Ja studnie mam, babcia miała i inni w okolicy. Ciekawi mnie jak sobie kiedyś radzili.
Bo z tego co trep mówi to kopali gdzie imsie uwidziało że będzie dobrze. Tylko wątpię że ktoś, kiedyś miał czas tak se kopać aż się dokopie. Raz że nie dysponowali mapami, ani narzędziami czy nawet kręgami betonowymi jak jest teraz i takie kopanie sobie "aż się trafi" jest bez sensu.
Stracony czas i groźba utraty co najmniej zdrowia to przeciw zdrowemu rozsądkowi który dawniej był w powszechniejszym użyciu niż teraz
Z 15 lat temu kopałem że szwagrem studnię i powiem wam że to jest bardzo ciężka praca a dysponowaliśmy kręgami betonowymi i swoimi rękami plus narzędzia (m.in. kilof na sztylu długości ok 0,5 m - spróbujcie sobie takim w ciasnocie popracować - oraz światło).
W zasadzie nie pytałem dlaczego kopiemy w tym a nie innym miejscu więc nie wiem czym się sugerował w jego wyborze.
Zadzwonię przy okazji i zapytam ale chciałem wcześniej wiedzieć czy są jakieś metody "ludowe" wyznaczania miejsca bez uciekania się do jakichś ruszczek.
Jeszcze raz: w obrębie działki z dużym prawdopodobieństwem woda jest na jednakowym poziomie, gdzie byś nie kopał. To nie są rzeki przepływające z rzadka, tzw. cieki wodne.
Różdżkarze mają 2 główne zajęcia:
1. szukanie "cieku wodnego" na studnię.
2. szukanie "żyły wodnej" w mieszkaniu.
ad 1. biorą za to pieniądze, więc znajdują ciek wodny w miejscu, gdzie będzie mieć najwygodniej studnię. Dla jaj mógłbyś wziąć różdżkaża (jeśli zapłaty nie będzie z góry) a następnie powiedzieć mu, że zapłacisz, jeśli w miejscu, które on wskaże będzie woda a 2 metry obok na tej samej głębokości nie będzie.
ad 2. tu nie mam możliwości weryfikacji, gdyż nie zburzysz bloku / domu w celu sprawdzenia. Ale jak zlekceważysz tę żyłę wodną, to możesz umrzeć - o czym już wyżej Romeck wspominał. Dlatego trzeba wziąć różdżkarza i mu zapłacić. Oczywiście chodzi o odpowiednie ustawienie łóżka, żeby nie stało nad żyłą wodną (bo śpiąc nad nią narażasz się na śmierć - dużo czasu każdego dnia nad nią spędzasz). Z tego co mówią, to te żyły wodne tak biegną, żeby łóżko zawsze dało się postawić pod ścianą, nawet w małych pokojach w blokach.
W blokach jest tyle "żył wodnych" i kanalizacyjnych że się wzajemnie znoszą ich oddziaływania.
Tylko gupi by płacił żeby się dowiedzieć że najlepiej łóżko (zwłaszcza małżeńskie) stawiać na środku pokoju (albo tak by z każdej strony było dojście).
@trep powiedział(a):
Jeszcze raz: w obrębie działki z dużym prawdopodobieństwem woda jest na jednakowym poziomie, gdzie byś nie kopał. To nie są rzeki przepływające z rzadka, tzw. cieki wodne.
Problemem pozostaje w dalszym ciągu odległość tego poziomu od powierzchni gruntu.
W sumie najistotniejszy problem.
@marniok powiedział(a):
W blokach jest tyle "żył wodnych" i kanalizacyjnych że się wzajemnie znoszą ich oddziaływania.
Tylko gupi by płacił żeby się dowiedzieć że najlepiej łóżko (zwłaszcza małżeńskie) stawiać na środku pokoju (albo tak by z każdej strony było dojście).
Robi się interesująco...
Do Tomka: Tomku, a w ogóle to po co ów znajomy brał tę różdżkę do rąk? Przy jakiej okazji itd.?
U mnie jest głęboka na ok 6 metrów. Poziom jest stały i bardzo "wysoki" tzn lusto jest blisko powierzono gruntu.
Ta od szwagra studnia jest podobnej głębokości co moja ale poziom wody sięga zaledwie ok jednego metra od jej dna. Mimo tego nie sposób jej "wyczerpać", napływ wybieranej wody jest byskawicznie wyrównywany (próbowaliśmy nawet pompą sprawdzić czy da radę osuszyć studnię - nie udało się w przeciwieństwie do mojej którą wypompowaliśmy "do dna" i minęło "sporo" czasu - ok doba - zanim poziom wrócił do pierwotnego)
@marniok powiedział(a):
W blokach jest tyle "żył wodnych" i kanalizacyjnych że się wzajemnie znoszą ich oddziaływania.
Tylko gupi by płacił żeby się dowiedzieć że najlepiej łóżko (zwłaszcza małżeńskie) stawiać na środku pokoju (albo tak by z każdej strony było dojście).
@marniok powiedział(a):
W blokach jest tyle "żył wodnych" i kanalizacyjnych że się wzajemnie znoszą ich oddziaływania.
Tylko gupi by płacił żeby się dowiedzieć że najlepiej łóżko (zwłaszcza małżeńskie) stawiać na środku pokoju (albo tak by z każdej strony było dojście).
Robi się interesująco...
Do Tomka: Tomku, a w ogóle to po co ów znajomy brał tę różdżkę do rąk? Przy jakiej okazji itd.?
Nie jestem pewien. Chyba gdzieś o tym przeczytał czy coś i chciał zobaczyć jak to działa. I był zdziwiony, że mu to zadziałało w sensie jakiegoś zjawiska. Ale (wtedy) nic z tym nie robił i nie zamierzał robić. Uznał, że zjawisko faktycznie jest, że to nie ściema i ma naturalny charakter. Bo podkreślam nie robił żadnych "duchowości", zaklęć, okadzań i w ogóle niczego. Nikt go nie "wtajemniczał". Tylko wziął rozwidlony kijek jaki widział na obrazku, chwycił go jak widział na obrazku i bardzo szybko okazało się, że mu kijek "sam chodzi w rękach".
Być może coś tu dodaję od siebie, bo to było jednak dość dawno.
A ktoś wie jak studnie dawniej kopano na wsi "po Bożemu"? Bo przecież na pewno nie na chybił trafił bo jak napisał kol. marniok to jest kawał roboty. Poza tym z tego co wiem to te różdżki to przecież bardzo stary wymysł. A jeśli księżom faktycznie zakazano już w 1942 roku zajmować się różdżkami to znaczy, że się musieli wcześniej zajmować i to chyba w takim stopniu, że to przekroczyło jakąś masę krytyczną.
Ale tu ciekawiłoby mnie uzasadnienie. Czy dlatego zakazano, że to faktycznie okultyzm (ale wtedy czemu nie zabroniono też wiernym???) czy może dlatego, że ksiądz jako kapłan w ogóle nie powinien zajmować się jakimiś dodatkowymi "praktykami", bo to jakby wskazywało, że mu wiara nie wystarcza i mogłoby być zgorszeniem dla wiernych.
@marniok powiedział(a):
W blokach jest tyle "żył wodnych" i kanalizacyjnych że się wzajemnie znoszą ich oddziaływania.
Tylko gupi by płacił żeby się dowiedzieć że najlepiej łóżko (zwłaszcza małżeńskie) stawiać na środku pokoju (albo tak by z każdej strony było dojście).
@Tomek napisał:
Poza tym z tego co wiem to te różdżki to przecież bardzo stary wymysł.
I tak i nie.
W dzisiejszym pojęciu i rozumieniu to lata trzydzieste XX wieku; sto lat ledwie.
@Tomek zapytał:
A jeśli księżom faktycznie zakazano już w 1942 roku zajmować się różdżkami to znaczy, że się musieli wcześniej zajmować i to chyba w takim stopniu, że to przekroczyło jakąś masę krytyczną.
Jest gorzej.
Za ojca pojęcia radiestezja uważa się francuskiego duchownego, opata → Alexisa Bouly. Był księdzem proboszczem. Założył Stowarzyszenie Przyjaciół Różdżkarstwa (XII.1929) w Lille. Żył w latach 1865 - 1958, święcenia kapłańskie w 1890.
@Tomek napisał:
Poza tym z tego co wiem to te różdżki to przecież bardzo stary wymysł.
I tak i nie.
W dzisiejszym pojęciu i rozumieniu to lata trzydzieste XX wieku; sto lat ledwie.
To tylko nazwa i te różne "promieniowania" niby dla wyjaśnienia. Ale nawet na wiki jest ilustracja z XVIII wieku przedstawiająca taką osobę z kijkiem.
Najciekawsze dla mnie jest ta informacja, że brzmiącą naukowo nazwę "radiestezja" wprowadził ksiądz-radiesteta. Czyli że to musiała być faktycznie jakaś spora moda u księży i może stąd ten zakaz z 1942 roku. Bo znając watykańską "nierychliwość" to dla jednego księdza czy kilku to by się tak nie zmobilizowali.
Ale jak wytłumaczyć, że ten zakaz skoro już w ogóle został wydany to nie został wyraźnie rozciągnięty na wiernych? To mnie zastanawia. Czy Kościół i to przedsoborowy tak by lekko podchodził do okultyzmu? Może jednak wtedy mieli zdrowe pojęcie i byle ganiania z kijkiem nie uważali za okultyzm. Zwykła ludzka głupota czy naiwność (jeśli ktoś wierzy, że ten kijek coś pokazuje) to chyba za mało na okultyzm.
Równie dobrze granie w Lotto można by uważać za okultyzm. A ile niektórzy ludzie przy wypełnianiu kuponów robią różnych "sztuk" to głowa mała. Pomijam takie banały jak daty urodzenia całej rodziny, czasem pododawane albo wspak, ale niektórzy naprawdę wierzą w jakieś swoje "szczęśliwe liczby". Taka "numerologia" to już by mi bardziej pasowała na okultyzm.
Zwykła ludzka głupota czy naiwność to chyba za mało na okultyzm.
Równie dobrze granie w Lotto można by uważać za okultyzm.
... niektórzy naprawdę wierzą w jakieś swoje "szczęśliwe liczby".
Myślenie magiczne wielu ludzi, w tym ochrzczonych katolików jest faktem. Począwszy od łusek karpia pod/na bożonarodzeniowym obrusem, przez specyficzne wybieranie liczb w lotto, skończywszy na... to jest nieskończony zbiór
Myślenie magiczne, te świadome i te nieświadome (a, taki zwyczaj, babcia tak robiła), odnosi się do jakiejś ezoterycznej* wiedzy.
*(greka: esōterikós - wewnętrzny, zamknięty). Wiedza dostępna dla wtajemniczonych, wybrańców. Dziś również ta nie oficjalna, nie akademicka.
Ta infantylna to ta z łuskami ryby lub monetami na bożonarodzeniowym stole, to wybieranie liczb według "szczęśliwej" liczby.
Jednak nieświadome, infantylne, ze zwykłej głupoty czy naiwności korzystanie z czegoś, co odwołuje się do ezoteryki (łuski karpia), lub korzystanie na sposób ezoteryczny ("szczęśliwa liczba")
nie jest wcale bezpieczne czy też bezpieczniejsze od świadomego korzystania z "wiedzy" ezoterycznej.
Stąd m.in. ostrzeżenia przed zabawą w szkole w lanie wosku przez dziurkę od klucza.
Przesądy pojawiają się w epoce racjonalizmu, ponieważ opierają się one na czymś, co może nie jest identyczne z racjonalizmem, ale ma wiele wspólnego ze sceptycyzmem, a w każdym z nich jest bliskie agnostycyzmu. Przesądy opierają się bowiem na czymś, co w rzeczywistości jest bardzo ludzkim i zrozumiałym uczuciem, jak to, z którym w pogaństwie powszechnie wzywano lokalne „numena.” Jest to jednak uczucie agnostyczne, gdyż opiera się na dwóch intuicjach: po pierwsze, że tak naprawdę nie znamy praw rządzących wszechświatem, i po drugie, że prawa te mogą być bardzo odległe od tego, co nazywamy rozumem.
Przesądni ludzie zdają sobie sprawę z tego, że rzeczy wielkie często zależą od bardzo małych. Kiedy z głębi tradycji czy czegoś podobnego dobiega ich szept, że taka czy inna drobna rzecz jest kluczem i wskazówką, coś głębokiego i nie do końca bezmyślnego w naturze ludzkiej podpowiada im, że jest to całkiem możliwe. [...]
Ludzie nie uważają za dogmat tego, że Bóg razi ich piorunem, jeśli przejdą pod rozstawioną drabiną, częsciej zabawiają się po prostu niezbyt męczącym ćwiczeniem polegającym na obchodzeniu drabiny dookoła.
Z drugiej strony "racjonalizowanie" wszystkiego przez katolików poprzez domaganie się naukowych dowodów może doprowadzić do sytuacji, gdy ktoś poprosi np. o udowodnienie działania sakramentów i co wówczas powiedzieć?
@Tomek palnął:
Równie dobrze granie w Lotto można by uważać za okultyzm.
Jednak nie da się... Jednak EOT.
Przypomnę:
• → promieniowanie wody,
• → żyła wodna.
Ale DLACZEGO SIĘ nie da? Kolega wypowiada twierdzenia ale bez uzasadnienia. Wzięcie do ręki kijka (nawet bez wiary w jakieś promieniowanie) = okultyzm. Numerologia przy Lotto = nie-okultyzm tylko przesąd, zabobon.
I nie dostałem odpowiedzi na najważniejsze pytanie. Dlaczego w 1942 zabroniono zabaw z kijkiem księżom ale nie po prostu wszystkim wiernym. Gdyby kijek = okultyzm to byłoby to bardzo dziwne pominięcie.
@MarianoX powiedział(a):
Czy kostkę do gry lub kulę w bębnie losującym bądź na stole ruletki napędza jakaś nieznana fizyce energia? To oczywisty hazard, a nie okultyzm.
Zarzucanie akurat Romeckowi wypowiadania twierdzeń bez uzasadnienia to trafianie (nomen omen) kula w płot.
Ludzie grali w kości zanim powstała fizyka i 2000 lat temu nie potrafiliby fizycznie wyliczyć lotu spadającej kostki, bo nie mieli pojęcia o grawitacji. Czy wtedy to był okultyzm (nieznana siła ciągnie kostki do ziemi), a po Newtonie to już nie jest okultyzm?
Poza tym w tym przykładzie z Lotto nie chodziło o mechanizm losowania, ale o "numerologię" z wybieraniem szczęśliwych liczb. Ktoś może także stosować jakieś zaklęcia czy inne praktyki magiczne. Także to Kolega strzela kulą w płot.
Niczego nie "zarzucam", bo kol. Romeck takich uzasadnień nie przedstawił, a moje najważniejsze pytanie pomija.
Żeby nie było, że tylko krytykuję innych, przedstawiam mój pogląd.
Uważam, że o tym, czy coś jest okultyzmem czy nie decyduje przede wszystkim podejście. Jeśli ktoś do działania kijka czy do losowania liczb czy w ogóle czegokolwiek innego stosuje jakieś wezwania duchów czy inne tego typu obrzędy to jest to okultyzm niezależnie od tego, czy samo zjawisko jest wytłumaczalne czy nie.
Jeśli tylko wierzy w rzekomo naturalne "promieniowanie żyły" (jak kijek) czy na przykład w "system liczbowy", który sobie opracował do gry w Lotto, to jest to już tylko naiwność i wiara w idiotyzmy.
A jak ktoś wie, że Lotto to statystyka, ale okazjonalnie wypełnia kupon, bo a nuż się trafi... albo bierze kijek, żeby sprawdzić czy on mu w ogóle w rękach się ruszy i dalej nic z tym nie robi, to jest to już tylko zabawa. Nie twierdzę, że najmądrzejsza, ale spowiadać się z tego nie trzeba.
Jak to kiedyś powiedziano: Nic nie wchodzi z zewnątrz w człowieka, co mogłoby uczynić go nieczystym; lecz co wychodzi z człowieka, to czyni człowieka nieczystym.
Ja jeszcze dodam taką poprawkę, że jednak trzeba uważać, chrześcijaństwo wymaga od nas roztropności, nie zawsze da się zasłonić "a bo ja niewiedziałem." Np. należy powstrzymać się od śpiewania radosnej piosenki "Hare Kryszna, hare Kryszna, hare, hare" i w ogóle najlepiej od razu opuścić to towarzystwo. To jest oddawanie czci demonom czyli jakby nie patrzeć paragraf pierwszy.
Komentarz
Ja studnie mam, babcia miała i inni w okolicy. Ciekawi mnie jak sobie kiedyś radzili.
Bo z tego co trep mówi to kopali gdzie imsie uwidziało że będzie dobrze. Tylko wątpię że ktoś, kiedyś miał czas tak se kopać aż się dokopie. Raz że nie dysponowali mapami, ani narzędziami czy nawet kręgami betonowymi jak jest teraz i takie kopanie sobie "aż się trafi" jest bez sensu.
Stracony czas i groźba utraty co najmniej zdrowia to przeciw zdrowemu rozsądkowi który dawniej był w powszechniejszym użyciu niż teraz
Z 15 lat temu kopałem że szwagrem studnię i powiem wam że to jest bardzo ciężka praca a dysponowaliśmy kręgami betonowymi i swoimi rękami plus narzędzia (m.in. kilof na sztylu długości ok 0,5 m - spróbujcie sobie takim w ciasnocie popracować - oraz światło).
W zasadzie nie pytałem dlaczego kopiemy w tym a nie innym miejscu więc nie wiem czym się sugerował w jego wyborze.
Zadzwonię przy okazji i zapytam ale chciałem wcześniej wiedzieć czy są jakieś metody "ludowe" wyznaczania miejsca bez uciekania się do jakichś ruszczek.
Jeszcze raz: w obrębie działki z dużym prawdopodobieństwem woda jest na jednakowym poziomie, gdzie byś nie kopał. To nie są rzeki przepływające z rzadka, tzw. cieki wodne.
Różdżkarze mają 2 główne zajęcia:
1. szukanie "cieku wodnego" na studnię.
2. szukanie "żyły wodnej" w mieszkaniu.
ad 1. biorą za to pieniądze, więc znajdują ciek wodny w miejscu, gdzie będzie mieć najwygodniej studnię. Dla jaj mógłbyś wziąć różdżkaża (jeśli zapłaty nie będzie z góry) a następnie powiedzieć mu, że zapłacisz, jeśli w miejscu, które on wskaże będzie woda a 2 metry obok na tej samej głębokości nie będzie.
ad 2. tu nie mam możliwości weryfikacji, gdyż nie zburzysz bloku / domu w celu sprawdzenia. Ale jak zlekceważysz tę żyłę wodną, to możesz umrzeć - o czym już wyżej Romeck wspominał. Dlatego trzeba wziąć różdżkarza i mu zapłacić. Oczywiście chodzi o odpowiednie ustawienie łóżka, żeby nie stało nad żyłą wodną (bo śpiąc nad nią narażasz się na śmierć - dużo czasu każdego dnia nad nią spędzasz). Z tego co mówią, to te żyły wodne tak biegną, żeby łóżko zawsze dało się postawić pod ścianą, nawet w małych pokojach w blokach.
Zwłaszcza dwanaście pięter nad ciekiem wodnym naraża człowieka na śmierć.
Tak!
Według różdżkarzy.
W blokach jest tyle "żył wodnych" i kanalizacyjnych że się wzajemnie znoszą ich oddziaływania.
Tylko gupi by płacił żeby się dowiedzieć że najlepiej łóżko (zwłaszcza małżeńskie) stawiać na środku pokoju (albo tak by z każdej strony było dojście).
Problemem pozostaje w dalszym ciągu odległość tego poziomu od powierzchni gruntu.
W sumie najistotniejszy problem.
Robi się interesująco...
Do Tomka: Tomku, a w ogóle to po co ów znajomy brał tę różdżkę do rąk? Przy jakiej okazji itd.?
Aha, studnia studni nierówna.
U mnie jest głęboka na ok 6 metrów. Poziom jest stały i bardzo "wysoki" tzn lusto jest blisko powierzono gruntu.
Ta od szwagra studnia jest podobnej głębokości co moja ale poziom wody sięga zaledwie ok jednego metra od jej dna. Mimo tego nie sposób jej "wyczerpać", napływ wybieranej wody jest byskawicznie wyrównywany (próbowaliśmy nawet pompą sprawdzić czy da radę osuszyć studnię - nie udało się w przeciwieństwie do mojej którą wypompowaliśmy "do dna" i minęło "sporo" czasu - ok doba - zanim poziom wrócił do pierwotnego)
Ajronia.
Nie jestem pewien. Chyba gdzieś o tym przeczytał czy coś i chciał zobaczyć jak to działa. I był zdziwiony, że mu to zadziałało w sensie jakiegoś zjawiska. Ale (wtedy) nic z tym nie robił i nie zamierzał robić. Uznał, że zjawisko faktycznie jest, że to nie ściema i ma naturalny charakter. Bo podkreślam nie robił żadnych "duchowości", zaklęć, okadzań i w ogóle niczego. Nikt go nie "wtajemniczał". Tylko wziął rozwidlony kijek jaki widział na obrazku, chwycił go jak widział na obrazku i bardzo szybko okazało się, że mu kijek "sam chodzi w rękach".
Być może coś tu dodaję od siebie, bo to było jednak dość dawno.
A ktoś wie jak studnie dawniej kopano na wsi "po Bożemu"? Bo przecież na pewno nie na chybił trafił bo jak napisał kol. marniok to jest kawał roboty. Poza tym z tego co wiem to te różdżki to przecież bardzo stary wymysł. A jeśli księżom faktycznie zakazano już w 1942 roku zajmować się różdżkami to znaczy, że się musieli wcześniej zajmować i to chyba w takim stopniu, że to przekroczyło jakąś masę krytyczną.
Ale tu ciekawiłoby mnie uzasadnienie. Czy dlatego zakazano, że to faktycznie okultyzm (ale wtedy czemu nie zabroniono też wiernym???) czy może dlatego, że ksiądz jako kapłan w ogóle nie powinien zajmować się jakimiś dodatkowymi "praktykami", bo to jakby wskazywało, że mu wiara nie wystarcza i mogłoby być zgorszeniem dla wiernych.
No wiem, wiem. Ale fajnie zabrzmiało.
Już mi przeszło...
...zatem:
I tak i nie.
W dzisiejszym pojęciu i rozumieniu to lata trzydzieste XX wieku; sto lat ledwie.
Jest gorzej.
Za ojca pojęcia radiestezja uważa się francuskiego duchownego, opata → Alexisa Bouly. Był księdzem proboszczem. Założył Stowarzyszenie Przyjaciół Różdżkarstwa (XII.1929) w Lille. Żył w latach 1865 - 1958, święcenia kapłańskie w 1890.
To tylko nazwa i te różne "promieniowania" niby dla wyjaśnienia. Ale nawet na wiki jest ilustracja z XVIII wieku przedstawiająca taką osobę z kijkiem.
Najciekawsze dla mnie jest ta informacja, że brzmiącą naukowo nazwę "radiestezja" wprowadził ksiądz-radiesteta. Czyli że to musiała być faktycznie jakaś spora moda u księży i może stąd ten zakaz z 1942 roku. Bo znając watykańską "nierychliwość" to dla jednego księdza czy kilku to by się tak nie zmobilizowali.
Ale jak wytłumaczyć, że ten zakaz skoro już w ogóle został wydany to nie został wyraźnie rozciągnięty na wiernych? To mnie zastanawia. Czy Kościół i to przedsoborowy tak by lekko podchodził do okultyzmu? Może jednak wtedy mieli zdrowe pojęcie i byle ganiania z kijkiem nie uważali za okultyzm. Zwykła ludzka głupota czy naiwność (jeśli ktoś wierzy, że ten kijek coś pokazuje) to chyba za mało na okultyzm.
Równie dobrze granie w Lotto można by uważać za okultyzm. A ile niektórzy ludzie przy wypełnianiu kuponów robią różnych "sztuk" to głowa mała. Pomijam takie banały jak daty urodzenia całej rodziny, czasem pododawane albo wspak, ale niektórzy naprawdę wierzą w jakieś swoje "szczęśliwe liczby". Taka "numerologia" to już by mi bardziej pasowała na okultyzm.
Jednak nie da się... Jednak EOT.
Przypomnę:
• → promieniowanie wody,
• → żyła wodna.
Myślenie magiczne wielu ludzi, w tym ochrzczonych katolików jest faktem. Począwszy od łusek karpia pod/na bożonarodzeniowym obrusem, przez specyficzne wybieranie liczb w lotto, skończywszy na... to jest nieskończony zbiór
Myślenie magiczne, te świadome i te nieświadome (a, taki zwyczaj, babcia tak robiła), odnosi się do jakiejś ezoterycznej* wiedzy.
*(greka: esōterikós - wewnętrzny, zamknięty). Wiedza dostępna dla wtajemniczonych, wybrańców. Dziś również ta nie oficjalna, nie akademicka.
Ta infantylna to ta z łuskami ryby lub monetami na bożonarodzeniowym stole, to wybieranie liczb według "szczęśliwej" liczby.
Jednak nieświadome, infantylne, ze zwykłej głupoty czy naiwności korzystanie z czegoś, co odwołuje się do ezoteryki (łuski karpia), lub korzystanie na sposób ezoteryczny ("szczęśliwa liczba")
nie jest wcale bezpieczne czy też bezpieczniejsze od świadomego korzystania z "wiedzy" ezoterycznej.
Stąd m.in. ostrzeżenia przed zabawą w szkole w lanie wosku przez dziurkę od klucza.
c.d.n.
A Czester na to:
Najbardziej powszechne to:
-- Nie przez próg!!
oraz
-- Nie na krzyż!! (również wśród katolików praktykujących, np. podczas uścisku dłoni przy przekazywaniu znaku pokoju)
Z drugiej strony "racjonalizowanie" wszystkiego przez katolików poprzez domaganie się naukowych dowodów może doprowadzić do sytuacji, gdy ktoś poprosi np. o udowodnienie działania sakramentów i co wówczas powiedzieć?
Nie ma analogii. Wiara w przesądy jest grzechem.
Ale DLACZEGO SIĘ nie da? Kolega wypowiada twierdzenia ale bez uzasadnienia. Wzięcie do ręki kijka (nawet bez wiary w jakieś promieniowanie) = okultyzm. Numerologia przy Lotto = nie-okultyzm tylko przesąd, zabobon.
I nie dostałem odpowiedzi na najważniejsze pytanie. Dlaczego w 1942 zabroniono zabaw z kijkiem księżom ale nie po prostu wszystkim wiernym. Gdyby kijek = okultyzm to byłoby to bardzo dziwne pominięcie.
Czy kostkę do gry lub kulę w bębnie losującym bądź na stole ruletki napędza jakaś nieznana fizyce energia? To oczywisty hazard, a nie okultyzm.
Zarzucanie akurat Romeckowi wypowiadania twierdzeń bez uzasadnienia to trafianie (nomen omen) kula w płot.
Ludzie grali w kości zanim powstała fizyka i 2000 lat temu nie potrafiliby fizycznie wyliczyć lotu spadającej kostki, bo nie mieli pojęcia o grawitacji. Czy wtedy to był okultyzm (nieznana siła ciągnie kostki do ziemi), a po Newtonie to już nie jest okultyzm?
Poza tym w tym przykładzie z Lotto nie chodziło o mechanizm losowania, ale o "numerologię" z wybieraniem szczęśliwych liczb. Ktoś może także stosować jakieś zaklęcia czy inne praktyki magiczne. Także to Kolega strzela kulą w płot.
Niczego nie "zarzucam", bo kol. Romeck takich uzasadnień nie przedstawił, a moje najważniejsze pytanie pomija.
Dziwię się wam.
Żeby nie było, że tylko krytykuję innych, przedstawiam mój pogląd.
Uważam, że o tym, czy coś jest okultyzmem czy nie decyduje przede wszystkim podejście. Jeśli ktoś do działania kijka czy do losowania liczb czy w ogóle czegokolwiek innego stosuje jakieś wezwania duchów czy inne tego typu obrzędy to jest to okultyzm niezależnie od tego, czy samo zjawisko jest wytłumaczalne czy nie.
Jeśli tylko wierzy w rzekomo naturalne "promieniowanie żyły" (jak kijek) czy na przykład w "system liczbowy", który sobie opracował do gry w Lotto, to jest to już tylko naiwność i wiara w idiotyzmy.
A jak ktoś wie, że Lotto to statystyka, ale okazjonalnie wypełnia kupon, bo a nuż się trafi... albo bierze kijek, żeby sprawdzić czy on mu w ogóle w rękach się ruszy i dalej nic z tym nie robi, to jest to już tylko zabawa. Nie twierdzę, że najmądrzejsza, ale spowiadać się z tego nie trzeba.
Jak to kiedyś powiedziano: Nic nie wchodzi z zewnątrz w człowieka, co mogłoby uczynić go nieczystym; lecz co wychodzi z człowieka, to czyni człowieka nieczystym.
No i git.
Ja jeszcze dodam taką poprawkę, że jednak trzeba uważać, chrześcijaństwo wymaga od nas roztropności, nie zawsze da się zasłonić "a bo ja niewiedziałem." Np. należy powstrzymać się od śpiewania radosnej piosenki "Hare Kryszna, hare Kryszna, hare, hare" i w ogóle najlepiej od razu opuścić to towarzystwo. To jest oddawanie czci demonom czyli jakby nie patrzeć paragraf pierwszy.