W czołowej tajwańskiej gazecie "Liberty Times" artykuł naczelnej, Zou Jingwen, o tym jak to Niemcy potraktowali Tajwan w kwestii szczepionek - niemiecki BionTech wstrzymał umowę o dostarczeniu wyspie Pfizera w wyniku presji Chin. Jednocześnie przedstawiciele niemieckiego rządu pisali listy do tajwańskiego rządu z prośbami o pomoc w przyspieszeniu produkcji chipów dla ich przemysłu samochodowego. Tajwański rząd mimo problemów z BionTech i mimo że producenci chipów to firmy prywatne zorganizował z nimi spotkanie by skoordynować działanie służące zwiększeniu produkcji.
W tym samym czasie niemiecki przedstawiciel na Tajwanie usłyszał od tajwańskiej minister gospodarki, że wyspa liczy na pomoc w uzyskaniu szczepionek. Ambasador obiecał sprawę do Berlina i......nic.
Tajwański rząd prosił swój biznes o współpracę. Niemieckie władze nie chciały tego zrobić wobec BionTech.
Artykuł nosi tytuł "Przestańmy przyjmować listy od Niemców". Autorka kończy stwierdzeniem że w przyszłości prośby Niemców należy traktować z mniejszą atencją i nie spieszyć się z pomocą rozwiązywaniu ich problemów.
Jakby nie mogli sprzedać przez Ukrainę albo Czechy Sprytni to oni nie są
Przemko napisal(a): Artykuł nosi tytuł "Przestańmy przyjmować listy od Niemców". Autorka kończy stwierdzeniem że w przyszłości prośby Niemców należy traktować z mniejszą atencją i nie spieszyć się z pomocą rozwiązywaniu ich problemów.
Tajwańczyków można poniekąd rozgrzeszyć, że Niemców mają daleko i nie mieli się okazji na nich poznać. Ale że historię znają słabo, to już duży błąd. No ale nie nam to wypominać, bo u nas to już zbiorowa amnezja jest.
W czołowej tajwańskiej gazecie "Liberty Times" artykuł naczelnej, Zou Jingwen, o tym jak to Niemcy potraktowali Tajwan w kwestii szczepionek - niemiecki BionTech wstrzymał umowę o dostarczeniu wyspie Pfizera w wyniku presji Chin. Jednocześnie przedstawiciele niemieckiego rządu pisali listy do tajwańskiego rządu z prośbami o pomoc w przyspieszeniu produkcji chipów dla ich przemysłu samochodowego. Tajwański rząd mimo problemów z BionTech i mimo że producenci chipów to firmy prywatne zorganizował z nimi spotkanie by skoordynować działanie służące zwiększeniu produkcji.
W tym samym czasie niemiecki przedstawiciel na Tajwanie usłyszał od tajwańskiej minister gospodarki, że wyspa liczy na pomoc w uzyskaniu szczepionek. Ambasador obiecał sprawę do Berlina i......nic.
Tajwański rząd prosił swój biznes o współpracę. Niemieckie władze nie chciały tego zrobić wobec BionTech.
Artykuł nosi tytuł "Przestańmy przyjmować listy od Niemców". Autorka kończy stwierdzeniem że w przyszłości prośby Niemców należy traktować z mniejszą atencją i nie spieszyć się z pomocą rozwiązywaniu ich problemów.
Jakby nie mogli sprzedać przez Ukrainę albo Czechy Sprytni to oni nie są Kto sprzedać czego?
14 i 15-latka odpowiedzą za kradzież rowerów wartych 1700 złotych. Policjanci zatrzymali nieletnie obywatelki Niemiec, które przebywają w Mielcu na wakacjach u rodziny. Nastolatki zostały przesłuchane, a sprawa trafiła do sądu rodzinnego, który zadecyduje o ich dalszym losie. Skradzione rowery wróciły już do właścicieli.
O kradzieży rowerów policjanci zostali powiadomieni 5 lipca br. Jak ustalili, do przestępstwa doszło pod galerią handlową przy ulicy Powstańców Warszawy w Mielcu. Zawiadamiającym o kradzieży byli rodzice dwóch chłopców w wieku około 10 lat.
Kilka dni później policjanci zostali powiadomieni przez zgłaszającego, że chłopcy, którym skradziono jednoślady, rozpoznali swoje rowery pod galerią handlową.
Funkcjonariusze, którzy przybyli na miejsce, szybko podjęli działania zmierzające do ustalenia, kto mógł przyjechać na rowerach. Po chwili policjanci zatrzymali dwie nastoletnie dziewczynki, które jak się okazało są obywatelkami Niemiec, 14 i 15-latka przebywają w Mielcu na wakacjach pod opieką 61-letniej kobiety.
Dziewczynki zostały przesłuchane przy obecności kobiety sprawującej nad nimi opiekę. Sprawa o czyn karalny, jakiego dopuściły się nastolatki, została przesłana do wydziału rodzinnego Sądu Rejonowego w Mielcu, który zadecyduje o dalszym losie nastolatek.
Niemiec nie zniża się jak wiadomo do pospolitej kradzieży jak jakiś Rom, on co najwyżej dokonuje niebinarnych aksjologicznie interpersonalnych transferów własnościowych.
Historia w stylu Łukaszenki. Na lotnisku w Berlinie, kiedy już nadałam główny bagaż, podczas kontroli bezpieczeństwa moje rzeczy, które położyłam na taśmie i czekałam na nie po przejściu bramki, nagle cofnięto, zatrzymano i od nowa sprawdzono. Pomyślałam, że tak przecież czasami się zdarza. Może zapomniałam wyciągnąć perfumy, czy inny drobiazg. Czekam dłuższy czas, bo tam dosyć dużo ludzi zatrzymywano i sprawdzano ich bagaże. Jacyś bardzo ostrożni byli ci nasi sprawdzający - powiedziała.
Kobieta była przeszukiwana. - Wreszcie pan z obsługi lotniska bierze ponownie moją torbę, patrzy na nią podejrzliwie i sprawdza raz jeszcze za pomocą jakiegoś narzędzia. A potem pokazuje mi, że będzie ją otwierał. Mówię: proszę bardzo. Chciałam mu pomóc, ale on sam otworzył. I jak otworzył, to nagle tak gwałtownie odrzucił tę torbę - oświadczyła.
Obsługa lotniska wezwała na miejsce policję: - Po długim czasie podchodzi jakaś pani, również z obsługi lotniska i staje obok mnie. Zapytałam co się stało? A ona odpowiada, że czekamy na policję. Zaskoczyło mnie to, dlaczego akurat na policję? Stoimy dalej, bo bardzo długo szedł ten policjant do nas, właściwie policjantka; to była młoda kobieta, Niemka. Czekaliśmy na nią chyba przez pół godziny. Sprawdzili to wszystko, nie było bomby, i mówią do mnie, że już mogę iść. Nie przeprosili, nie skomentowali. W tym momencie zostało 5 minut do odlotu. Nie miałam szansy zdążyć.
Białorusinka stanowczo potępiła incydent: - Ci ludzie czują bezgraniczną władzę, i mają świadomość, że nie poniosą za to żadnych konsekwencji. Niemniej nigdy się z czymś takim nie spotkałam jeszcze.
Jakiś czas temu klient mi opowiadał, ma znajomego niemca, który ma firmę dostarczającą paczki ( jedzenie albo kurierska - nie pamiętam ).
Widział się z nim ostatnio i nabijał się, "No i jak tam Ci wasi inżynierowie lekarze i tym podobni". Facet podobno na początku autentycznie wierzył, że te leniwe ciapaki to będzie wspaniały narybek dla niemiec. Obecnie raczej nie chce o tym gadać.
Pracownik niemiecki pracuje na pełny etat. Zas *były uchodźca* pracuje, kiedy chce. Przychodzi sobie raz na dwa trzy dni. I pracuje po 4-6 godzin. Minimalnie musi pracować 4h jak się decyduje. Taka umowa ;-) Praca od poniedziałku do piątku jest im nie w smak. Ma płacone za godzinę 1/4 tego co niemiec
Minimalnie 4 godziny dziennie 5 dni w tygodniu? Czyli to jest tajemnica tego wysokiego stopnia zatrudnienia tych ludzi. Jeśli ogólnie pracują to gospodarka może mieć z nich pożytek, ktoś musi wykonywać pewne niskoplatne prace.
Przemko napisal(a): Minimalnie 4 godziny dziennie 5 dni w tygodniu? Czyli to jest tajemnica tego wysokiego stopnia zatrudnienia tych ludzi. Jeśli ogólnie pracują to gospodarka może mieć z nich pożytek, ktoś musi wykonywać pewne niskoplatne prace.
Nie. Gościa rejestrują jako pracownika. Następnie ma wymiar pracy taki jaki mu się podoba. Przychodzi o jakiejś godzinie i chce trochę dorobić ok. Ale jak teraz rozpoczyna pracę to musi pracować minimum 4h. Z tego co mi facet tłumaczył to większość pojawia się tak co dwa dni. Niewykluczone, że niektórzy co tydzień a niektórzy codziennie po 8h.
Umberto Eco - śmieszek ironista, czy może [w tej sprawie] WIEDZIAŁ, ale musiał przybierać maskę błazna?
Niemcy
"Niemców poznałem, pracowałem nawet dla nich. To najniższa kategoria rodzaju ludzkiego, jaką można sobie wyobrazić. Niemiec wydziela średnio dwa razy więcej kału niż Francuz – nadczynność funkcji trawiennych ze szkodą dla mózgowych, dowodząca fizjologicznej niższości. W czasach najazdów barbarzyńców germańskie hordy znaczyły przemierzane szlaki niepojętą ilością odchodów. Zresztą nawet w o wiele mniej odległych stuleciach francuski podróżnik zauważał natychmiast, że jest już w Alzacji, gdy widział na drogach niezwykłej wielkości kupy. Na tym nie koniec. Niemców charakteryzuje wydzielanie cuchnącego potu; dowiedziono też, że mocz Niemca zawiera dwadzieścia procent azotu, mocz zaś innych ras – tylko piętnaście.
Niemiec cierpi stale na niestrawność spowodowaną nadmierną konsumpcją piwa i kiełbasy wieprzowej, za którymi przepada. Podczas jedynego pobytu w Monachium przypatrywałem się pewnego wieczoru Niemcom w ich świeckich katedrach zadymionych jak angielskie porty, śmierdzących smalcem i słoniną. Siedzieli tam nawet parami, on i ona, nos przy nosie w zwierzęcym dialogu miłosnym jak dwa obwąchujące się psy, obejmując dłońmi kufle piwa sposobne do napojenia stada słoni, wybuchając hałaśliwym, nieprzyjemnym śmiechem wyrażającym ich mętną, gardłową wesołość, lśniąc od tłuszczu, który stale pokrywa ich twarze i całe ciało jak oliwa skórę zawodników w starożytnych cyrkach.
Usta mają pełne swojego Geist, co znaczy „duch”. Jest to jednak duch piwska, który od młodości ogłupia. Dlatego w dziedzinie sztuki nigdy nie powstało za Renem nic interesującego, z wyjątkiem obrazów przedstawiających odrażające gęby i śmiertelnie nudnych poematów. Albo ich muzyka… Nie mówię już o łoskoczącym, żałobnym Wagnerze, który dzisiaj otumania także Francuzów, ale i utwory Bacha – niewiele wprawdzie ich słyszałem – są zupełnie pozbawione harmonii, zimne jak grudniowa noc, symfonie zaś tego Beethovena to prawdziwa orgia prostactwa. Wskutek nadmiernego spożycia piwa Niemcy są całkowicie niezdolni zdać sobie sprawy z własnej wulgarności, której szczytem jest to, że nie wstydzą się być Niemcami. Potraktowali poważnie żarłocznego i lubieżnego mnicha Lutra (jak można ożenić się z mniszką?) dlatego tylko, że zrujnował Biblię, tłumacząc ją na ich język."
(U. Eco - Cmentarz w Pradze)
Padłę od fetoru, który mój mózg sobie wyobraził był po przeczytaniu powyższej cytaty!
Komentarz
Sprytni to oni nie są
Ale że historię znają słabo, to już duży błąd.
No ale nie nam to wypominać, bo u nas to już zbiorowa amnezja jest.
Sprytni to oni nie są
Kto sprzedać czego?
14 i 15-latka odpowiedzą za kradzież rowerów wartych 1700 złotych. Policjanci zatrzymali nieletnie obywatelki Niemiec, które przebywają w Mielcu na wakacjach u rodziny. Nastolatki zostały przesłuchane, a sprawa trafiła do sądu rodzinnego, który zadecyduje o ich dalszym losie. Skradzione rowery wróciły już do właścicieli.
O kradzieży rowerów policjanci zostali powiadomieni 5 lipca br. Jak ustalili, do przestępstwa doszło pod galerią handlową przy ulicy Powstańców Warszawy w Mielcu. Zawiadamiającym o kradzieży byli rodzice dwóch chłopców w wieku około 10 lat.
Kilka dni później policjanci zostali powiadomieni przez zgłaszającego, że chłopcy, którym skradziono jednoślady, rozpoznali swoje rowery pod galerią handlową.
Funkcjonariusze, którzy przybyli na miejsce, szybko podjęli działania zmierzające do ustalenia, kto mógł przyjechać na rowerach. Po chwili policjanci zatrzymali dwie nastoletnie dziewczynki, które jak się okazało są obywatelkami Niemiec, 14 i 15-latka przebywają w Mielcu na wakacjach pod opieką 61-letniej kobiety.
Dziewczynki zostały przesłuchane przy obecności kobiety sprawującej nad nimi opiekę. Sprawa o czyn karalny, jakiego dopuściły się nastolatki, została przesłana do wydziału rodzinnego Sądu Rejonowego w Mielcu, który zadecyduje o dalszym losie nastolatek.
Kobieta była przeszukiwana. - Wreszcie pan z obsługi lotniska bierze ponownie moją torbę, patrzy na nią podejrzliwie i sprawdza raz jeszcze za pomocą jakiegoś narzędzia. A potem pokazuje mi, że będzie ją otwierał. Mówię: proszę bardzo. Chciałam mu pomóc, ale on sam otworzył. I jak otworzył, to nagle tak gwałtownie odrzucił tę torbę - oświadczyła.
Obsługa lotniska wezwała na miejsce policję: - Po długim czasie podchodzi jakaś pani, również z obsługi lotniska i staje obok mnie. Zapytałam co się stało? A ona odpowiada, że czekamy na policję. Zaskoczyło mnie to, dlaczego akurat na policję? Stoimy dalej, bo bardzo długo szedł ten policjant do nas, właściwie policjantka; to była młoda kobieta, Niemka. Czekaliśmy na nią chyba przez pół godziny. Sprawdzili to wszystko, nie było bomby, i mówią do mnie, że już mogę iść. Nie przeprosili, nie skomentowali. W tym momencie zostało 5 minut do odlotu. Nie miałam szansy zdążyć.
Białorusinka stanowczo potępiła incydent: - Ci ludzie czują bezgraniczną władzę, i mają świadomość, że nie poniosą za to żadnych konsekwencji. Niemniej nigdy się z czymś takim nie spotkałam jeszcze.
edit: nie "przerzuciłem strony" odpisując...
Widział się z nim ostatnio i nabijał się, "No i jak tam Ci wasi inżynierowie lekarze i tym podobni".
Facet podobno na początku autentycznie wierzył, że te leniwe ciapaki to będzie wspaniały narybek dla niemiec. Obecnie raczej nie chce o tym gadać.
Pracownik niemiecki pracuje na pełny etat.
Zas *były uchodźca* pracuje, kiedy chce. Przychodzi sobie raz na dwa trzy dni. I pracuje po 4-6 godzin. Minimalnie musi pracować 4h jak się decyduje. Taka umowa ;-)
Praca od poniedziałku do piątku jest im nie w smak.
Ma płacone za godzinę 1/4 tego co niemiec
Czyli to jest tajemnica tego wysokiego stopnia zatrudnienia tych ludzi. Jeśli ogólnie pracują to gospodarka może mieć z nich pożytek, ktoś musi wykonywać pewne niskoplatne prace.
Padłę od fetoru, który mój mózg sobie wyobraził był po przeczytaniu powyższej cytaty!
Coś może być na rzeczy z tymi powszechnymi niestrawnośćiami.