Czy to byłby dobry pomysł na rozwiązanie problemu niskiej liczy urodzeń?
Czytałem dużo artykułów i statystyk w ostatnich 2 latach na temat tego, że w Polsce i również w wielu krajach głównie Europy zachodniej z roku na rok mamy coraz mniejszą liczbę urodzeń. Wygląda na to ,że ta tendencja będzie się przez długi czas utrzymywać . Jaki jest powód? Opozycja oczywiście wykorzystuje ten fakt ,żeby tylko okłamać Polaków ,że winien jest niby PIS co jest całkowitą bzdurą bo wina leży po zupełnie innej stronie. Nie zgadzam się również z tym ,że jest to kwestia jakiegoś braku pieniędzy na wychowanie dzieci bo w Polsce dzięki rządom PIS żyję się coraz lepiej . W Polsce ludzie coraz więcej zarabiają , jest coraz mniejsze bezrobocie a matki dostają na dzieci też coraz więcej pieniędzy a mimo to dzieci rodzi się coraz mniej.
Spójrzmy na Amerykę Południową albo Afrykę. Na tych dwóch kontynentach jest ogólnie bieda a mimo to praktycznie we wszystkich tamtejszych krajach rodzi się sporo więcej dzieci niż w Polsce i ogólnie w Europie. Tam nie mają praktycznie żadnego problemu z niską liczbą urodzeń pomimo, że brakuję trochę albo bardzo brakuje środków finansowych na posiadanie potomstwa.
Uważam, że jest to kwestia jednego poważnego błędu popełnianego w procesie wychowania młodzieży zarówno przez szkołę jak i przez większość rodziców. I teraz właśnie o tym napiszę. Ciekawi mnie czy się ze mną zgodzicie.. Według mnie To jest problem od strony ideologicznej i mam na to rozwiązanie.
Moim zdaniem od pierwszych klasy liceum, technikum i szkoły zawodowej powinien wejść jakiś przedmiot , który w swoim programie nauczania miałby głównie ukazywać pozytywne strony zawarcia małżeństwa i urodzenia dziecka tak ,żeby przede wszystkim dziewczyny w wieku 16-19 lat widziały ,że jest to coś co niesie za sobą pozytywne skutki. Jednocześnie w jakiś sposób krytykować częste zmiany partnerów pokazując wady tego sposobu życia co może ograniczyć rozwiązłość co dodatkowo pomoże zwiększyć liczbę małżeństw i urodzeń Czyli trzeba coś zacząć robić od strony ideologicznej. Sam mam 28 lat i 9 lat temu kończyłem liceum więc nie tak dawno temu. Pamiętam doskonale te czasy. Na żadnym przedmiocie nie mówiono nam o pozytywnych skutkach zawarcia małżeństwa i posiadania dzieci .Prędzej już lekko nam to obrzydzano przez sugerowanie różnorakich problemów z tym związanych. Niestety dodatkowo sporo rodziców wmawia głównie swoim córkom albo sugeruje ,że lepiej żeby robiły kariery niż wchodziły w związek małżeński i urodziły dziecko. Często mówią o tym ,żeby najlepiej pomyślały o tym dopiero po 30-dziestce . Dodatkowo rodziny jak i media straszą dziewczyny w wieku 16-20 lat ,że jak zajdą w ciąże teraz w tak młodym wieku to nie mają żadnych szans na zdobycie wykształcenia i zaraz wylądują na ulicy co nie jest wcale prawdą. Taka młoda dziewczyna jak się nasłucha takich bzdur to jej zostanie to w głowie jeszcze na długie lata i jest spore ryzyko ,że jej to zostanie w głowie już na zawsze i stąd coraz więcej kobiet w okolicach 30-dziestki albo wcześniej podejmuje decyzje o nie posiadaniu dziecka i nawet nie wchodzenia w związek małżeński i preferują związki bez zobowiązań gdzie co jakiś czas zmieniają partnera co do niczego tak naprawdę nie prowadzi po za ich demoralizacją.
Może ktoś powie zaraz ,że wprowadzając taki przedmiot w liceach, technikach i szkołach zawodowych mocno promujący małżeństwo i posiadanie dzieci może z kolei doprowadzić do rodzenia dzieci przez 16-18 letnie dziewczyny. Może powiem coś kontrowersyjnego jak na czasy w których żyjemy ,ale czy to jest aż taki problem o ile oczywiście coś takiego się rzeczywiście stanie bo nie ma na to żadnych dowodów a tylko teorie? Jedna osoba trochę dalej spokrewniona z moim dziadkiem zrobiła książeczkę z dokładnie opisanym drzewem genealogicznym rodziny właśnie od strony dziadka. Są tam informacje kiedy ktoś się urodził i w jakim miejscu, ile mieli dzieci i kiedy ich dzieci się urodziły , kiedy zmarł i w jakim miejscu. Jak ktoś jest zainteresowany to w wiadomości prywatnej mogę wysłać screeny z tej książeczki. Okazało się ,że moja własna praprababcia , która miała sześcioro dzieci wyszła za mąż już w wieku 16 lat za 24 latka i urodziła pierwsze dziecko w wieku 17 lat. Inna dziewczyna ,tym razem 18 letnia wyszła za mąż za 27 latka i mając 20 lat miała już pierwsze dziecko i razem mieli później w sumie trójkę dzieci. Dzisiaj dziewczyny w tym wieku tylko imprezują i łajdaczą się z niedojrzałymi rówieśnikami lub 3-4 lata starszymi, którzy myślą tylko o zabawie. Przez to mamy falę zdemoralizowanych młodych ludzi bo częste zmiany partnerów i łajdaczenie się do tego właśnie prowadzi. Co się takiego złego działo ,że kiedyś dziewczyny szybciej wychodziły za mąż i szybciej rodziły dzieci i nieraz miały więcej niż jedno dziecko? Co się takiego stało? Wszyscy wtedy żyli razem ,mieli sporo dzieci , nie było rozwodów. . Tak było jeszcze około 100 lat temu i również we wcześniejszych wiekach. W tamtym czasach nie było jakiegokolwiek problemu z niską liczbą urodzeń i tak samo we wcześniejszych wiekach. Dlaczego te czasy nie mogą wrócić? Dlaczego my konserwatyści nie możemy dążyć do przywrócenia przynajmniej w jakimś stopniu w niektórych dziedzinach życia dawnego ładu społecznego i ideologicznego jaki panował przed rozwojem chorego marksizmu i socjalizmu. Między innymi to właśnie marksizm i socjalizm doprowadziły do problemu niechęci do zawierania małżeństw i rodzenia dzieci bo promowały wyzwolenie kobiet , pracujące kobiety w zakładach a nie opiekujące się dziećmi w domu, promowały walkę płci obalenie patriarchatu i pozycji mężczyzny itp.
Od jakiś 60 lat na świecie młodym ludziom szczególnie mocno zaczęto obrzydzać małżeństwo i macierzyństwo a tym bardziej te wczesne macierzyństwo. Kto najczęściej to robi? Nie ciężko zgadnąć ,że najczęściej stoi za tym marksistowska lewica i nieraz liberalne media.
Dam wam teraz ciekawy artykuł na temat jednego polityka , który pojawił się w tamtym roku w TVP w 'Pytaniu na Śniadanie', gdzie omawiano tzw. "Trade Wife' czyli "Ruch tradycyjnych żon" . . Chodzi mi o Karola Wilkosza , który pojawił się w TVP niedługo po tym jak odszedł z Konfederacji. Chodzi o to ,że mając 29 lat Wilkosz wziął ślub z 18 letnią dziewczyną , która w internecie od kilku lat promuje konserwatywne wartości wśród młodych dziewczyn. Za ten ślub został niesamowicie skrytykowany głównie na facebooku i twiterze przez lewicowców i w tym lewicowe i liberalne nastoletnie Julki zakochane w LGBT co było widać w ich profilach gdzie miały zalajkowane treści promujące LGBT. Czepiali się go ,że wziął ślub z tak młodą dziewczyną i że ona jest głupia ,że weszła tak szybko w związek małżeński i to w dodatku z 11 lat starszym mężczyzną. Dodatkowo uczepili się , że był z nią w związku kiedy on miał 27 lat a ona była 16 latką. Wspomnę tylko ,że sami jej rodzice w pełni o tym wiedzieli i to akceptowali co do lewicowców nie dociera. Najbardziej śmieszne jest to ,że lewicowcy i te ich Julki nie widzą problemu jak niektórzy ludzie w wieku już nawet 16 lat operacyjnie zmieniają płeć co jak pokazują niezależne badania w wielu przypadkach doprowadza tych ludzi do skrajnej depresji i samobójstw. Za to widzą problem ,że jakaś młoda dziewczyna 16 letnia ma konserwatywne wartości i je promuje i że chce szybko wziąć ślub i planuje w bliskiej przyszłości posiadanie dziecka oraz krytykują również to ,że w wieku 16 lat na partnera wybrała sobie dojrzalszego , pracującego 27 latka . Teraz ona ma 19 lat a on 30 i są dalej razem i dalej mają plany z których nie rezygnują a lewicowców to wciąż boli. A niby lewica tak bardzo stoi za wolnością.
Tutaj link do strony TVP do odcinka z programu Pytanie na Śniadanie w którym wystąpił Wilkosz i jego żona https://pytanienasniadanie.tvp.pl/59716363/tradwife-ruch-tradycyjnych-zon
Tutaj artykuł z lewicowego Vibez , gdzie pojawia się krytyka tego związku https://vibez.pl/kultura/asystent-korwin-mikkego-chwali-sie-18-letnia-zona-grooming-czy-dojrzala-decyzja-6711522658417344a
Komentarz
Bardzo trzeźwe spostrzeżenia
To jest kwestia wartości, tak wychodzi z badań. Czesi na pytanie "czy posiadanie dzieci jest obowiązkiem wobec społeczeństwa" odpowiadają 2x częściej "tak" niż Polacy i mają wyższy przyrost.
Spojrzałem na Amerykę Południową. W większości krajów wskaźnik dzietności poniżej zastępowalności pokoleń, czyli poniżej 2, we wszystkich – również w tych, gdzie jest powyżej 2 – leci w dół na łeb, na szyję. Obecnie na świecie tylko w Afryce jeszcze rodzi się dużo ludzi, chociaż czytałem swojego czasu wynurzenia jakiejś mądrej głowy, że i tam już lada moment dojdzie do odwrócenia trendu.
Kolega wyżej wspominał o Czechach. Czechy mają wskaźnik dzietności poniżej dwóch, wpompowały sporo pieniędzy w programy socjalne, mają też imigrację. Wskaźnik bynajmniej nie pokazuje trendu wzrostowego. Nie ma się kompletnie czym zachwycać.
https://cne.news/article/2793-czech-birth-rate-at-lowest-point-in-years
Czechom od 25 lat dzietność rośnie, wiadomo że za mało i za wolno ale rośnie.
Im wcześniej ma się dzieci (z zastrzeżeniem że np od 18 r.ż. w górę) tym lepiej. Max wiek zostania rodzicem to ok35 lat (+/- 2-3 lata). Oczywiście to wszystko zależy od wielu okoliczności ale po 40-stce fizyczność już nie taka jaką trzeba mieć przy wychowywaniu kilku dzieci.
100 lat temu posiadanie dzieci dawało perspektywę dobrej starości, czyli opieki ze strony potomków, kontynuacji rodzinnego biznesu (na roli, w rzemieślniczych warsztatach itp). Warstwa urzędnicza była znikoma w porównaniu z dzisiejszą. Ponadto, kobiety kończyły kilka klas podstawówki, były bez szans na samodzielność, więc małżeństwo i potomstwo było jedyną drogą do zdobycia godnej pozycji społecznej.
Istniała ścisła współzależność między kobietami i mężczyznami.
Co się stało? Znikła współzależność w klasach średnich i poniżej średnich, czyli wśród większości społeczeństw. Tylko ludzie przedsiębiorczy, zamożni i bardzo zamożni dbają o ciągłość "dynastii" - czyli o następców.
Nie sądzę by można było odwrócić ten trend ideologią; dziewczyny nie zrezygnują z możliwości kształcenia, zapewnienia sobie stabilizacji na starość, uniezależnienia od mężczyzn. Na co więc można liczyć? Na biologię, zew natury, modę na kobiece kobiety i męskich mężczyzn.
Nuale nie jest tak że wykształcone kobiety rezygnują z macierzyństwa. Egzemplum moja Pierworodna. Dwa skończone fakultety, doktorat w drodze, czwarte dziecko takoż i to przed 35 r. ż.
Maniu myślę że dawniej nikt nie myślał perspektywą starości, była codzienna ciężka praca do wykonania i im szybciej pojawiła się pomoc (czyli dzieci zdatne już do pomocy) tym lepiej. Dodatkowo śmierć zabierała dużo dzieci więc trzeba było ich mieć dużo. Zmieniło się wszystko, praca nie jest tak ciężka, nie pracujemy zresztą na swoim, medycyna zrobiła swoje, wykształcenie kobiet, ZUS, wszystko się zmieniło.
Na pewno przyda się elastyczny kodeks pracy i pracodawcy umożliwiający kobietom pracę na pół etatu lub trochę więcej, widzialem gdzieś info że w Polsce kobiety pracują na 7/8 lub cały etat, na zachodzie Europy dużo popularniejsze są mniejsze części etatu.
Ale do czasów gdy kobiety rodziły po 5-6 dzieci powrotu nie ma, ani kobiety ani mezczyznj ani dziadkowie ani społeczeństwo nie jest tym zainteresowane.
Wszystko wina pigułki antykoncepcyjnej i kondoniarstwa, co już 60 lat Paweł VI poruszał w Humanie wicie.
Jakieś tam nudziarskie lekcje w liceum pomogą raczej niewiele, ale może to i lepiej niewiele pomóc niż wiele zaszkodzić.
Każdy kraj, w którym kobiety zdobywają wykształcenie, zwłaszcza wyższe, ma mniejszą dzietność, bo kobiety zajmują się wykształceniem zamiast dziećmi.
No i praca, praca, praca. Rynek pracy nie jest wrogi kobietom, tylko matkom. I nie wiadomo, jak z tego wyjść. Najlepiej dawać matkom pół etatu.
Może też być tak, że ludzi będzie po prostu mniej i świat się od tego nie zawali, a dzietność się w końcu ustabilizuje nas poziomie zastępowania mniejszych pokoleń.
W Polsce, w odróżnieniu od Czech jest też kwestia wojennego niżu demograficznego.
Wiadomo. Pisałam o tryndach.
Wzorca bycia rodzicem nie ma ale dużo wynosi się z domu. Nikt się ojcem/matką nie rodzi, wszyscy się nimi stajemy w drodze nabierania doświadczeń.
Najwięcej błędów popełniłem przy pierwszym dziecku - to chyba standard...wiele osób może się od tym podpisać.
W moim domu było nas czworo, moja żona też miała trójkę rodzeństwa. Dla nas więc gromadka dzieci to żadna nowość, zresztą zawsze wiedziałem że chce mieć dzieci - bez precyzowania ilości ale nie przeszło mi przez myśl żeby dzieci w ogóle nie mieć. W szkole średniej wiedziałem już jak będzie miał na imię mój pierwszy syn.
Kobiety kobietami ale prawda taka że mężczyzn mało. Fizycznie/statystycznie to może i więcej niż kobiet ale jakość słaba.
Brak odpowiedzialności za decyzje i czyny.
Słabi duchem i charakterem.
No to raczej kiepski materiał na głowę rodziny i wsparcie kobiety, a bez tego żadna nie zdecyduje się na małżeństwo, rodzinę i dziecko, nie mówiąc o kolejnych.
Nie dziwi zatem usamodzielnianie i dążenie do samowystarczalności jakie teraz przyświeca kobietom. Liczą przede wszystkim na siebie a to wymaga skupienia się na sobie (wykształcenie, praca, kariera itp).
@marniok; co do tej jakości - z kobietami też nie lepiej. Szokuje wulgarność kobiet, od nastolatek, po leciwe. Mało co mnie tak brzydzi i smuci jak wulgarna dziewczyna, czy staruszka, na tt banuję takie z automatu. Nie chcę uchodzić za świętoszkę, bo i brzydki wyraz jest czasem potrzebny, ale one używają wulgaryzmów bez powodu. Dotyczy to głównie elektoratu Tuska, silnych_razem i gwiazdkowców. Zresztą, nawet w podstawówce k... są na porządku dziennym. Mam pod domem stadion i słyszę jak dzieciaki grające w pilkę się komunikują. Taka nowoczesna moda.
Oczywiście, tego kwestionować nie zamierzam.
Nie chcę przeceniać roli mężczyzn ani usprawiedliwiać słabej kondycji kobiet wadami tych pierwszych ale wydaje mi się że postawa pań wynika trochę z braku dobrego wzorca bo taką widzę rolę mężczyzny w społeczeństwie.
A jaki ma być wzorzec jak już dawno padł mit ojca w ramach walki z patriarchatem? Czcze pretensje do mężczyzn. Żyjemy przeszłymi wyobrażeniami, a tutaj jest nowa rzeczywistość.
Za toksyczne zjawiska wśród kobiet w rodzaju postępującej apostazji, czarnych marszów, toksycznego feminizmu, postaw antynatalistycznych, prorozwodowych i proaborcyjnych też odpowiadają mityczni "słabi mężczyźni"?
Za pojawiającymi się często wypowiedziami poniekąd zdejmującymi z kobiet odpowiedzialność etyczną za swoje czyny stoi - obok oczywistej chęci przypodobania się owym kobietom - fałszywa antropologia uznające je za istoty niejako z definicji stojące wyżej moralnie od mężczyzn.
Czy dla odmiany za negatywne przypadłości masowo toczące męską populację czyli pornografię i uzależnienia ktoś przy zdrowych zmysłach obwinia kobiety?
Mężczyźni to taki dzisiejszy kozioł ofiarny
Z jednej strony to Jorge może mieć rację. Moc sprawcza mężczyzn jest o wiele większa. Ostatnimi laty mężczyźni wywalczyli sobie prawo kasowania nagród finansowych w zawodach sportowych kobiet oraz w tzw. konkursach piękności kobiet. Nie powiem, że to są jakieś duże pieniądze, ale sprawa jednak robi wrażenie - rympał na dużą skalę.
Panowie @MarianoX i @janosik, przypuszczam że to o czym piszecie to skutek słabej kondycji mężczyzn.
A jak tu już wielokrotnie było nadmieniane pewne rzeczy ludzie dostrzegają z około stuletnim opróżnieniem.
Jak zwykle wróciliśmy do konkluzji, że wszystkie kobiety to kruwy, można się rozejść.
Słaby mężczyzna to ten, który za ewidentne przewiny kobiet obwinia mężczyzn, zapewne bojąc się lub chcąc przypodobać się tym pierwszym.
W dużym skrócie:
(1) ma Kolega rację, że im wcześniej kobieta / dziewczyna zajdzie w ciążę i wyjdzie za mąż, to zwiększa się szansa na to, że będzie miała więcej dzieci (a jeśli zdarzy się to istotnej statystycznie grupie kobiet / dziewczyn to zwiększy się dzietność),
(2) nie ma Kolega racji, że jak się wprowadzi w szkole przedmiot "zalety posiadania dziecka", to się tak stanie.
Problem (1) jest w ogóle cywilizacyjny, można zaryzykować nawet stwierdzenie, że jest związany z życiem w nowoczesnych miastach niezależnie jaka ideologia panuje. Otóż 100 lat temu, gdy nie było lewagów w szkołach, lgbt+ i zmiany płci, a Msza ciągle była tyłem do ludzi, przyrost w miastach też był ujemny. No tyle że więcej ludzi mieszkało na wsi i uzupełniało miejskie niedobory, a jak zliczymy cały kraj (czy całe kraje) to też było na plus.
W Polsce jest jeszcze jedna kwestia. Właśnie wychodzi z najbardziej intensywnego wieku reprodukcyjnego ostatni wyż demograficzny - ten z lat 80. Żadne ideolo nie przeskoczy matematyki.
Albo niżej stojące, skoro same nie ponoszą odpowiedzialności etycznej, coś jak zwierzęta albo niepoczytalni.
Przypominam, że kiedyś było 'bykowe', tak że tak.
W Niemczech cały czas jest, płacą je nawet wdowcy, każdy kto jest legalnie zatrudniony w Niemczech je płaci.
No i są jakieś efekty?
Można to nazwać bykowe, a można 500+ czy ulgą na dzieci. Efekt jest w gruncie rzeczy ten sam, ci co mają dzieci płacą mniej albo dostają więcej, ci co nie mają płacą więcej albo dostają mniej.
Przy bykowym jest oczywiście taka różnica, że to dotyczyło małżeństw, a nie dzieci. Czyli po stronie podatkowej będzie to wspólne rozliczanie małżonków.
Owszem, często ci uzależnieni od porno mężczyźni. Żonka nie chce robić tego czy owego albo przytyła, albo źle się czuje więc "sama ich zmusza" do gapienia się na pornografię.
Klasyczne szukanie winy wszędzie wokół, zamiast w sobie, na dodatek bardzo charakterystyczne dla osób uzależnionych.
+100
Na kanale YT Pch24 odbyła się bezpośrednio po czarnych marszach audycja, w której sformułowano konkluzję, że owymi manifestacjami na pewno sterują męźczyźni.
Nie podano nawet cienia dowodu albo chociaż poszlaki, ale z pewnością sterują, bo tak.
Nie no bez jaj, kobiety czują pornografię, mężczyźni dużo słabiej. Owszem zdarza się że kobiety w małżeństwie traktują seks jak walutę i to jest oczywiście patologia, ale co do zasady to mężczyźni sami sięgają po pornografię lub jest to nawyk z młodości, z czasów przedmałżeńskich, zwalanie tego na kobiety jest nieprawdziwe.
Nie mieszaj, bo to co innego. Bykowe to karny podatek, 500+ to zmniejszenie salary gap dla kobiet rodzących i wychowujących dzieci, a ulga to zachęta pronatalna, mikrokompensująca koszty związane z posiadaniem dzieci.
Bo było założenie, że jak jest małżeństwo to i dzieci się pojawią (obecnie błędne).
Reszta dywagacji jest wtórna, wobec wdrukowania pojęcia 'wojny płci', małżeństwo ma być kooperatywą, a nie wsobnym konkurowaniem. Czyli jesteśmy razem aby 'pokrywać' słabości drugiej strony i wzmacniać jej silne strony, oczekując tego samego.
Uczymy (cywilizacyjnie) 'niezależności' zamiast 'kooperacji'. Długo by o tym pisać. Obecnie to nie kryzys, a efekt przyjętych założeń.
Druga sprawa, to moim zdaniem optymalna ilość dzieci to 3-, tz dwoje na zastępowalność pokoleń, a trzecie na zapas (patrz Michał) lub dla wyższych celów (patrz siostra zakonna czy ksiądz).