Ha, dobre pytanie. Na razie zostawię odpowiedź, bo nie jest tak oczywista jak się wydaje.
Dla uściślenia - "znać" dla mnie znaczy "znać osobiście." Znajomość ta nie musi być głęboka ale choć minimalny kontakt bezpośredni jest bezwarunkowy. Media kłamią, kłamią zawzięcie, kłamią profesjonalnie, mają do kłamania potężne narzędzia i ani na sekundę nie wypadają z roli, ani na sekundę nie przestają kłamać. Pamiętam szok, jaki przeżyło kilku moich znajomych, kiedy się dowiedzieli, że Jarosław Kaczyński i Aleksander Kwaśniewski są w zasadzie tego samego wzrostu. Jak można latami kłamać na taki temat, to jak można kłamać w sprawach mniej oczywistych?
Inna ciekawa anegdotka - ja go osobiście nie znam ale znam kilku ludzi, którzy blisko znają znaczącego polityka, którego nazwiemy tu Grzesiem. Grzesio ma tę cechę, że używa wielkiej ilości partykuł właściwych dla pewnych środowisk, kiedyś identyfikowanych z dołami społecznymi. W tekście "jest ładna pogoda" w wykonaniu Grzesia tych partykuł byłoby kilka. W telewizorze nigdy tego nie usłyszałem.
los napisal(a): Chyba TW zaciąga na siebie ekskomunikę, więc nie może przystępować do sakramentów?
Z tego co wiem to w zagrożeniu śmierci wszelkie kary kościelne w stosunku do szafarza i penitenta ulegają zawieszeniu. Z powodu "Salus animarum suprema lex".
TecumSeh napisal(a): Jaruzel był zły, ale nie był bydlęciem za przeproszeniem.
Otaczanie się bydlakami to gorszy rodzaj zbydlęcenia. Wolę szczerego bydlaka (w sensie okazującego naokoło swoje zbydlęcenie) niż gościa, który próbuje na tle bydlaków prezentować się jako kulturalny niebydlak. Chociaż to on tym bydlakom zlecał ich świństwa.
Nie powiem, że Urban jako miecz Jaruzela był ślepy, ale to jednak Jaruzel był ręką.
los napisal(a): Chyba TW zaciąga na siebie ekskomunikę, więc nie może przystępować do sakramentów?
Z tego co wiem to w zagrożeniu śmierci wszelkie kary kościelne w stosunku do szafarza i penitenta ulegają zawieszeniu. Z powodu "Salus animarum suprema lex".
Gdzież jest Kolega Rydygier jak go trzeba?
Ja tam wcale nie jestem jakiś specjalny w tych tematach. Jedynie mam zapewne nieco więcej czasu guglać. Wyguglało się z KPK:
Kan. 966 - § 1. Do ważnego odpuszczenia grzechów wymaga się, aby szafarz - oprócz władzy święceń - posiadał upoważnienie do jej wykonywania w odniesieniu do wiernych, którym udziela rozgrzeszenia.
Kan. 1331 - § 1. Ekskomunikowanemu zabrania się: 1 jakiegokolwiek udziału posługiwania w sprawowaniu Ofiary eucharystycznej lub w jakichkolwiek innych obrzędach kultu; 2 sprawować sakramenty i sakramentalia oraz przyjmować sakramenty; 3 sprawować kościelne urzędy lub posługi albo jakiekolwiek inne zadania, bądź wykonywać akty rządzenia.
Kan. 976 - Każdy kapłan, chociaż nie ma upoważnienia do spowiadania, ważnie i godziwie rozgrzesza jakichkolwiek penitentów znajdujących się w niebezpieczeństwie śmierci z wszelkich cenzur i grzechów, nawet gdy jest obecny kapłan upoważniony.
A co do zmarłego, to istotnie nie mamy wiedzy ani żeby go sadowić w piekle, ani w niebie. Toteż myślę, że najlepiej za każdego, kto zmarł, a nie został ogłoszony przez Kościół rezydentem nieba, modlić się tak, jakby był w czyśćcu. Tym więcej, im więcej wedle posiadanego rozeznania miałby do odpokutowania. Żadna szczera modlitwa, w tym i chybiona, nie zmarnuje się.
Oczywiście panu Mularczykowi chodziło o dziś - już podpisaną i złożoną - notę dyplomatyczną dla niemieckiego federalnego ofisu zagranicznego o reparacje dla Polski za IIWŚ.
O Otoce wiem tyle, co z fforów (od Rebelyi). A tu mi komęty wpadają pod jego wpisem, więc go widzę na TT. Brrr, co za typn
Jerzy Urban ostatni z Wielkiej Trójcy felietonistów polskich nie żyje. Można go oceniać jak się chce, ale bez niego, Kisiela i Rybińskiego ten kraj byłby smutny jak dziwka w deszczu. Koniec epoki.
Wszyscy bluzgający na Urbana pod tym wpisem potwierdzają jedynie jakie piętno na ich umysłach poczynił jego ogromny talent. Chłop nie żyje a dalej Was wkurwia co manifestujecie w stylu który wprowadził do naszego życia. Mistrz.
I ponad tysiąc komentarzy pod tymi powyższymi wpisami. A @rafalhubert nato:
Rydygier napisal(a): A co do zmarłego, to istotnie nie mamy wiedzy ani żeby go sadowić w piekle, ani w niebie. Toteż myślę, że najlepiej za każdego, kto zmarł, a nie został ogłoszony przez Kościół rezydentem nieba, modlić się tak, jakby był w czyśćcu. Tym więcej, im więcej wedle posiadanego rozeznania miałby do odpokutowania. Żadna szczera modlitwa, w tym i chybiona, nie zmarnuje się.
Poprawcie mnie, jeśli się mylę, ale mądre głowy ustaliły chyba, że jeśli delikwent jest już w czyśćcu, to prędzej czy później trafi tam, gdzie wszyscy chcielibyśmy trafić. Muszę wyznać, że specjalnie jakoś mnie nie mobilizuje ta wiedza do modlenia się za osobników pokroju Jaruzelskiego – kolejka innych osób, często bliskich, jest na tyle długa, że mam za kogo się modlić w tej intencji. Koniec końców chodzi o skrócenie tego uciążliwego pobytu w czyśćcu, bo sprawa potępienia rozgrywa się bez udziału naszej modlitwy; inne przekonanie należałoby uznać za wyjątkowy przejaw pychy.
To „rozpoznanie” zawsze było powodem mojego zdziwienia, ilekroć widziałem krzyżyki i wezwania do modlitwy po śmierci jakiejś kanalii czy przynajmniej szemranego typa. Nie dziwiłoby mnie to w najmniejszym stopniu, gdyby te wezwania pojawiały się za jego życia, bo to wtedy przecież decyduje się sprawa zbawienia duszy, a samo nawrócenie i okazanie tego publicznie mogłoby mieć pozytywny efekt. Ale po śmierci? Po co, skoro o kluczowej sprawie, tj. potępieniu, delikwent zaświadczył swoim życiem? A jeśli czymś nieznanym publice odkupił winy i znalazł miejsce w czyśćcu, to dobra jego. Widziałem takie wezwania do modlitwy za Durczokiem, Kiszczakiem itp., kiedy zmarli, za życia nigdy.
Na serio i nez ironii. Wierzę, że Jerzy Popiełuszko powie teraz Jerzemu Urbanowi jaka była i jest Prawda. Ufam, że będą mieli teraz dużo czasu na pogawędki.
Rydygier napisal(a): A co do zmarłego, to istotnie nie mamy wiedzy ani żeby go sadowić w piekle, ani w niebie. Toteż myślę, że najlepiej za każdego, kto zmarł, a nie został ogłoszony przez Kościół rezydentem nieba, modlić się tak, jakby był w czyśćcu. Tym więcej, im więcej wedle posiadanego rozeznania miałby do odpokutowania. Żadna szczera modlitwa, w tym i chybiona, nie zmarnuje się.
Poprawcie mnie, jeśli się mylę, ale mądre głowy ustaliły chyba, że jeśli delikwent jest już w czyśćcu, to prędzej czy później trafi tam, gdzie wszyscy chcielibyśmy trafić. Muszę wyznać, że specjalnie jakoś mnie nie mobilizuje ta wiedza do modlenia się za osobników pokroju Jaruzelskiego – kolejka innych osób, często bliskich, jest na tyle długa, że mam za kogo się modlić w tej intencji. Koniec końców chodzi o skrócenie tego uciążliwego pobytu w czyśćcu, bo sprawa potępienia rozgrywa się bez udziału naszej modlitwy; inne przekonanie należałoby uznać za wyjątkowy przejaw pychy.
To „rozpoznanie” zawsze było powodem mojego zdziwienia, ilekroć widziałem krzyżyki i wezwania do modlitwy po śmierci jakiejś kanalii czy przynajmniej szemranego typa. Nie dziwiłoby mnie to w najmniejszym stopniu, gdyby te wezwania pojawiały się za jego życia, bo to wtedy przecież decyduje się sprawa zbawienia duszy, a samo nawrócenie i okazanie tego publicznie mogłoby mieć pozytywny efekt. Ale po śmierci? Po co, skoro o kluczowej sprawie, tj. potępieniu, delikwent zaświadczył swoim życiem? A jeśli czymś nieznanym publice odkupił winy i znalazł miejsce w czyśćcu, to dobra jego. Widziałem takie wezwania do modlitwy za Durczokiem, Kiszczakiem itp., kiedy zmarli, za życia nigdy.
+1
Na wezwania do modlitwy o Kiszczaka czy Urbana zawsze mówię, że najpierw muszę się pomodlić za Dżingis Chana.
Rydygier napisal(a): A co do zmarłego, to istotnie nie mamy wiedzy ani żeby go sadowić w piekle, ani w niebie. Toteż myślę, że najlepiej za każdego, kto zmarł, a nie został ogłoszony przez Kościół rezydentem nieba, modlić się tak, jakby był w czyśćcu. Tym więcej, im więcej wedle posiadanego rozeznania miałby do odpokutowania. Żadna szczera modlitwa, w tym i chybiona, nie zmarnuje się.
Poprawcie mnie, jeśli się mylę, ale mądre głowy ustaliły chyba, że jeśli delikwent jest już w czyśćcu, to prędzej czy później trafi tam, gdzie wszyscy chcielibyśmy trafić. Muszę wyznać, że specjalnie jakoś mnie nie mobilizuje ta wiedza do modlenia się za osobników pokroju Jaruzelskiego – kolejka innych osób, często bliskich, jest na tyle długa, że mam za kogo się modlić w tej intencji. Koniec końców chodzi o skrócenie tego uciążliwego pobytu w czyśćcu, bo sprawa potępienia rozgrywa się bez udziału naszej modlitwy; inne przekonanie należałoby uznać za wyjątkowy przejaw pychy.
To „rozpoznanie” zawsze było powodem mojego zdziwienia, ilekroć widziałem krzyżyki i wezwania do modlitwy po śmierci jakiejś kanalii czy przynajmniej szemranego typa. Nie dziwiłoby mnie to w najmniejszym stopniu, gdyby te wezwania pojawiały się za jego życia, bo to wtedy przecież decyduje się sprawa zbawienia duszy, a samo nawrócenie i okazanie tego publicznie mogłoby mieć pozytywny efekt. Ale po śmierci? Po co, skoro o kluczowej sprawie, tj. potępieniu, delikwent zaświadczył swoim życiem? A jeśli czymś nieznanym publice odkupił winy i znalazł miejsce w czyśćcu, to dobra jego. Widziałem takie wezwania do modlitwy za Durczokiem, Kiszczakiem itp., kiedy zmarli, za życia nigdy.
Imiennie nie trzeba, ale na różańcu i tak się za nich modlimy.
Św. Ludwik Maria Grignon de Montfort - Traktat o prawdziwym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny
Czciciele zuchwali: (...) By uzasadnić swe złudne twierdzenia i zaślepić się w tym więcej, przytaczają rozmaite zdarzenia, które słyszeli lub czytali w książkach, prawdziwe lub zmyślone, mniejsza o to. Prawią tedy, że pewne osoby, zmarłe w grzechu śmiertelnym bez spowiedzi, zostały wskrzeszone, by się mogły wyspowiadać, że w innym wypadku dusza biednego grzesznika pozostała cudownym sposobem w ciele tak długo, dopóki tenże nie odprawił spowiedzi, że wielu otrzymało, przez Miłosierdzie Najświętszej Maryi Panny, od Boga w chwili śmierci łaskę doskonałego żalu za grzechy i ich odpuszczenie, i dostąpiło zbawienia; a to wszystko stało się dlatego, że osoby te za życia odmawiały pewne modlitwy lub spełniały niektóre praktyki religijne na cześć Najświętszej Panny. Więc i oni spodziewają się tego.
Nie ma nic tak potępienia godnego w chrystianizmie jak ta szatańska zuchwałość. Bo czy może ktoś mówić z przekonania, że kocha i czci Matkę Najświętszą, jeśli swymi grzechami kłuje, przebija, krzyżuje i znieważa bezlitośnie Jezusa Chrystusa, Jej Syna? Gdyby Maryja przez swe Miłosierdzie ratowała z reguły tego rodzaju ludzi, to by wprost popełniała zbrodnię i dopomagała w ukrzyżowaniu i znieważaniu swego Syna. Któż ważyłby się coś podobnego przypuścić?
Imiennie nie trzeba, ale na różańcu i tak się za nich modlimy.
Ano właśnie. Istnieje co prawda (dziwny z kolei moim zdaniem) zwyczaj wypominków, ale doprawdy nie jest to jedynie słuszna forma modlitwy za dusze zmarłych. Nie trzeba Panu Bogu relacjonować drobiazgowej buchalterii by wiedział, którzy zmarli nam leżą na sercu. Zresztą koniec końców On zdecyduje, jak i na czyją rzecz najlepiej będzie wykorzystać naszą modlitwę.
Co dziwnego w tym, że ktoś chce dla wszystkich jak najrychlejszego Nieba i skrócenia mąk? Jedni z różnych przyczyn, ale zawsze z łaski Bożej, są do takiej modlitwy zdolni i chętni, drudzy, też z różnych przyczyn - nie.
Ale wpierw jest Józef Stalin. A przed nim też sporo się zwyrodnialców znajdzie. A zanim się człowiek za takiego pomodli, to chyba najpierw powinien za przyzwoitych.
Myślę, że najbardziej naturalna kolejność to modlić się za tych najpierw którzy są bliscy naszemu sercu a potem za dusze w czyśćcu cierpiące bez ustawiania Panu Bogu rankingów. Bo jak powiedział Michał Wołodyjowski w rozmowie z Andrzejem Kmicicem, "modlitwy zawsze potrzebne bo na czyj inny rejestr mogą być wpisane a może i na nasz własny".
los napisal(a): Na wezwania do modlitwy o Kiszczaka czy Urbana zawsze mówię, że najpierw muszę się pomodlić za Dżingis Chana.
No tak. Albo zaczynać od najbardziej potrzebujących albo od najlepiej rokujących. A ci nasi łajdacy tacy jacyś byle jacy. Bliżej tego pierwszego końca ale faktyczne Dżyngis Chan bardziej potrzebujący. Chyba że miał fałszywe niezawinione pojęcie chrześcijaństwa wtedy może przejść nawet do działki dobrze rokujących.
Imiennie nie trzeba, ale na różańcu i tak się za nich modlimy.
Ano właśnie. Istnieje co prawda (dziwny z kolei moim zdaniem) zwyczaj wypominków, ale doprawdy nie jest to jedynie słuszna forma modlitwy za dusze zmarłych. Nie trzeba Panu Bogu relacjonować drobiazgowej buchalterii by wiedział, którzy zmarli nam leżą na sercu. Zresztą koniec końców On zdecyduje, jak i na czyją rzecz najlepiej będzie wykorzystać naszą modlitwę.
Co dziwnego w tym, że ktoś chce dla wszystkich jak najrychlejszego Nieba i skrócenia mąk? Jedni z różnych przyczyn, ale zawsze z łaski Bożej, są do takiej modlitwy zdolni i chętni, drudzy, też z różnych przyczyn - nie.
muszę się pomodlić za Dżingis Chana.
Dobra myśl.
Oczywiście takie osoby mogą załapać się w rejestr ogólnej modlitwy za dusze czyśćcowe, niemniej okolicznościowe, pośmiertne wezwania do modlitwy bądź informowanie o tym ma wyraz skonkretyzowany – jeśli krzyżyk pojawia się w wątku poświęconym takiej osobie (niekoniecznie mówię o tym forum), to chyba nie jako sygnał ogólnej modlitwy za dusze czyśćcowe (jaki miałoby to sens?), tylko właśnie konkretnie za tę postać. Zresztą przecież jedna z wcześniejszych wypowiedzi kolegi też nosi znamiona tej konkretyzacji. Zauważa w niej nawet kolega „buchalteryjnie”, że za takich osobników wypada modlić się więcej, bo mają więcej do odpokutowania.
Mnie przede wszystkim zgrzyta ten rozdźwięk między „eschatologicznym” przejęciem się delikwentem po jego śmierci zamiast za życia. „Eschatologiczny” wymiar modlitwy najwięcej powinien ważyć za życia takiej osoby, bo wtedy może to decydować o jej nawróceniu, a więc niepotępieniu, a przy okazji o niesprowadzeniu na manowce innych osób.
Poprawcie mnie, jeśli się mylę, ale mądre głowy ustaliły chyba, że jeśli delikwent jest już w czyśćcu, to prędzej czy później trafi tam, gdzie wszyscy chcielibyśmy trafić.
Po śmierci są dwa ostateczne "stany skupienia" człowieka: • niebo, życie wieczne; • piekło, śmierć wieczna.
Czyściec to stan przejściowy, tymczasowy dla tych z "biletem" do Nieba. Można powiedzieć, że takie czasowe piekło, lecz z jedną zasadniczą różnicą - jest w nim Nadzieja (cnota teologiczna). Kościół modli się za WSZYSTKICH w czyśćcu podczas każdej mszy świętej.
Kan. 976 - Każdy kapłan, chociaż nie ma upoważnienia do spowiadania, ważnie i godziwie rozgrzesza jakichkolwiek penitentów znajdujących się w niebezpieczeństwie śmierci z wszelkich cenzur i grzechów, nawet gdy jest obecny kapłan upoważniony.
Ooo dzięki. Chyba właśnie ten kanon krótko wyjaśnia to zagadnienie.
Kościół na różańcu modli się: - Do Pana Jezusa: zaprowadź wszystkie dusze do Nieba. - Do Przenajświętszej Panienki: módl się ... za nieprzyjaciółmi Kościoła Świętego.
Wogle to odnoszę wrażenie, że jesteśmy starymi tetrykami ze sklerozą, gdyż po śmierci każdej gnidy ta rozmowa powtarza się w niemal identyczny sposób.
gdyż po śmierci każdej gnidy ta rozmowa powtarza się w niemal identyczny sposób
Pamiętam co najmniej jedną mocno analogiczną rozmowę na FF w każdym razie.
zgrzyta ten rozdźwięk między „eschatologicznym” przejęciem się delikwentem po jego śmierci zamiast za życia.
No ale skąd właściwie wiadomo, że dany zmarły nie był obecny w czyichś modlitwach gdy żył? Toć wgląd w cudzą modlitwę zwykle mamy znikomy - o tyle, o ile uskuteczni ją publicznie. No więc impuls do takiej modlitwy często pojawia się na wieść o śmierci, stąd może rodzić się opisane wrażenie. Ja zasadniczo żywię nadzieję, iż wierzące ludziska w swych codziennych modlitwach pamiętają tak o żyjących jak i o zmarłych w czyśćcu.
że za takich osobników wypada modlić się więcej, bo mają więcej do odpokutowania.
U mnie wzmiankowany impuls do modlitwy jest proporcjonalny do mojego rozeznania, ile też denat wydawał się nagrabić za życia. Swego rodzaju symetria potrzeby i odpowiedzi na nią. Słuszne to czy nie - tak mam i tej swojej właściwości nie ignoruję. Inny modli się inaczej i też OK.
trep napisal(a): Dlatego szczerze wyznaję, że cieszy mnie śmierć doczesna tego i owego, że już nie będą nikomu szkodzić, że już nie zobaczę uśmieszków na ich wstrętnych mordach. Jednak po wysłuchiwaniu tych wszystkich nauk, nie czerpię już satysfakcji z przeświadczenia, że ten czy ów zostanie potępiony. Raczej przez egoistyczny wzgląd na własną osobę mam nadzieję, że jednak im się jakoś upiecze. Bo w końcu nie wiadomo, gdzie przebiega ta granica. Że jeśli są jacyś goście, już za jej linią, to czy ja dam radę zmieścić się przed nią?
Komentarz
Inna ciekawa anegdotka - ja go osobiście nie znam ale znam kilku ludzi, którzy blisko znają znaczącego polityka, którego nazwiemy tu Grzesiem. Grzesio ma tę cechę, że używa wielkiej ilości partykuł właściwych dla pewnych środowisk, kiedyś identyfikowanych z dołami społecznymi. W tekście "jest ładna pogoda" w wykonaniu Grzesia tych partykuł byłoby kilka. W telewizorze nigdy tego nie usłyszałem.
Gdzież jest Kolega Rydygier jak go trzeba?
Nie powiem, że Urban jako miecz Jaruzela był ślepy, ale to jednak Jaruzel był ręką.
Oczywiście panu Mularczykowi chodziło o dziś - już podpisaną i złożoną - notę dyplomatyczną dla niemieckiego federalnego ofisu zagranicznego o reparacje dla Polski za IIWŚ.
A tygodnikowi NIE o PJK
A wyszło komicznie...
A tu mi komęty wpadają pod jego wpisem, więc go widzę na TT.
Brrr, co za typn I ponad tysiąc komentarzy pod tymi powyższymi wpisami. A @rafalhubert nato:
Brrrr....
To „rozpoznanie” zawsze było powodem mojego zdziwienia, ilekroć widziałem krzyżyki i wezwania do modlitwy po śmierci jakiejś kanalii czy przynajmniej szemranego typa. Nie dziwiłoby mnie to w najmniejszym stopniu, gdyby te wezwania pojawiały się za jego życia, bo to wtedy przecież decyduje się sprawa zbawienia duszy, a samo nawrócenie i okazanie tego publicznie mogłoby mieć pozytywny efekt. Ale po śmierci? Po co, skoro o kluczowej sprawie, tj. potępieniu, delikwent zaświadczył swoim życiem? A jeśli czymś nieznanym publice odkupił winy i znalazł miejsce w czyśćcu, to dobra jego. Widziałem takie wezwania do modlitwy za Durczokiem, Kiszczakiem itp., kiedy zmarli, za życia nigdy.
Na wezwania do modlitwy o Kiszczaka czy Urbana zawsze mówię, że najpierw muszę się pomodlić za Dżingis Chana.
Maryi Panny
Czciciele zuchwali:
(...)
By uzasadnić swe złudne twierdzenia i zaślepić się w tym więcej, przytaczają rozmaite zdarzenia, które słyszeli lub
czytali w książkach, prawdziwe lub zmyślone, mniejsza o to. Prawią tedy, że pewne osoby, zmarłe w grzechu
śmiertelnym bez spowiedzi, zostały wskrzeszone, by się mogły wyspowiadać, że w innym wypadku dusza biednego
grzesznika pozostała cudownym sposobem w ciele tak długo, dopóki tenże nie odprawił spowiedzi, że wielu otrzymało, przez Miłosierdzie Najświętszej Maryi Panny, od Boga w chwili śmierci łaskę doskonałego żalu za grzechy i ich odpuszczenie, i dostąpiło zbawienia; a to wszystko stało się dlatego, że osoby te za życia odmawiały pewne modlitwy lub spełniały niektóre praktyki religijne na cześć Najświętszej Panny. Więc i oni spodziewają się tego.
Nie ma nic tak potępienia godnego w chrystianizmie jak ta szatańska zuchwałość. Bo czy może ktoś mówić z przekonania, że kocha i czci Matkę Najświętszą, jeśli swymi grzechami kłuje, przebija, krzyżuje i znieważa bezlitośnie Jezusa Chrystusa, Jej Syna? Gdyby Maryja przez swe Miłosierdzie ratowała z reguły tego rodzaju ludzi, to by wprost popełniała zbrodnię i dopomagała w ukrzyżowaniu i znieważaniu swego Syna. Któż ważyłby się coś podobnego przypuścić?
Co dziwnego w tym, że ktoś chce dla wszystkich jak najrychlejszego Nieba i skrócenia mąk? Jedni z różnych przyczyn, ale zawsze z łaski Bożej, są do takiej modlitwy zdolni i chętni, drudzy, też z różnych przyczyn - nie. Dobra myśl.
Mnie przede wszystkim zgrzyta ten rozdźwięk między „eschatologicznym” przejęciem się delikwentem po jego śmierci zamiast za życia. „Eschatologiczny” wymiar modlitwy najwięcej powinien ważyć za życia takiej osoby, bo wtedy może to decydować o jej nawróceniu, a więc niepotępieniu, a przy okazji o niesprowadzeniu na manowce innych osób.
• niebo, życie wieczne;
• piekło, śmierć wieczna.
Czyściec to stan przejściowy, tymczasowy dla tych z "biletem" do Nieba. Można powiedzieć, że takie czasowe piekło, lecz z jedną zasadniczą różnicą - jest w nim Nadzieja (cnota teologiczna).
Kościół modli się za WSZYSTKICH w czyśćcu podczas każdej mszy świętej.
- Do Pana Jezusa: zaprowadź wszystkie dusze do Nieba.
- Do Przenajświętszej Panienki: módl się ... za nieprzyjaciółmi Kościoła Świętego.
Wogle to odnoszę wrażenie, że jesteśmy starymi tetrykami ze sklerozą, gdyż po śmierci każdej gnidy ta rozmowa powtarza się w niemal identyczny sposób.