Nie potrafię uznać odpowiedzialności na zasadzie ryzyka za właściwy reżim mojej odpowiedzialności wobec stwórcy, w szczególności mając na uwadze rodzaj ewentualnej sankcji
rozum.von.keikobad napisal(a): To na poważnie? Pamiętam takie małżeństwo z akt. To był znany koleś, oczywiście nie dowiecie się kto (tajemnica i te sprawy), a opis pierwszej części małżeństwa już dał Jorge. A druga część małżeństwa? Rozwód z winy żony. I tyle na temat macho wybierającego (kupującego?) właściwą laskę. Szczerze, jeśli ich nic więcej nie łączy poza jej zapachem i jego kasą to uczciwiej jest zapłacić prostytutce.
Tak na szybko, kojarzę takie dwa małżeństwa. Oczywiście pewne proporcje trzeba zachować, to nie są jacyś giganci finansowi, ale dobrze sytuowani ludzie. Dziewczynki zrobione, wymuskane, pod kopułką zbyt dużo nie ma. Odpowiednio postraszone i zdyscyplinowane możliwością utraty ptasiego mleczka już na początku związku, później bardzo realnie patrzą na rzeczywistość. I piszę bardzo poważnie, to są naprawdę udane małżeństwa, a trwają już kilkanaście lat. A te babki też stają na wysokości zadania, dzieci ogarnięte, domy zadbane, nawet jeżeli czyimiś rękoma, to jednak dopilnowane. Okazuje się że odpowiednia motywacja czyni cuda.
przemk0 napisal(a): Inne spojrzenie na ten sam temat. Z punktu widzenia teologii katolickiej dominująca aktywna rola leży zawsze po stronie mężczyzny, jak również rola odpowiedzialnego za los małżeństwa. Innymi słowy jeżeli żona cię opuści to Pan Bóg nie wnikając czyja wina zapyta cię dlaczego do tego dopuściłeś. Świadomość takiej organizacji świata ma nam mężczyznom ułatwić życie, tzn. pozbawić złudzeń co do możliwości zwalenia odpowiedzialności za cokolwiek. Dokładnie to zrobił Chrystus - wziął odpowiedzialność. A wcześniej Józef, itd.
Pan Bóg nie badający winy tylko karzący za skutek (wynikający z działań innej osoby) to wizja bardzo, bardzo, bardzo odległa od chrześcijaństwa? Można poznać źródła takich twierdzeń - konkretny dokument, konkretny ksiądz itd.
Z Twoich i Kanii wizji wychodzi niebezpieczna wizja, która "do życia" sprowadzałaby się do następującego rozwiązywania kwestii odpowiedzialności: - mężczyzna zdradza - co za łajdak, jego wina! - kobieta zdradza - źle sobie wybrał żonę, jego wina!
Feminizm ubrany w opakowanie dziewiętnastowiecznej konwencji.
Albo idźmy dalej, w Buddenbrookach jest przytoczony przepis, zakładam prawdziwy, hamburskiego prawa cywilnego. Przyczyną rozwodu jest niezdolność utrzymania żony przez męża. Bardzo protestancka wizja, taka właśnie z pełną odpowiedzialnością męża. W KKK tego nie przeczytamy.
przemk0 napisal(a): Dokładnie to zrobił Chrystus - wziął odpowiedzialność. A wcześniej Józef, itd.
I jeszcze A Maryja też wzięła odpowiedzialność? Anioł nie przyszedł do Józefa go zapytać. Jemu przyszedł powiedzieć, Józef nic nie mówi w Ewangeliach. Nikt nie neguje odpowiedzialności mężczyzny przecież, ale nie negujmy też wolnej woli i związanej z tym odpowiedzialności kobiet.
No, a z drugiej strony doskonale znam inną sytuację, kiedy chłop całkiem nieźle sytuowany, ożenił się z dziewczyną o 6 lat młodszą (a to było jak mieliśmy po 30 lat, wydawało nam się że duża różnica), tak trochę śmierdziało, że jednak kaska miała znaczenie. Małżeństwo było do bani, z różnych przyczyn, zbyt mi bliska osoba, żeby pisać o detalach. Ale w pewnym momencie tego kolegi rodzina cała zbankrutowała, co się udało sprzedać to się udało, resztę pozabierali, długi do końca życia. Sytuacja teraz wygląda tak, że trochę kaski udało się na żonę przemycić, starczyło na połówkę bliźniaka i wyposażenie gabinetu stomatologicznego. Układ się zmienił totalnie, ten kolega po prostu został w domu (bo się w sumie nie bardzo do czegoś nadaje) i wychowuje syna, żona pracuje. I nagle to się zrobiło dobre małżeństwo, dogadali się i chyba taki układ im pasuje. W każdym razie jest dużo lepiej niż kiedyś.
Też musimy tutaj patrzeć na wszystko trochę z punktu widzenia epoki. Przez lata, wieki było tak, że kobieta zamężna miała ograniczoną zdolność do czynności prawnych. To nie jest prawniczy detal, że musisz na wszystkie czynności z zewnętrznym światem mieć zgodę męża, a mąż twojej nie musi. Nawet posagiem zarządzał mąż (co nie znaczy że kobiety w niższych klasach nie pracowały zarobkowo, bo praca a decyzje to inne kwestie). W takiej sytuacji odpowiedzialność za los przede wszystkim materialny mężczyzny jest oczywista i niekwestionowana. Dzisiaj jest jednak zupełnie inaczej, każdy zarabia i każdy może zarządzać pieniędzmi. Możemy oczywiście żyć sobie w świecie XIX-wiecznych teorii, ale rzeczywistości to nie zmieni. Skoro są prawa, jest i odpowiedzialność.
Dlatego nie rozciągałbym tej wielowiekowej kwestii odpowiedzialności głównie materialnej na kwestie moralnego czy duchowego powodzenia małżeństwa. Chrześcijaństwo jest oparte na indywidualnej odpowiedzialności moralnej każdego dziecka Bożego.
JORGE napisal(a): No, a z drugiej strony doskonale znam inną sytuację, kiedy chłop całkiem nieźle sytuowany, ożenił się z dziewczyną o 6 lat młodszą (a to było jak mieliśmy po 30 lat, wydawało nam się że duża różnica), tak trochę śmierdziało, że jednak kaska miała znaczenie. Małżeństwo było do bani, z różnych przyczyn, zbyt mi bliska osoba, żeby pisać o detalach. Ale w pewnym momencie tego kolegi rodzina cała zbankrutowała, co się udało sprzedać to się udało, resztę pozabierali, długi do końca życia. Sytuacja teraz wygląda tak, że trochę kaski udało się na żonę przemycić, starczyło na połówkę bliźniaka i wyposażenie gabinetu stomatologicznego. Układ się zmienił totalnie, ten kolega po prostu został w domu (bo się w sumie nie bardzo do czegoś nadaje) i wychowuje syna, żona pracuje. I nagle to się zrobiło dobre małżeństwo, dogadali się i chyba taki układ im pasuje. W każdym razie jest dużo lepiej niż kiedyś.
JORGE>
Ja przeczytałem dziesiątki akt rozwodowych i mam swoje przemyślenia na temat głównych przyczyn rozpadów. Żona mająca nadmierne oczekiwania finansowe wobec męża, któremu nie wychodzi, jest w czołówce.
A Śniadoch, na szybko wygóglałem, że trads indultowy (IDP). To wiele wyjaśnia, bo w obecnym KKK tego nie przeczytamy. Słusznie Papież wziął ich za mordę.
Czytałem wyniki badań z juesej. Chyba z 90% rozwodów ma przyczyny finansowe. Nie w sensie biedy, ale "niedogadywania się" w tej materii. On chce oszczędzać, ona śmiga po supermarketach, etc.
Jeśli faktycznie niczego (choćby bezwiednie) nie przekręciłeś i są księża, którzy opowiadają o: 1. odpowiedzialności moralnej z pominięciem winy 2. braku odpowiedzialności kobiet za małżeństwo
to się nadaje do biskupa, żeby się nimi poważnie zajął, bo w KKK stoi co innego.
Jeszcze taki cytat: Na drodze do tego, co stanowi ostateczną formę miłości, musi leżeć po obu stronach, tj. zarówno u mężczyzny, jak i u kobiety, wybór osoby - tej, ku której zwróci się miłość oblubieńcza i oddanie. Wybór posiada taki sam ciężar gatunkowy, jak to, do czego on prowadzi. Wybiera się wszak osobę, a wraz z nią i oblubieńczą formę miłości - wzajemne oddanie. Wybiera się drugą osobę, ale wybiera się w niej poniekąd drugie "ja", tak jakby się wybierało siebie w drugim i drugiego w sobie. Dlatego właśnie z obu stron musi mieć wybór nie tylko naprawdę osobisty charakter, ale też rzetelne znamię osobowe.
Można przemyśleć, znaleźć Autora (podkreślenia już moje), we własnym zakresie, bo myślę, że to zakończy faktycznie rozmowę.
Po przeczytaniu wpisów kolegi Jorgego stwierdzam, że jest on mizoginem i ma niezbyt realistyczną, wypaczoną wizję świata, relacji mężczyzn i kobiet. Z tego bowiem, co obserwuję, jakoś nie widzę tych hord feministek terroryzujących mężczyzn, które widzi Jorge. Widzę, że dla znanych mi osobiście kobiet ważne są rodzina, dom, dzieci. Ciekawą rzeczą, jaką zaobserwowałem już w liceum, było to, że na krytykę feminizmu pozytywnie reagowały koleżanki, a koledzy obojętnie albo negatywnie (!) To dało mi do myślenia. Podobnie dał mi do myślenia entuzjazm wobec puszczania w drzwiach itp. gestów, świadczący, że dziewczyny chyba jednak cenią takie postawy. Doprawdy, parsknąłem śmiechem, gdy przeczytałem, że " zupełnie nie rozumiem i nie zna kobiet, albo ich nie szanuję". Otóż bardzo szanuję, i właśnie w ramach szacunku pracuję nad tym, by być kimś wartościowym. Może nie znam i nie rozumiem, bo za krótko żyję, ale wydaje mi się, że chyba jednak co nieco rozumiem. Truizmem jest stwierdzenie, że kobieta jest zmienna. Jest to związane z jej cyklem biologicznym. No i właśnie dlatego, że kobieta jest zmienna, bardziej skłonna do uzewnętrzniania emocji, mężczyzna - przez kontrast - powinien być oparciem, taką "kotwicą". Powinien być stateczny, odpowiedzialny, myślący o losie rodziny, stabilny emocjonalnie. No i z postów Jorgego przebija oburzenie, że ktoś może tak uważać i tego oczekiwać! Tymczasem dla dojrzałego mężczyzny to normalka i to z własnej woli, a nie jakaś potworna pańszczyzna. Obraz świata, jaki kreuje, drastycznie rozjeżdża się z moimi obserwacjami, i - co więcej - chyba nie tylko z moimi, bo i moi rodzice mogliby się podpisać pod tym, co teraz piszę (a żyją dłużej ode mnie i mają większe doświadczenie życiowe), a i tutaj w wątku widzę kilkoro forumowiczów (i to obojga płci) widzących świat inaczej.
"mężczyzna - przez kontrast - powinien być oparciem, taką "kotwicą". Powinien być stateczny, odpowiedzialny, myślący o losie rodziny, stabilny emocjonalnie. No i z postów Jorgego przebija oburzenie, że ktoś może tak uważać i tego oczekiwać! "
A gdzie ja niby Rzchanym takie oburzenie wyraziłem ? Generalnie to my piszemy o tym samym, bo mam wrażenie że nie ? I chcę tylko zwrócić uwagę, że ja nie pokazuję mojego obrazu świata. Pokazuję autentyczne historie, oczekiwania, często dramaty ludzi. Które znam z pierwszej ręki, albo zostały mi przestawione w ramach wymiany poglądów, spostrzeżeń (również specjalistów). Wątpliwość może być tylko jedna, na ile próbka, na ile wycinek rzeczywistości, którą ja znam jest miarodajny dla ogółu społeczeństwa. Może faktycznie żyje w jakimś chorym świecie ? Problem w tym, że znam mnóstwo ludzi i to z bardzo różnych, często skrajnie odmiennych środowisk. Staram się również pod pewnymi aspektami oglądać rzeczywistość medialną. Powiem tak, mało rzeczy jestem bardziej pewien niż główny temat wątku. Problem jednak jest w tym, czy kolega mnie dobrze zrozumiał ? (bo z cytatu wynika, że chyba nie bardzo).
przemk0 napisal(a): Siłownia to kuźnia egocentryków i narcyzów, biegać można po parku a ćwiczyć na drążkach i małpich gajach stawianych teraz wszędzie. Ćwiczenia na siłowni są dobre dla rekonwalescentów, wyłącznie.
Potwierdzam.
Rozum także BARDZO OK w tomacie odpowiedzialności.
Bóg dał człowiekowi wolną wolę. Zarówno niewiasta jak i mężczyzna ją posiada i ma prawo i przywilej jej używać.
przemk0 napisal(a): Siłownia to kuźnia egocentryków i narcyzów, biegać można po parku a ćwiczyć na drążkach i małpich gajach stawianych teraz wszędzie. Ćwiczenia na siłowni są dobre dla rekonwalescentów, wyłącznie.
veto!
to chyba z jakiś polskich filmów sprzed dwudziestu lat obraz...
W Piekarach (oficjalnie 54000 mieszkańcó) nie ma siłowni pod chmurką, biegać również (bezpiecznie) nie za bardzo gdzie). Siłownia kilometr ode mnie - na poziomie- dla sportowców również.
Chodziłem na siłownię w Szkocji, kiedy mnie zaskoczyło, że tam wogóle "osiłków" nie ma.
== Poza tym przeczytałem dyskusję i... odpadam, nie rozumiem o czym jest.
Skoro dyskusja już jest o niczym, to i ja dodam swobodną obserwację nt. pewnej refleksji. Owoż, słuchałem-ci ja kiedyś Radio Maryja i jednemu księdzu tamtejszemu z młodej piersi się wyrwało, co następuje: "Była u nas pielgrzymka pań z jakiejś parafii i na koniec wypowiedzi pozdrawiały na antenie kogo chciały, no to pozdrowiły księdza, koleżanki z kółka różańcowego, kogoś tam. Żadna nie pozdrowiła męża. Różnie bywa, może akurat wszystkie były wdowami albo pannami, ale na moje księdzowskie oko coś tu nie sztymuje."
Pamiętam jak dawno temu ksiądz wyraźnie wskazał paniom okOpanym w ławkach aby miast przesiadywac godzinami w kosciele i klepały zdrowaśki bardziej zainteresowały się swoimi rodzinami i mężami.
No to ja przez przekorę powołam się na inakszą audycję. Otóż jakieś dobre kilkanaście lat temu na TVN-ie był taki program o tytule bodajże "Dla ciebie wszystko". Nie oglądałem go, ale widywałem zwiastuny. Ogólnie chodziło o to, że startujący miał przyjąć jakieś ciężkie wyzwanie po to, by jego "druga połówka" coś zyskała (chyba nagrodę). No i było tam jeżdżenie samochodem po zamarzniętym (zapewne nie do końca) jeziorze, schodzenie ze sprzętem wspinaczkowym do jakiejś jaskini i takie tam. Tym, co zwróciło moją uwagę, zdziwiło i zaniepokoiło, był fakt, że bohaterami, a raczej bohaterkami rzeczonego programu były same kobiety! Nie było tam żadnego mężczyzny! Oczywiście, jak już wspominałem, nie oglądałem tego programu, może jednak jacyś mężczyźni tam byli, ale i tak było to dziwne.
Co do tego, co pisze Jorge - jak widać, jakoś nasze obserwacje się nie pokrywają. Może to inny sposób patrzenia, a może inni znajomi? Przez moment pomyślałem, że to może kwestia geografii, ale awatar kolegi Jorgego przypomniał mi, że on też jest ze wschodu. Jednakże Białystok to bądź co bądź duże miasto i w tym tkwi przyczyna różnic? Ja bowiem pochodzę z małego miasta i większość znajomych pochodzi z niego, z innych mniejszych miast albo ze wsi. To może być wyjaśnienie. Tak się bowiem składa, że dwie znajome, które kojarzę z niezbyt poukładanego życia osobistego, pochodziły akurat z dużego miasta. Może to o to chodzi?
Eden napisal(a): Ta dyskusja jest o Nitschem kolego romeck. Albo o dupie Maryny jak wolisz
- dyskusja jest o męstwie i jego współczesnym deficycie oraz o tym, kto jest temu winny - na razie ustalono (mam taką nadzieję), że męstwo wiąże się z przyjęciem odpowiedzialności i podejmowaniem decyzji za siebie i innych
przemk0 napisal(a): Siłownia to kuźnia egocentryków i narcyzów, biegać można po parku a ćwiczyć na drążkach i małpich gajach stawianych teraz wszędzie. Ćwiczenia na siłowni są dobre dla rekonwalescentów, wyłącznie.
Potwierdzam.
Rozum także BARDZO OK w tomacie odpowiedzialności.
Bóg dał człowiekowi wolną wolę. Zarówno niewiasta jak i mężczyzna ją posiada i ma prawo i przywilej jej używać.
oczywiście, tego nikt nie kwestionuje, ale nie o tym tutaj mowa
Szturmowiec.Rzplitej napisal(a): Skoro dyskusja już jest o niczym, to i ja dodam swobodną obserwację nt. pewnej refleksji. Owoż, słuchałem-ci ja kiedyś Radio Maryja i jednemu księdzu tamtejszemu z młodej piersi się wyrwało, co następuje: "Była u nas pielgrzymka pań z jakiejś parafii i na koniec wypowiedzi pozdrawiały na antenie kogo chciały, no to pozdrowiły księdza, koleżanki z kółka różańcowego, kogoś tam. Żadna nie pozdrowiła męża. Różnie bywa, może akurat wszystkie były wdowami albo pannami, ale na moje księdzowskie oko coś tu nie sztymuje."
Mężatki pewnie w tym czasie gotowały obiad, przewijały pieluchy albo pomagały dzieciom w nauce. Byłem przez 2 lata w zarządzie stowarzyszenia, to wiadomo nie jest grupa pielgrzymkowa, no ale jednak stowarzyszenie jakoś tam około-kościelne i największy pożytek był z panien, kawalerów, wdów i ewentualnie osób z odchowanym dorosłym potomstwem. Nawiasem mówiąc na forumkach było to samo, przynajmniej w odniesieniu do kobiet.
Szturmowiec.Rzplitej napisal(a): Skoro dyskusja już jest o niczym, to i ja dodam swobodną obserwację nt. pewnej refleksji. Owoż, słuchałem-ci ja kiedyś Radio Maryja i jednemu księdzu tamtejszemu z młodej piersi się wyrwało, co następuje: "Była u nas pielgrzymka pań z jakiejś parafii i na koniec wypowiedzi pozdrawiały na antenie kogo chciały, no to pozdrowiły księdza, koleżanki z kółka różańcowego, kogoś tam. Żadna nie pozdrowiła męża. Różnie bywa, może akurat wszystkie były wdowami albo pannami, ale na moje księdzowskie oko coś tu nie sztymuje."
Otóż dopowiem historią: byłem na zamkniętych rekolekcjach. I było o "popularnych" ucieczkach od krzyża który trzeba nieść, ale się nie chce. Ten krzyż to czasem zwykłe, szare. może i nudne ale nie ekscytujące małżeństwo (po latach). I że tą ucieczką jest.... kółko różańcowe/insze kółko parafialne, które w pernym momencie staje się ucieczką od życia....
O, nie doczytałem kolegi... Choć mój post również tyczy się mężczyzn i z ich popularnymi ucieczkami.
fatuswombatus napisal(a): Pamiętam jak dawno temu ksiądz wyraźnie wskazał paniom okOpanym w ławkach aby miast przesiadywac godzinami w kosciele i klepały zdrowaśki bardziej zainteresowały się swoimi rodzinami i mężami.
przemk0 napisal(a): Dokładnie to zrobił Chrystus - wziął odpowiedzialność. A wcześniej Józef, itd.
I jeszcze A Maryja też wzięła odpowiedzialność? Anioł nie przyszedł do Józefa go zapytać. Jemu przyszedł powiedzieć, Józef nic nie mówi w Ewangeliach. Nikt nie neguje odpowiedzialności mężczyzny przecież, ale nie negujmy też wolnej woli i związanej z tym odpowiedzialności kobiet.
Maryja i Józef są doskonałym przykładem relacji męża i żony. Bo ostatecznie to Józef (słuchając głosu sumienia, głosu Boga) podejmuje decyzję, że przyjmie Maryję jako małżonkę. Potem decyduje o podróży do Betlejem, później o ucieczce do Egiptu, podejmuje decyzje za obydwoje (troje). A wiele lat później... uczeń wziął Maryję do siebie. Tzn. podjął decyzję. Nikt tu nie neguje wolnej woli kobiety.
Polecana lektura: "Promieniowanie ojcostwa" Karola Wojtyły.
Komentarz
JORGE>
Można poznać źródła takich twierdzeń - konkretny dokument, konkretny ksiądz itd.
Z Twoich i Kanii wizji wychodzi niebezpieczna wizja, która "do życia" sprowadzałaby się do następującego rozwiązywania kwestii odpowiedzialności:
- mężczyzna zdradza - co za łajdak, jego wina!
- kobieta zdradza - źle sobie wybrał żonę, jego wina!
Feminizm ubrany w opakowanie dziewiętnastowiecznej konwencji.
Albo idźmy dalej, w Buddenbrookach jest przytoczony przepis, zakładam prawdziwy, hamburskiego prawa cywilnego. Przyczyną rozwodu jest niezdolność utrzymania żony przez męża. Bardzo protestancka wizja, taka właśnie z pełną odpowiedzialnością męża. W KKK tego nie przeczytamy.
Nikt nie neguje odpowiedzialności mężczyzny przecież, ale nie negujmy też wolnej woli i związanej z tym odpowiedzialności kobiet.
JORGE>
Dzisiaj jest jednak zupełnie inaczej, każdy zarabia i każdy może zarządzać pieniędzmi. Możemy oczywiście żyć sobie w świecie XIX-wiecznych teorii, ale rzeczywistości to nie zmieni. Skoro są prawa, jest i odpowiedzialność.
Dlatego nie rozciągałbym tej wielowiekowej kwestii odpowiedzialności głównie materialnej na kwestie moralnego czy duchowego powodzenia małżeństwa. Chrześcijaństwo jest oparte na indywidualnej odpowiedzialności moralnej każdego dziecka Bożego.
Mówię w uproszczeniu, nie mam czasu tego rozwijać, ani w sumie potrzeby.
A Śniadoch, na szybko wygóglałem, że trads indultowy (IDP). To wiele wyjaśnia, bo w obecnym KKK tego nie przeczytamy. Słusznie Papież wziął ich za mordę.
Skoro mężczyzna ma ponosić całkowicie odpowiedzialność to oczywiście jasne jest, że ma nad swoją żoną włądzę absolutną.
"Dzielna niewiasta jest koroną swojego męża".
Jeśli faktycznie niczego (choćby bezwiednie) nie przekręciłeś i są księża, którzy opowiadają o:
1. odpowiedzialności moralnej z pominięciem winy
2. braku odpowiedzialności kobiet za małżeństwo
to się nadaje do biskupa, żeby się nimi poważnie zajął, bo w KKK stoi co innego.
Jeszcze taki cytat:
Na drodze do tego, co stanowi ostateczną formę miłości, musi leżeć po obu stronach, tj. zarówno u mężczyzny, jak i u kobiety, wybór osoby - tej, ku której zwróci się miłość oblubieńcza i oddanie. Wybór posiada taki sam ciężar gatunkowy, jak to, do czego on prowadzi. Wybiera się wszak osobę, a wraz z nią i oblubieńczą formę miłości - wzajemne oddanie. Wybiera się drugą osobę, ale wybiera się w niej poniekąd drugie "ja", tak jakby się wybierało siebie w drugim i drugiego w sobie. Dlatego właśnie z obu stron musi mieć wybór nie tylko naprawdę osobisty charakter, ale też rzetelne znamię osobowe.
Można przemyśleć, znaleźć Autora (podkreślenia już moje), we własnym zakresie, bo myślę, że to zakończy faktycznie rozmowę.
Z tego bowiem, co obserwuję, jakoś nie widzę tych hord feministek terroryzujących mężczyzn, które widzi Jorge. Widzę, że dla znanych mi osobiście kobiet ważne są rodzina, dom, dzieci. Ciekawą rzeczą, jaką zaobserwowałem już w liceum, było to, że na krytykę feminizmu pozytywnie reagowały koleżanki, a koledzy obojętnie albo negatywnie (!) To dało mi do myślenia. Podobnie dał mi do myślenia entuzjazm wobec puszczania w drzwiach itp. gestów, świadczący, że dziewczyny chyba jednak cenią takie postawy. Doprawdy, parsknąłem śmiechem, gdy przeczytałem, że " zupełnie nie rozumiem i nie zna kobiet, albo ich nie szanuję". Otóż bardzo szanuję, i właśnie w ramach szacunku pracuję nad tym, by być kimś wartościowym. Może nie znam i nie rozumiem, bo za krótko żyję, ale wydaje mi się, że chyba jednak co nieco rozumiem. Truizmem jest stwierdzenie, że kobieta jest zmienna. Jest to związane z jej cyklem biologicznym. No i właśnie dlatego, że kobieta jest zmienna, bardziej skłonna do uzewnętrzniania emocji, mężczyzna - przez kontrast - powinien być oparciem, taką "kotwicą". Powinien być stateczny, odpowiedzialny, myślący o losie rodziny, stabilny emocjonalnie. No i z postów Jorgego przebija oburzenie, że ktoś może tak uważać i tego oczekiwać! Tymczasem dla dojrzałego mężczyzny to normalka i to z własnej woli, a nie jakaś potworna pańszczyzna. Obraz świata, jaki kreuje, drastycznie rozjeżdża się z moimi obserwacjami, i - co więcej - chyba nie tylko z moimi, bo i moi rodzice mogliby się podpisać pod tym, co teraz piszę (a żyją dłużej ode mnie i mają większe doświadczenie życiowe), a i tutaj w wątku widzę kilkoro forumowiczów (i to obojga płci) widzących świat inaczej.
A gdzie ja niby Rzchanym takie oburzenie wyraziłem ? Generalnie to my piszemy o tym samym, bo mam wrażenie że nie ? I chcę tylko zwrócić uwagę, że ja nie pokazuję mojego obrazu świata. Pokazuję autentyczne historie, oczekiwania, często dramaty ludzi. Które znam z pierwszej ręki, albo zostały mi przestawione w ramach wymiany poglądów, spostrzeżeń (również specjalistów). Wątpliwość może być tylko jedna, na ile próbka, na ile wycinek rzeczywistości, którą ja znam jest miarodajny dla ogółu społeczeństwa. Może faktycznie żyje w jakimś chorym świecie ? Problem w tym, że znam mnóstwo ludzi i to z bardzo różnych, często skrajnie odmiennych środowisk. Staram się również pod pewnymi aspektami oglądać rzeczywistość medialną. Powiem tak, mało rzeczy jestem bardziej pewien niż główny temat wątku. Problem jednak jest w tym, czy kolega mnie dobrze zrozumiał ? (bo z cytatu wynika, że chyba nie bardzo).
JORGE>
Rozum także BARDZO OK w tomacie odpowiedzialności.
Bóg dał człowiekowi wolną wolę. Zarówno niewiasta jak i mężczyzna ją posiada i ma prawo i przywilej jej używać.
to chyba z jakiś polskich filmów sprzed dwudziestu lat obraz...
W Piekarach (oficjalnie 54000 mieszkańcó) nie ma siłowni pod chmurką, biegać również (bezpiecznie) nie za bardzo gdzie). Siłownia kilometr ode mnie - na poziomie- dla sportowców również.
Chodziłem na siłownię w Szkocji, kiedy mnie zaskoczyło, że tam wogóle "osiłków" nie ma.
==
Poza tym przeczytałem dyskusję i... odpadam, nie rozumiem o czym jest.
Owoż, słuchałem-ci ja kiedyś Radio Maryja i jednemu księdzu tamtejszemu z młodej piersi się wyrwało, co następuje: "Była u nas pielgrzymka pań z jakiejś parafii i na koniec wypowiedzi pozdrawiały na antenie kogo chciały, no to pozdrowiły księdza, koleżanki z kółka różańcowego, kogoś tam. Żadna nie pozdrowiła męża. Różnie bywa, może akurat wszystkie były wdowami albo pannami, ale na moje księdzowskie oko coś tu nie sztymuje."
Co do tego, co pisze Jorge - jak widać, jakoś nasze obserwacje się nie pokrywają. Może to inny sposób patrzenia, a może inni znajomi? Przez moment pomyślałem, że to może kwestia geografii, ale awatar kolegi Jorgego przypomniał mi, że on też jest ze wschodu. Jednakże Białystok to bądź co bądź duże miasto i w tym tkwi przyczyna różnic? Ja bowiem pochodzę z małego miasta i większość znajomych pochodzi z niego, z innych mniejszych miast albo ze wsi. To może być wyjaśnienie. Tak się bowiem składa, że dwie znajome, które kojarzę z niezbyt poukładanego życia osobistego, pochodziły akurat z dużego miasta. Może to o to chodzi?
- na razie ustalono (mam taką nadzieję), że męstwo wiąże się z przyjęciem odpowiedzialności i podejmowaniem decyzji za siebie i innych
Byłem przez 2 lata w zarządzie stowarzyszenia, to wiadomo nie jest grupa pielgrzymkowa, no ale jednak stowarzyszenie jakoś tam około-kościelne i największy pożytek był z panien, kawalerów, wdów i ewentualnie osób z odchowanym dorosłym potomstwem. Nawiasem mówiąc na forumkach było to samo, przynajmniej w odniesieniu do kobiet.
byłem na zamkniętych rekolekcjach.
I było o "popularnych" ucieczkach od krzyża który trzeba nieść, ale się nie chce.
Ten krzyż to czasem zwykłe, szare. może i nudne ale nie ekscytujące małżeństwo (po latach).
I że tą ucieczką jest.... kółko różańcowe/insze kółko parafialne, które w pernym momencie staje się ucieczką od życia....
O, nie doczytałem kolegi...
Choć mój post również tyczy się mężczyzn i z ich popularnymi ucieczkami.
A wiele lat później... uczeń wziął Maryję do siebie. Tzn. podjął decyzję.
Nikt tu nie neguje wolnej woli kobiety.
Polecana lektura: "Promieniowanie ojcostwa" Karola Wojtyły.