Wakacje / podróże / wyprawy
Napisałem - trochę obiecałem, że opiszę swoją wyprawę ale nie napisałem kiedy...
Zasadniczo poszedłem na Jasną Górę ( miałem bardzo ważną intencję - nie ukrywam ).
Nie zamierzam się rozpisywać większość drogi po prostu się modliłem.
Szedłem z Warszawy a w zasadzie na moją prośbę znajomy wyrzucił mnie na granicę Warszawy.
Dużo nie wziąłem na wyprawę nawet nie miałem namiotu w nocy spałem zakładając drugą bluzę, przykrywałem się kapokiem i na to rzucałem ucięta długą trawą z łąki. Jak padał deszcz to było słabo tak po prawdzie. noce po prostu były ciężkie i przeważnie wstawałem już o 4:00. Pod koniec to szedłem spać o 22:00. Nie zabrałem ze sobą pieniędzy.
Nie odmówiłem w sumie nigdy nikomu jedzenia i wydawało mi się, że nie będzie to jakiś straszny problem, pewnie co druga osoba da. Otóż tak nie jest ale o tym potem.
Szedłem po S8 a potem krajową 91.
Startując w środę doszedłem do Mszczonowa. Następnego dnia do Rawy Mazowieckiej. Kolejny dzień Tomaszów Mazowiecki. Dalej Piotrków Trybunalski gdzie spałem ukryty w trawie z 1km od centrum miasta. Na koniec spałem przed Radomskiem i wreszcie kapkę przed Częstochową. W Częstochowie byłem we wtorek powiedziałem Matce Boskiej wszystkie moje intencje, przyjąłem Ciało Chrystusa i odebrał mnie mój przyjaciel który pojawił się gdzieś koło 18:00. chwile się pomodlił na jasnej Górze i pojechaliśmy znaleźć miejsce gdzieś w lesie *po drodze* coby pojeść i wypić. Potem rano do Warszawy bo Kolega pracował tego dnia.
Co istotne. Większość ludzi nie da nawet kromki chleba. W zasadzie albo ktoś daje dużo albo nic. Ja prosiłem zawsze o cokolwiek. Raz w Radomskiem jedyny raz miałem naprawdę ochotę na herbatę ( w zasadzie przez całą wyprawę piłem wodę, w sumie wypiłem trzy ( może cztery ? ) herbatę. No i prosiłem herbatę, i chyba trafiłem na wyjątkowego gnoja bo dostałem taką odpowiedź jakbym domagał się nie wiadomo czego. Autentycznie gdybym spotkał tego dziada dzień później w ciemnej uliczce to bym go strzelił w pysk.
Raz jedyny nocowałem na plebanii. W Rawe Mazowieckiej - tak to zawsze na dziko. Były tam dwa kościoły kaplica i taki spory kościół. ponieważ Rawa ma taki dostęp do miasta, że pieszy tam jest z dyskryminowany to ja chyba musiałem tam co najmniej nadrobić 10-15 km. I dotarłem strasznie późno do tego miasta. Uparłem się a trzeba było sobie odpuścić. No ale byłem naprawdę wykończony i pomyślałem, że dobra może mnie przyjmą w Kościele jak powiem, że jestem pielgrzymem. Otóż w kaplicy dostałem taką odpowiedź - Przeor o wszystkim decyduje, będzie jutro zapraszamy jutro. Dziękuję za nic to jeszcze ostatnia szansa ten duży kościół. Od ręki mnie tam przyjęli i zostałem ugoszczony po królewsku i nie żartuję. Zaniosłem ich intencję na Jasną Górę i jeszcze im potem przelałem kapkę drobnych na konto. Naprawdę niech im Pan Bóg pobłogosławi, było już wtedy późno i mnie poratowali.
następnego dnia szedłem zjadłszy u nich bardzo obfite śniadanie. Do syta i to była mądra decyzja, w ogóle potem już się nauczyłem, że jak dają coś nad wyraz to brać w ślepo. tego dnia rozmawiałem chyba z największą liczbą ludzi i poza jedną parą która dała mi swoją ostatnią bułkę to nie dostałem nic. To był piątek i ta bułka okazał się być z mięsem. Więc no cóż czekała do soboty. Zjadłem tego dnia poza obfitym śniadaniem suchą bułkę i byłem naprawdę zmęczony. Miałem taką myśl, że jak jutro nikt mi nie da nic do jedzenia to chyba zacznę przeklinać ludzi. Z jednej strony jest o tym, że strzepnąć proch z butów i że będzie gorzej niż sodomie, i gomorze a z drugiej Jezus zabronił przeklinać aby ogień pochłoną miasto. To tak z pamięci ale olałem ostatecznie - Ci którzy nic mi nie dali do jedzenia nie ukrywam ich los jest dla mnie kompletnie obojętny. Jednak każdego kto dał mi cokolwiek - wypominałem. Pytając po prostu prosiłem o jedzenie. Nie usprawiedliwiałem się szczytnym celem żem pielgrzym, bo czy trzeba mieć jakiś szczytny cel prosząc o jedzenie? Ci którzy dawali i tak dopytali.
No więc w Tomaszowie Mazowieckim dostałem sporo jedzenia. Potem jeszcze przed Piotrkowem zostałem niesamowicie ugoszczony przez wdowę. Jej intencję za syna zaniosłem na Jasną Górę. W Piotrkowie Trybunalskim zastałą mnie niedziela. O 6:00 brałem udział w Mszy Świętej, był to zespół klasztoru Bernardynów, czy jakoś tak.
Ten kościół zrobił na mnie dość spore wrażenie. Cała miejscowość Piotrków Trybunalski - bardzo mi się podobała i była najładniejszą miejscowością z tych które mijałem.
Potem jeszcze przed Radomskiem dostałem od totalnie zajaranego zielskiem gościa bardzo dużo jedzenia. nie chciał intencji bo był *ateistą* więc doszedł jako intencja za nawrócenie i taką zaniosłem na Jasną Górę. Naprawdę potrzebowałem tego jedzenia wtedy. Zabezpieczył mi bezpieczną podróż do końca i jestem mu za to bardzo wdzięczny.
Na Jasnej Górze część jedzenia którego już nie potrzebowałem dałem jakiemuś bezdomnemu. Który był prze-szczęśliwy, w zasadzie zaczął już jeść przy mnie więc raczej nie wyrzucił tego co dostał.
poza tym sam zostałem poczęstowany herbatą i bułką ze smalcem ( Jejku jakie to było wszystko smaczne ) przez Panią Poetkę Kompozytorkę i co tam jeszcze ;-)). Bardzo miło się rozmawiało w każdym razie.
Organizm się chyba z tydzień regenerował.
A pierwsze cztery dni to jadłem i spałem.
Pojutrze jadę nad morze. I to będzie już znacznie spokojniejszy wypoczynek. Mam takie dwie fajne techniczne książki do doczytania.
Aha - ludzie którzy odmówili mi czegokolwiek do jedzenia - patrząc na domy nie byli biedni. W zasadzie to chyba więcej biedy widziałem w miastach niż w tych wioskach które mijałem. Tak oceniając powierzchownie.
Zasadniczo poszedłem na Jasną Górę ( miałem bardzo ważną intencję - nie ukrywam ).
Nie zamierzam się rozpisywać większość drogi po prostu się modliłem.
Szedłem z Warszawy a w zasadzie na moją prośbę znajomy wyrzucił mnie na granicę Warszawy.
Dużo nie wziąłem na wyprawę nawet nie miałem namiotu w nocy spałem zakładając drugą bluzę, przykrywałem się kapokiem i na to rzucałem ucięta długą trawą z łąki. Jak padał deszcz to było słabo tak po prawdzie. noce po prostu były ciężkie i przeważnie wstawałem już o 4:00. Pod koniec to szedłem spać o 22:00. Nie zabrałem ze sobą pieniędzy.
Nie odmówiłem w sumie nigdy nikomu jedzenia i wydawało mi się, że nie będzie to jakiś straszny problem, pewnie co druga osoba da. Otóż tak nie jest ale o tym potem.
Szedłem po S8 a potem krajową 91.
Startując w środę doszedłem do Mszczonowa. Następnego dnia do Rawy Mazowieckiej. Kolejny dzień Tomaszów Mazowiecki. Dalej Piotrków Trybunalski gdzie spałem ukryty w trawie z 1km od centrum miasta. Na koniec spałem przed Radomskiem i wreszcie kapkę przed Częstochową. W Częstochowie byłem we wtorek powiedziałem Matce Boskiej wszystkie moje intencje, przyjąłem Ciało Chrystusa i odebrał mnie mój przyjaciel który pojawił się gdzieś koło 18:00. chwile się pomodlił na jasnej Górze i pojechaliśmy znaleźć miejsce gdzieś w lesie *po drodze* coby pojeść i wypić. Potem rano do Warszawy bo Kolega pracował tego dnia.
Co istotne. Większość ludzi nie da nawet kromki chleba. W zasadzie albo ktoś daje dużo albo nic. Ja prosiłem zawsze o cokolwiek. Raz w Radomskiem jedyny raz miałem naprawdę ochotę na herbatę ( w zasadzie przez całą wyprawę piłem wodę, w sumie wypiłem trzy ( może cztery ? ) herbatę. No i prosiłem herbatę, i chyba trafiłem na wyjątkowego gnoja bo dostałem taką odpowiedź jakbym domagał się nie wiadomo czego. Autentycznie gdybym spotkał tego dziada dzień później w ciemnej uliczce to bym go strzelił w pysk.
Raz jedyny nocowałem na plebanii. W Rawe Mazowieckiej - tak to zawsze na dziko. Były tam dwa kościoły kaplica i taki spory kościół. ponieważ Rawa ma taki dostęp do miasta, że pieszy tam jest z dyskryminowany to ja chyba musiałem tam co najmniej nadrobić 10-15 km. I dotarłem strasznie późno do tego miasta. Uparłem się a trzeba było sobie odpuścić. No ale byłem naprawdę wykończony i pomyślałem, że dobra może mnie przyjmą w Kościele jak powiem, że jestem pielgrzymem. Otóż w kaplicy dostałem taką odpowiedź - Przeor o wszystkim decyduje, będzie jutro zapraszamy jutro. Dziękuję za nic to jeszcze ostatnia szansa ten duży kościół. Od ręki mnie tam przyjęli i zostałem ugoszczony po królewsku i nie żartuję. Zaniosłem ich intencję na Jasną Górę i jeszcze im potem przelałem kapkę drobnych na konto. Naprawdę niech im Pan Bóg pobłogosławi, było już wtedy późno i mnie poratowali.
następnego dnia szedłem zjadłszy u nich bardzo obfite śniadanie. Do syta i to była mądra decyzja, w ogóle potem już się nauczyłem, że jak dają coś nad wyraz to brać w ślepo. tego dnia rozmawiałem chyba z największą liczbą ludzi i poza jedną parą która dała mi swoją ostatnią bułkę to nie dostałem nic. To był piątek i ta bułka okazał się być z mięsem. Więc no cóż czekała do soboty. Zjadłem tego dnia poza obfitym śniadaniem suchą bułkę i byłem naprawdę zmęczony. Miałem taką myśl, że jak jutro nikt mi nie da nic do jedzenia to chyba zacznę przeklinać ludzi. Z jednej strony jest o tym, że strzepnąć proch z butów i że będzie gorzej niż sodomie, i gomorze a z drugiej Jezus zabronił przeklinać aby ogień pochłoną miasto. To tak z pamięci ale olałem ostatecznie - Ci którzy nic mi nie dali do jedzenia nie ukrywam ich los jest dla mnie kompletnie obojętny. Jednak każdego kto dał mi cokolwiek - wypominałem. Pytając po prostu prosiłem o jedzenie. Nie usprawiedliwiałem się szczytnym celem żem pielgrzym, bo czy trzeba mieć jakiś szczytny cel prosząc o jedzenie? Ci którzy dawali i tak dopytali.
No więc w Tomaszowie Mazowieckim dostałem sporo jedzenia. Potem jeszcze przed Piotrkowem zostałem niesamowicie ugoszczony przez wdowę. Jej intencję za syna zaniosłem na Jasną Górę. W Piotrkowie Trybunalskim zastałą mnie niedziela. O 6:00 brałem udział w Mszy Świętej, był to zespół klasztoru Bernardynów, czy jakoś tak.
Ten kościół zrobił na mnie dość spore wrażenie. Cała miejscowość Piotrków Trybunalski - bardzo mi się podobała i była najładniejszą miejscowością z tych które mijałem.
Potem jeszcze przed Radomskiem dostałem od totalnie zajaranego zielskiem gościa bardzo dużo jedzenia. nie chciał intencji bo był *ateistą* więc doszedł jako intencja za nawrócenie i taką zaniosłem na Jasną Górę. Naprawdę potrzebowałem tego jedzenia wtedy. Zabezpieczył mi bezpieczną podróż do końca i jestem mu za to bardzo wdzięczny.
Na Jasnej Górze część jedzenia którego już nie potrzebowałem dałem jakiemuś bezdomnemu. Który był prze-szczęśliwy, w zasadzie zaczął już jeść przy mnie więc raczej nie wyrzucił tego co dostał.
poza tym sam zostałem poczęstowany herbatą i bułką ze smalcem ( Jejku jakie to było wszystko smaczne ) przez Panią Poetkę Kompozytorkę i co tam jeszcze ;-)). Bardzo miło się rozmawiało w każdym razie.
Organizm się chyba z tydzień regenerował.
A pierwsze cztery dni to jadłem i spałem.
Pojutrze jadę nad morze. I to będzie już znacznie spokojniejszy wypoczynek. Mam takie dwie fajne techniczne książki do doczytania.
Aha - ludzie którzy odmówili mi czegokolwiek do jedzenia - patrząc na domy nie byli biedni. W zasadzie to chyba więcej biedy widziałem w miastach niż w tych wioskach które mijałem. Tak oceniając powierzchownie.
Otagowano:
0
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.
Komentarz
Czasy się zmieniają. Ja wyruszyłem sam na pieszą pielgrzymkę do Częstochowy w wieku 19 lat w roku 1991.
W lipcu obie moje siostry wyjechały za granicę do Taize, ja znalazłem się w domu sam, jednego dnia wpadłem na pomysł a drugiego byłem w trasie. Wziąłem w plecak tylko (zamiarując codzienną przepierkę) 2 pary gaci, dwie koszulki, śpiwór, śpiewnik pielgrzymkowy, różaniec i kapelusik z kolekcją znaczków z różnych pielgrzymek.
W sumie potem działy się potem niesamowite (przynajmniej dla mnie) rzeczy i wyszłaby z tego za długa opowieść. Może się kiedyś zbiorę , żeby to napisać. Ale chyba wyszłaby książka.
"- Ci którzy nic mi nie dali do jedzenia nie ukrywam ich los jest dla mnie kompletnie obojętny. "
Takosz i poganie czynio. Wdziemczne so tym co jejim dajo i złe na tych co nie dajo.
otóż taka pielgrzymka znosi piatkowy post (tego rodzaju utrudnienie w "zdobyciu" jedzenia)
mało tego - żywienie się w zakładowej stołówce znosi piatkowy post, podróż do innej diecezji znosi piatkowy post! (oczywiście, kiedy dziś do kościółka w diecezji gliwickiej mam 7 km, a do najdalszego kościółka diecezji katowickiej ze 107 km wydaje się to być idiotyzmem, ale to z dawnych czasów)
Otóż nałożenie dyscypliny postnej (jedzeniowej) nie może odbywać się kosztem zdrowia (życia) duszyczki!
To jest post od tego co jest (w nadmiarze, "pod ręką")
A gdyby kolega zasłabł przy drodze do tej soboty właśnie z powodu nie zjedzenia bułki z wieprzowiną? I nie natknął się na kolegę Dobry Samarytanin, tylko sami nie-bliźni? I nie dotarł do celu podróży?
To grzechem właśnie byłoby nie zjedzenie - akurat w tym przypadku - manny z Nieba! (serio)
zazdroszczę samozaparcia
sam bym tak chciał...
Pisałem o tym w wątku obok.
________________________
Tego z postem nie wiedziałem. Dobrze wiedzieć,
Dobry z Kolegi człowiek i chrześcijanin.
+++
PS: Znam przeora (gwardiana) Bernardynów w Piotrowie Trybunalskim. Wspaniały człowiek i duszpasterz. Udzielał ślubu mojej córce. Przyjaciel moich przyjaciół i nasz kolega. Warto zaglądać tam gdzie on akurat jest. Czego się dotknie duszpastersko zamienia się w złoto. Wiele razy mu to następcy współbracia rozwalali, czasem go brzydko usuwali. Nigdy nie złorzeczy i się nie załamuje. Strzepuje pył z sandałów i robi to ca Pan Bóg mu wyznaczył.
Najważniejsza jest gadka. jak masz gadane to nie zginiesz na pielgrzymim szlaku. Taż, pamiętam, że ludzie mi córki swoje oddawać chcieli za żony! Siła mógłbym figlów napłatać gdyby nie stałość hołubionej cnoty.
Trzeba się śmiało przywitać "Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!", potem się przedstawić , a potem trąbić o swoim celu.
To były czasy biedy, nie miałem konta w banku, ni karty a pieniędzy wziąłem tylko na powrót do Kraśnika.
I te pieniądze wytrząsłem w stodole pod Kielcami.
Przysporzyło mi to kłopotów w samej Częstochowie, gdzie poczułem pustkę, samotność w tłumie i nawet złość na siebie. Ale modliłem się mimo wszystko choć szło opornie i skończyło się tym , że tego samego dnia wieczorem zatrudnili mnie w herbaciarni a potem w Domu Pielgrzyma. Potem jeździłem tam w kolejne wakacje do pracy i byłem klasztornym zaopatrzeniowcem, kierowcą pojazdu FSO Lublin, z czego jestem bardzo dumny
Nie sądzę, że to kwestia religii. Być może im zamożniejsze społeczeństwo, tym mniej chętniej się dzieli.
Nie bieda, ale stan akceptacji niezamożności i nie ścigania się o bogactwo ulepsza ludzi.
Wszak nie każdego stać na posixowską podróż życia, zwłaszcza gdy "dobrze już było".
*
"Podstawą tronu Bożego są sprawiedliwość i prawo; przed Nim kroczą łaska i wierność."
Księga Psalmów 89:15 / Biblia Tysiąclecia
Za ludzi, których życie kręci się nazbyt wokół troski o sprawy materialne (zarówno bogatych zatroskanyvh o obronę statusu, jak i biednych aspirujących) modlić się należałoby. W rozgrywce o sprawy ostateczne jest to wielka przeszkoda.
Jak zdrowie żony pozwoli to na 15 sierpnia wybierzemy się do Gietrzwałdu na 2-3 dni.
A zwłaszcza:
*
"Podstawą tronu Bożego są sprawiedliwość i prawo; przed Nim kroczą łaska i wierność."
Księga Psalmów 89:15 / Biblia Tysiąclecia
Herbaty rzecz jasna. Sierpień przecie.
+++ za Ciebie, posix. Dziękuję.