Szturmowiec.Rzplitej napisal(a): Chyba Bank Doliny Krzemiennej dopomógł, gdyż Bitcoin kosztuje dziś 27 klocków. A nie zasrane dwie dychy jak tydzień temu.
To się nazywa 'grzanka' aby wydoić z rynku frajerów przed kolapsem (no chyba, że wpłyną kolejne pieniądze chciwych frajerów i ochronią piramidę przed kolapsem)
O, teraz ze źródła innego niż jakiś gostek na Twitterze:
"Of course, unrealized losses matter only if banks are forced to realize them. The scenario in which all banks sell all assets would happen only in the context of a generalized run on the entire banking system, and that is not going to happen."
Co ciekawe, na Ćwiterze Taleb postanowił dojechać Paula Grahama (bardzo znana postać w światku VC), który ten artykuł zacytował. Ale nie do końca za "unrealized losses".
Na czym polegała głupota / błędy Credit Suisse ? Główny akcjonariusz odmowil im pomocy. UBS tez miał poważne problemy wiec wygląda jakby cały system bankowy w Szwajcarii posiadał jakąś poważną skazę..
ALM. Problemy szwajcarskich banków są takie same jak SVB - krótki pieniądz na depozytach i wieloletnie obligacje o stałym kuponie jako aktywa. Stopy idą do góry, więc kasiorka paruje. Bracia Szwajcarzy pewnie już zapomnieli, że stopy procentowe mogą być wyższe niż 1%.
Ja się nie zdziwię bardzo, jeśli się okaże, że kłopoty mają banki takie jak Goldman Sachs czy JP Morgan. Credit Swiss nie zabezpieczał pozycji odsetkowej ale pewnie inni zabezpieczali a do transakcji swapowej musi być druga strona i zwykle jest to bank inwestycyjny. Chętnie bym obejrzał ich P/L na IRSach.
Chyba za długo było dobrze. Z tymi bankami to jak z komputerami. Jak coś ma się zadziać raz na rok (backup, nowy certyfikat, dysk, cokolwiek) to połowę razy nie zadziała, zawsze ktoś czegoś nie dopatrzy, dotestuje i tak dalej. Lepiej, jak się to coś dzieje raz na miesiąc, tydzień, a najlepiej codziennie, wtedy działa cały czas.
polmisiek napisal(a): Chyba za długo było dobrze. Z tymi bankami to jak z komputerami. Jak coś ma się zadziać raz na rok (backup, nowy certyfikat, dysk, cokolwiek) to połowę razy nie zadziała, zawsze ktoś czegoś nie dopatrzy, dotestuje i tak dalej. Lepiej, jak się to coś dzieje raz na miesiąc, tydzień, a najlepiej codziennie, wtedy działa cały czas.
Aż mi Kolega przypomniał Znaczego Kapitana, który na Lwowie co dzień posyłał młodzież na reje, ażeby zbadali czy wszystkie nakrętki godnie trzymają.
Bańki też codziennie sprawdzają, co tak w aktywach, pasywach i poza bilansem. I codziennie posłuszne meldują Znaczy Kapitanowi: Alles in Ordnung, Herr Hauptmann! Aż którego dnia nie wiadomo dlaczego porządne skarbowe obligacje tracą połowę wartości i Peter Thiel jest winny.
Znaczy, nie będą się psuć, znaczy, jeśli codziennie majtkowie będą włazić na reje i dokręcać śrubki. A cieśla, znaczy, będzie co miesiąc opukiwać kadłub.
Szturmowiec.Rzplitej napisal(a): Znaczy, nie będą się psuć, znaczy, jeśli codziennie majtkowie będą włazić na reje i dokręcać śrubki. A cieśla, znaczy, będzie co miesiąc opukiwać kadłub.
Czyli jak na kolei. Co sprawia że większe katastrofy kolejowe dzieją się tak raz na 10 lat, nie częściej.
los napisal(a): Podpowiedz Talebowi. Bo on twierdzi, że ma być antifragility - rzeczy mają się nie psuć przez tysiąclecia.
Taa, wyjdź przed smoka i daj się zjeść
Wogle, pojedynczy komputer jest bardzo niezawodny, na tyle, że usterki można potraktować restartem albo wymianą sprzętu. Ale jak mamy system złożony z wielu komputerów połączonych kablem to nagle zostajemy wybudzeni z tego pięknego snu i uderza w nas rzeczywistość. Wtedy mamy 2 podejścia: - "superkomputery", czyli płacimy za sprzęt bardzo, bardzo dużo żeby iluzję niezawodności podtrzymać; udaje się to na tyle, że często da się tego używać - systemy rozproszone, czyli takie, które sobie radzą nawet wtedy, gdy kawałek systemu nie działa
A to codzienne psucie zabezpiecza przed ułomnościami ludzkimi: głupotą, chciwością, lenistwem. Czy miałoby jakieś zastosowanie nie tylko do ludzkiej natury to nie wiem.
"Inżynieria oprogramowania" to jest bardzo dziwna rzecz, z prawdziwą inżynierią ma niewiele wspólnego. Przez to, że program nic nie waży, może ze sobą wieźć śmieci sprzed 40 lat (np. w silniku spalinowym albo procesorze nie znajdziemy wszystkich innych modeli z ostatnich 40 lat). W efekcie powstaje niewiarygodny burdel, a "inżynieria oprogramowania" to w dużej mierze radzenie sobie z nadmiarem kodu/informacji. Finansjera wydaje mi się o tyle podobna, że jednym z głównych problemów też chyba bywa długotrwała bezkarność dla ludzkich ułomności. Czasami trochę zajmuje, zanim fizyka dopadnie programistę, i finansistę chyba też.
Szturmowiec.Rzplitej napisal(a): Znaczy, nie będą się psuć, znaczy, jeśli codziennie majtkowie będą włazić na reje i dokręcać śrubki. A cieśla, znaczy, będzie co miesiąc opukiwać kadłub.
Czyli jak na kolei. Co sprawia że większe katastrofy kolejowe dzieją się tak raz na 10 lat, nie częściej.
Akurat u Taleba tezy Polmiśka też znajdziemy, choć w nieco innym kontekście. Otóż porównuje on (w warunkach amerykańskich) zawody doradcy ubezpieczeniowego i rządowego eksperta. Pozornie wydaje się, że ekspert rządowy ma stabilną posadę. No ale jak ją straci (czyli ów czarny łabędź, bo to z tamtej książki), to już innego rządu nie ma i posady nie znajdzie. A doradca co chwilę może tracić pracę, ale prywatnych firm jest dużo, więc szybko ją odzyska. I tu mamy to samo zjawisko, bo ono jest ludzkie, a nie techniczne. Jeśli coś psuje się raz na "ruski rok", to się o to nie dba, w rezultacie późniejszy kolaps jest dużo bardziej spektakularny, a i nikt nie wie, jak naprawić, bo robił to tak dawno, że nie pamięta. Albo nigdy, bo jest nowy w firmie / systemie. Jak coś się psuje bez przerwy, to każdy już wie, co z tym zrobić.
Szturmowiec.Rzplitej napisal(a): Znaczy, nie będą się psuć, znaczy, jeśli codziennie majtkowie będą włazić na reje i dokręcać śrubki. A cieśla, znaczy, będzie co miesiąc opukiwać kadłub.
Ale nie będzie tego robił, bo to kosztuje. A konkurencja nie robi, ma niższe koszty, więc sami też nie możemy, żeby nie wypaść z rynku. A do czasu jak tamtemu się maszynka zepsuje, a nam nie, to my już możemy upaść.
Wracając do (nie głównego, ale poprzedniego) tematu - po to są obowiązkowe regulacje bankowe, żeby jakiś bank nie wpadł na pomysł, żeby w ogóle niczego nie przestrzegać, taniej działać, wykosić konkurencję ... a potem spektakularnie upaść samemu.
Szturmowiec.Rzplitej napisal(a): Znaczy, nie będą się psuć, znaczy, jeśli codziennie majtkowie będą włazić na reje i dokręcać śrubki. A cieśla, znaczy, będzie co miesiąc opukiwać kadłub.
Ale nie będzie tego robił, bo to kosztuje. A konkurencja nie robi, ma niższe koszty, więc sami też nie możemy, żeby nie wypaść z rynku. A do czasu jak tamtemu się maszynka zepsuje, a nam nie, to my już możemy upaść.
Eh, kapitalizm...
Kiedyś poznałem pośrednika pracy w Tajlandii, starszego człowieka. I powiada on, że zawsze ostrożniej działał niż końkurenci, mniejsze miał parcie, marże a lewary. I co? I konkurenci więcej dutków trzepali (które tamże dowcipnie a trafnie zwą batami), ale kedy przychodził jakiś kryzys, to on miał przeziębienie, a reszta -- ciężkie obustronne zapalenie płuc. Więc i przeżył ich wszystkich. Logiczne.
Zresztą, z tymi statkami też tak jest, że jedni śrubki dokręcają, a zaś inni -- nie. I te jedne statki pływają z drogim towarem do drogich portów, a te drugie dożywają swych dni między Baranquillą, Lagos i Bissau. Z reguły te pierwsze z czasem awansują do kategorii tych drugich.
Ja to dumam, że tak to może działać w sprawach, od których niewiele zależy. Ale już kolejka wąskotorowa, elektrownia atomowa, systemat podtrzymywania życia -- to bym wolał ten chaos redukować od frontu a nie od zadu.
Szturmowiec.Rzplitej napisal(a): Ja to dumam, że tak to może działać w sprawach, od których niewiele zależy. Ale już kolejka wąskotorowa, elektrownia atomowa, systemat podtrzymywania życia -- to bym wolał ten chaos redukować od frontu a nie od zadu.
Być może. W tym chaos engineering dosłownie bywa tak, że działa sobie programik (ten najpopularniejszy nazywa się Chaos Monkey), który losowo wyłącza serwery. Nie mam pomysłu, co takie cudo mogłoby psuć w kolejce wąskotorowej, żeby psuć ale nie zepsuć.
Szturmowiec.Rzplitej napisal(a): Ale już kolejka wąskotorowa, elektrownia atomowa, systemat podtrzymywania życia -- to bym wolał ten chaos redukować od frontu a nie od zadu.
Jednej rzeczy nie bierzemy pod uwagę - the predictability of stupidity. Mój przyjaciel Paul Wilmott twierdzi, że finansiści w większości są to lekarze, którzy nie wiedzą, po której stronie człowiek ma serce. Nie powinno to dziwić -na menadżerskiej pozycji w finansach zarabia się kupę kasy, więc aby ją utrzymać trzeba się nieźle napracować i na rozumienie fachu czasu już nie starcza https://excathedra.pl/index.php?p=/discussion/comment/110128/
Szturmowiec.Rzplitej napisal(a): Znaczy, nie będą się psuć, znaczy, jeśli codziennie majtkowie będą włazić na reje i dokręcać śrubki. A cieśla, znaczy, będzie co miesiąc opukiwać kadłub.
Czyli jak na kolei. Co sprawia że większe katastrofy kolejowe dzieją się tak raz na 10 lat, nie częściej.
Znaczy, źle opukiwali zwrotnice. Na kolei główną przyczyną katastrof są raczej błędy ludzkie a nie same zwrotnice czy semafory. Trochę jak w bankach.
Szturmowiec.Rzplitej napisal(a): Ale już kolejka wąskotorowa, elektrownia atomowa, systemat podtrzymywania życia -- to bym wolał ten chaos redukować od frontu a nie od zadu.
Jednej rzeczy nie bierzemy pod uwagę - the predictability of stupidity. Mój przyjaciel Paul Wilmott twierdzi, że finansiści w większości są to lekarze, którzy nie wiedzą, po której stronie człowiek ma serce. Nie powinno to dziwić -na menadżerskiej pozycji w finansach zarabia się kupę kasy, więc aby ją utrzymać trzeba się nieźle napracować i na rozumienie fachu czasu już nie starcza https://excathedra.pl/index.php?p=/discussion/comment/110128/
Komentarz
Spółki wyszły z piekła, by kraść
"Of course, unrealized losses matter only if banks are forced to realize them. The scenario in which all banks sell all assets would happen only in the context of a generalized run on the entire banking system, and that is not going to happen."
https://www.washingtonpost.com/opinions/2023/03/17/svb-first-republic-bank-credit/
Co ciekawe, na Ćwiterze Taleb postanowił dojechać Paula Grahama (bardzo znana postać w światku VC), który ten artykuł zacytował. Ale nie do końca za "unrealized losses".
https://www.reuters.com/business/crunch-time-credit-suisse-talks-ubs-seeks-swiss-assurances-2023-03-19/
Ja się nie zdziwię bardzo, jeśli się okaże, że kłopoty mają banki takie jak Goldman Sachs czy JP Morgan. Credit Swiss nie zabezpieczał pozycji odsetkowej ale pewnie inni zabezpieczali a do transakcji swapowej musi być druga strona i zwykle jest to bank inwestycyjny. Chętnie bym obejrzał ich P/L na IRSach.
Wogle, pojedynczy komputer jest bardzo niezawodny, na tyle, że usterki można potraktować restartem albo wymianą sprzętu. Ale jak mamy system złożony z wielu komputerów połączonych kablem to nagle zostajemy wybudzeni z tego pięknego snu i uderza w nas rzeczywistość. Wtedy mamy 2 podejścia:
- "superkomputery", czyli płacimy za sprzęt bardzo, bardzo dużo żeby iluzję niezawodności podtrzymać; udaje się to na tyle, że często da się tego używać
- systemy rozproszone, czyli takie, które sobie radzą nawet wtedy, gdy kawałek systemu nie działa
A to codzienne psucie zabezpiecza przed ułomnościami ludzkimi: głupotą, chciwością, lenistwem. Czy miałoby jakieś zastosowanie nie tylko do ludzkiej natury to nie wiem.
"Inżynieria oprogramowania" to jest bardzo dziwna rzecz, z prawdziwą inżynierią ma niewiele wspólnego. Przez to, że program nic nie waży, może ze sobą wieźć śmieci sprzed 40 lat (np. w silniku spalinowym albo procesorze nie znajdziemy wszystkich innych modeli z ostatnich 40 lat). W efekcie powstaje niewiarygodny burdel, a "inżynieria oprogramowania" to w dużej mierze radzenie sobie z nadmiarem kodu/informacji. Finansjera wydaje mi się o tyle podobna, że jednym z głównych problemów też chyba bywa długotrwała bezkarność dla ludzkich ułomności. Czasami trochę zajmuje, zanim fizyka dopadnie programistę, i finansistę chyba też.
I tu mamy to samo zjawisko, bo ono jest ludzkie, a nie techniczne. Jeśli coś psuje się raz na "ruski rok", to się o to nie dba, w rezultacie późniejszy kolaps jest dużo bardziej spektakularny, a i nikt nie wie, jak naprawić, bo robił to tak dawno, że nie pamięta. Albo nigdy, bo jest nowy w firmie / systemie. Jak coś się psuje bez przerwy, to każdy już wie, co z tym zrobić.
Wracając do (nie głównego, ale poprzedniego) tematu - po to są obowiązkowe regulacje bankowe, żeby jakiś bank nie wpadł na pomysł, żeby w ogóle niczego nie przestrzegać, taniej działać, wykosić konkurencję ... a potem spektakularnie upaść samemu.
Kiedyś poznałem pośrednika pracy w Tajlandii, starszego człowieka. I powiada on, że zawsze ostrożniej działał niż końkurenci, mniejsze miał parcie, marże a lewary. I co? I konkurenci więcej dutków trzepali (które tamże dowcipnie a trafnie zwą batami), ale kedy przychodził jakiś kryzys, to on miał przeziębienie, a reszta -- ciężkie obustronne zapalenie płuc. Więc i przeżył ich wszystkich. Logiczne.
Zresztą, z tymi statkami też tak jest, że jedni śrubki dokręcają, a zaś inni -- nie. I te jedne statki pływają z drogim towarem do drogich portów, a te drugie dożywają swych dni między Baranquillą, Lagos i Bissau. Z reguły te pierwsze z czasem awansują do kategorii tych drugich.
Na kolei główną przyczyną katastrof są raczej błędy ludzkie a nie same zwrotnice czy semafory. Trochę jak w bankach.