Wkleję wpis z fb, choć widziałam że niektórzy tutejsi tam już czytali
===
Przegroda ołtarzowa charakterystyczna dla pełnego/późnego średniowiecza w Kościele łacińskim, ale dokładnie tak samo wyglądał przebieg ewolucji formy przegród wydzielających przestrzeń prezbiterium od nawy w Kościele posługującym się językiem greckim i nie tylko 🙂. Na zachodzie wtedy pojawiły się lektoria, często murowane , wysokie, z grubymi, pełnymi ścianami , niekiedy z podcieniami. Stawiano na nich organy do oprawy muzycznej nabożeństw sprawowanych w prezbiterium i chyba też przy tzw ołtarzach dla ludu dostawionych od strony nawy do lektoriów. Zakony mendykanckie, np. dominikanie i franciszkanie wykorzystywali lektoria do wygłaszania kazań i w tym celu wchodzili bocznymi schodami , często wbudowanymi w grubości murów, na chodniki znajdujace sie na wierzchu lektorów i stamtąd patrząc z góry na lud boży głosili kazania.
Na wschodzie zachowano drewnianą konstrukcję przegród i tak samo jak na zachodzie zabudowywano i podwyższano je rezygnując z ażurowej ich formy. I na tych pełnych ścianach, z otworami tylko do wchodzenia kapłana i diakonów, umieszczano ikony i bogatą dekoracją snycerską dążąc do wzmocnienia jej trójwymiarowości. Ten sam trend był też na zachodzie gdzie rezygnowano z dekoracji przegród obrazami na rzecz rzeźb.
Lektoria i przegrody ołtarzowe w Kościele katolickim "zgruzował" Sobór Trydencki. Tak samo jak podczas Soboru Watykańskiego II też podczas Trydenckiego ojcowie soborowi nie wydali dekretów dotyczących rozwiązań przestrzennych sprawowania liturgii. Ale Sobór ten skoncentrował się na polemice z reformą protestancką i podkreśleniu transublimacji i rzeczywistej obecności Jezusa w konsekrowanym chlebie i winie. Stąd nacisk na podniesienie i wyraźne pokazanie Ciała Pańskiego i na eksponowanie tabernakulum. A istniejące lektoria istotnie to utrudniały. I wtedy pojawił się on - wyróżniający się w gronie biskupów bratanek (siostrzeniec? nie pamiętam) papieża później uznany słusznie za świętego - Karol Boromeusz i to właśnie on zanim zaczął zarządzać diecezją w Mediolanie, wziął i przebudował, zgodnie z duchem nauki Trydentu, prezbiterium we wnętrzu swojego tytularnego kościoła w Rzymie czyli św. Praksedy tuż obok bazyliki S. Maria Maggiore. Rozebrano wtedy średniowieczną przegrodę i zgodnie z przepisami kościelnymi nie wyrzucono jej ze świątyni tylko poszczególne elementy kamiennej konstrukcji wbudowano w ściany kaplicy przy bocznym wejściu do kościoła. Zostawiono średniowieczną mozaikową dekorację prezbiterium ale podniesiono podłogę i wstawiono konieczne przez to schody. Na wyniesieniu ustawiono ołtarz z barokowym cyborium wypełniającym prawie całą kubaturę prezbiterium i mocno przyciągającym wzrok. Przebudowaną przestrzeń sprawowania nabożeństw wydziela w bazylice św.Praksedy niska, ażurowa, kamienna bariera z balaskami. Ta inicjatywa młodego biskupa wzbudziła zachwyt jemu współczesnych. A potem Boromeusz już jako biskup Mediolanu zainicjował redakcję instrukcji dotyczących formy sprawowania liturgii. No i jak nie naśladować gorliwego biskupa a przy okazji pociotka papieża? I tak prędzej lub później zaczęto burzyć murowane i pełne lektoria a nawet ażurowe przegrody. Zachowywano część ich konstrukcji i dekoracji w postaci belki z grupą Deisis w łuku tęczowym. A obrazy i rzeźby z dekoracji przegród przenoszono do wiejskich lub prowincjonalnych kościołów a także potem do muzeów - np.przeważająca ilość obrazów w Pinacotece w Sienie z dużą pewnością była umieszczana na belkowaniu przegród ołtarzowych - to charakterystyczne długie ciągi zestawionych ze sobą małych i z zasady niewysokich obrazów albo przedstawiających świętych albo sceny biblijne. Jeszcze w XVIII w w Hiszpani i we Francji stosowano pośrednie rozwiązania w postaci dekoracyjnych krat. Zresztą w Hiszpani jakoś nie zauroczono się tak przykładem świętego biskupa z Mediolanu jak w reszcie katolickiej Europy i tam jeszcze w dobie baroku stawiano przegrody ołtarzowe -np.w Avila.
No i teraz wracamy do załączonego obrazka i królewskiej kaplicy w Cambridge. Bo oto w świątyniach katolickich przejętych przez protestntow zwłaszcza luteran i anglikanów czesto zachowano wcześniejsze lektoria i utrzymano tradycję zachowania ażurowej ściany rozdzielającej prezbiterium od nawy albo wykonanej z drewna albo z metalu. I głównie dzięki temu my katolicy możemy widzieć jak wyglądały wnętrza kościołów katolickich przez , bagatela, 1500 lat. I to by było na tyle. 🙂
PS. Pamiętam jak naście lat temu w Jerozolimie z fascynacją zwiedzałam kościół luteran (zdaje się zlokalizowany blisko katolickiej szkoły biblijnej) i zapalczywie fotografowałam znajdujace sie tam ażurowe przegrody ołtarzowe. Bo oto zobaczyłam funkcjonujący kościoł z dyspozycją przestrzenną przedtrydencją i dla mnie posoborowej katoliczki to był szok.
i jeszcze jeden , w sumie na ten sam temat co powyższy
===
Pamiętam jak długo wzbraniałam się aby popłynąć na Torccelo, dopiero za którymś pobytem w Wenecji dotarłam i tam i zachwyt doświadczony w tej pięknej maryjnej bazylice nad zachowanym w pierwotnej formie (w ogólnym zarysie) prezbiterium z VIII wieku nie opuszcza mnie od lat. Dostaję też ostrej nerwicy kiedy czytam lub słyszę, że wczesnośredniowieczne przegrody ołtarzowe to ikonostasy (i to czasem w poważnych tekstach lub tzw specjalistycznych) aaaa!
W tym kościele, również pod maryjnym wezwaniem, jest na dodatek ołtarz na podwyższeniu jak w kościołach wschodnich znaczy się syryjskich i ormiańskich (ale też stosowanym na zachodzie). No i to cyborium z ażurem. Ciekawe jak wyglądało przy okadzaniu ołtarza.
PS. No i tutaj zachowała się (pozbawiona malarskiej dekoracji, nie mniej jednak) tablica ustawiana na belkowaniu wygrodzenia. W Torccelo ta złota pierwotnie tablica (opierzona płytkami ze złota) wylądowała w lokalnym muzeum a obraz pokazujący wnętrze bazyliki z XIX w z jeszcze ustawioną na belce płytą - zniknął z muzeum zastąpiony jakąś taką nie do końca udaną multimedialną prezentacją. W bazylice na Murano po zlikwidowaniu wygrodzenia w prezbiterium i a potem po wstawieniu ołtarza posoborowego ustawiono zachowaną złotą tablicę na potrydenckim ołtarzu i tam sobie stoi poza swoim oryginalnym kontekstem. W bazylice św. Marka w Wenecji tablica która pewnie niegdyś wieńczyła przegrodę ołtarzową po XIV wieku, kiedy wstawiono kamienne wygrodzenie z rzeźbiarską dekoracją na belkowaniu, ustawiono ją za mensą ołtarza i cały czas wzorem, traktowania średniowiecznych nadstaw ołtarzowych, jest ustawiana a właściwie obracana w pozycji "na mszę" lub "nie na mszę". Hehehe Wenecjanie kiedy grabili Konstatynopol podczas IV krucjaty oczywiście przywieźli stamtąd też złote palety (jedna paletę?) i wbudowali te bizantyjskie elementy w swoją paletę w kaplicy doży, jaką był koscioł św.Marka, aby ją powiększyć a może uświetnić poprzez święte spolia, kto ich tam wie.
Żeby obejrzeć ten ołtarz i w ogóle wejść do niedużego muzeum kościelnego w Cividale byliśmy, w różnych latach, w tym miasteczku cztery razy. Znamy dzięki temu znajdujące się tam muzeum archeologiczne, super muzeum przy kaplicy Longobardów, nabrzeża i mosty rzeki przy której wybudowano miasto, miły plac wyglądający na taki główny ryneczek, kafejki przy bazylice i samą bazylikę. To tam słoweński kelner że zrozumieniem dla braci Słowian cierpliwie nam wytłumaczył co znaczy doppio expresso i dlaczego mamy je pić zamiast americano.
Tak nas Bóg przeczołgał zanim weszliśmy do salki z ołtarzem i baptysterium z najstarszego wyposażenia bazyliki.
*
Cividale, ołtarz z bazyliki z czasów Longobardów, z piekną maryjną dekoracją. Pierwotnie polichromowany. Rekonstrukcję oryginalnej kolorystyki ołtarza w muzeum pokazuje się poprzez wyświetlanie na kamieniu wyskalowanego slajdu .
Dla tego ołtarza zwiedziliśmy to na prawdę nieduże muzeum przy bazylice, kontestując że zdziwieniem że nie ma tam toalety dla zwiedzających. Ostrzegam ! 🙂
@margerytka powiedział(a):
Dostaję też ostrej nerwicy kiedy czytam lub słyszę, że wczesnośredniowieczne przegrody ołtarzowe to ikonostasy (i to czasem w poważnych tekstach lub tzw specjalistycznych) aaaa!
Tak tedy pobrosz dwie słowie komentarza, gdyż jako człowień prosty po lekturze powyższego eseju doszłem do wniosku że w zasadzie to tak.
@margerytka powiedział(a):
Dostaję też ostrej nerwicy kiedy czytam lub słyszę, że wczesnośredniowieczne przegrody ołtarzowe to ikonostasy (i to czasem w poważnych tekstach lub tzw specjalistycznych) aaaa!
Tak tedy pobrosz dwie słowie komentarza, gdyż jako człowień prosty po lekturze powyższego eseju doszłem do wniosku że w zasadzie to tak.
będę pamiętać, ale potem, bo to wymaga dłuższego wywodu (tak w 3 słowach 1500 lat trudno mi ogarnąć) albo jakiejś prezentacji
ale będę pamiętać
oczywiście byli tam konserwatorzy , więc prezbiterium wypreparowali aby pokazać dwie fazy budowalne
nawy boczne też wypreparowali , więc teraz jest tam bardzo ciasno , ale za to poza mszami można chodzić po prezbiterium mimo przegrody....
Tak więc drogi Szturmowcze jak piszę o przegrodach ołtarzowych to mam na myśli takie jak w Grado (lub w Torcello) konstrukcje wydzielające przestrzeń prezbiterium i chóru od naw . Proszę wyobraż też sobie te zestawione w długie rzędy obrazy (tak tak ze złotym tłem bo tak do renesansu malowano święte obrazy, a dlaczego ? a dlatego że złoto symbolizowało świętość i niebo) postawione/zamocowane na wierzchu tej górnej drewnianej belki (tak do dzisiaj zachowane jest w bazylice w Torcello).
A ikonostas to jest też taka przegroda tylko już po calaku wypełniona rzeźbami i obrazami.
Zawsze na przegrodach były dekoracje - najpierw robiono to za pomocą obrazów a potem coś w średniowieczu tak po 1000 lat istnienia przegród i na zachodzie i na wschodzie coś im odbiło i zaczeli stosować do dekoracji rzeźby a na zachodzie jeszcze wprowadzili kamień także w belkowaniu i w dekoracji i dlatego w bazylice św. Marka w Wenecji można oglądać dziś przegrodę z XIV wieku całą kamienną z rzeźbami ( a nie obrazami ) apostołów postawionych na belkowaniu. Nazwa ikonostas nie dotyczy samej funkcji elementu architektonicznego ale funkcji i dekoracji tego elementu. I ikonostas musi mieć ikony. W kościołach wschodnich do dziś stawia się przegrody ołtarzowe tylko z dwoma ikonami i wtedy to nie jest ikonostas, choć pewnie tak się to powszechnie nazywa i od biedy w takich wschodnich światyniach tylko z dwoma ikonami wstawionymi między słupkami przegrody na wysokości wejść dla kapłąna i diakona można stosować tą nazwę z braku innej.
No nie wiem jak ci jeszcze to wyjaśnić, chyba po prostu zobrazuję
czyli wkleję zdjęcia z wnetrza Bazyliki Santa Maria Assunta na Torcello:
absyda na Torcello
między tymi dwoma belkami była wstawiona złota paleta ( dziś w muzeum)
dekoracja przegrody ołtarzowej od wnętrza prezbiterium - zupelnie nowożytny obraz
hohohoho a co my tu mamy na Torcello w 1893 roku, jakieś rzeźby jeszcze ustawione, no bo jak bez rzeźb...
na Torcello jest na zachodniej ścianie jeszcze wizja sądu ostateczngo ,ale ten temat to zupełnie inna bajka na dużą także gadkę
No chyba że każde wygrodzenie przestrzeni prezbiterium na którym znajdują się jakieś ikony nazwie się ikonostasem
Bo tak niestety powszechnie się stosuje, nawet jak tych ikon nie ma , np jak we wspomnianej juz wiele razy bazylice św. Marka w Wenecji:
@Filioquist powiedział(a):
...a u św. Cecylii w Albi przegroda jest ...dookoła
a dlaczego?
a dlatego że potrzebne było obejście dla pielgrzymów i aby ci nie przeszkadzali w liturgii,
i jest to jak widać późnośredniowieczna przegroda, którą zwiemy lektorium
Lektorium w Albi wydzielało także chór dla zakonników ( dominikanów?).
No i to właśnie we Francji mamy tzw kościoły pielgrzymkowe czyli zlokalizowane na trasie pielgrzymek do Santiago di Compostella. Kościoły te charakteryzują się obejściami za prezbiterium.
Pielgrzymi wchodzili do kościoła/bazyliki jedną stroną i obchodzili go dookoła modląc się w bocznych kaplicach i wychodzili drugą stroną.
Tak cały czas np. funkcjonuje bazylika św. Antoniego w Padwie. Pilegrzymi chodzą bocznymi nawami a w środku odprawia się w tym samym czasie mszę św. Tylko w Padwie są niskie przesuwne barierki i chyba liny, juz nie pamiętam. Tak samo funkcjonowała Notedre Dame przed pożarem - turyści snuli się po bokach a w środku odprawiano liturgię. Jeszcze się załapałam (wpuszczona za barierki przez pilnującą panią) na uczestniczenie w mszy św w tej katedrze, ech.
Po śmierci Aleksa, kaplicę wraz z posiadłością odziedziczyła jego siostra, staruszka, a jej syn, utracjusz uznał, że kaplica zajmuje miejsce, więc należy ją zburzyć i spieniężyć teren. Tak to jest, że jedni budują, a inni rujnują. Bardzo smutna historia.
No właśnie, tego mi brakowało. Teraz historia jest dla mnie zrozumiała. Natomiast w którymś linkowanym tekście widniała informacja, że nie było tam wielkich szans na odprawianie liturgij ze względu na sprzeciw Kościoła.
disclaimer: Nic nie wiem, tak se spekuluję. Bo co jak możliwe jest, że jakiś pan w kolorowej sukience powiedział: "...w takiej budzie nie będzie odprawianej..."
Tak więc drogi Szturmowcze jak piszę o przegrodach ołtarzowych to mam na myśli takie jak w Grado (lub w Torcello) konstrukcje wydzielające przestrzeń prezbiterium i chóru od naw . Proszę wyobraż też sobie te zestawione w długie rzędy obrazy (tak tak ze złotym tłem bo tak do renesansu malowano święte obrazy, a dlaczego ? a dlatego że złoto symbolizowało świętość i niebo) postawione/zamocowane na wierzchu tej górnej drewnianej belki (tak do dzisiaj zachowane jest w bazylice w Torcello).
A ikonostas to jest też taka przegroda tylko już po calaku wypełniona rzeźbami i obrazami.
Zawsze na przegrodach były dekoracje - najpierw robiono to za pomocą obrazów a potem coś w średniowieczu tak po 1000 lat istnienia przegród i na zachodzie i na wschodzie coś im odbiło i zaczeli stosować do dekoracji rzeźby a na zachodzie jeszcze wprowadzili kamień także w belkowaniu i w dekoracji i dlatego w bazylice św. Marka w Wenecji można oglądać dziś przegrodę z XIV wieku całą kamienną z rzeźbami ( a nie obrazami ) apostołów postawionych na belkowaniu. Nazwa ikonostas nie dotyczy samej funkcji elementu architektonicznego ale funkcji i dekoracji tego elementu. I ikonostas musi mieć ikony. W kościołach wschodnich do dziś stawia się przegrody ołtarzowe tylko z dwoma ikonami i wtedy to nie jest ikonostas, choć pewnie tak się to powszechnie nazywa i od biedy w takich wschodnich światyniach tylko z dwoma ikonami wstawionymi między słupkami przegrody na wysokości wejść dla kapłąna i diakona można stosować tą nazwę z braku innej.
No nie wiem jak ci jeszcze to wyjaśnić, chyba po prostu zobrazuję
czyli wkleję zdjęcia z wnętrza Bazyliki Santa Maria Assunta na Torcello:
No więc, kiedy nawciskałam w Szturmowca kilogramy swoich projekcji i pozawijałam mu makaronu na uszy, w dodatku w oparciu o lata zbierane materiały w tym artykuły różnych specjalistów, wtedy przeglądając najnowsze newsy na temat zapomnianego przez wieki przez ludzi Torcello gdzieś tam znajdującego się na bagnach laguny, znajduję taki , dość ważny artykuł ze względu na przedmiot opisanych prac. No i wszystek gaz ze mnie uszedł. Ja wiem że Włosi to są w wielu dziedzinach, a już zwłaszcza w konserwacji, poza rankingiem światowym ( to ma mieć wydźwięk pejoratywny....) , no ale to fundacja amerykańska ratująca ich dziedzictwo (a przy okazji też światowe), ech
a tak przy okazji , wszystkie , moim zdaniem bez wyjątku zabytki są wydmuszkami konserwatorskimi, zobaczcie jak są tam wszyscy dumni że rozebrali w całości przegrodę nazywaną przez nich ikonostasem , wynieśli gdzieś do pracowni i tam sobie przy niej dłubali a potem (kilka miesięcy temu ostatecznie) złożyli go na miejscu do kupy, "z drobnymi konstrukcyjnymi modyfikacjami", oj...
PS. teraz wzięli się za wydłubywanie całej posadzki z XI wieku i robienie jej na nowo , łącznie z nowymi podbudowami i zaprawami "według receptur Witriuwisza"...
Czytam tekst architekta Radosława Gajdy o gmachu Muzeum Sztuki Nowoczesnej (link w pierwszym komentarzu) i w zasadzie większość uwag jest zgodna z tym, co i ja o tym przedsięwzięciu myślę od dawna. Kluczowe dla mnie jest oczywiste tak naprawdę stwierdzenie: „trudno nazwać nowe Muzeum obiektem awangardowym, skoro pierwszym skojarzeniem uzasadniającym jego wygląd mają być obiekty stuletnie. W moim odczuciu gmach MSN udaje awangardę, w istocie będąc jednak architekturą zupełnie zachowawczą”.
Tak właśnie jest, ale w jakimś sensie sytuacja ta doskonale określa charakter środowiska z którego krwi i kości ten budynek powstał i którego jest teraz świątynią, którego jest nową archikatedrą.
Jest ten budynek zarazem niezwykle szczery, wprost mówi o tym, czym jest obecnie polska kultura, jaka jest jej pozycja w światowych rankingach i gdzie plasuje się grupa osób, która „na odcinku współczesnej kultury wizualnej” pretenduje do tworzenia swego rodzaju nieformalnego episkopatu. Jest do bólu szczery z kilku przyczyn:
1. Wspaniale świadczy o tym, że jesteśmy prowincją całkowicie pozbawioną ambicji wyjścia poza swoją prowincjonalną ligę. Gdy otwierano Muzeum Guggenheima w Nowym Jorku, Centrum Pompidou w Paryżu czy Muzeum Guggenheima w Bilbao to powstawały gmachy-ikony, będące czymś zupełnie nowym, czymś, co potem się naśladowało. To była architektura swojego czasu, była to architektura-impuls. Awangarda. Nawet to pudełkowate Kunstmuseum Liechtenstein w momencie swego powstania było czymś nowym jednak, czymś dającym impuls - ale to muzeum zostało otwarte 12 listopada 2000 roku. A więc niemal dokładnie 24 lata temu, jeszcze przed atakami z 11 września, jeszcze w innym świecie i innej epoce. To jest dystans pokolenia, a w czasach dzisiejszego technologicznego przyspieszenia, to jest otchłań, to jest coś niczym żółta, papierowa książka telefoniczna zawierająca wykaz analogowych, stacjonarnych telefonów. Nowa warszawska archikatedra awangardy jest w istocie dromaderem ciągnącym się w ogonie ariegardy. Nic się nie starzeje tak szybko, jak nowoczesność, powiedział niegdyś ktoś mądry.
Nawet takie muzea jak MOCA Grand Avenue w Los Angeles, dzieło Isozakiego, po prostu postmodernistyczna architektura w dobie postmodernizmu, czy Museu Inhotim, ze wspaniałym wkomponowaniem w przyrodę, to są byty niejako wykreowane w duchu swojego czasu. Tu natomiast mamy swego rodzaju powidok.
Gdy w 1548 roku w Warszawie wznoszono Barbakan, to był on nie tylko funkcjonalnie anachroniczny i nie spełniał poważniejszych funkcji obronnych wskutek rozwoju artylerii, ale i formalnie, z tym ceglanym wątkiem i ostrołukami przynależał do odchodzącej epoki. Taka mentalność peryferii, nawyk ględzenia z marginesu. W 1546 roku Michał Anioł został architektem odpowiedzialnym za budowę Bazyliki Św. Piotra w Rzymie, Palladio wznosił pierwsze palladiańskie wille w Veneto, a Sansovino finalizował Loggettę na Palcu Św. Marka w Wenecji. A więc może po prostu taki nasz genius loci?
Serio jednak - jest to pomnik niesamodzielności myślenia środowiska, które stoi za powstaniem tego budynku i jego ambicji świecenia światłem odbitym i to światłem dobiegającym z odległych planet, które de facto już zgasły.
Ta architektura nie jest wybitna. Jest zaledwie poprawna, o ile myśli się o niej bez szerszego kontekstu przestrzennego. Chyba to nie powinno być aspiracją na miarę dynamicznie rozwijającej się stolicy 38 milionowego kraju, by po ćwierćwieczu napinania się i wzdymania urodzić coś, o czym można powiedzieć, że nie jest przecież takie złe, nie jest tragiczne, nie jest niedobre, w zasadzie ma nawet wiele dobrych stron.
W Warszawie jak na drożdżach wyrastają kolejne wieżowce, wyrastają budynki mieszkalne, ale też mosty, mała architektura, wreszcie gmachy użyteczności publicznej – różnej oczywiście jakości, ale ja przynajmniej nie odnoszę wrażenia, by na ich tle ten budynek jaśniał, by lśnił, by wytwarzał jakieś napięcie, zmuszające nas, by dokonywać estetycznych przewartościowań. Raczej wydaje mi się, że on symbolicznie zamyka pewną epokę, niż otwiera nową.
2. Gajda pisze: „bryła z zewnątrz wydaje się zamknięta i nieprzyjazna, opuszczenie betonowej ściany na tylko 270 cm nad teren sprawia, że budynek wydaje się mieć walory obronne, a nie być otwartą przestrzenią doświadczania sztuki”. Trafia w sedno – ja tak o tym gmachu mówiłem i myślałem od kilku lat.
Jest to o tyle zabawne, że przez to budynek jawi mi się jako zwizualizowana, odlana w tysiącach, jak nie milionach ton betonu freudowska pomyłka. Oto bowiem w systemie wierzeń i wartości środowiska, które stanowi kastę archikapłańską owej właśnie konsekrowanej archikatedry, a także w nie tak licznym gronie wyznawców, do rodzaju sacrosanctum urastają słowa: inkluzywność i otwartość. Trudno jednak byłoby wyobrazić sobie w zwizualizowanej formie coś bardziej jawnie i manifestacyjnie wyrażającego odwrotność tych pojęć. I to pomimo otwartego parteru i napisu „Muzeum Otwarte” na kiosku kasowym. I mimo tego, że dyrektorka podczas otwarcia gmachu głosiła, że jest on „poświęcony otwartej, równościowej i demokratycznej kulturze”. Ta architektura mówi coś całkiem przeciwnego i tak to odbiera większość niegłupich osób, z którymi o niej rozmawiałem.
EDIT: zapomniałem napisać, że od dawna mi się też nasuwa skojarzenie, że ów monolityczny masyw ponad jest zupełnie jak metafora dyskursu, który - w obrębie współczesnych sztuk wizualnych bywa niekiedy tym bardziej hermetyczny, czy też - vulgo - ciężki, im bardziej samo dzieło jawi się jako niezbyt frapujące. Owe proporcje pomiędzy przytłoczonym wolnym parterem i tą gigantyczną bryłą - odpowiadają właśnie stosunkowi proporcji pomiędzy tym, co wynika czasem z samej formy namaszczonej na (arcy)dzieło, a dyskursem koniecznym, by zagadać i zaczarować pewną miałkość formy i treści.
Jest to jednak właśnie szczere, jest tym freudowskim niejako mimowolnym wydobyciem na wierzch tego, co zepchnięto do nieświadomości, zaczarowano dyskursem, a co przecież istnieje, co ma miejsce. Mówimy bowiem o środowisku dosyć wsobnym i zamkniętym de facto. Będącym czymś o wiele bardziej wąskim, niż pełne spektrum zjawisk tworzących współczesną produkcję artystyczną. Często niezwykle doktrynerskim, w jakimś takim parareligijnym sensie. A nawet jeśli tu całkowicie mylę się, jeśli teraz wyraziłem właśnie pewien stereotyp, to architektura ta jest owego stereotypu wspaniałym pomnikiem, monumentalnym unaocznieniem. Tertium non datur.
Ale tym, co mnie szczególnie do tego budynku zniechęca, jest jego jakaś taka całkowita solenność, jest brak lekkości i przede wszystkim śmiertelna wręcz powaga. Muzeum miało być czymś krańcowo odmiennym od PKiN, ale z ducha jest czymś niebywale pokrewnym. Oba bowiem budynki są całkowicie pozbawione poczucia humoru, gry z odbiorcą, są po prostu świątyniami pewnych idei, manifestami. Zabawne, że oba są świątyniami idei nominalnie lewicowych, co nam przypomina o dramacie lewicowych elit tworzących wiek temu awangardę (której późnym wnukiem ma być ta instytucja), gdy ten, pod którego wezwaniem była pierwotnie świątynia-Pałac Kultury i Nauki zdecydował, że teraz wszelkie postępowe siły w Kraju Rad i na całym świecie obowiązuje realizm, a nie formalizm. Ów brak lekkości i ta dosłowność, ta swoista atmosfera, w której się świetnie odnajdują dewotki i dewoci naprawdę śmiertelnie poważnie wierzący oraz arywiści - może nie wierzący zbytnio, ale za to robiący piękne kariery, a do tego śmiertelna nuda całej urzędniczej nadbudowy wznoszącej się zawsze nad takim konstruktem.
Pałac Kultury jest smutny i dosłowny i to muzeum też jest smutne i dosłowne. Pałac się opatrzył i oswoił i z MSN będzie tak samo. Jak się ten biały beton przykurzy, pokryje zaciekami i spękaniami (mogę się założyć, że tak właśnie będzie), jak potem ktoś zamontuje na nim jakieś fajne neony (tu widzę potencjał, tyle powierzchni dla neonów z lat 50.-70.), obwiesi banerami wystaw, to może się oswoi i go polubimy nawet. Ale obecnie to nie jest niestety coś, jak Kunsthaus w Grazu, na widok którego człowiek po prostu się uśmiecha, na widok którego na japie wyrasta banan. Tu śmiertelna powaga, jak na mszy w Środę Popielcową.
Rozumiem, że wiele z osób, które tej formy żarliwie bronią zainwestowało w ostatnim ćwierćwieczu w ten budynek wiele emocji, wypowiedzi, opinii, nadziei, autorytetu - że jest on czymś w rodzaju – toutes proportions gardées – jakiejś Maszy Potockiej, w tym sensie, że jest pomnikiem ich zawodowych przygód i pewnych wspólnot przeżyć, przedsięwzięć, przyjaźni, „zasiadań w ciałach”, pewnego kombatanctwa. Nie można się od tego teraz ot tak odciąć. Ja to naprawdę rozumiem.
3. No i last but not lesat – pytanie o to, czym w zasadzie jest to muzeum?
„Będziemy mieli miejsce na światowym poziomie dla promocji polskiej kultury, sztuki nowoczesnej, która cieszy się wielkim zainteresowaniem” stwierdził podczas otwarcia Rafał Trzaskowski. Czyżby?
Po pierwsze dlaczego „będziemy”, a nie „mamy”? To jest znacząca różnica, nie bez znaczenia. A poza tym dlaczego znów ten odwieczny u nas język resentymentu, tego zaklinania rzeczywistości i „porównywania penisów pod prysznicem”. Czy taka fraza mogłaby w ogóle paść podczas otwarcia czegokolwiek w UK, Francji, USA, Niemczech, czy – i to bardzo chcę podkreślić – w Rosji? Czy jesteśmy sobie w stanie wyobrazić takie słowa podczas otwarcia muzeum w Hiszpanii albo we Włoszech. Nie! Tam by nikt takich słów nie wypowiedział, a gdyby to zrobił, to zabrzmiałyby groteskowo, absurdalnie. A ponieważ wypowiedział je facet, który być może w przyszłym roku zostanie prezydentem tego kraju, facet na którego według dużego prawdopodobieństwa i ja zagłosuję, to jesteśmy w domu. Właśnie dlatego to muzeum jest takie, jakie jest, i dlatego nie jest tym, czym by być chciało, że nasze elity myślą jeszcze w taki sposób. Póki takie myślenie jest, to będzie się budowało takie muzea i żadna prawdziwa awangarda tu nie będzie miała racji bytu.
To, co jest tu ponadto charakterystyczne, to fakt, iż ogromna część dyskursu skupia się na gmachu, a nie na kolekcji. Otóż jak bardzo ikoniczne by nie były budynki muzealne i jak bardzo wiele by w nich nie urządzano prelekcji, akcji, projekcji i konferencji, to jednak ludzie chcą zobaczyć fajną sztukę, by się naładować tą energią, która jest po prostu w arcydziełach, przez co owe arcydzieła są tak unikatowe i tak straszliwie drogie. Budynek kosztował 650 milionów złotych (więcej, jak doliczyć korowody z projektem Kereza i inne perturbacje), jest drogo, bo wznosi się nad liniami metra itd. No ale to jest i tak zaledwie jakieś 161,5 milionów dolarów amerykańskich. Otóż w 2012 r. obraz „Orange, Red, Yellow” Rothko został sprzedany na aukcji w Christie’s w Nowym Jorku za 86,8 miliona dolarów, a jego „Violet, green and red” poszedł za 180 milionów dolarów, „Number 5” Jacksona Pollocka sprzedano za 140 milionów dolarów, a „Number 17A” za 200 milionów, „Sen” Picassa za 179.4 milina dolarów, a jego „Kobiety z Algieru” za 180 milionów, „The Exchange” Willema de Kooninga za 300 milionów dolarów. Niemal dwukrotnie droższy, niż całe to nasze nowe muzeum
Takich dzieł w Warszawie nie było, nie ma i nie będzie. Nasza liga to Abakanowicz, Szapocznikow czy Fangor, których dzieła w pewnym momencie musiały mieć w ofercie wszystkie liczące się nasze, czyli de facto w lidze światowej trzecioligowe, domy aukcyjne. Byliśmy i jesteśmy krajem marginalnym, z trudną, de facto postkolonialną historią i odbiciem tego są zasoby naszych muzeów. Nie przyciągnie więc to muzeum ludzi z szerokiego świata eksponatami ani ideą, a że nie przyciągnie architekturą, to już więcej niż pewne. Ale właśnie zerwanie z tą prowincjonalnością mogło się tu tylko ziścić poprzez architekturę. Nie będziemy mieli kolekcji jak w MOMA, ale mogliśmy mieć coś niezwykłego, mogliśmy stworzyć ikonę. A zamiast ikony mamy coś na kształt ramy od obrazu.
Wszyscy turyści w Warszawie chcą zobaczyć to, co jest fenomenem i czymś unikatowym, a więc Muzeum Chopina, bo jest on własnością świata i jest stąd, a także Polin, bo Żydzi polscy byli też swego rodzaju niepowtarzalnym fenomenem. Ludzie chcą to zobaczyć. Polin nota bene bije na głowę pod każdym względem architekturę MSN, zarówno jeśli idzie o samą bryłę i wykończenie, jak i wpisanie w kontekst urbanistyczny. To oczywiście moja opinia.
Dobra, ale to nie muzeum dla turystów, tylko muzeum dla nas, ktoś słusznie powie. Zobaczymy więc, jak to będzie wyglądać od tej strony, czy centralna lokalizacja i gabaryt spowodują, że przylecą tam tłumy większe, niż powiedzmy te zlatujące do Zachęty lub Zamku Ujazdowskiego. W każdym razie „mamy to!”, jak się teraz lubi mówić, mamy i zobaczymy, co z tego wyniknie.
Ale wyobraźmy sobie oddanie nowej, wspaniałej sali koncertowej, którą się inauguruje, ale nie ma tam koncertów w zasadzie, ktoś tam coś zagra na puzonie czy trąbce w holu, jakieś panele, jakieś prelekcje, jakie plansze, jakieś wystawki jak w domu kultury. No nie! Jak się oddawało u nas kilka spektakularnych nowych sal koncertowych, to były na początek spektakularne koncerty. To samo teatr, to samo stadion. Jak oddawano Stadion Narodowy, to był mecz Polska-Portugalia. Jak dekadę temu oddano wspaniałą siedzibę NOSPR w Katowicach (dobre, bo polskie, a nawet śląskie!), to na inauguracyjnym koncercie zagrano dzieła Lutosławskiego, Pendereckiego, Góreckiego i Kilara, wystąpił też Krystian Zimerman. A tu co mamy? A no nic w zasadzie. Żadnej ważnej, wielkiej wystawy. Żadnej prezentacji kolekcji. Nic, co by podsumowywało przeszłość, określało teraźniejszość lub pytało o przyszłość. Gwiazdą jest sam budynek, czyli opakowanie, a nie to, ku czemu go wniesiono.
Moja, czyli raczej liberalna banieczka oburzała się nie tak dawno, bo w zeszłym roku, gdy pisowskie siły w obliczu nadchodzących wyborów, na gwałt otwierały muzea, które nie miały ekspozycji, były takimi wydmuszkami – sam gmach i udawanie, że jest świetnie, choć w środku nic do oglądania, by minister Gliński mógł przecinać wstążki i by to pokazać w telewizji. Mam na myśli Muzeum Historii Polski na Cytadeli, otwarte z pompą 29 września 2023 r. oraz Muzeum Pamięć i Tożsamość u o. Rydzyka w Toruniu otwarte 19 października 2023 roku (miała być wisienka na torcie po triumfie wyborczym, ale było smutno). Muzea bez ekspozycji stałych, bez pokazania na inaugurację jakiejś dużej i przemyślanej wystawy.
W przypadku MSN wypisz wymaluj samo… Czyżby kwestia swoistej prekampanii do przyszłorocznych wyborów prezydenckich? Bo wystawa stała, z zaledwie 150 obiektami, ma być dopiero w lutym. Nie można było poczekać? Widząc zdjęcia z tłumami przewalającymi się przez prawie puste przestrzenie, fotografującymi smartfonami głównie architekturę, a jeszcze chętniej panoramy Warszawy roztaczające się za oknami znów sobie przypominam nieśmiertelną prawdę zawartą w „Nowych szatach cesarza” Andresena.
"facet na którego według dużego prawdopodobieństwa i ja zagłosuję"
po co więc to całe obszerne ale jałowe, bezproduktywne ględzenie impotenta, żeby potem stwierdzić że nawet nie dopuści myśli, by spróbować czegoś nowego zamiast ciągle bić głową w ścianę w tym samym miejscu?
Komentarz
Votum Alexa idzie pod siekiery
https://m.facebook.com/story.php?story_fbid=pfbid023jajWPdqeaP4n3gk2aW26dyJJyADi2GoCEpVub8WFQ5yeTq5pr3Mr7LDMJTTPU1Zl&id=100063636964155
https://www.facebook.com/share/p/uiXb2fuUHL1LErtf/?mibextid=WC7FNe
To dobrze czy źle?
Każde zwrócenie się ku Bogu jest dobre i to dobrem większym od każdego ziemskiego. Każde odwrócenie się od Boga jest złe.
Szkoda pięknej budowli
Lepiej nie mieć długów
Wkleję wpis z fb, choć widziałam że niektórzy tutejsi tam już czytali
===
Przegroda ołtarzowa charakterystyczna dla pełnego/późnego średniowiecza w Kościele łacińskim, ale dokładnie tak samo wyglądał przebieg ewolucji formy przegród wydzielających przestrzeń prezbiterium od nawy w Kościele posługującym się językiem greckim i nie tylko 🙂. Na zachodzie wtedy pojawiły się lektoria, często murowane , wysokie, z grubymi, pełnymi ścianami , niekiedy z podcieniami. Stawiano na nich organy do oprawy muzycznej nabożeństw sprawowanych w prezbiterium i chyba też przy tzw ołtarzach dla ludu dostawionych od strony nawy do lektoriów. Zakony mendykanckie, np. dominikanie i franciszkanie wykorzystywali lektoria do wygłaszania kazań i w tym celu wchodzili bocznymi schodami , często wbudowanymi w grubości murów, na chodniki znajdujace sie na wierzchu lektorów i stamtąd patrząc z góry na lud boży głosili kazania.
Na wschodzie zachowano drewnianą konstrukcję przegród i tak samo jak na zachodzie zabudowywano i podwyższano je rezygnując z ażurowej ich formy. I na tych pełnych ścianach, z otworami tylko do wchodzenia kapłana i diakonów, umieszczano ikony i bogatą dekoracją snycerską dążąc do wzmocnienia jej trójwymiarowości. Ten sam trend był też na zachodzie gdzie rezygnowano z dekoracji przegród obrazami na rzecz rzeźb.
Lektoria i przegrody ołtarzowe w Kościele katolickim "zgruzował" Sobór Trydencki. Tak samo jak podczas Soboru Watykańskiego II też podczas Trydenckiego ojcowie soborowi nie wydali dekretów dotyczących rozwiązań przestrzennych sprawowania liturgii. Ale Sobór ten skoncentrował się na polemice z reformą protestancką i podkreśleniu transublimacji i rzeczywistej obecności Jezusa w konsekrowanym chlebie i winie. Stąd nacisk na podniesienie i wyraźne pokazanie Ciała Pańskiego i na eksponowanie tabernakulum. A istniejące lektoria istotnie to utrudniały. I wtedy pojawił się on - wyróżniający się w gronie biskupów bratanek (siostrzeniec? nie pamiętam) papieża później uznany słusznie za świętego - Karol Boromeusz i to właśnie on zanim zaczął zarządzać diecezją w Mediolanie, wziął i przebudował, zgodnie z duchem nauki Trydentu, prezbiterium we wnętrzu swojego tytularnego kościoła w Rzymie czyli św. Praksedy tuż obok bazyliki S. Maria Maggiore. Rozebrano wtedy średniowieczną przegrodę i zgodnie z przepisami kościelnymi nie wyrzucono jej ze świątyni tylko poszczególne elementy kamiennej konstrukcji wbudowano w ściany kaplicy przy bocznym wejściu do kościoła. Zostawiono średniowieczną mozaikową dekorację prezbiterium ale podniesiono podłogę i wstawiono konieczne przez to schody. Na wyniesieniu ustawiono ołtarz z barokowym cyborium wypełniającym prawie całą kubaturę prezbiterium i mocno przyciągającym wzrok. Przebudowaną przestrzeń sprawowania nabożeństw wydziela w bazylice św.Praksedy niska, ażurowa, kamienna bariera z balaskami. Ta inicjatywa młodego biskupa wzbudziła zachwyt jemu współczesnych. A potem Boromeusz już jako biskup Mediolanu zainicjował redakcję instrukcji dotyczących formy sprawowania liturgii. No i jak nie naśladować gorliwego biskupa a przy okazji pociotka papieża? I tak prędzej lub później zaczęto burzyć murowane i pełne lektoria a nawet ażurowe przegrody. Zachowywano część ich konstrukcji i dekoracji w postaci belki z grupą Deisis w łuku tęczowym. A obrazy i rzeźby z dekoracji przegród przenoszono do wiejskich lub prowincjonalnych kościołów a także potem do muzeów - np.przeważająca ilość obrazów w Pinacotece w Sienie z dużą pewnością była umieszczana na belkowaniu przegród ołtarzowych - to charakterystyczne długie ciągi zestawionych ze sobą małych i z zasady niewysokich obrazów albo przedstawiających świętych albo sceny biblijne. Jeszcze w XVIII w w Hiszpani i we Francji stosowano pośrednie rozwiązania w postaci dekoracyjnych krat. Zresztą w Hiszpani jakoś nie zauroczono się tak przykładem świętego biskupa z Mediolanu jak w reszcie katolickiej Europy i tam jeszcze w dobie baroku stawiano przegrody ołtarzowe -np.w Avila.
No i teraz wracamy do załączonego obrazka i królewskiej kaplicy w Cambridge. Bo oto w świątyniach katolickich przejętych przez protestntow zwłaszcza luteran i anglikanów czesto zachowano wcześniejsze lektoria i utrzymano tradycję zachowania ażurowej ściany rozdzielającej prezbiterium od nawy albo wykonanej z drewna albo z metalu. I głównie dzięki temu my katolicy możemy widzieć jak wyglądały wnętrza kościołów katolickich przez , bagatela, 1500 lat. I to by było na tyle. 🙂
PS. Pamiętam jak naście lat temu w Jerozolimie z fascynacją zwiedzałam kościół luteran (zdaje się zlokalizowany blisko katolickiej szkoły biblijnej) i zapalczywie fotografowałam znajdujace sie tam ażurowe przegrody ołtarzowe. Bo oto zobaczyłam funkcjonujący kościoł z dyspozycją przestrzenną przedtrydencją i dla mnie posoborowej katoliczki to był szok.
i jeszcze jeden , w sumie na ten sam temat co powyższy
===
Pamiętam jak długo wzbraniałam się aby popłynąć na Torccelo, dopiero za którymś pobytem w Wenecji dotarłam i tam i zachwyt doświadczony w tej pięknej maryjnej bazylice nad zachowanym w pierwotnej formie (w ogólnym zarysie) prezbiterium z VIII wieku nie opuszcza mnie od lat. Dostaję też ostrej nerwicy kiedy czytam lub słyszę, że wczesnośredniowieczne przegrody ołtarzowe to ikonostasy (i to czasem w poważnych tekstach lub tzw specjalistycznych) aaaa!
W tym kościele, również pod maryjnym wezwaniem, jest na dodatek ołtarz na podwyższeniu jak w kościołach wschodnich znaczy się syryjskich i ormiańskich (ale też stosowanym na zachodzie). No i to cyborium z ażurem. Ciekawe jak wyglądało przy okadzaniu ołtarza.
PS. No i tutaj zachowała się (pozbawiona malarskiej dekoracji, nie mniej jednak) tablica ustawiana na belkowaniu wygrodzenia. W Torccelo ta złota pierwotnie tablica (opierzona płytkami ze złota) wylądowała w lokalnym muzeum a obraz pokazujący wnętrze bazyliki z XIX w z jeszcze ustawioną na belce płytą - zniknął z muzeum zastąpiony jakąś taką nie do końca udaną multimedialną prezentacją. W bazylice na Murano po zlikwidowaniu wygrodzenia w prezbiterium i a potem po wstawieniu ołtarza posoborowego ustawiono zachowaną złotą tablicę na potrydenckim ołtarzu i tam sobie stoi poza swoim oryginalnym kontekstem. W bazylice św. Marka w Wenecji tablica która pewnie niegdyś wieńczyła przegrodę ołtarzową po XIV wieku, kiedy wstawiono kamienne wygrodzenie z rzeźbiarską dekoracją na belkowaniu, ustawiono ją za mensą ołtarza i cały czas wzorem, traktowania średniowiecznych nadstaw ołtarzowych, jest ustawiana a właściwie obracana w pozycji "na mszę" lub "nie na mszę". Hehehe Wenecjanie kiedy grabili Konstatynopol podczas IV krucjaty oczywiście przywieźli stamtąd też złote palety (jedna paletę?) i wbudowali te bizantyjskie elementy w swoją paletę w kaplicy doży, jaką był koscioł św.Marka, aby ją powiększyć a może uświetnić poprzez święte spolia, kto ich tam wie.
o Cividale i najstarszym ołtarzu z bazyliki
===
Żeby obejrzeć ten ołtarz i w ogóle wejść do niedużego muzeum kościelnego w Cividale byliśmy, w różnych latach, w tym miasteczku cztery razy. Znamy dzięki temu znajdujące się tam muzeum archeologiczne, super muzeum przy kaplicy Longobardów, nabrzeża i mosty rzeki przy której wybudowano miasto, miły plac wyglądający na taki główny ryneczek, kafejki przy bazylice i samą bazylikę. To tam słoweński kelner że zrozumieniem dla braci Słowian cierpliwie nam wytłumaczył co znaczy doppio expresso i dlaczego mamy je pić zamiast americano.
Tak nas Bóg przeczołgał zanim weszliśmy do salki z ołtarzem i baptysterium z najstarszego wyposażenia bazyliki.
*
Cividale, ołtarz z bazyliki z czasów Longobardów, z piekną maryjną dekoracją. Pierwotnie polichromowany. Rekonstrukcję oryginalnej kolorystyki ołtarza w muzeum pokazuje się poprzez wyświetlanie na kamieniu wyskalowanego slajdu .
Dla tego ołtarza zwiedziliśmy to na prawdę nieduże muzeum przy bazylice, kontestując że zdziwieniem że nie ma tam toalety dla zwiedzających. Ostrzegam ! 🙂
https://emiliaromanica.com/2024/04/14/チヴィダーレデルフリウリcividale-del-friuli2/#more-85650
to fragment misy chrzcielnej z baptysterium
i całe baptysterium
Tak tedy pobrosz dwie słowie komentarza, gdyż jako człowień prosty po lekturze powyższego eseju doszłem do wniosku że w zasadzie to tak.
będę pamiętać, ale potem, bo to wymaga dłuższego wywodu (tak w 3 słowach 1500 lat trudno mi ogarnąć) albo jakiejś prezentacji
ale będę pamiętać
a to jest Grado, blisko Akwilei którą też wypada nawiedzić

najpierw Bazylika di Santa Eufemia

https://www.archeocartafvg.it/portfolio-articoli/grado-go-basilica-patriarcale-di-santeufemia/
w której już nie ma przegrody a złota paleta wzorem Wenecji umieszczona jest za ołtrzem

na tym zdjęciu widać też umieszczone w absydzie zestawy obrazów zdjętych zapewne z belkowania przegrody ołtarzowej

barierki czyli canselli z przegrody zostawili, widać na nich gniazda do mocowania słupków wspierających belkowanie (teraz zaczopowane tymi kopułkami)

a zestawienie obrazów kiedyś zapewne ustawionych na belkowaniu przegrody ołtarzowej teraz tak się tam prezentuje

w Grado jest też drugi kościół, dużo mniejszy od bazyliki, ale też okazuje się że bazylika
Bazylika di Santa Maria delle Grazie
https://www.archeocartafvg.it/portfolio-articoli/grado-go-basilica-di-santa-maria-delle-grazie/
w planie tak wygląda:

a w trzecim wymiarze tak:
oczywiście byli tam konserwatorzy , więc prezbiterium wypreparowali aby pokazać dwie fazy budowalne

nawy boczne też wypreparowali , więc teraz jest tam bardzo ciasno , ale za to poza mszami można chodzić po prezbiterium mimo przegrody....

Tak więc drogi Szturmowcze jak piszę o przegrodach ołtarzowych to mam na myśli takie jak w Grado (lub w Torcello) konstrukcje wydzielające przestrzeń prezbiterium i chóru od naw . Proszę wyobraż też sobie te zestawione w długie rzędy obrazy (tak tak ze złotym tłem bo tak do renesansu malowano święte obrazy, a dlaczego ? a dlatego że złoto symbolizowało świętość i niebo) postawione/zamocowane na wierzchu tej górnej drewnianej belki (tak do dzisiaj zachowane jest w bazylice w Torcello).
A ikonostas to jest też taka przegroda tylko już po calaku wypełniona rzeźbami i obrazami.
Zawsze na przegrodach były dekoracje - najpierw robiono to za pomocą obrazów a potem coś w średniowieczu tak po 1000 lat istnienia przegród i na zachodzie i na wschodzie coś im odbiło i zaczeli stosować do dekoracji rzeźby a na zachodzie jeszcze wprowadzili kamień także w belkowaniu i w dekoracji i dlatego w bazylice św. Marka w Wenecji można oglądać dziś przegrodę z XIV wieku całą kamienną z rzeźbami ( a nie obrazami ) apostołów postawionych na belkowaniu. Nazwa ikonostas nie dotyczy samej funkcji elementu architektonicznego ale funkcji i dekoracji tego elementu. I ikonostas musi mieć ikony. W kościołach wschodnich do dziś stawia się przegrody ołtarzowe tylko z dwoma ikonami i wtedy to nie jest ikonostas, choć pewnie tak się to powszechnie nazywa i od biedy w takich wschodnich światyniach tylko z dwoma ikonami wstawionymi między słupkami przegrody na wysokości wejść dla kapłąna i diakona można stosować tą nazwę z braku innej.
No nie wiem jak ci jeszcze to wyjaśnić, chyba po prostu zobrazuję
czyli wkleję zdjęcia z wnetrza Bazyliki Santa Maria Assunta na Torcello:
absyda na Torcello

między tymi dwoma belkami była wstawiona złota paleta ( dziś w muzeum)

dekoracja przegrody ołtarzowej od wnętrza prezbiterium - zupelnie nowożytny obraz

hohohoho a co my tu mamy na Torcello w 1893 roku, jakieś rzeźby jeszcze ustawione, no bo jak bez rzeźb...

na Torcello jest na zachodniej ścianie jeszcze wizja sądu ostateczngo ,ale ten temat to zupełnie inna bajka na dużą także gadkę

No chyba że każde wygrodzenie przestrzeni prezbiterium na którym znajdują się jakieś ikony nazwie się ikonostasem

Bo tak niestety powszechnie się stosuje, nawet jak tych ikon nie ma , np jak we wspomnianej juz wiele razy bazylice św. Marka w Wenecji:
tyle
...ileż te sobory napsuły
...a u św. Cecylii w Albi przegroda jest ...dookoła
Ps. wizja sądu na zachodniej ścianie też jest
a dlaczego?
a dlatego że potrzebne było obejście dla pielgrzymów i aby ci nie przeszkadzali w liturgii,
i jest to jak widać późnośredniowieczna przegroda, którą zwiemy lektorium
Lektorium w Albi wydzielało także chór dla zakonników ( dominikanów?).
No i to właśnie we Francji mamy tzw kościoły pielgrzymkowe czyli zlokalizowane na trasie pielgrzymek do Santiago di Compostella. Kościoły te charakteryzują się obejściami za prezbiterium.
Pielgrzymi wchodzili do kościoła/bazyliki jedną stroną i obchodzili go dookoła modląc się w bocznych kaplicach i wychodzili drugą stroną.
Tak cały czas np. funkcjonuje bazylika św. Antoniego w Padwie. Pilegrzymi chodzą bocznymi nawami a w środku odprawia się w tym samym czasie mszę św. Tylko w Padwie są niskie przesuwne barierki i chyba liny, juz nie pamiętam. Tak samo funkcjonowała Notedre Dame przed pożarem - turyści snuli się po bokach a w środku odprawiano liturgię. Jeszcze się załapałam (wpuszczona za barierki przez pilnującą panią) na uczestniczenie w mszy św w tej katedrze, ech.
Po śmierci Aleksa, kaplicę wraz z posiadłością odziedziczyła jego siostra, staruszka, a jej syn, utracjusz uznał, że kaplica zajmuje miejsce, więc należy ją zburzyć i spieniężyć teren. Tak to jest, że jedni budują, a inni rujnują. Bardzo smutna historia.
No właśnie, tego mi brakowało. Teraz historia jest dla mnie zrozumiała. Natomiast w którymś linkowanym tekście widniała informacja, że nie było tam wielkich szans na odprawianie liturgij ze względu na sprzeciw Kościoła.
A może jedno nie przeczy drugiemu?
disclaimer: Nic nie wiem, tak se spekuluję. Bo co jak możliwe jest, że jakiś pan w kolorowej sukience powiedział: "...w takiej budzie nie będzie odprawianej..."
👣
🐾
🐾
No więc, kiedy nawciskałam w Szturmowca kilogramy swoich projekcji i pozawijałam mu makaronu na uszy, w dodatku w oparciu o lata zbierane materiały w tym artykuły różnych specjalistów, wtedy przeglądając najnowsze newsy na temat zapomnianego przez wieki przez ludzi Torcello gdzieś tam znajdującego się na bagnach laguny, znajduję taki , dość ważny artykuł ze względu na przedmiot opisanych prac. No i wszystek gaz ze mnie uszedł. Ja wiem że Włosi to są w wielu dziedzinach, a już zwłaszcza w konserwacji, poza rankingiem światowym ( to ma mieć wydźwięk pejoratywny....) , no ale to fundacja amerykańska ratująca ich dziedzictwo (a przy okazji też światowe), ech
https://www.savevenice.org/project/iconostasis
a tak przy okazji , wszystkie , moim zdaniem bez wyjątku zabytki są wydmuszkami konserwatorskimi, zobaczcie jak są tam wszyscy dumni że rozebrali w całości przegrodę nazywaną przez nich ikonostasem , wynieśli gdzieś do pracowni i tam sobie przy niej dłubali a potem (kilka miesięcy temu ostatecznie) złożyli go na miejscu do kupy, "z drobnymi konstrukcyjnymi modyfikacjami", oj...
PS. teraz wzięli się za wydłubywanie całej posadzki z XI wieku i robienie jej na nowo , łącznie z nowymi podbudowami i zaprawami "według receptur Witriuwisza"...
Nie no, jest dla mnie jasnem, że kto Koleżankowej konwensji terminologicznej nie opanował, ten melepeta.
Czyli że przegroda ołtarzowa w stylu tayszy radzieckich to "ikonostas". A niech im beńdzi.
Natomiast Witruwiusz na bank nie spełnia wymogów prawa budowlanego, więc skleją Atlasem.
Prędzej Knaufem.
A oto krótka leracja z Jemenu, gdzie można dostać zadziwienia tak architekturą, jak i urbanistyką Hadramautu.
Tortellini
Znaczy Torcello przypomina mi blado Mirę i miejsce pracy św Mikołaja raptusa
Marcin Zgliński
Czytam tekst architekta Radosława Gajdy o gmachu Muzeum Sztuki Nowoczesnej (link w pierwszym komentarzu) i w zasadzie większość uwag jest zgodna z tym, co i ja o tym przedsięwzięciu myślę od dawna. Kluczowe dla mnie jest oczywiste tak naprawdę stwierdzenie: „trudno nazwać nowe Muzeum obiektem awangardowym, skoro pierwszym skojarzeniem uzasadniającym jego wygląd mają być obiekty stuletnie. W moim odczuciu gmach MSN udaje awangardę, w istocie będąc jednak architekturą zupełnie zachowawczą”.
Tak właśnie jest, ale w jakimś sensie sytuacja ta doskonale określa charakter środowiska z którego krwi i kości ten budynek powstał i którego jest teraz świątynią, którego jest nową archikatedrą.
Jest ten budynek zarazem niezwykle szczery, wprost mówi o tym, czym jest obecnie polska kultura, jaka jest jej pozycja w światowych rankingach i gdzie plasuje się grupa osób, która „na odcinku współczesnej kultury wizualnej” pretenduje do tworzenia swego rodzaju nieformalnego episkopatu. Jest do bólu szczery z kilku przyczyn:
1. Wspaniale świadczy o tym, że jesteśmy prowincją całkowicie pozbawioną ambicji wyjścia poza swoją prowincjonalną ligę. Gdy otwierano Muzeum Guggenheima w Nowym Jorku, Centrum Pompidou w Paryżu czy Muzeum Guggenheima w Bilbao to powstawały gmachy-ikony, będące czymś zupełnie nowym, czymś, co potem się naśladowało. To była architektura swojego czasu, była to architektura-impuls. Awangarda. Nawet to pudełkowate Kunstmuseum Liechtenstein w momencie swego powstania było czymś nowym jednak, czymś dającym impuls - ale to muzeum zostało otwarte 12 listopada 2000 roku. A więc niemal dokładnie 24 lata temu, jeszcze przed atakami z 11 września, jeszcze w innym świecie i innej epoce. To jest dystans pokolenia, a w czasach dzisiejszego technologicznego przyspieszenia, to jest otchłań, to jest coś niczym żółta, papierowa książka telefoniczna zawierająca wykaz analogowych, stacjonarnych telefonów. Nowa warszawska archikatedra awangardy jest w istocie dromaderem ciągnącym się w ogonie ariegardy. Nic się nie starzeje tak szybko, jak nowoczesność, powiedział niegdyś ktoś mądry.
Nawet takie muzea jak MOCA Grand Avenue w Los Angeles, dzieło Isozakiego, po prostu postmodernistyczna architektura w dobie postmodernizmu, czy Museu Inhotim, ze wspaniałym wkomponowaniem w przyrodę, to są byty niejako wykreowane w duchu swojego czasu. Tu natomiast mamy swego rodzaju powidok.
Gdy w 1548 roku w Warszawie wznoszono Barbakan, to był on nie tylko funkcjonalnie anachroniczny i nie spełniał poważniejszych funkcji obronnych wskutek rozwoju artylerii, ale i formalnie, z tym ceglanym wątkiem i ostrołukami przynależał do odchodzącej epoki. Taka mentalność peryferii, nawyk ględzenia z marginesu. W 1546 roku Michał Anioł został architektem odpowiedzialnym za budowę Bazyliki Św. Piotra w Rzymie, Palladio wznosił pierwsze palladiańskie wille w Veneto, a Sansovino finalizował Loggettę na Palcu Św. Marka w Wenecji. A więc może po prostu taki nasz genius loci?
Serio jednak - jest to pomnik niesamodzielności myślenia środowiska, które stoi za powstaniem tego budynku i jego ambicji świecenia światłem odbitym i to światłem dobiegającym z odległych planet, które de facto już zgasły.
Ta architektura nie jest wybitna. Jest zaledwie poprawna, o ile myśli się o niej bez szerszego kontekstu przestrzennego. Chyba to nie powinno być aspiracją na miarę dynamicznie rozwijającej się stolicy 38 milionowego kraju, by po ćwierćwieczu napinania się i wzdymania urodzić coś, o czym można powiedzieć, że nie jest przecież takie złe, nie jest tragiczne, nie jest niedobre, w zasadzie ma nawet wiele dobrych stron.
W Warszawie jak na drożdżach wyrastają kolejne wieżowce, wyrastają budynki mieszkalne, ale też mosty, mała architektura, wreszcie gmachy użyteczności publicznej – różnej oczywiście jakości, ale ja przynajmniej nie odnoszę wrażenia, by na ich tle ten budynek jaśniał, by lśnił, by wytwarzał jakieś napięcie, zmuszające nas, by dokonywać estetycznych przewartościowań. Raczej wydaje mi się, że on symbolicznie zamyka pewną epokę, niż otwiera nową.
2. Gajda pisze: „bryła z zewnątrz wydaje się zamknięta i nieprzyjazna, opuszczenie betonowej ściany na tylko 270 cm nad teren sprawia, że budynek wydaje się mieć walory obronne, a nie być otwartą przestrzenią doświadczania sztuki”. Trafia w sedno – ja tak o tym gmachu mówiłem i myślałem od kilku lat.
Jest to o tyle zabawne, że przez to budynek jawi mi się jako zwizualizowana, odlana w tysiącach, jak nie milionach ton betonu freudowska pomyłka. Oto bowiem w systemie wierzeń i wartości środowiska, które stanowi kastę archikapłańską owej właśnie konsekrowanej archikatedry, a także w nie tak licznym gronie wyznawców, do rodzaju sacrosanctum urastają słowa: inkluzywność i otwartość. Trudno jednak byłoby wyobrazić sobie w zwizualizowanej formie coś bardziej jawnie i manifestacyjnie wyrażającego odwrotność tych pojęć. I to pomimo otwartego parteru i napisu „Muzeum Otwarte” na kiosku kasowym. I mimo tego, że dyrektorka podczas otwarcia gmachu głosiła, że jest on „poświęcony otwartej, równościowej i demokratycznej kulturze”. Ta architektura mówi coś całkiem przeciwnego i tak to odbiera większość niegłupich osób, z którymi o niej rozmawiałem.
EDIT: zapomniałem napisać, że od dawna mi się też nasuwa skojarzenie, że ów monolityczny masyw ponad jest zupełnie jak metafora dyskursu, który - w obrębie współczesnych sztuk wizualnych bywa niekiedy tym bardziej hermetyczny, czy też - vulgo - ciężki, im bardziej samo dzieło jawi się jako niezbyt frapujące. Owe proporcje pomiędzy przytłoczonym wolnym parterem i tą gigantyczną bryłą - odpowiadają właśnie stosunkowi proporcji pomiędzy tym, co wynika czasem z samej formy namaszczonej na (arcy)dzieło, a dyskursem koniecznym, by zagadać i zaczarować pewną miałkość formy i treści.
Jest to jednak właśnie szczere, jest tym freudowskim niejako mimowolnym wydobyciem na wierzch tego, co zepchnięto do nieświadomości, zaczarowano dyskursem, a co przecież istnieje, co ma miejsce. Mówimy bowiem o środowisku dosyć wsobnym i zamkniętym de facto. Będącym czymś o wiele bardziej wąskim, niż pełne spektrum zjawisk tworzących współczesną produkcję artystyczną. Często niezwykle doktrynerskim, w jakimś takim parareligijnym sensie. A nawet jeśli tu całkowicie mylę się, jeśli teraz wyraziłem właśnie pewien stereotyp, to architektura ta jest owego stereotypu wspaniałym pomnikiem, monumentalnym unaocznieniem. Tertium non datur.
Ale tym, co mnie szczególnie do tego budynku zniechęca, jest jego jakaś taka całkowita solenność, jest brak lekkości i przede wszystkim śmiertelna wręcz powaga. Muzeum miało być czymś krańcowo odmiennym od PKiN, ale z ducha jest czymś niebywale pokrewnym. Oba bowiem budynki są całkowicie pozbawione poczucia humoru, gry z odbiorcą, są po prostu świątyniami pewnych idei, manifestami. Zabawne, że oba są świątyniami idei nominalnie lewicowych, co nam przypomina o dramacie lewicowych elit tworzących wiek temu awangardę (której późnym wnukiem ma być ta instytucja), gdy ten, pod którego wezwaniem była pierwotnie świątynia-Pałac Kultury i Nauki zdecydował, że teraz wszelkie postępowe siły w Kraju Rad i na całym świecie obowiązuje realizm, a nie formalizm. Ów brak lekkości i ta dosłowność, ta swoista atmosfera, w której się świetnie odnajdują dewotki i dewoci naprawdę śmiertelnie poważnie wierzący oraz arywiści - może nie wierzący zbytnio, ale za to robiący piękne kariery, a do tego śmiertelna nuda całej urzędniczej nadbudowy wznoszącej się zawsze nad takim konstruktem.
Pałac Kultury jest smutny i dosłowny i to muzeum też jest smutne i dosłowne. Pałac się opatrzył i oswoił i z MSN będzie tak samo. Jak się ten biały beton przykurzy, pokryje zaciekami i spękaniami (mogę się założyć, że tak właśnie będzie), jak potem ktoś zamontuje na nim jakieś fajne neony (tu widzę potencjał, tyle powierzchni dla neonów z lat 50.-70.), obwiesi banerami wystaw, to może się oswoi i go polubimy nawet. Ale obecnie to nie jest niestety coś, jak Kunsthaus w Grazu, na widok którego człowiek po prostu się uśmiecha, na widok którego na japie wyrasta banan. Tu śmiertelna powaga, jak na mszy w Środę Popielcową.
Rozumiem, że wiele z osób, które tej formy żarliwie bronią zainwestowało w ostatnim ćwierćwieczu w ten budynek wiele emocji, wypowiedzi, opinii, nadziei, autorytetu - że jest on czymś w rodzaju – toutes proportions gardées – jakiejś Maszy Potockiej, w tym sensie, że jest pomnikiem ich zawodowych przygód i pewnych wspólnot przeżyć, przedsięwzięć, przyjaźni, „zasiadań w ciałach”, pewnego kombatanctwa. Nie można się od tego teraz ot tak odciąć. Ja to naprawdę rozumiem.
3. No i last but not lesat – pytanie o to, czym w zasadzie jest to muzeum?
„Będziemy mieli miejsce na światowym poziomie dla promocji polskiej kultury, sztuki nowoczesnej, która cieszy się wielkim zainteresowaniem” stwierdził podczas otwarcia Rafał Trzaskowski. Czyżby?
Po pierwsze dlaczego „będziemy”, a nie „mamy”? To jest znacząca różnica, nie bez znaczenia. A poza tym dlaczego znów ten odwieczny u nas język resentymentu, tego zaklinania rzeczywistości i „porównywania penisów pod prysznicem”. Czy taka fraza mogłaby w ogóle paść podczas otwarcia czegokolwiek w UK, Francji, USA, Niemczech, czy – i to bardzo chcę podkreślić – w Rosji? Czy jesteśmy sobie w stanie wyobrazić takie słowa podczas otwarcia muzeum w Hiszpanii albo we Włoszech. Nie! Tam by nikt takich słów nie wypowiedział, a gdyby to zrobił, to zabrzmiałyby groteskowo, absurdalnie. A ponieważ wypowiedział je facet, który być może w przyszłym roku zostanie prezydentem tego kraju, facet na którego według dużego prawdopodobieństwa i ja zagłosuję, to jesteśmy w domu. Właśnie dlatego to muzeum jest takie, jakie jest, i dlatego nie jest tym, czym by być chciało, że nasze elity myślą jeszcze w taki sposób. Póki takie myślenie jest, to będzie się budowało takie muzea i żadna prawdziwa awangarda tu nie będzie miała racji bytu.
To, co jest tu ponadto charakterystyczne, to fakt, iż ogromna część dyskursu skupia się na gmachu, a nie na kolekcji. Otóż jak bardzo ikoniczne by nie były budynki muzealne i jak bardzo wiele by w nich nie urządzano prelekcji, akcji, projekcji i konferencji, to jednak ludzie chcą zobaczyć fajną sztukę, by się naładować tą energią, która jest po prostu w arcydziełach, przez co owe arcydzieła są tak unikatowe i tak straszliwie drogie. Budynek kosztował 650 milionów złotych (więcej, jak doliczyć korowody z projektem Kereza i inne perturbacje), jest drogo, bo wznosi się nad liniami metra itd. No ale to jest i tak zaledwie jakieś 161,5 milionów dolarów amerykańskich. Otóż w 2012 r. obraz „Orange, Red, Yellow” Rothko został sprzedany na aukcji w Christie’s w Nowym Jorku za 86,8 miliona dolarów, a jego „Violet, green and red” poszedł za 180 milionów dolarów, „Number 5” Jacksona Pollocka sprzedano za 140 milionów dolarów, a „Number 17A” za 200 milionów, „Sen” Picassa za 179.4 milina dolarów, a jego „Kobiety z Algieru” za 180 milionów, „The Exchange” Willema de Kooninga za 300 milionów dolarów. Niemal dwukrotnie droższy, niż całe to nasze nowe muzeum
Takich dzieł w Warszawie nie było, nie ma i nie będzie. Nasza liga to Abakanowicz, Szapocznikow czy Fangor, których dzieła w pewnym momencie musiały mieć w ofercie wszystkie liczące się nasze, czyli de facto w lidze światowej trzecioligowe, domy aukcyjne. Byliśmy i jesteśmy krajem marginalnym, z trudną, de facto postkolonialną historią i odbiciem tego są zasoby naszych muzeów. Nie przyciągnie więc to muzeum ludzi z szerokiego świata eksponatami ani ideą, a że nie przyciągnie architekturą, to już więcej niż pewne. Ale właśnie zerwanie z tą prowincjonalnością mogło się tu tylko ziścić poprzez architekturę. Nie będziemy mieli kolekcji jak w MOMA, ale mogliśmy mieć coś niezwykłego, mogliśmy stworzyć ikonę. A zamiast ikony mamy coś na kształt ramy od obrazu.
Wszyscy turyści w Warszawie chcą zobaczyć to, co jest fenomenem i czymś unikatowym, a więc Muzeum Chopina, bo jest on własnością świata i jest stąd, a także Polin, bo Żydzi polscy byli też swego rodzaju niepowtarzalnym fenomenem. Ludzie chcą to zobaczyć. Polin nota bene bije na głowę pod każdym względem architekturę MSN, zarówno jeśli idzie o samą bryłę i wykończenie, jak i wpisanie w kontekst urbanistyczny. To oczywiście moja opinia.
Dobra, ale to nie muzeum dla turystów, tylko muzeum dla nas, ktoś słusznie powie. Zobaczymy więc, jak to będzie wyglądać od tej strony, czy centralna lokalizacja i gabaryt spowodują, że przylecą tam tłumy większe, niż powiedzmy te zlatujące do Zachęty lub Zamku Ujazdowskiego. W każdym razie „mamy to!”, jak się teraz lubi mówić, mamy i zobaczymy, co z tego wyniknie.
Ale wyobraźmy sobie oddanie nowej, wspaniałej sali koncertowej, którą się inauguruje, ale nie ma tam koncertów w zasadzie, ktoś tam coś zagra na puzonie czy trąbce w holu, jakieś panele, jakieś prelekcje, jakie plansze, jakieś wystawki jak w domu kultury. No nie! Jak się oddawało u nas kilka spektakularnych nowych sal koncertowych, to były na początek spektakularne koncerty. To samo teatr, to samo stadion. Jak oddawano Stadion Narodowy, to był mecz Polska-Portugalia. Jak dekadę temu oddano wspaniałą siedzibę NOSPR w Katowicach (dobre, bo polskie, a nawet śląskie!), to na inauguracyjnym koncercie zagrano dzieła Lutosławskiego, Pendereckiego, Góreckiego i Kilara, wystąpił też Krystian Zimerman. A tu co mamy? A no nic w zasadzie. Żadnej ważnej, wielkiej wystawy. Żadnej prezentacji kolekcji. Nic, co by podsumowywało przeszłość, określało teraźniejszość lub pytało o przyszłość. Gwiazdą jest sam budynek, czyli opakowanie, a nie to, ku czemu go wniesiono.
Moja, czyli raczej liberalna banieczka oburzała się nie tak dawno, bo w zeszłym roku, gdy pisowskie siły w obliczu nadchodzących wyborów, na gwałt otwierały muzea, które nie miały ekspozycji, były takimi wydmuszkami – sam gmach i udawanie, że jest świetnie, choć w środku nic do oglądania, by minister Gliński mógł przecinać wstążki i by to pokazać w telewizji. Mam na myśli Muzeum Historii Polski na Cytadeli, otwarte z pompą 29 września 2023 r. oraz Muzeum Pamięć i Tożsamość u o. Rydzyka w Toruniu otwarte 19 października 2023 roku (miała być wisienka na torcie po triumfie wyborczym, ale było smutno). Muzea bez ekspozycji stałych, bez pokazania na inaugurację jakiejś dużej i przemyślanej wystawy.
W przypadku MSN wypisz wymaluj samo… Czyżby kwestia swoistej prekampanii do przyszłorocznych wyborów prezydenckich? Bo wystawa stała, z zaledwie 150 obiektami, ma być dopiero w lutym. Nie można było poczekać? Widząc zdjęcia z tłumami przewalającymi się przez prawie puste przestrzenie, fotografującymi smartfonami głównie architekturę, a jeszcze chętniej panoramy Warszawy roztaczające się za oknami znów sobie przypominam nieśmiertelną prawdę zawartą w „Nowych szatach cesarza” Andresena.
https://www.facebook.com/marcin.zglinski.90/posts/pfbid0S8RVbPDJwPhCgomStsFA6Pqcx6bq8G9poo6CbttxrDu5nrHJ7VxRcJfHM7cqJJ1Wl
Jaka ex-pozycja take muzeum:
Pomnik przyjaźni polsko-sowieckiej:
Mnisi buddyjscy suszą odzież:
Aktywiszcza:
Dobre podsumowanie:
Poseł Zembaczyński czy minister Bodnar?
"facet na którego według dużego prawdopodobieństwa i ja zagłosuję"
po co więc to całe obszerne ale jałowe, bezproduktywne ględzenie impotenta, żeby potem stwierdzić że nawet nie dopuści myśli, by spróbować czegoś nowego zamiast ciągle bić głową w ścianę w tym samym miejscu?
Dokładnie. Krytykuje, krytykuje i krytykuje a na koniec dodaje: ale i tak mi się podoba. Pajac.