A mnie ostatnio do zakazu lekramowania ankoholu w każdej postaci, który mnie dotychczas obojętny był, przekonał pan któren opisywał był swoją walkę z nałogiem i właśnie widząc takowa reklamę w tv czy na bilbordzie przeżywał okropne męki pare razy ulegając namowom.
A takich panów i pań zapewne nie brakuje
Mnie po prostu zastanawia dlaczego ludziom nie mającym problemu z alko tak bardzo zależy by ci co go mają mieli do niego nieograniczony dostęp.
@greg to nie wątek o tym co kogo w-wia w mieście mnie irytuje ograniczona ilość koszy na śmieci i bezpłatne parkowanie w strefie w niedzielę oraz ludzie pozbywający się resztek jedzenia pod pretekstem karmienia gołębi.
Nie widzę korelacji z zakazem sprzedaży alko w godzinach nocnych w placówkach handlu detalicznego.
Korelacja jest taka, że z mojego punktu widzenia jest wiele gorszych rzeczy na mieście niż to że ktoś w nocy może kupić alkohol i dlatego mnie ten problem mało obchodzi. Natomiast wydaje mi się że zakaz nie mial na celowniku ludzi mających problem z alkoholem, tylko chcących pić po taniości, i poza miejscami do tego wyznaczonymi.
A co do dokarmiania gołębi, to jest jeszcze gorzej niż piszesz, bo u mnie na ulicy dokarmia ktoś ziarnami a nie jakimiś resztkami jedzenia, czyli akcja z premedytacją.
@los powiedział(a):
Naprawdę uważasz, że ograniczenie dostępu do alkoholu w jakiś sposób pomoże tym, którzy z nim mają problem?
Oczywiście, nie mam na myśli takiego problemu, że chętnie bym się napił a sklepy zamknięte.
Terapeuci zgodni są, że nie można pomóc uzależnionemu jeśli sam tego nie chce. Ale mówią też, że kluczowe jest zaprzestanie tworzenia komfortu tkwienia w uzależnieniu, zamknięcie sprzedaży alkoholu w części doby to właśnie takie działanie, dodatkowo korzyści dla innych którzy akurat mieszkają obok nocnego albo obok miejsca publicznego ulubionego do picia.
@czlowiek powiedział(a):
A mnie ostatnio do zakazu lekramowania ankoholu w każdej postaci, który mnie dotychczas obojętny był, przekonał pan któren opisywał był swoją walkę z nałogiem i właśnie widząc takowa reklamę w tv czy na bilbordzie przeżywał okropne męki pare razy ulegając namowom.
A takich panów i pań zapewne nie brakuje
Niby jest zakaz ale omijany pomysłowo, no i w internecie zakaz nie działa, bo Facebook zdaniem sądu nie jest publiczny.
Zanim napiszę więcej, bo wątków poruszono na kilka wątków, zacznijmy od tych "statystyk", gdzie się można z nimi zapoznać? Żeby było jasne, pytam o statystyki, nie artykuł z dwoma liczbami napisanymi pod tezę.
Dla mnie robienie win owocowych to możliwość picia alkoholizowanego soczku z wybranego owocu, w dowolnej porze roku. I tutaj alkohol jest błogosławieństwem bo to może stać latami a człowiek otwiera butelkę kilku letnią i mówi sobie - zmieniło się. Mam wino które nie wyszło, datowane na 2017 rok. Kupażyłem, też było nic specjalnego, ostatecznie poszło do butelek. Obecnie absolutnie niepowtarzalne i rewelacyjne, ale 5 lat trzeba było, wcześniej nikt pić tego nie chciał.
Wspomnę jeszcze o miodach pitnych. Bo chyba tu na forum o tym nie pisałem. Pierwszy miód pitny po 4 latach leżakowania w balonie nie zachwycił mnie, jednak oryginalny był. Mówię sobie: chwalą to, ale przesadzają.
Potem zrobiłem drugi!!!! Drugi ludzie, robiłem z miodu który mi pszczelarz sprzedał, co zbierały pszczoły, na wiosne i miały dominować kwiaty jabłoni. Była to lekka egoztyka, miał tego mało, kupiłem porcję. Cofnijmy się w czasie z pół roku do tyłu jak to zlewałem z balona gdzie spędziło 4 lata. Czułem jabłuszko, intensywny zapach. Do tego stopnia nie mogłem w to uwierzyć, że poszedłem do ojca i nie mówiąc mu co to, postawiłem i kazałem powąchać, co czujesz? Mówi jabłko.
Od tamtej pory zupełnie inaczej patrzę na miody pitne. To jest coś niesamowitego co wymyka się logice. Że z pyłku kwiatów jabłoni po 4 latach wyszedł zapach jabłka. W smaku jakby też pobrzmiewa, ale ten zapach którego na początku nie było, który wydobył się po tak długim czasie, tworząc fenomenalny trunek, który pewnie tylko kilka razy w życiu mi dane będzie smakować ( wyszło 5 butelek ), a proces jest niepowtarzalny w zasadzie.
Daje to niesłychaną satysfakcję, z tworzenia i picia alkoholu.
@posix powiedział(a):
Dla mnie robienie win owocowych to możliwość picia alkoholizowanego soczku z wybranego owocu, w dowolnej porze roku. I tutaj alkohol jest błogosławieństwem bo to może stać latami a człowiek otwiera butelkę kilku letnią i mówi sobie - zmieniło się. Mam wino które nie wyszło, datowane na 2017 rok. Kupażyłem, też było nic specjalnego, ostatecznie poszło do butelek. Obecnie absolutnie niepowtarzalne i rewelacyjne, ale 5 lat trzeba było, wcześniej nikt pić tego nie chciał.
Wspomnę jeszcze o miodach pitnych. Bo chyba tu na forum o tym nie pisałem. Pierwszy miód pitny po 4 latach leżakowania w balonie nie zachwycił mnie, jednak oryginalny był. Mówię sobie: chwalą to, ale przesadzają.
Potem zrobiłem drugi!!!! Drugi ludzie, robiłem z miodu który mi pszczelarz sprzedał, co zbierały pszczoły, na wiosne i miały dominować kwiaty jabłoni. Była to lekka egoztyka, miał tego mało, kupiłem porcję. Cofnijmy się w czasie z pół roku do tyłu jak to zlewałem z balona gdzie spędziło 4 lata. Czułem jabłuszko, intensywny zapach. Do tego stopnia nie mogłem w to uwierzyć, że poszedłem do ojca i nie mówiąc mu co to, postawiłem i kazałem powąchać, co czujesz? Mówi jabłko.
Od tamtej pory zupełnie inaczej patrzę na miody pitne. To jest coś niesamowitego co wymyka się logice. Że z pyłku kwiatów jabłoni po 4 latach wyszedł zapach jabłka. W smaku jakby też pobrzmiewa, ale ten zapach którego na początku nie było, który wydobył się po tak długim czasie, tworząc fenomenalny trunek, który pewnie tylko kilka razy w życiu mi dane będzie smakować ( wyszło 5 butelek ), a proces jest niepowtarzalny w zasadzie.
Daje to niesłychaną satysfakcję, z tworzenia i picia alkoholu.
Przy produkcji owocowego wina jedynym problemem jest miejsce na balony. Czasem żona, której może przeszkadzać aromat fermentującego moszczu. A frajda patrzenia na pracujące wino jest porównywalna z frajdą patrzenia na płonące polana w kominku.
Jakby z pyłku jabłoni czuć było gruszką to byłoby coś niesamowitego a tak....to chyba...tak być musi, nie?
Piszę tak pewnie dlatego że o pędzeniu wina mam pojęcie zerowe, a o miodach pitnych to już nawet ujemne....
Jedno mie tyko zastanawia: czemu mówicie balony ma dymiony?
@marniok powiedział(a):
Jakby z pyłku jabłoni czuć było gruszką to byłoby coś niesamowitego a tak....to chyba...tak być musi, nie?
Piszę tak pewnie dlatego że o pędzeniu wina mam pojęcie zerowe, a o miodach pitnych to już nawet ujemne....
Jedno mie tyko zastanawia: czemu mówicie balony ma dymiony?
Natomiast Szwajcarzy umyślili zwalczać wroga żelem.
Szwajcarscy naukowcy opracowali nowy żel, który może negować negatywne skutki picia alkoholu.
Według badań opublikowanych w poniedziałek w czasopiśmie Nature Nanotechnology, substancja opracowana przez naukowców z Federalnego Instytutu Technologii ETH Zurich rozkłada alkohol w przewodzie pokarmowym, zanim dostanie się on do krwiobiegu.
Jeżeli zrównujemy niszczenie komórek nerwowych, zwiększone ryzyko nowotworu, udaru, zawału, nadciśnienia, uszkodzenia nerek i wątroby z sensacjami żołądkowymi to tak.
Komentarz
Państwowiec, takie zaufanie do państwa ma tylko państwowiec.
A mnie ostatnio do zakazu lekramowania ankoholu w każdej postaci, który mnie dotychczas obojętny był, przekonał pan któren opisywał był swoją walkę z nałogiem i właśnie widząc takowa reklamę w tv czy na bilbordzie przeżywał okropne męki pare razy ulegając namowom.
A takich panów i pań zapewne nie brakuje
Pewien mądry Żyd z Jasła twierdził że dekretyn.
Mnie po prostu zastanawia dlaczego ludziom nie mającym problemu z alko tak bardzo zależy by ci co go mają mieli do niego nieograniczony dostęp.
@greg to nie wątek o tym co kogo w-wia w mieście mnie irytuje ograniczona ilość koszy na śmieci i bezpłatne parkowanie w strefie w niedzielę oraz ludzie pozbywający się resztek jedzenia pod pretekstem karmienia gołębi.
Nie widzę korelacji z zakazem sprzedaży alko w godzinach nocnych w placówkach handlu detalicznego.
Naprawdę uważasz, że ograniczenie dostępu do alkoholu w jakiś sposób pomoże tym, którzy z nim mają problem?
Oczywiście, nie mam na myśli takiego problemu, że chętnie bym się napił a sklepy zamknięte.
Korelacja jest taka, że z mojego punktu widzenia jest wiele gorszych rzeczy na mieście niż to że ktoś w nocy może kupić alkohol i dlatego mnie ten problem mało obchodzi. Natomiast wydaje mi się że zakaz nie mial na celowniku ludzi mających problem z alkoholem, tylko chcących pić po taniości, i poza miejscami do tego wyznaczonymi.
A co do dokarmiania gołębi, to jest jeszcze gorzej niż piszesz, bo u mnie na ulicy dokarmia ktoś ziarnami a nie jakimiś resztkami jedzenia, czyli akcja z premedytacją.
Terapeuci zgodni są, że nie można pomóc uzależnionemu jeśli sam tego nie chce. Ale mówią też, że kluczowe jest zaprzestanie tworzenia komfortu tkwienia w uzależnieniu, zamknięcie sprzedaży alkoholu w części doby to właśnie takie działanie, dodatkowo korzyści dla innych którzy akurat mieszkają obok nocnego albo obok miejsca publicznego ulubionego do picia.
Niby jest zakaz ale omijany pomysłowo, no i w internecie zakaz nie działa, bo Facebook zdaniem sądu nie jest publiczny.
To ciekawe — mniej publiczny jest niż gazetka albo telewizor?
Zanim napiszę więcej, bo wątków poruszono na kilka wątków, zacznijmy od tych "statystyk", gdzie się można z nimi zapoznać? Żeby było jasne, pytam o statystyki, nie artykuł z dwoma liczbami napisanymi pod tezę.
Śpiewak drążył temat w związku z reklamami Palikota.
https://pl-pl.facebook.com/business/help/1145883309641178
Z alkoholem wszyscy mają problem nawet Ci co nie piją bo jest to tzw.problem społeczny walący w np. w gospodarkę.
Więc uważam, że pomoże tak jak pomogło np. zakazanie palenia w miejscach publicznych.
Dla mnie robienie win owocowych to możliwość picia alkoholizowanego soczku z wybranego owocu, w dowolnej porze roku. I tutaj alkohol jest błogosławieństwem bo to może stać latami a człowiek otwiera butelkę kilku letnią i mówi sobie - zmieniło się. Mam wino które nie wyszło, datowane na 2017 rok. Kupażyłem, też było nic specjalnego, ostatecznie poszło do butelek. Obecnie absolutnie niepowtarzalne i rewelacyjne, ale 5 lat trzeba było, wcześniej nikt pić tego nie chciał.
Wspomnę jeszcze o miodach pitnych. Bo chyba tu na forum o tym nie pisałem. Pierwszy miód pitny po 4 latach leżakowania w balonie nie zachwycił mnie, jednak oryginalny był. Mówię sobie: chwalą to, ale przesadzają.
Potem zrobiłem drugi!!!! Drugi ludzie, robiłem z miodu który mi pszczelarz sprzedał, co zbierały pszczoły, na wiosne i miały dominować kwiaty jabłoni. Była to lekka egoztyka, miał tego mało, kupiłem porcję. Cofnijmy się w czasie z pół roku do tyłu jak to zlewałem z balona gdzie spędziło 4 lata. Czułem jabłuszko, intensywny zapach. Do tego stopnia nie mogłem w to uwierzyć, że poszedłem do ojca i nie mówiąc mu co to, postawiłem i kazałem powąchać, co czujesz? Mówi jabłko.
Od tamtej pory zupełnie inaczej patrzę na miody pitne. To jest coś niesamowitego co wymyka się logice. Że z pyłku kwiatów jabłoni po 4 latach wyszedł zapach jabłka. W smaku jakby też pobrzmiewa, ale ten zapach którego na początku nie było, który wydobył się po tak długim czasie, tworząc fenomenalny trunek, który pewnie tylko kilka razy w życiu mi dane będzie smakować ( wyszło 5 butelek ), a proces jest niepowtarzalny w zasadzie.
Daje to niesłychaną satysfakcję, z tworzenia i picia alkoholu.
Jakiego al-koholu? Winka i miodku!
Zazdroszczę cierpliwości i umiejętności.
Przy produkcji owocowego wina jedynym problemem jest miejsce na balony. Czasem żona, której może przeszkadzać aromat fermentującego moszczu. A frajda patrzenia na pracujące wino jest porównywalna z frajdą patrzenia na płonące polana w kominku.
Piwo nie jest tak efektowne w produkcji ale proces chyba nawet ciekawszy, istna alchemia.
Jakby z pyłku jabłoni czuć było gruszką to byłoby coś niesamowitego a tak....to chyba...tak być musi, nie?
Piszę tak pewnie dlatego że o pędzeniu wina mam pojęcie zerowe, a o miodach pitnych to już nawet ujemne....
Jedno mie tyko zastanawia: czemu mówicie balony ma dymiony?
Bo to chyba takie krakosko-małoposkie jest
Masz na myśli gąsiory?
Mówicie o gąsiorze?
Na mojej wiosze zawsze się mówiło balony i proszę mnie tu nie pouczać, bo jeszcze zażądam języka mazowieckiego!
Natomiast Szwajcarzy umyślili zwalczać wroga żelem.
https://www.swissinfo.ch/eng/science/new-gel-developed-in-zurich-renders-alcohol-harmless/77454860
Wolę żal.
No ale jak rozkłada zanim się dostanie do krwioobiegu to po co pić?
Dla smaku!
Dla większości ludzi mleko jest bardziej szkodliwe.
Jeżeli zrównujemy niszczenie komórek nerwowych, zwiększone ryzyko nowotworu, udaru, zawału, nadciśnienia, uszkodzenia nerek i wątroby z sensacjami żołądkowymi to tak.