@los powiedział(a):
Tak, a co? Telekomy też są instytucjami finansowymi.
Dobry przykład.
Chodzi o to, że ten trynt się rozszerza... rozszerza... Do tego stopnia, że ichnie Biedry rozdają własne karty kredytowe z 30% RRSO, albo że pan doktór wciska ci lichwiarskie odsetki jak akurat pod narkozą jesteś.
Nadto, bełło dla mnie pewnem zaskoczeniem, że linie lotnicze też z lichwy żyją.
Kadr z filmu "W Chmurach" (Up in the Air). Główny bohater (często latający służbowo) zbierał punkty w programie Miles and More (albo jakimś podobnym) i dorobił się platynowej karty - jako jedna z kilku dosłownie osób w Stanach, co dawało mu jakieś bardzo wyraźne różnorakie profity. Motyw przewodni filmu.
Kartę wręczał mu osobiście kapitan samolotu podczas lotu.
W 2023 r. Delta Air Lines, najbardziej dochodowa linia lotnicza na świecie, większość swoich 4,6 mld dolarów przychodów operacyjnych wygenerowała dzięki umowie z American Express, a w tym roku prawie wszystkie jej zyski pochodziły od tej firmy obsługującej karty kredytowe. To porozumienie skłoniło prawnika i eksperta ds. linii lotniczych Ganesh Sitharamana do wniosku, że „systemy [punktów] dla osób często podróżujących samolotami... zmieniły linie lotnicze w coś bardziej przypominającego instytucje finansowe, które przy okazji obsługują loty”.
Lubię sprawdzać co się wydarzyło na świecie jednocześnie z innymi wydarzeniami w innej części, zwłaszcza w kontekście polskiej historii. W październiku 1963 zastrzelono Józefa Franczaka, ostatniego ukrywającego się żołnierza podziemia niepodległościowego w Polsce a na świecie właśnie eksplodowała beatlemania.
kiedyś miałam zbitkę "Dzieje rodziny Korzeniewskich" Wańkowicza właśnie skończyłam i na odtrutkę wzięłam jakiegoś Chandlera ("Żegnaj laleczko" czy cóś podobnego). I zdałam sobie sprawę, że akcja obu to ten sam czas.
W USA powszechne były pierwsze Macintoshe i inne kompy, a u nas ludzie (jak dla mnie-rodzice) kupowali cukier na kartki, a po byle "zwykły" towar typu fotel czy buty były polowania i wyprawy niczym po ogień.
a taki tam wpisu z fb z profilu Arkadiusza Robaczewskiego , któż doścignie w antyklerykalizmie Ojca kościoła!
Acz wciąż osobiście uważam, że dla Pana co najlepsze i splendor powinien otaczać Boga w Eucharystii. Że Kościół nie jest organizacją charytatywną, że posługa biednym jest emanacją miłości do Pana Boga, ale nie od posługi biednym Kościół się zaczyna i nie powinien na niej się kończyć. Że powinniśmy zaopiekować się swoimi pasterzami, z utylitarnych powodów - po prostu ich potrzebujemy.
"Kurcze, ten biskup, (św. Grzegorz z Nazjanzu) zrezygnował z biskupstwa bo był rozczarowany sposobem życia, intrygami, i, jak powiedzielibyśmy dziś, materializmem swoich współbraci w biskupstwie. Tak mówił, składając urząd:
„Być może wytkną nam — jak już to czyniono — wytworność naszych stołów, przepych naszych szat, pochlebne orszaki, które nas poprzedzają, oraz naszą wyniosłość wobec spotykanych ludzi. Nie wiedziałem, zostając biskupem, że powinniśmy współzawodniczyć z konsulami i namiestnikami w przepychu i bogactwie
Nie wiedziałem też, że nasze brzuchy mają pożądać dóbr ubogich, że to, co jest im konieczne do życia mamy zabierać i zamieniać na nasze zbytki i że mamy bekać nad ołtarzami. Nie wiedziałem, że trzeba jeździć wspaniałymi końmi i pędzić w wystawnych powozach, iść w procesji pośród oklasków, by wszyscy nam ustępowali, jakbyśmy byli dzikimi zwierzętami, i torować sobie drogę, by nasz wjazd był widoczny z daleka.”
Niezły antyklerykalizm u tego świętego i uczonego biskupa!
A z kolei św. Bernard z Clairvaux pokiwał groźnie palcem papieżowi, Euzebiuszowi III, który prywatnie był jego uczniem ale gdy został papieżem zaczął, jak to mówią, obrastać w piórka. Św. Bernard przypomniał by "stał się bardziej następcą Piotra niż Konstantyna, pamiętając, że ma do spełnienia zadanie, które przypomina „raczej ciężką pracę wieśniaka aniżeli przepych władcy, gdzie potrzebniejsza jest motyka niż berło.""
PS - pisać z taka pasją "że mamy bekać nad ołtarzami" albo "wszyscy nam ustępowali, jakbyśmy byli dzikimi zwierzętami" :DD Nosz cudo.
AWS to usługa chmurowa Amazona, można tam serwer uruchomić, stronę www, bloga, albo trzymać jakieś dane, Roomby pewnie tam obrabiają dane ze swoich czujników i przeliczają trasy sprzątania.
"Teenagers hanging out on a street corner in New York, 1955.
"Back in 1954, little six-year-old Benny Merrell was hustling in the cold streets of West London, selling firewood to make a bit of pocket money. But he didn’t get it from the forest—he scavenged wooden paving blocks right off Shirland Road. These blocks were leftovers from a time when wood was used to surface roads to soften the sound of horse-drawn carriages.
Soaked in tar, the blocks were super flammable—perfect for fireplaces in post-war Britain, when fuel was still scarce and homes relied on open fires to stay warm.
What’s wild is those same wooden roads had a dark history. During WWII, in cities like Hamburg and Dresden, the tarred wood actually ignited during bombings, turning streets into blazing rivers of fire.
By 1954, those roads were almost gone, replaced by modern pavement. But for young Benny, they were a chance to earn, stay warm, and connect with a fading piece of the past.
A little piece of history, hidden beneath our feet."
Jak się okazuje - jeden z najbardziej znanych i spopularyzowanych wizerunków Maryi z Dzieciątkiem nie był oryginalnie wizerunkiem Maryi z Dzieciątkiem.
Madonna delle vie, powszechnie znana jako Madonna z ulic (wł. Madonna delle vie) lub Madonna del riposo (po włosku „Madonna reszty”), była obrazem Roberto Ferruzziego (1854–1934), który zdobył drugie Biennale w Wenecji w 1897 roku.
Modelkami do tego obrazu była 11-letnia Angelina Cian[a]i jej młodszy brat.[1]Chociaż pierwotnie nie był to obraz religijny, został spopularyzowany jako obraz Najświętszej Maryi Panny trzymającej Dzieciątko Jezus i stał się najbardziej znanym z dzieł Ferruzziego.
Oryginalny obraz zadebiutował na Biennale w Wenecji w 1897 roku.[2] John George Alexander Leishman, przedsiębiorca i dyplomata stalowy, który zmarł we Francji w 1924 roku,[3]kupił obraz, ale nie prawa do jego reprodukcji; jest ostatnim znanym właścicielem. Możliwe, że oryginał trafił do prywatnej kolekcji sztuki w Pensylwanii w latach 50-tych,[4]ale jego obecna lokalizacja jest nieznana. Oryginalny obraz olejny zatytułowany Madonna z Dzieciątkiem z Florencji został zapisany Siostrom św. Kazimierz przez pewnego dr. Edgar W. Crasss w 1950 roku i ma uderzające podobieństwo do obecnych odbitek zaginionej La Madonniny autorstwa Ferruzziego.
Drugą możliwością jest to, że zaginął na Oceanie Atlantyckim podczas podróży z Europy do Stanów Zjednoczonych.[potrzebne cytowanie]
Twierdzenie, że wersja należąca do grupy religijnej może być oryginalnym obrazem, pojawiło się niedawno,[kiedy?] ale otwarcie przyznaje, że brakuje mu wsparcia.[5]Pojawiła się również inna wersja, prawdopodobnie należąca do artysty, ale nie została zagwarantowana jako autentyczna przez dealera, który ją oferuje.[6]
Chociaż oryginał Feruzziego zniknął, nie przeszkodził to w popularności i wykorzystaniu obrazu. Kopie oryginału są często prezentowane na świętych kartkach, oprawionych portretach i kartkach z życzeniami. Przekonanie, że nadal można go gdzieś znaleźć, istnieje i jest wart 18 milionów dolarów.[potrzebne cytowanie]
Oto kilka znaczących zastosowań obrazu:
Madonna z Ulic jest przedstawiona jako mozaika w Sts. Kościół Piotra i Pawła, San Francisco, Kalifornia.[7]
Członkowie Sióstr Życia otrzymują medal Madonny z Ulic przy swojej pierwszej profesji.[8]
Przepraszam wszystkich za tragiczne tłumaczenie Safariego.
Twarz młodej kobiety spoglądającej w górę, otulonej niebieskim płaszczem, ze śpiącym Dzieciątkiem na kolanach. Płótno dalmatyńskiego malarza Roberta Ferruzziego, namalowane w Luvigliano, na Wzgórzach Euganejskich, za które zdobył drugie Biennale w Wenecji w 1897 roku. Obraz przedstawiał delikatne rysy nastolatki, Angeliny Cian, trzymającej w ramionach nowo narodzonego brata. Obraz, który
natychmiast zyskał sławę, został sprzedany i tajemniczo zniknął podczas II wojny światowej, być może zaginął lub został zniszczony w trakcie konfliktu.
Roberto Ferruzzi urodził się w 1853 roku w Szybeniku w Dalmacji, w rodzinie włoskiej. W wieku czterech lat został zabrany do Wenecji, ówczesnej stolicy kultury, na studia. Po nagłej śmierci ojca, znanego prawnika, powrócił do Dalmacji. Mieszkał tam do 14. roku życia, poświęcając się studiom klasycznym i ucząc się podstaw malarstwa (samouk). Zgodnie z rodzinną tradycją, przeznaczony do zawodu prawnika, powrócił do Wenecji, aby ukończyć studia i rozpocząć studia na Wydziale Prawa w Padwie. W 1879 roku, po kolejnym pobycie w Dalmacji, ostatecznie rozwinął w sobie powołanie artystyczne i osiadł w Luvigliano. Jego dom stał się miejscem spotkań znanych artystów tamtych czasów, takich jak muzyk i przyjaciel Cesare Pollini. Łącząc muzykę z malarstwem, stworzył swoje najwybitniejsze dzieła, w tym „Madonninę”. Po przedwczesnej śmierci ukochanej żony Ester Sorgato prowadził raczej kameralne życie. Zmarł 16 lutego 1934 roku i został pochowany wraz z żoną i córką Mariską na małym cmentarzu w Luvigliano.
„Madonnina” to światowej sławy obraz kojarzony z Roberto Ferruzzim. Artysta wygrał dzięki niemu drugie Biennale w Wenecji w 1897 roku, na które wystartował z zamiarem przedstawienia macierzyństwa. Dzięki niezwykłej, ekspresyjnej delikatności obraz odniósł tak wielki sukces, że pierwotną nazwę „Maternità” – ku powszechnemu zadowoleniu – zmieniono na „Madonnina”. Obraz został natychmiast zakupiony za trzydzieści tysięcy lirów, co jak na tamte czasy było astronomiczną kwotą. Odsprzedawany kilkakrotnie, ostatecznie trafił w ręce braci Alinari, właścicieli renomowanej firmy fotograficznej. Przed odsprzedażą zastrzegli oni sobie prawo do reprodukcji w dowolnej formie. Sława dzieła przewyższyła sławę jego autora. Wizerunek jedenastoletniej dziewczynki z młodszym bratem stał się twarzą Madonny z Dzieciątkiem, reprodukowanej i rozpowszechnianej na całym świecie pod różnymi nazwami: „Madonnina”, „Madonna del Riposo”, „Madonna delle Vie”, „Madonnella” i „Zingarella”.
Wszelki ślad po oryginale zaginął: jego losy były niemal zagadką. Kupiony przez Amerykanina, prawdopodobnie zatonął, gdy statek wiozący go do Ameryki zatonął. Niektórzy twierdzą, że stało się to w wyniku sztormu, inni, że niemieckiego ataku torpedowego.
Inspiracją do namalowania Madonny była młoda dziewczyna z Luvigliano, Angelina Cian, drugie z piętnaściorga dzieci, która trzymała w ramionach swojego młodszego brata Giovanniego, zaledwie kilkumiesięcznego. Ferruzzi, poruszony tą czułą wizją, uwiecznił piękno tego obrazu na płótnie, starając się przedstawić macierzyństwo. W chwili namalowania portretu Angelina Cian miała zaledwie 11 lat i, zgodnie z ówczesnym zwyczajem, w rodzinach wielodzietnych starsze dziewczynki musiały zostać matkami na pełen etat i opiekować się młodszym rodzeństwem. Dziecko w ramionach dziewczynki: być może to właśnie ten aspekt zainspirował Ferruzziego, który poprzez swoją sztukę starał się uwznioślić codzienny trud tej młodej dziewczyny. Ale los przygotował dla bohaterki inne niespodzianki.
Angelina Cian, która później przeniosła się z Luvigliano do Wenecji, wyszła za mąż za pewnego Antonia Bovo i podążyła za mężem do Ameryki około 1906 roku, osiedlając się w Oakland w Kalifornii. Para miała dziesięcioro dzieci, ale w 1929 roku rodzina poniosła dotkliwą stratę – przedwczesną śmierć Antonia Bovo, który miał wtedy zaledwie 42 lata. Były to bolesne czasy dla biednej wdowy, która nie potrafiąc poradzić sobie z ogromnymi trudnościami, popadła w rozpacz, tak bardzo, że została umieszczona w szpitalu psychiatrycznym, gdzie przebywała aż do śmierci w 1972 roku. Angelina zmarła, a nikt nie poznał jej historii. Nigdy nikomu nie wyjawiła, że była modelką do najsłynniejszego obrazu świata. Sekret jej życia został odkryty dopiero w 1984 roku przez jej córkę Mary, która wstąpiła do zakonu pod imieniem Siostra Angela Maria Bovo.
Mała Mary, która później została Siostrą Angelą Marią Bovo, była siódmym z dziesięciorga dzieci Angeliny Cian i Antonia Bovo. Po śmierci ojca i załamaniu psychicznym matki, ona i jej rodzeństwo trafili do sierocińca. Miała wtedy zaledwie osiem lat i nie była w stanie utrzymywać kontaktu z dalekimi krewnymi we Włoszech, więc stopniowo traciła kontakt ze swoją wenecką ciotką i wujem. Stopniowo poczuła powołanie religijne i została zakonnicą, przyjmując imię Siostra Angela Maria, na cześć swojej matki i Siostry Angeli, jej duchowej przewodniczki. To Siostra Angela zachęciła ją do podróży do Włoch w poszukiwaniu dalekich krewnych. W Wenecji spotkała dwie ciotki po osiemdziesiątce, siostry Angeliny Cian, swojej matki. To jedna z ciotek pokazała jej portret swojej matki, gdy była młodą kobietą. Był to wizerunek Madonny Ferruzziego. Jej ciotka wyjaśniła jej, że twarz Madonny, najbardziej znana na świecie, to nikt inny, jak tylko twarz jej prawdziwej matki.
Komentarz
?
Dobry przykład.
Chodzi o to, że ten trynt się rozszerza... rozszerza... Do tego stopnia, że ichnie Biedry rozdają własne karty kredytowe z 30% RRSO, albo że pan doktór wciska ci lichwiarskie odsetki jak akurat pod narkozą jesteś.
Nadto, bełło dla mnie pewnem zaskoczeniem, że linie lotnicze też z lichwy żyją.
Idzie wielgi kryzys, czas kupywać srebro.
Kadr z filmu "W Chmurach" (Up in the Air). Główny bohater (często latający służbowo) zbierał punkty w programie Miles and More (albo jakimś podobnym) i dorobił się platynowej karty - jako jedna z kilku dosłownie osób w Stanach, co dawało mu jakieś bardzo wyraźne różnorakie profity. Motyw przewodni filmu.
Kartę wręczał mu osobiście kapitan samolotu podczas lotu.
Nie ponoć ale na pewno. Popkorn dla dwojga +colax2 kosztuje więcej niż dwa bilety VIP.
"jedźmy, nikt nie woła" było o braku oczekiwanego komunikatu faksowego od zaprzyjaźnionego samuraja
Lubię sprawdzać co się wydarzyło na świecie jednocześnie z innymi wydarzeniami w innej części, zwłaszcza w kontekście polskiej historii. W październiku 1963 zastrzelono Józefa Franczaka, ostatniego ukrywającego się żołnierza podziemia niepodległościowego w Polsce a na świecie właśnie eksplodowała beatlemania.
kiedyś miałam zbitkę "Dzieje rodziny Korzeniewskich" Wańkowicza właśnie skończyłam i na odtrutkę wzięłam jakiegoś Chandlera ("Żegnaj laleczko" czy cóś podobnego). I zdałam sobie sprawę, że akcja obu to ten sam czas.
W USA powszechne były pierwsze Macintoshe i inne kompy, a u nas ludzie (jak dla mnie-rodzice) kupowali cukier na kartki, a po byle "zwykły" towar typu fotel czy buty były polowania i wyprawy niczym po ogień.
https://x.com/breeadail/status/1977030627078947021?t=8zLv6lsJeHgH0Fb6zD2emw&s=19
a taki tam wpisu z fb z profilu Arkadiusza Robaczewskiego , któż doścignie w antyklerykalizmie Ojca kościoła!
Acz wciąż osobiście uważam, że dla Pana co najlepsze i splendor powinien otaczać Boga w Eucharystii. Że Kościół nie jest organizacją charytatywną, że posługa biednym jest emanacją miłości do Pana Boga, ale nie od posługi biednym Kościół się zaczyna i nie powinien na niej się kończyć. Że powinniśmy zaopiekować się swoimi pasterzami, z utylitarnych powodów - po prostu ich potrzebujemy.
"Kurcze, ten biskup, (św. Grzegorz z Nazjanzu) zrezygnował z biskupstwa bo był rozczarowany sposobem życia, intrygami, i, jak powiedzielibyśmy dziś, materializmem swoich współbraci w biskupstwie. Tak mówił, składając urząd:
„Być może wytkną nam — jak już to czyniono — wytworność naszych stołów, przepych naszych szat, pochlebne orszaki, które nas poprzedzają, oraz naszą wyniosłość wobec spotykanych ludzi. Nie wiedziałem, zostając biskupem, że powinniśmy współzawodniczyć z konsulami i namiestnikami w przepychu i bogactwie
Nie wiedziałem też, że nasze brzuchy mają pożądać dóbr ubogich, że to, co jest im konieczne do życia mamy zabierać i zamieniać na nasze zbytki i że mamy bekać nad ołtarzami. Nie wiedziałem, że trzeba jeździć wspaniałymi końmi i pędzić w wystawnych powozach, iść w procesji pośród oklasków, by wszyscy nam ustępowali, jakbyśmy byli dzikimi zwierzętami, i torować sobie drogę, by nasz wjazd był widoczny z daleka.”
Niezły antyklerykalizm u tego świętego i uczonego biskupa!
A z kolei św. Bernard z Clairvaux pokiwał groźnie palcem papieżowi, Euzebiuszowi III, który prywatnie był jego uczniem ale gdy został papieżem zaczął, jak to mówią, obrastać w piórka. Św. Bernard przypomniał by "stał się bardziej następcą Piotra niż Konstantyna, pamiętając, że ma do spełnienia zadanie, które przypomina „raczej ciężką pracę wieśniaka aniżeli przepych władcy, gdzie potrzebniejsza jest motyka niż berło.""
PS - pisać z taka pasją "że mamy bekać nad ołtarzami" albo "wszyscy nam ustępowali, jakbyśmy byli dzikimi zwierzętami" :DD Nosz cudo.
AWS to usługa chmurowa Amazona, można tam serwer uruchomić, stronę www, bloga, albo trzymać jakieś dane, Roomby pewnie tam obrabiają dane ze swoich czujników i przeliczają trasy sprzątania.
Dziwne, dotąd to aresztowali Żydów za nienoszenie gwiazdy Dawida.
Za noszenie też aresztowali, tylko później.
Człowiek nie nadąży za tymi gojami.
"Teenagers hanging out on a street corner in New York, 1955.
"Back in 1954, little six-year-old Benny Merrell was hustling in the cold streets of West London, selling firewood to make a bit of pocket money. But he didn’t get it from the forest—he scavenged wooden paving blocks right off Shirland Road. These blocks were leftovers from a time when wood was used to surface roads to soften the sound of horse-drawn carriages.
Soaked in tar, the blocks were super flammable—perfect for fireplaces in post-war Britain, when fuel was still scarce and homes relied on open fires to stay warm.
What’s wild is those same wooden roads had a dark history. During WWII, in cities like Hamburg and Dresden, the tarred wood actually ignited during bombings, turning streets into blazing rivers of fire.
By 1954, those roads were almost gone, replaced by modern pavement. But for young Benny, they were a chance to earn, stay warm, and connect with a fading piece of the past.
A little piece of history, hidden beneath our feet."
Jak się okazuje - jeden z najbardziej znanych i spopularyzowanych wizerunków Maryi z Dzieciątkiem nie był oryginalnie wizerunkiem Maryi z Dzieciątkiem.
Madonna delle vie, powszechnie znana jako Madonna z ulic (wł. Madonna delle vie) lub Madonna del riposo (po włosku „Madonna reszty”), była obrazem Roberto Ferruzziego (1854–1934), który zdobył drugie Biennale w Wenecji w 1897 roku.
Modelkami do tego obrazu była 11-letnia Angelina Cian[a]i jej młodszy brat.[1]Chociaż pierwotnie nie był to obraz religijny, został spopularyzowany jako obraz Najświętszej Maryi Panny trzymającej Dzieciątko Jezus i stał się najbardziej znanym z dzieł Ferruzziego.
Oryginalny obraz zadebiutował na Biennale w Wenecji w 1897 roku.[2] John George Alexander Leishman, przedsiębiorca i dyplomata stalowy, który zmarł we Francji w 1924 roku,[3]kupił obraz, ale nie prawa do jego reprodukcji; jest ostatnim znanym właścicielem. Możliwe, że oryginał trafił do prywatnej kolekcji sztuki w Pensylwanii w latach 50-tych,[4]ale jego obecna lokalizacja jest nieznana. Oryginalny obraz olejny zatytułowany Madonna z Dzieciątkiem z Florencji został zapisany Siostrom św. Kazimierz przez pewnego dr. Edgar W. Crasss w 1950 roku i ma uderzające podobieństwo do obecnych odbitek zaginionej La Madonniny autorstwa Ferruzziego.
Drugą możliwością jest to, że zaginął na Oceanie Atlantyckim podczas podróży z Europy do Stanów Zjednoczonych.[potrzebne cytowanie]
Twierdzenie, że wersja należąca do grupy religijnej może być oryginalnym obrazem, pojawiło się niedawno,[kiedy?] ale otwarcie przyznaje, że brakuje mu wsparcia.[5]Pojawiła się również inna wersja, prawdopodobnie należąca do artysty, ale nie została zagwarantowana jako autentyczna przez dealera, który ją oferuje.[6]
Chociaż oryginał Feruzziego zniknął, nie przeszkodził to w popularności i wykorzystaniu obrazu. Kopie oryginału są często prezentowane na świętych kartkach, oprawionych portretach i kartkach z życzeniami. Przekonanie, że nadal można go gdzieś znaleźć, istnieje i jest wart 18 milionów dolarów.[potrzebne cytowanie]
Oto kilka znaczących zastosowań obrazu:
Madonna z Ulic jest przedstawiona jako mozaika w Sts. Kościół Piotra i Pawła, San Francisco, Kalifornia.[7]
Członkowie Sióstr Życia otrzymują medal Madonny z Ulic przy swojej pierwszej profesji.[8]
Przepraszam wszystkich za tragiczne tłumaczenie Safariego.
Tym razem tłumaczenie Chromego:
Twarz młodej kobiety spoglądającej w górę, otulonej niebieskim płaszczem, ze śpiącym Dzieciątkiem na kolanach. Płótno dalmatyńskiego malarza Roberta Ferruzziego, namalowane w Luvigliano, na Wzgórzach Euganejskich, za które zdobył drugie Biennale w Wenecji w 1897 roku. Obraz przedstawiał delikatne rysy nastolatki, Angeliny Cian, trzymającej w ramionach nowo narodzonego brata. Obraz, który
natychmiast zyskał sławę, został sprzedany i tajemniczo zniknął podczas II wojny światowej, być może zaginął lub został zniszczony w trakcie konfliktu.
Roberto Ferruzzi urodził się w 1853 roku w Szybeniku w Dalmacji, w rodzinie włoskiej. W wieku czterech lat został zabrany do Wenecji, ówczesnej stolicy kultury, na studia. Po nagłej śmierci ojca, znanego prawnika, powrócił do Dalmacji. Mieszkał tam do 14. roku życia, poświęcając się studiom klasycznym i ucząc się podstaw malarstwa (samouk). Zgodnie z rodzinną tradycją, przeznaczony do zawodu prawnika, powrócił do Wenecji, aby ukończyć studia i rozpocząć studia na Wydziale Prawa w Padwie. W 1879 roku, po kolejnym pobycie w Dalmacji, ostatecznie rozwinął w sobie powołanie artystyczne i osiadł w Luvigliano. Jego dom stał się miejscem spotkań znanych artystów tamtych czasów, takich jak muzyk i przyjaciel Cesare Pollini. Łącząc muzykę z malarstwem, stworzył swoje najwybitniejsze dzieła, w tym „Madonninę”. Po przedwczesnej śmierci ukochanej żony Ester Sorgato prowadził raczej kameralne życie. Zmarł 16 lutego 1934 roku i został pochowany wraz z żoną i córką Mariską na małym cmentarzu w Luvigliano.
„Madonnina” to światowej sławy obraz kojarzony z Roberto Ferruzzim. Artysta wygrał dzięki niemu drugie Biennale w Wenecji w 1897 roku, na które wystartował z zamiarem przedstawienia macierzyństwa. Dzięki niezwykłej, ekspresyjnej delikatności obraz odniósł tak wielki sukces, że pierwotną nazwę „Maternità” – ku powszechnemu zadowoleniu – zmieniono na „Madonnina”. Obraz został natychmiast zakupiony za trzydzieści tysięcy lirów, co jak na tamte czasy było astronomiczną kwotą. Odsprzedawany kilkakrotnie, ostatecznie trafił w ręce braci Alinari, właścicieli renomowanej firmy fotograficznej. Przed odsprzedażą zastrzegli oni sobie prawo do reprodukcji w dowolnej formie. Sława dzieła przewyższyła sławę jego autora. Wizerunek jedenastoletniej dziewczynki z młodszym bratem stał się twarzą Madonny z Dzieciątkiem, reprodukowanej i rozpowszechnianej na całym świecie pod różnymi nazwami: „Madonnina”, „Madonna del Riposo”, „Madonna delle Vie”, „Madonnella” i „Zingarella”.
Wszelki ślad po oryginale zaginął: jego losy były niemal zagadką. Kupiony przez Amerykanina, prawdopodobnie zatonął, gdy statek wiozący go do Ameryki zatonął. Niektórzy twierdzą, że stało się to w wyniku sztormu, inni, że niemieckiego ataku torpedowego.
Inspiracją do namalowania Madonny była młoda dziewczyna z Luvigliano, Angelina Cian, drugie z piętnaściorga dzieci, która trzymała w ramionach swojego młodszego brata Giovanniego, zaledwie kilkumiesięcznego. Ferruzzi, poruszony tą czułą wizją, uwiecznił piękno tego obrazu na płótnie, starając się przedstawić macierzyństwo. W chwili namalowania portretu Angelina Cian miała zaledwie 11 lat i, zgodnie z ówczesnym zwyczajem, w rodzinach wielodzietnych starsze dziewczynki musiały zostać matkami na pełen etat i opiekować się młodszym rodzeństwem. Dziecko w ramionach dziewczynki: być może to właśnie ten aspekt zainspirował Ferruzziego, który poprzez swoją sztukę starał się uwznioślić codzienny trud tej młodej dziewczyny. Ale los przygotował dla bohaterki inne niespodzianki.
Angelina Cian, która później przeniosła się z Luvigliano do Wenecji, wyszła za mąż za pewnego Antonia Bovo i podążyła za mężem do Ameryki około 1906 roku, osiedlając się w Oakland w Kalifornii. Para miała dziesięcioro dzieci, ale w 1929 roku rodzina poniosła dotkliwą stratę – przedwczesną śmierć Antonia Bovo, który miał wtedy zaledwie 42 lata. Były to bolesne czasy dla biednej wdowy, która nie potrafiąc poradzić sobie z ogromnymi trudnościami, popadła w rozpacz, tak bardzo, że została umieszczona w szpitalu psychiatrycznym, gdzie przebywała aż do śmierci w 1972 roku. Angelina zmarła, a nikt nie poznał jej historii. Nigdy nikomu nie wyjawiła, że była modelką do najsłynniejszego obrazu świata. Sekret jej życia został odkryty dopiero w 1984 roku przez jej córkę Mary, która wstąpiła do zakonu pod imieniem Siostra Angela Maria Bovo.
Mała Mary, która później została Siostrą Angelą Marią Bovo, była siódmym z dziesięciorga dzieci Angeliny Cian i Antonia Bovo. Po śmierci ojca i załamaniu psychicznym matki, ona i jej rodzeństwo trafili do sierocińca. Miała wtedy zaledwie osiem lat i nie była w stanie utrzymywać kontaktu z dalekimi krewnymi we Włoszech, więc stopniowo traciła kontakt ze swoją wenecką ciotką i wujem. Stopniowo poczuła powołanie religijne i została zakonnicą, przyjmując imię Siostra Angela Maria, na cześć swojej matki i Siostry Angeli, jej duchowej przewodniczki. To Siostra Angela zachęciła ją do podróży do Włoch w poszukiwaniu dalekich krewnych. W Wenecji spotkała dwie ciotki po osiemdziesiątce, siostry Angeliny Cian, swojej matki. To jedna z ciotek pokazała jej portret swojej matki, gdy była młodą kobietą. Był to wizerunek Madonny Ferruzziego. Jej ciotka wyjaśniła jej, że twarz Madonny, najbardziej znana na świecie, to nikt inny, jak tylko twarz jej prawdziwej matki.
Paaanie, toć to nasza najbardziej polska Matka Boska Cygańska z rywałdzkiego kościoła!!!
👣
🐾
🐾