uwazam, ze stoi to jak wol: Niemcy nie zasiadaja nigdy "inter pares", podobnie jak swieta Rus, swieta Rzesza musi byc zawsze naj. a ze sie Rzesza bardziej ucywilizowala, czego Rosja nigdy nie osiagnela, totez i metody jej panowania nie polegaja tylko i wylacznie na mordowamiu i gwalcie. tak jak w przypadku Rosji, pacta nigdy nie beda servanda. kazdy "partner" jest frajerem. "Nie myslcie, ze przynioslem na ziemie pokoj. Nie, ale miecz." Pan Jezus
Podobieństwo nie znaczy tożsamość. Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
ja pisalam wlasnie o tozsamsci, nie o podobienstwie: dla Germancow i Rosjan nie ma partnerow, sa tylko frajerzy. w zaleznosci od stopnia frajerstwa mozna delikwenta tolerowac, wysmiewac, lub mordowac (1. Francja; 2. Polska). niezaleznie od stopnia frajerstwa mozna, a nawet nalezy, zawsze Klamac. "Nie myslcie, ze przynioslem na ziemie pokoj. Nie, ale miecz." Pan Jezus
zas koreniem tego wszystkiego jest zdrada krzescijanstwa: w przepasciach duszy niemieckiej i rosyjskiej twki swiadomosc, ze odrzuciwszy Zasady, wielcy moga byc tylko dzieki samooklamywaniu sie. ks. prof. Guz ujal to krotko: tam gdzie klamstwo, tam smierc. moze wiec powinnam byla zaczac od tego, ze oba narody utracily swa tozsamosc. dlatego namietnie nienawidza i szydza z tych, ktrzy maja ambicje ja zachowac. Stad Francja jest frajerem a Polska ma byc NIC. "Nie myslcie, ze przynioslem na ziemie pokoj. Nie, ale miecz." Pan Jezus
van den budenmayer : Przypominam: Ankieta "Le Monde" z maja 1989 Na pytanie: "Jeżeli Armia Czerwona wkroczy na terytorium francuskie, Francja powinna twoim zdaniem: - podjąć działania obronne, posługując się środkami konwencjonalnymi - 25% odpowiedzi - próbować negocjacji nie podejmując żadnych działań obronnych - 56% odpowiedzi.
Pitole, jeśli 70% uważa że należy z kacapem negocjować jeśli wejdą zbrojnie na terytorium Francji, to procent uważających tak w przypadku Ukrainy musi przekraczać 100!
Co to jest - dziesiec tysiecy rak w gorze? Francuska brygada piechoty. Nie jest tak, Francuzi nie sa tchorzami, mamy raczej do czynienia z pewnym zadziwiajacym fenomenem - Zachodniacy nie widza Rosji. Beda sie bardzo przejmowac bijatyka jakis dwu afrykanskich plemion i nie tylko werbalnie, bardzo czesto Zachodniacy jezdza jako wolontariusze do Czeciego Swiata. Sprawa np. Palestyna bardzo boli praktycznie wszystkich Zachodniakow, ktorzy nie sa psychopatami. Natomiast wszelkich moskiewskich wielkich i odrazajacych zbrodni - nie widza. W szkole wschodnia Europa nie istnieje ani na lekcjach historii ani literatury. Skad ten fenomen? Nie wiem. To jest niewatpliwy sukces Rosji. Jak go osiagnela? Nie wiem. The author has edited this post (w 14.10.2014) Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
1. Rosja od wieków, no pedzmy tak gdzieś od Piotra Wielkiego uczestniczyła w rozlicznych koncertach mocarstw. 2. Rosja wcielała w życie raj na ziemi i zaproszała zachodniaków cwelem jego oglądania. Ale to wszystkiego nie wyjaśnia.
Może to dlatego że im się rewolucja nie udała tak jak w Rosji? Pamiętać pamiętają że mieli taką imprezę ale patrzą na rosyjską i myślą sobie że tak po łebkach to zrobili, bez fantazji, poświęcenia, nie przyłożyli się jednym słowem a wtedy to by im się udało i byłoby jak w Imagine Johna Lennona. No i stąd ten sentyment do Rosji. Ale tak po prawdzie to im się zaczęło jeszcze wcześniej, w czasach carskich. A co do dowcipów o francuskim tchórzostwie to wiecie skąd one się biorą? Wymyślają je Anglicy naturalnie.
przemk0 A co do dowcipów o francuskim tchórzostwie to wiecie skąd one się biorą? Wymyślają je Anglicy naturalnie.
No, nie wiem. O zachowaniu się francuskich (nomen omen) sołdatów w czasie "Fall Gelb" można poczytać np. u Bobkowskiego ("Szkice piórkiem") oraz Tymienieckiego ("Na imie jej było Lily"). Prawie 2 miliony jeńców po stronie francuskiej tez jest wymowne. Nie znaczy to oczywiście, że wszyscy są (czy też byli) tacy.
Z tym pacyfizmem Francuzów jest o tyle ciekawa sprawa, że równocześnie to państwo bardzo ochoczo (bardziej niż inne kraje zachodnie) organizujący interwencje wojskowe, głównie w swoich dawnych koloniach - ostatnio w Republice Środkowoafrykańskiej i w Mali, kilka lat wcześniej w Wybrzeżu Kości Słoniowej. To jest pod wieloma względami kraj paradoksów. The author has edited this post (w 14.10.2014)
przemk0 : A co do dowcipów o francuskim tchórzostwie to wiecie skąd one się biorą? Wymyślają je Anglicy naturalnie.
No, nie wiem. O zachowaniu się francuskich (nomen omen) sołdatów w czasie "Fall Gelb" można poczytać np. u Bobkowskiego ("Szkice piórkiem") oraz Tymienieckiego ("Na imie jej było Lily"). Prawie 2 miliony jeńców po stronie francuskiej tez jest wymowne. Nie znaczy to oczywiście, że wszyscy są (czy też byli) tacy.
w 2 tygodnie poległo 360 tysięcy żołnierzy francuskich, co jednak wskazuje na pewne zaangażowanie, dla porównania straty wrześniowe Polski wyniosły 70 tys. żołnierzy w miesiąc, a przecież broniliśmy się zażarcie i desperacko.
Bardzo przepraszam, ale to było 360 tysięcy zabitych i rannych . Jeśli tak liczyć polskie straty, to wyjdzie dobrze ponad 200 tysięcy. Poza tym napisałem: " Nie znaczy to oczywiście, że wszyscy są (czy też byli) tacy. " Przykładem może być częściowe niepowodzenie operacji "Tygrys".
Zabitych jakieś 150 tysięcy, Turoń kiedys o tym pisał na Rubelce. Nie no, naprawdę, przypinanie Francom łatki tchórzy to robota Anglików i Niemców. Niemcy to wiadomo natomiast Anglicy wypowiadający się o tchórzostwie to jest po prostu dowcip sam w sobie. Spod Dunkierki spieprzali aż pogubili tornistry a w ogóle ostatni raz wojnę na swojej ziemi mieli w XI wieku. Pewnie dlatego też w dokumentalnych filmach o IIWŚ z takim przerażeniem opowiadają o warunkach bytowych, głównie dokuczał im brak innego dżemu niż różany. Nawiasem - w ten prosty sposób Brytole uratowali się od epidemii szkorbutu.
Takie OT, świadczące o obecności we francuskim etosie cnoty męstwa. Jacek Frankowski na spotkaniu Polskiego Towarzystwa Leśnego nawiązał do wspomnień jakiegoś leśnika (lub właściciela leśnego, dobrze nie pamiętam) z pobytu w obozie koncentracyjnym. Epizod z Francuzem który za niesubordynację wobec oprawców został poddany karze chłosty - 25 batogów. Ponieważ jednak nie krzyczał jak inni w tej sytuacji, karę tę mu podwojono. Po zakończeniu, podniósł się z wysiłkiem i wycedził przez zęby: "Merci, messieurs". Jak to określić autor owych pamiętników była to "najbardziej elegancka, jaką w życiu usłyszał, obietnica zemsty".
Brzost Takie OT, świadczące o obecności we francuskim etosie cnoty męstwa. Jacek Frankowski na spotkaniu Polskiego Towarzystwa Leśnego nawiązał do wspomnień jakiegoś leśnika (lub właściciela leśnego, dobrze nie pamiętam) z pobytu w obozie koncentracyjnym. Epizod z Francuzem który za niesubordynację wobec oprawców został poddany karze chłosty - 25 batogów. Ponieważ jednak nie krzyczał jak inni w tej sytuacji, karę tę mu podwojono. Po zakończeniu, podniósł się z wysiłkiem i wycedził przez zęby: "Merci, messieurs". Jak to określić autor owych pamiętników była to "najbardziej elegancka, jaką w życiu usłyszał, obietnica zemsty".
Ja z kolei przytoczę fragment z Tymienieckiego: [quote=" Bohdan Tymieniecki "] Grupa oficerów francuskich, która nadjechała w nocy, zaczęła napastować [ rotmistrza - dod. mój ] Kornbergera. Wezwano mnie na tłumacza. Major Francuz w bardzo niegrzeczny sposób rozkazuje Kornbergerowi natychmiastowe opuszczenie miasteczka, bo w razie nadejścia Niemców uzbrojony oddział może ściągnąć represje na mieszkańców, a w ogóle wojna jest skończona. Spokojnie tłumaczę, ale właściwie bardziej mnie interesuje nastrój i reakcja otaczającej nas gromady ludzi, którzy przyglądają się i słuchają sprzeczki. W pewnym momencie Francuz, widząc spokój Kornbergera i jego argumentów, nabiera pewności siebie i machnąwszy pogardliwie ręką, wyrzucił: - Va t'en! - Precz! Kornberger spokojnie, jakby z namysłem, bez pośpiechu zamachnął się i wyciął w mordę! Pięknie obszyty złotem kaszkiecik majora poleciał w tłum, major złapał się za okrwawione usta. - C'est la réponse d'un officier polonais, mon commandant - uprzejmie objaśniłem. Z milczącego tłumu wyszła kobieta ciemno ubrana, podeszła do majora i plunęła mu prosto w twarz! - Lâche! - Tchórz! Oficerowie francuscy bez słowa oddalili się w stronę budynku admiralicji, lufy naszych kaemów nie wyglądały zbyt zachęcająco. [/quote] The author has edited this post (w 15.10.2014)
AK też była zdania że uzbrojone oddziały mogą ściągnąć na ludność cywilną represje i starali się tego unikać. W przeciwieństwie do AL/GL którym chodziło o represje by zradykalizować ludność.
przemk0 AK też była zdania że uzbrojone oddziały mogą ściągnąć na ludność cywilną represje i starali się tego unikać. W przeciwieństwie do AL/GL którym chodziło o represje by zradykalizować ludność.
Jasne, tylko akurat nie o tym dyskutujemy :-> Po prostu: Francuzi w 1940 bywali różni - dzielni i znacznie mniej dzielni. Moje wrażenie po lekturze kilku wspomnieniowych książek z epoki jest takie, że tych drugich była jednak większość.
przemk0 Może to dlatego że im się rewolucja nie udała tak jak w Rosji? Pamiętać pamiętają że mieli taką imprezę ale patrzą na rosyjską i myślą sobie że tak po łebkach to zrobili, bez fantazji, poświęcenia, nie przyłożyli się jednym słowem a wtedy to by im się udało i byłoby jak w Imagine Johna Lennona. No i stąd ten sentyment do Rosji. Ale tak po prawdzie to im się zaczęło jeszcze wcześniej, w czasach carskich. A co do dowcipów o francuskim tchórzostwie to wiecie skąd one się biorą? Wymyślają je Anglicy naturalnie.
A może wice wersal - rewolucja im się udała lepi niż w Rosji?
Nie ma wojny a Ławrow i Kerry siedza na lawce jak dwa zakochane nastolatki. Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity.
http://niezalezna.pl/60454-waszczykowski-o-spotkaniu-kerry-lawrow-amerykanie-powtarzaja-blad-z-2009-roku Nie znamy szczegółowej treści tego porozumienia, ale to dowodzi, że kwestie Bliskiego Wschodu są w dalszym ciągu istotniejsze dla Amerykanów niż sytuacja na wschód od polskiej granicy między Rosją a Ukrainą. Szkoda, że amerykańska dyplomacja nie przeżywa jakiejś większej refleksji na temat nieudanego resetu z Rosją, który w 2009 r. zaproponowała Rosji. Rosja na tym skorzystała, a myśmy jako Polska zapłacili cenę za ten reset poprzez zatrzymanie budowy tarczy antyrakietowej i zatrzymanie rozszerzenia NATO na Wschód. Natomiast Rosja nie spełniła pokładanych w niej nadziei. Nie pomogła USA ani na Bliskim Wschodzie, ani jeśli chodzi o Afganistan. Szkoda, że Amerykanie nadal chcą brnąć w taki układ z Rosją. Zegar biologiczny tyka potęgując lęk Michnika
MarianX Czy nie jest przypadkiem tak, że dla USA jakiekolwiek, nawet potencjalne zagrożenie dla państwa Izrael jest ważniejsze niż realne zagrożenie dla państw położonych w innych częściach świata?
Istnieje podejrzenie, że Hamerykanie tym zagrożeniem przejmują się bardziej niż zagrożeniem dla Stanów Zjednoczonych. Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
Kurczę, chciałem coś dopisać, a przypadkowo wycięłem cały wpis. Ponawiam więc fragment, na który odpowiedział Kolega Los: Czy nie jest przypadkiem tak, że dla USA jakiekolwiek, nawet potencjalne zagrożenie dla państwa Izrael jest ważniejsze niż realne zagrożenie dla państw położonych w innych częściach świata? The author has edited this post (w 16.10.2014)
Marian, jeżeli coś chlaśniesz niechcący, to na polu tekstu kliknij prawym myszki i wybierz "cofnij". Zawsze działa, oczywiście trzeba to zrobić tuż po omyłkowym zdeletowaniu tekstu. JORGE>
JORGE Marian, jeżeli coś chlaśniesz niechcący, to na polu tekstu kliknij prawym myszki i wybierz "cofnij". Zawsze działa, oczywiście trzeba to zrobić tuż po omyłkowym zdeletowaniu tekstu. JORGE>
MarianX Czy nie jest przypadkiem tak, że dla USA jakiekolwiek, nawet potencjalne zagrożenie dla państwa Izrael jest ważniejsze niż realne zagrożenie dla państw położonych w innych częściach świata?
Do tej pory tak było, teraz wiele wskazuje że zaczynają się wycofywać z tej polityki. Tzn. sytuacja tam jest już na tyle zdestabilizowana że Żydzi sobie poradzą sami. Co nie wyklucza że będą się Amerykanie angażować w inne sprawy, wiadomo.
Już na samym początku Grzegorz Braun pyta jednego z prawników, jak to się dzieje, że do tak kuriozalnych sytuacji dochodzi w Kanadzie, która się wszystkim kojarzy z praworządnością, wolnością, bezpieczeństwem. Skąd takie prawo – pyta Braun. Na co kanadyjski prawnik mówi: podstawą naszego systemu prawnego jest angielskie prawo zwyczajowe. Sami sprawdźcie to jest w pierwszych minutach filmu i ja mógłbym ten film przestać oglądać w tym właśnie miejscu i napisać o nim tę notkę bez wspominania w ogóle o poświęceniu dwóch kobiet. Grzegorz Braun jednak nie powraca do tego wątku. Porzuca angielskie prawo zwyczajowe, które jest podstawą kanadyjskiego systemu, pokazując tylko jeszcze raz akt oskarżenia Mary, gdzie jest napisane: jej wysokość królowa przeciwko Mary Wagner.
To tyle jeśli chodzi o różnice miedzy Anglią, Niemcami i Rosją, z (nie tylko) mojego punktu widzenia.
Niedobrze jest siać panikę, ale równie niedobre jest myślenie, które od dziesięcioleci napędza politykę Zachodu wobec Rosji. Może więc warto się zastanowić, jak wyglądałby świat, w którym to my przegrywamy, a Władimir Putin dostaje to, czego chce. Po pierwsze, skoro poprosiliśmy Ukrainę, czyli naszego najsłabszego sojusznika, żeby ponosiła największy ciężar obecnego kryzysu bezpieczeństwa, nie powinniśmy się dziwić, że w końcu pod tym ciężarem pada. Zmęczeni wojną Ukraińcy buntują się przeciwko uciążliwościom wynikającym z reform, a Rosja skwapliwie po wszystkim sprząta. Europa zostaje z rozżalonym kadłubkiem kraju nękanego przemocą, głodem i ekstremizmem, źródłem zbrodni i uchodźców. Zachęcona sukcesem Rosja zwraca się w stronę krajów bałtyckich. Rzuca wyzwanie NATO za pomocą serii prowokacji i sztuczek. Żadna nie wystarczy, żeby uruchomić artykuł 5 traktatu Sojuszu. Jednak każda jasno pokazuje, że jeśli chodzi o inne zagrożenia - zbrodnie, zamieszki, korupcję, propagandę, sabotaż, kwestię dostaw energii i bezpieczeństwa w sieci - Estończycy, Łotysze i Litwini są pozostawieni samym sobie. Dziś Donbas, jutro Pribałtyka, pojutrze... Oczywiście taka presja podkopuje publiczne morale i - w jednym z tych trzech krajów - wymusza zmianę rządu. Przy czym ochoczo pomagają w tym czynniki nacisku, głęboko osadzone w polityce i państwowych agencjach. NATO jest skonsternowane. Przecież nowy rząd, na przykład na Łotwie, doszedł do władzy zgodnie z konstytucją. Co ma w tej sytuacji zrobić Sojusz? Najechać Łotwę? W każdym razie w rezultacie niewiele się dzieje. Bo - inaczej niż w 1940 r. - tym razem Kreml nie domaga się wojskowych baz ani nie organizuje plebiscytów z żądaniem aneksji. Tyle tylko, że kilku prominentnych zwolenników atlantycyzmu zostaje usuniętych ze stanowisk w wywiadzie, służbach bezpieczeństwa, w obronności i w aparacie ścigania. Media stają się bardziej potulne. Łotysze zaczynają emigrować. Stopniowo zmienia się prawo dotyczące języka i obywatelstwa. Jednak prawdziwa zmiana leży gdzie indziej. Ta symboliczna porażka pozostawia wiarygodność NATO w strzępach. Rosji nie jest już nawet potrzebne spektakularne zwycięstwo w krajach bałtyckich. Wystarczy, że pokaże, jak bardzo wielostronne bezpieczeństwo zawodzi. A zrobi to, stawiając w stan gotowości swoje siły nuklearne i regularnie przeprowadzając ostentacyjne manewry z użyciem bojowej broni atomowej. Rządy europejskie, borykające się z gospodarczymi kłopotami i politycznym chaosem (być może obejmującym nawet wyjście z Unii Europejskiej Grecji albo Wielkiej Brytanii), z wysychającymi budżetami na obronę i mocno sceptyczną opinią publiczną, nie są już w stanie przeciwdziałać ruchom Rosji. A kluczowy moment nadchodzi, kiedy amerykańscy decydenci wyraźnie dają do zrozumienia, że nie zaryzykują trzeciej wojny światowej po to tylko, żeby bronić Europy, która sama nie kwapi się do obrony.Święta wojna majora Putina. Od tego momentu zaczyna się walka europejskich rządów, z których każdy chce dogadać się z Rosją na własną rękę. Warunki wydają się wyjątkowo hojne: długoterminowe kontrakty gazowe z preferencyjnym oprocentowaniem zamiast mieszającej się do wszystkiego, skompromitowanej UE; gwarancje dla zagranicznych inwestorów; stałe przepływy finansowe oparte na nowych zasadach prywatności; bliska współpraca w dziedzinie bezpieczeństwa, szczególnie w walce z terroryzmem. W zamian Rosja prosi tylko o jedno - gwarancję niemieszania się w jej sprawy wewnętrzne, w tym - w ekstradycję mieszkających na Zachodzie osób, które uznaje za "ekstremistów" (szczęście będą mieli ci, którzy zdążą w porę wyjechać do Ameryki). Oczywiście takie pojedynczo zawierane umowy są o wiele gorsze, niż Europejczycy mogliby uzyskać, gdyby działali wspólnie. W końcu blok liczący 500 mln ludzi, z 20 trylionami dolarów PKB, miałby zdecydowaną przewagę w negocjacjach z krajem 140 mln ludzi i gospodarką wartą 2 tryliony dolarów. Jednak wielostronne targi sromotnie zawiodły, a w nowych czasach bilateralizmu pozycja Rosji się umacnia. Owszem, Moskwa nadal uprzejmie odnosi się do państw dużych, jednak wobec tych mniejszych nie waha się użyć siły. I tak, za obopólną zgodą, Ameryka wycofuje z Europy swoje ostatnie siły. NATO nadal istnieje, ale w postaci szczątkowej - wyłącznie w charakterze forum współpracy z Rosją w dziedzinie bezpieczeństwa. Oto świat, w którym przegrywamy: owszem, jeszcze możemy go uniknąć, ale jest bliżej, niż nam się wydaje. Edward Lucas Dziennikarz "The Economist", stały felietonista "Magazynu Świątecznego". Zegar biologiczny tyka potęgując lęk Michnika
Komentarz
a ze sie Rzesza bardziej ucywilizowala, czego Rosja nigdy nie osiagnela, totez i metody jej panowania nie polegaja tylko i wylacznie na mordowamiu i gwalcie. tak jak w przypadku Rosji, pacta nigdy nie beda servanda. kazdy "partner" jest frajerem.
"Nie myslcie, ze przynioslem na ziemie pokoj. Nie, ale miecz."
Pan Jezus
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
"Nie myslcie, ze przynioslem na ziemie pokoj. Nie, ale miecz."
Pan Jezus
moze wiec powinnam byla zaczac od tego, ze oba narody utracily swa tozsamosc. dlatego namietnie nienawidza i szydza z tych, ktrzy maja ambicje ja zachowac. Stad Francja jest frajerem a Polska ma byc NIC.
"Nie myslcie, ze przynioslem na ziemie pokoj. Nie, ale miecz."
Pan Jezus
http://www.ipsos.fr/ipsos-public-affairs/sondages/etudiants-lyceens-comment-prennent-ils-leurs-decisions
Jak widać, jest to ankieta wśród 800 licealistów i studentów.
Wyniki się nieco różnią, ale może chodziło o jakąś inną?
Nie jest tak, Francuzi nie sa tchorzami, mamy raczej do czynienia z pewnym zadziwiajacym fenomenem - Zachodniacy nie widza Rosji. Beda sie bardzo przejmowac bijatyka jakis dwu afrykanskich plemion i nie tylko werbalnie, bardzo czesto Zachodniacy jezdza jako wolontariusze do Czeciego Swiata. Sprawa np. Palestyna bardzo boli praktycznie wszystkich Zachodniakow, ktorzy nie sa psychopatami. Natomiast wszelkich moskiewskich wielkich i odrazajacych zbrodni - nie widza.
W szkole wschodnia Europa nie istnieje ani na lekcjach historii ani literatury.
Skad ten fenomen? Nie wiem.
To jest niewatpliwy sukces Rosji. Jak go osiagnela? Nie wiem.
The author has edited this post (w 14.10.2014)
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
2. Rosja wcielała w życie raj na ziemi i zaproszała zachodniaków cwelem jego oglądania.
Ale to wszystkiego nie wyjaśnia.
A co do dowcipów o francuskim tchórzostwie to wiecie skąd one się biorą? Wymyślają je Anglicy naturalnie.
"Fall Gelb" można poczytać np. u Bobkowskiego ("Szkice piórkiem") oraz
Tymienieckiego ("Na imie jej było Lily").
Prawie 2 miliony jeńców po stronie francuskiej tez jest wymowne.
Nie znaczy to oczywiście, że wszyscy są (czy też byli) tacy.
The author has edited this post (w 14.10.2014)
i rannych
.
Jeśli tak liczyć polskie straty, to wyjdzie dobrze ponad 200 tysięcy.
Poza tym napisałem: "
Nie znaczy to oczywiście, że wszyscy są (czy też byli) tacy.
"
Przykładem może być częściowe niepowodzenie operacji "Tygrys".
Nie no, naprawdę, przypinanie Francom łatki tchórzy to robota Anglików i Niemców. Niemcy to wiadomo natomiast Anglicy wypowiadający się o tchórzostwie to jest po prostu dowcip sam w sobie. Spod Dunkierki spieprzali aż pogubili tornistry a w ogóle ostatni raz wojnę na swojej ziemi mieli w XI wieku. Pewnie dlatego też w dokumentalnych filmach o IIWŚ z takim przerażeniem opowiadają o warunkach bytowych, głównie dokuczał im brak innego dżemu niż różany. Nawiasem - w ten prosty sposób Brytole uratowali się od epidemii szkorbutu.
[quote="
Bohdan Tymieniecki
"]
Grupa oficerów francuskich, która nadjechała w nocy, zaczęła napastować [
rotmistrza - dod. mój
] Kornbergera. Wezwano mnie na tłumacza. Major Francuz w bardzo niegrzeczny sposób rozkazuje Kornbergerowi natychmiastowe opuszczenie miasteczka, bo w razie nadejścia Niemców uzbrojony oddział może ściągnąć represje na mieszkańców, a w ogóle wojna jest skończona.
Spokojnie tłumaczę, ale właściwie bardziej mnie interesuje nastrój i reakcja otaczającej nas gromady ludzi, którzy przyglądają się i słuchają sprzeczki.
W pewnym momencie Francuz, widząc spokój Kornbergera i jego argumentów, nabiera pewności siebie i machnąwszy pogardliwie ręką, wyrzucił:
- Va t'en! - Precz!
Kornberger spokojnie, jakby z namysłem, bez pośpiechu zamachnął się i wyciął w mordę! Pięknie obszyty złotem kaszkiecik majora poleciał w tłum, major złapał się za okrwawione usta.
- C'est la réponse d'un officier polonais, mon commandant - uprzejmie objaśniłem.
Z milczącego tłumu wyszła kobieta ciemno ubrana, podeszła do majora i plunęła mu prosto w twarz!
- Lâche! - Tchórz!
Oficerowie francuscy bez słowa oddalili się w stronę budynku admiralicji, lufy naszych kaemów nie wyglądały zbyt zachęcająco.
[/quote]
The author has edited this post (w 15.10.2014)
Po prostu: Francuzi w 1940 bywali różni - dzielni i znacznie mniej dzielni. Moje wrażenie
po lekturze kilku wspomnieniowych książek z epoki jest takie, że tych drugich była jednak
większość.
W jedności siła!
"by logika i trzeźwość sądu nie stawała się pożywką dla rozpaczy udającej realizm" - Wróg Ludu
Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity.
Nie znamy szczegółowej treści tego porozumienia, ale to dowodzi, że kwestie Bliskiego Wschodu są w dalszym ciągu istotniejsze dla Amerykanów niż sytuacja na wschód od polskiej granicy między Rosją a Ukrainą. Szkoda, że amerykańska dyplomacja nie przeżywa jakiejś większej refleksji na temat nieudanego resetu z Rosją, który w 2009 r. zaproponowała Rosji. Rosja na tym skorzystała, a myśmy jako Polska zapłacili cenę za ten reset poprzez zatrzymanie budowy tarczy antyrakietowej i zatrzymanie rozszerzenia NATO na Wschód. Natomiast Rosja nie spełniła pokładanych w niej nadziei. Nie pomogła USA ani na Bliskim Wschodzie, ani jeśli chodzi o Afganistan. Szkoda, że Amerykanie nadal chcą brnąć w taki układ z Rosją.
Zegar biologiczny tyka potęgując lęk Michnika
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
Niepoprawna optymista z tego Waszcza. No chyba że się odnosi do naszej granicy zachodniej.
Czy nie jest przypadkiem tak, że dla USA jakiekolwiek, nawet potencjalne zagrożenie dla państwa Izrael jest ważniejsze niż realne zagrożenie dla państw położonych w innych częściach świata?
The author has edited this post (w 16.10.2014)
JORGE>
Po pierwsze, skoro poprosiliśmy Ukrainę, czyli naszego najsłabszego sojusznika, żeby ponosiła największy ciężar obecnego kryzysu bezpieczeństwa, nie powinniśmy się dziwić, że w końcu pod tym ciężarem pada. Zmęczeni wojną Ukraińcy buntują się przeciwko uciążliwościom wynikającym z reform, a Rosja skwapliwie po wszystkim sprząta. Europa zostaje z rozżalonym kadłubkiem kraju nękanego przemocą, głodem i ekstremizmem, źródłem zbrodni i uchodźców.
Zachęcona sukcesem Rosja zwraca się w stronę krajów bałtyckich. Rzuca wyzwanie NATO za pomocą serii prowokacji i sztuczek. Żadna nie wystarczy, żeby uruchomić artykuł 5 traktatu Sojuszu. Jednak każda jasno pokazuje, że jeśli chodzi o inne zagrożenia - zbrodnie, zamieszki, korupcję, propagandę, sabotaż, kwestię dostaw energii i bezpieczeństwa w sieci - Estończycy, Łotysze i Litwini są pozostawieni samym sobie.
Dziś Donbas, jutro Pribałtyka, pojutrze...
Oczywiście taka presja podkopuje publiczne morale i - w jednym z tych trzech krajów - wymusza zmianę rządu. Przy czym ochoczo pomagają w tym czynniki nacisku, głęboko osadzone w polityce i państwowych agencjach.
NATO jest skonsternowane. Przecież nowy rząd, na przykład na Łotwie, doszedł do władzy zgodnie z konstytucją. Co ma w tej sytuacji zrobić Sojusz? Najechać Łotwę?
W każdym razie w rezultacie niewiele się dzieje. Bo - inaczej niż w 1940 r. - tym razem Kreml nie domaga się wojskowych baz ani nie organizuje plebiscytów z żądaniem aneksji. Tyle tylko, że kilku prominentnych zwolenników atlantycyzmu zostaje usuniętych ze stanowisk w wywiadzie, służbach bezpieczeństwa, w obronności i w aparacie ścigania. Media stają się bardziej potulne. Łotysze zaczynają emigrować. Stopniowo zmienia się prawo dotyczące języka i obywatelstwa.
Jednak prawdziwa zmiana leży gdzie indziej. Ta symboliczna porażka pozostawia wiarygodność NATO w strzępach. Rosji nie jest już nawet potrzebne spektakularne zwycięstwo w krajach bałtyckich. Wystarczy, że pokaże, jak bardzo wielostronne bezpieczeństwo zawodzi. A zrobi to, stawiając w stan gotowości swoje siły nuklearne i regularnie przeprowadzając ostentacyjne manewry z użyciem bojowej broni atomowej.
Rządy europejskie, borykające się z gospodarczymi kłopotami i politycznym chaosem (być może obejmującym nawet wyjście z Unii Europejskiej Grecji albo Wielkiej Brytanii), z wysychającymi budżetami na obronę i mocno sceptyczną opinią publiczną, nie są już w stanie przeciwdziałać ruchom Rosji.
A kluczowy moment nadchodzi, kiedy amerykańscy decydenci wyraźnie dają do zrozumienia, że nie zaryzykują trzeciej wojny światowej po to tylko, żeby bronić Europy, która sama nie kwapi się do obrony.Święta wojna majora Putina.
Od tego momentu zaczyna się walka europejskich rządów, z których każdy chce dogadać się z Rosją na własną rękę. Warunki wydają się wyjątkowo hojne: długoterminowe kontrakty gazowe z preferencyjnym oprocentowaniem zamiast mieszającej się do wszystkiego, skompromitowanej UE; gwarancje dla zagranicznych inwestorów; stałe przepływy finansowe oparte na nowych zasadach prywatności; bliska współpraca w dziedzinie bezpieczeństwa, szczególnie w walce z terroryzmem. W zamian Rosja prosi tylko o jedno - gwarancję niemieszania się w jej sprawy wewnętrzne, w tym - w ekstradycję mieszkających na Zachodzie osób, które uznaje za "ekstremistów" (szczęście będą mieli ci, którzy zdążą w porę wyjechać do Ameryki).
Oczywiście takie pojedynczo zawierane umowy są o wiele gorsze, niż Europejczycy mogliby uzyskać, gdyby działali wspólnie. W końcu blok liczący 500 mln ludzi, z 20 trylionami dolarów PKB, miałby zdecydowaną przewagę w negocjacjach z krajem 140 mln ludzi i gospodarką wartą 2 tryliony dolarów. Jednak wielostronne targi sromotnie zawiodły, a w nowych czasach bilateralizmu pozycja Rosji się umacnia. Owszem, Moskwa nadal uprzejmie odnosi się do państw dużych, jednak wobec tych mniejszych nie waha się użyć siły.
I tak, za obopólną zgodą, Ameryka wycofuje z Europy swoje ostatnie siły. NATO nadal istnieje, ale w postaci szczątkowej - wyłącznie w charakterze forum współpracy z Rosją w dziedzinie bezpieczeństwa.
Oto świat, w którym przegrywamy: owszem, jeszcze możemy go uniknąć, ale jest bliżej, niż nam się wydaje.
Edward Lucas Dziennikarz "The Economist", stały felietonista "Magazynu Świątecznego".
Zegar biologiczny tyka potęgując lęk Michnika