Kupujta niemieckie bo koncerny to współczesne księstwa dzielnicowe Niemiec. Im silniejsze eksportowo tym bardziej rozpraszają polityczną pięść Berlina. Kupujta niemieckie z fabryk w Międzymorzu! Nie żadne francuskie- Franca słabsza będzie kontestować Niemcy.
Wreszcie! Ważny izraelski polityk w ważnej gazecie: obarczanie Polaków winą za Holocaust jest niesprawiedliwe!
Obarczanie Polski winą za Holocaust jest nieusprawiedliwione.
Autorem artykułu jest Mosze Arens, poważna i szanowana w Izraelu postać - były ambasador Izraela w USA, kilkakrotny minister Izraela, w tym obrony i spraw zagranicznych.
Wreszcie! Ważny izraelski polityk w ważnej gazecie: obarczanie Polaków winą za Holocaust jest niesprawiedliwe!
Obarczanie Polski winą za Holocaust jest nieusprawiedliwione.
Autorem artykułu jest Mosze Arens, poważna i szanowana w Izraelu postać - były ambasador Izraela w USA, kilkakrotny minister Izraela, w tym obrony i spraw zagranicznych.
To w końcu nieusprawiedliwione czy niesprawiedliwe? Z tego co widzę to raczej to pierwsze, bo po angielsku jest "unjustified". Ja wiem, że błąd jest w "wpolityce", ale lepiej aby nie powielać błędów z prasy na forum.
TecumSeh napisal(a): Ciekawym jak się czują nasi pożyteczni teraz. Znaczy Turnau i spółka. A wspominam jego bo pośród ogranych nazwisk to jedno mnie zaskoczyło.
Szczególnie ważny jest końcowy fragment tekstu Lisy Holland.
"To już nie jest problem Polski - teraz jest to problem na skalę europejską, może nawet międzynarodową. Teraz muszą być wspólne starania, by uporać się z tym od strony wypadku lotniczego i od strony łamania praw człowieka, co na pewno miało miejsce" - czytamy w tekście Sky News.
"Jest kilka ważnych pytań, które należy zadać Rosji. Większość krewnych przeżyło traumę. Czekają od ośmiu lat, by poznać prawdę" - podkreślono."
marniok napisal(a): A jakie auto jest koszer? Francuz, Japończyk, Włoch? Inny?
Ja mam Skode ...
Czyli Volkswagena! Śkoda jest marką Grupy Volkswagen od 26 lat i bebechy i karoserie mają te same, tylko logo inne przyklejają. (równie z Audi, Seat, Porsche)
Dyzio_znowu napisal(a): No o grupie VW się nie mówi bo to szajs totalny Tylko Porsche kupujcie bo oni się nie lubią z VW
Prosiak jest częścią Hitlerwagowni! ze strony Porsche: "W celu uzyskania szczegółowych informacji w tym zakresie, prosimy o kontakt z Porsche Centrum lub z wyłącznym przedstawicielem Dr. Ing. h.c. F. Porsche AG w Polsce – Volkswagen Group Polska Sp. z o.o. z siedzibą w Poznaniu,"
TecumSeh napisal(a): Ciekawym jak się czują nasi pożyteczni teraz. Znaczy Turnau i spółka. A wspominam jego bo pośród ogranych nazwisk to jedno mnie zaskoczyło.
Ależ on od dawna tygodnikowo-powszechny jest! Ja zawiedziony jego postawą, bo uwielbiam talent (od koncertu w Szczecinie w 1992 roku!)
TecumSeh napisal(a): Ciekawym jak się czują nasi pożyteczni teraz. Znaczy Turnau i spółka. A wspominam jego bo pośród ogranych nazwisk to jedno mnie zaskoczyło.
Ależ on od dawna tygodnikowo-powszechny jest! Ja zawiedziony jego postawą, bo uwielbiam talent (od koncertu w Szczecinie w 1992 roku!)
Edit, chyba pomieszały mi się lokale na Brackiej Jest właścicielem lokalu (kawiarni) na Brackiej w Krakowie (Botanica), gdzie otwarcie wspierali czarny protest.
TecumSeh napisal(a): Ciekawym jak się czują nasi pożyteczni teraz. Znaczy Turnau i spółka. A wspominam jego bo pośród ogranych nazwisk to jedno mnie zaskoczyło.
Turnau- teść Kondrata, polakożercy.
Kondrat owszem, acz myślałem że córa Turnaua poszła z nim raczej bez zgody tatusia - ale nie doktoryzowałem się z tematu, wiec nie wiem:) Turnau po prostu ze swoją poezją (nie do końca mój klimat, ale mocno spopularyzowal poezję śpiewaną w Polsce) nie wyglądał mi na typowe dziecię urbana.
romeck napisal(a):
TecumSeh napisal(a): Ciekawym jak się czują nasi pożyteczni teraz. Znaczy Turnau i spółka. A wspominam jego bo pośród ogranych nazwisk to jedno mnie zaskoczyło.
Ależ on od dawna tygodnikowo-powszechny jest! Ja zawiedziony jego postawą, bo uwielbiam talent (od koncertu w Szczecinie w 1992 roku!)
A to wiele wyjaśnia. Powiem tak - żadna GW, Nie i inne szmatławce nie robią tyle złego w Polsce co katoliccy pożyteczni idioci. Ta cała hołota mogłaby nam skoczyć - gdyby nie to że w szeregach autentycznie zaangażowanych katolików są po prostu skończeni, niedouczeni idioci.
Bardzo, ale to bardzo zawodzi formacja. Często spotykany jest pogląd, że nasze oczy mają być zwrócone ku niebu, a to co na ziemi, to z grubsza nieistotne - nie ma zatem obowiązku (ani potrzeby!) wiedzieć kto z kim, dlaczego i tak dalej - ważne by mieć osobistą łączność z Bogiem (albo niech ci się bracie i siostro tak przynajmniej wydaje) a reszta to pikuś.
No tylko że skutki takiej postawy są katastrofalne.
TecumSeh napisal(a): Turnau po prostu ze swoją poezją (nie do końca mój klimat, ale mocno spopularyzowal poezję śpiewaną w Polsce) nie wyglądał mi na typowe dziecię urbana.
Ale dziecię Michnika jestto typowe. Należy pamiętać, że żyliśmy w czasach, w których Adam Michnik wybornie znał się na poezji.
TecumSeh napisal(a): Ciekawym jak się czują nasi pożyteczni teraz. Znaczy Turnau i spółka. A wspominam jego bo pośród ogranych nazwisk to jedno mnie zaskoczyło.
Ależ on od dawna tygodnikowo-powszechny jest! Ja zawiedziony jego postawą, bo uwielbiam talent (od koncertu w Szczecinie w 1992 roku!)
Czy nie jest to krewny Jana Turnaua, wzorca z Sevres tygpowszowych katolików?
To jest polityczny baran z Piwnicy pod Baranami, która jest teraz w awangardzie antypisa
Tam teraz panuje zamordyzm i wyrzucanie z sali kolegów, którzy choć na jotę odeszli od jedynie słusznej gazetowyborczej linii. Następca Skrzyneckiego to taki cerber z KODu
Czy nie jest to krewny Jana Turnaua, wzorca z Sevres tygpowszowych katolików?
Sadząc z informacji wikipedyjnych to tak. Według notek biograficznych tamże, Jan jest wnukiem Jerzego Turnaua, a Grzegorz jest prawnukiem Jerzego Turnaua.
Leszek Długosz za publikację książki o piwniczanych kapuchach też dostał od krakoffka wilczy bilet.
Tak że w K. nie ma praktycznie szeroko choćby pojętych 'naszych' w sferach 'artystycznych'. Nawet nowy dyrektor Teatru Starego, tak opluty za zastąpienie wuja Klaty, to były gazownik.
"Kiedy zaproszone Towarzystwo rozsiadło się w kultowej sali kabaretu Piotra Skrzyneckiego nazywanej „Planetarium” do stolika, przy którym siedziałem z Przyjaciółmi doskoczył z wystrzeżonymi kłami rozwścieczony piwniczny cerber i ryknął do mnie na całe gardło, aż się duchy Janiny Garyckiej i Piotra Skrzyneckiego obudziły, - cytuję: „Proszę natychmiast opuścić ten lokal, bo nakazem dyrektora tego kabaretu ma pan zakaz wstępu do Piwnicy pod Baranami!”.
Na sali zapanowała nieprzyjemna konsternacja i nie wiadomo, jak by się to wszystko skończyło, gdyby nie interwencja prezesa Stowarzyszenia Artystów i Sympatyków Piwnicy pod Baranami pani profesor architektury Krystyny Styrna-Bartkowicz.
Wszakże, choć strachliwy nie jestem, to jednak, gdy wracałem z Piwnicy piechotą do domu, bacznie się rozglądałem, czy mnie nie wciągną do bramy i głowy do gołej skóry nie zgolą.
A mówi się, że to Kaczyński dzieli Polaków i sieje nienawiść depcząc polską demokrację."
Dyzio_znowu napisal(a): ...i to taki lajtowo-prawicowy bloger
i fajnie pisze!
... Przed naszą podstawówką był sąsiadujący z kościołem wielki podworzec, na którym każdego dnia przed lekcjami mieliśmy poranne apele rozpoczynające się od obowiązkowego odśpiewania przez uczniów komunistycznej pieśni pt. „Naprzód młodzieży świata”, a dyrektorka szkoły baczyła pilnie, czy wszyscy śpiewają. Potem następowały wyróżnienia uczniów, którzy wykonali najlepsze gazetki ścienne o Józefie Stalinie, Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich i Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. A na koniec komunistyczni politrucy wygłaszali doktrynerskie pogadanki okolicznościowe.
Pewnego dnia, w czasie takiej masówki komunistyczny prelegent oświadczył zebranym uczniom, że naszą drugą ojczyzną jest Związek Radziecki i dla dobra Polski Ludowej musimy się zgadzać z wszystkim, co nam radzi przyjacielska Moskwa. I wtedy, ku osłupieniu wszystkich, jeden z uczniów naszej klasy wystąpił z szeregu, zrobił gest Kozakiewicza i powiedział na cały głos w żargonie dębnickim „Takiego wała, jak Polska cała!” i apel się wcześniej niż zwykle zakończył. Starsi krakowianie mieszkający na Dębnikach zapewne pamiętają to ówczesne andrusowskie powiedzonko.
Skąd ten uczeń miał tyle odwagi?
Myślę, że przeogromnie przyczynił się do tego uwielbiany przez nas ksiądz Socha, który prócz religii, uczył nas także miłości do Polski. I do śmierci nie zapomnę, jak z epidiaskopu, który wtenczas zdawał nam się cudem techniki wyświetlał na ścianie przemiennie obrazki przedstawiające ukrzyżowanego Chrystusa i polskie godło z białym orłem bez korony, z której odarli go komuniści, tłumacząc nam, kto i w jakim celu to zrobił. Boże! Jak On pięknie mówił o Polsce! Ile w nim było pasji! Ile mu się chciało! Ile miał odwagi! Ten przezacny człowiek o gorącym sercu i pięknym umyśle na zawsze ubogacił nasze dusze etosem najdroższych Polakom wartości. To właśnie ks. Socha zrobił nam to zdjęcie, którym zilustrowałem notkę. Więc mając w pamięci nauki ks. Sochy i św. Jana Pawła II, zwracając się jako szeregowy Polak i katolik do rządu Izraela, który chce byśmy uwierzyli, że Polacy są współwinni holokaustu, wraz z gestem Kozakiewicza powtarzam po raz wtóry słowa wspomnianego na wstępie ucznia:
jeszcze tu nie ma ale twitterowcy ćwierkają, że w porządku obrad najbliższego posiedzenia sejmu znalazło się sprawozdanie nt prezydenckiego projektu ustawy
o ustanowieniu 17. marca Dniem Pamięci Polaków ratujących Żydów podczs II wojny światowej.
"Jedziemy na Mundial do Rosji!!! Mecz był niesamowity i sam Alfred Joseph Hitchcock nie wymyśliłby tak dramatycznego scenariusza, ale do śmierci nie zapomnę, jak w trakcie wychodzenia na murawę biało-czerwonych towarzyszący Lewemu niepełnosprawny chłopczyk na wózku inwalidzkim, oszołomiony rykiem tysięcy kibiców zebranych na Stadionie Narodowym przez moment stracił orientację, ale, jak zawsze czujny Robert Lewandowski, jak prawdziwy kapitan drużyny i Anioł Stróż zarazem wziął go pod swoje skrzydła. Twardy ze mnie gość, ale oczy mi zwilgotniały.
To był milowy słup i kultowy moment w historii polskiego futbolu i mam nadzieję, że PZPN zadba o to, by ten chłopczyk na moskiewskim Mundialu też naszą jedenastkę na boisko wyprowadzał.
A teraz coś Wam opowiem, bo wiem, co przeżył ten chłopczyk wyprowadzony dziś na murawę przez Lewandowskiego.
W dzieciństwie mieszkałem przy ulicy Zamkowej w Krakowie i w piłkę grywaliśmy z kolegami na wiślanej terasie zalewowej dokładnie vis a vis Wawelu. Ja od małego stałem na bramce, którą robiło się wtedy z dwu cegłówek.
Pewnego dnia, był to chyba rok 1954, trenowaliśmy rzuty rożne, co się wtedy nazywało strzelaniem na budę z kornera. Ja stałem oczywiście w bramce, a koledzy podawane z „narożnika” piłki brali na główkę. Terasa wiślana, która służyła nam za boisko była okolona wałem powodziowym, który służył za spacerowe korso. Tymże właśnie korso szła po rękę jakaś para, która zatrzymała się na chwilę by popatrzeć na grających chłopców. I wtedy grom spadł z jasnego nieba, gdyż rozpoznaliśmy, że przystojny mężczyzna spacerujący z piękną dziewczyną po wałach to sam inżynier Leopold Michno, ówczesny bramkarz pierwszoligowej Cracovii. Możecie Państwo sobie wyobrazić cóż to był dla nas za zaszczyt, że sam Michno nas ogląda. Pamiętam, jak z bijącym sercem, nie bacząc na kolana niemiłosiernie obtłukiwane na wiślanym żwirze wyciągałem się jak struna w bramkarskich paradach.
I wtedy nastąpiła jedna z najszczęśliwszych chwil mojego życia. Pan Leopold Michno krzyknął bym do niego na chwilę podszedł. Ze ściśniętym gardłem i łomoczącym sercem wysłuchałem, jak Michno powiedział: „jesteś trochę za mały, ale masz wrodzony bramkarski talent, bo widziałem, że w momencie jak napastnik składa się do strzału ty już jesteś w powietrzu. Masz chłopcze bramkarskie wyczucie i refleks. Jakbyś chciał, przyjdź w piątek na trampkarski trening na Cracovię…”. Świat zawirował w głowie ze szczęścia i dumy. Niestety moja bramkarska kariera była bardzo krótka.
Bowiem w tamtych czasach, przed meczami ligowymi odbywały się tak zwane przedmecze, w których grali trampkarze rozgrywających spotkanie klubów. Na pełnowymiarowym boisku! Przed prawdziwą widownią! Nie zdajecie sobie Państwo sprawy, co to było za przeżycie dla kilkunastoletniego chłopca. Spełniło się największe marzenie mojego dzieciństwa. Bramkarz pierwszego składu zachorował i Michno wystawił mnie na zbliżający się przedmecz. Pamiętam, jak kochana Mama, wyprała w rękach jedenaście zestawów niemiłosiernie ubabranych błotem pasiastych koszulek, spodenek i sztuc. A ja sobie przyrzekłem, że choćbym miał sczeznąć to bramki nie puszczę.
I wybiegliśmy na murawę. Ci, co grają w piłkę wiedzą, co to za uczucie. Serce wali w gardle, a w uszach brzęczy tumult trybun. Trampkarze Ruchu zaatakowali ostro od pierwszego gwizdka. W piętnastej minucie był moment krytyczny, gdyż ich kostropaty i nad wiek wyrośnięty napastnik strzelił mi w lewy róg zjadliwego szczura zdawało się nie do obrony. Ale się rzuciłem jak tygrys i jakimś cudem Boskim złapałem piłkę pod siebie przyciskając ją mocno do serca. Do śmierci będę pamiętał zapach mokrej trawy zmieszany ze specyficzną wonią natłuszczonej skóry, bo wtedy sznurowane rzemieniem piłki z gumową dętką smarowało się kawałkiem słoniny, żeby piłka nie namakała.
Przedmecz się miał ku końcowi przy stanie zero do zera, stadion się zapełnił i wzrastała wrzawa na trybunach. Aż w ostatniej minucie, rozpędzony obrońca Ruchu dostał tak zwaną wykładkę i z kilkunastu metrów z całej siły rąbną mi z woleja piorunującą bombę pod samą poprzeczkę. Zdawało się, że przy moim wzroście nie mam najmniejszych szans by ten strzał obronić. A jednak, kiedy usłyszałem pełną przerażenia ciszę kibiców Cracovii, coś mi szepnęło w duszy: "Musisz ten strzał obronić!" I poszybowałem w powietrze, jak orzeł. Jakimś nadludzkim wysiłkiem wypiąstkowałem prawą ręką piłkę nad poprzeczkę. Niestety wylądowałem na lewej, którą złamałem w trzech miejscach, co zakończyło moją piłkarską karierę.
Komentarz
Tosz i fhancus lepszy od niemca.
Japonce tez państwo osi Grunt żeby nie Niemiec, reszta jest ok.
Nie żadne francuskie- Franca słabsza będzie kontestować Niemcy.
Tylko Porsche kupujcie bo oni się nie lubią z VW
Ale Fordzik? czemu nie
Mercedes, BMW polecam
Ople- kupujcie małe bo duże to szajs
Wreszcie! Ważny izraelski polityk w ważnej gazecie: obarczanie Polaków winą za Holocaust jest niesprawiedliwe!
Obarczanie Polski winą za Holocaust jest nieusprawiedliwione.
Autorem artykułu jest Mosze Arens, poważna i szanowana w Izraelu postać - były ambasador Izraela w USA, kilkakrotny minister Izraela, w tym obrony i spraw zagranicznych.
i Kongres (który jawi się w tej sprawie jako zbieranina klaunów)
Zresztą Schetyna wyjechał na narty, znaczy luz.
A wspominam jego bo pośród ogranych nazwisk to jedno mnie zaskoczyło.
Ja wiem, że błąd jest w "wpolityce", ale lepiej aby nie powielać błędów z prasy na forum.
http://niezalezna.pl/216144-sky-news-o-tragedii-w-smolensku-eksplozje-w-powietrzu-brytyjska-telewizja-wazne-pytania-nalezy-zadac-rosji
"Dziennikarka Sky News zwraca uwagę również na inne okoliczności - wydarzenia, jakie miały miejsce już po 10 kwietnia 2010 r. O tym, że Rosjanie do dziś nie oddali wraku samolotu i nie chcieli udostępnić ważnych dowodów. Przypomina o makabrycznych okolicznościach z zamianą ciał ofiar, a także, że krewnym Anny Walentynowicz upominającym się o prawdę nawet grożono więzieniem.
Szczególnie ważny jest końcowy fragment tekstu Lisy Holland.
"To już nie jest problem Polski - teraz jest to problem na skalę europejską, może nawet międzynarodową. Teraz muszą być wspólne starania, by uporać się z tym od strony wypadku lotniczego i od strony łamania praw człowieka, co na pewno miało miejsce" - czytamy w tekście Sky News.
"Jest kilka ważnych pytań, które należy zadać Rosji. Większość krewnych przeżyło traumę. Czekają od ośmiu lat, by poznać prawdę" - podkreślono."
Rzeźnik z Chobielina już obgryza paznokcie.
Oby tak dalej! :-)
Śkoda jest marką Grupy Volkswagen od 26 lat i bebechy i karoserie mają te same, tylko logo inne przyklejają. (równie z Audi, Seat, Porsche) Prosiak jest częścią Hitlerwagowni!
ze strony Porsche: "W celu uzyskania szczegółowych informacji w tym zakresie, prosimy o kontakt z Porsche Centrum lub z wyłącznym przedstawicielem Dr. Ing. h.c. F. Porsche AG w Polsce – Volkswagen Group Polska Sp. z o.o. z siedzibą w Poznaniu,"
Jest właścicielem lokalu (kawiarni) na Brackiej w Krakowie (Botanica), gdzie otwarcie wspierali czarny protest.Turnau po prostu ze swoją poezją (nie do końca mój klimat, ale mocno spopularyzowal poezję śpiewaną w Polsce) nie wyglądał mi na typowe dziecię urbana. A to wiele wyjaśnia.
Powiem tak - żadna GW, Nie i inne szmatławce nie robią tyle złego w Polsce co katoliccy pożyteczni idioci.
Ta cała hołota mogłaby nam skoczyć - gdyby nie to że w szeregach autentycznie zaangażowanych katolików są po prostu skończeni, niedouczeni idioci.
Bardzo, ale to bardzo zawodzi formacja. Często spotykany jest pogląd, że nasze oczy mają być zwrócone ku niebu, a to co na ziemi, to z grubsza nieistotne - nie ma zatem obowiązku (ani potrzeby!) wiedzieć kto z kim, dlaczego i tak dalej - ważne by mieć osobistą łączność z Bogiem (albo niech ci się bracie i siostro tak przynajmniej wydaje) a reszta to pikuś.
No tylko że skutki takiej postawy są katastrofalne.
Tam teraz panuje zamordyzm i wyrzucanie z sali kolegów, którzy choć na jotę odeszli od jedynie słusznej gazetowyborczej linii. Następca Skrzyneckiego to taki cerber z KODu
Tak że w K. nie ma praktycznie szeroko choćby pojętych 'naszych' w sferach 'artystycznych'. Nawet nowy dyrektor Teatru Starego, tak opluty za zastąpienie wuja Klaty, to były gazownik.
"Kiedy zaproszone Towarzystwo rozsiadło się w kultowej sali kabaretu Piotra Skrzyneckiego nazywanej „Planetarium” do stolika, przy którym siedziałem z Przyjaciółmi doskoczył z wystrzeżonymi kłami rozwścieczony piwniczny cerber i ryknął do mnie na całe gardło, aż się duchy Janiny Garyckiej i Piotra Skrzyneckiego obudziły, - cytuję: „Proszę natychmiast opuścić ten lokal, bo nakazem dyrektora tego kabaretu ma pan zakaz wstępu do Piwnicy pod Baranami!”.
Na sali zapanowała nieprzyjemna konsternacja i nie wiadomo, jak by się to wszystko skończyło, gdyby nie interwencja prezesa Stowarzyszenia Artystów i Sympatyków Piwnicy pod Baranami pani profesor architektury Krystyny Styrna-Bartkowicz.
Wszakże, choć strachliwy nie jestem, to jednak, gdy wracałem z Piwnicy piechotą do domu, bacznie się rozglądałem, czy mnie nie wciągną do bramy i głowy do gołej skóry nie zgolą.
A mówi się, że to Kaczyński dzieli Polaków i sieje nienawiść depcząc polską demokrację."
i to taki lajtowo-prawicowy bloger
w porządku obrad najbliższego posiedzenia sejmu znalazło się sprawozdanie nt prezydenckiego projektu ustawy
o ustanowieniu 17. marca Dniem Pamięci Polaków ratujących Żydów podczs II wojny światowej.
no, pisze dobrze- jak to:
"Jedziemy na Mundial do Rosji!!! Mecz był niesamowity i sam Alfred Joseph Hitchcock nie wymyśliłby tak dramatycznego scenariusza, ale do śmierci nie zapomnę, jak w trakcie wychodzenia na murawę biało-czerwonych towarzyszący Lewemu niepełnosprawny chłopczyk na wózku inwalidzkim, oszołomiony rykiem tysięcy kibiców zebranych na Stadionie Narodowym przez moment stracił orientację, ale, jak zawsze czujny Robert Lewandowski, jak prawdziwy kapitan drużyny i Anioł Stróż zarazem wziął go pod swoje skrzydła. Twardy ze mnie gość, ale oczy mi zwilgotniały.
To był milowy słup i kultowy moment w historii polskiego futbolu i mam nadzieję, że PZPN zadba o to, by ten chłopczyk na moskiewskim Mundialu też naszą jedenastkę na boisko wyprowadzał.
A teraz coś Wam opowiem, bo wiem, co przeżył ten chłopczyk wyprowadzony dziś na murawę przez Lewandowskiego.
W dzieciństwie mieszkałem przy ulicy Zamkowej w Krakowie i w piłkę grywaliśmy z kolegami na wiślanej terasie zalewowej dokładnie vis a vis Wawelu. Ja od małego stałem na bramce, którą robiło się wtedy z dwu cegłówek.
Pewnego dnia, był to chyba rok 1954, trenowaliśmy rzuty rożne, co się wtedy nazywało strzelaniem na budę z kornera. Ja stałem oczywiście w bramce, a koledzy podawane z „narożnika” piłki brali na główkę. Terasa wiślana, która służyła nam za boisko była okolona wałem powodziowym, który służył za spacerowe korso. Tymże właśnie korso szła po rękę jakaś para, która zatrzymała się na chwilę by popatrzeć na grających chłopców. I wtedy grom spadł z jasnego nieba, gdyż rozpoznaliśmy, że przystojny mężczyzna spacerujący z piękną dziewczyną po wałach to sam inżynier Leopold Michno, ówczesny bramkarz pierwszoligowej Cracovii. Możecie Państwo sobie wyobrazić cóż to był dla nas za zaszczyt, że sam Michno nas ogląda. Pamiętam, jak z bijącym sercem, nie bacząc na kolana niemiłosiernie obtłukiwane na wiślanym żwirze wyciągałem się jak struna w bramkarskich paradach.
I wtedy nastąpiła jedna z najszczęśliwszych chwil mojego życia. Pan Leopold Michno krzyknął bym do niego na chwilę podszedł. Ze ściśniętym gardłem i łomoczącym sercem wysłuchałem, jak Michno powiedział: „jesteś trochę za mały, ale masz wrodzony bramkarski talent, bo widziałem, że w momencie jak napastnik składa się do strzału ty już jesteś w powietrzu. Masz chłopcze bramkarskie wyczucie i refleks. Jakbyś chciał, przyjdź w piątek na trampkarski trening na Cracovię…”. Świat zawirował w głowie ze szczęścia i dumy. Niestety moja bramkarska kariera była bardzo krótka.
Bowiem w tamtych czasach, przed meczami ligowymi odbywały się tak zwane przedmecze, w których grali trampkarze rozgrywających spotkanie klubów. Na pełnowymiarowym boisku! Przed prawdziwą widownią! Nie zdajecie sobie Państwo sprawy, co to było za przeżycie dla kilkunastoletniego chłopca. Spełniło się największe marzenie mojego dzieciństwa. Bramkarz pierwszego składu zachorował i Michno wystawił mnie na zbliżający się przedmecz. Pamiętam, jak kochana Mama, wyprała w rękach jedenaście zestawów niemiłosiernie ubabranych błotem pasiastych koszulek, spodenek i sztuc. A ja sobie przyrzekłem, że choćbym miał sczeznąć to bramki nie puszczę.
I wybiegliśmy na murawę. Ci, co grają w piłkę wiedzą, co to za uczucie. Serce wali w gardle, a w uszach brzęczy tumult trybun. Trampkarze Ruchu zaatakowali ostro od pierwszego gwizdka. W piętnastej minucie był moment krytyczny, gdyż ich kostropaty i nad wiek wyrośnięty napastnik strzelił mi w lewy róg zjadliwego szczura zdawało się nie do obrony. Ale się rzuciłem jak tygrys i jakimś cudem Boskim złapałem piłkę pod siebie przyciskając ją mocno do serca. Do śmierci będę pamiętał zapach mokrej trawy zmieszany ze specyficzną wonią natłuszczonej skóry, bo wtedy sznurowane rzemieniem piłki z gumową dętką smarowało się kawałkiem słoniny, żeby piłka nie namakała.
Przedmecz się miał ku końcowi przy stanie zero do zera, stadion się zapełnił i wzrastała wrzawa na trybunach. Aż w ostatniej minucie, rozpędzony obrońca Ruchu dostał tak zwaną wykładkę i z kilkunastu metrów z całej siły rąbną mi z woleja piorunującą bombę pod samą poprzeczkę. Zdawało się, że przy moim wzroście nie mam najmniejszych szans by ten strzał obronić. A jednak, kiedy usłyszałem pełną przerażenia ciszę kibiców Cracovii, coś mi szepnęło w duszy: "Musisz ten strzał obronić!" I poszybowałem w powietrze, jak orzeł. Jakimś nadludzkim wysiłkiem wypiąstkowałem prawą ręką piłkę nad poprzeczkę. Niestety wylądowałem na lewej, którą złamałem w trzech miejscach, co zakończyło moją piłkarską karierę.
Ale gola nie puściłem.
Krzysztof Pasierbiewicz (w latach 50. ubiegłego wieku trampkarz Cracovii)
https://www.salon24.pl/u/salonowcy/814200,najpiekniejszy-moment-meczu-polska-czarnogora