Wielu współczesnych biblistów (nie twierdzę oczywiście, że akurat Ksiądz profesor Mariusz Rosik) ma silne tendencje do dekonstrukcji tradycyjnych interpretacji Pisma Św. oraz autorytatywnego traktowania współczesnych wykładni protestanckich i judaistycznych.
Współcześnie bowiem więcej wiemy o tle historyczno-kulturowym czasów biblijnych a i lepiej sam tekst orginalny znamy i języki biblijne również więc namysł trwa, to chyba dobrze
a jeśli korzystamy z tego, że jakiś protestant wcześniej coś zobaczył a żyd lepiej rozumiał to mi to nie przeszkadza o ile my w kościele pozostajemy katowickim
@trep powiedział(a):
No, ale w przypadku imienia Paweł - Szaweł to chyba nie zgapione od heretyków?
Z pewnością nie, tendencje negatywne to np. ocieplanie wizerunku Judasza i Sanhedrynu, kwestionowanie historyczności opisanych faktów, a nawet postaci, sugerowanie manipulacji polegających na redagowaniu opisu proroctw post factum (tzn. po zaistnieniu prorokowanych zdarzeń) itp.
@trep powiedział(a):
No, ale w przypadku imienia Paweł - Szaweł to chyba nie zgapione od heretyków?
Z pewnością nie, tendencje negatywne to np. ocieplanie wizerunku Judasza i Sanhedrynu, kwestionowanie historyczności opisanych faktów, a nawet postaci, sugerowanie manipulacji polegających na redagowaniu opisu proroctw post factum (tzn. po zaistnieniu prorokowanych zdarzeń) itp.
U niego niczego z tych rzeczy nigdy nie zauważyłem. Owszem, jedna rzecz mi się nie spodobała, może dwie. Nie jestem nikim, kto mógłby recenzować x. prof., a to o czym mówię, wynika z faktu, że przedstawił egzegezę, według której coś tam, a tak się złożyło, że kiedyś już ta kwestia mnie nurtowała, usłyszałem podobne objaśnienie, konsultowałem je i konsultant je obalił. Może to jeszcze gdzieś odszukam. Chodziło o nieuczciwego rządcę.
A drugie to głębsza sprawa. Mam takie wrażenie, że Kościół obchodzi się z bogatymi jak z jajkiem, stara się ich uspokajać, że w posiadaniu bogactwa nie ma nic złego itd. Czasem to uspokajanie popiera różnymi cytatami z Biblii i ich objaśnieniami. I coś podobnego zauważyłem u x. prof. Rosika. Otóż mówił on, że słowo przetłumaczone jako "wielbłąd" w przestrodze z uchem igielnym, ma dwa alternatywne znaczenia. Jedno to właśnie wielbłąd a drugie to lina, sznur. No, akurat bibliści kiedyś wybrali to pierwsze znaczenie i tak już zostało, ale w tym powiedzeniu równie dobrze Pan Jezus mógł mówić o sznurze. Ok, pomyślałem, ale jakie to ma znaczenie. Jasne, że sznur ma mniejszą średnicę niż wielbłąd, i to bardzo, ale przez ucho igielne i tak nie przejdzie. Co za różnica, że motorynka jest dużo mniejsza od tira (pamiętam, że TIR oznacza co innego skoro żaden z tych pojazdów nie zmieści się w mysiej dziurze?
W tym temacie ciekawie mówi Majewski, który wyjaśnia, że to jest typowe dla bliskowschodnich stosunków przeciwstawienie rzeczy najmniejszej (ucho igielne) największemu zwierzęciu ( w ówczesnym powszechnym na danym obszarze postrzeganiu realiów), które to przeciwstawienie ilustruje po prostu coś niemożliwego. A druga rzecz to fakt, że w naszym kręgu kulturowym opacznie rozumiemy postrzeganie bogactwa w tej paraboli. Uważamy mianowicie, że bycie bogatym to jakieś obciążenie, (stąd współczesne racjonalizowanie za pomocą odwołania się do rzekomej wąskiej furty w murach Jerozolimy, o której nie ma żadnych wzmianek z epoki), podczas gdy u Żydów bogactwo było objawem bożego błogosławieństwa, czyli że "nawet bogaczowi (czytaj: osobie pobłogosławionej powodzeniem) jest trudno wejść do Królestwa Bożego". Świadczy o tym odpowiedź Pana Jezusa na pytanie uczniów "któż więc może się zbawić?" : "u ludzi to niemożliwe, ale u Boga to możliwe" czyli wskazanie na samo Źródło łaski. Przyznam, że taka interpretacja wydaje mi się przekonująca, choć sam przez wiele lat wierzyłem w bramę do Jerozolimy o nazwie Ucho Igielne.
@MarianoX powiedział(a):
Przychodzi bogacz do biblisty:
Jaka jest wykładnia przypowieści o wielbłądzie i uchu igielnym?
A jaka ma być?
P.S. Nieco poważniej pisząc, spotkałem się z interpretacją, ze „uchem igielnym” określano bardzo wąską, boczną bramę w murze Jerozolimy
W tym samym nadkaście x. prof. deklaruje, że żadne źródło historyczne nic nie mówi o tej bramie. Ale o tym już Wieńczysław napisał.
A druga rzecz to fakt, że w naszym kręgu kulturowym opacznie rozumiemy postrzeganie bogactwa w tej paraboli. Uważamy mianowicie, że bycie bogatym to jakieś obciążenie, (stąd współczesne racjonalizowanie za pomocą odwołania się do rzekomej wąskiej furty w murach Jerozolimy, o której nie ma żadnych wzmianek z epoki), podczas gdy u Żydów bogactwo było objawem bożego błogosławieństwa, czyli że "nawet bogaczowi (czytaj: osobie pobłogosławionej powodzeniem) jest trudno wejść do Królestwa Bożego".
Nie twierdzę, iż nie, gdyż w tych sprawach wolę nie mieć własnego zdania, ale trochę mi się to kłóci z bogatym młodzieńcem.
21 Jezus mu odpowiedział: «Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj, co posiadasz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną!» 22 Gdy młodzieniec usłyszał te słowa, odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości.
...
Bogatego młodzieńca poruszyła nauka Jezusa o zbliżającym się królestwie Bożym. Dlatego zapytał, jak wejść do królestwa, w którym będzie się żyło wiecznie (Wj 20,12-16; Pwt 5,16-20). Wypowiedź młodzieńca nie była przejawem pychy, ale jego szczerej troski o życie duchowe. Tradycyjna pobożność okazała się dla niego niewystarczająca. Chrystus poważnie potraktował swojego rozmówcę i wezwał go do radykalnego kroku zerwania z przywiązaniem do ziemskich wartości. Wystarczającą drogą do zbawienia jest szczere przestrzeganie Bożych przykazań. Pójście za Jezusem i dążenie do doskonałości wymaga jednak czegoś więcej: wolnego przylgnięcia do Boga jako najwyższej wartości. Młodzieniec jednak był przywiązany do tego, co posiadał i to właśnie przeszkodziło mu w wielkodusznym naśladowaniu Chrystusa. Bogactwo nie dało mu szczęścia, lecz napełniło smutkiem, gdyż, zachowując je, stracił o wiele więcej.
Katolickie to jest raczej pawłowe : "Umiem cierpieć biedę, umiem i obfitować. Do wszystkich w ogóle warunków jestem zaprawiony: i być sytym, i głód cierpieć, obfitować i doznawać niedostatku. Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia. " (Flp 4,12)
A perykopa z wielbłądem ma tytuł Niebezpieczeństwo bogactw. Objaśnienie do niej brzmi tak:
Przywiązanie się do bogactw jest niebezpieczeństwem, które przeszkadza osiągnąć zbawienie. Chrystus zobrazował to umyślnie przejaskrawionym porównaniem do wielbłąda usiłującego przejść przez ucho igielne. W interpretacji tego porównania jedni uważają, że chodzi o małą bramę w murach Jerozolimy, którą nazywano uchem igielnym. Wielbłąd mógł przejść przez nią tylko po usunięciu ciężaru z jego grzbietu i na klęczkach. Według innej interpretacji chodzi tu o linę okrętową, której nie sposób przewlec przez ucho igły. Z pewnością Jezus chciał uwydatnić niemożność osiągnięcia zbawienia przez tych, którzy nie uwolnią się od niebezpiecznych przywiązań. Człowiek, pozostawiony samemu sobie, nie ma w sobie sił koniecznych, aby osiągnąć życie wieczne. Może je natomiast zyskać, otwierając się na działanie Boga i przyjmując dar zbawienia. Jest ono bowiem przede wszystkim dziełem miłosiernego i wszechmocnego Boga, który zaprasza człowieka do współpracy, na miarę jego możliwości.
Nie o same bogactwo zapewne chodzi ale o drogę dojścia do niego i co ono z nami robi i jakimi się z nim stajemy. I ile trzeba poświęcić żeby tego bogactwa potem upilnować i nie stracić...i jeszcze podzielić się po drodze z kimś ( tylko pamiętajmy że "dzielić się" znaczy się nie tym co nam zbywa ale tym co mamy)
No a z tym umieniem obfitować w biedzie i bogactwie to jakoś dziwnie jest tak że droga w stronę bogacenia się jakoś bardziej akceptowalną przez nas jest niż w przeciwną stronę, nie?
Lekarz bada pacjentkę. Widzi kilka dziar, w tym jedną kolorowego motyla. A że interesuje się przyrodą, pyta:
-- Zna pani gatunek tego motyla?
-- Nieee, tak sobie go wydziarałam. Jako nagrodę za rozwód.
Komentarz
Piechotą szedł.
Wielu współczesnych biblistów (nie twierdzę oczywiście, że akurat Ksiądz profesor Mariusz Rosik) ma silne tendencje do dekonstrukcji tradycyjnych interpretacji Pisma Św. oraz autorytatywnego traktowania współczesnych wykładni protestanckich i judaistycznych.
Współcześnie bowiem więcej wiemy o tle historyczno-kulturowym czasów biblijnych a i lepiej sam tekst orginalny znamy i języki biblijne również więc namysł trwa, to chyba dobrze
a jeśli korzystamy z tego, że jakiś protestant wcześniej coś zobaczył a żyd lepiej rozumiał to mi to nie przeszkadza o ile my w kościele pozostajemy katowickim
Z protestantów doceniam Joachima Neandera, Martina Niemöllera i rodzeństwo Scholl i chyba na tym lista się kończy.
No, ale w przypadku imienia Paweł - Szaweł to chyba nie zgapione od heretyków?
Z pewnością nie, tendencje negatywne to np. ocieplanie wizerunku Judasza i Sanhedrynu, kwestionowanie historyczności opisanych faktów, a nawet postaci, sugerowanie manipulacji polegających na redagowaniu opisu proroctw post factum (tzn. po zaistnieniu prorokowanych zdarzeń) itp.
Sanhedryn to najbardziej ocieplili Nikodem i Józef z Arymatei. A choćby i Gamaliel.
U niego niczego z tych rzeczy nigdy nie zauważyłem. Owszem, jedna rzecz mi się nie spodobała, może dwie. Nie jestem nikim, kto mógłby recenzować x. prof., a to o czym mówię, wynika z faktu, że przedstawił egzegezę, według której coś tam, a tak się złożyło, że kiedyś już ta kwestia mnie nurtowała, usłyszałem podobne objaśnienie, konsultowałem je i konsultant je obalił. Może to jeszcze gdzieś odszukam. Chodziło o nieuczciwego rządcę.
A drugie to głębsza sprawa. Mam takie wrażenie, że Kościół obchodzi się z bogatymi jak z jajkiem, stara się ich uspokajać, że w posiadaniu bogactwa nie ma nic złego itd. Czasem to uspokajanie popiera różnymi cytatami z Biblii i ich objaśnieniami. I coś podobnego zauważyłem u x. prof. Rosika. Otóż mówił on, że słowo przetłumaczone jako "wielbłąd" w przestrodze z uchem igielnym, ma dwa alternatywne znaczenia. Jedno to właśnie wielbłąd a drugie to lina, sznur. No, akurat bibliści kiedyś wybrali to pierwsze znaczenie i tak już zostało, ale w tym powiedzeniu równie dobrze Pan Jezus mógł mówić o sznurze. Ok, pomyślałem, ale jakie to ma znaczenie. Jasne, że sznur ma mniejszą średnicę niż wielbłąd, i to bardzo, ale przez ucho igielne i tak nie przejdzie. Co za różnica, że motorynka jest dużo mniejsza od tira (pamiętam, że TIR oznacza co innego skoro żaden z tych pojazdów nie zmieści się w mysiej dziurze?
Przychodzi bogacz do biblisty:
P.S. Nieco poważniej pisząc, spotkałem się z interpretacją, ze „uchem igielnym” określano bardzo wąską, boczną bramę w murze Jerozolimy
mamy swoje, rodzime, narodowe,prapolskie:
https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/b/b8/Sandomierz,_Ucho_Igielne.jpg
W tym temacie ciekawie mówi Majewski, który wyjaśnia, że to jest typowe dla bliskowschodnich stosunków przeciwstawienie rzeczy najmniejszej (ucho igielne) największemu zwierzęciu ( w ówczesnym powszechnym na danym obszarze postrzeganiu realiów), które to przeciwstawienie ilustruje po prostu coś niemożliwego. A druga rzecz to fakt, że w naszym kręgu kulturowym opacznie rozumiemy postrzeganie bogactwa w tej paraboli. Uważamy mianowicie, że bycie bogatym to jakieś obciążenie, (stąd współczesne racjonalizowanie za pomocą odwołania się do rzekomej wąskiej furty w murach Jerozolimy, o której nie ma żadnych wzmianek z epoki), podczas gdy u Żydów bogactwo było objawem bożego błogosławieństwa, czyli że "nawet bogaczowi (czytaj: osobie pobłogosławionej powodzeniem) jest trudno wejść do Królestwa Bożego". Świadczy o tym odpowiedź Pana Jezusa na pytanie uczniów "któż więc może się zbawić?" : "u ludzi to niemożliwe, ale u Boga to możliwe" czyli wskazanie na samo Źródło łaski. Przyznam, że taka interpretacja wydaje mi się przekonująca, choć sam przez wiele lat wierzyłem w bramę do Jerozolimy o nazwie Ucho Igielne.
No właśnie -- i przez tę wąską bramę trzeba przeciągnąć dratwę. Logiczne.
Ale widzę, że biada sandomierskim grubasom, gdyż zakaz przaechodzenia jest.
W tym samym nadkaście x. prof. deklaruje, że żadne źródło historyczne nic nie mówi o tej bramie. Ale o tym już Wieńczysław napisał.
Nie twierdzę, iż nie, gdyż w tych sprawach wolę nie mieć własnego zdania, ale trochę mi się to kłóci z bogatym młodzieńcem.
...
....oraz choćby z przypowieścią o bagaczu i Łazarzu i pojęciami pożądliwości ciała, oczu i pychy żywota
W katolickiej doktrynie moralnej bogaty jest jak czerwony kapelusz u Barei - zawsze podejrzany.
Zycie "na bogatości" jako wyraz błogosławieństwa przez Boga to clue mentalności judeoprotestanckiej,
Katolickie to jest raczej pawłowe : "Umiem cierpieć biedę, umiem i obfitować. Do wszystkich w ogóle warunków jestem zaprawiony: i być sytym, i głód cierpieć, obfitować i doznawać niedostatku. Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia. " (Flp 4,12)
A perykopa z wielbłądem ma tytuł Niebezpieczeństwo bogactw. Objaśnienie do niej brzmi tak:
.
Jednemu nawet bogactwo nie zaszkodzi a drugiemu i bieda nie pomoże, co człowiek to przypadek
Aczkolwiek tendencje ogólną Pan naszkicował nie tylko w tym miejscu o igielnym uchu i z nią nie dyskutuje
Nie o same bogactwo zapewne chodzi ale o drogę dojścia do niego i co ono z nami robi i jakimi się z nim stajemy. I ile trzeba poświęcić żeby tego bogactwa potem upilnować i nie stracić...i jeszcze podzielić się po drodze z kimś ( tylko pamiętajmy że "dzielić się" znaczy się nie tym co nam zbywa ale tym co mamy)
No a z tym umieniem obfitować w biedzie i bogactwie to jakoś dziwnie jest tak że droga w stronę bogacenia się jakoś bardziej akceptowalną przez nas jest niż w przeciwną stronę, nie?
To wynika z rozplenienia się herezji amerykanizmu.
Lekarz bada pacjentkę. Widzi kilka dziar, w tym jedną kolorowego motyla. A że interesuje się przyrodą, pyta:
-- Zna pani gatunek tego motyla?
-- Nieee, tak sobie go wydziarałam. Jako nagrodę za rozwód.
Z tej właśnie przyczyny biali chłopcy się do tych wskazań zastosują, zaś nachodźcy — nie, bo niby czemu? Ich ta sprawa nie dotyczy
To są równe chłopaki. Olkowi goleń nie przeszkodziła w reelekcji, gdyż kto nie lubi wypić, niech pierwszy rzuci butelką.