rozum.von.keikobad To tak, Manfred to i tak chyba najlepszy utwór Schumanna, jednego z najnudniejszych kompozytorów w dziejach. Koncertu Skriabina nie znam. A Brahmsa symfonie są jakie są, każda ma jedną udaną część (czwarta czwartą, jak sama nazwa wskazuje), tyle że to zrzynka z Bacha. Już wtedy niektórzy mieli problem z tworzeniem współczesnej muzyki.
Jak tak, to ja pem tak: Nie bałdzo rozumiem po kego ludzie męczą się y dręczą powielaniem kawałków sprzed stu czy tam dwustu lat, które nie miały szansy na top ten, a tak naprawdę top one na liście Billboardu czy jakiejś tam innej. Tylko superprzeboje dawać, i od razu żyć stanie weseleje. Kiedyś na lotnisku spotkałem pana dyrygenta, i on z Ameryki leciał do Hiszpanii jakąś operę dyrygować w sprawie jakichś zajść w południowych Włoszech. Był z nią, powiada, taki dysonans poznawczy, że autorem był Włochulec, zamówili to Francuzi z jakiejś okazji, a temat się tyczył Włoch, ale tych gorszych. Wskutek tego nikt nigdy tej opery nie wystawiał, bo nikomu nie pasowała do portfolio. A on wzion, i wystawił! Powiada, że poprzednim razem ktoś ją w latach 70. wystawiał, a on se tego słuchał w przyspieszonym tempie, przeglądając taką monstrualną księgę z nutami. Noji, właśnie mnię najszła refluksja: Byłaż-li to księga z nutami czy z nudami? PS Jak kto nie wierzy, to tukej recenzja z tego wydarzenia: http://www.forumopera.com/spectacle/les-oreilles-a-la-fete The author has edited this post (w 08.04.2015)
Szturmowiec.Rzplitej Tylko superprzeboje dawać, i od razu żyć stanie weseleje.
Nuale tak jest! Z muzyki dawnej daje się tylko superprzeboje, to Pistolsi i Doorsi nudzą i mendzą. Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
Szturmowiec.Rzplitej Ojtam ojtam, kiedy ostatnio jaki Sex Pistol Kolegę zmędził?
Dawno temu. Co teraz pistolsi grają i jak się nazywają, nie wiem nic, słucham jeszcze trochę muzyki z lat 70-tych, która też już chyba jest na tej samej zakurzonej półce co Szuman. Nawet rewolucjoniści Sznajder i Hitler, z których teraz wszystko, co lepsze kawałki nagrali 40 lat temu. The author has edited this post (w 09.04.2015) Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
Wolę tę ramotkę. Starsza (odrobinkę) a ciągle bardziej rewolucyjna.
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
rozum.von.keikobad : To tak, Manfred to i tak chyba najlepszy utwór Schumanna, jednego z najnudniejszych kompozytorów w dziejach. Koncertu Skriabina nie znam. A Brahmsa symfonie są jakie są, każda ma jedną udaną część (czwarta czwartą, jak sama nazwa wskazuje), tyle że to zrzynka z Bacha. Już wtedy niektórzy mieli problem z tworzeniem współczesnej muzyki.
Jak tak, to ja pem tak: Nie bałdzo rozumiem po kego ludzie męczą się y dręczą powielaniem kawałków sprzed stu czy tam dwustu lat, które nie miały szansy na top ten, a tak naprawdę top one na liście Billboardu czy jakiejś tam innej. Tylko superprzeboje dawać, i od razu żyć stanie weseleje.
A w TVP powinni dawać tylko top10 filmwebu. A na polsacie z imdb, żeby była konkurencja. Przez grzeczność nie zapytam, czy Kolega jest w top10 kancelarii, bo jak nie to jaki to ma sens? Że Kolega ma z czego dzieci wykarmić, a ktoś ma pożytek z usług Kolegi? Obawiam się, że właśnie tak samo działają filharmonie, ktoś na te koncerty chodzi, a słuchanie tego samego kawałka jest fajne, ale nie bez przerwy. Ale ok, już bez złośliwości, przecież właśnie to co się do tej pory grywa, to jedynie jakiś ułamek starej muzyki (100 lat +). Ilu kompozytorów *dzieła wszystkie* są w ogóle dostępne na cd? Może 10. Właśnie top10, Bach, Mozart, Beethoven, Haydn (?), Chopin, Brahms, Schumann (?), Schubert (?). Oczywiście jeśli mowa o Bachu to tylko - z oczywistych względów - utwory zachowane.
Żeby nie mnożyć wątków - zwłaszcza że pewne są wspólne.
Otóż i ja posłuchałem sobie dyrygenta Roberta Trevino na żywo, przy okazji odświeżając muzykę Mahlera. Kiedyś Mahlera słuchałem dużo, a od kilkunastu lat mało - nie żeby wcale, ale dużo mniej niż kiedyś.
Pierwszy raz też słyszałem Mahlera na żywo. I przy okazji wyszły wyolbrzymione i wady, i zalety jego muzyki.
Zacznijmy od wad. Mahler ma zbyt długie i zbyt chaotyczne utwory. Słuchając z płyty / streamingu możemy to zwalczyć, po prostu słuchając ... kawałków. W filharmonii od tego nie uciekniemy.
A zalety? Największą zaletą symfonii Mahlera jest jednak wspaniałe brzmienie, bogata instrumentacja. Mahler nie zarabiał na życie jako kompozytor, a jako dyrygent, więc świetnie wiedział, jak brzmi jaki instrument. W pełni dostrzeżemy to dopiero na żywo, z płyty / ze streamingu nawet przy najlepszych głośnikach to nie to samo.
Ambiwalentny mam stosunek do mahlerowskich melodii - jest rozstrzał od pięknych do brzydkich i kiczowatych, a większość i tak jest skądś skopiowana.
I tu dwie refleksje - jedna o długości utworów. Ile trwa lekcja w szkole? 45 minut. A czemu? Wydaje się, że po tym czasie uwaga człowieka spada już na tyle, że byłoby to nieefektywne. Ja mam jeszcze inny system pracy, staram się (jeśli mogę) po 25 minutach jakiejś czynności intelektualnej robić 5 minut przerwy (bardzo polecam). Podobnie wydaje się z muzyką, utwory nie powinny mieć dłużej niż 25-45 minut. Cały koncert może trwać oczywiście dłużej, ale dobrze, jeśli składa się z kilku mniejszych utworów, wtedy łatwiej o uwagę słuchacz.
No i kiedyś utwory tyle miały, do końca XVIII wieku raczej nie ma dłuższych. Są msze (ale to nie było grane w jednym kawałku), opery (też nie były grane w jednym kawałku, a uwagę widza ma przykuwać akcja), oratoria (jak poprzednio), kantaty (też często nie były grane jako całość, przynajmniej te do użytku liturgicznego protestantów). Bach miewał dłuższe te wielkie cykle, jak DWK, wariacje goldbergowskie czy KDF, ale wątpliwe, by ktoś to chciał grać wtedy jako jeden utwór na jakimś recitalu.
Potem niestety późny Beethoven, a za nim romantycy zaczęli szaleć z długością...
A druga refleksja o symfoniach Mahlera, zważywszy na wymienione wyżej wady (chaos, nadmierna długość, brzydkie melodie) i zalety (ładne melodie, efektowna instrumentacja) oraz niewymienione wady (czyli dokładanie elementów śpiewanych --> jeszcze większe rozmiary i jeszcze większy chaos) mini-ranking jego symfonii [edit: od najgorszych do najlepszych, żeby było jasne, bo algorytm zaczął numerować w górę].
VIII - totalna niespójność, trochę kiczu, czas 80-90 minut
IV - bardzo kiczowata, z drugiej strony ograniczona długość
III - dużo kiczu, 90-100 minut, ale ratuje się pięknym adagiem na koniec
II - mało kiczu, niezłe melodie, układ jakoś w miarę czytelny - wady to ogromne partie wokalne i jest za długa
IX - czytelny układ, ale to zły układ no i rozmiary zbyt duże
I - w sumie nie ma się czego przyczepić, w miarę zwięzła, z czytelnym układem ... ale z drugiej strony niczym sama w sobie nie zachwyca
VI - czytelny układ, efektowna brzmieniowo... tyle że strasznie dołująca no i trochę za długa
VII - najbardziej efektowna brzmieniowo, melodie dość ciekawe, 70-80 minut
V - najlepsze melodie, w miarę czytelny układ, bez śpiewania, w najszybszych wykonaniach do 60 minut.
Więc gdybyście chcieli iść do filharmonii to na początek albo V (bo najlepsza) albo I (bo najmniej szokująca). Z płyt / streamingu polecam zacząć od fragmentów:
adagio z V, bo bardzo znane,
adagia z IV albo III, bo bardzo ładne,
finały z VII i V, ładna, radosna muzyka, ciekawie zinstrumentowana,
początek II symfonii, chyba najlepszy "dramatyczny" Mahler, zresztą napisano to pierwotnie jako osobny utwór, więc jest spójne i "kompletne" samo w sobie.
dzięki !
przy okazji , chciałem se posłuchać zalecanego w pierwszym poście tego węgierskiego kawąłka, co go to górale za swój uważają, a tam reklama NOSPRu z JJ Orlinskim!
Współczesna muzyka rozrywkowa jest muzyką dawną w tym sensie, że znacznie bliżej jej do muzyki pierwotnej na proste instrumenty dęte, szarpane i perkusyjne niż do mainstreamowej średniowiecznej czy renesansowej.
@MarianoX powiedział(a):
Współczesna muzyka rozrywkowa jest muzyką dawną w tym sensie, że znacznie bliżej jej do muzyki pierwotnej na proste instrumenty dęte, szarpane i perkusyjne niż do mainstreamowej średniowiecznej czy renesansowej.
To jednak pewne uproszczenie.
Co do zasady, to oczywiście muzyka rozrywkowa i dziś, i w średniowieczu / renesansie (i w każdej innej epoce) była i jest prostsza niż "mainstreamowa", czyli jak rozumiem muzyka, którą dziś nazywamy poważną czy klasyczną.
A uproszczenie - bo muzyka średniowiecza i renesansu z uwagi na okres czasu (ok. tysiąc lat), jak i współczesna muzyka rozrywkowa z uwagi na tysiące (a może i miliony) twórców to zbiory bardzo różnorodne.
Natomiast gdybyśmy mieli wybrać standardową piosenkę z dziś i jakiś przykładowy utwór "mainstreamowy" ze średniowiecza i renesansu to prawdopodobnie:
muzyka renesansowa / średniowieczna będzie bardziej złożona harmonicznie
melodia - to już kwestia gustu
muzyka rozrywkowa dziś ma wyeksponowany rytm, w średniowieczu / renesansie często w ogóle nie zapisywano długości dźwięków, czyli jest domniemanie jeśli nie zupełnej izorytmiczności, to tego, że było to dla nich mniej istotne,
w średniowieczu / renesansie nie zapisywano też obsady instrumentalnej (choć instrumenty jak wiadomo już były), więc ciężko powiedzieć, czy brzmieniowo muzyka była ciekawa czy nie - potencjalnie wiele odmian muzyki rozrywkowej (metal, rock) może mieć bardziej złożoną instrumentację niż faktycznie miała muzyka przed Monteverdim i Gabrielim.
Po angielsku, ale nawet na poziomie B1 dacie radę
Dave poleca na początek z Mahlera symfonie I, V (czyli tak jak ja), IX, Lied von der Erde i kilka wczesnych pieśni. Ja się skupiłem na symfoniach, ale te wczesne pieśni - zwłaszcza jak ktoś w ogóle lubi pieśni, bo ja wolę raczej inne formy - są niezłe, jak ktoś lubi pieśni Schuberta, Chopina czy Karłowicza, polubi i te. Z symfoniami IX i Lied von der Erde, czyli ultra-późnym Mahlerem jest pewien problem, jak pisałem IX ma "zły układ", to jest wolna sentymentalna część, I scherzo, II scherzo i opadające adagio. Sam tego oczywiście nie wymyślił, dokładnie taki sam jest układ ostatniej symfonii Czajkowskiego. Układ jest "zły", bo ma zostawić słuchacza zdołowanego, w fatalnym nastroju. Więc nie sposób tej symfonii odmówić jakiejś technicznej biegłości, ładnych melodii, ale zwłaszcza na początek tego nie polecam. O Lied von der Erde napiszę tylko tyle, że ja polubiłem w końcu ten utwór, po kilkunastu latach go uważam za być może lepszy niż którakolwiek z symfonii. Ale kilkanaście lat temu tak nie uważałem, więc też nie wiem, czy na początek taki dobry.
Ale mimo tych różnic, ogólnie polecam Dave'a. Mówi przystępnie, z dużą dawką humoru i wreszcie tak jak ja jest amatorem-samoukiem, nie ma formalnego muzycznego wykształcenia. Amator jest od amare czyli kochać, lubić. Zawodowcy niekoniecznie kochają to co robią, amatorzy z definicji tak. O ile zajmowanie się prawem, medycyną, biznesem czy naprawą pralek bez zamiłowania może mieć sens, o tyle muzyką - nie ma najmniejszego. Dlatego wolę komentarze amatorów niż zawodowców.
Do cykli jeszcze wrócimy, ale skoro w tym temacie wrzuciłem już kiedyś mój ranking symfonii Mahlera i polecanki od czego zacząć, to w tym wrzucę też polecanki o innych kompozytorach urodzonych w Czechach.
Co najmniej jeden kompozytor stamtąd miał lepszy cykl symfoniczny, a niestety grywane z niego są praktycznie tylko trzy ostatnie - oczywiście Dvorak.
Symfonie Dvoraka mają wszystkie zalety symfonii Mahlera i żadnej z jego wad - melodie zawsze są ładne, mają przyzwoitą długość (nigdy dłużej niż godzina, a zazwyczaj ok. 40 minut), nie mają chaotycznej formy i śpiewanych partii, są dobrze zinstrumentowane i wobec tego dobrze brzmią także na żywo (wiem, słuchałem i to w tej samej sali, co Mahlera).
U Dvoraka w uproszczeniu można powiedzieć, że każda następna była lepsza od poprzedniej - więc skoro jest ich 9, to najsłabsza jest I, najlepsza jest IX - to się zgadza, w środku ja wprowadzam dwie zmiany, ale po kolei:
I - najsłabsza, wczesny utwór, dobrze się słucha, ale jest trochę "przegadana", wtórna wobec tego, co się wtedy pisało, jakichś Raffów, Goldmarków, słabszych utworów Mendelssohna. Co do "przegadania" dyrygenci często pomijają niektóre fragmenty, więc nie tylko ja mam takie zdanie. Żeby nie było - słucha się tego dobrze, ale nie jest to po prostu ani wielce oryginalny, ani jakiś wybitny utwór.
II - lepsza wersja I, bardzo przyjemna, forma jest już skrócona, zwarta... materiał dalej raczej typowy romantyzm, nic wybitnego.
VI - tu jak widać zmieniamy kolejność, VI jest dla mnie uwstecznieniem po symfoniach III-V (to za chwilę), ale kiedyś zrobiła furorę w Austrii i zapewniła mu popularność. Dla mnie to takie umpa-umpa, może w stylu niemieckiej popijawy (choć z furiantem, czyli czeskim tańcem)
III - bardzo ciekawa symfonia, często uważana za nawiązująca do Wagnera, ja tego akurat poglądu nie podzielam, to indywidualne dzieło, tyle że z nieco poważniejszymi i dłuższymi melodiami,
IV - znów bardzo indywidualne, a niedoceniane. Ciekawa forma, znakomite scherzo, szybki i kontrastowy finał. Bardzo "czeska" jak chodzi o melodie.
V - jeszcze lepsza wersja III, przynajmniej nikt nie opowiada, że "wagnerowska". Przywołany wyżej Dave Hurwitz uważa, że to V jest wzorem dla symfonii Brahmsa, co potem negowali niemieccy autorzy, przypisując Dvorakowi wtórność wobec Brahmsa. I ma rację, z jednym zastrzeżeniem, Brahmsa symfonie są dużo nudniejsze.
VIII - jeszcze lepsza wersja IV, też świetne scherzo i radosny finał.
VII - jedyna naprawdę "mroczna", poważna, dramatyczna symfonia Dvoraka. Inne też są molowe, ale ogólnie radosne, w tej powaga jest do końca. Nie słuchajcie, że to najbardziej "brahmsowska", Brahms nigdzie nie osiąga takiego dramatyzmu - ja tam raczej słyszę materiał gdzieś bardziej z Requiem Mozarta, oczywiście bardzo przetworzony, żadne plagiaty.
IX "z Nowego Świata" - absolutnie najlepsza, wg mnie top 3 symfonii w ogóle (nie tylko Dvoraka). Znakomicie wykorzystane ludowe melodie, tym razem ze Stanów, świetna instrumentacja, mimo sporych rozmiarów jest bardzo spójna.
Od czego zacząć? Tym razem nie będę polecał "od kawałków", to bez sensu. Symfonie Dvoraka mają zbyt dobrą formę, żeby to rozdzielać, jeśli posłuchacie tylko fragmentu, to on traci, tak, jakby oglądać detale na kolumnadzie wokół placu św. Piotra, a nie zobaczyć całości. Ale: tym razem są krótsze (niż Mahlera), więc przez 40 minut może nie dopadnie Was nuda.
Można wybrać dwie drogi (1) albo zacząć od najlepszych, bo one są całkiem przystępne, nie wymagają żadnego "osłuchania" czy coś, ale wtedy wiedzcie, że już potem nic aż takiego nie usłyszycie, wtedy oczywiście trzy ostatnie + koncert wiolonczelowy, (2) zacząć od mniej znanych i prześledzić rozwój, na koniec usłyszeć najlepsze.
Jeśli ktoś jednak uznaje, że 40 minut na początek to za dużo:
scherzo (III część) z IV symfonii,
"Scherzo capriccioso" - osobny utwór, dość swobodny w formie, ale ciekawa instrumentacja i bardzo "ludowy",
dowolny z tańców słowiańskich - polecam raczej wersję na orkiestrę, niektóre są bardziej sentymentalne, inne bardziej skoczne,
Suita amerykańska - ok. 20 minut, ale 5 części i świetny formalnie
Wariacje symfoniczne - to dla dość szczególnego audytorium - jak ktoś lubi muzykę XVIII wieku, zwłaszcza Bacha i Beethovena, kunsztowne wariacyjne formy, a nie przepada za romantyzmem jako takim - jeśli to go nie przekona, to raczej już nic.
Konkretnych wykonań ... nie polecam Serio nie słyszałem jakichś naprawdę złych wykonań Dvoraka, więc nie przesadzajmy. Ja lubię początkowe pod Rowickim, V i IX pod Kubelikiem, VIII pod Sawallischem, VII pod Harnoncourtem, ale nie ma się co uprzedzać. Wszystko powinno być na yt i spotify.
Tak, bo mi się żal gościa zrobiło, że się stara, a ma bardzo mało odsłon.
Ja z jego kanału widziałem może ze 2 filmy, bo dla mnie to są oczywistości, ale dla początkujących może być bardzo pomocny.
Komentarz
Kiedyś na lotnisku spotkałem pana dyrygenta, i on z Ameryki leciał do Hiszpanii jakąś operę dyrygować w sprawie jakichś zajść w południowych Włoszech. Był z nią, powiada, taki dysonans poznawczy, że autorem był Włochulec, zamówili to Francuzi z jakiejś okazji, a temat się tyczył Włoch, ale tych gorszych. Wskutek tego nikt nigdy tej opery nie wystawiał, bo nikomu nie pasowała do portfolio. A on wzion, i wystawił! Powiada, że poprzednim razem ktoś ją w latach 70. wystawiał, a on se tego słuchał w przyspieszonym tempie, przeglądając taką monstrualną księgę z nutami.
Noji, właśnie mnię najszła refluksja: Byłaż-li to księga z nutami czy z nudami?
PS Jak kto nie wierzy, to tukej recenzja z tego wydarzenia:
http://www.forumopera.com/spectacle/les-oreilles-a-la-fete
The author has edited this post (w 08.04.2015)
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
The author has edited this post (w 09.04.2015)
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
http://youtu.be/yqrAPOZxgzU
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
Ale ok, już bez złośliwości, przecież właśnie to co się do tej pory grywa, to jedynie jakiś ułamek starej muzyki (100 lat +). Ilu kompozytorów *dzieła wszystkie* są w ogóle dostępne na cd? Może 10. Właśnie top10, Bach, Mozart, Beethoven, Haydn (?), Chopin, Brahms, Schumann (?), Schubert (?). Oczywiście jeśli mowa o Bachu to tylko - z oczywistych względów - utwory zachowane.
Żeby nie mnożyć wątków - zwłaszcza że pewne są wspólne.
Otóż i ja posłuchałem sobie dyrygenta Roberta Trevino na żywo, przy okazji odświeżając muzykę Mahlera. Kiedyś Mahlera słuchałem dużo, a od kilkunastu lat mało - nie żeby wcale, ale dużo mniej niż kiedyś.
Pierwszy raz też słyszałem Mahlera na żywo. I przy okazji wyszły wyolbrzymione i wady, i zalety jego muzyki.
Zacznijmy od wad. Mahler ma zbyt długie i zbyt chaotyczne utwory. Słuchając z płyty / streamingu możemy to zwalczyć, po prostu słuchając ... kawałków. W filharmonii od tego nie uciekniemy.
A zalety? Największą zaletą symfonii Mahlera jest jednak wspaniałe brzmienie, bogata instrumentacja. Mahler nie zarabiał na życie jako kompozytor, a jako dyrygent, więc świetnie wiedział, jak brzmi jaki instrument. W pełni dostrzeżemy to dopiero na żywo, z płyty / ze streamingu nawet przy najlepszych głośnikach to nie to samo.
Ambiwalentny mam stosunek do mahlerowskich melodii - jest rozstrzał od pięknych do brzydkich i kiczowatych, a większość i tak jest skądś skopiowana.
I tu dwie refleksje - jedna o długości utworów. Ile trwa lekcja w szkole? 45 minut. A czemu? Wydaje się, że po tym czasie uwaga człowieka spada już na tyle, że byłoby to nieefektywne. Ja mam jeszcze inny system pracy, staram się (jeśli mogę) po 25 minutach jakiejś czynności intelektualnej robić 5 minut przerwy (bardzo polecam). Podobnie wydaje się z muzyką, utwory nie powinny mieć dłużej niż 25-45 minut. Cały koncert może trwać oczywiście dłużej, ale dobrze, jeśli składa się z kilku mniejszych utworów, wtedy łatwiej o uwagę słuchacz.
No i kiedyś utwory tyle miały, do końca XVIII wieku raczej nie ma dłuższych. Są msze (ale to nie było grane w jednym kawałku), opery (też nie były grane w jednym kawałku, a uwagę widza ma przykuwać akcja), oratoria (jak poprzednio), kantaty (też często nie były grane jako całość, przynajmniej te do użytku liturgicznego protestantów). Bach miewał dłuższe te wielkie cykle, jak DWK, wariacje goldbergowskie czy KDF, ale wątpliwe, by ktoś to chciał grać wtedy jako jeden utwór na jakimś recitalu.
Potem niestety późny Beethoven, a za nim romantycy zaczęli szaleć z długością...
A druga refleksja o symfoniach Mahlera, zważywszy na wymienione wyżej wady (chaos, nadmierna długość, brzydkie melodie) i zalety (ładne melodie, efektowna instrumentacja) oraz niewymienione wady (czyli dokładanie elementów śpiewanych --> jeszcze większe rozmiary i jeszcze większy chaos) mini-ranking jego symfonii [edit: od najgorszych do najlepszych, żeby było jasne, bo algorytm zaczął numerować w górę].
VIII - totalna niespójność, trochę kiczu, czas 80-90 minut
IV - bardzo kiczowata, z drugiej strony ograniczona długość
III - dużo kiczu, 90-100 minut, ale ratuje się pięknym adagiem na koniec
II - mało kiczu, niezłe melodie, układ jakoś w miarę czytelny - wady to ogromne partie wokalne i jest za długa
IX - czytelny układ, ale to zły układ no i rozmiary zbyt duże
I - w sumie nie ma się czego przyczepić, w miarę zwięzła, z czytelnym układem ... ale z drugiej strony niczym sama w sobie nie zachwyca
VI - czytelny układ, efektowna brzmieniowo... tyle że strasznie dołująca no i trochę za długa
VII - najbardziej efektowna brzmieniowo, melodie dość ciekawe, 70-80 minut
V - najlepsze melodie, w miarę czytelny układ, bez śpiewania, w najszybszych wykonaniach do 60 minut.
Więc gdybyście chcieli iść do filharmonii to na początek albo V (bo najlepsza) albo I (bo najmniej szokująca). Z płyt / streamingu polecam zacząć od fragmentów:
dzięki !
przy okazji , chciałem se posłuchać zalecanego w pierwszym poście tego węgierskiego kawąłka, co go to górale za swój uważają, a tam reklama NOSPRu z JJ Orlinskim!
ucieszyłem się z takiej reklamy, a nie np jogurtu
A taki Ritchie Blackmore, lider Deep Purple, który w 1976 miał zespół Rainbow i napisał utwór kończący metal rocka, o ten:
i przejęty tym faktem zaczął grać renesansowo-ludowe disco polo:
Zarąbisty gość!
Współczesna muzyka rozrywkowa jest muzyką dawną w tym sensie, że znacznie bliżej jej do muzyki pierwotnej na proste instrumenty dęte, szarpane i perkusyjne niż do mainstreamowej średniowiecznej czy renesansowej.
Wymagała pewnego obycia
Albo przyjęcia pewnych wzorców
To jednak pewne uproszczenie.
Co do zasady, to oczywiście muzyka rozrywkowa i dziś, i w średniowieczu / renesansie (i w każdej innej epoce) była i jest prostsza niż "mainstreamowa", czyli jak rozumiem muzyka, którą dziś nazywamy poważną czy klasyczną.
A uproszczenie - bo muzyka średniowiecza i renesansu z uwagi na okres czasu (ok. tysiąc lat), jak i współczesna muzyka rozrywkowa z uwagi na tysiące (a może i miliony) twórców to zbiory bardzo różnorodne.
Natomiast gdybyśmy mieli wybrać standardową piosenkę z dziś i jakiś przykładowy utwór "mainstreamowy" ze średniowiecza i renesansu to prawdopodobnie:
Po angielsku, ale nawet na poziomie B1 dacie radę
Dave poleca na początek z Mahlera symfonie I, V (czyli tak jak ja), IX, Lied von der Erde i kilka wczesnych pieśni. Ja się skupiłem na symfoniach, ale te wczesne pieśni - zwłaszcza jak ktoś w ogóle lubi pieśni, bo ja wolę raczej inne formy - są niezłe, jak ktoś lubi pieśni Schuberta, Chopina czy Karłowicza, polubi i te. Z symfoniami IX i Lied von der Erde, czyli ultra-późnym Mahlerem jest pewien problem, jak pisałem IX ma "zły układ", to jest wolna sentymentalna część, I scherzo, II scherzo i opadające adagio. Sam tego oczywiście nie wymyślił, dokładnie taki sam jest układ ostatniej symfonii Czajkowskiego. Układ jest "zły", bo ma zostawić słuchacza zdołowanego, w fatalnym nastroju. Więc nie sposób tej symfonii odmówić jakiejś technicznej biegłości, ładnych melodii, ale zwłaszcza na początek tego nie polecam. O Lied von der Erde napiszę tylko tyle, że ja polubiłem w końcu ten utwór, po kilkunastu latach go uważam za być może lepszy niż którakolwiek z symfonii. Ale kilkanaście lat temu tak nie uważałem, więc też nie wiem, czy na początek taki dobry.
Ale mimo tych różnic, ogólnie polecam Dave'a. Mówi przystępnie, z dużą dawką humoru i wreszcie tak jak ja jest amatorem-samoukiem, nie ma formalnego muzycznego wykształcenia. Amator jest od amare czyli kochać, lubić. Zawodowcy niekoniecznie kochają to co robią, amatorzy z definicji tak. O ile zajmowanie się prawem, medycyną, biznesem czy naprawą pralek bez zamiłowania może mieć sens, o tyle muzyką - nie ma najmniejszego. Dlatego wolę komentarze amatorów niż zawodowców.
Do cykli jeszcze wrócimy, ale skoro w tym temacie wrzuciłem już kiedyś mój ranking symfonii Mahlera i polecanki od czego zacząć, to w tym wrzucę też polecanki o innych kompozytorach urodzonych w Czechach.
Co najmniej jeden kompozytor stamtąd miał lepszy cykl symfoniczny, a niestety grywane z niego są praktycznie tylko trzy ostatnie - oczywiście Dvorak.
Symfonie Dvoraka mają wszystkie zalety symfonii Mahlera i żadnej z jego wad - melodie zawsze są ładne, mają przyzwoitą długość (nigdy dłużej niż godzina, a zazwyczaj ok. 40 minut), nie mają chaotycznej formy i śpiewanych partii, są dobrze zinstrumentowane i wobec tego dobrze brzmią także na żywo (wiem, słuchałem i to w tej samej sali, co Mahlera).
U Dvoraka w uproszczeniu można powiedzieć, że każda następna była lepsza od poprzedniej - więc skoro jest ich 9, to najsłabsza jest I, najlepsza jest IX - to się zgadza, w środku ja wprowadzam dwie zmiany, ale po kolei:
I - najsłabsza, wczesny utwór, dobrze się słucha, ale jest trochę "przegadana", wtórna wobec tego, co się wtedy pisało, jakichś Raffów, Goldmarków, słabszych utworów Mendelssohna. Co do "przegadania" dyrygenci często pomijają niektóre fragmenty, więc nie tylko ja mam takie zdanie. Żeby nie było - słucha się tego dobrze, ale nie jest to po prostu ani wielce oryginalny, ani jakiś wybitny utwór.
II - lepsza wersja I, bardzo przyjemna, forma jest już skrócona, zwarta... materiał dalej raczej typowy romantyzm, nic wybitnego.
VI - tu jak widać zmieniamy kolejność, VI jest dla mnie uwstecznieniem po symfoniach III-V (to za chwilę), ale kiedyś zrobiła furorę w Austrii i zapewniła mu popularność. Dla mnie to takie umpa-umpa, może w stylu niemieckiej popijawy (choć z furiantem, czyli czeskim tańcem)
III - bardzo ciekawa symfonia, często uważana za nawiązująca do Wagnera, ja tego akurat poglądu nie podzielam, to indywidualne dzieło, tyle że z nieco poważniejszymi i dłuższymi melodiami,
IV - znów bardzo indywidualne, a niedoceniane. Ciekawa forma, znakomite scherzo, szybki i kontrastowy finał. Bardzo "czeska" jak chodzi o melodie.
V - jeszcze lepsza wersja III, przynajmniej nikt nie opowiada, że "wagnerowska". Przywołany wyżej Dave Hurwitz uważa, że to V jest wzorem dla symfonii Brahmsa, co potem negowali niemieccy autorzy, przypisując Dvorakowi wtórność wobec Brahmsa. I ma rację, z jednym zastrzeżeniem, Brahmsa symfonie są dużo nudniejsze.
VIII - jeszcze lepsza wersja IV, też świetne scherzo i radosny finał.
VII - jedyna naprawdę "mroczna", poważna, dramatyczna symfonia Dvoraka. Inne też są molowe, ale ogólnie radosne, w tej powaga jest do końca. Nie słuchajcie, że to najbardziej "brahmsowska", Brahms nigdzie nie osiąga takiego dramatyzmu - ja tam raczej słyszę materiał gdzieś bardziej z Requiem Mozarta, oczywiście bardzo przetworzony, żadne plagiaty.
IX "z Nowego Świata" - absolutnie najlepsza, wg mnie top 3 symfonii w ogóle (nie tylko Dvoraka). Znakomicie wykorzystane ludowe melodie, tym razem ze Stanów, świetna instrumentacja, mimo sporych rozmiarów jest bardzo spójna.
Od czego zacząć? Tym razem nie będę polecał "od kawałków", to bez sensu. Symfonie Dvoraka mają zbyt dobrą formę, żeby to rozdzielać, jeśli posłuchacie tylko fragmentu, to on traci, tak, jakby oglądać detale na kolumnadzie wokół placu św. Piotra, a nie zobaczyć całości. Ale: tym razem są krótsze (niż Mahlera), więc przez 40 minut może nie dopadnie Was nuda.
Można wybrać dwie drogi (1) albo zacząć od najlepszych, bo one są całkiem przystępne, nie wymagają żadnego "osłuchania" czy coś, ale wtedy wiedzcie, że już potem nic aż takiego nie usłyszycie, wtedy oczywiście trzy ostatnie + koncert wiolonczelowy, (2) zacząć od mniej znanych i prześledzić rozwój, na koniec usłyszeć najlepsze.
Jeśli ktoś jednak uznaje, że 40 minut na początek to za dużo:
Konkretnych wykonań ... nie polecam Serio nie słyszałem jakichś naprawdę złych wykonań Dvoraka, więc nie przesadzajmy. Ja lubię początkowe pod Rowickim, V i IX pod Kubelikiem, VIII pod Sawallischem, VII pod Harnoncourtem, ale nie ma się co uprzedzać. Wszystko powinno być na yt i spotify.
A tego nie polecaleś? Bo mam zapisane a nie wiem skąd.
Tak, bo mi się żal gościa zrobiło, że się stara, a ma bardzo mało odsłon.
Ja z jego kanału widziałem może ze 2 filmy, bo dla mnie to są oczywistości, ale dla początkujących może być bardzo pomocny.
To jest fajne, polski zespół spiewa: