Film Smoleńsk
Właśnie wróciłem z filmu. Na gorąco:
Minusy:
1. Film ma konwencję trochę "tetralną", albo nie wiem jak to lepiej nazwać. Ale to specyfika Krauzego - podobnie było w "Czarnym czwartku" czy "Akwarium" tegoż reżysera. Myślę że to sprawa wieku Krauzego i tego że kręci filmy dla swojej grupy wiekowej. Akcja przez to jest wolniejsza niż mogłaby być, i pewne ujęcia czy sceny bardziej pasują do sztuki teatralnej niż do filmu. Współczesnego widza to nie porwie ani nie wbije w fotel. Z drugiej strony - może to być zaleta bo widz np starszy i wrażliwszy nie przepłacze całego filmu.
2. Z tego tematu dałoby się wycisnąć zdecydowanie więcej. Podobne miałem zdanie po filmie "Faustyna", a w zasadzie nie po filmie bo najpierw widziałem film, a potem czytałem "Dzienniczek". Film momentami wręcz sielankowy a powinieć być horror.
Trochę podobne wrażenie mam po "Smoleńsku" - tak jakby autor starał się zbytnio nie zaszokować widza. A temat i to wszystko co się wokół "katastrofy" działo, uprawnia do tego by widz nie usiedział spokojnie w fotelu.
3. Gra aktorów - taka sobie szczerze mówiąc, oczywiście są lepsi i gorsi, może nie ma sensu wymieniać kto i jak, ale ogólne wrażenie jest takie że grali trochę jak w telenoweli.
4. Najmocniejszy zarzut - trochę pokrywa się z 2 a mianowicie - wielu rzeczy które powinny walnąć jak obuchem nieświadomego dotąd widza po prostu nie ma. Nie ma zespołu parlamentarnego tylko jest pojedynczy naukowiec z USA (anonimowy) który przemawia nie wiadomo na jakiej podstawie poza tym że na podstawie "badań". Rozumiem że to miał być prof Binienda, ale ani słowa kim jest, jaki ma dorobek i że nie pracował sam, tylko tych naukowców było od cholery. Nie ma całego bydła okołosmoleńskiego, owszem są tegoż bydła krótkie przebitki, ale to ani w 10% nie oddaje tego co się tam działo, a co tak dobrze widać w filmach Ewy Stankiewicz. Skala manipulacji, wrzutek medialnych, zwykłych kłamstw - tego wszystkiego nie ma, jest bardzo ogólnie i powierzchownie jak na skalę tego co się faktycznie działo.
Plusy:
1. Film dobrze zaczyna i buduje napięcie. Dobry wybór ukazania historii od strony dziennikarki, która jest ogniwem machiny medialnej, która to machina nie szuka prawdy, tylko jest zainteresowana utaplaniem prezydenta i jego ekipy w gównie i zamknięcia sprawy.
2. Bardzo dobre przypomnienie Gruzji oraz słowo w słowo sceny z gruzińskiego Majdanu. Zabrakło tylko informacji że ta scena nigdy nie została pokazana w żadnej telewizji ogólnodostępnej w Polsce co najmniej do śmierci Prezydenta.
3. Film ukazuje dużo faktów, także tych maksymalnie obśmianych jak trotyl. Doprawdy przezabawne było oglądać raz jeszcze (a to scena nie nakręcona na potrzeby filmu a fragment faktycznej konferencji o trotylu) tłumaczenia członka komisji Millera, że urzadzenia wykazały trotyl, ale to wcale nie oznacza że tam był trotyl, choć to zrozumiałe że może tak wyglądać, ale zapewne go tam nie było:)
Pisałem że dużo pomija - owszem, ale dużo przypomina. Wszystkiego upchać się nie dało, co do wyboru co wzięto a co pominięto - dyskutowałbym, ale mniejsza. Widz który tego nie śledził będzie zdumiony wieloma rzeczami. Ja tą sprawą żyłem ponad dwa lata więc dla mnie wielu rzeczy zabrakło i kilka można było pominąć a wrzucić inne, ale mniejsza. Ten film to z grubsza najlepsze kompendium w dwie godziny, lepszy byłby chyba tylko film stricte dokumentalny.
4. Film wzrusza. Może mógłby bardziej, ale wzrusza. Jest słynna muzyka Michała Lorenca, którą puszczano w telewizji tuż po katastrofie. Jest kondukt, jest pogrzeb, jest słynny wylot Casy z ciałami pary prezydenckiej. Wszystko się przypomniało.
Podsumowanie (moje subiektywne oczywiście) - dobrze że film jest. Mam nadzieję że nie ostatni, że Krauze rozbroił bombę i następni reżyserzy podejdą do tematu śmielej. Może nawet zagraniczni, bo w sumie idealnie byłoby, gdyby rzetelny film zrobili np Amerykanie albo Brytyjczycy - tam zapewne reżyser nie dostawałby pogróżek, a aktorzy nie odmawialiby jak zaślepiony nienawiścią Opania na ten przykład.
Frekwencja - zaskakująco duża. Tyle ludzi to na Bournie nie było, a Smoleńsk miał 6 seansów dziś. Dodajmy co nie bez znaczenia że Legia dziś grała pierwszy od 20 lat mecz polskiej drużyny w Lidze Mistrzów -sam zastanawiałem się czy nie pójść jutro, ale dziś się złożyło, a jutro mogłoby się nie złożyć więc poszedłem dziś.
Jeszcze o filmie - ja życzę sobie thrillera, który przybija widza do fotela, rozrywa mu duszę i nie pozwala się po obejrzeniu podnieść o własnych siłach. Coś jak film "Plac zbawiciela" na którym byłem w kinie i po dialogu synowej z teściową jakiejś pani na sali kinowej wyrwało się (bo nie mogła znieść traktowania synowej przez teściową) spontaniczne "kurwa zaraz jebnę tej lasce".
"Smoleńsk" taki nie jest - przez to zapewne strawniejszy dla przeciętnego widza, trochę teatralny, trochę naiwny (jak np rodziny ofiar dwa lata po katastrofie niby zadają pytanie po co Rosjanie orają miejsce rozbicia samolotu - no sorry, ale dwa lata po tym to każdy widział dziesiątki przypadków mataczenia i zacierania śladów), trochę jakby z połowy ubiegłego stulecia. Trochę nakręcony dla widza który wie o co chodzi, wie że Kaczyński był znienawidzony (z filmu się nie dowie dlaczego), wie że rząd i media były zainteresowane zamieceniem sprawy pod dywan (z filmu nie wynika ani że ani dlaczego tak było).
Jednak film ma swoją siłę, odgrzewa emocje, ma dobre momenty no i - jak śmie! - kwestionuje i to mocno oficjalną wersję i wyniki "śledztwa". A w zasadzie obnaża ich bezsens. I co ważne - przypomina ofiary które zginęły PO KATASTROFIE.
"Czyli co, brzoza na wysokości sześciu metrów urwała skrzydło, potem samolot obrócił się wokół własnej osi na wysokości mniejszej niż długość jednego skrzydła, a następnie spadając z kilkunastu metrów rozpadł się na tysiące kawałków?" - pyta operator.
No przeca tak było:)
A jakie Wasze wrażenia po filmie?
Minusy:
1. Film ma konwencję trochę "tetralną", albo nie wiem jak to lepiej nazwać. Ale to specyfika Krauzego - podobnie było w "Czarnym czwartku" czy "Akwarium" tegoż reżysera. Myślę że to sprawa wieku Krauzego i tego że kręci filmy dla swojej grupy wiekowej. Akcja przez to jest wolniejsza niż mogłaby być, i pewne ujęcia czy sceny bardziej pasują do sztuki teatralnej niż do filmu. Współczesnego widza to nie porwie ani nie wbije w fotel. Z drugiej strony - może to być zaleta bo widz np starszy i wrażliwszy nie przepłacze całego filmu.
2. Z tego tematu dałoby się wycisnąć zdecydowanie więcej. Podobne miałem zdanie po filmie "Faustyna", a w zasadzie nie po filmie bo najpierw widziałem film, a potem czytałem "Dzienniczek". Film momentami wręcz sielankowy a powinieć być horror.
Trochę podobne wrażenie mam po "Smoleńsku" - tak jakby autor starał się zbytnio nie zaszokować widza. A temat i to wszystko co się wokół "katastrofy" działo, uprawnia do tego by widz nie usiedział spokojnie w fotelu.
3. Gra aktorów - taka sobie szczerze mówiąc, oczywiście są lepsi i gorsi, może nie ma sensu wymieniać kto i jak, ale ogólne wrażenie jest takie że grali trochę jak w telenoweli.
4. Najmocniejszy zarzut - trochę pokrywa się z 2 a mianowicie - wielu rzeczy które powinny walnąć jak obuchem nieświadomego dotąd widza po prostu nie ma. Nie ma zespołu parlamentarnego tylko jest pojedynczy naukowiec z USA (anonimowy) który przemawia nie wiadomo na jakiej podstawie poza tym że na podstawie "badań". Rozumiem że to miał być prof Binienda, ale ani słowa kim jest, jaki ma dorobek i że nie pracował sam, tylko tych naukowców było od cholery. Nie ma całego bydła okołosmoleńskiego, owszem są tegoż bydła krótkie przebitki, ale to ani w 10% nie oddaje tego co się tam działo, a co tak dobrze widać w filmach Ewy Stankiewicz. Skala manipulacji, wrzutek medialnych, zwykłych kłamstw - tego wszystkiego nie ma, jest bardzo ogólnie i powierzchownie jak na skalę tego co się faktycznie działo.
Plusy:
1. Film dobrze zaczyna i buduje napięcie. Dobry wybór ukazania historii od strony dziennikarki, która jest ogniwem machiny medialnej, która to machina nie szuka prawdy, tylko jest zainteresowana utaplaniem prezydenta i jego ekipy w gównie i zamknięcia sprawy.
2. Bardzo dobre przypomnienie Gruzji oraz słowo w słowo sceny z gruzińskiego Majdanu. Zabrakło tylko informacji że ta scena nigdy nie została pokazana w żadnej telewizji ogólnodostępnej w Polsce co najmniej do śmierci Prezydenta.
3. Film ukazuje dużo faktów, także tych maksymalnie obśmianych jak trotyl. Doprawdy przezabawne było oglądać raz jeszcze (a to scena nie nakręcona na potrzeby filmu a fragment faktycznej konferencji o trotylu) tłumaczenia członka komisji Millera, że urzadzenia wykazały trotyl, ale to wcale nie oznacza że tam był trotyl, choć to zrozumiałe że może tak wyglądać, ale zapewne go tam nie było:)
Pisałem że dużo pomija - owszem, ale dużo przypomina. Wszystkiego upchać się nie dało, co do wyboru co wzięto a co pominięto - dyskutowałbym, ale mniejsza. Widz który tego nie śledził będzie zdumiony wieloma rzeczami. Ja tą sprawą żyłem ponad dwa lata więc dla mnie wielu rzeczy zabrakło i kilka można było pominąć a wrzucić inne, ale mniejsza. Ten film to z grubsza najlepsze kompendium w dwie godziny, lepszy byłby chyba tylko film stricte dokumentalny.
4. Film wzrusza. Może mógłby bardziej, ale wzrusza. Jest słynna muzyka Michała Lorenca, którą puszczano w telewizji tuż po katastrofie. Jest kondukt, jest pogrzeb, jest słynny wylot Casy z ciałami pary prezydenckiej. Wszystko się przypomniało.
Podsumowanie (moje subiektywne oczywiście) - dobrze że film jest. Mam nadzieję że nie ostatni, że Krauze rozbroił bombę i następni reżyserzy podejdą do tematu śmielej. Może nawet zagraniczni, bo w sumie idealnie byłoby, gdyby rzetelny film zrobili np Amerykanie albo Brytyjczycy - tam zapewne reżyser nie dostawałby pogróżek, a aktorzy nie odmawialiby jak zaślepiony nienawiścią Opania na ten przykład.
Frekwencja - zaskakująco duża. Tyle ludzi to na Bournie nie było, a Smoleńsk miał 6 seansów dziś. Dodajmy co nie bez znaczenia że Legia dziś grała pierwszy od 20 lat mecz polskiej drużyny w Lidze Mistrzów -sam zastanawiałem się czy nie pójść jutro, ale dziś się złożyło, a jutro mogłoby się nie złożyć więc poszedłem dziś.
Jeszcze o filmie - ja życzę sobie thrillera, który przybija widza do fotela, rozrywa mu duszę i nie pozwala się po obejrzeniu podnieść o własnych siłach. Coś jak film "Plac zbawiciela" na którym byłem w kinie i po dialogu synowej z teściową jakiejś pani na sali kinowej wyrwało się (bo nie mogła znieść traktowania synowej przez teściową) spontaniczne "kurwa zaraz jebnę tej lasce".
"Smoleńsk" taki nie jest - przez to zapewne strawniejszy dla przeciętnego widza, trochę teatralny, trochę naiwny (jak np rodziny ofiar dwa lata po katastrofie niby zadają pytanie po co Rosjanie orają miejsce rozbicia samolotu - no sorry, ale dwa lata po tym to każdy widział dziesiątki przypadków mataczenia i zacierania śladów), trochę jakby z połowy ubiegłego stulecia. Trochę nakręcony dla widza który wie o co chodzi, wie że Kaczyński był znienawidzony (z filmu się nie dowie dlaczego), wie że rząd i media były zainteresowane zamieceniem sprawy pod dywan (z filmu nie wynika ani że ani dlaczego tak było).
Jednak film ma swoją siłę, odgrzewa emocje, ma dobre momenty no i - jak śmie! - kwestionuje i to mocno oficjalną wersję i wyniki "śledztwa". A w zasadzie obnaża ich bezsens. I co ważne - przypomina ofiary które zginęły PO KATASTROFIE.
"Czyli co, brzoza na wysokości sześciu metrów urwała skrzydło, potem samolot obrócił się wokół własnej osi na wysokości mniejszej niż długość jednego skrzydła, a następnie spadając z kilkunastu metrów rozpadł się na tysiące kawałków?" - pyta operator.
No przeca tak było:)
A jakie Wasze wrażenia po filmie?
0
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.
Komentarz
Ale
1. po zapowiedzi filmowej (trial),
2. opinii syna (interesuje się filmami, reżyserią, historią kina - dzięki jednemu belfrowi w szkole (katolickiej)) jest druzgocząca:na film pójdę jako na fabularyzowany dokument.
Tak seneda, pane Havranek... i dlatego większość tzw. "recenzji" oficjalnych trafia kulą w płot.
A nieoficjalnie? Po "naszej" stronie film budzi silne emocje. Powtarza raz jeszcze to, przez co przechodziliśmy przez pierwsze 3 lata po tragedii. Również na płaszczyźnie stawianych sobie pytań i wysiłku dochodzenia do prawdy. Po stronie "przeciwnej" - choć sam film jest mocno stonowany - budzić musi zrozumiałą agresję. Bo demontuje zorganizowane kłamstwo, w którym praktycznie każdy z "tamtej strony" miał swój większy lub mniejszy udział. A co z ludźmi "stojącymi z boku"? Trudno powiedzieć. Istnieje ryzyko - duże ryzyko - niezrozumienia. Wynikające głównie z tego, że ludzie postronni nie zdają sobie sprawy z tego, jak bardzo dokumentalnym jest ten fabularny film...
Ocena gry aktorki pierwszoplanowej jest prosta - babka gra słabo. Naprawdę słabo, podobnie jak jej kolega kamerzysta. Dobrze gra Zelnik i Marek Bukowski, tyle że na ekranie jest ich mało. Poprawnie gra para prezydencka, ale teatralnie i przedwojennie -dzisiejszy widz (szczególnie młody) nie kupi tego.
A co do stonowania filmu, to to jest jego wada. Przecież wiadomo, że Krauzego usmażą tak czy inaczej, podobnie jak aktorów i wszystkich zaangażowanych w film. Skoro już się podjęli, należało jechać po całości - i tak nie spotkałoby ich nic gorszego niż już spotkało albo spotka.
Plus jest taki, że film pokazuje sprawy tak jak było - jest Gruzja, jest Michniewicz, jest gra na rozdzielenie wizyt, jest pełna profeska pilotów, jest seria "samobójstw" po katastrofie, jest bydło wokół pogrzebu i krzyża, jest kurestwo mediów i nic w oficjalnych ustaleniach nie trzyma się kupy. To jest plus niezaprzeczany i dlatego film budzi wkurw mainstreamu.
No nie bardzo się zgadzam - dziś jest internet, osoba minimalnie zainteresowana szybko sobie wszystko sama znajdzie. Paradoksalnie pomógł mainstream uwydatniając że operator który był pierwszy na miejscu wcale nie zginął - a skoro tylko to uwypuklili, to znaczy że reszta się zgadza.
Ale ja mam nadzieję na jedno - że Smoleńsk został odczarowany i filmów o nim będzie więcej. Dla każdego coś miłego -sensacja, fabularyzowany dokument, może być nawet historia miłosna ze Smoleńskiem w tle - wszystko jedno, byle by się wzięto za to porządnie i byleby nie były to filmy w rodzaju Wajdy o Wałęsie.
Każdy znajdzie wtedy coś dla siebie bo naprawdę ten temat aż sie prosi by go ograć co najmniej na kilka sposobów, i by wszelkie manipulacje, samobójstwa itp weszły do pamięci masowej. Jak Katyń.
----------------------------
"Czarny czwartek" np. pomija udział Jaruzelskiego w wydarzeniach. Ogromnie szanuję Antoniego Krauzego za to, że zrobił film o Smoleńsku, mimo wszystkiego, co go za to czekało - ale to nie jest twórca, który zrobiłby film, jakiego Kolega by (sądząc na podstawie ww. uwag) oczekiwał. To po prostu inny typ reżysera.
Przewalenie kasy, a do tego mętna postać Pawlickiego. I teraz cyrki Krauzego z autoryzacją wywiadu...
Serio, idąc do kina, ktoś uważał, że zobaczy arcydzieło?
To - oprócz geniuszu - wymaga dystansu czasowego. Tymczasem sprawa Smoleńska wciąż jeszcze trwa, ta wojna, która się zaczęła w Katyniu i w Smoleńsku 10 IV, nie jest jeszcze wcale zakończona.
Jeśli mimo to powstał dobry, niezakłamany i poprawny warsztatowo film, to czego chcieć więcej?
Rola Prezydenta Kaczyńskiego wymagała teatralności - bo to jest wielki bohater tragiczny. Jedna z najważniejszych postaci w historii Polski od momentu jej rozpoczęcia.
I nic dziwnego, że w ten klimat wpasowała się przepięknie zagrana rólka (nie rola, tam nie ma prawie tekstu słownego) Prezydentowej. Godność i wielkość - ich nie da się pokazać bez "teatralności" (w rzeczywistości chodzi raczej o wzniosłość).
http://coryllus.mobile.salon24.pl/431968,czy-urszula-domyslna-jest-zona-fym-a
A ja, ze będzie dokładnie odwrotnie:)
@KAnia: "Serio, idąc do kina, ktoś uważał, że zobaczy arcydzieło?
To - oprócz geniuszu - wymaga dystansu czasowego"
No właśnie nie bardzo - moim zdaniem dystans czasowy jest odpowiedni. Kumulacja wszystkiego nastąpiła w pierwszych trzech latach od katastrofy.
Tu nawet nie chodzi o to że Smoleńsk to nie arcydzieło, tylko chodzi o podejście do tematu.
Co do Pasikowskiego to uważam że on się do tego kompletnie nie nadaje - np film o Kuklińskim spartaczył. Nie wykorzystał ani w 50% potencjału tematu i tu byłoby podobnie. Inna sprawa że Krauze też nie.
Co do Smarzowskiego - to już bardziej, acz nie wiem jak u niego z poglądami w tej sprawie.
Idealny jak dla mnie byłby Ryszard Krauze ale poza tym że nie żyje to chyba poglądy miał zupełnie odwrotne od tych co trzeba. Natomiast warsztat i talent miał prawidłowy - że wspomnę o Placu Zbawiciela.
http://www.filmweb.pl/Jfk
http://www.filmweb.pl/film/Sztorm+na+Bałtyku-2003-97194
Bo tematyka zdaje się podobna - jeśli tak, to jak to wypada "na tle"?
„Pokłosie” mimo entuzjastycznego przyjęcia prze GW et consortes w weekend otwarcia miało 51 122 widzów czyli nawet nie połowę „Smoleńska”
Owszem, mea culpa:)
@rozum - niestety nie, ale obejrzę.
@Mania - i bardzo dobrze:)
Tomasz Ćwiklak na TT
Co do wyjścia na durnia to lepiej wyjść z małolatami na takowego niż nim być.
Konwencja i sposób nakręcenia filmu nie porwie gimbazy i nie wbije w fotel - przynajmniej 90% z nich. Natomiast bekę mogą mieć, bo jeszcze siano w głowie a film obśmiany w internetach, a co więcej, jest nawet moda na obśmiewanie filmu (co widzę po ludziach co nie byli a rechoczą).
Więc ja bym nie brał, chyba że masz ponadprzeciętnie wyrobionych uczniów z jakiejś patriotycznej klasy albo szkoły, to wtedy tak.