. Ale jakoś to poszło, powiada. Druga myśl to wspólność kobiet i dzieci, zniesienie instytucji małżeństwa i praw rodzicielskich. Zniesienie rodziny. Socjalizacja kobiet i dzieci.
Platon przewiduje, że się ten pomysł wyda niemożliwy do przeprowadzenia i niełatwo wyda się pożyteczny. Mimo to spróbuje go rozwinąć. Że jemu samemu wydawało się to możliwe, to się w znacznej mierze tłumaczy tym, że to pisze homoseksualista, który nigdy kobiety nie kochał i dzieci nie miał, chociaż wdzięk dziecięcy rozumiał i umiał go opisywać, na przykład w Lizysie. On najwidoczniej nie rozumie, jak można się nieodparcie przywiązać do jednej kobiety, skoro ich jest tyle, a wszystkie są dla niego osobiście pozbawione wszelkiego uroku. Wie, że młodzi ludzie łatwo zmieniają adresy swoich westchnień, więc ma wrażenie, że ich utraktuje po prostu, otwierając przed nimi wybór wielki, choć nie dowolny, tylko kierowany z cicha, z ramienia władzy. Dostęp do kobiet za biletami i losowanie. I nie widzi zupełnie, jakie psie stosunki, jakie powierzchowne, puste, płytkie, marne, smutne, dorywcze zbliżenia otwiera przed młodymi ludźmi. On wie o pociągu erotycznym między dwiema płciami, ale mówi o nim z lekceważącym humorem, O tych koniecznościach natury nie geometrycznej, tylko erotycznej. I traktuje ludzi rzeczywiście jak barany, które można do woli wiązać w pary i odstawiać. Żadnego szacunku i żadnego liczenia się z tą stroną duszy ludzkiej nie objawia. I wyobraża sobie, że ludzie daliby sobie narzucić taką formę ustroju, która by zniosła życie osobiste i rodzinne.
Nie można jednak wiedzieć, co ludzie pozwolą, a czego nie pozwolą sobie narzucić ze strony państw zmierzających do wszechmocy. Pozwalali się im przecież i sterylizować, i przesiedlać, i poniewierać, i głodzić, i ogłupiać. Więc Platon może nie przeceniał potulności ludzkiej. Objawiał tylko schizotymiczną oschłość i zupełne lekceważenie dla tych wzruszeń serca ludzkiego, które my umiemy szanować, i umiał je szanować Sofokles, Eurypides i Safona, i nawet figlarz Anakreon. Ci rozumieli urok i moc kobiety.
VIII. Platon jest najdalszy od myśli o jakiejkolwiek rozpuście i swobodzie życia płciowego. Przeciwnie. Te stosunki muszą być ściśle uporządkowane i prowadzone książkowo, według liczby i daty. Co więcej, muszą być uświęcone, bo to się przyda, mówi Platon o dwa wiersze wyżej, przed systemem kojarzenia psów myśliwskich, koni, ptaków szlachetnych, który ma być wzorem dla hodowli ludzi. Więc trzeźwe przyrodnicze stanowisko. To całe „uświęcanie” ma być tylko jednym z kłamstw pożytecznych, dekoracją, paradą państwową, urządzoną na zimno i chytrze ze względu na zakorzenione przesądy, a nie szczerym wyrazem jakiejś wiary w świętość tego rodzaju związków. Programowa obłuda dla podniesienia rasy. Podrobione losy mają pomagać doborowi płciowemu. Władze powinny przy tym kłamać zręcznie, aby się ich kłamstwo nie wykryło, bo wtedy grożą bunty i rozłamy. Bardzo naiwni będą musieli być ci strażnicy doskonali.
IX. Zamiast orderów bilety do pań dla typów rozpłodowych. Dzieci lepsze do ochronki, do urzędu mamek, a noworodki gorsze podrzucać albo zabijać. Żadna matka nie powinna wiedzieć, które dziecko jej, a które nie jej. Trzeba im ułatwiać obowiązki macierzyńskie. Rodzić będzie trzeba i będzie wolno tylko między dwudziestym a czterdziestym rokiem życia, zapładniać dla państwa od dwudziestu pięciu do pięćdziesięciu pięciu. Nie są przewidziane wyjątki jednostkowe. Stosunki płciowe dopuszczalne i poza tym wiekiem, byle tylko z nich nie było dzieci, i nie w rodzinie najbliższej. Gdyby z takich stosunków przyszło jednak dziecko na świat, zabije się je z urzędu pod pozorem, że nie dostało błogosławieństwa bożego. Ale może się obejść i przerwaniem ciąży.
Datę urodzenia będzie chyba każdy nosił na widocznym miejscu, aby każdy wiedział, kogo ma nazywać swoim ojcem, synem, wnukiem, babką, bratem. Można też dopuszczać stosunki między rodzeństwem, jeżeli kapłani w Delfach wezmą to na swoją odpowiedzialność.
X. Ta socjalizacja rodziny będzie najlepszym sposobem na zapewnienie spoistości państwa. A to jest cel godny największych ofiar. Państwo złożone z wielu rodzin osobnych nie jest dość spoiste. Każdy ma wtedy osobnego ojca dla siebie i osobne dzieci. A jak wszyscy będą, zależnie od daty urodzenia, nazywali wszystkich ojcami i synami, państwo zmieni się w jedną wielką rodzinę. Platon wyobraża sobie znowu, że za samym wyrazem „mój, moja, moje” pójdą automatycznie szczere uczucia rodzinne. Wiadomo jednak, że nie każdy, kto na targu mówi do chłopa: „Słuchajcie, ojciec, po czemu jaja?”, kocha go tym samym jak ojca. W klasztorach obowiązuje powszechnie tytulatura rodzinna, tam są bracia, siostry, ojcowie i matki na niby, ale i tam co innego tytuł, a co innego uczucie. Zamiana państwa w jeden organizm przez pogwałcenie instynktów osobistych i rodzinnych i wprowadzenie tytulatury rodzinnej według metryki jest grubym złudzeniem psychologicznym u Platona. Ono się tłumaczy swoistymi rysami jego charakteru: po pierwsze oschłością schizotymika, która mu utrudnia wżycie się w uczucia innych ludzi, po drugie brakiem szacunku dla nie swoich postaw uczuciowych; on dusze ludzkie traktuje z góry; gotów im narzucać postawę, którą uważa za słuszną, i nie liczy się zgoła z tym, czy to będzie bolało, czy nie. A w końcu organicznym niezrozumieniem zwykłego pełnego stosunku dwóch płci i normalnych uczuć rodzinnych.
XI. Znowu urocze nadzieje na uczucia lojalności państwowej i solidarności skutkiem przyjęcia pewnej tytulatury nakazanej. W tym miejscu przychodzi Platonowi skrupuł, czy się nie skończy na słowach i czy ze słowami pójdą uczucia. Uspokaja go w sobie bez trudności, sądząc, że nakazane zachowania się starczą za uczucia, a będzie je można wywoływać z pomocą sugestii religijnej i nakazanych zwyczajów językowych. Wielkie nieporozumienie. Przecież tą drogą można szczepić tylko uczucia nieszczere, udane, wymuszone, zdawkowe. A jednak widzieliśmy, jak państwa totalne wprowadzały za przykładem Kościoła umowne formuły powitań patriotycznych słowem i gestem, i jakoś im to wystarczało. W życiu zbiorowym, ponieważ nikt i tak nie widzi, co się dzieje w duszy drugiego człowieka, formy nawet zupełnie puste, udane — mają wielką doniosłość. Sugerują nieświadomych rzeczy, maskują różnice jednostkowe, szerzą pewien terror — mało kto chce się z nich wyłamywać — i robią złudne wrażenie jednolitości ludzkiej.
Przy czym to też ciekawe1, że dany Witwicki, vide svpra, walił w Platona jedynie na płaszczyznach uczuciowej i seksualnej. Natomiast nie interesowała go wogle miłość w znaczeniu chrzęścijańskim, jakaś tam agape czy caritas.
No właśnie, proszę pana, no właśnie. A miłość (agape) jest najważniejsza na świecie. Jest nawet film o tym i zaskoczę towarzystwo tytułem: Rio Bravo. Temat Erosa pobocznie w tym filmie jest i to w sposób wyjątkowo inspirujący.
Dodajmy też, że i sam Witwik to był osobnik nietuzinkowy, nieprawdaż -------------> https://pl.wikipedia.org/wiki/Władysław_Witwicki
Niezły kolo! Tu specjalna operacja wojskowa się sroży, a ten tłumaczy, że Jezus wariat.
:-DDDDDDDDDDDDDDD
https://pl.wikipedia.org/wiki/Dobra_Nowina_według_Mateusza_i_Marka
Imponuje kubański kołnierzyk.
Rysował też spoko:
Nie on jeden. Podobnie znany "logik" i noblista z dziedziny literatury. Były jeszcze wtedy sądy w Rzeczypospolitej, które orzekły, że nie posiada moralnych kompetencji do nauczania filozofiji, ale to było dawno i nieprawda.
Z perspektywy niewierzącego uznanie Jezusa Chrystusa za wariata jest uczciwsze (a przynajmniej bardziej konsekwentne) niż czasami słyszane sądy pośrednie, które robią z Niego dobrego kaznodzieję, człowieka wielkiego formatu, fajnego hipisa itp.
Powinienem dodać „wyłącznie” przed „wariata”.