@los powiedział(a):
Jak to kiedyś powiedziano: Nic nie wchodzi z zewnątrz w człowieka, co mogłoby uczynić go nieczystym; lecz co wychodzi z człowieka, to czyni człowieka nieczystym.
Całkowicie zgadzam się z Kolegą. Jest też dobry przykład u św. Pawła z mięsem poświęconym bożkom. Apostoł jadł je bez problemu, a jeśli się powstrzymywał to tylko ze względu na słabszych w wierze braci, którzy mogliby się zgorszyć.
Nie wiem tego, ale myślę, że takie było uzasadnienie zakazu z 1942 wydanego wyłącznie księżom - możliwość zgorszenia, że kapłan zamiast sprawować sakramenty lata po polu z kijkiem.
Ale cześć oddawana demonom, przywoływanie jakichś dziwnych sił, wypowiadanie zaklęć, wykonywanie dziwnych "tajemnych znaków" - tu chyba wszyscy się zgadzamy, że to niedopuszczalne i to jest poza dyskusją.
Wydawało mi się że opowiadając tą anegdotę o znajomku i kijku wyraźnie podkreśliłem, że on nic z tych rzeczy nie robił, a nawet nie wykazywał wiary w żadne promieniowania czy żyły. Zapamiętałem go jako rozsądnie myślącego człowieka.
@MarianoX powiedział(a):
Jak mawiają szeptuchy modlitwa pomaga ale i zamawianie nie szkodzi
No i tu właśnie jest ta granica, że zamawianie (czyli to co wychodzi z człowieka) szkodzi. I katolik na coś takiego w swojej obecności nie powinien się godzić, bo zgoda to jednak forma udziału. Ale znowuż z drugiej strony, jak się dowie, że jakąś herbatkę ziołową, którą wypił, wcześniej "zamówiła" szeptucha, nie powinien dostawać histerii, że wpadł w sidła okultyzmu.
@Berek powiedział(a):
Tomku, masz kontakt z tym kolegą do dzisiaj?
Już pisałem, że nie. To nie była bliska znajomość, potem się urwała, bo wyjechał (wyemigrował?). Że św. Pawłem też nie mam kontaktu (chociaż wierzę w świętych obcowanie) :-). Ale z tego co mówią zjadanie mięsa poświęconego bożkom mu nie zaszkodziło.
Rany, no. Po prostu warto czasem spojrzeć, co dalej z osobą bawiąca się bez świadomości różnymi rzeczami się stało. I tyle. Jeśli gościu raz wziął różdżkę do ręki i z ubawieniem koledze doniósł, jak to było, to pewnie - nic złego.
Gorzej jak ludzie się wciągają.
@Berek powiedział(a):
Rany, no. Po prostu warto czasem spojrzeć, co dalej z osobą bawiąca się bez świadomości różnymi rzeczami się stało. I tyle. Jeśli gościu raz wziął różdżkę do ręki i z ubawieniem koledze doniósł, jak to było, to pewnie - nic złego.
Gorzej jak ludzie się wciągają.
Na pewno wtedy nie wyglądał na "wciągniętego". Podawał to jako ciekawostkę, tak jak na przykład ktoś, kto odkryje, że ma stawy bardziej ruchome niż inni (jest coś takiego, nie zawsze aż chorobliwe) i może tak bez żadnego treningu dziwnie wyginać palce albo zrobić pełny szpagat.
@marniok powiedział(a):
A jak się szuka miejsca na studnie?
Tak praktycznie nie ruszczką?
Sprawdza się jaki w okolicy jest poziom wód gruntowych i załatwia pozwolenie w gminie😅
A 100-200 lat temu.
Kopało się, aż do skutku😃👍
No więc zasadniczo wszędzie, gdzie mogli żyć ludzie, znajdowała się pod spodem warstwa wodonośna, więc tak naprawdę była to tylko kwestia wyboru losowego miejsca i kopania wystarczająco głęboko.
Jednak kopanie studni to były czasami miesiące pracy więc, żeby zwiększyć szanse znalezienia wody, luckość czerpała wskazówki z krajobrazu i przyrody, aby zgadnąć, co znajduje się poniżej. Obszary piaszczyste lub żwirowe na dnie dolin często są siedliskiem wód gruntowych. Naturalne źródła a szczególnie takie, które nie wysychają w lecie i przepływ wody jest duży zwykle wskazują, że w pobliżu znajdują się wody gruntowe. Tam więc warto było kopać.
Wody gruntowe na płytkich głębokościach często mogą odżywiać roślinność nadziemną. Drzewa lub krzaczory czy inne szuwary, które pozostają zielone w porze suchej, mogą mieć korzenie docierające do źródła zaopatrzenia. Nawet bardziej zielone kępy traw mogły wskazywać na obecność wód gruntowych blisko powierzchni.
Zwierzęta, zwłaszcza pszczoły i świnie a w Afryce i Indiach słonie, mają talent w znajdowaniu wód podziemnych. Trzeba obserwować.
Biały osad mineralny na powierzchni ziemi może być pozostałością po odparowaniu wód gruntowych, co wskazuje na znajdujący się pod nią zbiornik.
A jak znajdowano?
Byli tacy macherzy (nie różdżkarze), którzy właśnie po obserwacji przyrody wybierali miejsce i przed wschodem słońca kładli się na brzuchu, opierając się brodą o ziemię i póbowali wyczuć na twarzy parowanie wody spod ziemi przez różne dziurki i pory w glebie. To nie jest bałach! Nie robię se jaj! Tak bełło. Jak taki szpenio wyczuł wilgoć, a morduchne miał niemożebnie wyczulone, to wiedział, że pod ziemią musi być zbiornik wodny bo nurmalnie woda grontowa nie może parować z suchej ziemi lub skały. Wtedy kopał taką z pół metrową dziurę, brał naczynie, z brązu, żelaza albo nawet gliniane, w zależności co miał pod ręką, smarował od środka olejem, kładł w ten dół do góry dnem i zakopywał ziemią zmieszaną z gałęziami i liśćmi i zostawiał na noc. Z rańca odkopywał, delikatnie odwracając gar i patrzył czy są kropelki wody na tłustej powierzchni (końdensacja). A skoro jeżeli tak to kazał tutej kopać.
@ethanol powiedział(a):
O kurcze,
Mama zawsze wciska te łuski karpia i nosiłem
Juź nie będę
Spoko, to nie grzech ciężki. Ani nawet chyba lekki (jak pisał @trep). Bo jak przypomniał @los, a Kościół naucza, musi być jeszcze intencja, to co wychodzi z wnętrza, z serca człowieka
Wiele tradycji (przez małe 't') się ześwieczczyło, już nie ma otoczki magicznej (magia tu: panowanie nad siłami przyrody). Jeśli natomiast naprawdę wierzymy, że ta łuska nam pomyślność w finansach będzie przynosiła.... to już @trep ma rację.
@trep powiedział(a):
No, w jednym z rachunków sumienia, jaki kiedyś otworzyłem, coś tam było na ten temat, ale jak dokładnie to już nie pamiętam. Nie będę się wymandrzał.
Tak.
Jednak najczęściej nie jest to traktowane jako przesąd, tylko zwyczaj, podobny do tego z siankiem pod obrusem.
@Brzost powiedział(a):
Nuale sianko pod obrusem ma konotację biblijną.
Ma oczywiście. A tradycyjnego wigilijnego karpia to podobno wymyślili po wojnie komuniści.
To jest trochę bardziej skomplikowane. W rzeczywistości karpie gościły na wigilijnych stołach co najmniej od XVII wieku, tyle że jako jedne z wielu ryb do wyboru. Natomiast faktycznie za komuny postanowiono, by to właśnie karpia uczynić symbolem wigilijnej wieczerzy. Nawiasem mówiąc, też z komuny wywodzi się "tradycja" kupowania żywych karpi.
@Brzost powiedział(a):
Nuale sianko pod obrusem ma konotację biblijną.
Ma oczywiście. A tradycyjnego wigilijnego karpia to podobno wymyślili po wojnie komuniści.
To jest trochę bardziej skomplikowane. W rzeczywistości karpie gościły na wigilijnych stołach co najmniej od XVII wieku, tyle że jako jedne z wielu ryb do wyboru. Natomiast faktycznie za komuny postanowiono, by to właśnie karpia uczynić symbolem wigilijnej wieczerzy. Nawiasem mówiąc, też z komuny wywodzi się "tradycja" kupowania żywych karpi.
Karpie w stawie to "przywieźl" do Polski mnisi już w XII wieku. W XIV wieku opisał stawy karpiowe Długosz. A w XVI w. wydrukowano (!) podręcznik nawet - Olbrycht Strumieński „O sprawie, sypaniu, wymierzaniu i rybieniu stawów”.
Jeden majster nauczył mnie takiej sztuczki. Obtłukł dwie elektrody do spawania i wygiął je na końcach, jakieś 3-4cm. Te krótkie końcówki wkłada się w zaciśnięte dłonie-jednak by miały możliwość się obracać, zaś elektrody puszcza się przed sobą, idąc nad przewodem wody czy kanalizacji, elektrody zbiegają się ku sobie, u mnie działało.
@pantelej powiedział(a):
Jeden majster nauczył mnie takiej sztuczki. Obtłukł dwie elektrody do spawania i wygiął je na końcach, jakieś 3-4cm. Te krótkie końcówki wkłada się w zaciśnięte dłonie-jednak by miały możliwość się obracać, zaś elektrody puszcza się przed sobą, idąc nad przewodem wody czy kanalizacji, elektrody zbiegają się ku sobie, u mnie działało.
Notto, przecież jest inna odmiana ruszczki - różdżka hiszpańska.
Ten sam crap.
Radiostacja i okulistyka w jednem.
Komentarz
Całkowicie zgadzam się z Kolegą. Jest też dobry przykład u św. Pawła z mięsem poświęconym bożkom. Apostoł jadł je bez problemu, a jeśli się powstrzymywał to tylko ze względu na słabszych w wierze braci, którzy mogliby się zgorszyć.
Nie wiem tego, ale myślę, że takie było uzasadnienie zakazu z 1942 wydanego wyłącznie księżom - możliwość zgorszenia, że kapłan zamiast sprawować sakramenty lata po polu z kijkiem.
Ale cześć oddawana demonom, przywoływanie jakichś dziwnych sił, wypowiadanie zaklęć, wykonywanie dziwnych "tajemnych znaków" - tu chyba wszyscy się zgadzamy, że to niedopuszczalne i to jest poza dyskusją.
Wydawało mi się że opowiadając tą anegdotę o znajomku i kijku wyraźnie podkreśliłem, że on nic z tych rzeczy nie robił, a nawet nie wykazywał wiary w żadne promieniowania czy żyły. Zapamiętałem go jako rozsądnie myślącego człowieka.
Aż będę musiał doczytać potem o co z tą radiestezją chodzi.
O kurcze,
Mama zawsze wciska te łuski karpia i nosiłem
Juź nie będę
Jak mawiają szeptuchy modlitwa pomaga ale i zamawianie nie szkodzi
No i tu właśnie jest ta granica, że zamawianie (czyli to co wychodzi z człowieka) szkodzi. I katolik na coś takiego w swojej obecności nie powinien się godzić, bo zgoda to jednak forma udziału. Ale znowuż z drugiej strony, jak się dowie, że jakąś herbatkę ziołową, którą wypił, wcześniej "zamówiła" szeptucha, nie powinien dostawać histerii, że wpadł w sidła okultyzmu.
Sprawdza się jaki w okolicy jest poziom wód gruntowych i załatwia pozwolenie w gminie😅
A 100-200 lat temu.
Tomku, masz kontakt z tym kolegą do dzisiaj?
Już pisałem, że nie. To nie była bliska znajomość, potem się urwała, bo wyjechał (wyemigrował?). Że św. Pawłem też nie mam kontaktu (chociaż wierzę w świętych obcowanie) :-). Ale z tego co mówią zjadanie mięsa poświęconego bożkom mu nie zaszkodziło.
Rany, no. Po prostu warto czasem spojrzeć, co dalej z osobą bawiąca się bez świadomości różnymi rzeczami się stało. I tyle. Jeśli gościu raz wziął różdżkę do ręki i z ubawieniem koledze doniósł, jak to było, to pewnie - nic złego.
Gorzej jak ludzie się wciągają.
Kopało się, aż do skutku😃👍
Na pewno wtedy nie wyglądał na "wciągniętego". Podawał to jako ciekawostkę, tak jak na przykład ktoś, kto odkryje, że ma stawy bardziej ruchome niż inni (jest coś takiego, nie zawsze aż chorobliwe) i może tak bez żadnego treningu dziwnie wyginać palce albo zrobić pełny szpagat.
Sugeruję nie ciągnąć rozmowy o faktach, których nie znamy.
No więc zasadniczo wszędzie, gdzie mogli żyć ludzie, znajdowała się pod spodem warstwa wodonośna, więc tak naprawdę była to tylko kwestia wyboru losowego miejsca i kopania wystarczająco głęboko.
Jednak kopanie studni to były czasami miesiące pracy więc, żeby zwiększyć szanse znalezienia wody, luckość czerpała wskazówki z krajobrazu i przyrody, aby zgadnąć, co znajduje się poniżej. Obszary piaszczyste lub żwirowe na dnie dolin często są siedliskiem wód gruntowych. Naturalne źródła a szczególnie takie, które nie wysychają w lecie i przepływ wody jest duży zwykle wskazują, że w pobliżu znajdują się wody gruntowe. Tam więc warto było kopać.
Wody gruntowe na płytkich głębokościach często mogą odżywiać roślinność nadziemną. Drzewa lub krzaczory czy inne szuwary, które pozostają zielone w porze suchej, mogą mieć korzenie docierające do źródła zaopatrzenia. Nawet bardziej zielone kępy traw mogły wskazywać na obecność wód gruntowych blisko powierzchni.
Zwierzęta, zwłaszcza pszczoły i świnie a w Afryce i Indiach słonie, mają talent w znajdowaniu wód podziemnych. Trzeba obserwować.
Biały osad mineralny na powierzchni ziemi może być pozostałością po odparowaniu wód gruntowych, co wskazuje na znajdujący się pod nią zbiornik.
A jak znajdowano?
Byli tacy macherzy (nie różdżkarze), którzy właśnie po obserwacji przyrody wybierali miejsce i przed wschodem słońca kładli się na brzuchu, opierając się brodą o ziemię i póbowali wyczuć na twarzy parowanie wody spod ziemi przez różne dziurki i pory w glebie. To nie jest bałach! Nie robię se jaj! Tak bełło. Jak taki szpenio wyczuł wilgoć, a morduchne miał niemożebnie wyczulone, to wiedział, że pod ziemią musi być zbiornik wodny bo nurmalnie woda grontowa nie może parować z suchej ziemi lub skały. Wtedy kopał taką z pół metrową dziurę, brał naczynie, z brązu, żelaza albo nawet gliniane, w zależności co miał pod ręką, smarował od środka olejem, kładł w ten dół do góry dnem i zakopywał ziemią zmieszaną z gałęziami i liśćmi i zostawiał na noc. Z rańca odkopywał, delikatnie odwracając gar i patrzył czy są kropelki wody na tłustej powierzchni (końdensacja). A skoro jeżeli tak to kazał tutej kopać.
👣
🐾
🐾
Jak napisałem, c.d.n. (Pootwierałem kilkanaście stron www, ściągnąłem książkę i przypominam sobie...) Na długie jesienno-zimowe wieczory.
Spoko, to nie grzech ciężki. Ani nawet chyba lekki (jak pisał @trep). Bo jak przypomniał @los, a Kościół naucza, musi być jeszcze intencja, to co wychodzi z wnętrza, z serca człowieka
Wiele tradycji (przez małe 't') się ześwieczczyło, już nie ma otoczki magicznej (magia tu: panowanie nad siłami przyrody). Jeśli natomiast naprawdę wierzymy, że ta łuska nam pomyślność w finansach będzie przynosiła.... to już @trep ma rację.
No, w jednym z rachunków sumienia, jaki kiedyś otworzyłem, coś tam było na ten temat, ale jak dokładnie to już nie pamiętam. Nie będę się wymandrzał.
Tak.
Jednak najczęściej nie jest to traktowane jako przesąd, tylko zwyczaj, podobny do tego z siankiem pod obrusem.
Nuale sianko pod obrusem ma konotację biblijną.
Ma oczywiście. A tradycyjnego wigilijnego karpia to podobno wymyślili po wojnie komuniści.
A nie tradycyjne wigilijne jajeczko?
Both
To jest trochę bardziej skomplikowane. W rzeczywistości karpie gościły na wigilijnych stołach co najmniej od XVII wieku, tyle że jako jedne z wielu ryb do wyboru. Natomiast faktycznie za komuny postanowiono, by to właśnie karpia uczynić symbolem wigilijnej wieczerzy. Nawiasem mówiąc, też z komuny wywodzi się "tradycja" kupowania żywych karpi.
Karpie w stawie to "przywieźl" do Polski mnisi już w XII wieku. W XIV wieku opisał stawy karpiowe Długosz. A w XVI w. wydrukowano (!) podręcznik nawet - Olbrycht Strumieński „O sprawie, sypaniu, wymierzaniu i rybieniu stawów”.
A gdzie je łowić - sprawdzano różdżką.
Które potem pływały w wannie, którą dała człowiekowi pracy władza ludowa.
11:40
Jeden majster nauczył mnie takiej sztuczki. Obtłukł dwie elektrody do spawania i wygiął je na końcach, jakieś 3-4cm. Te krótkie końcówki wkłada się w zaciśnięte dłonie-jednak by miały możliwość się obracać, zaś elektrody puszcza się przed sobą, idąc nad przewodem wody czy kanalizacji, elektrody zbiegają się ku sobie, u mnie działało.
Jeszcze jeden okultysta... :-)
Notto, przecież jest inna odmiana ruszczki - różdżka hiszpańska.
Ten sam crap.
Radiostacja i okulistyka w jednem.
👣
🐾
🐾