Jesteśmy równi w jednym - mamy nieśmiertelne dusze. Dobrze by też było, byśmy byli równi wobec prawa, ale to oczywiście jest tylko postulat a nie fakt. Pewnie dobrze byśmy też mieli równe punkty startu. Jak to rzekł Wańkowicz: powinniśmy się starać, by wszystkie konie razem wystartowały, a nie o to, by razem dobiegły do mety.
los napisal(a): A popularyzacja nauki to bardzo szkodliwa działalność. Mieli rację starożytni Egipcjanie okrutnie karząc za ujawnianie pospólstwu tajemnic kapłanów.
Przemko napisal(a): Poleca się rozmowę z Dukajem, bardzo ciekawie mówi o społeczeństwie, przyszłości, sztucznej inteligencji, Chinach, gospodarce, historii i Opatrzności. Można słuchać na prędkości x1,5.
Obrazek został zmniejszony aby pasował do strony. Kliknij aby powiększyć.
Pierwsze pół godziny przesłuchałem w przepisowe dwajsia minut. I co ja słyszę, że Dukaj mówi, że przeczytał książeczkę, której ałtor przekonywał go, że na początku w cale nie było atomosów, ale że na początku było Słowo. No nie do wiary, co dzisiej różni tacy w książeczkach wipysują!
Ciekawie też zaznaczał, że nasz końtakt ze światem to raczej interfejs nie mapa. Tym niemniej to wyastrzanie tezy, ażeby bya barziey telewizyjna, budzi we mię pewien niesmak. Że niby to czy to to nieprawda, bo nie jest to prawda, tylko jakiś tam sposób paczenia na świat i postrzegania fenomenów, eee.
Jeszcze więtszy niesmak wzbudzao we mię, jak się Bartosiak danemu Dukajowi wcinał w narracją i zamiast z godnością pytać: "Miszczu, nu ale jak rozumieć to co tu Miszcz pieprzy, bo tylu, wciórności, użył Mistrz trudnych słów?" to próbował mu się odszczekiwać. Nu, znam to uczucie, i współodczuwam bul, który stoi za koniecznością odszczeknięcia się, ale bez nadzieji, że będzie to rozmowa równego z równym w Równem.
A tu prawdziwa mapa mentalna autorstwa Gnoja. Tak się spodobała prowadzącemu, że umieścił ją w swoim podręczniku:
los napisal(a): A popularyzacja nauki to bardzo szkodliwa działalność. Mieli rację starożytni Egipcjanie okrutnie karząc za ujawnianie pospólstwu tajemnic kapłanów.
Patrzysz jak specjalista. Pomyśl jak lider.
Najlepszy system polityczny był w starożytnym Egipcie, odtąd to tylko upadek. Popularyzacja to nic więcej niż okłamywanie. Moim zdaniem kłamać należy tak mało, jak to tylko jest konieczne. Kłamstwo to zło.
Chciałem polecić bardzo fajny kanał pewnej Murzynki - Francuzki o afrykańskich korzeniach. Mówi po francusku, ale można włączyć polskie napisy. Większość filmików to filmiki turystyczne, w których prezentuje różne atrakcyjne turystycznie miejsca w naszym kraju - Stare Miasto w Warszawie, Muzeum Powstania Warszawskiego, Mazury, kopalnię w Wieliczce, Tatry, zamek w Malborku, Toruń, a ostatnio... Płock. Jednak te filmy też miło oglądać, bo opowiada o różnych miejscach w Polsce z większą sympatią i podziwem niż niejeden Polak! Oprócz tego jednak jest też kilka filmików, w których opowiada o swoich wrażeniach. Na jednym mówi, że odradzano jej przyjechanie do Polski ze względu na rzekomy rasizm. Po przybyciu przekonała się, że to absolutna nieprawda. Warto posłuchać, bo jest nie tylko bardzo życzliwa wobec Polaków, ale też inteligentna i bardzo bystra. To jest kanał jako całość: https://www.youtube.com/@bambytravelvlog9671/videos
Właśnie dowiedziałem się o seminarium, na którym Dragan został zmasakrowany przez ludzi, którzy na kosmologii się naprawdę znają, m.in. przez Meissnera. Mimo to, po różnych merdiach nadal się popisuje swoimi pomysłami o nadświetlnych obserwatorach.
A ty Jorge, o tym seminarium usłyszałeś ode mnie, prawda? A ja się o nim dowiedziałem zupełnie przez przypadek. Dlatego właśnie popularyzacja nauki jest działalnością szkodliwą.
Nie jest nawet prawdą, że Niels Bohr - w końcu kolega-fizyk - powiedział:
Przewidywanie jest bardzo trudne, a szczególnie przewidywanie przyszłości (Kwantechizm, s. 153).
Ten anonimowy bon mot po raz pierwszy przypisano Bohrowi dopiero wiele lat po jego śmierci. Ponieważ najprawdopodobniej został wymyślony w Danii, ktoś uznał, że musiał to zrobić jakiś sławny Duńczyk. Jednak przewidywanie przeszłości też nie zawsze się udaje.
Nb. określenie "fizyk-celebryta" nie jest moją tanią złośliwością. Dragan sam właśnie w takim stylu opowiada o swoich wyczynach:
"Parę lat temu napisałem ze swoim doktorantem oraz znajomym profesorem z Wielkiej Brytanii artykuł na temat idealnych zegarów. [...] Skrót artykułu ukazał się nagle w kilkuset gazetach, ja zaś przez tydzień byłem na tę okoliczność przepytywany przez dziennikarzy dzwoniących do mnie «na żywo» z najdziwniejszych miejsc na świecie" (Kwantechizm, s. 230).
"Nakręciłem [...] w domu minutowy film i wrzuciłem go do sieci. Zrobił się z tego wiral obejrzany parę milionów razy, a ja znów wylądowałem na tę okoliczność w różnych śniadaniowych telewizjach" (Kwantechizm, s. 172).
No to teraz odpowiedzcie sobie sami: ilu fizyków widzieliście "w różnych śniadaniowych telewizjach"?
Choć z drugiej strony, gdy ktoś w wieku czterdziestu lat opowiada o sobie: "po pięciu latach dostałem nagrodę Polskiego Towarzystwa Fizycznego za najlepszą pracę magisterską w Polsce, a na egzaminie magisterskim trzy oceny celujące" (s. 76), to chyba już przeczuwa, że nigdy nie będzie fizykiem z pierwszego szeregu i jedyne, co mu pozostaje, to zawadiackie celebryctwo. Ja w każdym razie nie przypominam sobie, by Einstein albo Planck chwalili się kiedykolwiek piątkami na studiach.
Zupełnie na marginesie: przeczytałem ten kawałek o Draganie (smakowity), potem klikłem na jakiś inny, losowo wybrany, potem na jeszcze inny - równie smakowity. I w tym trzecim Ebe pisze, że wielki wkład w jego twórczoś ma pewien (wymieniony z imienia i nazwiska) forumkowicz. Chyba największy forumkowy erudyta, którego darzę szczególną sympatię, gdyż (miast z wyższością prychać) zawsze obszernie odpowiadał mi na wszystkie pytania, co pomagało mi rozwiewać wątpliwości co do interpretacyj Pisma Świętego.
Za bardzo nie rozumiem tej dyskusji powyżej. Przy założeniu "popularyzacja nauki (czyli też fizyki, a dokładniej jej części) zła", Dragan popularyzuje, to Dragan zły. No ale konsekwentnie też Rożek, Kosek, Meissner itd. Natomiast przy założeniu "popularyzacja nauki dobra", to jednak optymalnym popularyzatorem jest ktoś, kto ma: 1. wystarczającą wiedzę, żeby nie nagadać głupot, 2. duże zdolności retoryczne, interpersonalne, 3. dobry głos lub wygląd (najlepiej jedno i drugie)
Zwracam uwagę, że w pkt 1 dałem "wystarczające", a nie "najlepszy w danej dziedzinie", a w pkt 2 i 3 "duże" i "dobre", czyli jednak coś więcej. To nie jest konkurs dla najlepszego fizyka, nikt takich nie prowadzi.
Nawiasem mówiąc właśnie taki zestaw jak opisałem miał cały ten Jordan Peterson, do czasu rosyjskiego odjazdu bardzo (nomen omen) popularna na forum persona.
Dobry popularyzator nauki musi mieć dwie absolutnie wykluczające się cechy: 1. Z jednej strony musi być popularyzatorem czyli znajdować jakąś frajdę w stanięciu przed publiką i mądrzeniu się przed nią na jakiś temat, nie może być więc nadmiernie skromny. 2. Z drugiej musi być świadomy, że jest tylko popularyzatorem a nie twórcą, że opowiada prostaczkom o mądrościach ale sam tych mądrości nie tworzy i popularyzator jest tylko cieniem twórcy, czyli musi się wykazać skromnością ponad ludzką miarę.
Pomijając zupełnie już to, że ciężko sobie wyobrazić korzyść z popularyzacji nauki. Popularyzator przekonuje szeroką publikę, że jest ona w stanie zrozumieć rzeczy, których w sposób oczywisty nie jest w stanie zrozumieć. Nie bójmy się użyć tego słowa: kłamie.
Weźmy przykład teorii spopularyzowanej od lewa i od prawa, po skosie, na stojąco i na leżąco, we wszystkich pozycjach i ze wszystkich stron: (szczególnej) teorii względności. Jako nieletnie pacholę z wypiekami na twarzy słuchałem opowieści o bliźniakach, z których jeden jest starszy, i o tyczce, która zmieści się w stodole, jeśli dość szybko do niej wbiec. Im więcej słuchałem, tym mniej zrozumiałem. Dopiero, jak mi zarost się zaczął sypać, i zapoznano mnie z równaniami Maxwella, szczególna teoria względności stała się zrozumiała i wręcz oczywista.
Nie należy popularyzować, należy uczyć. A jak kto nie chce nauczyć się równań różniczkowych cząstkowych? To jest bardzo zrozumiała namiętność. To niech przyjmie do wiadomości, że pewnych rzeczy rozumieć nie będzie. Nie da się zjeść ciastka i mieć ciastko.
To może w idealnym świecie. W realnym o finansowaniu nauki decydują "profani" (politycy, urzędnicy i pośrednio tzw. elektorat) nie będący specjalistami w dziedzinie o której finansowaniu decydują. Gdyby byli, toby się zajmowali pracą w tej dziedzinie. Więc jakiś rodzaj przynajmniej uproszczonej wizji na co te pieniądze mają iść muszą mieć. I to jest słuszniejsze niż "dawaj głąbie piniądz, ale nie powiem na co bo i tak nie zrozumiesz".
To jest mocny argument przeciw popularyzacji. Popularyzator pokazuje politykowi kolorowe obrazki, w wyniku czego wydaje on pieniądze na błyskotki zamiast na badania naprawdę potrzebne. Przykładem są fraktale: matematyczna teoria uboga, nieciekawa i bez wpływu na inne gałęzie nauki i praktyczne zastosowania ale ładne obrazki daje, więc przez jakiś czas była uznawana za ważną. Tu taki obrazek:
Że skompresowany obraz jest zbiorem Julii albo Mandelbrota? Daj pan spokój. Chaos deterministyczny ma pewne inżynierskie zastosowania, na przykład w pewnym sensie generatory liczb pseudo-losowych z niego korzystają. W praktyce stosowana jest i funkcja zeta Riemanna i teoria Cherna-Simonsa, matematyka jest w jakiś tajemniczy sposób odbiciem świata. Kiyoshi Ito był zaskoczony, kiedy go zaproszono jako honorowego gościa na kongres finansistów i wyjaśniono, że nowoczesne finanse stoją na jego bujającej w obłokach teorii. Fraktale to nie jest nawet 1% tej skali zastosowań a jednak to o nich się opowiada. Bo ładne i kolorowe.
Dobry popularyzator nauki musi mieć dwie absolutnie wykluczające się cechy: 1. Z jednej strony musi być popularyzatorem czyli znajdować jakąś frajdę w stanięciu przed publiką i mądrzeniu się przed nią na jakiś temat, nie może być więc nadmiernie skromny.
Mądrzenie się nie jest popularyzacją nauki. Jest popularyzacją siebie.
Popularyzator przekonuje szeroką publikę, że jest ona w stanie zrozumieć rzeczy, których w sposób oczywisty nie jest w stanie zrozumieć. Nie bójmy się użyć tego słowa: kłamie.
To nie jest popularyzacja nauki, to jest popularyzacja fałszu.
2. Z drugiej musi być świadomy, że jest tylko popularyzatorem a nie twórcą, że opowiada prostaczkom o mądrościach ale sam tych mądrości nie tworzy i popularyzator jest tylko cieniem twórcy, czyli musi się wykazać skromnością ponad ludzką miarę.
Co w tym ponadludzkiego? Tzn. w sensie ścisłym każde dobro jest ponadludzkie - ale tak potocznie?
Weźmy przykład teorii spopularyzowanej od lewa i od prawa, po skosie, na stojąco i na leżąco, we wszystkich pozycjach i ze wszystkich stron: (szczególnej) teorii względności. Jako nieletnie pacholę z wypiekami na twarzy słuchałem opowieści o bliźniakach, z których jeden jest starszy i o tyczce, która zmieści się w stodole, jeśli dość szybko do niej wbiec. Im więcej słuchałem, tym mniej zrozumiałem. Dopiero, jak mi zarost się zaczął sypać, i zapoznano mnie z równaniami Maxwella, szczególna teoria względności stała się zrozumiała i wręcz oczywista.
Być może zatem dobry przykład udanej popularyzacji nauki. Krótko: "słuchajcie, nauka jest ciekawa, kto się czuje chętny i zdolny - warto zgłębić". No i kto zgłębił dane równania - coś pojął.
Mnie się natychmiast kojarzy Objawienie Boże. Za jego pomocą Pan Bóg spopularyzował wiedzę o Sobie w ogólności a a teologię w szczególności. Otóż choć czynił to stopniowo, objawiona cząstka prawdy de facto wykracza poza nasze możliwości, a stanowi tylko cząstkę właśnie. Czasem powoduje to powstawanie u ludzi pochopnych, błędnych wizji Pana Boga. A zatem byłoby błędem przekazanie nam cząstki wiedzy, której całość nieskończenie nas przerasta? Po co Pan Bóg to zrobił? A mógł jak kapłani w Egipcie trzymać prosty lud w zapyziałej, analfabetycznej ciemności, gdzie jego miejsce.
Inny przykład: pani od matematyki ucząca małolatów jest dobrą nauczycielką, więc nie tylko zapodaje program, ale też wzbudza zainteresowanie przedmiotem, czyli popularyzuje dziedzinę nauki. Otóż omawia z dziećmi absolutne podstawy, umie zafascynować tematem, zatem dzieci są pełne entuzjazmu choć nie mają pojęcia, jak wiele jeszcze nie wiedzą. Źle się dzieje?
Ja nie wiem, co ludzie powinni wiedzieć o świecie, ale pierwsze chyba powinno być uporządkowanie myśli. Więc uczcie się ludkowie od św. Tomasza z Akwinu! To on jest nauczycielem, nie żaden Platon, którego wystrzeliwuje w mętną mistykę, nie Arystoteles, który czasem rozumuje bez trzymanki. Nauka o człowieku, nauka o Bogu, nauka o Chrystusie, naukę o aniołach można odpuścić, bo zbyt abstrakcyjna. Po co komu znać kosmologię, jeśli pierwszych sylogizmów nie potrafi opanować?
Komentarz
Oprócz tego jednak jest też kilka filmików, w których opowiada o swoich wrażeniach. Na jednym mówi, że odradzano jej przyjechanie do Polski ze względu na rzekomy rasizm. Po przybyciu przekonała się, że to absolutna nieprawda. Warto posłuchać, bo jest nie tylko bardzo życzliwa wobec Polaków, ale też inteligentna i bardzo bystra.
To jest kanał jako całość:
https://www.youtube.com/@bambytravelvlog9671/videos
To jest ten film, o którym wspominałem wyżej:
A ty Jorge, o tym seminarium usłyszałeś ode mnie, prawda? A ja się o nim dowiedziałem zupełnie przez przypadek. Dlatego właśnie popularyzacja nauki jest działalnością szkodliwą.
https://kompromitacje.blogspot.com/2020/05/dragan-odkleja-sie-od-reszty.html
Na zachętę: "Mógłbym tak ciągnąć długo, bo Andrzej Dragan niemal o wszystkim ma coś powierzchownego do powiedzenia."
Przy założeniu "popularyzacja nauki (czyli też fizyki, a dokładniej jej części) zła", Dragan popularyzuje, to Dragan zły. No ale konsekwentnie też Rożek, Kosek, Meissner itd.
Natomiast przy założeniu "popularyzacja nauki dobra", to jednak optymalnym popularyzatorem jest ktoś, kto ma:
1. wystarczającą wiedzę, żeby nie nagadać głupot,
2. duże zdolności retoryczne, interpersonalne,
3. dobry głos lub wygląd (najlepiej jedno i drugie)
Zwracam uwagę, że w pkt 1 dałem "wystarczające", a nie "najlepszy w danej dziedzinie", a w pkt 2 i 3 "duże" i "dobre", czyli jednak coś więcej. To nie jest konkurs dla najlepszego fizyka, nikt takich nie prowadzi.
Nawiasem mówiąc właśnie taki zestaw jak opisałem miał cały ten Jordan Peterson, do czasu rosyjskiego odjazdu bardzo (nomen omen) popularna na forum persona.
1. Z jednej strony musi być popularyzatorem czyli znajdować jakąś frajdę w stanięciu przed publiką i mądrzeniu się przed nią na jakiś temat, nie może być więc nadmiernie skromny.
2. Z drugiej musi być świadomy, że jest tylko popularyzatorem a nie twórcą, że opowiada prostaczkom o mądrościach ale sam tych mądrości nie tworzy i popularyzator jest tylko cieniem twórcy, czyli musi się wykazać skromnością ponad ludzką miarę.
Pomijając zupełnie już to, że ciężko sobie wyobrazić korzyść z popularyzacji nauki. Popularyzator przekonuje szeroką publikę, że jest ona w stanie zrozumieć rzeczy, których w sposób oczywisty nie jest w stanie zrozumieć. Nie bójmy się użyć tego słowa: kłamie.
Weźmy przykład teorii spopularyzowanej od lewa i od prawa, po skosie, na stojąco i na leżąco, we wszystkich pozycjach i ze wszystkich stron: (szczególnej) teorii względności. Jako nieletnie pacholę z wypiekami na twarzy słuchałem opowieści o bliźniakach, z których jeden jest starszy, i o tyczce, która zmieści się w stodole, jeśli dość szybko do niej wbiec. Im więcej słuchałem, tym mniej zrozumiałem. Dopiero, jak mi zarost się zaczął sypać, i zapoznano mnie z równaniami Maxwella, szczególna teoria względności stała się zrozumiała i wręcz oczywista.
Nie należy popularyzować, należy uczyć. A jak kto nie chce nauczyć się równań różniczkowych cząstkowych? To jest bardzo zrozumiała namiętność. To niech przyjmie do wiadomości, że pewnych rzeczy rozumieć nie będzie. Nie da się zjeść ciastka i mieć ciastko.
Stety, niestety Los ma rację. :]
Prawda że śliczny?
Ale w smaku lepszy kindziuk.
Mnie się natychmiast kojarzy Objawienie Boże. Za jego pomocą Pan Bóg spopularyzował wiedzę o Sobie w ogólności a a teologię w szczególności. Otóż choć czynił to stopniowo, objawiona cząstka prawdy de facto wykracza poza nasze możliwości, a stanowi tylko cząstkę właśnie. Czasem powoduje to powstawanie u ludzi pochopnych, błędnych wizji Pana Boga. A zatem byłoby błędem przekazanie nam cząstki wiedzy, której całość nieskończenie nas przerasta? Po co Pan Bóg to zrobił? A mógł jak kapłani w Egipcie trzymać prosty lud w zapyziałej, analfabetycznej ciemności, gdzie jego miejsce.
Inny przykład: pani od matematyki ucząca małolatów jest dobrą nauczycielką, więc nie tylko zapodaje program, ale też wzbudza zainteresowanie przedmiotem, czyli popularyzuje dziedzinę nauki. Otóż omawia z dziećmi absolutne podstawy, umie zafascynować tematem, zatem dzieci są pełne entuzjazmu choć nie mają pojęcia, jak wiele jeszcze nie wiedzą. Źle się dzieje?