los napisal(a): A sprawa ta zasługuje na uwagę? Bo w zasadzie idzie tylko o to, że dwoje ludzi chce pobrać odrobinkę kasy. Czy coś więcej?
Czy aktorzy aż tak potrafią grać, że panują nad takimi niepanowalnymi odruchami, jak na ułamek sekundy podniesona brew, chwilowe "zaplątanie" się języka, zamruganie powiekami, "zatrzepotanie" palcami itp. Odruchów w zasadzie niezauważalnych świadomie, ale wyłapywanych przez nasz nieświadomy (podświadomy) umysł i brany pod uwagę na końcu, czy
uwierzymy komuś, czy nie.
Czy politycy to... aktorzy, którzy uczą się grać (uczą się panować nad mikroruchami!).
Mnie cel samego wywiadu jakby nie interesuje... Lecz właśnie poprzez to, że księżna jest aktorką... (a jak dla mnie za młoda i "cienka" na takie sztuczki).
Masę biznesowych książek na rynku (w zasadzie "self" rozwojowych) jest o tym, jak opanować tę "sztukę". (pierwszą przeczytałem 25 lat temu)
Więc - na ile to kreacja aktorsko-selfdevelopment jest. Tyle.
Jeżeli aktor, wygłaszając jakąś kwestię na scenie, zaprezentuje inne emocje niż te, które są u granej postaci, to będzie to od razu wychwycone. Aktor jest uczony 'wcielania' się w rolę, a nie tylko odgrywania roli, po to między innymi są próby. Autorów scenariusza chętnie bym poznał.
los napisal(a): Oj tej pory angielscy monarchowie zwyczajowo nazywani są królami ale zajmują się nie panowaniem ale błaznowaniem.
Mieć do błazna pretensję o błazeństwo? Nie rozumiem.
W zasadzie do niedawna myślałem podobnie, ale jakieś 2-3 dni temu obejrzałem sobie przypadkiem fragmenty koronacji E2 i, cokolwiek złego można mówić o angielskiej monarchii – a z pewnością można dużo, to wydaje mi się, że jakiś pierwiastek transcendentny tam pozostał. I trudno mi uwierzyć, że osoba, która się nie zatraciła do końca w nieprawościach, przeżywszy koronację (jako podmiot), nie czuje tej powagi i ciężaru wieków (może jestem tu naiwnie romantyczny). Przyznałbym jednak, że jest to chyba coś, czego w Polsce trochę brakuje (bo nasz państwowy image jest raczej z czasów II RP, a przecież mieliśmy niemal tysiącletnią tradycję monarchii), chociaż to be perfectly honest gdyby takim królem miał u nas zostać np. trzask, tobym jednak podziękował.
Exspectans napisal(a): W zasadzie do niedawna myślałem podobnie, ale jakieś 2-3 dni temu obejrzałem sobie przypadkiem fragmenty koronacji E2 i, cokolwiek złego można mówić o angielskiej monarchii – a z pewnością można dużo, to wydaje mi się, że jakiś pierwiastek transcendentny tam pozostał.
Ale materialnego nie było, już Wiktoria była tylko przedstawieniem.
los napisal(a): Oj tej pory angielscy monarchowie zwyczajowo nazywani są królami ale zajmują się nie panowaniem ale błaznowaniem.
Mieć do błazna pretensję o błazeństwo? Nie rozumiem.
W zasadzie do niedawna myślałem podobnie, ale jakieś 2-3 dni temu obejrzałem sobie przypadkiem fragmenty koronacji E2 i, cokolwiek złego można mówić o angielskiej monarchii – a z pewnością można dużo, to wydaje mi się, że jakiś pierwiastek transcendentny tam pozostał. I trudno mi uwierzyć, że osoba, która się nie zatraciła do końca w nieprawościach, przeżywszy koronację (jako podmiot), nie czuje tej powagi i ciężaru wieków (może jestem tu naiwnie romantyczny). Przyznałbym jednak, że jest to chyba coś, czego w Polsce trochę brakuje (bo nasz państwowy image jest raczej z czasów II RP, a przecież mieliśmy niemal tysiącletnią tradycję monarchii), chociaż to be perfectly honest gdyby takim królem miał u nas zostać np. trzask, tobym jednak podziękował.
Przecież to było jakieś 70 lat temu, bardziej miarodajne będą śluby Harry'ego i Williama.
Koncepcja monarchii tytularnej od strony politycznej nie jest oczywiście taka zła. Zapewnia np. skupienie władzy politycznej w jednym ręku - bo nie ma i rządu, i prezydenta jak w Austrii, Finlandii czy większości demoludów. Przez to Boris czy Sanchez nie są ograniczeni w polityce państwa przez "tego drugiego". Drugim rozwiązaniem jest tytularny prezydent - jak w Niemczech czy Włoszech, też rozwiązanie cokolwiek dziwne. Zwłaszcza że reprezentacyjny prezydent jest w takim przypadku partyjny, więc z natury rzeczy cieszący się większą estymą u jednych i mniejsza u drugich, a monarcha - ponadpartyjny. A trzecim - ustrój prezydencki (USA) lub de facto prezydencki (Francja, Rosja). Tutaj wadą jest to, że osoba z realną władzą traci czas na całe to "formalne" reprezentowanie zamiast rządzić.
los napisal(a): Oj tej pory angielscy monarchowie zwyczajowo nazywani są królami ale zajmują się nie panowaniem ale błaznowaniem.
Mieć do błazna pretensję o błazeństwo? Nie rozumiem.
W zasadzie do niedawna myślałem podobnie, ale jakieś 2-3 dni temu obejrzałem sobie przypadkiem fragmenty koronacji E2 i, cokolwiek złego można mówić o angielskiej monarchii – a z pewnością można dużo, to wydaje mi się, że jakiś pierwiastek transcendentny tam pozostał. I trudno mi uwierzyć, że osoba, która się nie zatraciła do końca w nieprawościach, przeżywszy koronację (jako podmiot), nie czuje tej powagi i ciężaru wieków (może jestem tu naiwnie romantyczny). Przyznałbym jednak, że jest to chyba coś, czego w Polsce trochę brakuje (bo nasz państwowy image jest raczej z czasów II RP, a przecież mieliśmy niemal tysiącletnią tradycję monarchii), chociaż to be perfectly honest gdyby takim królem miał u nas zostać np. trzask, tobym jednak podziękował.
Królowie angielscy dzierżą tytuł "defensor fidei" może o to chodzi?
rozum.von.keikobad napisal(a): Przecież to było jakieś 70 lat temu, bardziej miarodajne będą śluby Harry'ego i Williama.
Nie będą, ponieważ oni nie są monarchami i dopóki któryś z nich nie wstąpi na tron, ich znaczenie jest porównywalne z pieskami corgi ich babki.
Zauważmy też, że tak długie panowanie to jest jednak ewenement - dawniej zwykły poddany miał szansę przeżyć 2-3 koronacje, a teraz było prawdopodobnie sporo osób, które nie miały szansy przeżyć świadomie żadnej. A przecież przy obecnym modelu monarchii w UK jest to praktycznie najmocniejszy moment, kiedy ten cały, choć mocno nadwątlony, majestat władzy się objawia.
Co do samych relacji między królem a rządem, to trudno mi się wypowiadać. Natomiast chciałem tylko podkreślić, że monarchia ma jednak pewien symboliczny wymiar, którego chyba nie powinno się zbyt pochopnie pozbywać.
Mania napisal(a): A propos tanich sztuczek cwanej aktoreczki - raczej mało kto się na nie nabierze.
Sądzisz, że te wszystkie głosy współczucia, to cyniczna gra?
kazda dziewczyna chciała być raz księżniczką, jak nie z urodzenia, to przynajmniej przez zamęście
Księżniczką można zostać wyłącznie przez urodzenie, no ewentualnie przez intronizację/uzyskanie tytułu przez jej ojca, na pewno nie przez zamążpójście. Przez zamążpójście można zostać księżną.
los napisal(a): Ale materialnego nie było, już Wiktoria była tylko przedstawieniem.
Politycznie może tak, ale - jak już napisałem wyżej - pozostaje sfera symboliczna i ona tu może mieć duże znaczenie.
Peem tak: nie bagatelizowalbym zupelnie idei ciaglosci Panstwa, jego instytucji i tradycji, symbolizowanych przez monarchie. W osobie krolowej poddani Jaj Krolewskiej Masci widza siebie pod Waterloo, Trafalgarem, Poitiers, Blenheim i Hastings. Kontroluja Suez i Gibraltar. Nad ich duchowym imperium slonce nadal nigdy nie zachodzi. Ja wiem ze to rojenia, ale te rojenia tworza angolska tkanke spoleczna.
Co maja kraje bez ciaglosci? Rewolucje Antyfrancuska? Parlament Frankfurcki? Lenina? Guernice?
Panowie. I Panie. Zarty na bok.
Starsze zaszlosci odrzucili jako niechciany balast przeszlosci. I pozostal im Napoleon i Wielikaja Otieczestwiennaja. A Angole maja "good or bad - my country!"
los napisal(a): A Polacy mają "W Imię Boga, za naszą i waszą wolność." Więcej
Obrazek został zmniejszony aby pasował do strony. Kliknij aby powiększyć.
Jedno drugiemu nie przeczy.
Nie mialbym nic przeciw ciaglosci Panstwa Polskiego od Krora Cwieczka. Z braku ciaglosci, to z instytucji narodowych (nawet tych jagielonskich, o Piastach nie ma co gadac) mamy jedynie ciaglosc Akademii Krakowskiej zwanej Jagiellonka.
Ryszard Petru probowal przywrocic Konstytucje 3 Maja ale mu sie nie udalo.
EDIT: nawet tak prostej rzeczy, jak odtworzenia hitorycznego serca stolicy jakim jest Palac Krolewski (Saski) , nie potrafimy przepchnac przez 30 lat od transformacji w postkomune. Symbolem Warszawy jest Palac Stalina.
Komentarz
uwierzymy komuś, czy nie.
Czy politycy to... aktorzy, którzy uczą się grać (uczą się panować nad mikroruchami!).
Mnie cel samego wywiadu jakby nie interesuje...
Lecz właśnie poprzez to, że księżna jest aktorką... (a jak dla mnie za młoda i "cienka" na takie sztuczki).
Masę biznesowych książek na rynku (w zasadzie "self" rozwojowych) jest o tym, jak opanować tę "sztukę". (pierwszą przeczytałem 25 lat temu)
Więc - na ile to kreacja aktorsko-selfdevelopment jest.
Tyle.
Autorów scenariusza chętnie bym poznał.
I trudno mi uwierzyć, że osoba, która się nie zatraciła do końca w nieprawościach, przeżywszy koronację (jako podmiot), nie czuje tej powagi i ciężaru wieków (może jestem tu naiwnie romantyczny).
Przyznałbym jednak, że jest to chyba coś, czego w Polsce trochę brakuje (bo nasz państwowy image jest raczej z czasów II RP, a przecież mieliśmy niemal tysiącletnią tradycję monarchii), chociaż to be perfectly honest gdyby takim królem miał u nas zostać np. trzask, tobym jednak podziękował.
Koncepcja monarchii tytularnej od strony politycznej nie jest oczywiście taka zła. Zapewnia np. skupienie władzy politycznej w jednym ręku - bo nie ma i rządu, i prezydenta jak w Austrii, Finlandii czy większości demoludów. Przez to Boris czy Sanchez nie są ograniczeni w polityce państwa przez "tego drugiego". Drugim rozwiązaniem jest tytularny prezydent - jak w Niemczech czy Włoszech, też rozwiązanie cokolwiek dziwne. Zwłaszcza że reprezentacyjny prezydent jest w takim przypadku partyjny, więc z natury rzeczy cieszący się większą estymą u jednych i mniejsza u drugich, a monarcha - ponadpartyjny.
A trzecim - ustrój prezydencki (USA) lub de facto prezydencki (Francja, Rosja). Tutaj wadą jest to, że osoba z realną władzą traci czas na całe to "formalne" reprezentowanie zamiast rządzić.
Zauważmy też, że tak długie panowanie to jest jednak ewenement - dawniej zwykły poddany miał szansę przeżyć 2-3 koronacje, a teraz było prawdopodobnie sporo osób, które nie miały szansy przeżyć świadomie żadnej. A przecież przy obecnym modelu monarchii w UK jest to praktycznie najmocniejszy moment, kiedy ten cały, choć mocno nadwątlony, majestat władzy się objawia.
Co do samych relacji między królem a rządem, to trudno mi się wypowiadać. Natomiast chciałem tylko podkreślić, że monarchia ma jednak pewien symboliczny wymiar, którego chyba nie powinno się zbyt pochopnie pozbywać.
Księżniczką można zostać wyłącznie przez urodzenie, no ewentualnie przez intronizację/uzyskanie tytułu przez jej ojca, na pewno nie przez zamążpójście. Przez zamążpójście można zostać księżną.
Dzięki za info
Doskonała, wyważona wypowiedź.
Żałuję, że Pana tak mało na forum.
i jeszcze
Meghan Markle nie jest dobra. Już wcześniej to mówiłem, a teraz wszyscy to widzą - powiedział.
Donald Trump
Co maja kraje bez ciaglosci? Rewolucje Antyfrancuska? Parlament Frankfurcki? Lenina? Guernice?
Panowie. I Panie. Zarty na bok.
Starsze zaszlosci odrzucili jako niechciany balast przeszlosci. I pozostal im Napoleon i Wielikaja Otieczestwiennaja. A Angole maja "good or bad - my country!"
Nie mialbym nic przeciw ciaglosci Panstwa Polskiego od Krora Cwieczka. Z braku ciaglosci, to z instytucji narodowych (nawet tych jagielonskich, o Piastach nie ma co gadac) mamy jedynie ciaglosc Akademii Krakowskiej zwanej Jagiellonka.
Ryszard Petru probowal przywrocic Konstytucje 3 Maja ale mu sie nie udalo.
EDIT: nawet tak prostej rzeczy, jak odtworzenia hitorycznego serca stolicy jakim jest Palac Krolewski (Saski) , nie potrafimy przepchnac przez 30 lat od transformacji w postkomune. Symbolem Warszawy jest Palac Stalina.
Angole zresztą dość podobnie myślą, przecież
Prawie jak "Jeszcze Polska nie zginęła."